Recenzja KeeBox/RyeWorks M0110 (Cherry MX Brown HG)

Niezaprzeczalnym faktem jest, że większość klientów w Polsce poszukuje niedrogich rozwiązań, nawet w świecie klawiatur. Widać to przede wszystkim po popularności modeli takich jak Genesis Thor 404 TKL czy Endorfy Thock 75% Wireless, dla których nie trzeba rozbijać banku, a są naprawdę dobrymi opcjami dla przeciętnego klienta. Są natomiast osoby, które chętnie zbudowałyby coś swojego zamiast decydować się na klawiaturę pre-built, ale mimo wszystko wolałyby nie płacić kilku tysięcy złotych za taką przyjemność. Dla takich ludzi również są na rynku opcje, a jedną z nich jest KeeBox/RyeWorks M0110, którą można kupić za grosze na AliExpress.

Zapytacie pewnie dlaczego stawiam ukośnik pomiędzy tymi dwoma nazwami. Wynika to z faktu, że de facto twórcą tego urządzenia jest RyeWorks, które zdecydowało się zreprodukować legendarną klawiaturę Apple M0110, natomiast KeeBox jest głównym sklepem, który ów urządzenie sprzedaje. Dlatego też w internecie spotkacie się z zamiennym określaniem tej klawiatury z dopiskiem KeeBox lub RyeWorks przed nazwą modelu. Co to jednak za klawiatura i dlaczego to na nią powinniście się zdecydować chcąc zbudować być może swoją pierwszą klawkę personalizowaną? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w dzisiejszej recenzji. Zapraszam do lektury!

Keebox RyeWorks M0110 Cherry MX Brown
Na zdjęciu keycapy JC Studio Tulip.

Opakowanie

RyeWorks M0110 przychodzi do nas w najzwyczajniejszym kartonie, który już na froncie informuje nas o zamiarach producenta: zrekonstruowanie pochodzącej z lat 80-tych klawiatury Apple M0110 stworzonej do pracy z komputerami Macintosh. Poza napisami i ładnym rysunkiem nie znajdziemy jednak żadnych przydatnych informacji na opakowaniu. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, bowiem przecież obcujemy z produktem kierowanym do entuzjastów, którzy doskonale wiedzą co kupili.

Akcesoria

Wewnątrz pudełka znajdziemy dobrze zabezpieczoną obudowę M0110 w folii i piankach, płytkę drukowaną (PCB), piankowe uszczelki, śrubki i płytkę-córkę wraz z kablem JST. Wszystko to wystarczy, aby złożyć klawiaturę do kupy. Nie uświadczymy tu żadnych dodatkowych akcesoriów, co doskonale pokazuje jakie podejście mają producenci sprzętu hobbystycznego – nie ma miejsca na zbędne dodatki, takie jak keycap puller czy switch puller, bo przecież każdy hobbysta i tak jest już w ich posiadaniu. Nie otrzymujemy tu także żadnych keycapów, przełączników ani nawet stabilizatorów. Dlaczego? A no dlatego, że jest to klawiatura do samodzielnego złożenia, ale producent nie narzuca nam z jakich elementów ją skonstruujemy. Możemy zatem dowolnie wybrać i zakupić switche i nakładki, tak aby pasowały one do naszych preferencji.

Wygląd

RyeWorks M0110 ma naśladować niezwykle starą, ale jakże charakterystyczną klawiaturę od największego obecnie producenta elektroniki – Apple. Dostosowuje się ona jednak do obecnych standardów, a więc porzuca dziwaczny pomysł projektantów oryginalnego M0110 polegający na skróceniu klawiszy z prawej strony. Tutaj mamy najnormalniejszy rozmiar 60% z dwoma blockerami w obu dolnych rogach. Ich rola jest w tym przypadku wyłącznie estetyczna, a na ten typ układu mówi się „HHKB”, jednak nie jest to prawdziwy rozkład znany z Happy Hacking Keyboard. Choć producenci lubianej klawiatury na przełącznikach Topre ewidentnie wzorowali jej układ na tym z Apple M0110, to zmienili jeden aspekt rzędu dolnego: przesunęli go nieco w lewą stronę, przez co stał się on niesymetryczny. W przypadku recenzowanej dzisiaj RyeWorks M0110 dół jest jak najbardziej symetryczny, więc poprawniejszą nazwą na ten rozkład byłoby „symmetrical HHKB”.

Osobiście jestem ogromnym fanem klawiatur 60%, a jeszcze większym tych z blockerami. Uwielbiam zarówno WKL (czyli blockery w miejscu obu klawiszy Windows) jak i obie wariacje HHKB. Dlatego też M0110 niewątpliwie należy do grona klawiatur, na które patrzę z uśmiechem i korzystam z radością. Dołączone w zestawie PCB wspiera różne układy, w tym nawet ISO, natomiast ja postawiłem na maksymalne upodobnienie go do tego znanego z HHKB – umieściłem zatem Backspace bezpośrednio nad Enterem, podzieliłem prawy Shift na dwa klawisze, podobnie jak pierwotny Backspace. W ten sposób wycisnąłem z RyeWorks M0110 maksymalny, w moim odczuciu, poziom ergonomii.

Na zdjęciu keycapy Shenpo Red Cyrillic i dziwaczny układ à la ISO 😉

Legendarna klawiatura M0110 zachwycała nie tylko nietypowym układem, który był zupełnie niespotykany w swoich czasach (wtedy królowały przede wszystkim modele pełnowymiarowe), ale też przyjemnymi dla oka kształtami. Rekonstrukcja od RyeWorks bardzo dobrze naśladuje tę kwestię, co widać przede wszystkim z góry i z profilu. Obudowa ma szerokie ramki dookoła klawiszy, które z każdej strony przechodzą z płaskiej powierzchni w niestrome spady w dół. Tworzy to charakterystyczną dla tej klawiatury estetykę, która jest dodatkowo potęgowana przez kształt obudowy z profilu – tam zauważyć można, że cały górny fragment jest wyraźnie szerszy od będącego w kształcie klinu spodu, który styka się z biurkiem. Wygląda to moim zdaniem obłędnie i to właśnie za sprawą wyglądu zakochałem się w tej klawiaturze już od pierwszego wejrzenia.

W oczy rzuca się także delikatna przerwa pomiędzy górną, a dolną częścią obudowy. Ona również została zaczerpnięta z oryginału i niektórym może nie przypaść do gustu, jednak dla mnie jest okej – dodaje trochę takiego surowego charakteru. Z tyłu obudowy znajdziemy z kolei wyrównany do lewej krawędzi port USB-C, osadzony płytko w wymodelowanej dla niego specjalnie ramce odstającej w dół od reszty górnego fragmentu obudowy. Nie zapominajmy też o metalowej, pomalowanej na złoto odznace osadzonej w lewym blockerze, na której widnieje nie do końca legalnie wykorzystane logo marki Apple. Skąd wiem, że nielegalnie? Cóż, niedługo po powstaniu tego wariantu klawiatury pojawiły się identyczne modele, które zamiast logotypu giganta z Cupertino miały w tamtym miejscu jakiś kompletnie odmienny znak graficzny.

Kolor to, jak przystało na czasy z których pochodzi oryginał tej klawiatury, najzwyklejszy beż. Obie części obudowy wykonano z tego samego odcienia tej pięknej barwy. Jako że nie mamy tu do czynienia z obudową metalową, to kolor nie został naniesiony na jej powierzchnię, a pochodzi po prostu z zabarwienia plastiku do barwy docelowej. Uważam, że producent wybrał perfekcyjny odcień i prezentuje się on perfekcyjnie na tle innych moich klawiatur w stylistyce retro, tak jakby wszystkie z nich należały do jednej rodzinki – vintage familia.

Wykonanie i wnętrze

Biorąc pod uwagę niebywale niską cenę w jakiej oferowana jest obudowa RyeWorks M0110 oraz fakt, że wzorowana jest ona na kompletnie plastikowej klawiaturze, nie powinno być żadnym zaskoczeniem, że produkt będący przedmiotem dzisiejszej recenzji jest w pełni z tworzywa sztucznego. Dla wielu może być to wadą, bo z jakiegoś powodu dla wielu nowych członków hobby klawiaturowego metal jest jakimś magicznym materiałem, który czyni obudowę lepszą. Dla mnie to zupełna bzdura i osobiście w tej cenie preferuję plastik, bowiem wielokrotnie zawiodłem się na wykonaniu metalowych, budżetowych obudów. KeeBox M0110 składa się z dwóch części, a obie z nich wykonano z wtryskiwanego do form ABS-u. Powierzchnia została zaś wykończona lekko chropowatą teksturą, która jest bardzo przyjemna pod palcem i nie odbija tak bardzo światła.

Wnętrze obudowy ma dosyć pokaźną pojemność, a producent nie dorzucił w zestawie żadnych materiałów wygłuszających. Dla nowicjuszy to kolejny „red flag”, a dla mnie kolejna, ogromna zaleta. Pałam bowiem nienawiścią do piankowego brzmienia i cieszę się, że RyeWorks nie zmusza mnie do pakowania wygłuszaczy do tej wspaniałej klawiatury. Dzięki temu mogę podziwiać jej puste brzmienie, wywoływane przez echo. Ale więcej na ten temat troszkę później 😉

Wystarczy rzut oka na PCB dołączone w zestawie oraz wnętrze obudowy żeby wywnioskować, że producent postawił tu na popularny w ostatnich latach montaż uszczelkowy (ang. gasket mount) oparty na przyklejanych do płytki montażowej lub PCB paskach pianki lub gumy. W tym przypadku mamy właściwie dwie opcje, bo chociaż domyślnie klawiatura ta powinna być budowana na samym PCB, bez płyty montażowej (ang. plateless), to mamy jednak możliwość dokupienia tej drugiej i zbudowania klawiatury, chciałoby się rzecz, w normalny sposób. Aby to osiągnąć producent musiał umieścić w obudowie miejsca na dwa razy więcej uszczelek, przy czym ten drugi zestaw jest wyraźnie podniesiony do góry, bo i płyta montażowa siedzi wyżej niż PCB.

Ja jednak postanowiłem zbudować RyeWorks M0110 w podstawowej opcji, zatem paski pianki nakleiłem na odstających „skrzydełkach” płytki drukowanej – po obu stronach rzecz jasna. Następnie umieściłem ją w obudowie, a tę zamknąłem z użyciem 6 śrubek. Taki sposób montażu niesie za sobą dwie konsekwencje. Pierwsza z nich to rzecz jasna odseparowanie brzmienia od obudowy. Piankowa uszczelka skutecznie niweluje ilość fal dźwiękowych przenoszonych na obudowę, dzięki czemu brzmienie jest pełniejsze i wyraźniejsze. Obudowa gra tu jednak swoją rolę, którą jest odbicie fal dźwiękowych i ich uwydatnienie. Druga konsekwencja jest natomiast zależna od grubości pianek i miejsca na dnie obudowy. Jeśli uszczelki byłyby cienkie, a miejsca w środku mało, to konstrukcja nie uginałaby się i pod kątem wrażeń z pisania mielibyśmy po prostu kolejną klawiaturę, z nieco innym brzmieniem i delikatnie miększym bottom-outem. Na szczęście za sprawą braku płyty montażowej, grubości pianek oraz pokaźnej ilości pustej przestrzeni całość bardzo przyjemnie się ugina i zapewnia naprawdę fajne wrażenia z pisania.

Mam jednak uwagę co do rozkładu uszczelek. Niestety widać, że producent nie badał tematu wystarczająco dogłębnie żeby dowiedzieć się, że w klawiaturze 60% nie powinno się umieszczać tak wielu uszczelek, a już na pewno nie po bokach. Co prawda ich rozmiar jest niewielki, co w pewnym stopniu wybawia z tego faux pas, ale gdybyśmy dla przykładu nie chcieli skorzystać z tych bocznych uszczelek, to pozostaje nam jedynie obcięcie odstających skrzydełek od PCB, bo w innym wypadku będą one obijać o obudowę i generować nieprzyjemny odgłos. Osobiście osadziłbym więc po 3 skrzydełka na górze i na dole, a na bokach równe 0. Wtedy byłoby to wykonane o niebo lepiej, a feeling lepiej rozłożony – bo teraz po prostu klawisze po bokach, a więc modyfikatory, są nieporównywalnie sztywniejsze od alfanumeryków.

Ergonomia

Kwestia ergonomii jest w przypadku RyeWorks M0110 nadzwyczaj standardowa, jednak z jedną maleńką wadą. Otóż na spodzie klasycznie znajdziemy 4 gumki antypoślizgowe, które jako tako radzą sobie z utrzymaniem klawiatury w miejscu (niestety nie pomaga absurdalnie niska waga, która po zbudowaniu wynosi zaledwie 622 gramy po zbudowaniu, czyli włącznie z keycapami i przełącznikami). Tuż obok tych tylnych ulokowane zostały z kolei rozkładane nóżki do podwyższenia kąta nachylenia. O ile faktycznie podnoszą one ów kąt (z 6° do 9°), to niestety ich krańce nie zostały wykończone gumą, przez co po rozłożeniu nóżek tracimy już i tak niedużą przyczepność. Dla mnie nie jest to jakaś poważna wada, ale mimo wszystko należy o tym wspomnieć.

Co natomiast ciekawe, podczas korzystania z recenzowanego dziś klona Apple M0110 nie czułem nawet potrzeby podnoszenia kąta nachylenia, pomimo mojej preferencji jaką jest około 10 stopni pochyłu. Na pewno nie wynika to z wysokości frontowej, bo ta wynosi aż 24,2 mm (czyli jakieś 4 mm powyżej standardu). Ciężko jest mi zatem jednoznacznie stwierdzić dlaczego pisało mi się na tej klawiaturze komfortowo nawet bez rozkładania nóżek, ale osobiście nie narzekam.

Wcześniej nieco pobieżnie wspomniałem o uginaniu się płytki drukowanej pod naciskiem. Wiadomo, że dobrze wykonany gasket mount zapewnia dobre wrażenia pod tym względem, bo płytka ugina się w nim poprawnie i w odpowiednim stopniu, natomiast w przypadku recenzowanej klawiatury wpływ na to ma dodatkowo fakt zastosowania przeze mnie montażu przełączników bezpośrednio do PCB, z pominięciem płyty montażowej. Dzięki temu uginanie jest jeszcze bardziej zaznaczone i podczas pisania realnie czuć pod palcami wibracje. Dałoby się to dodatkowo podkręcić poprzez obcięcie bocznych skrzydełek na uszczelki, ale na taki zabieg jeszcze się nie zdecydowałem. Natomiast kto wie? W końcu jestem niemałym fanem uginania się klawiszy podczas pisania, bowiem jest w tym coś satysfakcjonującego. Owszem, w niektórych modelach całość gnie się aż za bardzo, ale gdy zachowamy balans (tak jak w tym M0110) to efekt jest naprawdę przedni.

Keycapy

Jako że nakładki nie są dołączone do recenzowanej dzisiaj klawiatury, to musiałem wybrać je samodzielnie. Moja decyzja zapadła po wstępnej analizie RyeWorks M0110, ale także na podstawie jej końcowej ceny. Uważam bowiem, że choć zakładanie drogich keycapów na tanią klawiaturę nie jest dla nich w żadnym wypadku ujmą, to chciałem sprawdzić jak model ten będzie sprawował się na częściach równie tanich co sam zestaw obudowy i PCB. Wybór padł zatem na recenzowane niegdyś na blogu nakładki o iście wschodniej estetyce – XMI Red Cyrillic.

Poza oczywistym i wspomnianym już faktem, że wybrałem te keycapy przez ich niską cenę, powodem była także synergia grubego PBT z pustą obudową z plastiku. To właśnie takie nakładki są w stanie wykrzesać z RyeWorks M0110 najwięcej, bo przepięknie uwydatniają jej brzmienie poprzez wytłumianie części wysokich odgłosów i pozostawianie wyłącznie basowego mięska. W dodatku, czego raczej nie muszę nikomu przypominać, M0110 jest klawiaturą beżową, a więc nałożenie na nią keycapów innych niż beżowe byłoby zbrodnią. Co natomiast ważne, to XMI jako jedyne z posiadanych i testowanych dotychczas przeze mnie zestawów nakładek pasuje tak idealnie do odcienia obudowy recenzowanej dziś klawiatury. Coś pięknego!

Pierwotnie korzystałem z M0110 naprzemiennie na nakładkach Shenpo SimpleJA oraz Shenpo Red Cyrillic i nie myślałem kompletnie o przyozdabianiu jej akcentami, jednak wraz z wymianą keycapów na docelowe stwierdziłem, że dobrze byłoby sprawdzić jak całość będzie prezentować się w akompaniamencie modyfikatorów RGB. Okazuje się, że zabieg ten ma genialne efekty – beż fantastycznie współgra z czerwonym, zielonym i niebieskim, zaś rosyjska cyrylica w pierwszym z tych trzech kolorów dodaje im sporo smaku, takiej wręcz koneksji. Jeszcze lepiej wyglądałoby to gdyby sublegendy były we wszystkich trzech kolorach podstawowych (stay tuned), ale jak to się mawia: nie można mieć wszystkiego.

No i w końcu na tym zdjęciu widnieją keycapy XMI Red Cyrillic.

Stabilizatory

Podobnie jak keycapów, w zestawie z RyeWorks M0110 nie znajdziemy stabilizatorów. To akurat nie jest wcale żadna zasada, a raczej skąpstwo producenta. Oferowany w podobnej cenie zestaw do samodzielnego złożenia NCR80 zawiera stabilizatory, więc KeeBox wraz z „projektantem” tej klawiaturki mogli się trochę bardziej postarać i dorzucić od siebie staby do M0110. Tym bardziej, że to wcale nie jest takie drogie zadanie, gdyż Cherry Clip-in to koszt zaledwie kilku dolarów.

A skoro słowo się już rzekło, to podczas budowania M0110 wykorzystałem właśnie wspomniane Cherry Clip-in, które nasmarowałem zgodnie z moim poradnikiem i.. tyle. Brzmienie, które w ten sposób osiągnąłem jest niezwykłe, to trzeba przyznać. Na ogół zdarzało mi się, że po pierwszym złożeniu klawiatury na stabilizatorach Cherry musiałem je poprawiać, aby te sięgnęły perfekcji, ale tutaj było wręcz przeciwnie – idealnego brzmienia doświadczyłem od razu po pierwszym przesmarowaniu drucików grubym smarem SuperLube. Może to jakaś magia tej taniej, ale cudownej klawiaturki?

Przełączniki

No a co ze switchami, według wielu najważniejszym elementem klawiatury, od którego właściwie zależy końcowy odbiór całego urządzenia? Tych też, rzecz jasna, nie dostajemy w pakiecie z klawiaturą, natomiast jeśli chodzi o mój wybór to padło na popularne Cherry MX Brown w wydaniu Hyperglide. Oczywiście zmodyfikowałem je przed wlutowaniem do PCB: przesmarowałem zgodnie z poradnikiem oraz wymieniłem sprężyny na takie o długości 22 milimetrów, oporze 45 gramów oraz produkcji KTT. Może Wam się wydawać, że efektem są dosyć lekkie, a może nawet za lekkie przełączniki. Z początku miałem podobne obawy, ale finalnie wyszło, że długie sprężynki od KTT bardzo skutecznie uwydatniają bump-a Cherry MX Brownów – do takiego stopnia, że nie tylko jest on znacznie przyjemniejszy podczas pisania, ale też nieco pokaźniejszych rozmiarów, a co za tym idzie stawia większy opór.

Dlaczego akurat te przełączniki, a nie coś w stylu żółtych Gateronów albo nawet MMD HT POM? Cóż, miałem z tyłu głowy, że takie rozwiązanie mogłoby być lepsze pod kątem budżetu, natomiast ostatecznie postawiłem na nylonowe Cherry przez fakt, że moim zdaniem najlepiej mogą zgrać się one z klawiaturą nawiązującą do modeli sprzed lat. Nie myliłem się, bo będące jednymi z moich ulubionych switchy stały się w RyeWorks M0110 jeszcze lepsze. Satysfakcja, którą zapewniają mi zamontowane tu Browny jest po prostu nieziemska i cieszę się, że mój wybór padł na nie, a nie na cokolwiek innego. Poza tym wcale nie wyszły mnie one tak drogo, bo kupiłem je na sporej promocji z AliExpress 😉

Totalnie rozumiem, że wśród entuzjastów hejt na brązowe wisienki rozprzestrzenił się przez lata do niepokojącego wręcz stopnia, a osoby nieco nowsze w hobby traktują takie podejście jako wręcz zasadę bycia hobbystą, jednak ja nieraz mówiłem już, że są to naprawdę świetne switche, które bardzo pasują mi swoją charakterystyką. Tak, mają małego bumpa, ale to ich zaleta, a nie wada. Rozumiem, że w 2017 opcji było mniej i polecanie każdemu kto poszukiwał przełączników dotykowych czegoś na Brownach było lekką głupotą, ale obecnie, w 2024 roku, praktycznie każdy kto decyduje się na zbudowanie klawiatury na Cherry MX Brown doskonale zdaje sobie sprawę z alternatyw i wie na co się pisze. Chciałbym natomiast powiedzieć, że wersja Hyperglide poprawiła kwestię nieprzyjemnego tarcia, ale niestety nie – nadal trzeba je smarować żeby nie czuć tego paskudnego papieru ściernego. Choć dla niektórych jest to zaleta, a moim zdaniem lekkie tarcie potrafi uwydatnić bump-a i dodać mu agresywnego charakteru, o czym pisałem już ponad 4 lata temu.

Brzmienie

Choć feeling jest dla mnie niezwykle ważny i to z jego powodu lubię Cherry MX Brown, to jednak ich brzmienie jest cechą, która absolutnie skradła moje serce. Mało jest takich przełączników, które potrafią brzmieć tak przewspaniale, generować takie fale dźwiękowe, które dla uszu są niczym ambrozja dla kubek smakowych. Dodatkowo stukanie nasmarowanych Brownów uwydatnia tu lekka sprężyna, przez co moje ciężkie paluchy znacznie mocniej je dociskają, a w efekcie stukot jest zauważalnie głośniejszy. Nie można zapomnieć tu natomiast o roli obudowy, która przez swoją pustość i fakt, że wykonano ją ze stosunkowo cienkiego plastiku, dodatkowo „podgłaśnia” dźwięk, ale wcale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wisienką na torcie są rzecz jasna keycapy, które eliminują to czego nie chcę słyszeć, a pozostawiają to co kocham.

Całość w skonstruowanej przeze mnie konfiguracji brzmi nieziemsko. Pusto, bo dźwięk roznosi się po obudowie, ale pełno, bo grube keycapy tłumią część fal dźwiękowych. Stukanie jest naprawdę głośne i staram się nie korzystać z tej klawiatury po nocach, w obawie przed obudzeniem partnerki, jednak jest to niewątpliwie melodia dla moich uszu. Stabilizatory nie klekoczą, sprężynki i metalowe styki w przełącznikach nie rezonują. Czego chcieć więcej? Tak zupełnie szczerze, RyeWorks M0110 jest niewątpliwie jedną z moich ulubionych klawiatur pod kątem brzmienia, a już na pewno moją ulubioną z obecnie posiadanych w kolekcji.

Na filmie Shenpo, ale brzmią identycznie co XMI, więc nawet nie nagrywałem na nowo.

Oprogramowanie

Przed końcem dorzucę jeszcze parę słów o PCB i wsparciu przez oprogramowanie QMK i VIAL. Nie ma chyba obecnie klawiatury kierowanej do entuzjastów i ogólnie osób jako tako zainteresowanych hobby klawiaturowym, które nie wspierałyby QMK. Firmware ten pozwala na swobodne przypisywanie dowolnego działania do dowolnych klawiszy, bez żadnych ograniczeń narzucanych przez producenta (co często ma miejsce w klawiaturach konsumenckich). Bonusem do QMK są aplikacje takie jak VIA czy VIAL, które są graficzną reprezentacją i dają możliwość konfiguracji klawiatury z poziomu aplikacji lub strony internetowej. Jedni preferują VIA, drudzy zaś wolą więcej opcji oferowanych przez VIAL – ja należę do tej drugiej grupy.

Całe szczęście RyeWorks M0110 korzysta z PCB wspierającego zarówno QMK jak i VIAL, dzięki czemu ustawienie docelowego układu klawiszy było banalne, a w dodatku byłem w stanie bardzo łatwo skonfigurować inne działanie dla wybranych klawiszy przy dwukrotnym wciśnięciu – tak zwany Tap Dance. W ten sposób ustawiłem sobie przycisk \| przy dwukrotnym wciśnięciu Backspace, zaś normalne działanie przy pojedynczym. Z drugiej strony to samo mógłbym osiągnąć poprzez ustawienie \| na drugiej warstwie – wszystko zależy tylko i wyłącznie od preferencji, a VIAL pozwala nam właściwie bez większych ograniczeń osiągnąć co sobie wymarzymy.

Ocena końcowa

Nie ma na świecie nic lepszego niż klawiatura, której użytkowanie sprawia człowiekowi realną frajdę. Takim modelem jest dla mnie recenzowana dzisiaj RyeWorks M0110 zbudowana w opisanej w artykule konfiguracji. Uważam, że jest to najlepiej brzmiąca klawiatura w mojej kolekcji, a za sprawą jej atrakcyjnego wyglądu świetnie prezentuje się ona na biurku. Uwielbiam stylistykę retro, więc raczej żadnym zaskoczeniem nie jest dla nikogo mój odbiór wszechobecnego beżu. Poza brzmieniem i wyglądem jest jeszcze coś – przyjemność z pisania. Ta również jest na wysokim poziomie, gdyż całość fajnie ugina się pod palcami, choć kwestia ta mogłaby zostać nieco dopracowana.

Niewątpliwie nie jest to klawiatura bez wad, ale mimo to trafia ona w moje gusta i realnie chce mi się z niej korzystać, niejednokrotnie bardziej niż z U80-A czy Arc60 – klawiatur wyraźnie droższych. Jak natomiast wypada na tle konkurencji? Tu także można powiedzieć, że jest naprawdę świetnie. Koszt takiej M0110 to w tej chwili zaledwie 360 złotych za zestaw obudowy i PCB. Ciężko będzie znaleźć w tych pieniądzach coś równie interesującego, natomiast jeżeli jesteś jeszcze świeżym członkiem hobby i nie pałasz miłością do sprzętu retro to raczej możesz odpuścić sobie M0110 i celować w coś pokroju Akko 5075S albo Zuoya GMK67 – takie klawiatury bardziej trafią w Twoje gusta. RyeWorks wykonał klawiaturę dla entuzjastów, którzy cenią sobie w sprzęcie coś innego niż piankowe brzmienie i tylko takie osoby zrozumieją jej piękno.

Moja konfiguracja, którą dzisiaj zrecenzowałem, kosztowała mnie finalnie niecałe 700 złotych, co uważam za i tak wyższą kwotę niż najniższa możliwa przy tej klawiaturze. Można bowiem wsadzić do niej jakieś tańsze przełączniki i zredukować kwotę końcową o dodatkową stówkę. Keycapy najlepiej kupić z drugiej ręki na Discordach entuzjastów lub od partnerów mojego bloga: TinkerKeys.pl oraz Keyspace.store, podobnie ze stabilizatorami. Końcowy produkt, który w ten sposób otrzymamy będzie znacznie ciekawszy niż te wszystkie 75-procentowe modele do samodzielnego złożenia, pełne pianki, z pokrętełkami i kolorowymi przełącznikami rzekomo oferującymi jakieś niespotykane osiągi. Końcową decyzję zakupową oczywiście podejmiesz sam, natomiast osobiście będąc w pozycji początkującego hobbysty złożyłbym właśnie takie M0110. Zresztą, ostatnio wyszedł też wariant czarny i taki na gumowych przełącznikach pojemnościowych przypominających Topre. Możliwości i frajda przy tej klawiaturce są więc naprawdę szerokie.

Podziękowania

Na koniec chciałbym podziękować mojej czytelniczce mizu, która zakupiła subskrypcję trzeciego stopnia na moim Patronite. W zamian za to zapraszam Was wszystkich do sprawdzenia jej kanału YouTube o klawiaturach, a także do dołączenia na prowadzony przez nią serwer Discord o nazwie Klawikoty, gdzie można pogadać o klawiaturach i kotkach.