Od paru miesięcy realizuję na moim blogu swoisty mini-projekt, którym jest zrecenzowanie wszystkich posiadanych przeze mnie klawiatur, należących do mojej prywatnej kolekcji. Do tej pory miałem okazję napisać o Keebox M0110 i NCR80 (którego zdążyłem się już pozbyć). Uznałem zatem, że skoro zająłem się retro sześćdziesiątką i retro TKL-em, to teraz pora na ostatni sprzęt vintage i jednocześnie ten największy. Poznajcie Cherry G80-1800, która została dosyć mocno zmodyfikowana, nie tylko przeze mnie.
Produkty niemieckiego producenta z wisienką w logo kojarzą się nam albo z kompletnym złomem, albo najlepszym co Ziemia widziała. Wszystko zależy od naszego podejścia i ilości wiedzy. Nie da się natomiast zaprzeczyć, że zdecydowana większość entuzjastów nie przepada za autorskimi klawiaturami tej marki, szczególnie tymi produkowanymi w XX wieku. Obecnie Cherry G80 i Cherry G81 kupuje się prawie wyłącznie dla zamontowanych w nich przełączników lub keycapów, ale na pewno nie dla samego urządzenia. Powód za tym stojący jest bardzo prosty: wykonanie obudów tych klawiatur jest naprawdę fatalne i większości kojarzy się po prostu z kartonem, a nikt przecież nie chciałby korzystać z kartonowej klawiatury, czyż nie?
No właśnie nie, bo mi bardzo przypadł do gustu koncept lekkiej, pustej w środku i „kartonowej” klawiaturki vintage z plastiku. Na swój egzemplarz czaiłem się już od jakiegoś czasu, jednak widząc ofertę sprzedaży zmodyfikowanej G80-1800 w atrakcyjnej cenie nie mogłem odmówić sobie tego zakupu. Członek polskiej społeczności klawiaturowej, TOMARZ, sprzedał mi ją bowiem za zaledwie 550 złotych, a w komplecie dostałem nie tylko przerobioną obudowę, PCB i płytę montażową, ale również przesmarowane przełączniki ze zmienionymi sprężynkami oraz wyśmienicie wyglądające keycapy. Po dotarciu do mnie tej bestii postanowiłem jednak wprowadzić kilka poprawek ze swojej strony i oto jest ona, Cherry G80-1800 w pełnej krasie.
Opakowanie
Jako że przedmiotem dzisiejszej recenzji jest model sprzed ponad 30 lat, to oczywistym jest brak oryginalnego opakowania. Klawiatur z serii G80-1800 jest wiele, natomiast ja posiadam ten najbardziej podstawowy, beżowy. Domyślnie występował on na przełącznikach Cherry MX Black oraz oryginalnych keycapach Cherry double-shot lub dye-sublimated, które to kosztują niemałe pieniądze z drugiej ręki, przede wszystkim za sprawą ich wyśmienitej jakości, docenianej w dzisiejszych czasach przez wielu fanów GMK, które to są pochodną OG DBS-ów. W moim przypadku z oryginału pozostała jedynie obudowa, więc tytuł recenzji jest odrobinę mylny, niemniej jednak uważam recenzję takiego Frankensteina za coś jeszcze ciekawszego.
Wygląd
Stylistykę stosowaną przez Cherry można albo kochać, albo nienawidzić. Niemniej jednak nie można odmówić jej ogromnego wpływu na scenę klawiatur customowych i nie tylko, gdyż masa produkowanych po dziś dzień modeli korzysta z jakichś rozwiązań pierwotnie przedstawionych przez Cherry właśnie. W przypadku G80-1800 mowa o klasycznym dla tego producenta kształcie obudowy, czyli z zaokrąglonymi wszystkimi rogami, grubymi krawędziami na górze i dole oraz nieco węższymi po bokach, a także charakterystycznej bródce ściętej pod większym kątem niż reszta obudowy (nazwanej później na cześć producenta „Cherry lip” i stosowanej po dziś dzień w wielu wyśmienitych klawiaturach).
Spód obudowy jest w zasadzie płaski, natomiast znajdziemy tam wiele prostokątnych otworów oraz naklejkę na samym środku informującą nas o konkretnym modelu, numerze seryjnym i miejscu produkcji – Zachodnie Niemcy. Wynika z niej, że posiadany przeze mnie egzemplarz został wyprodukowany w 29-tym tygodniu 1991 roku. Wprawne oko dostrzeże też wiele przebarwień, które występują na spodzie mojej klawiatury. Sam nie wiem skąd one się tam wzięły, nie dopytywałem o nie też TOMARZ-a. Strzelam, że mogło tu dojść do jakichś prób wybielenia, bo pierwotnie G80-1800 nie była aż tak beżowa i zżółkła dopiero z czasem.
No właśnie, recenzowana dziś klawiatura kojarzona jest przede wszystkim z kolorystyką retro, a więc kombinacją odcieni beżowego. Obudowa jest w jasnym beżu, zaś montowane na niej keycapy w jasnym i ciemnym. Trzymając się tej zasady mam na nią założone nakładki w takim właśnie stylu, choć nie są one oryginalne. Uważam natomiast, że na takiej klawiaturce lepiej właśnie mieć coś budżetowego zamiast cenionych keycapów Cherry. Dlatego też moja G80-1800 dzierży XMI Chinese Rainbow, doskonale komponujące się z całością za sprawą zastosowania znacznie „beżowszego” odcienia do alfanumeryków niż w przypadku konkurencji.
Rzućmy jeszcze okiem na tę klawkę z profilu. Szpara pomiędzy częściami obudowy jest ewidentna, lecz tak jak pisałem w recenzji NCR80 – nie mam nic przeciwko niej, bo wygląda ona w porządku i dodaje klawiaturze trochę takiej surowości. Zresztą w czasach, gdy produkowany był ten model, nikt nie myślał jeszcze o chowaniu miejsca łączenia tych części. Sama obudowa stosuje natomiast klasyczny profil, czyli tak zwane pudło na klinie (ang. box on the wedge), przy czym ów pudło jest tutaj bardzo zaokrąglone z każdej strony. Szczerze powiedziawszy nie wiem skąd u projektantów Cherry takie zamiłowanie do wygładzania każdego kąta, jednak to też ma swój urok.
Z tyłu widoczne są wcięcia, w których schowano zatrzaski, na które zamyka się obudowa. Przy prawej krawędzi widnieje z kolei otwór na gumowy kabel, który domyślnie jest przymocowany tam na stałe. TOMARZ wykonał jednak modyfikację w celu dodania do tej klawiatury opcji odpinania przewodu, więc wyciął dodatkowy otwór i schował w nim płytkę-córkę ze złączem USB-C. Może i nie wygląda to najpiękniej, ale przynajmniej jest praktyczne! Dodam jeszcze, że choć nie narzekam na przerwę wspomnianą w poprzednim akapicie, to na froncie jest ona nieco irytująca. Widać bowiem przez nią pięć miejsc, w których uchwyty łapią się przeznaczonych dla nich otworów, dzięki czemu klawiatura się nie otwiera. Oczywiście rzadko kiedy patrzymy na klawiaturę od przodu, ale warto wspomnieć o takiej wadzie żeby nie słodzić klawiaturce przez całą długość artykułu 😉
Wykonanie i wnętrze
Schody zaczynają się wraz z rozpoczęciem tematu jakości wykonania Cherry G80-1800. Nie jest żadną tajemnicą, że stosowany przez niemieckiego producenta plastik nie należy do najlepszych, a po wielu latach jego kondycja dodatkowo spadła, jednak klawiatury z tej serii zawsze były kojarzone z fatalnym wykonaniem i dlatego właśnie nazywało się je kartonami. Żeby jednak zrozumieć jak beznadziejny jest ten plastik, trzeba wziąć tę klawiaturę do ręki. Naprawdę, żadne opisy nie będą tak trafne i precyzyjne, bo ja sam zdziwiłem się wraz z dotknięciem swojej G80-1800, że w ogóle da się wyprodukować coś takiego.
Klawiatura ta jest w pełni plastikowa i zbudowana waży dokładnie 1023 gramy. W przeciwieństwie do dobrych jakościowo klawiatur wypuszczanych obecnie na rynek, pokroju Genesis Thor 404 TKL, możemy z łatwością wygiąć ją w rękach i przy okazji usłyszeć strzelanie, skrzypienie i stukanie. Ponadto obie części obudowy nie siedzą na sobie perfekcyjnie, co jest zapewne efektem częstego otwierania i zamykania tego egzemplarza. Plastik jest z kolei strasznie kruchy i bardzo łatwo go uszkodzić – sam zamykając obudowę miałem okazję ułamać jakiś losowy element mimo poprawnego zamykania. Wcale nie pomaga tutaj fakt, że konstrukcja nie korzysta z ani jednej śrubki i całość zamyka się na zatrzaski, plastikowe rzecz jasna. Yikes!
Normalne klawiatury Cherry nie korzystają z płyty montażowej i zamiast tego przełączniki osadza się w nich bezpośrednio w PCB (plateless), jednak posiadany przeze mnie egzemplarz korzysta z nieco innego rozwiązania. Zamontowane mam w nim bowiem specjalne PCB wspierające QMK i VIA, które w zestawie ma także płytę montażową, a raczej małe płytki, z FR4. Nie są one konieczne i można spokojnie złożyć tę klawiaturę bez nich, jednak mój wybór przełączników poniekąd zmusił mnie do zastosowania ów płytek. Mówię w taki pieszczotliwy sposób, bo nie jest to jedna wielka płyta jak w każdej normalnej klawiaturze, ale cztery osobne elementy, każdy przeznaczony do innej sekcji. Po co takie coś? Nie mam pojęcia, ale przynajmniej switche siedzą równo.
Wnętrze obudowy jest kompletnie puste, co przekłada się na charakterystyczne brzmienie, ale i niższą wagę. Osobiście cieszę się z tego, bo przecież po to kupuje się stare, plastikowe retro klawiatury – żeby brzmiały tak, jak powinny, a więc pusto i głęboko. Nie ma nic lepszego niż stukanie klawiatur vintage, dlatego przestępstwem byłoby wypełnienie ich w jakikolwiek sposób.
Ergonomia
Zasadnym byłoby zastanowić się na ile producenci w latach 80-tych i 90-tych zastanawiali się w ogóle nad kwestią ergonomii. Istniały już wtedy jakieś pojedyncze klawiatury maksymalizujące komfort z użytkowania, jednak znaczna większość ludzi pracujących w biurach musiała korzystać ze zwyczajnych urządzeń o standardowym rozmiarze pełnowymiarowym. Cherry G80-1800 korzysta z czegoś podobnego, lecz w nieco pomniejszonej formie. Widziałem różne określenia na ten format, pokroju „compact full-size” czy „95%”, ale poprawna nazwa jest tylko jedna: 1800 layout. Pochodzi ona rzecz jasna z nazwy tego modelu, więc nietrudno się domyślić, że to właśnie Cherry jest autorem tego układu klawiszy i to na ich wytworze wzorowało się wielu projektantów klawiatur w późniejszych latach, na przykład twórca HeavyMetalKeyBoards.
1800 to rozkład klawiszy w swoim działaniu niezwykle podobny do klasycznej pełnowymiarówki, lecz w praktyce kompletnie inaczej skonstruowany. Mamy tu bowiem sekcję alfanumeryczną, rząd klawiszy funkcyjnych, strzałki oraz NumPad, a nad nim kilka klawiszy z klastra nawigacyjnego. Jak więc łatwo zauważyć, sam klaster nawigacyjny został z tego formatu wyrzucony celem pomniejszenia klawiatury, zaś najpotrzebniejsze klawisze przeniesiono nad panel numeryczny. Moim zdaniem 1800 (i wszelkie jego pochodne) to najlepsza iteracja pełnowymiarówek na rynku, bo ma on wszystkie zalety full-size, jednocześnie zajmując mniej miejsca na biurku (które gracze chętnie zagospodarują na ruchy myszą) i wyglądając prześlicznie. Serio, jest coś pięknego w klawiaturach 1800 za co kocham ich wygląd.
Spód obudowy tego wyśmienitego urządzenia został wyposażony w cztery małe gumki antypoślizgowe, które stosunkowo skutecznie spełniają swoją rolę, a także dwie rozkładane nóżki do regulacji kąta nachylenia. G80 pochodzi z czasów, gdy nikt nawet nie myślał nad regulowaniem kąta nachylenia w trzech stopniach, więc tutaj regulacja jest wyłącznie dwustopniowa, niemniej jednak dobrze, że w ogóle się tu znalazła. Krańce nóżek nie są natomiast zakończone ogumieniem, więc po ich rozłożeniu tracimy nieco przyczepności.
Keycapy
Jak już wspomniałem, mam założone na swoją G80-1800 keycapy XMI Chinese Rainbow wraz z kitem RGB modyfikatorów tej samej marki. Otrzymałem je w pakiecie z klawiaturą od TOMARZ-a i był to właściwie jeden z głównych powodów zdecydowania się na ten konkretny egzemplarz. Uważam bowiem, że są to najlepsze na świecie keycapy w kolorystyce beżowej. Jeśli chcecie poczytać nieco więcej na temat XMI, to zapraszam Was do dedykowanego artykułu o Xiami Red Cyrillic, a teraz skupię się stricte na kontemplowaniu kolorowych nadruków.
Jak pewnie wiecie, XMI to nakładki wykonane z PBT metodą dye-sublimation, co pozwala na stosowanie wielu kolorowych nadruków na pojedynczym keycapie. Wielu producentów wykorzystało to w celu nakładania na swoje keycapy dodatkowych nadruków w obcym alfabecie i innym niż główne nadruki kolorze, jednak w przypadku Chinese Rainbow mamy do czynienia nie z jednymi sublegendami, nie z dwoma, ale z trzema! Łącznie daje nam to aż 4 nadruki na każdym klawiszu alfabetycznym, w dodatku każdy w innym kolorze. Wygląda to absurdalnie dobrze, a jeszcze lepiej komponuje się w połączeniu z modyfikatorami RGB.
Niektórym z Was może wydać się, że takie napchanie aż 4 znaków na jednego keycapa powoduje lekki przesyt i klawiatura wygląda jakby działo się na niej zbyt dużo, jednak ja mam zgoła odmienną opinię. Dla mnie Chinese Rainbow pokazują co da się osiągnąć tą jakże tanią metodą nadruku jaką jest dye-sub, dlatego doceniam ten zestaw. Ponadto w moich oczach wcale nie wygląda to zbyt gęsto, tym bardziej że na pozostałych nakładkach nie znajdziemy chińskiego alfabetu w trzech podstawowych barwach i ten tłok tyczy się tylko sekcji alfanumerycznej. Nie wiem, dla mnie jest to piękne, dla Was nie musi. Każdy ma swój zestaw preferencji 🙂
W przypadku recenzji M0110 i NCR80 pisałem o powodach, dla których wybrałem konkretne keycapy i założyłem na te klawiatury, jednak tutaj główny powód to po prostu fakt, że były już założone na tę klawiaturę. Niemniej jednak nie zdjąłem ich i nie zmieniłem na nic innego z powodu perfekcyjnego dopasowania odcieni beżu do obudowy. No i przede wszystkim beżowa obudowa musi mieć beżowe nakładki, więc to chyba logiczne czemu padło na XMI. Brzmienie grubego PBT też moim zdaniem pasuje do Cherry G80-1800 oraz do switchy, które tu zamontowałem.
Stabilizatory
Domyślnie w Cherry G80-1800 możemy znaleźć stabilizatory zwane po prostu OG Cherry Clip-ins. Nie mam natomiast zielonego pojęcia czy w moim egzemplarzu również takowe się znajdują, czy poprzedni właściciel pozbył się ich na rzecz nowszych Clip-inów. Jedno jest jednak pewne – zamontowane tutaj staby są przymocowane do PCB na zatrzaski i swoją charakterystyką bardzo przypominają najzwyklejsze Cherry Clip-in, czyli najlepsze tanie stabilizatory na świecie.
Po dotarciu do mnie paczki z klawiaturą dokonałem inspekcji stabilizatorów, bo wiedziałem o ich miernym nasmarowaniu. Dołożyłem zatem odpowiednią ilość grubego smarowidła na druciki za pomocą strzykawki, a także przykleiłem drucik do PCB za pomocą taśmy izolacyjnej. Zrobiłem to dlatego, że mimo nasmarowania spacja potrafiła cykać, a taśma z reguły rozwiązuje ten problem w stu procentach. Końcowo jest tak jak każdy mógłby się spodziewać, czyli doskonale. Żaden ze stabilizatorów nie klekocze ani nie cyka, a wszystkie klawisze pracują doskonale i prosto.
Przełączniki
Jest coś takiego w klikających przełącznikach, przez co człowiek co jakiś czas do nich wraca. Myślę natomiast, że miłość do klikaczy jest genetyczna – jeśli od razu ich nie polubisz, to żadna siła na świecie Cię do nich nie przekona. Oczywiście mowa o dobrych klikaczach, a nie o Cherry MX Blue – jeśli brzmienia tych nie lubisz, to po prostu masz sprawne uszy. Są na rynku jednak opcje, które diametralnie odbiegają brzmieniem od click-jacketów i oferują naprawdę wyrafinowane odgłosy klikania. Jednymi z nich są wszelkie klikacze z serii Kailh BOX, wykorzystujące metalowy drucik zamiast plastikowego elementu.
Moja pierwsza w życiu klawiatura „customowa” korzystała z Kailh BOX Jade, bo byłem w nich zakochany. Męczyły one jednak moje palce i różowe Tofu okazało się ostatnią klawką w mojej kolekcji z klikaczami pod nakładkami. Raz na jakiś czas brałem jednak na testy klawiaturę wyposażoną w przełączniki klikające, dzięki czemu byłem w stanie poznać kolejne i kolejne sposoby generowania głośnych odgłosów. Po tych wszystkich latach pozostaję natomiast wierny metalowym drucikom i uważam je za najlepszy wybór wśród wszelkich przełączników MX style i im podobnych, jeśli rzecz jasna szukamy klikacza.
Nic tak doskonale nie pasuje do plastikowej retro obudowy jak dobry przełącznik klikający właśnie, więc po tym przydługim wstępie wreszcie mogę powiedzieć Wam, na jakie switche postawiłem w moim G80-1800. Pierwotnie korzystała ona bowiem z Jwick Black V2, jednak nie spodobało mi się ich brzmienie i postanowiłem usunąć je z tej klawiatury, a ich sprężyny (a konkretnie TX L 65 g, które zamontował w nich TOMARZ) przełożyć do moich Cherry MX Ergo Clear. W ich miejsce prędko wsadziłem Kailh BOX White w wersji pierwszej, czyli tej z białym spodem. Są one 3-pinowe, więc skorzystałem przy okazji z płytek montażowych, które utrzymują je w miejscu.
Korzystać z nich miałem okazję już kilka razy i zawsze czułem tę samą satysfakcję z użytkowania. Są to bowiem naprawdę wyśmienite przełączniki, które oferują kompletnie inny design niż znane większości Cherry MX. W ich wnętrzu kryje się bowiem metalowy drucik, o który zahacza trzon podczas wciskania. Generuje to nie tylko odgłos kliknięcia (a właściwie dwa), ale także bump. W przypadku przełączników z serii Kailh BOX ów sprzężenie zwrotne zachowuje się w niezwykle charakterystyczny sposób, oferując nam przyjemnie okrągły opór rosnący przez blisko pół skoku i odpuszczający wraz z przekroczeniem drucika.
Dla wielu osób opus magnum klikających BOX-ów są Navy lub Jade, ale dla mnie oferują one za grube druty stawiające za duży opór, a więc wymagające zbyt dużego nacisku. To właśnie to jest głównym powodem dlaczego postawiłem na wariant White zamiast chociażby Navy, które przecież tak wiele osób wielbi. Naużywałem się w życiu klawiatur na zbyt ciężkich przełącznikach i przyznam, że nie ma w tym kompletnie nic przyjemnego, a ja często spędzając przed komputerem po kilka godzin w ciągu dnia wolę nie męczyć swoich paluchów w niepotrzebny sposób. W związku z tym wybrałem Kailh BOX White, których bump jest nieduży, ale przyjemnie wyczuwalny – sprawia on wrażenie naciskania na folię bąbelkową, gdzie pęknięcie to przekroczenie progu aktywacji. Coś wspaniałego, polecam każdemu!
Brzmienie
Feeling to jednak nie główny powód, dla którego montuje się przełączniki klikające w klawiaturze. Przede wszystkim chodzi bowiem o ich charakterystyczne brzmienie, a w przypadku omawianych BOX White efekt jest wyśmienity, chociaż spodziewałem się czegoś jeszcze mocniejszego. Wiadome było, że kompletnie pusta obudowa z plastiku uwydatni donośny klik generowany przez metalowe druciki uderzające z całym impetem w część spodu obudowy przełącznika, jednak osobiście zdziwiłem się, że nie jest on jeszcze głośniejszy. Wpływ mają na to niewątpliwie grube keycapy z PBT, które mocno wygłuszają wysokie klikanie, pozostawiając jedynie basik, niemniej jednak myślę, że problem może leżeć także po stronie płyty montażowej. Bez niej mogło być nieco głośniej, ale szczerze powiedziawszy nawet szczególnie nie powinienem narzekać na to, że moja G80-1800 jest za cicha, bo przynajmniej nie budzę nią śpiącej za ścianą partnerki.
Podświetlenie
Co ciekawe, zastosowana w moim G80-1800 płytka drukowana wspiera podświetlenie RGB, gdyż ma przylutowane diody SMD pod każdym z przełączników. Oczywiście nie będę wypowiadał się na ten temat, bo trzeba upaść na głowę żeby włączyć podświetlenie w klawiaturze vintage, niemniej jednak muszę wspomnieć o indykatorach, które są po części związane z tymi diodami. Otóż normalnie w Cherry G80-1800 znajdziemy specjalnie wygospodarowane miejsce po prawo od klawisza F12, pod którym kryją się zielone lampki podświetlane wraz z uruchomieniem danego klawisza Lock. Twórca PCB uznał natomiast z jakiegoś powodu, że przy okazji zapalać będą się także diody pod tymi klawiszami. Włączając dowolny klawisz Lock (CapsLock, ScrollLock lub NumLock) mamy zatem po dwie lampki świecące naraz.
Nie da się tego wyłączyć z poziomu VIA, a zabawa w QMK to nie moja bajka – jestem natomiast przekonany, że da się tego w ten sposób pozbyć. Ogólnie problem ten nie przeszkadzał mi dopóki miałem zamontowane w tej klawce przełączniki Jwick, gdyż ich czarne obudowy nie wspierające podświetlenia SMD blokowały całe światło, jednak wraz z wymianą na Kailh BOX White problem powrócił i strasznie mnie irytuje. Jedynym rozwiązaniem jest zatem zasłonięcie w jakiś sposób diody, wylutowanie jej lub zamazanie jej markerem. Jak o tym jednak myślę, to dochodzę do konkluzji, że prościej byłoby już zrobić to przez QMK…
Oprogramowanie
Przed zakończeniem chciałbym wspomnieć o PCB oraz obsłudze oprogramowania QMK i VIA. Obecnie praktycznie żadna klawiatura przeznaczona dla osób jakkolwiek zainteresowanych tymi urządzeniami peryferyjnymi nie obyłaby się bez wsparcia QMK. Ten firmware pozwala na dowolne przypisywanie funkcji do klawiszy, bez ograniczeń narzucanych przez producentów (co często spotykane jest w klawiaturach konsumenckich). Dodatkowym atutem QMK są programy typu VIA czy VIAL, które stanowią graficzną reprezentację i umożliwiają konfigurację klawiatury za pomocą aplikacji lub strony internetowej. Niektórzy wolą VIA, inni natomiast preferują większą liczbę opcji oferowanych przez VIAL – sam jestem zwolennikiem tej drugiej opcji.
O ile zamontowane w mojej Cherry G80-1800 PCB wspiera QMK, to nieco gorzej jest w kwestii VIAL. Urządzenie jest bowiem widoczne dla VIA po wgraniu pliku .json, ale w VIAL wyskakuje mi po prostu błąd. Totalnie nie rozumiem z czego on wynika i szczerze powiedziawszy nieco mnie to irytuje, jednak dałem radę ustawić wszystko co było mi potrzebne w VIA toteż nie mam też co szczególnie narzekać. Szkoda przy okazji, że wsparcie nie jest natywne i muszę za każdym razem wgrywać odpowiedni pliczek, ale taki to już urok mniej mainstreamowych PCB i klawiatur.
Na co pozwala QMK, VIA i VIAL to każdy wie, ale dla tych mniej wtajemniczonych powiem wprost: zrobicie tam po prostu wszystko. To znaczy graficzne reprezentacje QMK są nieco ograniczone z oczywistych powodów, ale przez samo QMK ogarniemy dosłownie wszystko. Dla osób mniej wymagających najważniejsze jest jednak to, że zmienią działanie dowolnych klawiszy na wielu warstwach, skonfigurują podświetlenie i nagrają makra, a w dodatku klawiatura zapamięta wszystkie ustawienia i nie będzie trzeba trzymać oprogramowania włączonego w tle.
Ocena końcowa
W ten oto sposób dotarliśmy do końca mojej niedużej kolekcji klawiatur vintage i replik sprzętu retro. O ile w przypadku M0110 można było mówić o ślepej miłości, a NCR80 nie spełnił wszystkich moich zachcianek, to Cherry G80-1800 plasuje się pomiędzy i jest po prostu dobrą klawiaturą, która niewątpliwie pozostanie ze mną na dłużej. Oferuje ona bowiem wszystko czego mógłbym oczekiwać od tego typu sprzętu, a w dodatku wykonana jest w moim ulubionym formacie – 1800.
Oczywiście nie ma tu żadnych fajerwerków, bo wciąż mowa o kompletnie plastikowej konstrukcji z zeszłego stulecia, w dodatku kojarzonej przez wielu z mierną jakością wykonania. Niemniej jednak jest to klawiatura, którą można lubić jeśli wie się na co się pisze. Po osadzeniu w niej klikających przełączników Kailh BOX White muszę przyznać, że jest to jedna z moich ulubionych klawiaturek do używania. Nie oferuje ona wybitnych wrażeń z pisania, bo montaż PCB w obudowie jest co najmniej dziwaczny, ale najważniejsze w przypadku tego modelu jest moim zdaniem kartonowe brzmienie, ergonomia oraz całe tło stojące za tym modelem.
Obecnie nie zakupimy tej klawiatury w wersji beżowej jako nowej, ale w internecie latają warianty biały i czarny. Są one jednak na znacznie gorszych keycapach niż oryginał. Jeśli zatem chcesz doznać prawdziwego G80, to musisz przeszukiwać Allegro i OLX, a przy odrobinie szczęścia znajdziesz egzemplarz w dobrej cenie. Jeśli chodzi natomiast o moją wersję, a więc tę na zmienionych switchach i keycapach, to domyślnie kupiłem ją od TOMARZ-a za 550 złotych, natomiast jego niewątpliwie kosztowała ona więcej. Podejrzewam, że samo ogarnięcie PCB to koszt kilku stówek. W cenie, którą ja zapłaciłem, uważam ją jednak za wyśmienity deal i bardzo się cieszę, że udało mi się ją dorwać 🙂
Podziękowania
Na koniec chciałbym pozdrowić TOMARZ-a oraz polecić Wam moich partnerów bloga, a konkretnie TinkerKeys, gdzie kupicie fajne nakładki wykonane z PBT i w kolorystyce retro, a także Shelter.pl oferujący Kailh BOX White w wersji drugiej. Ten drugi sklep dodatkowo pozwala na obniżenie ceny przełączników o 10% za pomocą kodu KRZEW!