Recenzja Outemu Silent Lemon V1

Co jakiś czas na grupach Facebookowych lub serwerach Discordowych poświęconych klawiaturom ludzie dopytują o polecane przełączniki typu silent. Cenią sobie oni ciszę, a nie chcą rezygnować z kojarzonego z klonami Cherry MX feelingu, do którego już wiele lat temu przypisano łatkę mechanicznego. Na szczęście jest na rynku producent, który oferuje genialne i ciche przełączniki typu MX, a jest nim rzecz jasna popularne Outemu.

Od dawna wśród ludzi mniej lub bardziej zaznajomionych z tematem klawiatur krążą plotki, że Outemu to jeden z najgorszych producentów, którego produkty szybko się psują i są generalnie słabej jakości. Gdy przychodzi natomiast pora na podparcie swoich argumentów jakimikolwiek dowodami, to w odpowiedzi jest z reguły głucha cisza. Czasem ktoś pokusi się o stwierdzenie, że na Reddicie są filmy dowodzące wadliwości modeli pochodzących z fabryki Gaote, a inni rzucą stwierdzeniem, że są to przełączniki bardzo szorstkie i pingujące.

Trzeba natomiast pamiętać dwie rzeczy: po pierwsze rzadko kiedy to przełącznik umiera, a częściej błędne funkcjonowanie wynika ze słabego lutowania. Po drugie nie wszystkie przełączniki Outemu są szorstkie, czego dowodzi będący przedmiotem dzisiejszej recenzji model Outemu Silent Lemon. Co takiego oferuje ten cichy wariant popularnych Brownów? Zapraszam do lektury!

Outemu Silent Lemon

Budowa

Niezwykle mnie irytuje, że Outemu nie potrafi używać tych samych form do wszystkich swoich przełączników. Przez to nadal powstają takie modele jak Silent Lemon, korzystające z obudów zamykanych na dwa duże zatrzaski, zwanych też jako winglatch. Powoduje to niemałe trudności w ich otworzeniu, bowiem nie działa na nie żaden posiadany przeze mnie otwieracz i muszę posiłkować się pęsetą z bardzo ostrymi końcówkami. Ponadto powszechnie znanym faktem jest, że tolerancje w przypadku tych obudów są u Outemu znacznie słabsze niż w tych zamykanych na cztery małe zatrzaski, przez co wyraźniejszy jest wobble.

Choć producent nigdzie nie podaje takich danych, to z innego źródła (sklep Chosfox) dowiedziałem się, że obudowa została wykonana w tych przełącznikach w pełni z tworzywa Nylon, zaś trzon jest tu standardowo polioksymetylenowy (POM). Zastosowane kolory to odcienie jasnozielonego, stąd też nazwa. Nie jest to najbardziej urodziwy przełącznik na rynku, ale ma moim zdaniem swój urok.

W zależności od zakupionej wersji, Outemu Silent Lemon można otrzymać zarówno w wariancie 3-pin jak i 5-pin. Niestety ja do testów wybrałem V1, czyli tę bez dodatkowych nóżek na spodzie. Przez to musiałem liczyć się ze znacznie gorszą stabilnością przełącznika w płycie mocującej, a także brak opcji umieszczenia ich w modelu bez takiej płyty. Na szczęście ciasne płytki pozwalają zapomnieć o jakichkolwiek nierównościach, nawet w przypadku klawiatur hot-swap.

Wspomniałem, że obudowy Outemu zamykane na dwa zatrzaski często wiążą się z większym wobblem niż w przypadku tych na 4 mniejsze zatrzaski, natomiast Silent lemon dowodzą, że nie zawsze tak jest. Otóż chybotanie trzonów jest w nich na naprawdę dobrym poziomie, to znaczy lekko się on buja, ale nie tak bardzo jak chociażby w Gateron Milky Yellow Pro. Dzięki temu nawet przy bardzo niskim wydatku możemy posmakować nieco najwyższego poziomu wykonania.

Skok

Outemu Silent Lemon to przełączniki tactile, a w dodatku w pewnym stopniu kreowane na klona Cherry MX Brown. Wynika to z rozmiaru i kształtu wyczuwalnego tu w momencie aktywacji sprzężenia zwrotnego, poprzedzonego krótkim pre-travelem. Jest ono nieduże, ale lekko ostre – typowe dla znienawidzonych Brownów. Mi się jednak podoba bump tego typu, bowiem pisanie na takich przełącznikach sprawia mi więcej frajdy niż chociażby na liniowcach – dzieje się tu coś więcej niż zerojedynkowy, liniowy skok.

Recenzowane dziś przełączniki typu silent wykorzystują silikonowe gumki w celu wyciszania uderzeń, co niesie też pewne skutki w wyczuwalnym uderzeniu trzonu o spód obudowy. Mam tu na myśli miękkie lądowanie zamiast twardego impaktu. Dla części osób może się to kojarzyć z gąbczastym uczuciem znanym z klawiatur opartych o gumowe kopuły, natomiast dla mnie taki mięciutki feeling jest jak najbardziej przyjemny. Trzeba się jednak liczyć z tym, że nie każdemu musi on przypaść do gustu.

Powszechnie znany jest fakt, że silikonowe gumki na trzonach redukują nieco długość skoku. Tak samo jest tutaj, przez co cała podróż trzonu wynosi około 3,3 mm zamiast klasycznych 4 milimetrów. Podobnie jest z progiem aktywacji, który ma tu miejsce na poziomie 1,8 mm zamiast 2 mm. Osobiście preferuję przełączniki z takimi specyfikacjami, bowiem czuję się na nich szybszy – zarówno w grach, jak i podczas pisania. Zawsze dociskam trzon do samego dołu, a więc przy krótszym skoku muszę pokonać krótszy dystans i szybciej wracam do góry.

Sprężyny

Producent nie zawodzi pod względem sprężyn, w przeciwieństwie do bratniego (bo pochodzącego z tej samej serii) modelu Outemu Panda. Znajdziemy tu bowiem długie, aż 21-milimetrowe, sprężynki. Wymagają one około 50 gramów siły do doprowadzenia trzonu do samego dołu, zaś próg aktywacyjny osiągany jest po przekroczeniu bumpa o oporze około 55 gf.

Nie bez znaczenia jest tu długość sprężyny, bowiem im dłuższa ona jest, tym bardziej wyczuwalne jest zjawisko zwane slow-curve. Wpływa ono bardzo pozytywnie na doznania podczas pisania, a przynajmniej moim zdaniem. Magicznie wręcz sprawia również, że sprzężenie zwrotne staje się znacznie żywsze i przyjemniejsze. Na pierwszy rzut oka może się nawet wydawać, że bump jest tu większy niż w MX Brown, jednak nic bardziej mylnego – to po prostu wpływ długich sprężyn. Podobny feeling oferują bowiem moje prywatne Browny ze sprężynkami wymienionymi na takie długie na 22 milimetry.

Brzmienie

Najważniejszym aspektem w każdym przełączniku typu silent jest oczywiście jego brzmienie. Nie bez powodu klienci wybierają przecież ciche modele – mają one generować jak najmniejszy hałas, co osiągają na wiele sposobów. W przypadku Silent Lemon wybór padł na miękkie gumki przymocowane do trzonów, dzięki czemu impakt jest skutecznie tłumiony, a brzmienie przełączników ledwie słyszalne.

Niemniej jednak brak jakiegokolwiek smaru na trzonach sprawia, że cisza nie jest tu absolutna. Wciąż słychać lekkie szuranie oraz obijanie się gumek o plastikowe elementy. Można to własnoręcznie zredukować, aczkolwiek fabrycznie mamy do czynienia „tylko” z bardzo cichym przełącznikiem, a nie kompletnie niesłyszalnym.

Warto zaznaczyć, że producent bardzo postarał się w kwestii części metalowych. Pierwszym z nich są sprężynki, które często zabijają ideę silentów, gdyż rezonują na tyle głośno żeby irytować każdego dookoła. Na szczęście odrobina smaru wystarcza, aby wyeliminować ten nieprzyjemny pogłos, a Outemu umieściło go tu już na etapie produkcyjnym. Nie trzeba się więc martwić o konieczność własnoręcznego naprawiania problemu metalicznego hałasu.

Drugim jest problem, z którym boryka się większość przełączników dotykowych MX style. Trzon w celu aktywacji ociera nóżkami o metalowe kontakty, które wprawione w ruch potrafią rezonować, często nawet głośniej niż sprężyny. Na szczęście z jakiegoś powodu nie napotkamy tego strasznego pogłosu w recenzowanym dziś modelu, za co chwała producentowi.

Gładkość

Kwestia płynności ma moim zdaniem znacznie mniejszy wpływ na odczucia z pisania na przełącznikach tactile niż w przypadku liniowców, natomiast modele takie jak Outemu Silent Lemon czy Cherry MX Brown oferują na tyle małego bumpa, że wrażenia mogą być wyraźnie naruszone przez niski poziom gładkości. Dlatego też spieszę z dobrą nowiną: recenzowane dziś przełączniki są gładziutkie!

Skoku liniowego czuć w nich naprawdę sporo, a mimo to ocieranie trzonu o prowadnice nie wywołuje sensacji kojarzonej przez wiele osób z marką Outemu. To jest właśnie to o czym pisałem na wstępie – nie każdy przełącznik z tym logiem jest szorstki jak papier ścierny, a zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że obecnie większość z nich jest właśnie gładka.

Co najciekawsze, Silent Lemon osiąga ten poziom płynności za sprawą fabrycznego smarowania, które producent zdecydował się umieścić na bokach trzonów. Oleju jest tu co prawda bardzo mało, ale sprawuję się on idealnie. Podejrzewam natomiast, że gdybym otworzył kilkanaście sztuk tych przełączników, to na niektórych z nich mogłoby być znacznie mniej tego smaru lub kompletnie by go brakowało. Tak to już niestety bywa z fabrycznym smarowaniem w tańszych modelach tej marki.

Ocena końcowa

Jeżeli kochasz przełączniki z niedużym bumpem, podobnym do tego znanego z MX Brown, ale nie możesz znaleźć żadnego ultra-cichego modelu, to najlepszym wyborem będzie moim zdaniem Outemu Silent Lemon. Oferują one bowiem fantastyczne sprzężenie zwrotne, bardzo długie sprężynki, a także brak jakiegokolwiek metalicznego podgłosu. Wisienką na torcie jest natomiast piękna dla uszu cisza spowodowana użyciem silikonowych gumek.

Niektórym może nie przypaść do gustu miękki feeling przy pisaniu, aczkolwiek taka jest już domena cichych przełączników. Co prawda istnieją na rynku modele walczące z tą kwestią, natomiast wciąż są one trudniej dostępne i niestety droższe. Problemem może się okazać również brak dodatkowych nóżek stabilizujących, natomiast istnieje wariant V2, który jest 5-pin.

Cenowo „Ciche Cytrynki” od znanego chińskiego producenta wypadają naprawdę ładnie. Ja za zestaw 90 sztuk zapłaciłem poniżej stówki, a obecnie na AliExpress można je dorwać za około 100 złotych. To wybitnie tanio za wyciszane przełączniki tactile i moim zdaniem w takiej kwocie nie ma się nawet co zastanawiać. Bierzcie i kupujcie z tego wszyscy!

Podziękowania

Za przełączniki do tego testu zapłaciłem z własnej kieszeni, więc nie muszę nikomu dziękować za użyczenie mi ich do testu. Podziękować należy natomiast użytkowniczce mizu, która wspiera mnie na Patronite – obecnie ma wykupioną subskrypcję trzeciego poziomu, za co przysługują jej takie właśnie podziękowania na końcu artykułów. Ponadto chciałbym zaprosić Was, moich drogich czytelników, do dołączenia na jej serwer Discord o nazwie Klawikoty, gdzie możecie w miłej atmosferze pogadać o klawiaturach i kotkach!