Recenzja Dream Machines DreamKey TKL (Kailh BOX Brown)

Od kiedy tylko wrzuciłem recenzję klawiatury Krux Atax Pro Retro zaczęły pojawiać się propozycje moich czytelników abym przetestował TKLa z oferty pewnej polskiej firmy – Dream Machines DreamKey TKL. Postanowiłem więc wziąć sprawy w swoje ręce i napisać do działu marketingu tego producenta i zapytać czy mają może ochotę użyczyć mi swoją klawiaturę na testy. Po kilku mailach otrzymałem pozytywną odpowiedź i już kilka dni później DreamKey TKL w wariancie z przełącznikami Kailh Box Brown leżał na moim biurku. Teraz jestem już po testach i mogę wypowiedzieć się czy rzeczywiście jest to klawiatura tak dobra jak się ją maluje.

Dream Machines DreamKey TKL
Zabrakłoby mi rąk gdybym musiał policzyć wszystkie osoby domagające się recenzji tej klawiatury.

Pudełko

Klawiatura przychodzi nam w czarnym pudełku z niewielką ilością nadruków. Na froncie nie znajdziemy nawet obrazka przedstawiającego produkt znajdujący się w środku, a zamiast tego widnieje tam rycina układu klawiatury zdradzająca, że umiejscowienie literek na keycapach jest w tym produkcie dosyć niestandardowe. Mamy też rzecz jasna nazwę modelu oraz konkretny wariant (u mnie jest to TKL Brown). Na odwrocie zostały wymienione cztery cechy, które prawdopodobnie są według producenta najważniejsze w tej klawiaturze. Są to konkretny model przełączników w naszym egzemplarzu, keycapy PBT, customowa płytka drukowana (PCB) oraz podświetlenie RGB. Znalazło się tu też logo TEST-GEAR.PL, ale ciężko mi powiedzieć dlaczego. Może za napisanie pozytywnej recenzji tej klawiatury i umieszczenie jej w zakładce „Polecane klawiatury”?

Rzadko widuje się pudełko bez renderu klawiatury.

Akcesoria

W pudełku, poza klawiaturą zabezpieczoną pianką, znajdziemy kilka ciekawych akcesoriów. Przede wszystkim jest tutaj krótka instrukcja obsługi oparta wyłącznie o rysunki, półtorametrowy kabel USB-A do USB-C w kolorze czarnym i bez żadnego oplotu zdradzający, że mamy do czynienia z klawiaturą z odpinanym kablem, plastikowy keycap puller rysujący nakładki oraz osiem zapasowych keycapów bez żadnych nadruków. Dream Machines powiedziało mi, że dodają te keycapy po to aby w wypadku uszkodzenia podstawowych umieszczonych na klawiaturze można było je podmienić. Mimo to w mojej opinii lepszym pomysłem byłoby danie tutaj jakichś nakładek z innymi nadrukami, na przykład Control w miejsce CapsLocka i CapsLock w miejsce Controla, albo też keycapy z nadrukami funkcji Macowskich (o ile klawiatura ta potrafi pracować z Maciem), ale zamiast tego są to zwykłe jednounitowe nakładki o różnych rzędach bez nadruków i dosyć dziwnym przeznaczeniem (bo kto psuje keycapy?). Dziwne.

Obyłoby się bez tych dodatkowych keycapów, chyba że z alternatywnymi nadrukami.

Góra

Od góry DreamKey TKL prezentuje się wybitnie minimalistycznie, a to wszystko za sprawą jednolitej kolorystyki i braku jakichkolwiek nadruków na górnej powierzchni keycapów. Czarna obudowa wykonana z tworzywa sztucznego o wyraźnie zaznaczonej teksturze nie posiada żadnych udziwnień, jedynie pomiędzy klawiszami w prawym górnym rogu znajdziemy trzy białe ledy informujące o włączeniu CapsLocka, ScrollLocka oraz blokadzie klawisza Windows. Keycapy wydają się być minimalnie bardziej szarawe niż obudowa co tworzy estetykę bardzo podobną do czarnego Realforce R2. Spod keycapów widać białą płytkę montowniczą, która wykonana została z jakiegoś metalu, prawdopodobnie aluminium lub stali. Obudowa ma tak szorstką fakturę, że jakiekolwiek drapnięcie jej paznokciem pozostawia po sobie biały ślad, więc radzę nie dotykać jej jeśli nie chcecie jej znacznie pobrudzić. Dotyczy to też odcisków palców, które wręcz ciągnie do tej obudowy.

Z góry nie widać nawet literek na keycapach.

Od boku

Mamy tutaj rzecz jasna do czynienia z designem zabudowanym, a więc obudowa osłania przełączniki z każdej strony dodając tym elegancji i stonowania klawiaturze, ale także gabarytów. Klawiatury obudowane wydają się zawsze masywniejsze niż te z floating-key designem. Czy to zaleta czy wada to już kwestia osobista, ja wolę klawiatury obudowane. Nie można zapomnieć o wpływie takiego designu na akustykę, ponieważ dźwięk inaczej rozchodzi się w klawiaturze z closed designem – ścianki obudowy blokują dźwięk przed rozlewaniem się w każdym kierunku co w pewien sposób wycisza naszą klawiaturę względem głośności znanej z klawiatur z floating-key designem. To ważny atut jeśli poszukujemy klawiatury cichszej niż konkurencja.

Kolejna firma, która nie decyduje się na obrzydliwy floating-key design, uf!

Spód

Od spodu klawiatury znajdziemy cztery gumki antypoślizgowe umieszczone w rogach, a także dwie rozkładane nóżki podwyższające kąt nachylenia klawiatury. Niestety są one jednostopniowe, a w dodatku bardzo ciężko je chwycić żeby się rozłożyły, ale posiadają ogumienie na krańcach, zatem nawet po ich rozłożeniu klawiatura nie powinna ślizgać nam się po biurku. W centralnej części klawiatury znajduje się dosyć głęboko umieszczony port USB-C wraz z dwoma kanałami do poprowadzenia go bardziej na bok, ale też z możliwością wypuszczenia go prosto. Takie głębokie osadzenie portu sprawia, że strasznie ciężko wpiąć kabel prosto bez podnoszenia klawiatury. Dodatkowo może stwarzać to problemy jeśli będziemy chcieć używać niestandardowych kabli z jakimiś pokracznymi wejściami USB-C, które mogą się po prostu nie zmieścić, albo być zbyt krótkie żeby sięgnąć tak wgłąb klawiatury. Na spodzie znajduje się też jedyne logo umieszczone na obudowie tej klawiatury, a umieszczone zostało pod naklejką z numerem seryjnym.

Może gdybym miał dłuższe paznokcie, to nie musiałbym się tyle siłować z rozłożeniem stopek.

Jakość wykonania

Jeśli chodzi o solidność całej konstrukcji to jestem nadzwyczaj zachwycony. Klawiatura ta według mojej wagi osiąga aż 980 gramów. Jest to naprawdę dobra masa jak na klawiaturę TKL z plastiku. Jej gabaryty czuć już od razu po wyjęciu z pudełka. Gdy natomiast stwierdzimy, że chcemy powyginać sobie klawiaturę to zaskoczy nas jak stabilny i oporny na wyginanie jest DreamKey TKL. Nic w nim nie skrzypi, nic się nie gnie.. cóż, poza tym jednym felernym panelem, albo raczej ścianką przednią ulokowaną przed spacją. To z nią są zawsze największe problemy i w praktycznie każdej plastikowej klawiaturze TKL jaką miałem w życiu okazję testować to jest miejsce, które ugina się pod naciskiem. Ale nawet to Dream Machines zrobiło dobrze i ścianka ta ugina się o wiele mniej niż chociażby w takim Krux Atax Pro Retro, którego ostatnio testowałem.

DreamKey TKL to naprawdę solidnie zbudowany model.

PCB

Dream Machines wśród najważniejszych charakterystyk tej klawiatury wymienia customowe PCB zaprojektowane specjalnie do ich klawiatur. Postanowiłem więc zerknąć do środka obudowy i zobaczyć czy faktycznie jest czym się tak chwalić. Dodatkowo zachęcony zostałem przez zdjęcia w recenzji modelu Full-Size na stronie TEST-GEAR.PL, które ukazywały obecność dziurek na dwa dodatkowe piny pod każdym przełącznikiem, a także dziurek pozwalających na montaż stabilizatorów mocowanych do PCB. Uznałem, że jeśli wariant TKL również posiada takie dodatki to jest to naprawdę wspaniała klawiatura z ogromnym potencjałem pod modyfikacje, gdyż dodatkowe dziurki pozwalałyby na montaż praktycznie dowolnych przełączników MX style pasujących perfekcyjnie do naszych preferencji, a także wymianę stabilizatorów na skrajnie lepsze. Niestety jedynie zawiodłem się gdy zobaczyłem, że mój egzemplarz takich dziurek nie posiada. Nie wiem czy zatem jedynie wariant Full-Size posiada te dziurki, czy może producent zdecydował się nie dokładać kosztów produkcyjnych na coś z czego i tak większość użytkowników nie skorzysta. Jestem więc rozczarowany, że albo TEST-GEAR.PL dostał lepszy egzemplarz, albo tylko wariant Full-Size ma te wspaniałe zalety. Mogę natomiast pochwalić za dobór koloru, bo czerwone PCB wyglądają przewspaniale. Poza tym nie widzę żadnych większych zalet z użycia tutaj specjalnie zaprojektowanego PCB, może poza dodatkowym hasłem marketingowym, na które wiele osób się złapie oczekując gruszek na wierzbie. Podobno jest ono odporniejsze na zalania, ale nie należę do grupy ludzi nierozważnych zalewających swój sprzęt więc kompletnie nie jestem w stanie nazwać tego przydatnym dodatkiem, tym bardziej jeśli nie jest to pełna wodoszczelność jak w Fantechu MK872 gdzie klawiaturę można zabrać pod prysznic i nic nie powinno się jej w wyniku takiego czynu stać. Lutowanie jest wykonane w porządku, przełączniki nie powinny zatem przestawać działać od braku cyny na pinach. Port USB-C został z kolei umieszczony na osobne płytce, tak zwanej daugher-board, która do głównej płyty podłączona jest po złączu JST.

Szkoda, że taki potencjał został zaprzepaszczony na rzecz pustego marketingu.

Keycapy

Chyba najciekawszym elementem tej klawiatury są umieszczone na niej keycapy. Nie są to typowe nakładki z nadrukami na górnej powierzchni, a zamiast tego użyty został tu tak zwany „ninja print”, czyli nadrukowanie literek na froncie keycapa. W ten sposób klawiatura z góry wygląda minimalistyczniej, my siedząc widzimy legendy ze strony skierowanej w naszą stronę, a producent może zaoszczędzić na użytej w produkcji technologii i zamiast płacić więcej za najlepszej jakości double-shoty może po prostu użyć najtańszego pad printu, czyli nadrukowania literek na powierzchni keycapa, przez co nadruk ten może zetrzeć się od kontaktu z palcami, ale gdy znajduje się on z boku zamiast na górze to mu to nie grozi, bo w kontakt z palcem nie wchodzi nigdy. Same nakładki wykonane zostały z tworzywa PBT, czyli materiału wytrzymalszego od ABSu na wszelkie czynniki zewnętrzne, ale mającego swoje własne wady, takie jak trudniejsza obróbka i w efekcie wyginanie się dłuższych keycapów podczas produkcji. W moim przypadku praktycznie każdy dłuższy keycap jest wygięty, co natomiast bardzo ciekawe – spacja cierpi na to najmniej. Nie jest to taki stopień wygięcia żeby utrudniać pracę, ale zdecydowanie wpływa na to jak brzmią stabilizatory (im bardziej wygięty keycap tym trudniej doprowadzić stabilizator do perfekcyjnego brzmienia).

Ninja print to naprawdę świetne i pomysłowe rozwiązanie.

Użyty tutaj profil to standardowy już wśród klawiatur gotowych OEM. Tekstura powierzchni keycapów jest dosyć szorstka (choć nie tak bardzo jak obudowa) i z pewnością zostanie ona taka na długo, gdyż PBT nie wyciera się tak szybko jak ABS. Ja osobiście wolę gładką powierzchnię, aczkolwiek nie miałem żadnych problemów z korzystaniem z tych keycapów. Czcionka użyta na boku nakładek jest przyjemna dla oka, prosta, ale dosyć gruba. Nie podoba mi się, że jej kolor jest lekko żółtawy co wygląda tandetnie, a także umieszczenie losowo na zmianę modyfikatorów tekstowych i ikonowych. Na przykład Shifty i Caps Lock (posiadające w przeciwieństwie do Controla i Alta swoje ikony) są napisane tekstowo, ale już Enter i Backspace reprezentowane są przez kompletnie nie pasujące tutaj strzałki. Windows i Menu też mogły być napisane tekstowo (np. WIN i MENU), ale zamiast tego producent użył ich ikon. Nigdy nie zrozumiem takiej niespójności i będę ją wytykał, bo nie ma ona większego sensu, a kompletnie psuje estetykę. Dziwi mnie, że Dream Machines zdecydowało się na umieszczenie swojego logo na spacji, ale nie poprawiło takich pierdół.

Gdyby tylko ten kolor nadruków był bielszy.

Przełączniki

DreamKey TKL dostępny jest do wyboru w trzech wariantach przełącznikowych, wszystkich od firmy Kaihua i z serii BOX. Ja wybrałem sobie wariant Brown, ponieważ tylko jego recenzji jeszcze nie posiadam, ale poza nim można też tę klawiaturę zakupić z wariantem Red lub White (recenzje obu z nich znajdziecie na moim blogu). Kailh BOX Brown są przełącznikami dotykowymi (eng. tactile), a zatem w chwili aktywacji generują tak zwany bump, czyli wyczuwalną górkę, która informuje nasz palec o aktywowaniu się przełącznika i że to już ten moment aby puścić klawisz. Niestety w przypadku tych przełączników grudka nie jest zbyt duża i już przy szybszym pisaniu praktycznie nie byłem jej w stanie odczuć. Z tyłu głowy nadal siedziało mi, że to przecież przełączniki dotykowe i to musi być inny feeling niż liniowce, ale z drugiej strony żadne benefity z tej różnicy nie wynikały. Szkoda, bo miałem spore oczekiwania co do tych przełączników. Widocznie mam jednak zbyt mało delikatne palce aby docenić ich charakterystykę. Winne może być też umiejscowienie bumpa na samej górze skoku, przez co palec nawet nie zdąży go zarejestrować, a ten już się kończy i pozostaje liniowy skok aż do doprowadzenia trzonu do samego dołu. Warte uwagi jest nazewnictwo „BOX”, które odnosi się do obecności w środku obudowy przełącznika obudowania metalowych kontaktów, które ma chronić je przez zalaniem i zabrudzeniem, co ma z kolei zwiększać żywotność przełączników. Błędnym przekonaniem jest natomiast, że nazwa „BOX” pochodzi od kwadratowego obudowania krzyżyka, do którego przymocowany zostaje keycap. To po prostu tak zwany „dustproof stem”, który ma chronić przed dostawaniem się pyłów do środka przełącznika.

To jedna z niewielu opcji na polskim rynku oferująca Kailh BOXy.

Pod kątem akustycznym jest umiarkowanie. Przełączniki te w tej konstrukcji nie hałasują jakoś bardzo, są natomiast głośniejsze niż można się spodziewać. Nie jest to klawiatura głośna, ale warto mieć na uwadze, że pisanie na niej w nocy może obudzić kogoś przebywającego w tym samym pomieszczeniu. Kailh BOX Brown wymagają od naszych palców 60 gramów siły aby doprowadzić trzon do samego spodu obudowy, natomiast aktywacja odbywa się już z użyciem 42 gramów siły. Warto jednak nadmienić, że przed aktywacją musimy przebrnąć przez górkę, która sięga swoim szczytem 50 gramów siły. Wszystko to oznacza, że nie są to zbyt ciężkie przełączniki, nie należą też moim zdaniem do grona lekkich. Powiedziałbym, że to takie umiarkowane, średnie wyważenie, które trafia prawie perfekcyjnie w moje gusta. Korzystało mi się z DreamKey TKL na tych przełącznikach bardzo przyjemnie i jestem zadowolony, że w końcu mogłem spróbować Brownów z serii BOX od Kaihua. Szkoda tylko, że bump, choć o lekko ostrawej charakterystyce, jest w nich tak mały, że moje palce nie były go w stanie zbyt często poczuć. Porównałbym je do takiego lekkiego chrupnięcia w kościach, które niby jesteśmy świadomi, że miało miejsce, miało taką ostrą charakterystykę, ale w sumie to niezbyt je poczuliśmy.

Dzięki wspaniałej konstrukcji i genialnym przełącznikom nawet akustyka jest dość dobra.

Stabilizatory

Staby w DreamKey TKL przymocowane są standardowo do płytki montowniczej, ale niestety nie są zbyt dobrze spasowane i mocno latają w przeznaczonych dla siebie dziurkach. Co prawda wystarczy uszczelnić je taśmą izolacyjną, aczkolwiek nawet Fantech MK872 kosztujący o wiele mniej posiada bardzo stabilnie umieszczone stabilizatory. Jeśli natomiast chodzi o smarowanie to jestem pozytywnie zaskoczony. Smaru nie ma praktycznie wcale w zgięciu drucika, czyli tam gdzie większość producentów ma zwyczaj ten smar umieszczać, natomiast gdy popatrzymy z drugiej strony na dziurkę w trzonie stabilizatora to zauważymy białą substancję dookoła drucika. Oznacza to, że Dream Machines doskonale wie gdzie powinno smarować się stabilizatory aby zapewnić jak najatrakcyjniejszą dla naszych uszu pracę. Szkoda natomiast, że pomimo szczerych chęci wszystkie klawisze stabilizowane cierpią na klekotanie, które spowodowane jest albo zbyt małą ilością użytego smaru, albo wspomnianym wcześniej słabym spasowaniem obudów stabilizatorów. Polecam zatem poprawić smarowanie oraz podkleić stabilizatory jakąś taśmą jeśli chcecie oszczędzić swoim uszom słuchania tego szeleszczenia. Jeśli jednak nie chcecie tego robić to efekt jaki daje fabryczne smarowanie jest moim zdaniem akceptowalny i da się z nim przeżyć.

Ogromny plus dla Dream Machines za poprawne smarowanie!

Podświetlenie

Chociaż fanem podświetlenia nie jestem i raczej nigdy nie będę, to jestem w stanie docenić ładne i przemyślane podświetlenie. Niestety żaden z tych aspektów nie jest obecny w DreamKey TKL. Keycapy z nadrukami na boku nie posiadają prześwitujących literek, więc umieszczanie diód już poniekąd mija się z celem, aczkolwiek niektórzy mogą lubić gdy podświetlenie opływa keycapy dookoła i wydobywa się tylko spomiędzy nich. Niestety tutaj nie ma to miejsca, gdyż użyte tutaj ledy są umieszczone na płytce drukowanej (SMD) zamiast bezpośrednio w przełącznikach, w wyniku czego nawet na najwyższej jasności dosyć wyraźnie widać przestrzenie niepodświetlone, a od ścianek bocznych keycapów odbija się światło, które jeszcze bardziej psuje efekt. Wcale nie pomaga fakt, że są to zwyczajne diody RGB, które beznadziejnie radzą sobie z barwą białą – nie dość, że jest ona lekko różowawa, to jeszcze widać jak rozlewają się z niej trzy podstawowe barwy. Podobnie jest z żółtym, z którego garściami wylewa się zielony. Osobiście podświetlenie wyłączyłem bardzo prędko, bo nie widzę sensu jego obecności w tej klawiaturze.

Widywałem o wiele lepsze i jaśniejsze podświetlenia w życiu.

Indykatory

Muszę natomiast pochwalić projektantów DreamKey TKL za skrajnie lepsze od konkurencji diody informujące o włączeniu CapsLocka itp. W przypadku takich klawiatur jak Krux Atax Pro gdy mieliśmy włączone podświetlenie to przechodziło ono również przez te dziurki, a w efekcie jeśli ustawiliśmy kolor na taki sam jak diody (tam niebieski), to nie było praktycznie widać czy dioda się świeci czy nie. Tutaj nie ma coś takiego miejsca, a diody są białe, choć mogłyby być ciutkę jaśniejsze. Tak czy siak ważne, że włączenie podświetlenia nie narusza ich pracy i są one oddzielone od niego.

Białe indykatory to miłe odświeżenie tematu na rynku zdominowanym przez czerwony i niebieski.

Software

Oprogramowanie jest na pierwszy rzut oka standardowym programem posiadającym wszystkie potrzebne jak i te mniej potrzebne funkcje. Możemy w nim zarówno skonfigurować podświetlenie, przeprogramować działanie poszczególnych klawiszy, jak i nagrać makra. Wszystko jest przejrzyste i bardzo łatwo się odnaleźć. Niestety na tym zalety się kończą, bo wychodzi na to, że klawiatura ta nie potrafi pracować samodzielnie bez włączonego oprogramowania jeśli przeprogramujemy jakiekolwiek klawisze. Jak możecie wiedzieć ja korzystam z Controla umieszczonego w miejscu CapsLocka oraz z CapsLocka w miejscu lewego Controla. Dodatkowo w klawiaturach TKL zmieniam działanie klawisza Pause/Break na multimedialne Play/Pause, z którego często korzystam przy okazji słuchania muzyki. Niestety jak się okazuje po wyłączeniu oprogramowania klawiatura momentalnie zapomina, że zmieniliśmy działanie jakichkolwiek klawiszy i przywraca podstawowy układ. Szkoda, że Dream Machines tak szczyci się customowym PCB, ale nie znalazło się na nim miejsca na tak podstawową funkcję jak zapamiętywanie mapowania klawiszy. Można powiedzieć, że to błaha sprawa, ale ja doskonale pamiętam czasy gdy mój komputer nie był najwyższych lotów i potrzeba posiadania włączonego oprogramowania do klawiatury, które okropnie obciążało komputer, była straszna i nie życzę najgorszemu wrogowi takiego doświadczenia.

Niesamowite, że DreamKey TKL ma „customowe” PCB, a nie pamięta ustawień układu.

Ocena końcowa

Jestem naprawdę zaskoczony tą klawiaturą. Ilość zalet skutecznie przyćmiewa pojedyncze wady, które dałem radę zarejestrować. Bardzo ważna jest tutaj wyśmienita jakość wykonania, która skutkuje w sztywnej konstrukcji ważącej blisko kilogram. Osobiście nie podoba mi się tekstura obudowy, którą porównać można do papieru ściernego, ale to mały szczegół. Cieszy mnie natomiast dobór przełączników, bo na polskim rynku ciężko o dobre klawiatury z przełącznikami Kailh BOX do wyboru. Sam konkretny wariant Brown mnie nie powalił, ale do wyboru są też świetne Red i White. Zaskakująca jest na pewno obecność „ninja print” na keycapach i choć kompletnie nie trafia to w mój gust, to jestem w stanie pochwalić Dream Machines za ten pomysł, bo poskutkował on wyśmienitą grubością keycapów i braku potrzeby korzystania ze skomplikowanych i w efekcie droższych metod nadruku. Poza tym zawsze to coś innego na naszym nudnym polskim rynku. Osobiście fanem tworzywa PBT nie jestem, ale pasowała mi praca z tymi keycapami pod kątem tekstury, ich brzmienia oraz kształtu. Podświetlenie to zupełnie nie moja bajka i dalej jestem zdania, że pakowanie funduszy w ledy jest ich marnowaniem i lepiej byłoby zainwestować jeszcze więcej w poprawę jakości albo po prostu obniżyć koszta produkcyjne, a w efekcie też cenę w sklepach. Odpinany kabel USB-C jest dla mnie ogromną zaletą, do której nie potrafił dorosnąć jeszcze Krux ze swoimi Ataxami, natomiast fajnie byłoby zobaczyć dwustopniową regulację kąta nachylenia, no i byłoby wspaniale gdyby te stopki dało się łatwiej chwycić. Praca stabilizatorów jest akceptowalna do takiego stopnia, że właściwie nie przeszkadzał mi klekot wydobywający się spod dłuższych klawiszy na tyle abym nie był w stanie korzystać z klawiatury i za wszelką cenę musiał poprawić smarowanie. Spory plus za fabryczne umieszczenie smaru w poprawnym miejscu, ale miło byłoby gdyby obudowy stabilizatorów siedziały sztywniej w płytce montowniczej. Nie podoba mi się właściwie tylko fakt, że Dream Machines tak szczyci się użyciem samodzielnie zaprojektowanego PCB specjalnie do ich klawiatur, ale ta ich wspaniała technologia nie potrafi nawet zapamiętać układu klawiszy ustawionego w oprogramowaniu. Gdyby nie ta wada to byłbym w stanie powiedzieć, że właściwie jest to klawiatura bez większych skaz. Chciałbym natomiast żeby Dream Machines poprawiło nie tylko ten błąd, ale wypuściło też DreamKey TKL w wariancie z normalnymi keycapami, najlepiej wykonanymi metodą double-shot, a także wariant biały. Wówczas konkurencja miałaby ogromny problem. Jestem natomiast w stanie polecić DreamKey TKL każdemu komu podoba się zastosowanie nadruku na froncie keycapów i każdemu komu odpowiada specyfikacja tej klawiatury. Jest to zdecydowanie najlepszy TKL z Polski jakiego miałem okazję do tej pory testować.