Recenzja Leopold FC750RBT Two Tone White PD (Cherry MX Red)

Użytkowników klawiatur można podzielić na 4 grupy. Do pierwszej należą osoby, których kompletnie nie obchodzi to urządzenie peryferyjne i korzystają z tego co mają akurat pod ręką. Druga składa się z ludzi, którzy liznęli mniej lub więcej tematu albo poradzili się u osób bardziej obeznanych, a w efekcie korzystają z ciekawszych kontrukcji z powodu świadomego podążania za lepszym sprzętem. Czwarta to z kolei entuzjaści inwestujący ogromne ilości złotówek w swoje narzędzia do wprowadzania tekstu.

Celowo pominąłem tę trzecią, gdyż jest ona najważniejsza z perspektywy dzisiejszej recenzji. Należą do niej bowiem użytkownicy, którzy niekoniecznie są obeznani w temacie klawiatur, ale chcieliby korzystać z nieco lepszego sprzętu niż klasyczne gumiaki biurowe. Dlatego też wydają kwoty zbliżone do tysiąca złotych w celu otrzymania dobrego, ale niekoniecznie wiedząc na co się piszą.

Za właśnie takie uchodzą wszelkie klawiatury od koreańskiej marki Leopold, która produkcję prowadzi w Republice Chińskiej. Miałem już raz okazję testować jedną z jej starszych konstrukcji: Leopold FC660M PD, która okazała się być naprawdę świetnie wykonanym urządzeniem peryferyjnym, którą na wielu płaszczyznach wypiera jednak konkurencja chętniej podążająca za trendami.

Inaczej ma być z ich najnowszymi dodatkami do portfolio, czyli odświeżonymi konstrukcjami z dopiskiem „BT” w nazwie, oznaczającym rzecz jasna wsparcie bezprzewodowego połączenia Bluetooth. Jestem jednym ze szczęśliwców, do których miał okazję trafić jeden z modeli tej serii, a dokładniej Leopold FC750RBT PD w kolorystyce Two Tone White. Jak wypadła w moich testach? Tego dowiecie się z dzisiejszej recenzji!

Leopold FC750RBT PD

Opakowanie

Klawiatura zapakowana jest w białe pudełko, na którego froncie w oczy rzuca się przede wszystkim wielkie logo Bluetooth. Widać, że Leopold traktuje łączność bezprzewodową jako główną zaletę tego modelu. Oprócz tego znajdziemy tu między innymi rysunek konturowy obrazujący wygląd klawiatury, nazwę modelu, logo producenta i rozpiskę najważniejszych aspektów:

  • wsparcie Bluetooth 5.1,
  • złącze USB-C,
  • pianka akustyczna,
  • keycapy o grubości 1,5 mm, wykonane z PBT metodą podwójnego wtrysku,
  • przełączniki Cherry MX,
  • kompatybilność z systemem Windows 10.

Ponadto producent zadbał o poinformowanie, że ten konkretny egzemplarz to wariant kolorystyczny Two Tone White. Rozwiązane zostało to przez wypełnione kolorami kreski, spośród których każda odpowiada za inny element urządzenia.

Tył opakowania nie przekazuje wiele więcej, gdyż tam widnieje identyczny rysunek oraz w większości te same cechy. Co natomiast ciekawe, Leopold uważa ten model za niskoprofilowy (choć takim nie jest) i deklaruje, że można sparować go z wieloma urządzeniami jednocześnie. Przy krawędzi znalazła się natomiast nieco uboga specyfikacja techniczna.

Akcesoria

Wewnątrz pudełka znajdziemy nie tylko samą klawiaturę, ale również kilka ciekawych dodatków. W ich skład wchodzą następujące przedmioty:

  • papierologia,
  • beżowy przewód USB-A do USB-C,
  • plastikowy keycap puller,
  • dwa zastępcze keycapy,
  • dwie baterie AAA.

Dołączony w zestawie kabel jest ogumowany, co dla wielu może wydawać się minusem, lecz dla mnie jest sporą zaletą. Do klawiatury w tym stylu nie pasowałby bowiem żaden oplot, gdyż beż kojarzy się raczej z gumowymi spiralnymi kablami. Wiadomo, można było dać tu właśnie przewód w takim zakręconym stylu, nawiązując przy tym do korzeni wybranej kolorystyki, ale zwiększyłoby to koszta związane z produkcją, a klawiatury marki Leopold i tak nie należą do tanich.

Plastikowe narzędzie do zdejmowania keycapów to coś czego osobiście nienawidzę i dziwię się wręcz, że tak renomowany producent dołącza w zestawie takie badziewie. Znacznie lepszą opcją są druciane pullery, które spotkać można nawet w klawiaturach po kilka stówek.

Dodatkowe nakładki to cecha kojarząca mi się z Leopoldem właśnie, gdyż marka ta dorzuca zawsze kilka sztuk do swoich klawiatur w celu lepszej reprezentacji działania klawiszy. W tym przypadku otrzymujemy bonusowy Control i CapsLock w takich wymiarach żeby zamienić je miejscami. To ukłon w stronę takich osób jak ja, które wolą mieć lewy Control w miejscu CapsLocka. Dodatkowo miłym gestem jest wykonanie ów Controla w formie „stepped”, czyli z takim obniżonym wcięciem niwelującym przypadkowe wciśnięcia i wyglądającym po prostu bardzo estetycznie.

Niezmiernie cieszy fakt, że choć mamy tu do czynienia z produktem na baterie, a nie na akumulator, to nie musimy lecieć do sklepu żeby skorzystać z pełnej funkcjonalności, bo producent zadbał o paluszki w zestawie. Jest to zawsze miły gest, bo zwyczajnie nie każdy ma w domu zbędne baterie AAA, które może umieścić w klawiaturze.

Od góry

Wygląd FC750RBT PD można opisać w dwóch słowach: prosty i elegancki. Mamy tu bowiem do czynienia z urządzeniem, które stawia przede wszystkim na schludne prezentowanie się na biurku użytkownika, a nie na krzykliwe kształty czy świecidełka. Pomaga w tym również nieagresywna kolorystyka. Klawiatura ta dostępna jest w kilku wariantach kolorystycznych, natomiast do mnie na testy trafił egzemplarz w tej najlepszej: Two Tone White. Należy natomiast zwrócić uwagę, że jest to prędzej Two Tone Beige, gdyż z bielą nie ma ona nic wspólnego.

Niemniej jednak podoba mi się ta klawiatura marki Leopold. Przemawiają do mnie symetryczne ramki dookoła klawiszy, niezagospodarowana przestrzeń nad strzałkami czy nawet sam rozmiar: TKL. Przeglądając ofertę tego koreańskiego producenta można odnieść wrażenie, że oferuje on klawiatury we wszelkich wymiarach, aczkolwiek dla mnie najwygodniejszy i najprzyjemniejszy dla oka jest właśnie TenKeyLess, dlatego to jego postanowiłem przetestować. Nie ma to jak połączenie idealnego rozmiaru, idealnego designu i idealnej kolorystyki, prawda?

Jeśli nie wiecie jednak czym charakteryzuje się format TKL, to już spieszę z wyjaśnieniem. Jest to standardowa klawiatura Full-size, aczkolwiek z obciętym panelem numerycznym. Nie podpasuje ona zatem wszelkim pracownikom biurowym, których zawód opiera się na wprowadzaniu liczb do arkuszów kalkulacyjnych. Ja nie jestem jednak fanem NumPada i z tego powodu nigdy z niego nie korzystam, dlatego dla mnie lepiej sprawuje się TKL. Gracze także są fanami tego rozmiaru, choć w ostatnich latach ślinka cieknie im bardziej na widok jeszcze mniejszych konstrukcji – takich jak 60%. Wymagają oni bowiem możliwości wykonywania swobodnych manewrów myszką bez obawy o uderzenie nią w bok klawiatury, a dokładnie to zapewnia zarówno format 60% jak i TKL.

Układ to klasyczne ANSI, a zatem lewy Shift jest w normalnym rozmiarze, a Enter ma tylko jeden rząd wysokości. Dolny rząd klawiszy również jest standardowych wymiarów, dzięki czemu jakakolwiek ewentualna wymiana keycapów jest znacznie uproszczona. Chociaż osobiście wątpię, że ktokolwiek na świecie mógłby chcieć wymienić nakładki w tej klawiaturze z powodów, które opiszę kilka sekcji później.

Grzechem byłoby nie wspomnieć przy okazji o jakości wykonania obudowy. Chociaż producent postawił na tworzywo sztuczne, to jest ono genialnej jakości. Absolutnie nic się nie wygina ani nie skrzypi. Jest to kompletnie inny poziom, z którym równać nie mogą się budżetowe modele,takie jak Krux Atax Pro czy Dream Machines DreamKey TKL. Dowodem na to jest waga Leopold FC750RBT PD, wynosząca dokładnie 1060 gramów. To ponad kilogram! Właśnie tyle powinny ważyć plastikowe TKL-e. Konkurencjo, ucz się!

Od spodu

Zazwyczaj spodnia powierzchnia klawiatur nie ukrywa nic poza standardowymi gumkami antypoślizgowymi i rozkładanymi nóżkami, ale w przypadku recenzowanego dziś modelu jest nieco inaczej. Znajdziemy tu bowiem cztery małe przełączniki typu DIP, jeden większy przełącznik ON/OFF i jeden głęboko osadzony przycisk. Jest tu także, ukryte pod plastikową klapką, miejsce na dwie baterie, które producent dorzuca w zestawie.

Oczywiście nie zabrakło wcześniej wspomnianych gumek antypoślizgowych. Znalazły się one w każdym z czterech rogów i radzą sobie naprawdę świetnie w utrzymywaniu klawiatury w miejscu. Przy tylnej krawędzi ulokowane są również rozkładane nóżki do zmiany kąta nachylenia, lecz te są wyłącznie jednostopniowe. Można zgodnie uznać, że tak drogiej klawiaturze nieco nie przystoi, gdyż już nawet tak tanie konstrukcje jak Savio Whiteout za 170 złotych oferuje dwustopniowe nóżki. Ja sam zwykle nie korzystam z tych mniejszych, bo lubię duży kąt nachylenia, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z zapotrzebowania klientów na trzystopniową regulację. Trzeba natomiast zauważyć, że na krańcach nóżek znalazła się guma, więc nie trzeba martwić się o ślizganie po ich rozłożeniu.

Interesującym dodatkiem są dodatkowe kanaliki do wyprowadzenia kabla na boki. Standardowo przewód wychodzi środkiem, aczkolwiek jeśli komuś zależy na puszczeniu go od boku to ma tutaj taką możliwość. Osobiście nigdy w całym swoim życiu nie miałem okazji skorzystać z tego udogodnienia, bo zwyczajnie nie widzę dla niego żadnego zastosowania, ale jak mawia stara zasada: lepiej coś mieć i tego nie potrzebować, niż czegoś nie mieć i tego potrzebować.

Od boku

Pierwsza cecha, którą zauważy każdy z tej perspektywy, to fakt osłonięcia wszystkich przełączników przez ścianki boczne obudowy. Dzięki temu mamy tu do czynienia z przeciwieństwem tak zwanego floating-key designu, a co za tym idzie – klawiatura jest znacznie bardziej elegancka. Nie jestem fanem wystających przełączników, więc wygląd modeli takich jak FC750RBT PD bardzo przypada mi do gustu. Dodatkowo grube ścianki plastikowej obudowy tłumią część dźwięków, więc klawiatura w efekcie powinna być również nieco cichsza.

Mimo zapewnień producenta o niskim profilu klawiatury, Leopold FC750RBT PD jest w rzeczywistości modelem o normalnej wysokości. Ta na froncie wynosi około 20 mm (z wyłączeniem keycapów), czyli standardowo. Dzięki temu, moim zdaniem, nie ma potrzeby dokupowania podpórki pod nadgarstki. Na froncie, a dokadnie przy prawej krawędzi, widoczne jest też jedyne logo producenta na całym urządzeniu. Napis jest srebrny, zaś jego tło – czarne, co wyraźnie kontrastuje z beżową obudową. Mi niespecjalnie się to podoba i wolałbym kompletny brak brandingu.

Z tyłu obudowy nie dostrzeżemy nic szczególnego, jedynie ujście głównego kanaliku na przewód. Swoją drogą, port USB-C jest osadzony nieco głębiej, co według wielu może generować problemy z działaniem z customowymi kablami. Ja osobiście tego nie doświadczyłem z żadnym ze swoich zakręconych przewodów od Grublenga, ale wszystko zależy od konkretnego kabla.

Patrząc na urządzenie z profilu dostrzec możemy domyślne pochylenie wynoszące kilka stopni, które podwyższych możemy za pomocą rozkładanych nóżek. Ponadto widoczne jest tu delikatne wcięcie w spodzie obudowy, przez które nie cała powierzchnia dolna jest równoległa do biurka. Sprawne oko zauważy także, że obudowa składa się z dwóch części: dolnej i nachodzącej na nią górnej. To tworzy smukły i stonowany design, który nie rzuca się w oczy.

Keycapy

Klawiatury marki Leopold słyną z genialnej jakości wykonania, ale ta nie kończy się na obudowie. Zamontowane tu keycapy również zasługują na niemałą pochwałę, gdyż reprezentują sobą niespotykany w tym przedziale cenowym poziom. Koreańczycy zastosowali bowiem doskonałe nakładki wykonane z tworzywa PBT metodą podwójnego wtrysku (ang. double-shot).

PBT to ten bardziej wytrzymały plastik, który w przeciwieństwie do ABS-u nie żółknie, znacznie wolniej wytraca swoją teksturę i nie wygina się tak bardzo od wyższej temperatury. Dzięki temu domyślna powierzchnia nie wygładzi się nawet przez lata użytkowania, a w przypadku mycia klawiatury można zamoczyć keycapy w ciepłej wodzie. Nie trzeba też ukrywać ich przed słońcem.

Metoda double-shot polega z kolei na wykonaniu znaków z osobnego kawałka plastiku niż bryłę, dzięki czemu nadruki są niezmazywalne – są one bowiem częścią struktury. Ta technika produkcyjna w połączeniu z plastikiem PBT tworzy niezwykle odporne keycapy, które moim zdaniem powinny być standardem we wszystkich klawiaturach pre-built.

Może Wam się zdawać, że słyszeliście już podobne wychwalanie w przypadku tańszych klawiatur, ale keycapy w Leopold FC750RBT PD wyróżniają się czymś jeszcze: czcionką i grubością. Zaczynając od początku, nakładki te mają nieprześwitujące czarne nadruki, które są bardzo ostre i wyraźne. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek większe nierówności, od których roi się w tańszych modelach. Na pojedynczych keycapach można co prawda dostrzec minimalne różnice w grubości znaków, ale wciąż jest to bardzo wysoki pioziom. Może nie konkurujący z drogimi zestawami keycapów od szanujących się producentów, ale niewątpliwie najlepszy jakiego doświadczymy w klawiaturze pre-built.

Powszechnie znanym faktem jest, że produkując beżowe keycapy z PBT powinno się korzystać z metody sublimacji barwnika (ang. dye-sublimation), ale Leopoldowi prawdopodobnie nie opłacałoby się tworzyć osobnej linii produkcyjnej do tego celu. Ma on w swojej ofercie bowiem modele, w których nadruki są w jaśniejszym kolorze niż reszta keycapa, co wyklucza użycie dye-suba (o ile myślimy o jakościowym wykonaniu). Uważam natomiast, że gdyby marka ta utrzymała taki sam poziom co przy podwójnym wtrysku, to legendy byłyby jeszcze równiejsze i nie byłoby takich wpadek jak delikatnie rozjechany Backspace (którego pewnie nawet nie dostrzeżecie na zdjęciu).

Rozgadałem się tak o ostrości i równości literek, a jak podoba mi się sama czcionka? Otóż uważam, że FC750RBT PD korzysta z idealnego kroju pisma, który perfekcyjnie pasuje do tego schludnego i eleganckiego stylu. Literki są bowiem nieduże i mają ładne kształty, a modyfikatory korzystają z połączenia ikonek z napisami. Wszystko to tworzy przyjemną dla oka spójną całość, na którą z ogromną przyjemnością zerkałem przez cały okres testów.

Wspomniałem wcześniej o grubości i nie mogę jej teraz ominąć. Normalnie w klawiaturach mainstreamowych spotkać można się ze ściankami nakładek o grubości ledwie przekraczającej 1 milimetr. W przypadku tych użytych w klawiaturach Leopold mamy do czynienia z zapierającą dech w piersiach grubością wynoszącą 1,5 mm. Dokładnie tyle samo, co chociażby w popularnym i lubianym GMK! Co prawda przy pojedynczych nakładkach moja suwmiarka pokazywała też 1,4 mm, ale to nadal niesamowicie grubo.

Na pochwałę zasługuje też niewątpliwie profil. Standardem przyjętym przez większość producentów jest obecnie OEM, który jest średniej wysokości. O wiele bardziej lubiany przez entuzjastów jest natomiast Cherry, czyli profil stworzony przez firmę o tej samej nazwie około 40 lat temu. Wyróżnia się on znacznie niższą wysokością, przy jednoczesnym utrzymaniu różnego wyrzeźbienia w zależności od rzędu. U dołu są one kanciaste, natomiast przy powierzchni widać subtelne zaokrąglenia. Sama powierzchnia jest z kolei delikatnie wyprofilowana. Leopold FC750RBT PD korzysta co prawda z profilu nazwanego Step Sculpture2, natomiast on i Cherry są prawie identyczne.

Pisanie na tych keycapach to czysta przyjemność, zarówno dzięki wygodnemu profilowi, ale również przyjemnie szorstkiej powierzchni. Jest to natomiast szorstkość z kategorii „mokrej”, będącej przeciwieństwem chociażby piasku czy papieru ściernego, które są szorstkie i suche. Tutaj palce aż przyczepiają się do powierzchni nakładek za sprawą ich porowatości.

Stabilizatory

Zmorą większości gotowych klawiatur są zamontowane pod każdym z dłuższych klawiszy stabilizatory. Zazwyczaj klekoczą one jak oszalałe, co spowodowane jest brakiem smaru na drucikach. W ostatnich latach coraz częściej zdarza się, że producent nasmaruje stabilizatory, aczkolwiek w większości przypadków smarowidła jest za mało lub znajduje się ono w nieodpowiednich miejscach.

O czym kompletnie innym można mówić w przypadku recenzowanego dziś modelu. Leopold zadbał bowiem o perfekcyjne przesmarowanie stabilizatorów, dzięki czemu nasze uszy nie muszą cierpieć od nieprzyjemnego hałasu. Jedyne zastrzeżenia mam do prawej strony spacji, gdyż klikając ją w tamto miejsce zdarza się jej wydać lekki szelest, jednak pomimo tego małego potknięcia uważam, że mówimy tu o najlepszych na świecie stabilizatorach w klawiaturze pre-built.

Przełączniki

Piętą achillesową klawiatur południowokoreańskiej marki Leopold zawsze były montowane w nich przełączniki. W czasach gdy producent ten zyskiwał globalną popularność, rynek wciąż zdominowany był przez Cherry MX. Teraz wiemy już jednak, że przełączniki te nie należą do najlepszych, a żeby cieszyć się komfortowym korzystaniem z nich trzeba nie tylko dobrze trafić, ale również dokonać wielu modyfikacji, ze smarowaniem na czele.

Najnowsza rewizja klawiatur Leopold z dopiskiem „BlueTooth” w nazwie nie poprawia błędu swojego poprzednika i nadal oferuje te przebrzydłe wisienki, choć w odświeżonej wersji Hyperglide. Do wyboru jest aż 7 wariantów (choć w polskiej dystrybucji jest nieco gorzej z dostępnością), a do mnie na testy trafił egzemplarz na Cherry MX Red. Liniowce od tej niemieckiej firmy to prawdziwa ruletka, a ja niestety nie miałem wystarczająco dużo szczęścia by trafić w niej czerwień.

„Czerwone wisienki” to przełączniki liniowe, a więc przez cały skok nie uświadczymy w nich żadnego sprzężenia zwrotnego w postaci wyczuwalnego bumpa. Nasze palce nie są zatem w stanie dotykowo wykryć momentu aktywacji i z tego powodu zazwyczaj dociskają klawisze do samego dołu. Opór stawia w nich zatem wyłącznie sprężyna. Według wielu takie rozwiązanie jest optymalne dla graczy, ale ja osobiście preferuję modele dotykowe (ang. tactile), gdyż w nich jestem w stanie określić na jakiej wysokości wciśnięcia mogę już cofnąć palec. To samo tyczy się zresztą pisania. Niemniej jednak jestem fanem obu typów przełączników, więc sam fakt liniowości nie wpływa negatywnie na moją opinię.

Siła nacisku wymagana do osiągnięcia progu aktywacji osadzonego na wysokości 2 milimetrów wynosi jedynie 45 gramów siły, co powoduje, że Cherry MX Red są uznawane za przełączniki z kategorii lekkich. Do doprowadzenia trzonu na sam dół (pełna długość skoku to 4 mm) należy z kolei użyć około 55 gf, czyli o jakieś 10 gf mniej niż chociażby w niezwykle popularnych Gateron Yellow. Ja sam jestem jednak fanem lekkich przełączników, bo choć mogłoby się wydawać, że pisząc na nich jesteśmy podatniejsi na literówki, to mi osobiście nigdy się to nie przytrafia. Palce benefitują natomiast z lekkości, gdyż nie męczą się tak bardzo jak w przypadku korzystania z cięższych Cherry MX Black.

Poza wyważeniem, kluczowym czynnikiem wpływającym na odbiór liniowców jest ich gładkość, a zatem jak dużo tarcia ścianek trzonu o prowadnice jest wyczuwalne podczas pisania. Niestety muszę oznajmić, że Cherry MX Red nie zdały egzaminu i oferują wręcz tragiczne wrażenia pod tym kątem. Pisząc na nich czuję się trochę jakby każdy przełącznik miał wewnątrz siebie kawałek papieru ściernego. Da się do tego przyzwyczaić, ale nawet podczas szybkiego pisania czy grania daje się to we znaki i osobiście nie byłbym w stanie zdzierżyć tych przełączników przez okres dłuższy niż trwanie moich testów.

Warto natomiast pamiętać, że Cherry to najgorszy producent przełączników na świecie jeśli chodzi o utrzymywanie równego poziomu we wszystkich partiach swoich produktów. Może się zatem zdarzyć tak, że Wy kupując tę klawiaturę traficie znacznie gładsze przełączniki niż ja. Mimo wszystko Leopold montuje w modelach BT najnowszą rewizję tych przełączników, czyli Hyperglide, a więc szansa na otrzymanie gładkich wrażeń nie powinna być wcale taka niska.

Z pomniejszych aspektów chciałbym wspomnieć jeszcze o gibaniu się trzonu na boki, czyli tak zwanym „wobble”. Cherry MX kojarzone są raczej z dosyć dobrym poziomem na tej płaszczyźnie i nie inaczej jest w przypadku użytych tu MX Red Hyperglide.

Na koniec tej sekcji dodam jeszcze, że w klawiaturze tej próżno szukać hot-swapa. Moim zdaniem to straszliwie zmarnowany potencjał, ponieważ zamontowanie gniazd ułatwiających wymianę przełączników pozwoliło by na szybkie pozbycie się tych niesfornych wisienek i zamontowanie w ich miejsce czegoś faktycznie przyjemnego w użyciu. Albo też na wyjęcie zamontowanych tu MX Red i samodzielne ich przesmarowanie w celu wygładzenia wrażeń. Hot-swap niesie za sobą same zalety dla zwykłego klienta, który nie ma chęci przesadnego kombinowania i dłubania przy klawiaturze, więc szczerze dziwi mnie taka niechęć do niego ze strony południowokoreańskiego producenta.

Brzmienie

Problemy z Cherry MX Red Hyperglide nie kończą się niestety na wrażeniach z pisania, gdyż ich fatalność wykracza dodatkowo w sferę dźwięku. Zamontowane w nich sprężynki to istny horror dla uszu, bo przy każdym wciśnięciu należy liczyć się z bardzo głośnym rezonowaniem, które roznosi się dobre kilka sekund zanim kompletnie zaniknie. Nigdy w swoim życiu nie słyszałem tak beznadziejnie pingujących przełączników, przysięgam! Wystarczyło użyć dobrych sprężyn albo nasmarować te obecne, a problem rozwiązałby się sam. Ale po co, prawda Cherry?

Boli mnie to tym bardziej, że poza tym Leopold FC750RBT PD wyróżnia się na tle konkurencji naprawdę przyjemnym brzmieniem. Stukanie jest stonowane i głębokie, niesie się delikatnie nawet pomimo użycia przez producenta filcu wewnątrz obudowy. Pomagają w tym wszystkim keycapy, które skutecznie uwydatniają brzmienie swoją grubością. Można więc śmiało powiedzieć, że to niegłośna klawiatura, której miło się słucha. Gdyby nie te sprężyny…

Stabilizatory chwaliłem już wcześniej, ale zrobię to zgodnie z tradycją raz jeszcze: producent odwalił kawał dobrej roboty smarując je tak perfekcyjnie, dzięki czemu nie hałasują one praktycznie w ogóle. Prawa strona spacji delikatnie szeleści, ale ja klikam ten klawisz lewym kciukiem, więc dla mnie to nie problem. A właśnie, wewnątrz spacji znalazła się dodatkowy kawałek filcu, który moim zdaniem nie robi jednak szczególnej różnicy w wydawanych przez ten klawisz odgłosach.

Podświetlenie

Leopold to jedna z tych marek, które nie decydują się na montowanie diod RGB pod klawiszami, ani w ogóle jakichkolwiek LED-ów – nawet tych jednokolorowych. Dla jednych może się to wydawać dziwne, że tak drogi produkt nie oferuje podświetlenia, ale dla mnie to fantastyczna informacja. Producent nie musi bowiem pogarszać jakości montowanych keycapów poprzez wymianę w nich czcionki z nieprześwitującej na taką przezroczystą. Jeśli ktoś lubi świecidełka to ma masę innych opcji na rynku, ale straci przy okazji to, czego konkurencja nie zaoferuje – jakość wykonania i RiGCz.

Lampki kontrolne

Poprzednia rewizja klawiatur z serii FC750R oferowała diody informujące o włączeniu CapsLocka i ScrollLocka tuż pod tymi klawiszami. Tym razem Koreańczycy postawili na popularniejsze rozwiązanie, które moim zdaniem jest nieco gorsze. Lampki kontrolne w FC750RBT znajdują się bowiem w przerwie pomiędzy trzema najmniej przydatnymi klawiszami na klawiaturze, a klastrem nawigacyjnym.

Takie ulokowanie lampek spotkać można w większości klawiatur TKL, jednak niesie ono za sobą jedną zasadniczą wadę: z pozycji osoby siedzącej przy biurku i korzystającej z klawiatury, diody są zasłonięte pod pewnymi kątami przez keycapy. Z tego powodu wielokrotnie musiałem wyginać się lub unosić do góry żeby sprawdzić czy mój CapsLock lub ScrollLock jest włączony.

Lampki są w tym modelu dodatkowo oznaczone przez czarne nadruki, które moim zdaniem producent mógł sobie darować. Lewa dioda reprezentuje CapsLock (kolor zielony) i łączenie przez Bluetooth (kolor niebieski), zaś prawa – ScrollLock (zielony) i… niski poziom baterii? Ciężko powiedzieć, gdyż nie miałem okazji rozładować dołączonych paluszków, natomiast na to wskazywałaby ikonka widniejąca obok.

Bezprzewodowość

Coś co niewątpliwie usprawnia pracę przed komputerem to możliwość podłączenia peryferiów bezprzewodowo. Taką opcję daje Leopold FC750RBT PD, w którego nazwie część BT oznacza właśnie BlueTooth. Nie znajdziemy tu niestety szybszego 2,4 GHz, preferowanego przez graczy, ale pamiętajmy jedno: to klawiatura kierowana do osób pracujących z tekstem, a nie do fanów gier kompetytywnych, więc opóźnienia nie mają tu tak dużego znaczenia jak żywotność baterii.

Zasilanie w trybie bezprzewodowym zapewniają dwie baterie AAA, które producent dołącza w zestawie. Wystarczy włożyć je w odpowiednie miejsce, a następnie przestawić przełącznik na ON. Żeby sparować klawiaturę z urządzeniem należy dodatkowo wcisnąć wykałaczką głęboko osadzony przycisk.

Producent deklaruje możliwość połączenia z trzema urządzeniami jednocześnie, pomiędzy którymi przełączać można się prostymi skrótami klawiszowymi. Cały proces łączenia i ogólnego działania oceniam jako pozytywny, choć niepotrzebnie skomplikowany. Finalnie klawiatura działa fantastycznie i nie ma problemów z połączeniem. Czuć, że opóźnienia mogłyby być nieco lepsze, ale jak wspominałem wcześniej – to zdecydowanie nie jest klawiatura stworzona z myślą o graniu.

Żywotność baterii jest ciężka do oszacowania, bo to w końcu nie akumulator, który możemy doładować kablem USB-C, a dwa paluszki AAA. Sam producent nie informuje o przewidywanym czasie działania przed koniecznością wymiany bateryjek. Strzelam natomiast, że posiadacze tej klawiatury nie powinni martwić się tą kwestią zbyt często, ponieważ FC750RBT PD nie oferuje żadnego podświetlenia pod klawiszami, co wiąże się ze znacznie niższym zapotrzebowaniem na energię.

Oprogramowanie

Klawiatury południowokoreańskiego producenta wydawały mi się pod względem podejścia do oprogramowania nieco staroświeckie już kilka lat temu, gdy pierwszy raz o nich usłyszałem. Co natomiast najdziwniejsze, FC750RBT PD kontynuuje tradycję umieszczania na spodzie obudowy czterech przełączników DIP, służących do wprowadzania pomniejszych, wcześniej ustalonych, zmian w układzie. Pierwszy z nich pozwala na zamianę miejscami lewego Controla i CapsLocka, drugi Windowsa z FN, trzeci Windowsa z lewym Altem, a czwarty – wyłącza kompletnie klawisz Windows.

Plusem tego rozwiązania jest niewątpliwie prostota we wprowadzaniu zmian. Wystarczy obrócić klawiaturę i przestawić odpowiedni przełącznik, a układ momentalnie się zmieni. Minusem jest natomiast ograniczona ilość opcji. Nie możemy bowiem pozwolić sobie na większe modyfikacje niż te cztery ówcześnie zaprogramowane przez producenta. Jeśli więc chciałbym ustawić multimedialne Play/Pause w miejsce zbędnego Pause/Break, albo kompletnie zmienić układ na Dvorak, to mam związane ręce.

Mamy już 2023 rok i nawet najtańsze klawiatury za nieco ponad 100 złotych oferują dedykowane oprogramowanie, w którym możemy zmienić działanie poszczególnych klawiszy. Ba, niektórzy producenci (tak, na Ciebie patrzę drogi Keychronie) dają nawet wsparcie QMK i VIA, co czyni ich klawiatury w pełni programowalnymi. Czy zatem tak trudnym jest zaoferować chociażby najprostszą aplikację w pakiecie z klawiaturą za ponad 700 złotych?

Ocena końcowa

Nie ma to jak dobra klawiatura, prawda? Uwielbiam testować dobre produkty, bo to właśnie przy nich mogę poczuć się dobrze – zarówno korzystając z nich, jak i później pisząc o nich recenzję. O wiele przyjemniej jest mi napisać coś pozytywnego o klawiaturze czy nawet wychwalać ją pod niebiosa, niż męczyć się przez cały okres testów i później musieć przenosić swoją frustrację na tekst.

Taką dobrą klawiaturą jest bez wątpienia Leopold FC750RBT PD. Można zarzucić jej kilka wad, ale koniec końców jest to na tyle fantastyczne urządzenie, że korzystając z niego zastanawiałem się niejednokrotnie nad sensem posiadania jakichkolwiek innych klawiatur w domu. Żebyście nie zrozumieli mnie źle, nie planuję teraz sprzedać wszystkiego co mam i zostać z tym koreańskim modelem, ale… gdybym te kilka lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem tyle o klawiaturach, dostał w ręce coś od Leopolda, to teraz mógłbym nie prowadzić bloga, bo zwyczajnie nie miałbym potrzeby zagłębiania się w świat klawiatur – posiadałbym przecież ten cudowny wynalazek.

Leopold FC750RBT PD wypada genialnie na prawie każdej płaszczyźnie. Począwszy od wyśmienitego wykonania i topowych keycapów z PBT, które konkurować mogą nawet z legendarnym GMK, przez prawie perfekcyjnie nasmarowane stabilizatory i przepiękny wygląd, aż po opcję połączenia bezprzewodowego Bluetooth, odpinany kabel USB-C i poprawne brzmienie.

Do gustu nie przypadły mi, jak mogliście zresztą zauważyć, zamontowane przełączniki. Są to co prawda Cherry MX Red z serii Hyperglide, ale w moim egzemplarzu są one tak szorstkie i tak rezonujące, że bez ich wymiany nie byłbym teraz w stanie korzystać z tej klawiatury dłużej. Co innego gdybym nie był takim klawiaturowym świrem i nie wiedziałbym, że liniowce mogą być gładkie jak masło.

Miło byłoby zobaczyć też oprogramowanie, chociaż mi osobiście w zupełności wystarczają przełączniki DIP na spodzie. Hot-swap byłby świetnym dodatkiem, tak samo jak dwustopniowe nóżki do podwyższenia kąta nachylenia. Niektórym brakuje też z pewnością podświetlenia, ale moim zdaniem nie jest ono tu potrzebne i Leopold powinien najpierw wprowadzić ważniejsze zmiany.

Mimo wszystkich tych wad nadal uważam, że Leopold FC750RBT PD, jak i zresztą każdy inny model tego producenta, to wspaniały wybór dla każdego, kto poszukuje solidnej klawiatury i nie zważa na cenę. Za ten konkretny model należy bowiem zapłacić aż 720 złotych, co dla większości może być zaporową kwotą, ale w mojej opinii w stu procentach usprawiedliwioną. Nie znajdziecie bowiem takiego wykonania u żadnego innego producenta klawiatur pre-built, nawet tych droższych. Rekomenduję jednak stronienie od wersji na liniowcach i wybór wariantu na Cherry MX Brown.

Podziękowania

Na koniec chciałbym dodać, że egzemplarz do testów przeznaczył mi działający w Polsce sklep Funkeys.pl, który zajmuje się sprzedażą bardzo fajnych klawiatur od różnych marek: Keychron, Ducky i przede wszystkim Leopold. Chłopaki przenieśli się do nas z Ukrainy i dla mnie są jak zbawienie. Od lat jako Polacy narzekaliśmy bowiem na brak dystrybutora Leopoldów, uznawanych za najwyższą półkę klawiatur pre-built. Dlatego też jeśli chcecie doświadczyć najlepszej jakości, to kupcie sobie klawiaturę właśnie w tym sklepie. Polecam!

Ponadto pragnę podziękować użytkownikom mizu i pono za wykupienie na moim Patronite 5 miesięcy subskrypcji pierwszego poziomu (czyli równowartość jednego miesiąca 3 tieru). To naprawdę duże wsparcie i bardzo cieszę się, że moja twórczość przypadła Wam do gustu na tyle, że chcecie wynagrodzić mi to w postaci funduszy na rozwijanie bloga. W zamian chciałbym polecić Wam, moi drodzy czytelnicy, serwer Discord o nazwie Klawikoty, który należy do tych dwóch pozytywnych osób. Możecie pogadać tam nie tylko o klawiaturach, ale również o kotach!