Recenzja Keychron K2 HE (Gateron KS-37B Nebula)

Dawno nie miałem okazji przyjrzeć się żadnemu z produktów oferowanych przez jedną z najciekawszych marek produkujących klawiatury. Niedawno napisała do mnie jednak Pani obsługująca dystrybucję sprzętów tego producenta na rynek polski i zaoferowała mi model Keychron K2 HE, który osobiście chciałem przetestować już od jakiegoś czasu, lecz nie miałem do tej pory na to okazji. Obecnie jestem już kilka tygodni po rozpoczęciu testów, więc mogę nareszcie podzielić się z Wami moimi opiniami na temat tej jakże oryginalnej klawiatury magnetycznej. No właśnie, magnetycznej – jak bowiem można łatwo wywnioskować z samej nazwy, a raczej dopisku HE, ta wersja K2 oferuje przełączniki oparte na Efekcie Halla, dzięki czemu my jako użytkownicy zyskujemy wiele interesujących funkcji. Jak się natomiast okazuje, K2 HE nie jest produktem bez wad, a pewne rozwiązania zaimplementowane przez markę Keychron skutecznie sprawiły, że dla części odbiorców nie jest to nawet opcja warta rozważenia. Sprawdźmy zatem co kryje przedmiot dzisiejszego testu i przekonajmy się czy krytyka jest uzasadniona, a także czy ja, jako samozwańczy koneser klawiatur, mam mu cokolwiek do zarzucenia. Zapraszam do lektury!

Keychron K2 HE

Opakowanie

Do tej pory w swojej „karierze” zrecenzowałem kilka modeli marki Keychron i przyznam, że dzięki tym testom uważam tę markę za naprawdę solidnego gracza na rynku klawiatur pre-built. Ma on bowiem bardzo specyficzne podejście, przez które każda seria wyróżnia się na tle reszty kilkoma kluczowymi cechami, jednak nie jesteśmy zablokowani przez format – Keychron dba bowiem o to żeby wypuścić jak najwięcej wariantów to tylko możliwe, pokrywając absolutnie każdy rozmiar szeroko znany ludzkości, oferując też przy tym taką egzotykę jak Alice czy sam panel numeryczny. Zagrywka ta spowodowała, że na przestrzeni lat ludziom naprawdę spodobała się wizja kupna klawiatury spod szyldu tego chińskiego producenta, bowiem świadomość, że możemy korzystać z ulubionego formatu, jednocześnie nie tracąc wyjątkowej funkcjonalności, jest czymś czego nie da się w świecie klawiatur zastąpić.

Nie da się też nie przyznać, że Keychron uczepił się jednego stylu opakowań i ściśle trzyma się go do tej pory. Karton jest bowiem kompletnie czarny, wręcz nudny, a na jego awersie ujrzymy obrazek prezentujący model, który skrywa się wewnątrz, logo marki, nazwę produktu, informację o przełącznikach w nim zamontowanych oraz chwytliwe hasełko o stworzeniu tej klawiatury zarówno do pracy jak i do grania. Na odwrocie znajduje się kolejne zdjęcie K2 HE, a tuż obok kilka głównych (według producenta) zalet tego konkretnego modelu. Są wśród z nich chociażby stabilizatory wkręcane w PCB, obecność switchy magnetycznych czy kompatybilność zarówno z Windowsem jak i Maciem. Ciekawą zagrywką zdaje się natomiast brak jakiejkolwiek formy specyfikacji, choćby takiej najprostszej, zawierającej wyłącznie wymiary obudowy czy masę urządzenia.

Akcesoria

Jak na Keychrona przystało, w pakiecie z klawiaturą dostajemy stosunkowo bogaty zestaw akcesoriów. Może i nie jest on tak duży jak chociażby w serii Q, nastawionej między innymi na samodzielne modyfikowanie, ale wciąż dostajemy wszystko czego możemy realnie potrzebować do komfortowego użytkowania klawiatury. Są tu:

  • kabel USB-C do USB-A,
  • przejściówka z USB-C do USB-A na adapter 2,4 GHz,
  • adapter 2,4 GHz,
  • narzędzie switch puller i keycap puller w jednym,
  • śrubokręt i imbus,
  • dodatkowe nakładki z nadrukami adekwatnymi dla systemu Windows,
  • papierologia, w tym fiszka z najważniejszymi skrótami klawiszowymi.

Do szczęścia w zasadzie brakuje mi tylko zapasowych przełączników, bo zakupienie ich na własną rękę nie jest prostym zadaniem przez nieco inny design niż powszechnie przyjęty standard. Przewód pasuje kolorystycznie do samej klawiatury i jest w oplocie, więc raczej się nie połamie, choć odginanie go z formy przyjętej w trakcie transportu nie należy do najprostszych zadań. Strona zakończona złączem typu C jest dodatkowo obrócona o 90°, tak aby pasować do nietypowego osadzenia portu w urządzeniu. Keycap puller jest druciany, więc nie uszkodzi nakładek, zaś strona do wyciągania switchy wskazuje na obecność hot-swap’a (szok) i używa się jej przeciętnie, choć nie powiedziałbym, że jakoś skrajnie niewygodnie. Przejściówka C na A pozwala położyć adapter bezprzewodowy na biurku, bliżej klawiatury, w celu uzyskania lepszego łącza, a śrubokręty wskazują na odgórne zezwolenie producenta na grzebanie wewnątrz sprzętu bez utraty gwarancji – fajnie!

Wygląd

Keychron nigdy nie słynął z wymyślnych designów, stroniąc z rozwiązań mogących naruszyć klasyczny, ponadczasowy styl ich urządzeń. Testowany dzisiaj model K2 HE odchodzi jednak nieco od tej normy i poza standardową bryłą z w kolorze czarnym lub białym (w zależności od wybranej opcji) dodaje dwa drewniane panele przykręcone w miejsce ścianek bocznych urządzenia. Ich barwa została dopasowana do reszty korpusu, to znaczy w wariancie czarnym drewno jest ciemne, zaś w białym – jasne. Prezentuje się to zaskakująco dobrze i nie narusza przy tym charakteru klawiatury, dodając jej zamiast tego oryginalności i nieco życia. Przypomina mi to nawet trochę stare wieże Hi-Fi, które w wersjach „premium” czy też „deluxe” oferowały takie właśnie wstawki, za co obecnie sprzedawcy życzą sobie niemałe pieniądze – bo ludziom się to po prostu podoba. Sam kształt obudowy to najzwyklejsze pudło na klinie (ang. box on wedge), z płaskimi ściankami o delikatnie sfrezowanych rantach. Spód również nie jest przesadzony i jedyne co na nim znajdziemy to naklejka z numerem seryjnym oraz rozkładane nóżki do regulacji kąta nachylenia.

Lewy bok ma z kolei delikatne wcięcie, albowiem z jakiejś, niezrozumiałej dla mnie przyczyny, Keychron uparł się żeby upchnąć tam złącze USB-C oraz dwa suwaki służące do przełączania trybu: jeden do układu (Mac/Windows), a drugi do sposobu połączenia (kabel/Bluetooth/2,4 GHz). Krytykowałem to już w przypadku sprzętów marki Redragon, ale skrytykuję i tutaj – nie widzę realnej korzyści z takiego umiejscowienia samego portu, bo nie tylko potrzebujemy do tego odpowiedniego kabla (owszem, ten w zestawie ma kątowe złącze, ale co gdybym chciał użyć innego?), ale także osoby z komputerem umieszczonym na prawo od urządzenia borykać muszą się z dziwacznym ułożeniem przewodu, a w wyniku tego potrzebą jeszcze większej jego długości. Samo w sobie wzornictwo śmiem natomiast ocenić celująco, gdyż tak ładnej klawiatury od popularnego producenta dawno nie dzierżyłem na biurku. Rzeczywiście musimy chyba wrócić do korzeni i zamiast pchać do klawiatur przesadzone, futurystyczne designy, to trzymać się klasyki i nie wychodzić poza ramy względnego minimalizmu – bo tak prezentuje się to zwyczajnie w świecie najlepiej.

Wykonanie

Keychron K2 HE to kolejny w portfolio tej chińskiej marki produkt, który oferuje tak zwaną aluminiową ramkę. Co kryje się za tym niezrozumiałym określeniem? Otóż zamiast dać nam obudowę w całości metalową, Keychron postanowił wykonać spodnią jej część z tworzywa sztucznego, natomiast ścianki okalające przełączniki zrobił z anodyzowanego aluminium. Fakt dorzucenia tu drewna sprawił także, że w przeciwieństwie do innych modeli spod tego szyldu metalowe są wyłącznie frontowa i tylna część ramki. Najbardziej bawi mnie chyba jednak forma przymocowania ich do korpusu, albowiem producent tak zaprojektował całość żeby klawiatura była w stanie funkcjonować nawet bez tych ramek – plastikowe ścianki też są tu bowiem obecne, a dopiero na nie nasuwa się dwie metalowe listwy, blokując je na sam koniec przed spadnęciem za pomocą drewnianych wstawek przykręconych na widoczne z profilu śruby, co swoją drogą dla jednych może wyglądać brzydko, a dla innych atrakcyjnie. Widać natomiast poprawę, bo kiedyś otwory kryjące śruby były nawiercone pod kątem i tworzyły dziwną estetykę, a tutaj widzimy od zewnątrz wyłącznie cztery – po dwie na lewy i prawy bok. W ten sposób K2 HE zyskuje odrobinę lepszego stylu i mi osobiście taka forma nie przeszkadza. Jestem natomiast w szoku, że komukolwiek chciało się aż tyle kombinować byle tylko móc dopisać do specyfikacji obecność paru gramów aluminium. Cała klawiatura waży 946 gramów, czyli w porządku jak na ten rozmiar, lecz nie ukrywajmy, że sporą rolę odgrywa tu silikon znajdujący się wewnątrz.

Płyta montażowa, do której przymocowane są przełączniki, również została wykonana z aluminium. Co ciekawe, nie da się jej wyciągnąć z korpusu bez ówczesnego zdjęcia metalowych i drewnianych części ramki. Wewnątrz trzyma się ona zaś na masę losowo rozlokowanych śrubek, w związku z czym Keychron K2 HE można bez wątpliwości nazwać tray mount’em – powoli wymierającym, lecz wciąż (jak widać) obecnym rozwiązaniem. Dla mnie to jednak żaden problem, albowiem nie zwracam z reguły uwagi na sposób montażu w klawiaturach oferowanych w tym segmencie cenowym, bo to zwyczajnie bez sensu. Wracając do clou, po wykręceniu wszystkich śrub możemy w miarę swobodnie wysunąć PCB połączone z mounting plate’m z obudowy. Mówię względnie, bo trzeba nieco mocniej pociągnąć, gdyż pianka znajdująca się pomiędzy wspomnianymi częściami dosyć skutecznie blokuje nam ten manewr, albo raczej znacznie go utrudnia. Wyciągnięcie plate+PCB assembly z wnętrza ukaże nam wiele warstw wygłuszaczy: ogromny kawał silikonu dodający całości konstrukcji K2 HE masy, gęstą i mocno porowatą piankę i przezroczysty arkusz, prawdopodobnie PET. Nie sprawdzam nawet co to jest w specyfikacji, bo naprawdę nie jest mi to do szczęścia potrzebne, a bez tego mogę jednoznacznie stwierdzić, że nie obcujemy tu z najlepiej przemyślanym projektem pod kątem akustycznym, lecz wiele fanów piankowego brzmienia będzie wniebowziętych. Nie mam dzisiaj ochoty więcej znęcać się nad tym modelem tylko dlatego, że rynek opanowały pianki i silikony, więc na tym po prostu zakończę (więcej o mojej nienawiści do wypełniaczy znajdziecie w recenzji Dark Project Gamma), lecz nie ukrywam radości z obecności śrubokrętów w zestawie z Keychron K2 HE, dzięki którym każdy zainteresowany może z łatwością pozbyć się tych zapychaczy 🙂

Ergonomia

Producent nie zaskakuje nas tutaj szczególnie pod kątem dostosowania swojej klawiatury do standardów ergonomii panujących obecnie na rynku. Mamy tu klasyczne nóżki, które po rozłożeniu podwyższają kąt nachylenia i są podwójne. Możemy zatem manipulować profilem urządzenia w trzech stopniach: 5°, 9° i 12°. Front K2 HE ma zaś 24,5 milimetra wysokości, natomiast efektywna wysokość frontowa (mierzona od samego dołu do czubka przełącznika spacji) wynosi 26 mm. Nie ma tu zatem potrzeby dołączania podpórki pod nadgarstki, albowiem wymiary te mieszczą się w ramach normy. Keychron przygotował jednak pasujące akcesoria, w tym podpórki z drewna, dla zainteresowanych. Jest więc, jak widzicie, standardowo do bólu i raczej większości klientów komfortowo będzie się korzystało z K2 HE.

Wspominałem już, że Keychron ma w zwyczaju produkowanie wszystkich modeli swoich klawiatur w każdym możliwym formacie, o ile ten jest jakkolwiek popularny (choć czasem wydają też takie kompletnie niepopularne). Seria K HE Special Edition, do której należy testowany dziś produkt, i która wyróżnia się tymi drewnianymi boczkami na tle reszty portfolio marki Keychron, również zawiera masę wariantów rozmiarowych, spośród których można wybrać sobie Full-size, TKL, 65% czy 75% – i tym ostatnim jest K2, którą dzierżę aktualnie na biurku. Nie jest to natomiast preferowany przeze mnie rozkład exploded, a zamiast tego wszystkie klawisze zbite zostały w jeden klaster, bez miejsca na jakąkolwiek przerwę pomiędzy sekcjami. Powoduje to u mnie zagubienie, bowiem moje palce nie są przyzwyczajone do tak zaprojektowanego rozkładu przycisków i często wiąże się z wciskaniem czegoś zupełnie innego niż pierwotnie miałem zamiar. Najbardziej ewidentne jest to chyba w przypadku rzędu funkcyjnego, gdzie nie istnieje w K2 HE rozdzielenie Esc od F1, w wyniku czego wszystkie klawisze są przesunięte w lewo – a moja pamięć mięśniowa oczekuje normalnego rozłożenia. Z tego też powodu często musiałem w trakcie testów zerkać na klawiaturę celem odnalezienia klawisza, w który faktycznie chcę stuknąć palcem.

Wiem jednak, że są osoby, którym podoba się takie rozwiązanie i są w stanie poświęcić czas na uczenie się układu od nowa, tylko po to żeby zaoszczędzić kilka milimetrów miejsca na biurku. Chociaż będąc szczerym, jeśli tak pilnie potrzeba Ci tych kilku milimetrów, to problem prawdopodobnie leży w czymś innym niż klawiatura. Trochę żałuję po tych testach wzięcia akurat K2 do siebie, zamiast chociażby K10, w której nie tylko miałbym więcej klawiszy, ale też zwyczajnie większą wygodę. Muszę przy tym natomiast pochwalić Keychrona za coś jeszcze, bo poza oferowaniem tego samego sprzętu w tak wielu formatach, dzięki czemu każdy może wybrać coś dla siebie i coś co pasuje mu najbardziej, to jeszcze produkuje je w różnych układach klawiszowych! Choć u siebie na testach mam standardowe ANSI, czyli niski Enter i długi lewy Shift (które rzecz jasna przez rozmiar urządzenia musi skrócić prawy Shift do 1.75u), to do wyboru są też ISO czy JIS. Dla każdego coś dobrego, jak mawia przysłowie. Szkoda tylko, że z bliżej nieznanych mi przyczyn prawy Alt został tak pokarany i ma w K2 HE tylko 1u długości, przez co w praktyce używanie go oznaczało dla mnie mękę – a bez AltGr w polskim języku nie napiszę znaków diakrytycznych. Przyznam, że po testowaniu kolejnej już klawki z tym rozwiązaniem nieco bardziej się przyzwyczaiłem i nie była to taka droga przez mękę jak przy poprzednich testach, ale wciąż nie rozumiem jak można tak karać europejskich użytkowników i nie dać im Alta o długości co najmniej 1.25u. Wystarczy przecież albo skrócić klawisz Windows do 1u albo kompletnie wyrzucić prawy Ctrl. Albo nawet skrócić spację!

Wspominałem już, że obcujemy tutaj z tray mount’em, polegającym na przykręcaniu płyty montażowej do spodu obudowy na śrubki. Wiąże się to naturalnie z występowaniem tak zwanych hard spotów, czyli sekcji gdzie feeling jest twardszy przez sąsiedztwo śrubki właśnie. Nie widzę jednak w tym takiego problemu, bowiem jako że jest to klawiatura magnetyczna, to ta sztywność jest nawet poniekąd pożądana. Niech dowodem będzie, że korzystało mi się z Keychron K2 HE doskonale i nawet nie zwracałem uwagi na to jak „biedne” wrażenia z użytkowania zapewnia zastosowany tutaj sposób montażu. Jasne, nawet ja wolałbym mieć albo jakąś formę gasket mount’a (choć to stąpanie po cienkim lodzie i wówczas pewnie byłbym zmuszony zwrócić uwagę na implementację, która z reguły w tym segmencie cenowym niewiele zmienia w odbiorze urządzenia), albo po prostu top mount, lecz wiązałoby się to dla producenta z koniecznością podniesienia ceny końcowej, a tego przecież nikt nie chce. Poza tym Keychron ma w ofercie modele HE oparte o gasket właśnie, a seria K zawsze miała być tą przystępniejszą cenowo.

Keycapy

Coś czego nauczyłem się po tylu latach testowania klawiatur od wielu różnych producentów, to że marki bardzo powoli implementują zmiany mające na celu poprawę komfortu i jakości swoich sprzętów, ale gdy już uczepią się jakiegoś rozwiązania, choćby tylko trochę sensownego, to nie puszczą. Tak samo jest w przypadku Keychrona, który stosuje w praktycznie wszystkich swoich klawiaturach nakładki o profilu OSA i stroni od poprawiania jakichkolwiek błędów z nimi związanych. Kilka lat temu testowałem któryś model pochodzący z tej manufaktury i zwracałem wówczas uwagę na równość czcionki – oczywiście do tej pory nic w tym temacie nie jest poprawione, i nawet nie chodzi mi o to, że moje uwagi powinny dotrzeć do Keychrona, co producent sam powinien chcieć poprawiać swoje urządzenia na każdej płaszczyźnie, optymalizując przy tym koszta celem osiągnięcia rozwoju bez podnoszenia ceny końcowej. Nie mam natomiast przy tym na myśli, że zamontowane na K2 HE keycapy są jakieś fatalne – co to to nie. Oferowane tu OSA nawiązują swoim designem do popularnych niegdyś SA (co wynika też z nazwy), to znaczy są wyraźnie zaokrąglone i mają wycentrowane nadruki, lecz w przeciwieństwie do SA nie są tak wysokie i prościej się z nich dzięki temu korzysta. Nie jest to jeszcze poziom komfortu Cherry, przynajmniej dla moich palców, ale podczas długich testów nie mogłem narzekać na jakiekolwiek miss-clicki czy też bóle nadgarstków.

Powierzchnia zastosowanych w Keychron K2 HE nakładek jest wyprofilowana cylindrycznie, a więc podobnie do OEM i Cherry, a do tego jej tekstura jest przyjemnie gładka pod palcem. Opuszki nie ślizgają się jednak po niej w nieprzyjemny sposób, więc podczas grania nie powinniśmy mieć problemów z precyzją czy też utratą kontroli wbrew naszym intencjom. Wszystkie rzędy mają rzecz jasna swój własny kształt, dopasowany do profilu pochylenia klawiatury, co nadaje całości naturalny element ergonomii; wspominam o tym tylko dlatego, że niektóre marki stawiają na kompletnie płaskie keycapy, a nie każdy musi takowe tolerować. Materiał zastosowany przez producenta to klasycznie PBT, a metoda wykonania nadruków – będący standardem na rynku double-shot. Mamy zatem do czynienia z keycapami wytrzymałymi, przygotowanymi na wszelkie czynniki zewnętrzne i różne scenariusze użytkowania. Grubość ścianek bocznych wynosi z kolei 1,2 mm, a więc o ile nie są to przesadnie grube nakładki, to stoją na dobrym poziomie i nie należy martwić się pękaniem w trakcie normalnej eksploatacji.

Nadruki wykorzystują chudy, wycentrowany krój pisma, z którym marka Keychron kojarzy mi się od lat. Modyfikatory opisano słowami w akompaniamencie ikon, lecz czasem obrazek znajduje się po lewej, a czasem po prawej stronie od napisu. Klawisz Windows dzierży z kolei wyłącznie ikonę i to w dodatku w odbiciu lustrzanym – problem, którego nie naprawiono od dawna. Brzuszki literek są domknięte, dzięki czemu całość prezentuje się schludnie, ale im bliżej przyjrzeć się temu urządzeniu, tym więcej uwidacznia się wad. Dla przykładu ikonka na Shiftach jest wyraźnie cieńsza od reszty obrazków na keycapach, a znak procent (%) ma za chude kółeczka. Literki w sekcji alfanumerycznej są z grubsza poprawne i nie zauważyłem wśród nich rażących nierówności, choć Q wygląda na nieco pijane, lecz im dłużej na nie patrzę tym bardziej myślę, że to po prostu wina wyprofilowanej powierzchni nakładki. Większość wad ogranicza się zatem do modyfikatorów i capów, które dzierżą więcej niż jeden symbol – czyli standardowo, bowiem to z nimi natrudniej sobie poradzić przy ograniczonych funduszach na produkcję całego urządzenia. Choć więc mi rzucają się w oczy takie absurdy jak za duża przerwa między „c” i „a” czy „f” i „t” w kolejno Caps Locku i Shiftcie, to należy mimo wszystko usprawiedliwić to budżetem – nie jest to bowiem klawiatura z najwyższej półki i widocznie musimy jeszcze trochę poczekać aż producenci dadzą nam w tym segmencie perfekcję.

Miłym zabiegiem jest, przynajmniej moim zdaniem, dołączanie przez producenta bonusowych nakładek w zestawie z klawiaturą. Czasami są to akcenty dodające życia nudnemu urządzeniu, a innym razem są one praktycznym dodatkiem, oferując inne nadruki i pozwalając w ten sposób lepiej reprezentować działanie poszczególnych klawiszy. Keychron K2 HE spełnia oba te warunki, bowiem w pakiecie dostajemy nie tylko dwa brązowe akcenty pasujące idealne do drewnianych boczków, ale także pełen zestaw capów z nadrukami adekwatnymi dla systemu Windows (bo fabrycznie założone są te Macowskie). Wspomnę przy tym jednak, że akcenty są założone fabrycznie, więc to w ten sposób projektant chciałby żeby używać tego modelu, lecz jeżeli wolicie kompletnie nudny design, to możecie równie dobrze podmieć Esc i Enter na zwykłe, czarne nakładki. No właśnie, bo kolorystyka nakładek jest tutaj dopasowana do reszty klawiatury, to znaczy w wariancie białym wszystkie są białe z czarnymi nadrukami, a w czarnym – wszystkie są czarne z białymi nadrukami. Ważnym jest też pamiętać, że choć producent miał możliwość dać tutaj prześwitujące literki, to tego nie zrobił i zamiast tego wszystkie symbole nie przepuszczają podświetlenia, co dla mnie naturalnie jest ogromnym plusem.

Stabilizatory

Chciałbym przekleić tutaj fragment, który wykorzystuję w praktycznie każdej recenzji klawiatury, mówiący o perfekcji stabów i o tym do jak wspaniałego momentu doszliśmy – pozbawionego klekotania i szelestów wydobywających się spod dłuższych klawiszy. Niestety, zamiast tego muszę przekleić tu fragment z recenzji MCHOSE X75 mówiący o tym, że jeszcze nie wszystkie klawiatury na rynku osiągnęły ten poziom, choć jest niezwykle blisko. W ostatnich miesiącach spotkałem się tylko z kilkoma przypadkami, gdy stabilizatory miały jakiś problem z brzmieniem i były to Dark Project Gamma, Keychron powstały we współpracy z x-komem i wspomniana X75. Na szczęście w przypadku przedmiotu dzisiejszej recenzji nie jest tak źle i z całego grona ma chyba największy potencjał żeby nazwać go idealnym. Widzicie, Keychron od zawsze miał dziwny problem z dopracowywaniem stabów i nawet pomimo działań mających na celu wyeliminować klekot, z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny nie mogli dojść do takiej stuprocentowej perfekcji.

Tutaj, w K2 HE, smar rzeczywiście znajduje się na drucikach stabilizatorów i jest on osadzony poprawnie, to znaczy we wnętrzu trzpienia, ale jego wpływ na spację i Backspace nie jest wystarczający. Wszystkie pozostałe klawisze stabilizowane brzmią bez zarzutu, to znaczy są pozbawione jakichkolwiek niepożądanych odgłosów, lecz wspomniane dwa przyciski nieprzyjemnie cykają praktycznie przy każdym wciśnięciu. Da się to rzecz jasna poprawić we własnym zakresie, na przykład prostując drucik lub dokładając więcej smaru, ale w 2025 roku wolałbym jednak żeby moja klawiatura, bez względu na budżet, była akustycznie dopieszczona na tej płaszczyźnie. Moim zdaniem wynika to poniekąd z chęci wepchnięcia tu na siłę stabilizatorów przykręcanych do PCB, jednocześnie próbując zaoferować swój produkt w sensownych pieniądzach. Gdyby wrzucono tu stare i zaufane plate-mount’y o dobrych tolerancjach i dobrze je przesmarowano, to jestem absolutnie pewien, że efekt byłby lepszy. Niemniej nie chcę tutaj przesadnie atakować Keychrona, bowiem i tak jest znacznie lepiej niż w poprzednich modelach tej marki, które miałem okazję testować – i to na plus! Szkoda tylko, że często tańsze produkty potrafią ten element wykonać lepiej 😉

Przełączniki

Jeżeli chcielibyście lepiej dowiedzieć się czym jest Hall Effect, o którym będę sporo pisał w tej sekcji, to zachęcam do przeczytania fragmentu recenzji Dark Project Gamma, w którym przechodzę przez ten temat dosyć dogłębnie. Tymczasem mam nadzieję, że znaczna większość z Was wie już doskonale z czym się je magnetyzm w klawiaturach, bowiem minęło już parę lat od kiedy ta metoda aktywacji przełącznika weszła do mainstreamu. Takimi podstawowymi atutami magnetycznego rozwiązania są żywotność i gładkość, które wynikają w zasadzie z tego samego – bezkontaktowości. Przełącznik magnetyczny nie wymaga bowiem obecności metalowych styków w obudowie, bowiem cała aktywacja zachodzi w zasadzie bezprzewodowo. Manufaktury ograniczają w ten sposób powierzchnię styku do prowadnic trzymających trzon prosto, co skutkuje doskonałym poziomem płynności pracy, niewymagającym nawet smarowania. Ponadto brak styków ogranicza awaryjność, bowiem wyeliminowany zostaje element ruchomy podatny na czynniki zewnętrzne, takie jak chociażby korozja. Powoduje to, że switche HE są w zasadzie nieśmiertelne i jedyne co może je zabić to rozmagnesowane (setki lat) lub padnięcie sensora na PCB (w zależności od jakości od 2 dni do 2 tysięcy lat). To dlatego z klawiatur magnetycznych korzystało chociażby wojsko amerykańskie, a standardowemu użytkownikowi daje to pewność, że nowy nabytek prędzej się znudzi niż zawiedzie w podstawowym zadaniu – wprowadzaniu znaków do komputera.

Keychron dokonał jednak dziwnego, niezrozumiałego ruchu w przypadku swoich klawiatur wykorzystujących Efekt Halla. Zamiast wrzucić do nich zaufane rozwiązania lub zaprojektować usprawniony przełącznik, lecz wciąż oparty o standard KS-20, ta chińska firma postanowiła dać między innymi do testowanego dzisiaj K2 HE switche działające dzięki magnesom o kompletnie innym kształcie i w efekcie też nieco innym polu magnetycznym, w wyniku czego ich klawiatury są w zasadzie kompletnie niekompatybilne z jakimikolwiek innymi rozwiązaniami na rynku. Jesteśmy zatem skazani na Gateron KS-37B, które akurat w tym modelu nazwane zostały Double-Rail Nebula. Dzierżą one fioletowy trzpień, w którego rdzeniu znajduje się zatopiony prostokątny magnesik. Sam sposób działania tych przełączników w ogóle nie różni się od konkurencji, poza jednym małym detalem. Gateron wprowadził tu bowiem wspomniany Double-Rail, który polega na stabilniejszym utrzymaniu trzpienia w obudowie za pomocą, cóż, podwójnych prowadnic. Te zamiast na płasko stykać się ze ściankami ruchomego elementu switcha, wchodzą niczym szyna kolejowa w jego wnętrze, w teorii zapewniając nieco pewniejsze tolerancje. Sprawdzałem to już jednak przy okazji testów Gateron Melodic, również opartych o Double-Rail, i śmiem twierdzić, że nie zyskujemy dzięki takiemu rozwiązaniu żadnych realnych zalet. Wobble jest tak samo niski jak u wielu konkurentów, ale nie jest najniższy jaki da się fizycznie osiągnąć i bez Double-Rail’a. Gładkość na szczęście na tym nie cierpi, choć tutaj zdaje się pomagać fabryczne smarowanie, które w postaci oleistej powłoki znajdziemy na obu prowadnicach i rdzeniu trzonu. Naturalnie spód obudowy ma jeszcze dwie dodatkowe nóżki do stabilizacji w klawiaturze, w której nie ma żadnego innego połączenia pomiędzy przełącznikiem, a PCB, natomiast przykrym widokiem jest ten ogromny otwór po środku – po co ją tutaj implementować? Nie było można jej zakleić, oszczędzając przy tym nasze uszy przed okropnym, klekoczącym i pustym brzmieniem kojarzonym z magnetycznymi switchami cierpiącymi na takie właśnie dziursko?

Fabrycznie zainstalowane w Gateron Dual-Rail Magnetic Nebula wymagają od naszych palców 40 gramów siły na samym początku i 60 gf na samym końcu skoku (choć pomiary użytkownika ThereminGoat wskazują 62 gf), co daje około 50 gf w połowie, na drugim milimetrze. Cały skok ma zatem 4 mm, czyli standardowo jak na przełącznik wzorowany na MX style. Naturalnie, jak to w przełącznikach opartych na Efekcie Halla bywa, wymiana sprężyn na takie z innym wyważeniem nie należy do najprostszych – muszą mieć one bowiem specyficzną średnicę i być z materiału niemagnetycznego, żeby nie naruszyć działania sensorów ani samych magnesów. Cieszy zatem, że Keychron oferuje zamienne przełączniki pasujące do klawiatur HE spod tego szyldu, a konkretnie Dawn i Aurora. Te pierwsze są lżejsze, a te drugie cięższe. Szkoda natomiast, że nie możemy kupić po prostu samych sprężyn i zrobić podmianki we własnym zakresie – do tego zadania potrzebne nam zewnętrzne źródła, jak na przykład AliExpress. Niemniej jednak cieszy mnie, że producent nie ogranicza nas do jednego wyważenia, które choć mi odpowiada i czułem się na nim komfortowo przez cały okres testów, to doskonale zdaję sobie sprawę, że innym wcale nie musi przypaść do gustu. Osobiście gdybym był stałym użytkownikiem testowanego dzisiaj urządzenia, to wymieniłbym w nim zapewne switche na cięższe (70 gf) Aurora, z ładnym, zielonym trzpieniem.

Nie chcę Was zanudzać listą funkcji wraz z wyjaśnieniem ich działania, które Keychron K2 HE oferuje w ramach Efektu Halla, dlatego od razu przejdę do rzeczy. Mamy tu rzecz jasna wsparcie dla takich wymysłów ostatnich czasów jak Rapid Trigger, DKS czy Snap Tap. Producent dał nam jednak też opcję konfiguracji analogowego działania poszczególnych klawiszy, dzięki czemu możemy korzystać z klawiatury tak samo jak z pada – co przydać może się szczególnie w grach wyścigowych, ale też w immersyjnych RPG-ach gdzie lżejsze wciśnięcie będzie skutkowało wolniejszym chodem postaci niż dociśnięcie go niżej. Naturalnie wiąże się to z przyzwyczajeniem palców do takiego działania, lecz naprawdę cieszę się, że Keychron nie idzie drogą konkurencji i nie rezygnuje z tego rozwiązania tylko dlatego, że nie korzysta z niego tak wiele osób jak z chociażby RT. À propos, przy Rapid Triggerze jesteśmy w stanie ustawić zarówno czułość aktywacji jak i dezaktywacji na prawie całych czterech milimetrach skoku (bo od 0,2 mm do 3,8 mm), w dodatku z dokładnością co do 0,1 mm. Nie znalazłem jednak nigdzie opcji włączenia continuous RT, lecz z moim zdaniem jest ona tu po prostu uruchomiona domyślnie – tak przynajmniej wynika z moich testów.

Mam natomiast wiele do zarzucenia samej dokładności implementacji RT w K2 HE. Otóż zmieniając próg aktywacji czy też czułość Rapid Triggera wizualizacja w oprogramowaniu rzeczywiście pokazuje zmiany, lecz w praktyce nie byłem w stanie odczuć szczególnej różnicy. Ponadto mam wrażenie, że dla testowanego dzisiaj urządzenia 0,1 mm to jakiś absurdalnie duży dystans, bo próbując dezaktywować klawisz z taką właśnie czułością wyłączenia aktywacji w klawiszu z włączonym RT musiałem cofnąć palec wyraźnie więcej niż ten ułamek milimetra. Nie mówię tu nawet o sytuacji „laboratoryjnej”, gdzie na bieżąco monitorowałem aktywację i dezaktywację, wciskając i puszczając przycisk powolutku. Mam na myśli przede wszystkim realną rozgrywkę w CS2, gdzie counter-strafing był dla mnie znacznie trudniejszy niż w konkurencyjnych rozwiązaniach, takich jak MCHOSE Ace 68 Pro. Warto przy tym jednak zaznaczyć, że różnice nie były jakieś ogromne i realnie byłem w stanie grać naprawdę dobrze na magnetycznym produkcie Keychrona, lecz po prostu nie przychodziło mi to z taką łatwością jak na innych testowanych w tym roku. Nie było też tak źle jak w rozwiązaniach Redragona, takich jak K721 Stormhunter – powiedzmy, że dokładność stoi tu gdzieś pomiędzy, to znaczy nie jest idealna, ale nie jest też jakaś wybitna.

Należy zwrócić też uwagę na fakt, że najwyżej gdzie możemy umieścić punkt aktywacji to 0,2 mm. Nie wiem czy to dla kogoś ważne, bo dla mnie absolutnie nie, ale wolę to zaznaczyć, bo jeszcze ktoś się oburzy, że aktywacja w innym modelu jest „””szybsza””” niż w Keychron K2 HE i to deklasuje przedmiot dzisiejszej recenzji, co osobiście uważam za niezłą bzdurę. Chciałem też zweryfikować jak wygląda kwestia opóźnień, ale niestety popularny koreański recenzent z największą bazą danych zawierającą takie informacje nie sprawdził jeszcze K2 HE, w związku z czym mogę posiłkować się wyłącznie tym co deklaruje producent oraz informacjami zawartymi w arkuszu kalkulacyjnym tworzonym przez graczy rytmików VSRG, czyli takich jak quaver czy osu!Mania. Wynika z nich, że Keychron nie zdecydował się tutaj na częstotliwość próbkowania wynoszącą 8000 Hz, a zamiast tego postawił na stare dobre 1000 Hz. Pewien z graczy sprawdził tę informację i wyszło mu, że po kablu rzeczywiście klawiatura tyle osiąga, lecz bezprzewodowo spada nieco niżej. Ponadto nie występuje w niej tak zwany chord splitting, czyli wciskając kilka klawiszy naraz wszystkie będą odświeżone tak samo, a nie na przykład jeden z 1000 Hz, a drugi z 250 Hz. Kwestię tego czy wyższe odświeżanie lub też jakiekolwiek dane na temat opóźnień są dla Was ważne pozostawiam oczywiście Wam, lecz sam wypowiem się w tej kwestii raz jeszcze i dodam, że klawiatura to ostatnie co powinno wpływać na nasze realne wyniki w grach i jeżeli zwracamy uwagę na takie kwestie to albo jesteśmy absurdalnie dobzi w daną grę, albo próbujemy znaleźć sobie wymówkę dlaczego tak słabo nam idzie. Mi na Keychron K2 HE grało się dobrze (choć też nie najlepiej spośród wszystkich dostępnych na rynku) i uważam to za wypadkową wielu czynników, takich jak niski wobble czy wygodny profil klawiatury, a nie tylko magnetyzmu i jego implementacji w przełącznikach. Ponadto bezprzewodowe łącze może i daje nieco gorsze osiągi, ale przekłada się na niezłą wygodę i elastyczność, a być może za sprawą tak „niskiego” polling rate’u klawiatura może wytrzymać na jednym ładowaniu dłużej.

Parę słów muszę też wspomnieć o hot-swap’ie, albo raczej jego braku. To znaczy sama budowa przełączników magnetycznych opartych poniekąd na KS-20 od Gaterona sprawia, że jak najbardziej wyjmiemy switch z klawiatury bez konieczności posiadania lutownicy, bo wystarczy nam odpowiednie narzędzie do tego przeznaczone (które jest w zestawie), ale realne opcje wymiany są mocno ograniczone. Jak bowiem wspominałem, Keychron K2 HE działa w oparciu o Gateron KS-37B, które mają ciut inaczej zaprojektowany magnes zatopiony w trzpieniu, przez co nie możemy wrzucić tutaj dowolnego innego magnetycznego przełącznika, ale jesteśmy ograniczeni do zaledwie kilku opcji dostępnych na rynku, spośród których wszystkie produkuje ta sama manufaktura. Możemy zatem zmienić sobie tutaj co najwyżej wyważenie sprężynki, wsadzając zamiast Keychron Nebula inny model dostępny do zakupu na stronie marki, ale gdyby nie odpowiadał nam na przykład poziom wobble i chcielibyśmy go obniżyć albo nawet obecność dziurki na spodzie obudowy, którą chcielibyśmy wyeliminować, to mamy związane ręce. Nie widzę w tym jednak aż tak dużego problemu jak niektórzy, bo koniec końców grono osób chcących zmienić przełączniki w klawiaturze za raptem kilka stówek jest naprawdę małe i choć w pełni rozumiem, że takie ograniczenie jest krzywdzące, choćby tylko dla małej grupy, to nie rozumiem aż takiego oburzenia – przecież zastosowane w K2 HE switche i tak są naprawdę dobre i tylko skrajne przypadki spowodują, że ktoś mógłby chcieć je podmienić, a koniec końców tańszym rozwiązaniem i tak byłoby po prostu kupienie innej klawiatury.

Brzmienie

Nie ma co oczekiwać za wiele od dźwięku oferowanego przez klawiaturę, która z jednej strony ma dziurawe przełączniki magnetyczne, a z drugiej masę wypełnień w obudowie – przynajmniej moim zdaniem. Są po prostu takie sprzęty na rynku, których rolą nie jest pięknie brzmieć i nie kupuje się ich przez wzgląd na ten aspekt, a raczej dla konkretnej funkcjonalności przez nie oferowanej. Keychron K2 HE rzeczywiście nie brzmi najlepiej i muszę to z bólem serca przyznać, lecz nie jest jeszcze aż tak źle żebym chciał się jej pozbyć z biurka. W końcu wytrzymałem z nią blisko dwa miesiące, w związku z czym coś musiało mnie do niej przekonać. Najprościej będzie mi powiedzieć, że po prostu nie zwracałem na to uwagi i starałem się ciągle mieć słuchawki na uszach, bo gdybym miał ochotę delektować się brzmieniem klawiatury, to złapałbym za dowolny model z mojej prywatnej kolekcji i to z niego bym korzystał. Testowany dziś produkt marki Keychron nie jest przesadnie głośny, stuka delikatnie basowo za sprawą materiału i profilu keycapów (no i rzecz jasna silikonu, nie odmawiajmy mu tego), a także nie rezonuje w żaden ewidentny sposób dzięki piankom. Ponadto stabilizatory nie przeszkadzają zbytnio w komfortowym użytkowaniu, zatem nawet nie chciało mi się ich w trakcie testów poprawiać. To jest w zasadzie dobre słowo – K2 HE oferuje dźwięk poprawny, bo wiele dałoby się tutaj zrobić lepiej, ale nie ma takiej tragedii jak dawniej w RAZER-ach czy innych Corsairach, a poza tym sporo daje nam tu plastikowa obudowa oraz osłonięte z każdej strony przełączniki. Cóż no, brzmi jak klawiatura 😉

Podświetlenie

Obecność świecących we wszystkich barwach świata LED-ów pod klawiszami jest aktualnie swego rodzaju standardem w klawiaturach pre-built, lecz ich jakość potrafi się mocno różnić w zależności od wybranego modelu. Keychron K2 HE ma diody zamontowane w orientacji północnej, co niestety wiąże się z niepoprawnym obróceniem przełączników, logiem w naszą stronę. Wiąże się to naturalnie ze wsparciem keycapów z prześwitującymi legendami (nieobecnych w tym modelu), ale jednocześnie blokuje nam możliwość korzystania z nakładkami o profilu Cherry (których także tutaj nie ma). Koniec końców nie jest to zatem taki duży problem (lub zaleta), natomiast wszystko zależy od tego czy planujecie kiedykolwiek zmieniać tutaj keycapy. Ponadto za sprawą hot-swap’a i braku kontaktów w switchach magnetycznych możemy po prostu obrócić je o 180°, czym zyskamy obsługę niższych profili. Jeśli zaś chodzi o same LED-y, to ich konfigurację możemy przeprowadzić z poziomu oprogramowania, gdzie ustawimy nie tylko kolor, ale także animację czy jej prędkość. Reprodukcja barw jest niestety na nie najlepszym poziomie, to znaczy podstawowe kolory prezentują się doskonale, ale żółty wygląda jak limonka przez wybijającą się zieleń, zaś biały jest jakby brudny, a w odbiciach na ściankach keycapów potrafi nawet rozszczepiać się na czerwony, zielony i niebieski. Oczywiście jest to spodziewany efekt, albowiem diody RGB nigdy nie będą w stanie produkować perfekcyjnej bieli, ale widziałem w swojej „karierze” sporo klawiatur ze znacznie lepiej wyglądającymi kolorami. Jasność maksymalna jest w porządku, ale czarna płyta montażowa działa negatywnie na rozlewanie się światła, w wyniku czego podświetlenie wydaje się ciemniejsze. Nie jest to jednak dla mnie wielki problem, bo i tak Keychron K2 HE używałem większość testów (w zasadzie przez całe, poza sprawdzaniem żywotności baterii) z wyłączonymi lampkami i tak prezentuje się ona najlepiej.

Oprogramowanie

Niczym nowym nie jest w 2025 oprogramowanie w przeglądarce, co z jednej strony jest miłym usprawnieniem procesu konfiguracji klawiatury, bowiem dzięki temu nie musimy ściągać na swój komputer zbędnego oprogramowania, które potrafi mocno zżerać zasoby i w dodatku niepotrzebnie zajmować przestrzeń dyskową. Z drugiej jest to jednak problem w przypadku, gdy nie mamy dostępu do internetu albo firma produkująca klawiaturę przestanie wspierać przeglądarkową aplikację. W przypadku Keychrona się jednak o to drugie nie martwię, a jako że do oprogramowania zagląda się w zasadzie tylko kilka razy, na samym początku użytkowania sprzętu, a później odpala sporadycznie celem poprawienia pojedynczych ustawień, to jestem w stanie przymknąć oko na brak opcji pobrania Keychron Launchera na komputer. Sam software jest zrealizowany naprawdę dobrze, to znaczy interfejs jest schludny i czytelny, wszystkie funkcje zamknięte w swoich dedykowanych zakładkach, a konfiguracja zaskakująco przyjemna. Przypomina mi to trochę oprogramowanie NuPhy zapewniane chociażby do klawiatury Air60 HE, które także chwaliłem.

Z poziomu softu Keychrona możemy zmienić działanie poszczególnych klawiszy (w tym FN!) i to na kilku warstwach, ustawić działanie magnetycznych funkcji takich jak Rapid Trigger czy DKS, pobawić się opcją analogowego udawania joysticka, nagrać makra, a także skonfigurować podświetlenie. Ponadto producent zapewnił nam tutaj opcję aktualizacji firmware oraz wrzucił nawet keytester i animację przedstawiającą głębokość wciśnięcia danego klawisze, dzięki czemu możemy sprawdzić czy przyciski działają oraz na przykład zasymulować do jakiego poziomu musimy wciskać klawisz żeby ten się aktywował (serio przydatne, korzystałem przy modyfikowaniu moich ustawień czułości RT). Do szczęścia brakuje mi tu wyłącznie wskaźnika poziomu naładowania ogniwa oraz obsługi softa bezprzewodowo. Co prawda jesteśmy w stanie sparować Keychron Launcher z odbiornikiem bezprzewodowym, ale później wyskakuje nam komunikat, że model K2 HE nie jest wspierany przy połączeniu pozbawionym kabli. Szkoda.

Bezprzewodowość

Tutaj zazwyczaj zaczynają się schody, gdy połączymy ze sobą pojęcia magnetyzm oraz bezprzewodowość. Keychron K2 HE wykracza jednak poza standardy i oferuje nam naprawdę dobrą żywotność baterii na jednym ładowaniu, co mocno mnie zdziwiło. Za pomocą przełącznika na lewym boku klawiatury mamy możliwość przełączania się między kablem, Bluetooth oraz 2,4 GHz i to tego ostatniego używałem najwięcej podczas testów. Przewód towarzyszył mi w zasadzie tylko wtedy, gdy ogniwo nie wyrabiało i potrzebowało doładowania, albo grałem w gierkę i chciałem sprawdzić czy realnie jest różnica między jednym, a drugim (jest, ale niewielka). Przy włączonych LED-ach i użytkowaniu po kilka godzin dziennie, testowane dziś urządzenie wytrzymało mi prawie dwa tygodnie, co uważam za absurdalnie dobry wynik. Przy wyłączonym podświetleniu wynik ten byłby jeszcze lepszy, ale ani razu nie korzystałem z K2 HE ciągiem bez kabla i bez LED-ów, przez co nie mogę stwierdzić o ile dokładnie. Niemniej jednak należy przyznać producentowi wysokie noty za zapewnienie tak dobrego czasu pracy pomimo zastosowania magnetycznych przełączników. Można się sprzeczać, że po co komu w sprzęcie gamingowym brak kabla, ale K2 HE to nie jest klawiatura tylko dla graczy, bowiem doskonale sprawdza się również do codziennego użytku i to w taki sposób głównie z niej korzystałem, a do mojego sposobu pracy brak ograniczenia jakim jest przewód jest naprawdę miłym udogodnieniem. Mogę na przykład usiąść na sofie z klawką i wpisać coś przeglądając internet na telewizorze!

Ocena końcowa

Dotarliśmy więc wspólnymi krokami do końca tej przygody, jaką było dla mnie testowanie Keychron K2 HE. Nie podlega wątpliwości, że była to dla mnie jedna z przyjemniejszych klawiatur w tym roku, przynajmniej do takiego codziennego użytku. Parę potknięć jak najbardziej miało miejsce, ale w perspektywie tak wielu zalet nie widzę problemu z poleceniem Wam zakupu tego konkretnego modelu, albo K HE Special Edition w innym rozmiarze, jeśli Wam też podoba się ten produkt. Nie będzie to może perfekcyjny sprzęt pod gry, bo jak sam zwróciłem uwagę dokładność Rapid Triggera nie jest najlepsza, a częstotliwość próbkowania wynosi tylko 1000 Hz, lecz co do zasady grało mi się na tym urządzeniu naprawdę dobrze – zarówno w osu! jak i CS2. Do pisania była to dla mnie z kolei klawiatura prawie że doskonała, przez wzgląd na świetne wyważenie przełączników, praktycznie perfekcyjny poziom płynności ich pracy oraz pełny, czteromilimetrowy skok. Keycapy także odegrały w tym względzie znaczącą rolę, albowiem ich wyprofilowanie i tekstura dawały mi sporo frajdy. Funkcjonalność K2 HE stoi zaś na wysokim poziomie i zrobimy w niej naprawdę dużo, włącznie z trochę zapomnianym już analogowym działaniem klawiszy niczym w padzie od konsoli, a apka w przeglądarce wielu z Was z pewnością się spodoba.

Jedyne dwa elementy, które realnie nie przypadły mi do gustu, to brzmienie dwóch stabilizatorów oraz klawiatury jako całości. To pierwsze łatwo naprawimy smarem i prostowaniem drutów, ale z drugim może być problem, bo Keychron nie pozwala na wymianę przełączników na inne designy w tym konkretnym modelu. Jeżeli jednak przymkniemy oko na kwestię akustyki, to osobiście nie widzę problemów w zakupie przez Was, moi drodzy czytelnicy, klawiatury K2 HE. Niech potwierdzeniem moich słów będzie fakt, że na ostatnim meet-upie klawiaturowym w Warszawie biały egzemplarz leżał na jednym ze stanowisk i to na nim większość uczestników sprawdzało swoją prędkość pisania. Nie uwierzycie jak wielu entuzjastów, na co dzień korzystających z dużo droższych i lepiej przemyślanych modeli, było zachwyconych komfortem jaki ten prosty sprzęt zapewnia. A ile przyjdzie Wam za niego zapłacić? Otóż w polskich elektromarketach nabędziecie Keychron K2 HE za 599 złotych, co z jednej strony nie jest małą sumą, ale z drugiej nigdzie indziej nie otrzymacie takiego wzornictwa jak tutaj. Jasne, na AliExpress znajdziecie masę tańszych opcji, ale jeżeli zależy Wam na renomowanej marce, wygodnym użytkowaniu, gwarancji i podobają Wam się cechy oferowane przez ten model, to nagle cena ta staje się dużo łatwiejsza do zaakceptowana, szczególnie że mówimy o sprzęcie, który z pewnością wytrzyma długie lata.