Recenzja Epomaker Flamingo

Wpisując w przeglądarkę frazę „Epomaker Reddit” naszym oczom ukaże się masa wątków na temat tego, że wspomnianej marce nie wolno ufać, bo kupowanie od niej wiąże się z ryzykiem otrzymania wadliwego produktu, wobec czego producent nie weźmie odpowiedzialności i odmówi pomocy. Brzmi to dla mnie jednak jak skill issue obywateli USA, którzy nie potrafią korzystać z platform zapewniających im ochronę klienta. Podejrzewam, że wynika to głównie z braku tak powszechnej ochrony prawnej jak u nas, w Unii Europejskiej. My, cywilizowane kraje, mamy prawo zwrócić każdy produkt zakupiony internetowo bez podania przyczyny, nawet jak jest kompletnie zniszczony. Ponadto można korzystać z Revoluta czy PayPala, które dodatkową ochronią nas przed kradzieżą prawem do wnioskowania o zwrot pieniędzy wobec paczek, które nie dotarły, z kolei robienie zakupów w serwisach takich jak AliExpress gwarantuje wszystkim klientom tak absurdalną ochronę, że nawet otrzymując sprzęt z drugiej strony świata możemy otrzymać zwrot pieniędzy bez konieczności odsyłania towaru.

Nie mam zatem żadnych negatywnych odczuć względem Epomaker’a, bo wszystkie wspominane na Reddicie problemy mogą zostać rozwiązane w inny sposób, a i tak wadliwe sztuki nie są wcale tak powszechne. Znaczna większość klientów cieszy się, że otrzymane przez nich klawiatury miażdżą konkurencję atutami, szczególnie w oferowanym budżecie. Dzisiaj jednak o czym innym, bo od partnera bloga, sklepu o nazwie Shelter.pl, dostałem na test pakiet przełączników Epomaker Flamingo, które są jedną z nowszych propozycji tej marki. Produkuje je HaiMu, a dzisiaj sprawdzimy sobie co ciekawego mają do zaoferowania i czy warto w ogóle brać je pod uwagę w obliczu tylu innych opcji na rynku. Zapraszam do lektury!

Epomaker Flamingo

Budowa

Design stworzony przez Niemców jeszcze 40 lat temu jest wciąż żywy, co widać po popularności stosowania identycznych rozwiązań wśród kopii. Epomaker Flamingo należą do tej grupy, co czyni je MX style. Górna obudowa wchodzi na tę dolną i zamyka się na cztery małe zatrzaski, zaś wewnątrz znajdziemy dwa metalowe styki, sprężynkę oraz trzon zakończony krzyżakiem. Wobble jest stosunkowo niski na osi N/S, ale za to wyraźnie czuć go na S/W. Niemniej jednak nie jest tak tragicznie jak jeszcze kilka lat temu w Gateronach czy JWK – rynek ewidentnie poszedł do przodu pod tym względem, i chociaż wielu wciąż sporo brakuje do poziomu Outemu, to na szczęście każdy stara się jak najbardziej do niego zbliżyć. Na spodzie obudowy znalazły się z kolei dwie nóżki stabilizujące, dzięki czemu bez problemu umieścimy flamingi w klawiaturze hot-swap jak i plateless. Obok nich widoczne są też małe dziurki, charakterystyczne dla HaiMu.

Materiały zastosowane przez producenta to w tym przypadku POM w przypadku trzonu oraz poliwęglan w przypadku obudowy. Normalnie miałbym wątpliwości czy spód na pewno jest tu z PC, ale biorąc pod uwagę jak zmieniły się standardy u producentów switchy, to uznałem, że nie ma powodów żeby im w to nie wierzyć. Zresztą, na etapie oceny dźwięku przekonacie się, że Flamingo nie brzmią w żadnym stopniu jak przełącznik z nylonowym spodem, co potęguje moją pewność odnośnie zadeklarowanych przez Epomaker specyfikacji. Warto jeszcze wspomnieć, że trzpień ma dodatkowe ścianki teoretycznie blokujące pył i płyny przed dostawaniem się do środka, choć bądźmy szczerzy – nie jest to tak skuteczne jak producenci chcieliby żebyśmy myśleli.

Skok

Recenzowane dzisiaj przełączniki to najzwyklejsze liniowce, a zatem nie odczujemy w nich żadnego sprzężenia zwrotnego, lub jak kto woli bump-a, w momencie aktywacji. Gracze się zatem ucieszą, bo większość z nich preferuje liniowce, ale mi osobiście Flamingo pasowały przede wszystkim do pisania. Osiągałem na nich naprawdę dobre prędkości, a w dodatku komfort użytkowania był wysoki. W gierkach ich szczerze powiedziawszy nie testowałem zbyt długo, bo raz gdy zapomniałem zmienić klawiatury po zaczęciu meczu w CS2 od razu poczułem, że moja RAMA.WORKS U80-A nie nadaje się do grania. Wolałem od razu przełączyć się na Dark Project ALU87B Gamma, bo magnetyki i tak bardziej nadają się do gierek.

Jedyny aspekt wyróżniający, jako tako, Epomaker Flamingo na tle innych liniowców to długość skoku. O ile aktywacja odbywa się w nich standardowo na drugim milimetrze, to wydłużony do 13,4 mm rdzeń trzpienia redukuje skok do zaledwie 3,6 mm. Oznacza to, że podczas pisania nie musimy dociskać klawisza do tych klasycznych czterech milimetrów, a więc i prędkość pisania delikatnie rośnie. Mi podoba się także feeling płynący z tak twardego bottom-out’u jaki zapewnia potężne zderzenie się rdzenia ze spodem obudowy. Można to porównać do stukania palcem w twardy stół. Osobiście preferuję takie wrażenia z pisania od zwyczajnych switchy, chociaż w ostatnim czasie coraz częściej lubię wracać do konserwatywnych propozycji pokroju Cherry MX Orange.

Źródło: ThereminGoat

Sprężyny

Wydłużanie sprężyn montowanych w przełącznikach to obecnie trend nie do zatrzymania. Wszystkim znudził się dotychczasowy standard wynoszący 15 mm i chcą próbować czegoś nowego. Ja osobiście lubię zarówno te zwykłe, jak i te wydłużone, ale za każdym razem gdy korzystam ze switchy pokroju Flamingo, oferujących aż 21,4 mm żywej sprężyny, to czuję pewną ulgę pod palcami. Zjawisko przez nie generowane, zwane slow-curve, skutkuje bowiem dużo swobodniejszym zapadaniem się palca pod klawiszem, co nie tylko uwydatnia pisanie, ale również daje sporo frajdy pod kątem feelingu. Samo wyważenie w testowanych dziś switchach również wypada naprawdę atrakcyjnie. Do doprowadzenia trzonu do samego dołu potrzeba około 58 gramów siły, zaś aktywacja odbywa się przy użyciu jakichś 48 gf. To bardzo blisko preferowanego przeze mnie wyważenia, więc naturalnie pisało mi się dzięki temu na Epomaker Flamingo naprawdę dobrze.

Brzmienie

Lubicie bas? To polubicie się z Epomaker Flamingo. Poliwęglan ewidentnie dodaje im niskiego brzmienia, co z reguły nie jest spotykane w przełącznikach long-pole. Sprawdzałem jak flamingi brzmią w dwóch klawiaturach, które co prawda same w sobie są stosunkowo basowe, ale nie zmienia to faktu, że nawet po założeniu keycapów z ABS-u niskie częstotliwości dźwięku się utrzymały i dominowały spektrum. Totalną bombą jest wrzucenie na nie PBT, które dodatkowo uwydatniają ten aspekt. Nie przesadzałbym natomiast w tej kwestii i raczej stosowałbym Flamingo od Epomaker’a wyłącznie w celu obniżenia całościowego brzmienia klawiatury, która sama w sobie brzmi wysoko – inaczej można bowiem przesadzić, a przesadny bas nie jest wcale przyjemny dla ucha, co słychać na drugim wideo, przynajmniej w mojej opinii.

Warto przy okazji wspomnieć, że nie mamy tu do czynienia z przełącznikami jakkolwiek głośnymi, co też jest sporym zaskoczeniem. Normalnie switche z wydłużonym rdzeniem trzonu hałasują jak szalone, a tutaj jedyne co usłyszymy to wyważone stukanie. Zauważyłem też, że podczas pisania Flamingo wydają z siebie odgłosy podobne do tych w klawiaturach magnetycznych, taki jakby grzechot. Może to wynikać z nawiercenia spodu obudowy dwoma małymi otworami, ale z drugiej strony tak maleńkie dziurki nie powinny jeszcze wpływać na akustykę. Najważniejszą informacją jest natomiast to, że sprężynki w ogóle nie rezonują, podobnie jak metalowe kontakty. To się ceni!

RAMA.WORKS U80-A SEQ2 na Epomaker Flamingo i JTK Royal Green (gruby ABS).
RAMA.WORKS U80-A SEQ2 na Epomaker Flamingo i AlephKey Zhuyin (grube PBT).

Gładkość

Jedną z najważniejszych cech liniowca jest jego płynność pracy, czyli jak dużo tarcia jest wyczuwalne w trakcie użytkowania. Jak się okazuje, HaiMu w przypadku tego modelu stworzonego dla Epomaker’a nie postarało się w kwestii fabrycznego smarowania, ale nawet pomimo tego mogę dzisiaj bez najmniejszego zawahania powiedzieć, że Flamingo wypadają w porządku na tle konkurencji. Oleisty smar znalazł się na prowadnicach trzonu oraz nóżkach ocierających o metalowe styki, co spowodowało zredukowanie tarcia. Problem leży natomiast w tym, że w zależności od egzemplarza ilość lubrykantu jest zupełnie inna, a równość rozprowadzenia pozostawia wiele do życzenia. Mimo to zastosowane formy muszą być naprawdę zadbane, bo podczas codziennego użytkowania nie czuć irytującego tarcia. To dobrze, ponieważ gładkość liniowca może w znacznym stopniu zmienić moją opinię, a nawet spowodować, że podsumowanie recenzji byłoby negatywne. Choć więc flamingi nie należą do najlepiej przesmarowanych, to przynajmniej w fabrycznej formie nie daje się to znacząco we znaki, a gdyby ktoś chciał to może przecież ów smarowanie poprawić we własnym zakresie.

Ocena końcowa

Zawsze gdy podchodzę do testowania kolejnych już przełączników liniowych na łamach bloga, zastanawiam się w pierwszym momencie jak nudne będą. Epomaker Flamingo co prawda nie zaskoczyły mnie w żadnym względzie, ale wypadły mimo to dość dobrze. Głównie zainteresowało mnie ich brzmienie, które jest co najmniej nietypowe dla long-pole switchy. Poza tym nie oferują one jednak nic, czego jeszcze byśmy nie znali. Są to po prostu liniowce o wydłużonej sprężynie, dosyć sensownym wyważeniu, przyjemnie gładkiej pracy i stosunkowo niskim wobble’u. Jedynym ratunkiem w tej sytuacji mogłaby okazać się cena, ale…

Za paczkę 35 sztuk u partnera mojego bloga przyjdzie nam zapłacić 69 złotych, co przy trzech takich paczkach (ilości wystarczającej na full-size lub TKL) daje nam 207 złotych. To absurdalnie dużo za naprawdę zwyczajne switche, które poza delikatnie innym od konkurencji brzmieniem nie oferują nic wybitnego. To też nie tak, że uważam nową propozycję Epomaker’a za coś słabego albo nieużywalnego, ale po prostu w tym budżecie można dostać masę dużo lepszych opcji. Wystarczy spojrzeć na asortyment marki HMX, która long-pole przełączników ma pod dostatkiem, a w dodatku możemy dokładnie dobrać pod siebie ich brzmienie, bo ilość materiałów do wyboru jest wręcz zatrważająca. Mi osobiście bardzo podobały się HMX Cloud, ale każdy znajdzie coś dla siebie. O ile więc nie szukacie czegoś o brzmieniu konkretnie przypominającym to w Epomaker Flamingo, to nie widzę żadnego sensu w kupowaniu ich.