Recenzja Keychron S1 (Gateron KS-33 Brown)

Marki Keychron nie muszę przedstawiać chyba nikomu. To niezwykle popularny producent z Chin, który zajmuje się produkcją bardzo opłacalnych klawiatur w różnych przedziałach cenowych. Modele niskoprofilowe były dostępne w jego ofercie już od dawna, ale były to produkty z budżetowej serii K. W celu zagospodarowania niszy jaką są klawiatury o niskim profilu z nieco wyższej półki, Keychron postanowił stworzyć osobną serię S. Dzisiaj na biurku goszczę pierwszego jej reprezentanta – Keychron S1 na przełącznikach Gateron Low Profile Brown.

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że jestem ogromnym fanem klawiatur niskoprofilowych. Miłuję wręcz przełączniki, które mają krótki skok, bowiem pisanie na nich nie sprawia mi dyskomfortu i jest zdecydowanie łatwiejsze dla moich palców. Dlatego też byłem bardzo podekscytowany testami tego modelu, gdyż ma on rzekomo zaoferować wspaniałe doznania z użytkowania. Nie zwlekając więc ani chwili dłużej, przekonajmy się czy Keychron S1 faktycznie jest tak cudowny jak maluje go producent. Zapraszam do lektury!

Keychron S1

Opakowanie

Keychron to jedna z tych firm, które utrzymują swoje pudełka w bardzo minimalistycznym stylu. Nie inaczej jest w przypadku modelu S1, gdyż karton jest w całości czarny, a na jego froncie znajdziemy wyłącznie konturowy rysunek obrazujący rzut z góry na klawiaturę, a także nazwę modelu i podpis „An open source customizable keyboard for peak productivity”. Powinien on jednoznacznie rozwiać wszelkie wątpliwości dla kogo jest przeznaczony ten produkt. Fajnie natomiast, że wszystkie nadruki mają mieniącą się na tęczowy gradient powłokę.

Nieco inaczej jest z tyłu. Tam umieszczone zostały przydatne informacje na temat klawiatury oraz render dwóch wersji, które różnią się od siebie kolorem keycapów, podświetleniem i obecnością hot-swapa. Keychron wymienił tutaj siedem cech:

  • niskoprofilowe przełączniki, które są o 48% cieńsze od standardowych,
  • kompaktowy rozmiar 75%,
  • kompatybilność zarówno z Windowsem jak i macOS,
  • wsparcie oprogramowania QMK VIA,
  • obudowa wykonana z aluminium 6063 wycinanego CNC,
  • pianka akustyczna umieszczona wewnątrz obudowy,
  • ponad 10 efektów podświetlenia.

Trzeba przyznać, że znacznie lepsza od takiej rozpiski byłaby dokładna specyfikacja techniczna, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Keychron pokrótce wyjaśnił tutaj z jakim urządzeniem mamy do czynienia, więc przynajmniej wiemy na co się przygotować.

Akcesoria

W swojej recenzji Keychron Q1 zachwycałem się bogatym zestawem akcesoriów dołączonych do klawiatury. Podobnie jest w przypadku niskoprofilowego brata tamtego modelu, gdyż poza urządzeniem w pudełku znajdziemy:

  • instrukcję obsługi,
  • fiszkę z obrazkami, mającą na celu zapoznać nas z podstawowymi funkcjami produktu,
  • kabel USB-C do USB-C w czarnym oplocie,
  • przejściówkę USB-C do USB-A dla osób, które nie mają tego pierwszego w komputerze,
  • druciany keycap puller,
  • trzy keycapy zastępcze dla osób z systemem macOS i dwa będące szarym zastępstwem dla czerwonych akcentów,
  • dwie gumowe nóżki podwyższające kąt nachylenia klawiatury.

Na początku kilka słów o przewodzie. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej producentów decyduje się na dołączanie kabla ze złączem typu C z obu stron. Durgod robił tak w przypadku Taurus K320 już lata temu, a Keychron na szczęście idzie tą samą ścieżką. Ponadto zawsze pojawia mi się uśmiech na twarzy, gdy widzę w zestawie druciany keycap puller zamiast plastikowego badziewia rysującego ścianki nakładek podczas ich zdejmowania.

Od góry

Keychron niewątpliwie odegrał kluczową rolę w popularyzacji klawiatur w rozmiarze 75%. Dlatego też niczym dziwnym nie jest fakt, że pierwsza high-endowa konstrukcja niskoprofilowa tej marki jest właśnie w tym kompaktowym formacie. Charakteryzuje się on obecnością prawie takiej samej liczby klawiszy co w przypadku TKL, ale w jeszcze mniejszej formie.

Keychron S1 jest ponadto wariantem zbitym, w którym poszczególne sekcje klawiszy nie są od siebie oddzielone. Może to sprawiać problemy z pamięcią mięśniową, a co za tym idzie wygodą użytkowania – szczególnie dla osób, które nie korzystają na co dzień z tego rozmiaru. Osobiście jestem większym fanem wersji exploded, którą to jest chociażby Keychron Q1. Szkoda więc, że S1 taka nie jest, bo poskutkowało to tym samym dyskomfortem co podczas testowania Vissles V84, spowodowanym między innymi wielokrotnymi missclickami.

Z drugiej strony nie da się ukryć, że taki zbity wariant rozmiaru 75% ma w sobie coś surowego, co jest aż do pewnego stopnia atrakcyjne dla oka. Pozwala on też klawiaturze zajmować o wiele mniej miejsca na biurku. Keychron S1 jest tego doskonałym przykładem, bo w porównaniu do dowolnego posiadanego przeze mnie modelu TKL jest on wręcz maleńki. Pod względem szerokości ma jedynie jedną kolumnę więcej od 60%!

Obudowa ma w tej kwestii niemałe znaczenie, ponieważ ramki dookoła klawiszy są naprawdę wąskie, dzięki czemu klawiatura może zajmować jeszcze mniej miejsca na biurku. Wszystko to sprawia, że jest to model idealny nie tylko do pracy z tekstem, ale również do grania. Gracze uwielbiają przecież mieć dużo wolnej przestrzeni na ruchy myszką, a Keychron S1 niezaprzeczalnie ją zapewnia.

Recenzowana dziś klawiatura występuje wyłącznie w kolorze czarnym, ale za to keycapy dodają jej trochę życia. Do mnie trafiła wersja z modyfikatorami jaśniejszymi od reszty. Dostępna jest też opcja odwrotna – z modami w kolorze ciemnoszarym. Szkoda, że producent nie zdecydował się na przykład na wariant niebieski, bo osobiście uwielbiam ten kolor i bardzo podobał mi się Q1 właśnie w takiej wersji kolorystycznej. Czas jednak pokaże czy Keychron nie zmieni zdania i nie postanowi wprowadzić do oferty kolejnych barw.

Od spodu

Choć na pierwszy rzut oka na spodzie nie dzieje się absolutnie nic ciekawego, to wystarczy dotknąć obudowy, aby przekonać się z jakim materiałem mamy do czynienia. Cała jednoczęściowa obudowa wykonana została z anodyzowanego na czarno aluminium 6063. To świetny wybór, bowiem metal jest ciężkim i wytrzymałym materiałem. Nie bez powodu Keychron S1 waży przecież 880 gramów.

Anodyzacja sprawia jednak, że całość strasznie się palcuje (co widać zresztą na poniższym zdjęciu). Jest to niestety nieuniknione, ponieważ taka metoda nakładania koloru na aluminium jest w przypadku czerni najlepsza. Jakość anodyzacji w tym przypadku nie pozostawia nic do życzenia – jest po prostu idealna, bez żadnych skaz czy odbarwień. Aż ciężko uwierzyć, że mamy do czynienia z relatywnie niedrogim produktem.

W każdym z czterech rogów umieszczone zostały gumki antypoślizgowe sporych rozmiarów, które w połączeniu z niemałym ciężarem skutecznie utrzymują klawiaturę w miejscu. Zawiodłem się natomiast, gdy zobaczyłem brak rozkładanych nóżek do podwyższenia kąta nachylenia. Na szczęście z pomocą przychodzą dołączone w zestawie gumki w kształcie klocków, które można samodzielnie umieścić w miejscu tych dwóch przy tylnej krawędzi. Wystarczy wyciągnąć je za pomocą paznokcia (nie są przyklejone), a następnie wcisnąć te większe w dziurki. Proste!

Od boku

Keychron S1 różni się od swoich braci Q1 i V1 jedną kluczową cechą: profilem. Otóż recenzowany dziś model korzysta z niskich przełączników Gateron KS-33 (o nich samych więcej w późniejszej części tekstu), które pozwalają uzyskać prawdziwie niskoprofilową klawiaturę „mechaniczną„. Efektem jest konstrukcja, która od przodu ma jedynie 18 milimetrów wysokości. Dla porównania standardowe modele mają mniej więcej tyle samo, ale nie licząc keycapów. Z keycapami dobijają zazwyczaj dwukrotności tego, co oferuje S1.

Niestety producent postawił w tym przypadku na floating-key design, czyli budowę opartą o przełączniki wystające ponad korpus. Dziwi mnie to o tyle, że wystarczyło podwyższyć metalową obudowę o dosłownie kilka milimetrów i klawiatura momentalnie wyglądałaby o niebo lepiej. Zamiast tego musimy się niestety liczyć z częstą potrzebą czyszczenia, gdyż brud dostaje się między przełączniki z każdej strony. Do tego moim zdaniem Keychron S1 traci sporo pod kątem urody właśnie przez float-key, bo wygląda nieco tanio i goło.

Na tylnej ściance ulokowany został wyśrodkowany port USB-C, w który wpinamy kabel, a także zbliżony do lewej (z perspektywy użytkownika klawiatury) krawędzi przełącznik trybu. Służy on do zmiany układu z Windows na Mac i vice versa. Przeskakuje bardzo przyjemnie i stawia wystarczający opór żeby nie przełączyć go przez przypadek. Czujne oko dostrzeże też, że metalowa obudowa jest wyższa z tyłu niż z przodu, co dodaje kilka stopni do domyślnego kąta nachylenia. Z jednej strony fajnie, że nie jest ona kompletnie płaska, ale z drugiej na świecie jest wielu fanów takiego rozwiązania, a klawiatury niskoprofilowe są moim zdaniem najlepszym typem do zastosowania zerostopniowego pochylenia.

Chciałbym jeszcze chwilę poznęcać się nad obudową. Otóż jeśli popatrzymy na klawiauturę od boku, ale pod lekkim kątem, to w oczy rzuci się wyraźna przerwa pomiędzy ściankami obudowy, a metalową płytą mocującą. Jest ona tam z oczywistych przyczyn – tolerancje i margines błędu, których nie da się przeskoczyć. Jest to natomiast kolejny powód, dla którego Keychron powinien, moim zdaniem, użyć delikatnie wyższej obudowy.

Keycapy

W celu osiągnięcia jak najcieńszej klawiatury należy wziąć również pod uwagę wysokość keycapów. Dlatego też Keychron postanowił zastosować w przypadku modelu S1 zmodyfikowane nakładki OSA. Niestety nie nadał temu profilowi żadnej konkretnej nazwy, natomiast jest on niezwykle podobny do tego co spotkać można chociażby w Keychron V4. Mają one zatem wyraźnie zaokrąglone rogi i subtelnie wyprofilowaną powierzchnię, utrzymując jednocześnie znacznie niższą wysokość. Korzytaniu z nich towarzyszy naprawdę świetne uczucie.

Producent nie oszczędzał też pod kątem jakości wykoniania. Mamy tu bowiem do czynienia z keycapami wykonanymi z wytrzymałego tworzywa PBT, które jest o wiele odporniejsze na czynniki zewnętrzne niż ABS. Objawia się to lepszym znoszeniem temperatur, co pozwala na mycie nakładek w gorącej wodzie, a także o wiele dłuższym ścieraniem się powierzchni pod wpływem wydzielanych przez skórę palców płynów. Nie trzeba się więc martwić, że przyjemnie gładka, ale lekko sucha (jak proszek), tekstura zamieni się w połyskujące „lustro”.

Wisienką na torcie jest metoda podwójnego wtrysku, która polega na wykonaniu znaków z osobnego kawałka plastiku niż resztę bryły keycapa. To dzięki tej technice nadruki nakładek zamontowanych w klawiaturze Keychron S1 nigdy się nie zmażą, bowiem wymagałoby to ingerencji w strukturę keycapa, a przecież przy standardowej eksploatacji się tego nie robi. Warto nadmienić, że wszelkie nadruki „poboczne” również są wykonane tą metodą.

Równie ważną cechą użytych w przypadku recenzowanej dziś klawiatury nakładek jest ich kolorystyka. Producent zdecydował się na dwa odcienie szarości w akompaniamencie czerwonych akcentów. Dzięki dołączonym w zestawie nakładkom zastępczym można się jednak pozbyć tej ciepłej barwy, stawiając w ten sposób na kompletną surowość. W przypadku mojego egzemplarza (zaznaczam ten fakt, bo dostępny do zakupu jest też wariant z odwróconymi barwami nakładek) wszystkie modyfikatory, klawisze nawigacyjne (za wyjątkiem strzałek) oraz kilka klawiszy z rzędu funkcyjnego jest w kolorze jasnoszarym z zauważalną domieszką niebieskiego. Reszta jest natomiast ciemnoszara.

Zastanawiają mnie jednak dwie rzeczy. Po pierwsze: dlaczego jasnych „F-ów” jest pięć, a nie cztery? Byłoby to wówczas bardziej symetryczne, tak jak ma to miejsce w klawiaturach TKL czy Full-size. Tam jedynie F4-F8 są w drugim odcieniu. Druga sprawa to klasycznie „pipe key” (czyli \|) i tylda. Dlaczego one również są w jasnym kolorze, a nie w poprawnej w tym przypadku ciemnej barwie? Jasne, wygląda to bardziej symetrycznie, ale jest po prostu niepoprawne, bo są to klawisze z kategorii „alphas”, a nie „modifiers”. Ot takie małe uwagi dotyczące estetyki.

Interesująco wygląda użyta w tym przypadku czcionka. Jest ona bardzo elegancka i minimalistyczna, a wszystkie modyfikatory są napisane małymi literami. Wygląda to obłędnie, a dodatkowego uroku nadaje fakt wycentrowania wszystkich znaków i napisów względem obu osi – X i Y. Podoba mi się też, że wszystkie mody są opisane słownie, a nie ikonami. Nie przypadło mi do gustu natomiast nadrzędne traktowanie funkcji Mac-owskich w rzędzie funkcyjnym. Tam to nie F1-F12 są na górze, a jakieś ikonki. Psuje to też nieco minimalistyczną estetykę dodając niepotrzebnego tłoku na powierzchni nakładek.

Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, to muszę wspomnieć o małej wadzie, która towarzyszyła mi od pierwszego dnia testów. Otóż z jakiegoś powodu, prawdopodobnie przez połączenie niskiego przełącznika z niską nakładką, niektóre keycapy siedzą przechylone w prawo lub lewo. Jasne, da się je naprostować, ale musiałem robić to praktycznie codziennie przez cały okres testowy, bo co chwila dostrzegałem kolejną krzywo założoną nakładkę.

Chciałbym też na koniec tej sekcji wspomnieć o grubości, która jest na naprawdę dobrym poziomie. Wszystkie ścianki nakładek mają powyżej 1 mm grubości, co znacząco wytłumia brzmienie. Żeby akapit nie był krótki, to dodam jeszcze, że producent z jakiegoś powodu umiejscowił prostokątną wypustkę nie tylko na F i J (czyli jak w każdej standardowej klawiaturze), ale również na strzałce w górę. Może to pomóc zlokalizować ją jedynie poprzez dotyk, bez zerkania na urządzenie. Tak samo było to rozwiązane w modelu Q1.

Stabilizatory

Miernie na tle całej reszty wypadają stabilizatory, które w tym przypadku występują w aż dwóch wersjach. Klasyczne umieszczone zostały pod każdym dłuższym klawiszem, a te nieco krótsze (Caps Lock i prawy Shift) z jakiegoś powodu dostały same druciki w stylu Costarów. Jest to o tyle dziwne, że w konstrukcjach o wysokim profilu nie używa się stabilizatorów pod tak krótkimi przyciskami, a jednak Keychron S1 jest kolejnym już modelem niskoprofilowym, który to robi. Podobnie było chociażby w Modecom Volcano Blade czy Logitech G915 TKL.

Oba z zastosowanych tu rodzajów stabilizatorów opierają swoje działanie o metalowe druciki, które niestety hałasują bez odpowiedniego nasmarowania. Keychron postanowił umieścić na nich grube smarowidło, jednak niestety nie osiągnął w tej sposób zamierzonego efektu. O ile te klasycznie wyglądające staby faktycznie mają świetnie zredukowane szeleszczenie, za wyjątkiem lekko klekoczącej spacji, to już wciskanie CapsLocka i prawego Shifta wiąże się z generowaniem nieprzyjemnych i głośnych dźwięków.

Powodem jest umieszczenie smaru w nieodpowiednim miejscu. Powinien się on znaleźć w miejscu łączącym drucik z keycapem, a nie w zaczepach trzymających drut w klawiaturze. Niestety taki jest efekt stosowania bezsensownych dodatkowych stabilizatorów, które nie wprowadzają żadnej dodatkowej stabilności. Można je natomiast własnoręcznie przesmarować bez większego problemu – wystarczy zdjąć keycapa i nałożyć smar, najlepiej o gradacji wynoszącej 2 (np. Permatex 21030 lub Krytox 205g2), na krańcach drucików.

Przełączniki

Żeby osiągnąć jak najniższy profil, koniecznie jest zastosowanie odpowiednich przełączników. Keychron postawił w modelu S1 na serię KS-33 od Gaterona, a konkretnie modele Red, Brown i Blue – z opcją wyboru konkretnego. Do mnie na testy trafił wariant na tych drugich, które charakteryzują się wyczuwalnym w momencie aktywacji sprzężeniem zwrotnym, zwanym też jako „bump”. Jest ono średnich rozmiarów i ma dosyć okrągły kształt, jednak w połączeniu ze średniej wagi sprężynką i krótkim skokiem bardzo wyraźnie czuć ten nagły podskok. Przypomina mi on trochę pisanie na gumowych kopułach, w pozytywnym tego znaczeniu.

Zamontowana wewnątrz nich sprężynka wymaga 60 gramów siły do doprowadzenia trzonu do samego dołu, natomiast aktywacja odbywa się tuż po górce, do której przekroczenia potrzeba 55 gf. Cały skok ma długość 3 mm, czyli aż milimetr mniej niż w standardowych przełącznikach Cherry MX. Punkt aktywacji osadzony został w okolicach połowy skoku, mniej więcej na wysokości 1,7 mm, ale do jego osiągnięcia i tak trzeba najpierw przejść przez trwającego od samego początku wciśnięcia bumpa.

Co ciekawe producent nawet pochwalił się, że spód obudowy w tych przełącznikach jest z tworzywa Nylon PA66, a góra z poliwęglanu. Do produkcji trzonu użyto z kolei polioksymetylenu. Mamy tu więc do czynienia z klasyczną mieszanką plastików. Sprzężenie zwrotne jest natomiast generowane przez ocieranie trzonu o metalową blaszkę, podobnie jak w standardowym przełączniku MX style.

Powyższy wykres przedstawia pracę przełączników Gateron KS-33 Brown. (źródło: Gateron)

Wspominam o tym dlatego, że Keychron ma w ofercie klawiatury z serii K, których działanie oparte jest o optyczne przełączniki o niskim profilu, najprawdopodobniej DMET MJ5.0. Dziwi mnie zatem fakt, że flagowy model niskoprofilowy od tego samego producenta nie korzysta z najlepszej technologii, do której ma dostęp. Zamiast tego Keychron woli wpychać na siłę ludziom przełączniki kontaktowe, które nie mają absolutnie żadnych zalet względem swoich optycznych braci.

W grę nie wchodzi tu nawet szersza gama opcji, gdyż Keychron ma w ofercie aż 8 różnych przełączników optycznych niskoprofilowych, a Gateron KS-33 ma tylko 3 wersje. Ponadto gdyby Keychron S1 korzystał z technologii optycznej, to hot-swap byłby standardem, a nie dodatkową cechą zapewnioną przez umieszczenie na PCB odpowiednich gniazd. Chciałbym zatem zobaczyć w przyszłości nową serię klawiatur od tego chińskiego producenta – S Pro, w której zastosowana byłaby nowatorska technologia, a nie przestarzałe przełączniki kontaktowe.

Muszę natomiast pochwalić Keychrona za wybranie przełączników z montażem keycapów na krzyżyk, a nie na dwa prostokątne wyrostki. Co prawda ogranicza to możliwość obniżenia grubości klawiatury, ale przynajmniej możemy cieszyć się dobrej jakości keycapami, a nie tym badziewiem produkowanym do Kailh Choc V1. Nie trzeba się też martwić, że złamiemy ów wyrostki w keycapach, co jest niestety częstym zjawiskiem w ich przypadku.

Kilka słów jeszcze o gładkości. Przełączniki dotykowe nie są najlepszym materiałem do oceny tej cechy, bo ma ona większe znaczenie w liniowcach, ale w przypadku Gateron KS-33 Brown muszę przyznać, że nie jestem w stanie wyczuć żadnego niepożądanego tarcia, które psułoby wrażenia z pisania. Co jednak ciekawe, nie ma na to wpływu smar, bowiem na trzonach tych przełączników nie znalazł się nawet gram oleju charakterystycznego dla tego producenta.

Brzmienie

Korzystając z Keychron S1 przez ponad tydzień zauważyłem, że nie jest to klawiatura, w której dźwięk to cecha, na którą producent zwracał szczególną uwagę. Mamy tu co prawda deklarację o obecności pianki akustycznej wewnątrz obudowy, ale na tym się kończy. Sprężyny w przełącznikach dają o sobie znać metalicznym rezonowaniem oraz nieprzyjemnym szeleszczeniem, a oliwy do ognia dolewają niektóre stabilizatory, które niestety brzydko klekoczą.

Model ten nie jest przesadnie głośny, co zawdzięcza zresztą wspomnianemu wygłuszeniu, ale mogło być jeszcze lepiej gdyby producent osłonił przełączniki z każdej strony ściankami obudowy. Gateron KS-33 Brown z natury nie hałasują, ale nie są też najcichsze na świecie, co przekłada się na umiarkowany poziom głośności, który moim zdaniem nadaje się idealnie do chociażby pracy w biurze. Dźwiękiem pisania na tej klawiaturze raczej nikogo nie obudzimy ani nie zirytujemy. No chyba, że wybierając wariant na niebieskich klikaczach. Sama barwa brzmienia jest wysoka, ale może sprawiać złudne wrażenie basowego przez wytłumienie spowodowane pianką i grubymi keycapami.

Podświetlenie

Klawiatura będąca przedmiotem dzisiejszej recenzji występuję w dwóch wersjach podświetleniowych: RGB i White. Na moje testy trafiła ta druga, co sam uważam za sporą zaletę. Nigdy nie byłem fanem tęczowych świecidełek, a zamiast tego uwielbiałem subtelne białe światło. W dodatku większość diod RGB nie jest w stanie poradzić sobie z emitowaniem światła w kolorze prawdziwej bieli. Dlatego też uważam białe diody za najlepsze rozwiązanie do klawiatury takiej jak testowany dziś Keychron S1, gdyż oddaje ono najlepiej jej prosty charakter.

Jaka idea stoi jednak za umieszczaniem diod emitujących światło w klawiaturze, która korzysta z keycapów bez prześwitujących znaków? Osobiście uważam, że podświetlenie przenikające przez szparki pomiędzy nakładkami wygląda dosyć atrakcyjnie i sam niejednokrotnie włączałem diody w swoich klawiaturach tylko po to żeby uzyskać taki efekt. Dlatego też podświetlenie w Keychron S1 nie jest w mojej opinii bezsensowne, bo włączenie go dodaje jej ciekawego uroku.

Lampki kontrolne

Mogłoby się wydawać, że 75% to rozmiar wystarczająco duży, aby zmieścić gdzieś lampki kontrolne. Keychron postawił jednak na kompaktową formę, więc wszelkie puste pola czy luki zostały usunięte. W takiej sytuacji większość producentów umieściłoby lampki kontrolne pod konkretnymi klawiszami – poprzez zapalenie się diody pod nimi. Jako że mam na testach wersję z białym podświetleniem, to niestety nie uraczyłem tu takiego rozwiązania i w żaden sposób nie jestem informowany, że włączyłem CapsLocka lub ScrollLocka.

Na szczęście Keychron zapewnia w modelu S1 wsparcie QMK, a jak doskonale wiadomo firmware ten pozwala osiągać prawdziwe cuda. Jestem więc bardziej niż przekonany, że jakaś tęga głowa mająca choć minimalną wiedzę w zakresie programowania jest sobie w stanie napisać na szybkości funkcję włączającą LED-a pod CapsLockiem w momencie włączenia przypisanej mu funkcji. Wiadomo, że nie jest to idealne jeśli ciągle mamy włączone podświetlenie (bo biała dioda nie zmieni koloru), ale dla osób ze zwykle wyłączonymi diodami byłoby to perfekcyjne wyjście.

Oprogramowanie

Jedną z najważniejszych cech, którą może poszczycić się Keychron S1, jest wsparcie QMK i VIA. Literki te mogą nie mówić niektórym z Was zbyt wiele, więc już pędzę z pomocą. QMK to firmware, który jest najpopularniejszy wśród entuzjastów klawiaturowych. Pozwala on na wgrywanie do urządzenia dowolnych mapowań, nawet takich bardziej skomplikowanych, bez granic. VIA to z kolei aplikacja, która pozwala na szybką konfigurację kompatybilnych klawiatur. Rozwiązanie to jest o tyle genialne, że praktycznie nie ma ograniczeń i można dzięki niemu działać cuda z klawiaturą, a jeśli ktoś nie wymaga fajerwerków to może zwyczajnie ustawić działanie klawiszy za pomocą graficznego interfejsu.

Nie można zapomnieć również o tym, że VIA pozwala na konfigurację w locie, która zapisuje się od razu w pamięci urządzenia peryferyjnego. Po ustawieniu wszystkiego wedle własnych preferencji można z kolei usunąć apkę z komputera, a klawiatura nadal będzie wszystko „pamiętać”. Niektórym z Was może się to wydawać błahostką, ale dla mnie łatwe w obsłudze oprogramowanie, dzięki któremu mogę szybko ustawić działanie klawiszy wedle mojego uznania jest dla mnie kluczowe.

Jakby tego było mało, to Keychron umieścił w widocznym miejscu pod spacją specjalny przycisk resetu, który pomoże nam zresetować ustawienia klawiatury w wypadku ewentualnych problemów z działaniem. Jest to szczególnie pomocne w przypadku ręcznego wgrywania mapowania przez QMK, gdy coś pójdzie nie tak i klawiatura nagle przestanie reagować.

Ocena końcowa

Jak pisałem na wstępie, od dawna jestem ogromnym fanem zarówno klawiatur niskoprofilowych jak i produktów marki Keychron. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że pierwszy model z flagowej serii S przypadł mi do gustu i korzystało mi się z niego wręcz genialnie. Złożyło się na to wiele czynników, ale najważniejsze w tym wszystkim było połączenie świetnych przełączników dotykowych Gateron KS-33 Brown oraz niezwykle przyjemnych i wytrzymałych nakładek. Pisanie na tej klawiaturze było dla mnie czystą przyjemnością i każdego popołudnia z radością siadałem do komputera żeby coś napisać. Gorzej było z grami, bo preferuję do nich lżejsze sprężynki, a najlepiej mniejszego bumpa.

Spodobało mi się też wykonanie obudowy w całości z aluminium, co w połączeniu z metalową płytą mocującą daje nam naprawdę solidny produkt, którego nie da się wygiąć w dłoniach. Na pochwałę zasługuje również obecność prawdziwie białego podświetlenia i wsparcie oprogramowania QMK VIA, a także przyjemny dla oka design i kolorystyka. Jak zawsze cieszy też obecność odpinanego kabla, a pakiet akcesoriów dołączony przez producenta w zestawie jest odpowiedni.

Nie przypadł mi do gustu obecny tu floating-key design. O wiele bardziej wolałbym gdyby producent osłonił przełączniki, gdyż decyzja o niezrobieniu tego jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Szkoda też, że choć stabilizatory pod Backspace, lewym Shiftem i Enterem są bardzo dobrze nasmarowane, to już pod prawym Shiftem i CapsLockiem kryją się klekoczące dziwolągi. Samo brzmienie klawiatury też mnie jakoś szczególnie nie porwało, a sposób podwyższenia kąta nachylenia poprzez ręczną wymianę gumek na spodzie jest dla mnie co najmniej dziwny.

Nie podoba mi się także forsowanie przełączników opartych o metalowe kontakty zamiast znacznie gładszych i lepiej przemyślanych switchy optycznych. Zdaję sobie sprawę z tego, że klienci wciąż nie są przekonani do aktywacji spowodowanej przecięciem wiązki światła przez trzon, ale uwierzcie mi – nie ma się czego bać. Liczę więc na to, że Keychron wykona technologiczny ruch naprzód i zastosuje w przyszłych wersjach swoich flagowych klawiatur niskoprofilowych bardziej nowatorskie rozwiązania.

Rodzi się jednak pytanie – jak to wszystko wygląda jeśli weźmiemy pod uwagę cenę? Keychron życzy sobie za ten model 109 dolarów za wersję bez hot-swapa i z białym podświetleniem lub 119 dolarów za hot-swap i RGB. To sporo, szczególnie biorąc pod uwagę obecną cenę dolara, natomiast moim zdaniem kwota ta jest usprawiedliwiona przez genialną jakość klawiatury i ilość pozytywnych cech. Polecam ją zatem każdemu, kto szuka dla siebie świetnie wykonanego modelu o niskim profilu. Jest tu co nieco do poprawy, ale obecnie nie ma na rynku lepszej opcji z metalową obudową.

Keychron S1 jest dostępny do zakupu nie tylko bezpośrednio u producenta, ale również za 699 złotych za wersję RGB i hot-swap (lub 639 złotych za wariant z tej recenzji) w polskim sklepie Shelter.pl, który to użyczył mi egzemplarz do testów. Z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować im za to, gdyż tylko dzięki dobroci firm i sklepów jestem w stanie tworzyć tego typu recenzje. Was, drodzy czytelnicy, zachęcam z kolei do zakupienia tej klawiatury z mojego linku referencyjnego, dzięki któremu Shelter będzie wiedział, że warto przeznaczać kolejne modele klawiatur na testy dla mnie 🙂