Recenzja Redragon K652 Azure RGB (GTMX Low-Profile Red)

Nieczęsto na łamach mojego bloga recenzowane są klawiatury niskoprofilowe. Jeśli jednak taka okazja się już nadarzy, to są to z reguły bardzo wyjątkowe modele. Ostatnim razem gościłem taniego klona NuPhy Air75, czyli YK75 z AliExpress, który krótko mówiąc nie wypadł jakoś niesamowicie. Dzisiaj mam przed sobą jednak coś z goła innego, albowiem polski dystrybutor produktów marki z czerwonym smokiem w logo podesłał mi na testy niedrogą klawiaturę 75%, która to jest właśnie niskoprofilowa, a w dodatku oferuje parę naprawdę interesujących smaczków.

Mowa o Redragon K652 Azure RGB, czyli drugiej już recenzowanej w ostatnim czasie przeze mnie klawiaturze tego producenta. Poprzednio przetestowany K656 Garen pokazał, że „Czerwony Smok” potrafi robić naprawdę świetne produkty przy jednoczesnym zachowaniu stosunkowo niskiej ceny. Sprawdźmy zatem co ciekawego jest nam w stanie zaoferować Redragon Azure i czy jest to niskoprofilówka godna polecenia. Zapraszam do lektury!

Opakowanie

Redragon zmienił w ostatnim czasie swój sposób pakowania klawiatur. Z niegdyś oferowanych, kompletnie czarnych i smutnych pudełek przerzucił się na jaskrawe, rzucające się w oczy kartony. Teraz dominuje w nich biel przełamana okazyjnym czerwonym i czarnym akcentem, co z pewnością zapewnia im wyróżnianie się na tle konkurencji na półkach sklepowych. Widać tu też inspirację polską marką ENDORFY, chociaż podejrzewam, że raczej nieświadomą (bo w końcu Redragon nie jest z Polski, a z Chińskiej Republiki Ludowej).

Awers pudełka to klasyczny render prezentujący klawiaturę w pełnej krasie, z włączonym RGB. Towarzyszą jej nazwa modelu, logo producenta oraz dwa emblematy: pierwszy informujący o podświetleniu RGB oraz drugi o przełącznikach zamontowanych w konkretnym egzemplarzu. Co natomiast zaskakujące, to popełniony tu przez producenta błąd – na naklejce widoczny jest pełnowymiarowy przełącznik Outemu Dust-Proof Red, więc kompletnie inny niż ten znajdujący się pod keycapami Redragon Azure.

Po drugiej stronie opakowania znajdziemy rzut z góry na klawiaturę oraz krótką listę cech modelu K652 Azure. Producent chwali się tu między innnymi aluminiową obudową, trzema sposobami połączenia (przez kabel, Bluetooth i 2,4 GHz), czy kompatybilnością z Windowsem i MacOS. Mnie osobiście bawi natomiast ilość błędów w zawartych tu tekstach. Rozumiem, że każdemu może trafić się literówka, ale żeby napisać „Utral” zamiast „Ultra” i „Window” zamiast „Windows”, nie skorektować tego i puścić do masowej produkcji, będąc w miarę rozpoznawalną marką?

Akcesoria

Mówi się, że nie wolno oceniać książki po okładce, więc zajrzyjmy do środka. Tam wita nas nie tylko sama klawiatura, ale także druciany keycap puller, metalowy switch puller, ogumiony kabel USB-C do USB-C (z dodatkową nakładką-przejściówką do USB-A), kilka gratisowych przełączników, papierologia oraz… zestaw pomarańczowych keycapów robiących tu za akcenty i cały komplet zastępczych keycapów w odwróconej kolorystyce. Jest to naprawdę niecodzienny typ gratisu do klawiatury, gdyż osobiście przez te wszystkie lata spędzone w hobby nie spotkałem się z czymś takim jeszcze ani razu. Dzięki tym keycapom możemy albo zmienić kolor naszej K652 Azure na jednolicie ciemnoszary lub jednolicie jasnoszary, albo odwrócić jej pierwotną kolorystykę na jasne modyfikatory i ciemne alfanumeryki. Pomarańczowe akcenty pozwolą z kolei na dodanie jej odrobiny życia.

Druciany keycap puller pomoże nam w tym zadaniu, gdyż korzystanie z niego jest niezwykle wygodne i przy okazji nie uszkodzi on nakładek, w przeciwieństwie do swojego kompletnie plastikowego odpowiednika. Metalowy i dosyć nieduży switch puller to z kolei narzędzie wskazujące na obecność w tej klawiaturze hot-swapa, zaś fakt użycia dosyć szerokiej blaszki sprawia, że również i jego używanie jest czynnością komfortową. Kończąc już ten dział, gumowy przewód to nic nadzwyczajnego w tym budżecie, natomiast znacznie ciekawsza jest jego końcówka – złącze USB-C jest bowiem ulokowane pod kątem 90 stopni. Zazwyczaj kable mają prostą końcówkę, jednak użycie tutaj kątówki jest podyktowane nietypowym umiejscowieniem portu w klawiaturze.

Wygląd

Będąca przedmiotem dzisiejszej recenzji klawiatura wykorzystuje bardzo przyjemną dla oka stylistykę. Obudowa jest tutaj szara, podobnie jak same keycapy – te są jednak w dwóch odcieniach. Do modyfikatorów użyto ciemnej szarości, zaś sekcja alfabetyczna to kolor jasnoszary. Dodatkowo Esc jest pomarańczowy, a w zestawie dostajemy kilka dodatkowych nakładek w tym kolorze. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten styl, gdyż jest on w pewnym stopniu industrialny i taki surowy. Niemniej jednak uważam, że producent powinien rozważyć poprawność barw użytych w przypadku dwóch konkretnych keycapów: tyldy oraz pipe (\|). Powinny one bowiem być jasnoszare, gdyż są to klawisze należące do grupy alfabetycznej, a nie do modyfikatorów. To samo tyczy się zresztą spacji. Można to natomiast zrobić we własnym zakresie, korzystając z dołączonych w zestawie nakładek.

Kształt obudowy nie odbiega od panującego obecnie standardu. Mamy tu zatem zaokrąglone rogi (choć trochę bardziej niż zwykle), prawie symetryczne ramki (za wyjątkiem tej po lewo, na której ulokowano lampki kontrolne wraz z podpisami) proste boki z białym logiem marki na froncie i prawie idealnie płaski spód. Z profilu widoczne jest dodatkowo przejście z szarego metalu u góry w czarny plastik na dole. Na spodzie znajdziemy jakieś szlaczki, a także slot na odbiornik 2,4 GHz. Jest to zawsze miły dodatek, bo w przypadku chęci przetransportowania tej klawiatury nie musimy martwić się zgubieniem adaptera, koniecznego do użytkowania bez przewodu.

Nietypowym zabiegiem jest umieszczenie złącza USB-C nie na tyle, a na lewym boku klawiatury. Ponadto port jest osadzony dziwnie głęboko, przez co niektóre z moich kabli nie chciały współpracować z tą klawiaturą. Przewód dołączony w zestawie radzi sobie jednak świetnie. Zaraz obok znajdziemy dwa przełączniki, pierwszy do zmiany trybu z Mac na Windows, zaś drugi do przełączania między trybem przewodowym, Bluetooth i radiowym 2,4 GHz. Przełączniki te są responsywne i bardzo łatwo trafić w tym drugim w środkowy stopień.

Redragon K652 Azure

Wykonanie

Redragon K652 Azure zaskakuje nadzwyczajną jakością wykonania, z uwzględnieniem budżetu. Choć spód obudowy jest kompletnie plastikowy, to już góra zintegrowana z płytą mocującą jest solidnym kawałkiem anodyzowanego aluminium. Dzięki temu mogę powiedzieć, że jest to niezwykle sztywna klawiatura jak na tak cieniutką niskoprofilówkę. Ani podczas użytkowania, ani przy celowym wyginaniu w rękach, nie szło mi odczuć jakiegokolwiek znaczącego odkształcania. Nie słychać także żadnego trzaskania czy skrzypienia, a spasowanie części jest doskonałe. W porównaniu do niegdyś recenzowanego YK75 jest to dosłownie niebo a ziemia.

Ergonomia

Głównym atutem K652 Azure jest rzecz jasna niski profil. Objawia się on niższymi niż zwykle przełącznikami, keycapami oraz oczywiście obudową. Ta ma na froncie zaledwie 12,5 mm bez keycapów oraz 17 mm z nakładkami. Dla porównania, standardowa klawiatura ma około 20 milimetrów bez keycapa, czyli więcej niż tutaj całe urządzenie. Przekłada się to rzecz jasna na komfort użytkowania, który jest po prostu nieziemski. Nasze nadgarstki nie muszą się przesadnie unosić, a palce nie muszą tak głęboko wciskać klawiszy. Jeśli natomiast nie odpowiada nam domyślny kąt nachylenia wynoszący jakieś 3°, to możemy podnieść go do około 9° za pomocą rozkładanych nóżek na spodzie.

Aby powstrzymać tę stosunkowo lekką klawiaturę (bo ważącą zaledwie 497 gramów) przed mimowolnym poruszaniem się po biurku, producent umieścił na jej spodzie gumki antypoślizgowe – dwie z przodu i dwie na nóżkach. Radzą sobie one w porządku i podczas pisania nie ma szans na przypadkowe przesunięcie klawiatury, jednak wystarczy lekkie, celowe pchnięcie i całość ślizga się jak szalona. Jest to natomiast nie do uniknięcia przez niski ciężar, który jest w pełni zrozumiały przy klawiaturze tego rozmiaru i z takich materiałów.

No właśnie, jakiego rozmiaru? A no 75%, czyli oferującym funkcjonalność TKL-a, ale w nieco bardziej kompaktowym formacie. Wszystkie klawisze są tu zbite w jedną spójną całość, a więc mamy do czynienia z przeciwieństwem „exploded”. Moje palce są nauczone używania klawiatur z wydzielonymi sekcjami, ale nawet mimo to nie miałem zbyt wielu nieprzyjemności wynikających z przypadkowego wciskania klawiszy na Redragon Azure. Widocznie moja pamięć mięśniowa dała radę opanować wreszcie tę wersję rozmiaru 75% 🙂 Do kogo jest jednak skierowany taki format? Moim zdaniem do wszystkich – na siedemdziesiątce piątce pogramy jak i popracujemy, w obu przypadkach na wysokim poziomie komfortu. O ile zatem nie potrzebujesz NumPada tudzież innych dodatkowych klawiszy, a cenisz sobie miejsce na biurku, to K652 Azure jest idealną opcją dla Ciebie.

Keycapy

Jak na klawiaturę o niskim profilu przystało, Redragon Azure oferuje wyraźnie niższe od standardowych nakładki. Wykonane zostały one z bliżej nieokreślonego tworzywa metodą double-shot, a więc można spodziewać się po nich doskonałej wytrzymałości na wycieranie się nadruków. Sama powierzchnia przypomina mi keycapy pokroju JC Studio – wykonane z gładkiego PBT. Jeśli więc nakładki w K652 Azure także są z tego plastiku, to mamy do czynienia z naprawdę wytrzymałymi keycapami.

Zastosowana w tym modelu czcionka nie odbiega wyglądem od stylu, do którego przyzwyczaili nas już producenci sprzętu dla graczy. Jest ona w miarę minimalistyczna i wyśrodkowana przy górnej krawędzi. Niestety, wszelkie brzuszki są tutaj porozcinane, a więc zamiast literki O mamy tutaj ( ). Wygląda to moim zdaniem brzydko i szkoda, że w dzisiejszych czasach nadal spotyka się klawiatury z niedomkniętymi brzuszkami liter i cyfr. Drugą kwestią są natomiast modyfikatory, które są w tym przypadku w większości reprezentowane przez tekst lub tekst z ikoną, ale oczywiście poza Backspace – na nim widnieje wyłącznie strzałka. Dlaczego? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, a mnie mierzi na sam widok takiej niespójności.

Poza głównymi nadrukami wykonanymi najwytrzymalszą metodą na rynku, znajdziemy tu także poboczne ikonki sygnalizujące działanie klawiszy na warstwie (czyli z przytrzymaniem FN). Naniesione są one na powierzchnię nakładek za pomocą najgorszej technologii jaka istnieje – pad-print. Oznacza to zatem, że ów nadruki prędko zejdą z najczęściej dotykanych keycapów, co zresztą widać w przypadku prawego Alta na zdjęciach – tak wygląda po zaledwie tygodniu użytkowania! Jakby tego było mało, to każdy z nich jest wyczuwalny pod opuszkami palców, co irytuje podczas pisania.

W celu uzyskania prawdziwie niskiego profilu, zastosowane w Redragon K652 Azure keycapy muszą mieć konkretny.. cóż, bez zaskoczenia – profil. Ciężko jednoznacznie określić pod jaką nazwą lub trzema literami się on kryje, natomiast nakładki są tutaj lekko wklęsłe i bardzo zaokrąglone – prawie do poziomu sferyczności. Dzięki temu pisze się na nich świetnie, natomiast na początku trzeba przyzwyczaić do nich palce – tym bardziej jeżeli do tej pory korzystaliśmy wyłącznie z nakładek o normalnej wysokości, pokroju Cherry.

Warto przy okazji wspomnieć, że grubość ścianek bocznych tych keycapów jest na dobrym poziomie – wynosi bowiem 1,3 milimetra. Dzięki temu są one odporne na pękanie. Mam natomiast pewne zastrzeżenie co do ich montażu. Choć siedzą one na przełącznikach za sprawą klasycznego krzyżaka, to montaż jest tu moim zdaniem ciut za luźny. W związku z tym niejednokrotnie podczas pisania przypadkowo przechyliłem nakładkę tylko dlatego, że nie wcisnąłem jej idealnie w środek. Najczęściej dotyczyło to prawego Shifta, który nie jest stabilizowany, ale doświadczyłem tego również z normalnymi klawiszami i lewym Controlem.

Stabilizatory

Klawisze stabilizowane zawsze są interesującym elementem klawiatur niskoprofilowych. Stosuje się w nich bowiem nietypowe formy stabilizatorów, przez co bardzo często można napotkać modele o niskim profilu, których staby praktycznie na hałasują, pomimo słabego smarowania. W przypadku normalnego profilu byłoby to niemożliwe za sprawą budowy stabilizatora i ilości pustej przestrzeni dla drucika do swobodnego poruszania się.

Niestety, w recenzowanej dzisiaj Redragon K652 Azure sprawa ma się nieco inaczej. Małe stabilizatorki są wykonane w spotykanym coraz częściej wśród niskoprofilówek standardzie imitującym klasyczne staby Cherry. W dodatku są one przesmarowane na drucikach, ale niestety smar nie daje rady wygłuszyć całości klekotania, przez co przy każdym wciśnięciu dłuższego klawisza musimy liczyć się z niezbyt przyjemnym dla ucha szelestem. Nie jest to tak głośne i donośne jak w suchych stabilizatorach, ale mimo wszystko przeszkadza. Nie pomaga wcale fakt, że same obudowy stabów są dosyć luźno osadzone w płycie mocującej. Cóż, wielka szkoda, bo to przecież jeden z najważniejszych aspektów każdej klawiatury i nie wolno przymykać na niego oka.

Przełączniki

Najważniejsze w każdej klawiaturze niskoprofilowej są jednak przełączniki. To za ich sprawą możemy bowiem w ogóle nazwać taką klawiaturę niskoprofilową. W przypadku Redragon Azure producent postawił na zaufane GTMX Low-Profile Red, które w tym przypadku są brandowane logiem Redragon, jednak produkuje je Gaote – ta sama firma, która stoi za popularnymi Outemu. Do wyboru w międzynarodowej dystrybucji są jeszcze warianty brązowy i niebieski, jednak w polskich sklepach jesteśmy w stanie nabyć K652 Azure wyłącznie na czerwonych liniowcach.

Liniowość objawia się w przełącznikach brakiem jakiegokolwiek wyczuwalnego sprzężenia zwrotnego. Cały skok jest płaski, a jedyny opór stawia sprężyna. Ta wymaga tutaj z kolei około 45 gramów siły do aktywacji oraz ~55 gf do doprowadzenia trzonu do samego dołu. Mowa zatem o stosunkowo lekkich przełącznikach, które działają jak magnes na miss-clicki jeśli mamy ciężkie palce. Skok został tu natomiast zredukowany do 3 milimetrów, względem standardowych czterech w Cherry MX. Aktywacja odbywa się zaś na poziomie 1,2 mm.

Nie wiadomo jakich materiałów producent użył do wykonania tych switchy, jednak obstawiałbym klasyczne połączenie: poliwęglanowa góra, nylonowy spód oraz polioksymetylenowy trzon. Montaż keycapów to tutaj standardowy krzyżak, a zatem nie musimy szczególnie martwić się kompatybilnością. To ważne, bo chociażby Kailh Choc korzystają z innego sposobu mocowania. Jak to natomiast w przypadku Gaote bywa, nie można mówić tu o szczególnie gładkich doznaniach z użytkowania. Niestety, ale tarcie wynikające z ocierania trzonu o prowadnice jest tu wyraźnie wyczuwalne i w żadnym wypadku nie można nazwać go przyjemnym. Szkoda, bo są na rynku bardzo płynne switche spod szyldu Outemu. Czemu więc producent ten nie był w stanie dokonać tego samego w przypadku niskiego profilu?

Pisanie na niskoprofilowych liniowcach jest natomiast, wykluczając sam fakt tarcia, bardzo interesującym doświadczeniem. Osobiście nie preferuję ani przełączników liniowych, ani tactile, ani nawet klikających – jestem w stanie korzystać ze wszystkich z nich z takim samym poziomem komfortu. Uważam natomiast, że przy niskim profilu najlepiej w mój gust trafiają liniowce, takie jak w tym przypadku. Przez okres testów korzystało mi się naprawdę świetnie z zamontowanych w Azure switchach, natomiast uważam, że producent powinien stworzyć też wariant czarny, z cięższą sprężyną – te 45 gramów do aktywacji to coś strasznego, dla moich palców wręcz udręka.

Gdybyśmy chcieli samodzielnie przesmarować zamontowane tu przełączniki lub wymienić je na jakieś inne to z pomocą przychodzi nam hot-swap. Oparty jest on na standardowych dla Outemu gniazdach, dzięki którym nie musimy korzystać z lutownicy – wystarczy pociągnąć za przełącznik za pomocą przeznaczonego do tego narzędzia i voilà. Inną kwestią pozostaje natomiast to, że nie mamy zbytnio wyboru jeśli chodzi o alternatywy. Nie włożymy tu bowiem ani Kailh Choc, ani niskoprofilowych Gateronów. Jedyną kompatybilną z Redragon Azure opcją są inne przełączniki z serii GTMX Low-Profile. Mimo to dobrze, że hot-swap się tutaj znalazł – przynajmniej możemy szybko wymienić wadliwy switch na jeden z dołączonych w zestawie, o ile któryś by nam padł.

Brzmienie

Nie ma co spodziewać się po klawiaturze niskoprofilowej zaskoczeń pod kątem dźwięku. Za każdym razem cieniutka obudowa nie pozwala na odpowiednią akustykę żeby brzmienie to było w stanie zaoferować cokolwiek ciekawego, dlatego też w mojej opinii producenci modeli o niskim profilu powinni skupić się przede wszystkim na wyciszeniu klawiatury. Redragon Azure nie jest niestety wypchana po brzegi pianką, w wyniku czego plastikowo brzmiące przełączniki w połączeniu z metalową płytą mocującą straszliwie hałasują.

Serio, w porównaniu z niektórymi z moich klawiatur o standardowym profilu Azure jest po prostu zauważalnie głośniejsza. W dodatku nie jest to przyjemne dla ucha brzmienie, a takie bardzo wysokie stukanie połączone z szuraniem. Anty-wisienką na torcie są z kolei stabilizatory, które przypominają o sobie przy każdym wciśnięciu spacji czy Entera, a także rezonujące sprężyny. Jestem pewien, że da się odratować brzmienie tej klawiatury odrobiną smaru i pianką, ale to już trzeba zrealizować we własnym zakresie. Szkoda, że producent o to nie zadbał i pozostawił nas z niedopracowaną klawiaturą.

Podświetlenie

Obecnie na rynku klawiatur kierowanych do graczy ciężko o produkt, który nie oferowałby podświetlenia RGB. Podobnie jest i tutaj, gdyż Redragon K652 Azure ma zamontowane świecące kolorowym światłem diody pod każdym przełącznikiem. O ile samych barw jest multum do wyboru, to niestety mam parę zastrzeżeń co do ich jakości. Przede wszystkim nie podoba mi się, że podświetlenie jest tu strasznie ciemne – za dnia wygląda to bardzo brzydko, bo napisy na keycapach nie są równomiernie rozświetlone. Lepiej jest w nocy przy zgaszonym świetle, ale nie każdy jest przecież nocnym grajkiem korzystającym z komputera w kompletnej ciemności.

Odrębną sprawą są natomiast same kolory. Diody RGB są znane z tego, że nie radzą sobie z reprodukowaniem bieli i jest to aparentne i w tym przypadku, gdyż barwę tę można prędzej nazwać fioletem. Nie tyczy się to jednak wyłącznie bieli, gdyż cierpi także żółty – ten wpada tu bardziej w limonkę. Reszta kolorów wygląda natomiast w porządku, a tęcza jest bardzo ładna. Szkoda tylko, że przez mierną jasność wygląda na wyblakłą.

Bezprzewodowość

Poza standardowym działaniem na przewodzie USB-C mamy w przypadku recenzowanej dzisiaj klawiatury również opcję połączenia bezprzewodowego. Do wyboru jest standardowy Bluetooth oraz przystępniejsze dla graczy 2,4 GHz. O ile to pierwsze gwarantuje nam dłuższy czas pracy na baterii, to radiowe połączenie przez dołączonego w zestawie dongla zapewnia znacznie lepsze opóźnienia (a raczej ich brak). Przez większość okresu testów korzystałem z klawiatury właśnie przez 2,4 GHz, natomiast miałem także okazję poużywać jej przez BT i muszę przyznać, że do pisania jest to idealna opcja, bowiem nie czuć praktycznie żadnego utrudniającego pracę opóźnienia.

Ciekawostką jest natomiast wytrzymałość baterii. Testy zacząłem z ogniwem naładowanym do pełna, a prawie dwa tygodnie później po prostu odłożyłem klawiaturę na bok ze znudzenia, bo bateria po prostu nie chciała się rozładować. Jestem w ciężkim szoku, że tak cieniutkie urządzenie jest w stanie działać tak długo na jednym ładowaniu, w dodatku z podświetleniem rozkręconym na maksymalną jasność. Okej, diody gasną po pewnym czasie nieużytkowania klawiatury, ale w trakcie pracy taka sytuacja ma miejsce bardzo rzadko. Sprawdzając stopień naładowania skrótem klawiszowym, K652 Azure oznajmiła mi, że akumulator jest naładowany w 50%, co jest po prostu genialnym wynikiem na ponad 10 dni użytkowania. Doskonała robota, Redragonie!

Dorzucę jeszcze ciekawostkę, bo jest to naprawdę fajny dodatek, którego często mi brakowało. Zazwyczaj w klawiaturach bezprzewodowych wraz z uśpieniem musimy ją wybudzić i dopiero po chwili będziemy w stanie rejestrować wciśnięcia, przez co zaczynając od razu pisać gubimy kilka pierwszych literek. Nie ma to natomiast miejsca w Redragon Azure, gdyż tutaj od razu jesteśmy w stanie pisać – również pierwszy sygnał dociera do komputera, pomimo nieaktywności klawiatury nawet od 2 dni! Wychodzi więc na to, że urządzenie to calutki czas czerpie energię z baterii żeby wykrywać czy na pewno nie wciskamy żadnych klawiszy, a mimo to jest w stanie zapewnić tak dobry czas pracy na jednym ładowaniu. Wow, po prostu wow.

Oprogramowanie

Jak każda obecnie wydawana na rynek klawiatura na przełącznikach powszechnie uznawanych za typowo mechaniczne, Redragon K652 Azure oferuje dedykowane oprogramowanie, dzięki któremu mamy możliwość konfiguracji urządzenia. Pobrać możemy je ze strony producenta, zaś po uruchomieniu wita nas niezbyt minimalistyczna szata graficzna. Co się jednak dziwić, skoro do czynienia mamy z marką kierującą swoje produkty przede wszystkim do młodocianych fanów gier.

Sama aplikacja pozwala nam na nagranie makr, przypisanie ich do wybranych klawiszy, przeprogramowanie działania poszczególnych przycisków, a także ustawienie efektów świetlnych. Funkcjonalność nie wybiega tu ponad standard, a momentami jest nawet poniżej niego – nie przeprogramujemy chociażby drugiej warstwy klawiszy, a wyłącznie tę główną, podstawową. Nie mamy tu także żadnych dodatkowych funkcji, takich jak blokowanie klawisza Windows czy skrótu Alt+F4. Nie żebym z nich kiedykolwiek korzystał, jednak w ostatnim czasie widziałem sporo klawiatur z takim trybem, a tutaj go brak.

Dodatkowym atutem jest fakt, że po skonfigurowaniu naszej klawiatury możemy swobodnie pozbyć się oprogramowania z pamięci komputera. Układ i podświetlenie zostaną bowiem zapisane w pamięci wbudowanej urządzenia. Oznacza to także, że po podpięciu jej do innego komputera wciąż będzie funkcjonować tak samo jak ją zaprogramowaliśmy.

Ocena końcowa

Powiem wprost: spodziewałem się po recenzowanej dzisiaj klawiaturze czegoś więcej, ale i tak nie mogę powiedzieć, że jestem jakoś szczególnie zdziwiony czy też zawiedziony. Redragon K652 Azure to solidna propozycja w kategorii niskoprofilowych urządzeń w formacie 75%, co zawdzięcza przede wszystkim metalowej górze korpusu zapewniającej porządny poziom sztywności. Keycapy także są tu niczego sobie, a w dodatku dostajemy ich dwa zestawy. Wisienką na torcie jest opcja połączenia bezprzewodowego, która za sprawą pojemnego ogniwa pozwala nam na pracę przez wiele dni bez potrzeby doładowywania.

Regulacja kąta nachylenia jest wyłącznie dwustopniowa, ale i tak dobrze, że w ogóle się tu znalazła. Przełączniki może i są szorstkie, a konstrukcja uwydatnia ich głośną, plastikowo brzmiącą naturę, ale są niskoprofilowe za co wielu klientów je pokocha. Stabilizatory niestety nie są doskonałe i szeleszczą, jednak własnoręczne dołożenie smaru powinno rozwiązać ten problem. Podświetlenie jest z kolei ciut za ciemne, ale osobiście nie zwracam na tę kwestię szczególnej uwagi, więc mi to obojętne.

Czy mogę zatem polecić K652 Azure? Owszem, bo nie jest to wcale droga klawiatura. W polskiej dystrybucji musimy zapłacić za nią 299 złotych, natomiast obecnie w sklepie x-kom za sprawą kodu KRZEW10 mamy możliwość obniżenia tej kwoty o dodatkowe 10%. W takich pieniądzach ciężko o jakiekolwiek alternatywy z Polski. Być może na AliExpress idzie dorwać coś na podobnym poziomie, ale do lepszego produktu musielibyśmy dołożyć. Jeśli więc poszukujesz niedrogiej klawiatury niskoprofilowej, to bierz Redragon K652 Azure – raczej się nie zawiedziesz!

Podziękowania

Na koniec chciałbym podziękować polskiemu importerowi produktów marki Redragon za użyczenie mi egzemplarza tej klawiatury do testów. Dzięki takim współpracom mogę rozwijać swojego bloga i dostarczać Wam, moim czytelnikom, coraz to nowsze i ciekawsze treści o coraz to większej gamie produktów. Czy to nie świetnie?

Na koniec chciałbym podziękować moim czytelnikom mizu i Majesiowi, którzy zakupili subskrypcję trzeciego stopnia na moim Patronite. W zamian za to zapraszam Was wszystkich do sprawdzenia kanału YouTube o klawiaturach autorstwa mizu, a także do dołączenia na prowadzony przez nią serwer Discord o nazwie Klawikoty, gdzie można pogadać o klawiaturach i kotkach. Majes nie chciał z kolei zareklamować żadnych swoich sociali, więc po prostu dzięki! 🙂