Recenzja Outemu Panda

Fanatyczne wręcz tworzenie coraz to większej liczby klonów popularnych przełączników Holy Panda na szczęście powoli zanika i producenci starają się tworzyć coś nowego, zamiast ciągłego sprzedawania tego samego designu. W międzyczasie Gaote wypuszcza jednak bardzo tani model Outemu Panda, który na papierze wygląda jak kolejny klon i w praktyce rzeczywiście nim jest. Kosztuje jednak niewiele, co okazuje się jego kartą przetargową.

Osobiście nigdy nie byłem szczególnym fanem przełączników typu MX udających okrągłą charakterystykę bumpa. Moim zdaniem każdy kto poszukuje okrągłego sprzężenia zwrotnego powinien wybrać klawiaturę na gumowych kopułach zamiast na siłę pchać się w ten jakże nudny design, którym jest MX. Mimo wszystko postanowiłem przetestować Outemu Panda, bowiem jest to na tyle tania opcja, że raczej sporo osób może się nią zainteresować. Zapraszam więc do lektury!

Outemu Panda

Nazwa

Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, ale mam pewne obiekcje co do nazwy „Outemu Panda”. Sugeruje ona bowiem, że mamy do czynienia z przełącznikiem imitującym Invyr Panda, czyli liniowcem, podczas gdy w rzeczywistości jest to model tactile. Nie możemy nazwać go jednak Outemu Holy Panda, gdyż to z kolei sugerowałoby użycie w procesie produkcji trzonów pochodzących z oryginalnych przełączników Kailh Halo True lub Clear. Jaka nazwa powinna być zatem użyta?

Moim zdaniem producenci powinni z jednej strony być bardziej kreatywni, ale z drugiej nie powinni przekraczać przy tym pewnych granic. W ostatnich latach rynek przełączników został zalany modelami ponazywanymi na wszelakie, często dziwaczne, sposoby. Moim zdaniem lepsze są proste nazwy, takie jak Black czy Yellow. Fajnie byłoby więc gdyby Outemu Panda nazywał się inaczej, prościej. Może na przykład Outemu Round Tactile? Durock niegdyś w podobny sposób nazywał swoje przełączniki.

Budowa

Outemu jako jedna z niewielu marek wciąż trzyma się designu obudowy zamykanej na dwa duże zatrzaski, zamiast czterech małych jak w Cherry MX. Zazwyczaj nie wpływa to na wrażenia z korzystania, ale niestety w tym przypadku szparki są na tyle wąskie, że otworzenie przełącznika jest niemożliwe z użyciem przeznaczonego do tego narzędzia (jakim jest switch opener) i posiłkować trzeba się czymkolwiek z końcówką o grubości igły.

Producent nie zdradza żadnych informacji na temat zastosowanych materiałów, dlatego standardowo podejrzewam klasyczne trio: poliwęglanowa góra, nylonowy spód i polioksymetylenowy (POM) trzon. Użyte tu kolory nie są w żaden sposób porywające, a jak dla mnie nawet brzydkie. Połączono bowiem czerwony spód z wyblakłożółtym trzonem oraz przezroczystą górą. Podobno to ostatnie wpływa pozytywnie na rozprowadzanie podświetlenia, aczkolwiek mi przezroczyste topy na nieprześwitującym spodzie nigdy nie przypadły do gustu.

Na spodzie obudowy ujrzeć można obecność wyłącznie dwóch metalowych pinów i brak jakichkolwiek dodatkowych plastikowych nóżek. Outemu Panda są zatem przełącznikami 3-pinowymi, co negatywnie wpływa na stabilność w płycie montowniczej i wyklucza je z możliwości zamontowania w klawiaturze plateless. Sam odczułem ten pierwszy problem, co poskutkowało krzywym osadzeniem niektórych klawiszy w klawiaturze.

Krzywość może być generowana także przez wobble, czyli chybotanie się trzonów na boki. Outemu jest generalnie znane z bardzo niskiego poziomu wobble w swoich przełącznikach, ale niestety model Panda znacząco odbiega od tej normy. Trzony nie tylko bujają się na boki, ale również obracają się o kilka stopni wokół własnej osi. Wygląda to tragicznie po założeniu keycapów na klawiaturę, a niestety podczas testów musiałem wielokrotnie użerać się z tym problemem.

Skok

Outemu Panda to przełączniki dotykowe, a zatem aktywacja jest wyraźnie zaznaczona przez sprzężenie zwrotne. Charakterystyka w tym konkretnym modelu ma nawiązywać do popularnych Invyr Holy Panda, a zatem bump rozpoczyna się już na samej górze i sunie w dół aż do drugiego milimetra skoku. Można więc go nazwać lekko zaokrąglonym, czemu sprzyja także jego rozmiar.

Wbrew pozorom Outemu Panda wcale nie mają pokaźnych rozmiarów bumpa na osi Y. Jasne, podskok jest wyczuwalny pod palcami, ale nie jest on tak mocno zaznaczony jak w „ostrzejszych” modelach. Ponadto porównując propozycję Outemu do oryginalnej Holy Pandy można momentalnie odczuć różnicę w wielkości sprzężenia zwrotnego, gdyż w oryginale jest ono nieco większe.

Finisz skoku to twarde zderzenie wydłużonego rdzenia trzonu ze spodem obudowy. Impakt jest dosyć twardo wyczuwalny, chociaż nie tak bardzo jak chociażby w Huano HolyTom V1. Generalnie uważam, że Outemu Panda oferują podobną charakterystykę do prawdziwych Holy Panda, natomiast nie jest to w żadnym wypadku ten sam przełącznik pod tym względem. Niemniej jednak mi osobiście opcja od Outemu nawet przypadła do gustu za sprawą przyjemnego i nie za dużego bumpa.

Sprężyny

Wewnątrz obudów tych przełączników znajdziemy standardowej długości (15 mm) sprężynkę. Według specyfikacji wymaga ona nieco ponad 60 gramów siły do doprowadzenia trzonu do samego dołu, zaś szczyt sprzężenia zwrotnego osiąga 65 gf. Mamy tu więc do czynienia ze średnio wyważonym przełącznikiem, który nie męczy moich palców i powinien przypasować większości klientów.

Szkoda natomiast, że Outemu nie pokusiło się o wrzucenie tutaj dłuższej sprężyny. Jasne, coraz więcej opcji na rynku podąża za trendem długich sprężyn i niebawem mogłoby zabraknąć modeli bez nich, aczkolwiek nie uważam tego za coś złego. Osobiście nie widzę żadnych zalet krótkich sprężyn, a pisanie na nich jest dla mnie monotonne i momentami wręcz męczące w porównaniu do przyjemnie zapadających się w dół długich sprężynek.

Brzmienie

Mam wrażenie, że wszystkie klony Invyr Holy Panda starają się jak najlepiej imitować charakterystykę bumpa, ale zawsze zapominają o akustyce. Nie spotkałem się bowiem jeszcze ani razu z przełącznikiem udającym HP i osiągającym chociażby podobne brzmienie. Outemu Panda także zawodzą w tej kwestii, ale generalnie nie brzmią źle.

Oczywiście trzeba pamiętać, że na brzmienie ma wpływ znacznie więcej czynników niż tylko przełączniki, aczkolwiek Pandy od Outemu są bardzo wysoko brzmiącymi przełącznikami, które raczej nie pasują do cienkich i niskich keycapów, za to lepiej sprawdzą się w basowych konfiguracjach. Podczas testów korzystałem z nich w GMK67 i nie mogę nazwać tego moim ulubionym brzmieniem, chociaż nie było takie złe i nie traktuję go jako zło wcielone.

Gładkość

Wspominałem już o tym niejednokrotnie i moja opinia wciąż się nie zmieniła. Uważam bowiem, że płynność nie ma znaczenia w przełącznikach dotykowych powyżej pewnego poziomu. Oznacza to, że badziew pokroju Cherry MX Brown będzie nieprzyjemny w użytkowaniu (no chyba, że dobrze trafimy), ale cokolwiek wyprodukowanego w ostatnich latach od renomowanych producentów raczej nie będzie mieć żadnego problemu z zapewnieniem wystarczającego poziomu gładkości dla większości klientów.

Outemu Panda nie są odstępstwem od tej zasady i choć nie znajdziemy w ich wnętrzu fabrycznego smarowania, to nie mam żadnych problemów z odczuwalnym tarciem. Czuć je bowiem wyłącznie na liniowym etapie tuż za bumpem, który zajmuje tak niewielką część skoku, że wręcz nie ma znaczenia. Oczywiście, warto samodzielnie nasmarować te przełączniki, ale nie dla gładkości, a dla akustyki.

Ocena końcowa

Outemu Panda to przyjemne przełączniki, których bump poprawnie naśladuje ten znany z Invyr Holy Panda, a twardy bottom-out idealnie zwieńcza skok. Sprężyny mają średnie wyważenie, więc pisanie na nich to czysta przyjemność, która nie męczy palców. Nie jest to co prawda wierny klon, ale moim zdaniem czerpie z oryginału wystarczająco dużo dobrych charakterystyk.

Minusem jest dla mnie użycie zwyczajnych, krótkich sprężynek, bo moje palce przyzwyczaiły się już do tych długich i obecnie nie przepadają za czymkolwiek krótszym niż 19 mm. Dodatkowo obudowa zamyka się na dwa ciasne zatrzaski, przez co otworzenie tych przełączników jest bardzo problematyczne. Ostatnim problemem jest natomiast brak dodatkowych nóżek na spodzie obudowy oraz stosunkowo wysoki wobble, przez co keycapy wyglądają jakby były krzywo założone.

Wiecie ile kosztują recenzowane dziś przełączniki? Około 105 złotych za 90 sztuk. To naprawdę dobra wycena jak na przełączniki dotykowe, a w zamian otrzymujemy przyjemną charakterystykę bumpa, poprawne brzmienie bez rezonujących sprężyn i kilka wad, które nie dla każdego muszą być poważnym problemem. Czy to przełączniki warte zakupu? Moim zdaniem tak, ale jedynie jeśli poszukujesz bardzo budżetowej opcji, która ma nieco większego bumpa niż MX Brown.

Podziękowania

Zestaw przełączników do tej recenzji kupiłem samodzielnie z własnych pieniędzy, więc nie mam za co dziękować jakimkolwiek sklepom czy producentom. Jestem jednak zobowiązany do podziękowania użytkowniczce mizu, która właśnie przedłużyła subskrypcję 3-go progu na moim Patronite o 3 miesiące. W zamian za takie wsparcie chciałbym odwdzięczyć się poprzez polecenie Wam, moim drogim czytelnikom, należącego do tej użytkowniczki serwera Discord – Klawikoty, na którym możecie w przemiłej atmosferze spędzić czas rozmawiając o klawiaturach, a także o kotkach!