Recenzja Outemu Cream Pink Pro

Od dawna na rynku przełączników liniowych dominują dwa, w porywach do trzech modeli: Gateron Milky Yellow Pro, TTC Wild i ewentualnie KTT KangBai V3, w kategorii tych najtańszych. Wszystkie z nich wyróżniają się genialnym stosunkiem ceny do jakości, przy czym według mnie sens kupowania TTC Wild jest mocno naruszony przez istnienie tańszych, a równie gładkich, Gateronów. Jeśli jednak ktoś poszukuje gładkiego liniowca, to nie musi szukać daleko – najprostsze wybory są tuż pod nosem, w dodatku wybitnie tanio.

Gateronom brakuje jednak jednego – niskiego wobble, najlepiej na poziomie Outemu. Dlatego też czaiłem się już od dawna na flagowe liniowce od tego jakże znienawidzonego w Polsce producenta, aby sprawdzić czy mogą one konkurować z Milky Yellow Pro. Dzisiaj zatem goszczę w swojej klawiaturze Outemu Cream Pink Pro, które moim zdaniem mogą spokojnie stanowić alternatywę dla wymienionych na wstępie modeli, ale nieco im jeszcze brakuje żeby jednoznacznie przebić wszystkie z nich. Dlaczego? Tego dowiecie się z recenzji – zapraszam do lektury!

Outemu Cream Pink Pro

Budowa

Outemu Cream Pink Pro to jedne z niewielu przełączników od Outemu, których obudowy zamykają się na cztery małe zatrzaski zamiast dwóch dużych. Pozwala to na znacznie łatwiejsze otworzenie ich przemiotami dostępnymi pod ręką lub stworzonym do tego celu otwieraczem. Ponadto tolerancje pomiędzy obiema częściami są idealne, a więc nie ma potrzeby uszczelniania tych przełączników filmami. A jak już o tolerancjach mowa, to te pomiędzy trzonem, a otworem w górnej części obudowy są tak niskie, że w przełącznikach tych praktycznie nie występuje wobble. Uważam, że to jedna z największych zalet modeli od Outemu – pisanie na switchach z tak niskim chybotaniem się trzonu jest dla mnie doświadczeniem wybitnie komfortowym i po testach czegokolwiek od Outemu dosłownie odechciewa mi się wracania do czegokolwiek z zauważalnym bujaniem się trzpienia.

Obudowa wykonana jest w tym przypadku z białego, nieprześwitującego tworzywa. Jest to główny sposób na odróżnienie wersji Pro od zwykłej – ta druga ma różowy spód. Użyte tu materiały to nylon w przypadku całości obudowy oraz polioksymetylen (POM) w przypadku różowych trzonów. Taka kombinacja kojarzy się większości z lepiej brzmiącymi przełącznikami od tych, które korzystają z poliwęglanowych topów. Na spodzie obudów znajdziemy z kolei po dwie dodatkowe nóżki, które czynią Outemu Cream Pink Pro switchami 5-pin. Oznacza to, że możemy włożyć je do klawiatur plateless, a także nie martwić się o jakiekolwiek przechylanie w modelach z hot-swap’em.

Skok

Outemu Cream Pink Pro są przełącznikami liniowymi. Teoretycznie mógłbym na tym skończyć, bo liniowce są na tyle nudne w tej kwestii, że praktycznie nie różnią się od siebie, ale nie byłbym sobą gdybym nie rozpisał się nawet na tak błahy temat. Sam fakt liniowości i w jaki sposób się ona objawia powinniście mieć już zgłębiony jeśli śledzicie mojego bloga, ale gdyby ktoś jakimś cudem nie wiedział – liniowce to przełączniki z płaskim skokiem, bez żadnego zaznaczenia punktu aktywacji. Nie czuć w nich zatem progu, po którym nie trzeba już wciskać klawisza, co może w teorii spowalniać pisanie. Z drugiej jednak strony wiele graczy preferuje liniowce za sprawą braku rozpraszającego bump-a.

Jeśli myśleliście, że być może przełączniki będące przedmiotem dzisiejszej recenzji mają do zaoferowania coś ciekawego w kwestii długości skoku, to jesteście w błędzie. Nie uważam natomiast, że jest to wada. Skrócony skok jest fajny i jestem jego ogromnym fanem, ale ma on swoje miejsce w przełącznikach takich jak Durock Mamba. Na rynku jest też miejsce dla switchy z pełnym skokiem wynoszącym 4 mm, dlatego nadal powstają takie modele jak Outemu Cream Pink Pro, które go oferują. Aktywacja odbywa się w nich z kolei w okolicach połowy skoku, a więc równie standardowo.

Sprężyny

Ponarzekam jednak na długość sprężyn, albowiem te niestety są tu zwyczajne do bólu. Wymagają one 45 gramów siły do osiągnięcia progu aktywacji, zaś do doprowadzenia trzonu do samego dołu potrzeba około 65 gf. Można więc powiedzieć, że są to przelączniki wyważone na styl popularnych Gateron Yellow, a co za tym idzie – spodobają się znacznej większości entuzjastów, których ulubionym oporem sprężyn są właśnie okolice 63,5 gf. Ja osobiście także lubuję się w takim wyważeniu, więc tajemnicą nie jest, że pisało mi się na tych przełącznikach dosyć komfortowo.

Zastrzeżenia mam jednak co do długości tych sprężynek. Moi stali czytelnicy powinni już wiedzieć, że uwielbiam wydłużone sprężyny, które oferują tak zwany slow-curve. Dzięki niemu pisanie na klawiaturze przybiera dla mnie kompletnie inny, wyższy poziom – oczywiście w kwestii frajdy z tej czynności. W Outemu Cream Pink Pro tego nie ma, a zamiast tego jest nudne doświadczenie podobne do tego w znacznej większości switchy na rynku. Jasne, sprężynki można wymienić samodzielnie, ale po pierwsze podwyższa to koszta, a po drugie Outemu ochoczo montuje długie sprężyny do swoich tańszych przełączników, więc dlaczego miałoby nie zrobić tego samego z flagowymi modelami?

Brzmienie

Cream Pink Pro od Outemu skradły moje serce pod względem generowanego przez nie brzmienia. Było to zaskoczenie nawet dla mnie, bo nie pomyślałbym, że liniowce od Outemu spodobają mi się bardziej od Gateron Milky Yellow Pro na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie niż wobble. Okazuje się jednak, że stukanie tych nylonowych przełączników jest naprawdę przyjemne dla ucha i sprawia, że aż nie chce się zakładać słuchawek na uszy podczas korzystania z klawiatury.

Znaczący wpływ na brzmienie tego modelu ma niewątpliwie użyty plastik – nylon zawsze kojarzył się z bardzo pełnym i przyjemnym dla uszu brzmieniem. Co jednak ciekawe, wśród entuzjastów nigdy nie panowała żadna zgoda jeśli chodzi o barwę dźwięku generowanego przez nylon. Outemu Cream Pink Pro są jednak w mojej opinii stosunkowo basowymi liniowcami, ale jednocześnie są na tyle głośne, że mogą sprawiać wrażenie ciut wyższego brzmienia. Ciężko jest mi to sensownie opisać słowami, więc po prostu przesłuchajcie sobie poniższe soundtesty.

Poza genialnym stukaniem, Cream Pink Pro obronną ręką wychodzą także w kwestii jakiegokolwiek metalicznego pogłosu. Okazuje się bowiem, że producent zadbał tu o odpowiednie nasmarowanie sprężyn, co poskutkowało zredukowaniem rezonowania praktycznie do zera. Delikatnie słyszalny dźwięk sprężyn byłem w stanie zarejestrować swoimi uszami dopiero po zbliżeniu głowy na centymetr od klawiatury, więc świadczy to naprawdę dobrze o tym modelu przełączników.

Gładkość

No i tutaj robią się schody. Jak doskonale wiecie, jeśli chodzi o liniowce i ich gładkość to jestem bardzo wybredny i przeszkadza mi nawet minimalnie wyczuwalne tarcie. Dlatego też jestem po dziś dzień zakochany w Gateron Milky Yellow Pro, które są w stanie w śmiesznych wręcz pieniądzach zaoferować genialny poziom płynności, nawet na poziomie switchy optycznych. W tej kwestii niestety nie radzą sobie tak dobrze recenzowane dziś Outemu Cream Pink Pro, które mają co prawda jakieś tam fabryczne smarowanie, ale do poziomu Gateronów im jeszcze bardzo daleko.

Już po pierwszym kontakcie z „Różowymi Kremami” od Outemu wiedziałem, że to nie to. Wiedziałem, że Gaote musi jeszcze trochę popracować żeby doścignąć perfekcyjny poziom gładkości na niskim budżecie, który opanował do tej pory wyłącznie Gateron. Uważam jednak, że pisanie na Outemu Cream Pink Pro nie jest aż takie straszne. Jasne, może i czuć lekkie ocieranie trzonu o prowadnice podczas powolnego wciskania, ale wystarczy zacząć pisać w normalnym tempie i wszelkie otarcia zanikną.

Podejrzewam, że poprawić można to odrobinę lepszym smarowaniem na etapie produkcyjnym. Po rozebraniu kilku przełączników na części widać co zawiniło – oleju jest jak na lekarstwo, a w dodatku jest on rozprowadzony bardzo nierównomiernie. To niestety skutkuje dokładnie tym, co czuć przy pisaniu na Cream Pink Pro – niewykorzystanym potencjałem. Na szczęście można samemu chwycić za pędzel i smar i nasmarować te przełączniki zgodnie z moim poradnikiem – wówczas stają się one kapkę gładsze, a więc przyjemniejsze w użytkowaniu.

Ocena końcowa

Pozycja króla tanich liniowców nie została niestety nadal naruszona, bowiem koronę wciąż dzierży Gateron wraz ze swoimi Milky Yellow Pro. Mówię niestety, bo jestem największym na świecie fanem konkurencji i alternatyw – wolę mieć wybór i wiele równie dobrych alternatyw, niż ciągle korzystać z tego samego, nudnego modelu. Dlatego też przykro mi było, gdy Outemu Cream Pink Pro okazały się nie dorastać Gateronom do pięt w kwestii płynności.

Okazało się natomiast, że wygrywają one dla mnie pod względem brzmienia, które jest tu naprawdę przepyszne. Stukanie Gateronków też mi się bardzo podobało, ale te Outemu robią coś, co naprawdę przypada mi do gustu i przepełnia moje serce radością. Ponadto wobble jest na wyraźnie lepszym poziomie w przypadku Cream Pink Pro, ale to nie powinno absolutnie nikogo dziwić – Outemu jest przecież znane z minimalnego chybotania trzonów.

Z pomniejszych kwestii cieszę się niezmiernie, że na spodzie obudów znaleźć można dodatkowe piny, zaś materiały użyte do produkcji to nylon w przypadku obu części obudowy. Wyważenie sprężynek jest dla mnie w porządku, ale moim zdaniem znacznie przyjemniej korzystałoby się z tych liniowców gdyby producent postawił na długie sprężyny. Można też powiedzieć, że 4 mm skoku są nudne, ale Outemu ma w ofercie wiele liniowców ze zredukowanym skokiem, więc to w żadnym wypadku nie jest wada.

Koniec końców jestem w stanie polecić Outemu Cream Pink Pro każdemu kto poszukuje w miarę gładkich liniowców z niskim wobble i w miarę basowym, czystym brzmieniem. Ich cena jest tu dodatkowym powodem, dla którego je polecam – kosztują one zaledwie ~115 złotych za 90 sztuk, przy czym na promocjach idzie je dorwać jeszcze taniej. To naprawdę mała kwota jak na przełączniki liniowe tego typu. Bierzcie więc wszyscy i radujcie się ich atutami!

Podziękowania

Na sam koniec chciałbym podziękować mojej czytelniczce mizu, która zakupiła subskrypcję trzeciego stopnia na moim Patronite. W zamian za to zapraszam Was wszystkich do sprawdzenia jej kanału na YouTube o klawiaturach, a także do dołączenia na prowadzony przez nią serwer Discord o nazwie Klawikoty, gdzie można pogadać o klawiaturach i kotkach! 🙂