Niedawno na łamach mojego bloga gościła klawiatura do samodzielnego złożenia, którą kupić można na AliExpress w bardzo atrakcyjnej cenie. Mowa oczywiście o KeeBox M0110, czyli produkcie iście budżetowym, ale jakże wyśmienitym mimo swojej ceny. Wiem natomiast, że nie każdemu odpowiada tak mały rozmiar jak 60%, dlatego dzisiaj na moim biurku gości swoisty duży brat tego gagatka – NCR80. Model ten jest wzorowany na istniejącym od lat produkcie brandowanym logiem NCR i to stąd pochodzi jego nazwa jak i cała stylistyka. Można zatem powiedzieć, że jest to replika klawiatury retro, czyli tak jak wspomniane M0110.
Domyślacie się już zapewne pewnego patternu. Najpierw testowałem retro sześćdziesiątkę, którą uważam za wspaniały wybór dla początkujących w hobby, a dzisiaj przyszła pora na TKL-a, który korzysta z podobnego stylu. Można więc łatwo wywnioskować, że jestem po prostu fanem sprzętu vintage i jego replik, dlatego i dzisiejsza recenzja będzie pozytywna. Zanim jednak wysnujecie takie wnioski, proszę Was o przeczytanie recenzji w całości – jest bowiem o czym pisać, gdyż NCR80 jest klawiaturą dużo ciekawszą niż może się wydawać. To co, zaczynamy? Zapraszam do lekturki!
Opakowanie
Klawiatura będąca przedmiotem dzisiejszej recenzji jest zestawem do samodzielnego złożenia, a zatem przychodzi do nas bez przełączników i keycapów – te musimy dokupić sobie osobno, we własnym zakresie. W szarym kartonie z czerwonym logiem NCR otrzymujemy zabezpieczoną folią i dwoma piankami obudowę i PCB, a w osobnych woreczkach znalazły się śrubki, kabel JST oraz płytka-córka (ang. daughter-board). Dodatkowym gratisem jest pakiet stabilizatorów nieznanego pochodzenia, wpinanych na zatrzaski do płytki drukowanej. Jest to miły gest, gdyż rzadko kiedy klawiatura DIY przychodzi do nas ze stabami. Dostajemy ich pełen pakiet, który wystarczy na złożenie TKL-a z pełnymi Shiftami, Enterem i Backspace, a także z dwoma drucikami do spacji: 7u i 6,25u. Jest tu też czarny, opleciony kabel USB-A do USB-C.
Wygląd
Wzorem do powstania NCR80 była niewątpliwie legendarna klawiatura Cherry G81-3077SAU, która dzierży logo NCR w lewym górnym rogu i oferuje bardzo typowe dla tego niemieckiego producenta kształty. Jeśli natomiast spojrzycie na zdjęcia ów klawiatury, to dostrzeżecie dwie kluczowe różnice między nią, a recenzowanym dzisiaj NCR80, lecz ważna jest w tej chwili tylko jedna – kolor. Oryginalny NCR jest bowiem szary, zaś ten mój kompletnie beżowy. Dlaczego? A no widzicie, NCR80 jest modelem oferowanym w różnych opcjach kolorystycznych, spośród których jedna z nich ma przypominać pierwowzór, zaś druga (ta wybrana przeze mnie) jest zwyczajnie beżowa i bardziej nawiązuje do pozostałych klawiatur Cherry niż do tego konkretnego modelu.
Obudowa charakteryzuje się bardzo specyficznymi kształtami, które każdy entuzjasta od razu byłby w stanie przypisać tylko jednemu producentowi na świecie. Czoło nad klawiszami funkcyjnymi jest zatem dosyć wysokie, zaś przednia krawędź (ta pod rzędem dolnym, zwana też „dolną wargą” z angielskiego „lip”) jest wyraźnie ścięta pod kątem kilku stopni w dół. Boczne krawędzie są z kolei równe i utrzymują normalne proporcje (czyli są węższe niż górna i dolna). W lewym górnym rogu ulokowany został emblemat z logiem NCR, przyklejany do specjalnie wyznaczonego miejsca na klej, zaś nad klawiszami nawigacyjnymi wycięto przyciski ScrollLock, PrintScreen i Pause/Break celem wsadzenia tam trzech lampek kontrolnych o charakterystycznym wyglądzie, również nawiązującym do oryginalnych klawiatur Cherry.
Z profilu NCR80 nie wygląda w żaden sposób zaskakująco. Zobaczyć możemy tam coś na styl prostokąta na klinie, jednak o bardzo niskim kącie nachylenia (jakieś 3 stopnie). Widoczna jest także przerwa pomiędzy górną, a dolną częścią obudowy, co jest nieuniknione – nie jest to bowiem klawiatura korzystająca z nowoczesnego designu stawiającego na ukrywanie takich elementów, a replika oryginalnego projektu sprzed lat. Zresztą, moim zdaniem takie szpary mają jakiś swój urok, tym bardziej gdy nie są przesadnie szerokie. Tę samą linię ujrzymy też na przodzie jak i tyle obudowy, a dodatkowo z tyłu zobaczyć możemy swego rodzaju wyśrodkowany wspornik, który pewnie miał zapewnić klawiaturze stabilność, lecz realnie nie ma wpływu na nic praktycznego. Szczerze wolałbym gdyby go tam nie było, a całość tyłu obudowy szła równą linią.
Wykonanie i wnętrze
NCR80 będąca wierną oryginałowi wykorzystuje plastik i tylko plastik do wykonania obudowy. Ponadto nie znajdziemy w jej wnętrzu płyty mocującej, która mogłaby podnieść sztywność i wagę produktu. Zamiast tego przełączniki mocujemy bezpośrednio do PCB, czyniąc klawiaturę bezpłytkową (ang. plateless). Generalna opinia wśród entuzjastów jest taka, że tworzywo sztuczne jest znacznie lepszym materiałem w przypadku klawiatur vintage jak i tych w stylistyce retro, bo dźwięk swobodniej niesie się w dużych, pustych obudowach z plastiku niż tych aluminiowych. Oczywiście jest to jedna z wielu opinii i Ty drogi czytelniku możesz mieć inną, natomiast chciałbym żeby więcej osób zrozumiało, że aluminium wcale nie jest materiałem premium, bo „jest ciężkie”, a tworzywo sztuczne również ma swoje zalety.
Kolor beżowy został osiągnięty poprzez zabarwienie samego tworzywa, a nie w efekcie naniesienia lakieru na powierzchnię. Wykończenie jest z kolei bardzo interesujące. W przypadku ostatnio recenzowanej M0110 faktura była lekko chropowata, natomiast NCR80 jest zgoła odwrotna. Imituje ona bowiem gładkość spotykaną w obudowach klawiatur Cherry G80. Palec bardzo miło ślizga się po obudowie, w bardzo podobny sposób co po wygładzonych keycapach z ABS-u. Widać jednak, że nie jest to produkt perfekcyjny – gdzieniegdzie da się znaleźć niedoskonałości w strukturze tworzywa, takie jak nagłe zmiany faktury, pojedyncze przebarwienia czy kreski lub kropki. Nie są to natomiast wady mocno rzucające się w oczy, dzięki czemu są one w pełni akceptowalne, tym bardziej w tym przedziale cenowym.
Górna część obudowy nachodzi na dolną i trzyma się w miejscu za sprawą nieco wystającej do góry krawędzi. Wewnątrz również znajdziemy podobne rozwiązanie utrzymujące PCB w poprawnym miejscu – tam są to dwa cylindry, które wchodzą w specjalnie przeznaczone do tego otwory w płytce drukowanej. Cała konstrukcja zamyka się natomiast na śrubki. PCB przykręca się do spodu za pomocą 11 śrubek, zaś obudowę zamykamy na 6. Warto przy tym zaznaczyć, że przy przedniej krawędzi należy użyć krótszych, czarnych i magnetycznych śrubek, a przy tylnej dłuższych, srebrnych i niemagnetycznych.
Środek obudowy jest kompletnie pusty. Nie uświadczymy tu żadnych pianek, bo nawet producent nam takowych nie dorzuca – i bardzo dobrze! Wszelkie wypełniacze powinny służyć tylko i wyłącznie do klawiatur na przełącznikach typu silent, a NCR80 nie jest klawiaturą, którą buduje się na silentach. Wszelkie gwinty na śrubki, zarówno te do przymocowania PCB do obudowy jak i te do zamknięcia konstrukcji, są mosiężne – nie trzeba zatem martwić się, że coś przy zbyt mocnym dokręceniu nam pęknie. Miejsce na płytkę-córkę jest z kolei dobrze wyznaczone, a przykręcamy ją tam za pomocą czterech śrubek, choć jak doskonale pewnie wiecie – wystarczą i dwie, w przeciwległych rogach.
Ergonomia
Dopisek „80” w nazwie recenzowanej dzisiaj klawiatury symbolizuje nam jej rozmiar – 80%. Mamy zatem do czynienia z klasycznym TKL-em, czyli formatem podobnym do zwykłego full-size, lecz z jedną bardzo ważną różnicą – brak panelu numerycznego. Często mówi się, że TKL to rozmiar turniejowy, a to za sprawą większej ilości miejsca z prawej strony. Dzięki temu gracze mogą swobodniej poruszać myszką, bez uderzania w bok klawiatury. Czasy pokazały jednak, że gracze preferują jeszcze mniejsze rozmiary, takie jak 65% czy 60%, a 80% jest na chwilę obecną wybierany równie często przez graczy co przez osoby nie mające z grami nic wspólnego. Jest bowiem coś takiego w TKL-ach co po prostu czyni je estetycznymi, ten niesymetryczny, ale jakże elegancki i przemyślany rozkład klawiszy. Sam jestem jego ogromnym fanem, dlatego w NCR80 zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
Żeby nie było jednak zbyt standardowo to producent wyciął kilka klawiszy z tej klawiaturki. Mowa oczywiście o trzech przyciskach zastąpionych lampkami kontrolnymi w prawym górnym rogu, ale także o klawiszach Windows, w których miejsce wrzucone zostały tak zwane blockery. Układ taki zwie się po prostu WKL, czyli WinKeyLess, a ja jestem jego ogromnym fanem. Obecnie nie wyobrażam sobie budowy klawiatury bez przerw w miejscach klawiszy Windows. Niektórym może wydawać się to głupie, bo przecież po co usuwać dwa klawisze, z których można mieć jakiś pożytek, ale w rzeczywistości są to dla mnie kompletnie zbędne przyciski, a umieszczone w ich miejscu blockery wyglądają bardzo estetycznie i dodają klawiaturze uroku, bez którego urządzenie nie jest po prostu takie samo.
Obecnie rynek klawiatur, nawet tych budżetowych, zdominowały montaże uszczelkowe (ang. gasket mount) różnej maści. NCR80 jest jednak odstępstwem od normy i tutaj producent postawił na klasyczny tray mount. Śrubki są rozmieszczone dosyć równomiernie, więc twardsze spoty są chociaż rozłożone bardziej z głową, niemniej jednak nie jest to dobry typ montażu i skutkuje nierównym dźwiękiem oraz feelingiem. Podczas pisania odczułem to niejednokrotnie i uważam, że to najsłabszy punkt tej klawiatury, który może skutecznie zniechęcić wielu potencjalnych klientów przed zakupem. Fajnie gdyby wyszedł jakiś nowy wariant NCR80 na czymś ciekawszym, na przykład na top-mount’cie (płycie montażowej lub PCB przykręcanym do górnej części obudowy).
Wysokość frontu obudowy wynosi w przypadku recenzowanego dzisiaj modelu około 20,5 mm, zaś efektywna wysokość (od samego spodu obudowy do czubka przełącznika spacji) 23,5 mm. Wychodzi więc na to, że mamy do czynienia z klawiaturą standardowego wzrostu i nie ma potrzeby stosowania tutaj jakichkolwiek podpórek pod nadgarstki. Na spodzie znajdziemy z kolei cztery gumki antypoślizgowe, które skutecznie utrzymują klawiaturę w miejscu, a także rozkładane, jednostopniowe nóżki do podwyższenia kąta nachylenia, które po rozłożeniu skrajnie zmieniają wrażenia z użytkowania. Nie ma tu zatem opcji dla osób preferujących coś pośredniego – jedynie niski albo wysoki kąt.
Stabilizatory
Podstawowym skojarzeniem ze stabilizatorami dołączonymi w zestawie z klawiaturą, czy to taką pre-built, czy taką do samodzielnego złożenia, jest ich mierność. Wiadomo, w ostatnich latach poziom wyraźnie wzrósł i obecnie coraz więcej klawiatur może pochwalić się naprawdę dobrymi stabami, jednak do osiągnięcia perfekcji nadal sporo nam brakuje. Dobrym kierunkiem są natomiast klawiatury takie jak NCR80, które zawierają w zestawie naprawdę świetne stabilizatory mocowane bezpośrednio do PCB na zatrzaski. Nie są to w tym przypadku oryginalne Cherry clip-in, które uwielbia wielu entuzjastów, ale z moich testów wynika, że są one równie doskonałe.
Wystarczyło bowiem, że przesmarowałem je popularnym smarem SuperLube, a wszelkie szelesty i klekotanie zostały wyeliminowane. Nie zdarza się to często żeby stabilizatory już za pierwszym podejściem okazały się perfekcyjne, a już tym bardziej takie, których pochodzenie nie jest nawet znane. Cieszę się zatem, że producent NCR80 zdecydował się na dorzucenie w zestawie z klawiaturą tak wspaniałych stabów, bo dzięki temu można oszczędzić te parę dyszek, które normalnie musielibyśmy wydać na dobre stabilizatory. Tu wystarczy troszkę smaru, który możecie kupić u partnera mojego bloga TinkerKeys, i wszystko będzie śmigać! Są one natomiast absurdalnie szorstkie, więc zalecam albo wymienić ich obudowy, albo przesmarować je przed złożeniem.
Keycapy
Podobnie jak przy recenzji M0110 dodam kilka słów od siebie na temat mojej konkretnej konfiguracji, w której postanowiłem zbudować swój egzemplarz NCR80. Jak bowiem wspominałem na początku, jest to DIY kit, do którego sami musimy dobrać keycapy i przełączniki. U mnie wybór ten padł na JC Studio Hebrew Blue oraz Cherry MX Black Hyperglide. W tej sekcji zaczniemy sobie od tych pierwszych. Oczywistym powodem, dla którego wybrałem topowe nakładki w odcieniach beżu jest fakt, że najlepiej komponują się one z równie beżową obudową. Nie przewidziałem jednak, że będą one tak jasne, że wystąpi lekki zgrzyt pomiędzy odcieniami obudowy i keycapów.
Widzicie, alfanumeryki w JC Studio są wybitnie jasne, prawie do poziomu brudnej bieli. Modyfikatorów to nie dotyczy, gdyż te są pięknie beżowe, natomiast kolor zastosowany do klawiszy alfabetu i cyferek kompletnie nie pasuje mi do stylistyki retro, a więc i do beżowej obudowy NCR80. Uważam zatem, że był to zły wybór i powinienem był wrzucić tutaj XMI, ale z drugiej strony ileż można mieć klawiatur na tych samych nakładkach? Już dosyć, że kupiłem drugi zestaw JC Studio specjalnie z myślą o tej klawiaturze, gdyż dotychczas byłem w posiadaniu wariantu Tulip, natomiast widniejący na zdjęciach Hebrew Blue kupiłem wraz z NCR80 podczas przecen na AliExpress. Szkoda zatem, że nie był to strzał w dziesiątkę.
Drugim powodem za tymi keycapami jest rzecz jasna wykonanie ich z grubego tworzywa PBT przez chińskiego producenta. Nic nie brzmi tak dobrze jak pusta obudowa w połączeniu z grubymi nakładkami, a gdy dodamy do tego równania materiał PBT to otrzymamy nie tylko głośne i pełne stukanie, ale także basik. Czego chcieć więcej od budżetowego kitu do samodzielnego złożenia replikującego klawiaturę vintage? Zwieńczeniem oczywiście są tu niebieskie nadruki w formie podrzędnych legend, reprezentujące alfabet hebrajski. Czemu akurat ten? Szczerze mówiąc nie stał za tym żaden konkretny powód, Izrael po prostu kojarzy mi się z kolorem niebieskim, a miałem ochotę na beż z nutką niebieskiego.
Przełączniki
Żeby dobrze dopełnić klawiaturę wzorowaną na sprzęcie retro, trzeba dopasować do niej przełączniki o podobnym stylu. Zdecydowałem się zatem na zamontowanie w NCR80 popularnych i lubianych Cherry MX Black Hyperglide, które miałem okazję już zrecenzować na łamach bloga. Przed wlutowaniem ich w PCB nałożyłem na ich trzony smar, zgodnie z moim poradnikiem smarowania przełączników, a także wymieniłem sprężynki na takie wydłużone do 24,5 mm i o sile wymaganej do maksymalnego wciśnięcia wynoszącej 53 gf. Uważam to za dobrą decyzję, gdyż nie jestem fanem fabrycznych sprężynek zamontowanych w przełącznikach Cherry, zaś te na które się zdecydowałem są bardzo długie i generują dzięki temu przyjemny slow-curve.
Sama liniowość tych przełączników dobrze pasuje moim zdaniem do montażu bezpłytkowego w NCR80, niemniej jednak ich głównym atutem jest tutaj brzmienie. Pod kątem wrażeń z pisania czuć bowiem, że jest to klawiatura tray mount i nie da się z niej zbyt dużo wycisnąć, nawet dobrym przełącznikiem. Gdzieniegdzie czuć lekkie uginanie, co liniowce zdają się uwydatniać, niemniej jednak nie kupowałbym tej klawiatury na Waszym miejscu jeśli poszukujecie jakichś nietypowych doznań. Na niej po prostu się pisze, ani nadzwyczaj przyjemnie, ani jakoś strasznie źle. Ot zwyczajna klawiatura, oczywiście pod względem feelingu. W związku z tym dobrą opcją byłyby tu także przełączniki klikające, na przykład Kailh BOX White V2.
Brzmienie
No właśnie, ale przecież NCR80 to klawiatura wzorowana na sprzęcie vintage, a więc powinna dobrze brzmieć, prawda? Tutaj muszę przyznać rację, ponieważ recenzowany dzisiaj model zdecydowanie zwycięża ze zwyczajnymi klawiaturami właśnie brzmieniem. Niewątpliwie ma na to wpływ mój dobór przełączników znanych z pełnego i lekko wysokiego brzmienia, a także trzymających ich w ryzach grubych keycapów z PBT, obniżających i tłumiących nieco dźwięk. Warto natomiast pamiętać, że równie duże znaczenie ma tutaj po prostu plastikowa, pusta obudowa, a także brak płyty montażowej. Wszystkie te czynniki po dodaniu do siebie dają nam wyśmienicie brzmiące urządzenie, które jest głośne, lekko sopranowe przy wciskaniu i basowe przy powrocie trzonu przełącznika do góry. Wisienką na torcie jest ta głębia słyszalna w dźwięku, a także niehałasujące stabilizatory. Po prostu cudo!
Oprogramowanie
Jak na prawdziwie customową klawiaturę przystało, NCR80 (a raczej dołączone z nią PCB) wspiera najpopularniejszy w hobby firmware zwany QMK, a także interfejs graficzny VIAL. Dzięki temu mamy praktycznie dowolność co do konfiguracji działania poszczególnych klawiszy. Nie tylko możemy zmienić ich działanie wedle naszego widzimisię, ale również przypisać do nich bardziej skomplikowane polecenia – chociażby Tap Dance, który osobiście bardzo lubię i używam go na przykład w mojej KeeBox M0110. Obecnie nie wyobrażam sobie życia bez VIAL i moim zdaniem jest to aplikacja znacznie lepsza i prostsza w obsłudze niż popularniejsze VIA.
Warto natomiast zaznaczyć, że wsparcie NCR80 jest tutaj wyłącznie umowne, gdyż i tak musimy przy odpaleniu aplikacji wczytać plik .json aby oprogramowanie zrozumiało z jakim urządzeniem ma do czynienia. Podobnie sprawa ma się w przeglądarce, bo VIAL działa też przez stronę internetową bez pobierania oprogramowania na komputer. Jak więc widzicie możliwości są nieograniczone, ale samo wykonanie nieco problematyczne. Wychodzi zatem na to, że o ile klawiatura zapisuje ustawienia w pamięci wbudowanej i możemy podpiąć ją do dowolnego komputera i będzie działać tak, jak ją ustawiliśmy, to niestety konfigurację przeprowadzimy tylko wtedy, gdy pod ręką będziemy mieć odpowiedni plik.
Ocena końcowa
Wzorowany na dosyć starej konstrukcji NCR80 wypadł w moich testach nieco gorzej niż M0110, lecz osobiście uważam go za równie dobrą klawiaturę. Jest on po prostu skierowany do nieco innego klienta, a że ja nie przepadam za tray mountem, to wynik jest taki, a nie inny. Jak dla mnie NCR80 jest natomiast wyśmienitą klawiaturą dla każdego, kto dopiero zaczyna swoją zabawę z klawiaturami „customowymi” i chce liznąć czegoś realnie dobrego zamiast bawić się w półśrodki pokroju niedrogich kitów z hot-swap’em z AliExpress (tak, mówię o GMK67 i podobnych). Jeszcze lepszą opcją będzie on dla każdego, kto po prostu uwielbia sprzęt retro i chciałby mieć coś w tym stylu na półce czy też na biurku.
Najbardziej podoba mi się wygląd NCR80, ale przemawia też do mnie jego brzmienie – jest ono nierówne przez sposób montażu, ale przynajmniej jest głębokie i niesie się po pustej, plastikowej obudowie. Sposób zamontowania przełączników jest natomiast wyśmienity, a dołączone w zestawie stabilizatory skradły moje serce. Najlepsza jednak jest w tym wszystkim cena, która w moim przypadku wyniosła zaledwie 390 złotych za tego gagatka – na promocji rzecz jasna, bo teraz kupić go można za 490 złotych. Wystarczy natomiast poczekać na następne wyprzedaże lub nabyć swój egzemplarz z drugiej ręki, gdzie to latają one w cenach podobnych do mojej.
Niestety NCR80 nie pozostanie w mojej kolekcji, bo jest to zbyt zwyczajna klawiatura, która i tak wypada w moich oczach gorzej od M0110. Nie ma zatem sensu trzymać go na siłę i wolę żeby powędrował w inne ręce, do kogoś kto faktycznie będzie go używać i będzie z niego realnie zadowolony. Oczywiście nie mam na myśli, że NCR80 to zły produkt. Jest naprawdę świetny i w tych pieniądzach nie dostaniemy nic specjalnie lepszego, ale zwyczajnie w świecie wolę nie zapełniać swojej kolekcji klawiaturami, które nie podobają mi się w jakichś kwestiach. Preferuję jednak ideały, do których chętnie będę wracał 😉