Recenzja GEON.WORKS Glare TKL

Moje poszukiwania idealnej klawiatury trwały od bardzo dawna. Dla wielu osób temat ten jest banalny i są w stanie momentalnie wytypować model, który chcieliby mieć lub też są już w jego posiadaniu i stanowi on dla nich swoisty Święty Graal. Ja jestem jednak człowiekiem bardzo wybrednym i ciężko mnie zadowolić, dlatego też poszukiwania ciągnęły się bardzo długo. Gdy dwa lata temu szukałem z partnerką mieszkania do wynajęcia i miałem bardzo napięty z tego powodu budżet, pojawił się nowiusieńki model od znanego koreańskiego producenta stworzony we współpracy z człowiekiem, który pierwotnie chciał zamówić u niego jedną sztukę zaprojektowanej przez siebie klawiaturki – GEON.WORKS Glare TKL. Klawiatura ta od razu wpadła mi w oko z wielu przyczyn, ale niestety nie mogłem sobie wówczas na nią pozwolić, gdyż naruszyłoby to moje finanse w zbyt znaczącym stopniu.

Miesiące mijały, a ja z powodu niedużej pensji w Tabletowo.pl (nie że słabo się zarabia, tylko ja słabo zarabiałem – na własne życzenie) nie byłem w stanie kupić sobie tylu klawiatur ile bym wówczas chciał. Perspektywy zmieniły się jednak wraz ze zmianą pracy, a gdy uzbierałem już odpowiednią sumkę na koncie przystąpiłem do poszukiwań – celem Glare TKL w kolorze srebrnym lub niebieskim. Długo nie musiałem szukać, bo srebrny egzemplarz sprzedawany przez mieszkańca Niemiec pojawił się na MechMarkecie bardzo prędko. Natychmiast go kupiłem, a kilka dni później mogłem cieszyć się nowiutkim dodatkiem do niedużej wtedy kolekcji.

Jak już wspomniałem, Glare TKL został stworzony przez GEON-a, ale we współpracy z kimś jeszcze – osobą o pseudonimie Glare. Panowie poznali się w 2018 na meet-upie w Korei, a jakiś czas później Glare chciał zamówić u GEON’a pojedynczy egzemplarz klawiatury znanej dzisiaj jako Glare TKL. GEON najwidoczniej zauważył potencjał tego projektu i uznał, że lepiej będzie pomniejszyć koszty produkcyjne poprzez wypuszczenie tego modelu szerszej publice. Na papierze Glare TKL jest modelem sztampowym, przynajmniej jak na standardy tego producenta, ale wyróżnia się na tle innych propozycji wyglądem – nie oferuje prostej, mało charakterystycznej bryły, a coś znacznie ciekawszego. Obecnie jestem posiadaczem tego cudeńka już od 10 miesięcy i muszę Wam powiedzieć, że to chyba właśnie jest mój ideał jeśli chodzi o klawiatury.

GEON.WORKS Glare TKL

Opakowanie

W zasadzie to nie mam pojęcia jak GEON.WORKS Glare TKL przychodzi zapakowany pierwotnie do klienta, ale to nie ma większego znaczenia. Najważniejsze jest bowiem, że w pakiecie z klawiaturą mamy torbę do jej przenoszenia, która w dodatku jest naprawdę dobrej jakości. Nosząc w niej takie drogie bydle nie musimy się martwić o jakiekolwiek uszkodzenia, gdyż torba jest twarda, solidna i zamykana na mocny zamek błyskawiczny. Ponadto jest w niej miejsce na PCB i płytę montażową, więc nadaje się idealnie nie tylko do transportu, ale także do przechowywania w niej klawiatury wraz ze wszystkimi dołączonymi do niej akcesoriami.

Akcesoria

A tych wcale nie jest dużo, bo Glare TKL to zdecydowanie nie jest klawiatura skierowana do zwyczajnego klienta. Takie urządzenia kupują prawdziwi entuzjaści, którzy wszystkie narzędzia już mają i którym nie trzeba dorzucać nie wiadomo czego do zestawu. Dlatego też w pakiecie z Glare TKL dostajemy właściwie tylko śrubki potrzebne do zmontowania całości, aluminiową płytę montażową, ewentualne inne płyty dobrane przez nas, PCB (jeśli takowe dokupiliśmy), gumki antypoślizgowe do umieszczenia na spodzie obudowy i gumeczki Force Break Pads. Tyle, ale po co komuś coś więcej?

Oczywiście nie mamy tu przełączników, stabilizatorów ani keycapów, bo te rzecz jasna musimy dokupić sobie we własnym zakresie. Recenzowana dzisiaj klawiatura to w końcu zestaw do samodzielnego złożenia (DIY kit, lub jak to entuzjaści lubią mówić – „custom keyboard”), więc nie powinno to nikogo dziwić.

Wygląd

Od lat zaskakuje mnie jak piękne potrafią być klawiatury stworzone przez niektórych designerów. Są takie modele, na które zawsze patrzę z podziwem i nie mogę pojąć, że coś tak wybitnego, coś tak przepięknego zostało stworzone przez człowieka. Nie inaczej jest w przypadku GEON.WORKS Glare TKL, który to na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym na tle konkurencji, ale wystarczy spojrzeć na detale żeby dostrzec jego prawdziwe oblicze. Mamy tu bowiem do czynienia ze standardową budową „pudła na klinie” (ang. box on the wedge), czyli chyba najpopularniejszym rozwiązaniem w całym świecie klawiaturowym. Z każdej strony, a szczególnie z profilu, widać jednak bardzo interesujący zabieg: powierzchnia boczna nie jest płaska, a załamuje się w połowie (choć od frontu punkt ten jest osadzony niżej niż środek). Nazywa się to „HG sides” i dzięki temu Glare nabiera sporo charakteru. Niektórzy błędnie zakładają nawet, że punkt załamania powierzchni to także miejsce gdzie łączą się dwie części obudowy, ale nic bardziej mylnego – recenzowany dzisiaj model klawiatury korzysta z tak zwanego seamless design, czyli linia łącząca obie części została ukryta tak, aby nie było jej widać od boku.

Kolejnym charakterystycznym dla Glare TKL rozwiązaniem estetycznym jest spód, albo raczej osadzona tam waga mosiężna. Wielki kawał ciężkiego metalu, zaokrąglony w rogach, stanowi tutaj nie tylko obciążenie, ale również nadaje obudowie kąt nachylenia wynoszący 11˚. Taki zabieg jest moim zdaniem czymś co wyróżnia Glare na tle wszystkich innych klawiatur najbardziej i stanowi jego znak rozpoznawczy, a w dodatku uważam, że więcej designerów powinno aplikować podobne rozwiązania w swoich klawiaturach. Sama waga jest wykończona poprzez piaskowanie i oferuje dzięki temu prostą, lecz pięknie pasującą do całości, matowość. Obudowa wykorzystuje zaś metodę anodyzacji do naniesienia koloru, a podczas zakupu grupowego klienci mieli 3 opcje do wyboru: czarny, srebrny oraz niebieski-szary. Ja mam ten drugi i muszę powiedzieć, że jest to naprawdę dobra anodyzacja bez widocznej ziarnistości, gładka w dotyku oraz bez jakichkolwiek skaz na powierzchni calutkiej obudowy.

Ramki dookoła klawiszy zachowują standardowe dla koreańskich klawiatur proporcje, co skutkuje węższymi ramkami po bokach. Na szczęście ani Glare, ani GEON nie uznali, że wychudzenie ramek do absurdalnego poziomu będzie dobrym pomysłem, dzięki czemu całość wygląda naprawdę zgrabnie, a jednocześnie klawiatura nie ukrywa swojej masywności gdy patrzymy na nią z góry. Nigdzie na obudowie nie znajdziemy jakiegokolwiek brandingu marki GEON.WORKS, natomiast na powierzchni wagi wygrawerowany został znak rozpoznawczy użytkownika Glare – co szczególnie mnie nie dziwi, skoro to on zaprojektował całość. Ważne jest przy tym natomiast, że sam grawer nie zakłóca elegancji klawiatury i jest on bardzo subtelnym dodatkiem.

Złącze USB-C zostało ulokowane w wadze, a otwór jest nieco głęboki. Miałem przez to problem z użyciem do tej klawiatury oryginalnego kabla Lindy, natomiast żaden inny przewód nie miał żadnego problemu żeby zmieścić się do dziurki. Fajnie, że projektant zdecydował się osadzić złącze na płytce-córce, w dodatku skierowanej prostopadle do powierzchni biurka – dzięki temu kabel leży, a nie zwisa na tyle obudowy. Jest to szczególnie ważne w tym przypadku, bo jak wspomniałem – Glare TKL oferuje naprawdę ogromny kąt nachylenia. Powiem Wam w ogóle, że nie mogę napatrzeć się na profil tej obudowy. To jak pięknie został on rozwiązany zawsze sprawia, że jest mi cieplej na serduszku, że mogę być w posiadaniu tego cuda techniki.

Wykonanie i wnętrze

Jak większość obecnie produkowanych klawiatur zwanych przez wielu „customami”, Glare TKL jest wykonany w większości z aluminium (w tym przypadku A6063-T6), anodyzowanego na trzy wymienione wcześniej kolory. Czasami zdarzają się modele, które zamiast anodyzacji korzystają z elektroforezy, cerakoty tudzież innych sposobów nanoszenia koloru na metal, jednak anodyzacja jest obiektywnie najlepszą z nich – to ona jest bowiem najwytrzymalsza, gdyż jeśli uderzymy czymś zbyt twardym w powierzchnię obudowy anodyzowanej to zostanie nam tylko wgniotka, a sam kolor nie zejdzie. Jeśli dokonalibyśmy czegoś podobnego na obudowie e-coated, to warstwa koloru by po prostu odpadła lub się starła, czego doświadczyłem w przypadku RAMA.WORKS U80-A SEQ2.

Waga jest z kolei domyślnie mosiężna, lecz istniała także opcja dopłaty do takiej wykonanej ze stali nierdzewnej. Oczywiście stal jest srebrna, zaś mosiądz złoty, ale różnica występuje też w brzmieniu oraz wadze – stal jest nieco lżejsza, a co za tym idzie mniej gęsta – inaczej rozprowadza zatem fale dźwiękowe. Mój egzemplarz ma podstawową, mosiężną wagę, co uważam za lepszy wybór w przypadku tego modelu klawiatury. No a skoro o wadze mowa, to za sprawą użycia dwóch bardzo ciężkich kawałków aluminium oraz ciężkiego kawału mosiądzu, Glare TKL po zbudowaniu (czyli z aluminiową płytą, PCB, switchami i keycapami) waży… ponad 4,3 kilograma! Dożyliśmy najprawdziwszego absurdu, bo kto to słyszał żeby klawiatura ważyła tak dużo. Z drugiej strony gdyby nie to, nie brzmiałaby ona w tak charakterystyczny sposób. Dla mnie jest to więc ogromna zaleta, która w dodatku nie wpływa negatywnie na ergonomię – Glare TKL jest bardzo łatwo podnieść przez to, że od boków możemy sprawnie chwycić ją palcami.

Obudowa zamknięta jest na 8 śrubek hex, których GEON w żaden sposób nie starał się ukryć. Miał w zasadzie możliwość i sposób żeby to zrobić, bo przecież w klawiaturach takich jak Frog TKL rozwiązał to doskonale, ale widocznie Glare nie chciał chować śrubek pod gumkami antypoślizgowymi. Widzimy je zatem po obróceniu klawiatury do góry nogami w zaokrąglonych wycięciach skonstruowanych tak, aby nie zarysować obudowy końcówką śrubokręta podczas wykręcania lub przykręcania. Warto też wspomnieć, że górna część obudowy nachodzi na dolną w tak doskonały sposób, że nie tylko ukrywa linię przedzielającą je, ale także same śrubki. To że je widać w zasadzie w ogóle mi nie przeszkadza, a rzekłbym nawet, że ma to swój urok.

We wnętrzu powita nas wiele ciekawych elementów, ale w tej sekcji zacznę od tego najdziwniejszego – nacięcia w wewnętrznej powierzchni obudowy oraz wagi. Te znajdują się tu rzekomo w celu poprawy tudzież po prostu zmiany przemieszczania się fal dźwiękowych. Czy ma to realny wpływ na dźwięk? Niewątpliwie tak, bo GEON jest człowiekiem, który doskonale wie co robi. Może być jednak też tak, że te konkretne nacięcia to pomysł Glare’a i GEON po prostu nie chciał w nie ingerować, gdyż to nie jego projekt. W każdym razie nie dowiemy się nigdy jak brzmiałby Glare TKL bez nich, bo takowy po prostu nigdy nie powstał.

Teraz pora na niezwykle ważny element, czyli PCB, które musimy dokupić do tej klawiatury osobno, bo GEON nie dorzuca go w zestawie. Spowodowane jest to tym, że znaczna większość jego klawiatur współgra ze standardem h87, a wielu hobbystów ma już w domu kilka zapasowych płytek drukowanych. Do zakupu wraz z klawiaturą dostępne były PCB zarówno z FR-4 jak i CEM-3, w obu przypadkach wykonane przez najlepszego projektanta płytek drukowanych w całym hobby – hineybush, i wspierające QMK oraz VIAL. Ja jestem w posiadaniu tej pierwszej, natomiast CEM-3 rzekomo wpływa na brzmienie klawiatury, lecz jedynie w minimalnym stopniu. Nie mogę tego niestety sprawdzić, ale na YouTube dostępne są porównania i różnica rzeczywiście jest niewielka. CEM-3 dodatkowo mocniej się ugina, lecz to nie ma znaczenia w mojej konfiguracji.

No właśnie, bo moja konfiguracja opiewa w aluminiową płytę montażową, w dodatku taką pełną. Nie ma więc w moim egzemplarzu potrzeby na mocniejsze uginanie się PCB. Gdybym zamontował tu płytę typu half-plate, to wówczas Glare TKL zdecydowanie skorzystałby na tym pod kątem „flexu”, gdyby zamontować w nim płytkę drukowaną z CEM-3. Ciekawym zabiegiem jest natomiast podzielenie płytek montażowych na dwie części. Ta główna zawiera całą sekcję alfanumeryczną i rząd klawiszy funkcyjnych, natomiast klaster nawigacyjny znajduje się na oddzielnej płycie. Podobne zagranie widziałem kiedyś w Glacier80. Realnie oddzielenie od siebie tych sekcji może wpłynąć na akustykę klawiatury odseparowując sekcję nawigacyjną, lecz moim zdaniem różnice są na tyle nikłe, że aż nieznaczące. W sensie nie zrozumcie mnie źle – nie jestem w stanie tego zweryfikować, bo Glare TKL po prostu nie ma wersji z jednoczęściową płytą, ale z doświadczenia zgaduję, że o ile GEON wie co robi i każda jego decyzja jest podyktowana dążeniem do konkretnych efektów, o tyle tutaj nie spodziewałbym się, że klawiatura zyskuje nie wiadomo jak wiele z powodu takiego, a nie innego zabiegu. NavCluster brzmi bowiem zupełnie inaczej niż reszta klawiatury i taka jest po prostu jego specyfika.

Jak najbardziej znaczące są natomiast nacięcia w samej płycie. Te zauważymy w przypadku aluminiowej (czyli tej, z której korzystam) choćby obok klawiszy takich jak oba Shifty czy \|, a mają one na celu nieco wyrównać brzmienie pomiędzy nimi. Szczególnie ważne jest żeby Backspace nie brzmiał znacznie inaczej niż reszta klawiatury, więc właśnie dlatego po lewo od \| stosuje się takie nacięcie. Jeszcze ciekawsze jest z kolei długie nacięcie wzdłuż rzędu funkcyjnego, oddzielające go od klastra alfanumerycznego. I tu ponownie, czy takie nacięcie wpływa znacząco na brzmienie tegoż rzędu? Śmiem wątpić, ale osoby będące w hobby o wiele dłużej ode mnie sugerują, że takie małe zabiegi połączone w jedną całość są w stanie zaoferować bardzo konkretne brzmienie, do którego dąży designer. O ile więc niekoniecznie chce mi się wierzyć w wielki wpływ takich nacięć na ten aspekt klawiatury, o tyle ufam w tej kwestii GEON-owi oraz Glare-owi i wierzę, że jeśli uznali takie działania za konieczne, to są one koniecznie, albo co najmniej pozytywne dla sprzętu,

Na koniec dodam jeszcze, że GEON podczas projektowania mniejszej wersji tej klawiatury, Glare65, zauważył jak intrygująco brzmi ona z mosiężnym spodem obudowy. Postanowił zatem sprawdzić jak wiele osób chciałoby dokupić do swoich egzemplarzy Glare TKL taki właśnie kawał metalu. Okazało się, że masa ludzi faktycznie chce podmienić aluminiowy spód na taki z mosiądzu, więc miejsce miał zakup grupowy. Dzięki takiej podmiance klawiatura ta jest dosłownie bardziej mosiężna niż aluminiowa, a w dodatku jej waga dobija 5,5 kg. Ja niestety nie jestem w posiadaniu tego elementu i prawdopodobnie nigdy nie będę (dosłownie nikt ich nie sprzedaje 😔), ale warto pamiętać, że taka opcja jak najbardziej jest.

Ergonomia

Biorąc pod uwagę zakup klawiatury będącej przedmiotem dzisiejszej recenzji w ogóle nie zastanawiałem się nad wrażeniami płynącymi z korzystania z niej. Wiedziałem, że projektowali ją ludzie, którzy znają się na rzeczy na tyle bardzo, że mogę im w tym temacie zaufać, a dla mnie rolę odgrywał głównie wygląd. Jako że ten przypadł mi jak najbardziej do gustu, to kupiłem Glare TKL bez jakichkolwiek oczekiwań odnośnie feelingu przez nią oferowanego. Klawiatura ta wykorzystuje banalny sposób montażu, czyli top-mount. Polega on na przykręceniu płyty montażowej do górnej części obudowy za pomocą śrubek, w tym przypadku ośmiu. Te są rozmieszczone bardzo interesująco, bo nierówno – pod spacją nie ma dla przykładu ani jednej śrubki, a rozłożenie jest niesymetryczne – to znaczy przy przedniej krawędzi są 3 śrubki, a przy tylnej 5. Oczywiście zabiegi te miały na celu uzyskanie konkretnych wrażeń z użytkowania tej klawiatury, ale jakie są one w rzeczywistości?

Będę szczery do bólu: nie pisałem jeszcze nigdy w swoim życiu na tak wyśmienitej klawiaturze. Wcale nie przeszkadza mi też ten wysoki kąt nachylenia wynoszący 11°. Rzekłbym wręcz, że w połączeniu z naprawdę niewysokim frontem (20 mm, efektywna wysokość 24,5 mm) powoduje on, że korzystanie z Glare TKL jest jeszcze bardziej komfortowe niż mogłoby być z mniejszym pochyleniem i podobnym frontem. Nie potrzeba mi do niej żadnego rodzaju podpórek, gdyż ułożenie nadgarstków przy poprawnym korzystaniu z klawiatury jest jak najbardziej odpowiednie (pamiętajcie, że podczas pisania nie opieramy ich o biurko, a unosimy do góry 😉).

Sam feeling płynący z top-mountu to niebo na ziemi. Wiele osób błędnie zakłada, że ten typ montażu musi koniecznie wiązać się z bardzo twardym i solidnym feelingiem, ale nic bardziej mylnego. Dobrze zrealizowana klawiatura z PCB przykręconym do górnej części obudowy jest w stanie nie tylko zaoferować lekkie uginanie, ale w dodatku bardzo przyjemne odbijanie – przypominające troszkę skakanie na trampolinie. Oczywiście jest to w przypadku Glare TKL bardzo subtelne i nieporównywalne z plastikowymi płytami montażowymi lub nawet half-plate, niemniej jednak pisząc czuję bardzo przyjemne wibracje niosące się po aluminium i docierające nawet do drugiej dłoni po przeciwległej stronie klawiatury.

Wszyscy już pewnie się tego domyślili, ale na wszelki wypadek wspomnę. Glare TKL, jak sama nazwa mówi, to klawiatura TKL – brakuje jej zatem NumPada, ale poza tym oferuje pełną funkcjonalność. Nie znajdziemy tu klawisza F13, co moim zdaniem jest akurat dobrą informacją – nie przepadam jakoś szczególnie za wciskaniem na siłę takowego, a moja pamięć mięśniowa jest znacznie bardziej przyzwyczajona do standardowych przerw między klawiszami w rzędzie funkcyjnym. Ponadto GEON.WORKS Glare TKL oferowany był w dwóch wariantach – z blockerami w miejscu klawiszy Windows oraz bez nich. Ja posiadam wersję WKL, czyli jedyną prawidłową. Jest ona estetyczniejsza, a klawisz Windows mogę ustawić sobie w inne miejsce, gdzieś gdzie pasuje moim zdaniem lepiej – na przykład w miejsce lewego Controla, bo i tak tego mam zamiast CapsLocka.

Jeśli mówimy o wybitnie ciężkiej klawiaturze, to poślizg raczej nam nie grozi. Niemniej jednak każda klawiatura powinna mieć gumki antypoślizgowe na spodzie, gdyż chronią one także przed niepożądanym stykaniem się ładnie wykończonej obudowy lub wagi z twardym biurkiem, które może je uszkodzić – na przykład zarysować. Podejść do „bump-onów” jest wiele, ale to realizowane przez GEON-a w każdej z jego klawiatur podoba mi się najbardziej. Gumki nie są tu bowiem przyklejone na klej, a zamiast tego wciskane w specjalnie przygotowane dziurki. Dzięki temu możemy je w każdej chwili wyjąć bez ryzyka, że już ich nie przykleimy z powrotem. Super opcja!

Keycapy

Stali czytelnicy przyzwyczaili się już zapewne do tego fragmentu recenzji klawiatur „customowych”, lecz na wszelki wypadek (gdyby jakimś cudem trafił tu ktoś nowy – witam Cię! 😊) wytłumaczę: recenzowana dzisiaj klawiatura to w pełni DIY kit, a zatem musimy złożyć ją samodzielnie z wybranych przez nas części. Oznacza to więc, że w zestawie nie dostajemy ani przełączników, ani stabilizatorów, ani nawet keycapów. Niemniej jednak w moich recenzjach wspominam o tych elementach, gdyż stanowi to część mojej opinii na temat sprzętu – moje zdanie jest bowiem wyrobione w oparciu o konkretne konfiguracje, z których korzystałem. Poza tym chcę się też po prostu podzielić z Wami moimi rekomendacjami odnośnie komponentów, których użycie warto rozważyć w przypadku testowanej klawiatury.

Swojego Glare TKL planowałem zbudować w konkretnej konfiguracji już od momentu, gdy kupiłem go od poprzedniego właściciela. Nadarzyła mi się bowiem w okolicach tamtego momentu nabyć wyjątkowo tanio keycapy DCS Sleeper, które doskonale pasują do srebrnych obudów. Utwierdziłem się w tym przekonaniu wraz z dotarciem do mnie klawiaturki i założeniu na nią wspomnianych nakładek. Moim zdaniem w ten sposób wygląda ona najlepiej, choć do srebra pasują także inne zestawy.

Dla przykładu nieźle prezentują się na niej wszelkie zestawy beżowe, również Keykobo Red Alert. Co ciekawe, nawet ładnie wypadły na niej też JTK Royal Green, a chyba najmniej powinno zaskoczyć, że także Keykobo White on Black w akompaniamencie akcentów Dark RGB (ale i bez nich) wygląda na srebrnym GEON.WORKS Glare TKL obłędnie. Ja pozostanę jednak z moimi kochanymi DCS Sleeper i to one na zawsze będą keycapami przeznaczonymi do tej klawiaturki, a to głównie ze względu na to, że poza świetnym dopasowaniem wizualnym oferują coś jeszcze – wybitny feeling i brzmienie. Więcej napisałem na ten temat w dedykowanej recenzji tych nakładek, ale osobiście kupuje mnie w nich cienkość – zastosowany plastik ABS jest tak cieniutki, że nie tylko lepiej czuć sam feeling przełącznika, ale także fale dźwiękowe niosą się zupełnie inaczej. To głównie tym keycapom zawdzięczam tak charakterystyczne brzmienie tej klawiatury, gdyż bez nich (z grubym PBT lub grubym ABS-em) wydaje ona z siebie odgłosy znacznie bardziej basowe i/lub wytłumione.

Stabilizatory

Zakupiony przeze mnie egzemplarz recenzowanej dzisiaj klawiatury był sprzedawany w pakiecie z jednym zestawem zbudowanego PCB z aluminiową płytą montażową, przełącznikami i stabilizatorami. O tych pierwszych opowiem więcej w następnym akapicie, natomiast teraz słów kilka o stabach. Zapewne wielu z Was zdaje sobie sprawę jakie mam podejście do stabilizatorów, gdyż pisałem o tym w poradniku smarowania. Generalnie o ile nie przepadam za jakimiś wymyślnymi, przekombinowanymi stabami, o tyle jak najbardziej lubię zaufane konstrukcje pokroju TX AP czy Cherry Clip-in.

Na moje szczęście poprzedni właściciel zamontował w zakupionym przeze mnie egzemplarzu Glare TKL dokładnie te staby, które tak lubię: Cherry Clip-in. Ponadto przesmarował je w takim stopniu, że nie ma szansy żeby wydobył się z nich jakikolwiek niepożądany odgłos pokroju szelestu tudzież klekotu. Nie muszę więc samodzielnie ich w żaden sposób poprawiać i nie zrobiłem tego od kiedy jestem w posiadaniu tej klawiatury, a mimo to ta wciąż brzmi tak samo dobrze. To się nazywają dobre stabilizatory!

Przełączniki

Tu zaczynają się schody i pewna historia o pogodzeniu się z faktami dokonanymi. Ogólnie wychodzę z założenia, że klawiatury dzielą się na dwie kategorie. Jedna to takie porządne modele pokroju Glare TKL właśnie, dla których karą byłoby zamontowanie w nich jakichś wymyślnych, kolorowych przełączniczków. Druga to z kolei mniej poważne klawiaturki, do których zaliczyłbym większość 60% (w tym choćby Vertex Arc60), do których wręcz koniecznością jest wrzucenie czegoś egzotyczniejszego. Istnieje bowiem taka swego rodzaju siła przyciągania, dzięki której egzotyczne switche pasują tylko do egzotycznych klawiatur, a zwyczajne switche pasują tylko do zwyczajnych klawiatur. Dlatego też nie do końca wiedziałem co chcę zamontować w swoim Glare TKL żeby utrzymać synergię, ale jednocześnie żeby nie było zbyt nudno. Postawić na klasyczne Cherry MX Black Hyperglide, czy może iść o krok dalej i rozważyć jakieś dziwolągi od Tecsee? Nie byłem w stanie podjąć decyzji.

Tę podjął za mnie koniec końców los, bowiem zakupiony egzemplarz miał już przecież wlutowane przełączniki – Gateron X R1, podobno przesmarowane i chyba na fabrycznych sprężynkach. Na początku myślałem, że nie zostaną one ze mną na długo i prędko mi się znudzą, a Glare TKL będzie według mnie wymagał przebudowy, ale nie mogłem się bardziej mylić. Okazało się, że są to najdoskonalsze przełączniki jakie mogłem sobie wymarzyć do tej klawiatury. Pasują one barwą brzmienia i feelingiem tak świetnie, że dosłownie nie jestem w stanie wymienić nazwy jakiegokolwiek innego modelu, który miałby taki wpływ na jakąkolwiek klawiaturę jaką znam. Ich doskonała liniowość poprawiona perfekcyjnie wyważonymi sprężynkami w akompaniamencie wibracji generowanych przez metalową płytę montażową, a do tego przyjemne odgłosy powstałe w wyniku zderzenia polioksymetylenowego trzonu z nylonowym spodem. Czego chcieć więcej?

Wątpię, że kiedykolwiek zmienię te przełączniki w moim GEON.WORKS Glare TKL. Prawdopodobnie kiedyś zachce mi się je wylutować i zerknąć czy faktycznie są przesmarowane i czy sprężynki zostały podmienione. Jeśli tak, to nic w nich nie zmienię, a jeśli nie to podejmę się tych działań. Poza tym są to jednak switche doskonałe i nie wyobrażam sobie korzystać z tej klawiatury na jakichkolwiek innych.

Brzmienie

Zazwyczaj brzmienie klawiatury jest jej ostatnią cechą, która ma dla mnie znaczenie przy decyzji o zakupie tudzież przy ocenie. Dużo większą uwagę zwracam bowiem na estetykę oraz feeling płynący z użytkowania danego sprzętu, niż dźwięk którego prawdopodobnie i tak nie będę słyszał większość czasu. Niemniej jednak w przypadku klawiatur takich jak Glare TKL oczekiwałbym przyjemnego dla uszu brzmienia, bowiem nie bez powodu płacę za nie niemałe pieniądze. Na całe szczęście na GEON-ie oraz Glare-rze można polegać i ich wspólna klawiaturka, której recenzję czytacie, brzmi jak najbardziej dobrze, żeby nie powiedzieć doskonale.

GEON.WORKS Glare TKL to model stworzony ewidentnie z myślą o zabarwieniu lekko sopranowym, przy czym sposób wykonania spodu obudowy wskazuje na chęć lekkiego wygłuszenia części fal dźwiękowych. Przekłada się to faktycznie na rzeczywistość, bo jak usłyszycie na poniższych nagraniach niezależnie od zamontowanych na klawiaturze keycapów nie da się zrobić z Glare TKL klawiatury głośnej. Obstawiam, że wrzucenie do niej jakichś HMX Cloud mogłoby nieco ją podgłośnić, ale też nie do jakiegoś absurdalnego poziomu. Nie mogę natomiast powiedzieć niczego z pełną pewnością, bo korzystałem z mojego egzemplarza wyłącznie na Gateron X R1.

Warto zaznaczyć, że przełączniki te są basowe, a w połączeniu z równie basowymi nakładkami z PBT powstaje bardzo ciekawy efekt gdzie spacja jest wyjątkowo sopranowa w porównaniu do reszty klawiszy, które kierują się delikatnie w stronę basiku. Zmieniając jednak nakładki na ABS-owe (szczególnie takie cienkie) momentalnie usłyszymy zmianę trendu i stukanie stanie się wyłącznie wysokie, co jest w mojej opinii melodią dla uszu. To jak czysto stukają tu przełączniki naprawdę mnie kupuje. Zero jakiegoś niepożądanego rezonowania, a tylko i wyłącznie piękne brzmienie pięknie zaprojektowanej koreańskiej klawiatury.

Miejcie jednak na uwadze, że poprzedni właściciel użył do tej klawiatury dołączonych w zestawie gumeczek (Force Break Pads), które przykleił w miejscach na śruby, gdzie obie części obudowy stykają się ze sobą najmocniej. Takie gumeczki (lub pianeczki) to koncept znany nie od dziś i stosuje się je w wielu klawiaturach, gdyż są one w stanie znacząco zredukować poziom rezonowania, które ogólnie uznaje się za brzydko brzmiące. Przeglądając YouTube możecie natknąć się na soundtesty Glare TKL, na których jest to ewidentne, a w moim egzemplarzu nie występuje – dzięki gumeczkom właśnie.

Glare TKL na Gateron X R1 i Keykobo Red Alert R5.
Glare TKL na Gateron X R1 i DCS Sleeper.
Glare TKL na Gateron X R1 i CRP Peacock R3.
Glare TKL na Gateron X R1 i Keykobo White on Black + Dark RGB.

Ocena końcowa

Chciałbym skonstruować jakieś ciekawe podsumowanie, gdzie piszę coś nowego na temat tej wspaniałej klawiatury, ale bądźmy szczerzy – jeśli czytaliście cały artykuł do tej pory, to nie potrzeba Wam podsumowania. Jest to bowiem najlepsza klawiatura z jakiej w swoim życiu korzystałem i raczej prędko się to nie zmieni. Pasuje mi zarówno jej rozmiar, wygląd, feeling jak i brzmienie. Dosłownie nie odczułem w niej jakichkolwiek wad pomimo korzystania z niej wyjątkowo długo jak na recenzowane na blogu sprzęty. Mogę więc z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jeśli Wam również podoba się ta klawiatura, a możecie kupić ją we w miarę sensownych pieniądzach (co moim zdaniem wynosi maksymalnie 3000 złotych za zbudowany egzemplarz, z wysyłką i ewentualnym podatkiem już wliczonym w tę kwotę), to bierzcie bez zastanowienia. To serio jest kompletny TKL, który rozbija wszelką konkurencję bez jakichkolwiek problemów.