Obecnie trwający rok można, pomimo upłynięcia dopiero półtora miesiąca, bez skrupułów nazwać rokiem tanich klawiatur magnetycznych. To obecnie pojawiają się bowiem największe ilości modeli dostępnych na platformie AliExpress, których cena zazwyczaj nie przekracza nawet 200 złotych przy najniższym dostępnym wariancie. Oczywiście różni producenci wydają także droższe opcje, ale te zazwyczaj różnią się marginalnie przełącznikami, w trochę większym stopniu elektroniką oraz specyfikacjami częstotliwości próbkowania i tym podobnych, a także w największym keycapami czy obudową. Doskonałym tego przykładem jest ostatnio testowana przeze mnie MADLIONS MAD68 R, która w mojej skromnej opinii wypadła naprawdę dobrze, szczególnie w porównaniu do swoich dużo droższych konkurentów – na przykład legendarnego Wooting 60HE. Dzisiaj pod lupę weźmiemy sobie jednak sprzęt bezpośrednio konkurujący z serią MAD6xHE, a mianowicie AULA WIN68HE, która według niektórych wypada lepiej od „Złego Lwa”. Sprawdzimy sobie co ciekawego ma do zaoferowania, a także czy prawdą jest, że wypada lepiej od mojego poprzedniego magnetycznego gościa.
Żeby jednak nie było za nudno, to spośród wszystkich dostępnych wariantów wybrałem bardzo konkretny – ten droższy. Uważam bowiem, że testowanie modeli z najniższymi możliwościami mija się trochę z celem, gdyż przecież i tak są one tak tanie, że wyczynem będzie jeśli w ogóle zadziałają. Jasne, recenzując WIN68HE, czy też dowolny inny spośród szerokiego grona tanich magnetyków, w wersji podstawowej mógłbym podzielić się z Wami moimi odczuciami co do jego najgorszego poziomu spośród dostępnych, lecz osobiście nie bawiłbym się przy tym tak dobrze jak przy wersji najbardziej dopieszczonej. Dlatego też dzisiaj przetestuję AULA WIN68HE w wersji MAX, wyróżniającą się na tle pozostałych czułością, przełącznikami Leobog Wing Chun oraz.. „Trybem Bestii”. Czy atuty te warte są dopłaty? Na to pytanie też postaram się dzisiaj odpowiedzieć 🙂

Opakowanie
Klawiatura przychodzi do nas zapakowana w karton łudząco podobny do pierwowzoru, czyli rzecz jasna Wooting 60HE. Tło jest w pełni czarne, zaś na froncie w akompaniamencie logotypu producenta i chińskich szlaczków widnieje turmalinowy pasek z nazwą modelu. Na rewersie znajdziemy z kolei specyfikację rozpisaną w kilku językach, z której zbyt wiele nie wynika, lecz dowiadujemy się z niej chociażby masy produktu i jego wymiarów. Cóż, moim zdaniem to nawet lepiej, że producenci coraz chętniej nie przykładają szczególnej uwagi do prezencji opakowania, a więcej do samego sprzętu.


Akcesoria
Poza samą klawiaturą, wewnątrz pudełka znajdziemy kilka akcesoriów. Są to:
- szary przewód USB-C do USB-A,
- keycap i switch puller w jednym,
- pasek do przyczepienia do obudowy, wraz z potrzebnymi do tego wkrętami,
- dwa bonusowe przełączniki,
- papierologia.
Kabel wypada dokładnie tak jak można spodziewać się po jego gumowej naturze – na biurku nie układa się najlepiej, bo trzyma kształt nadany mu przez zwinięcie do transportu, ale da się go stosunkowo łatwo naprostować właśnie ze względu na brak oplotu. Ponadto guma jest szara, a więc perfekcyjnie pasuje do kolorystyki samego sprzętu (w zależności od wybranego wariantu dostajemy bowiem przewód w innym kolorze). Narzędzie do zdejmowania nakładek jest z kolei druciane, a więc nie uszkodzimy nic podczas użytkowania go, zaś po jego drugiej stronie znalazł się metalowy switch puller, za pomocą którego w miarę komfortowo wyjmiemy przełączniki. Fajnym gestem jest też dorzucenie dwóch gratisowych switchy, bo gdybyśmy przypadkiem uszkodzili któryś z tych zamontowanych w klawiaturze, to pozostalibyśmy na lodzie – a tak możemy szybciutko naprawić to co nam się popsuło, bez żadnego bawienia się w szukanie i sprowadzanie pojedynczych switchy.
Od kiedy pierwszy raz zobaczyłem legendarny już model od holenderskiej marki Wooting, zastanawia mnie jaki konkretnie jest sens tego paska przymocowanego do lewej krawędzi obudowy. Jasne, ma to swój urok wyróżniający sprzęt na tle konkurencji, ale nie ma on żadnego praktycznego zastosowania, a także potrafi przeszkadzać jeśli na lewo od klawiatury mamy coś położone. Widocznie jednak klienci lubią takie dodatki, bo AULA do swojej WIN68HE też dołącza podobny pasek, z tym że tutaj wykonany z dużo gorszej jakości materiałów. W moim przypadku ma on kolor jasnoszary (wiadomo, przy czarnej obudowie będzie czarny) i nosi kilka napisów, w tym „WIN 6 HE series”. Branding poszedł w bardzo złym kierunku, nie da się ukryć. Na szczęście możemy wedle uznania zmienić ten element na dowolny inny zamówiony na AliExpress, albo po prostu go nie montować do obudowy – z tym, że wówczas sterczeć będzie nam uchwyt na niego.

Wygląd
Tak jak przy teście MADLIONS MAD68 R narzekałem na zbyt przesadne wzorowanie się, albo nawet plagiat, Wooting’iem 60HE przez tamtego producenta, tak na szczęście w przypadku AULA WIN68HE MAX nie muszę się powtarzać. Tutaj kopiowanie kończy się na pasku i kartonie, bo sama klawiatura prezentuje się kompletnie inaczej. Na froncie wciąż dostrzeżemy ścięcie, ale w tym przypadku jest ono dużo stromiej skierowane do płaszczyzny biurka, a w dodatku nie nosi kompletnie zbędnego brandingu. Ramki dookoła klawiszy są równe z każdej strony i rzekłbym nawet, że stosunkowo grube jak na klawiaturę tego kalibru. Z profilu da się dostrzec subtelne wcięcie zaczynające się już przy tylnej krawędzi, a sięgające do 2/3 powierzchni bocznej. Spekuluję, że może ono pomagać przy podnoszeniu urządzenia, ale wprawdzie nie jest to konieczne przy tak lekkim sprzęcie. Na tyle cała płaszczyzna została jakby podzielona na dwa fragmenty, to znaczy jeden odpowiadający obrysowi widocznemu z góry i drugi delikatnie wgłębiony, nadający całości nieco ciekawszych kształtów.
Spód obudowy dzierży cztery gumki antypoślizgowe w kolorze szarym, naklejkę z numerem seryjnym, wyżłobione logo producenta (pająk, rzekomo tarantula) i naklejkę z kodem QR. Podoba mi się, że jest to w zasadzie jedyne miejsce, poza paskiem, w którym znajdziemy jakiekolwiek obnoszenie się przez markę swoim logotypem czy też nazwą. Dzięki temu obcujemy tu z produktem czystym, pozbawionym zupełnie zbędnych wstawek mogących popsuć minimalizm, którym WIN68HE przecież tak emanuje od góry. Podoba mi się to i nie ukrywam, że pod kątem estetycznym AULA wykonała dobrą robotę. Nie przesadza w żadnej kwestii, nie pcha jakichś dziwnych rozwiązań designowych, tylko daje nam prosty produkt, który zabłysnąć ma przede wszystkim tym, co skrywa w środku. Jedyne co bym usunął to ten nieszczęsny uchwyt przy lewej krawędzi, bo gdy nie przymocujemy do niego paska, to wygląda on jak jakiś błąd produkcyjny.
Kolorystycznie mamy dosyć duży wybór, ale to w zasadzie za sprawą wariantów nakładek. Jeśli natomiast chodzi o samą obudowę, to ta występuje w bieli i w czerni. Ja do siebie na test wziąłem tę pierwszą, bo jakoś tak nudzi mnie testowanie czarnych klawiatur. Lubię ten kolor i prywatnie nawet mam kilka modeli w tej barwie, niemniej jednak akurat do recenzji na bloga preferuję coś jasnego, ciekawszego – wyróżniającego się na tle smutnej reszty. Biel zastosowana przez producenta ewidentnie przechylona jest w stronę chłodnego odcienia, w związku z czym dołączone do testowanego wariantu keycapy niekoniecznie pasują – oferują one bowiem zauważalnie cieplejszy, brudniejszy wręcz kolor. Jeśli jednak przymkniemy na to oko albo umieścimy klawiaturę w odpowiednim świetle, to całokształt prezentuje się wyśmienicie i nie mam mu nic do zarzucenia. Połączenie bieli z szarym i dodanie do tego duetu fioletowych akcentów skutkuje przepiękną kombinacją, trafiającą w moje gusta.


Wykonanie
Jak to z reguły z tanimi klawiaturami bywa, po AULA WIN68HE MAX spodziewałem się przeciętnej jakości wykonania. Obudowa jest tu bowiem w pełni plastikowa, lecz sztywności dodaje jej metalowa płyta montażowa, której dokładnego materiału producent nie chce zdradzić. Sam korpus ma też stosunkowo dobrą grubość, co dodatkowo nadaje całości naprawdę sensownego poziomu solidności. Korzystając z klawiatury na co dzień fizycznie nie da odczuć się jakiegokolwiek uginania czy też usłyszeć strzelania lub skrzypienia. Jeśli zaś weźmiemy sprzęt do rąk i zaczniemy celowo go wyginać, to możemy się nieźle zdziwić – całość ani drgnie! Serio, sam byłem w szoku, bo bez względu na to ile siły użyłem, obudowa nie chciała się nawet w najmniejszym stopniu wygiąć. W pewnym stopniu przypomina mi to legendarną już Anne Pro 2, która w swoich czasach jako jedna z niewielu sześćdziesiątek oferowała gruby, solidny korpus z tworzywa. Ciężar jaki pokazała mi moja waga kuchenna to 688 gramów, czyli standardowo jak na 65%.
To właśnie takie klawiatury są moim zdaniem idealnym przykładem, że do szczęścia naprawdę nie potrzeba aluminiowego wykończenia, bo tworzywo sztuczne też potrafi zaoferować fajne wrażenia, szczególnie gdy porównamy akustykę i QC przy tanich produktach (mam na myśli, że przy takim budżecie producent chętniej przymknie oko na niedoskonałości w anodyzacji, a bądź co bądź plastik ciężko źle wykończyć). Żeby tekst był pełny to wspomnę, że w podobnym budżecie do WIN68HE MAX da się dostać obecnie magnetyczne klawiatury w wersji z aluminiowym korpusem (np. Monsgeek FUN60 lub MADLIONS MAD6xHE w najwyższych dostępnych wariantach), natomiast sama AULA takowego nie oferuje. Jeśli więc bardzo zależy Wam na metalu, bo na przykład lubicie nieco cięższe konstrukcje, to Wasz wzrok powinien skierować się ku konkurencji.

Wnętrze
Żeby dostać się do środka tanich, niekoniecznie przemyślanych klawiatur, trzeba z reguły nieźle się napracować. Mam rzecz jasna na myśli zdjęcie wszystkich keycapów i odkręcenie kompletnie losowo rozlokowanych śrubek, co pozwoli nam na wyciągnięcie PCB i płyty montażowej z obudowy. Możecie myśleć, że to przecież niż trudnego, ale szukanie na oślep śrub pod nakładkami pochłania skrajnie więcej czasu niż odkręcenie takich osadzonych na spodzie. Nie oczekujmy natomiast cudów, bo tak jak wspomniałem – to przecież niedrogi, nieprzemyślany produkt, którego celem wcale nie jest być prostym do rozebrania, a zaoferowanie jak największej ilości funkcji i atutów przy zachowaniu jak najniższej ceny.
Po pozbyciu się wszystkich sześciu śrubek z główkami typu Phillips i wysunięciu PCB+plate assembly z obudowy, naszym oczom ukaże się czarna warstwa pianki spoczywająca na spodzie. Nie zakrywa ona całej powierzchni, lecz jest podzielona na dwie sekcje – jedna cieńsza i druga grubsza. Wynika to z krzywizny wnętrza klawiatury, gdyż pod klawiszami w górnych rzędach (123…, QWERTY…) jest po prostu więcej miejsca do wypełnienia. Pomiędzy płytką drukowaną, a tą montażową znajdziemy z kolei białą piankę, lecz brakuje popularnej w obecnych czasach pianki PE. Ogólnie da się poczuć, że zastosowane tutaj materiały są dobrej jakości, o ile ma to w ogóle jakiekolwiek znaczenie. Porowatość pianek jest niska, przez co pochłaniają one zarówno niskie jak i wysokie częstotliwości fal dźwiękowych, skutecznie tłumiąc urządzenie. Oczywiście jeżeli czytacie na bieżąco moje recenzje to wiecie, że jestem przeciwnikiem wygłuszania klawiatur w jakikolwiek sposób, gdyż dla mnie najlepiej brzmiące sprzęty to te, które już na etapie projektowania zostały zoptymalizowane akustycznie. Zdaję sobie natomiast sprawę z tego, że do pewnego pułapu cenowego producentom nawet przez myśl nie przejdzie myśl o tym żeby cokolwiek zrobić w tym kierunku, a więc poprawiają co mogą wypełnieniem, czy to z pianki, czy silikonu.



Ergonomia
Podobnie do wielu konkurencyjnych modeli, seria WIN6xHE od marki AULA występuje zarówno w rozmiarze 60% jak i 65%. Ten pierwszy oznaczony jest symbolem WIN60HE (od procentowej nazwy formatu), a ten drugi – WIN68HE (od ilości klawiszy). Ja na testy wybrałem większy wariant, charakteryzujący się tym samym co klasyczna sześćdziesiątka, lecz z dodatkową kolumną po prawo. Ta kolumna pozwala na dorzucenie fizycznych strzałek i kilku klawiszy nawigacyjnych, kosztem skrócenia prawego Shifta i zgnieceniem przycisków znajdujących się na prawo od spacji. Padło na 65%, bo jakoś tak ostatnio mam większą ochotę na zabawę w wychodzenie ze swojej strefy komfortu – personalnie nienawidzę bowiem tego rozmiaru za jego niesymetryczną prezencję i absolutny brak potrzeby posiadania fizycznych strzałek w tak małej formie. Korzystanie ze skrótów klawiszowych nie jest dla mnie bowiem niczym trudnym, ale jak tak dłużej się zastanowię, to te kilka dodatkowych klawiszy dorzuconych do 65% względem 60% czasem potrafi się czasem przydać.
Coś czego nie potrafię natomiast zdzierżyć w WIN68HE to pomniejszenie prawego Alta do 1u, co powoduje u mnie niezwykle częste miss-click’i. Z każdym dniem testów moje palce coraz lepiej przyzwyczajały się do zmniejszonej powierzchni tego jakże ważnego w języku polskim klawisza, ale wciąż zdarzało mi się wcisnąć przypadkiem Fn zamiast Alta, co wiązało się na szczęście tylko z jednym scenariuszem – po prostu nie wprowadziłem docelowej litery z ogonkiem. Gorzej gdyby producent rozlokował po literach pokroju E, C czy O jakieś ważne skróty, których uruchomienie z Fn’em przełączałoby mi tryb albo rujnowało ustawienia (jak na przykład w Redragon K708 Flekact PRO). Poza tym mamy tu jednak do czynienia z w miarę standardowym podejściem do 65%, bez blockera oddzielającego strzałki od prawego Controla. Enter jest niski i długi, a lewy Shift pełny, więc układ to ANSI (bez opcji zakupu ISO, jeśli takowy preferujecie). Spacja ma z kolei wymiar 6,25u.


Niewiele można rzec o sposobie montażu płyty i PCB w obudowie, gdyż obcujemy tu z najzwyklejszym tray mount’em. Wiem, że teraz modne jest pchanie na siłę do każdej konstrukcji gasketa, ale wyraziłem swoją opinię na ten temat już w kilku poprzednich tekstach, więc niespecjalnie chce mi się powtarzać. Mogę natomiast rzec, że kompletnie nie przeszkadzał mi tray mount w przypadku testowanego dzisiaj sprzętu. Jasne, wiąże się on z twardym i niezbyt równym feelingiem oraz brzmieniem, ale sztywność jest na takim poziomie, że tego pierwszego w zasadzie nie czuć. Jestem ogólnie wrogiem mówienia, że klawiatury magnetyczne wymagają takiej sztywności, bo nie do końca tak jest i pisałem o tym w recenzji Dark Project ALU87B Gamma, lecz nie mam nic przeciwko stosowaniu takich rozwiązań w budżetowych sprzętach. Tani gasket i tak nic by tu koniec końców nie zmienił, a wywindowałby cenę końcową do takiego poziomu, że nikt by nawet takiej WIN68HE nie kupił.
Na spodzie obudowy znajdziemy gumki antypoślizgowe, które skutecznie radzą sobie z utrzymaniem urządzenia w miejscu, nawet gdy to leży na podkładce pod myszkę. Jeśli mocniej ją pchniemy to jak najbardziej się ruszy, ale przy normalnym użytkowaniu, na przykład podczas meczu w CS’a, nie ma prawa nawet drgnąć. Brakuje natomiast rozkładanych nóżek do regulacji kąta nachylenia, który domyślnie wynosi w tym modelu około 6°. Szkoda, bo nie każdy lubi taki profil i preferuje coś wyższego, ale przy takiej budowie mogłoby być ciężko zaimplementować coś w tym stylu. Nie jest to jednak niemożliwe, bo przecież istnieją takie sprzęty jak Savio Blackout/Whiteout, które rozkładane nóżki jak najbardziej oferują. Wysokość frontowa wynosi 18,9 mm, zaś efektywna (od spodu do czubka przełącznika spacji) jakieś 23 mm. Mamy więc do czynienia z modelem niewysokim, do którego nie ma żadnej potrzeby dokładania podpórki pod nadgarstki.


Keycapy
Głównym elementem różniącym się pomiędzy wariantami AULA WIN68HE nie są moim zdaniem ani przełączniki, ani kolor obudowy, ani nawet opóźnienia. Pierwsze co rzuca się bowiem w oczy to nakładki, a te występują w naprawdę wielu stylach w przypadku przedmiotu dzisiejszej recenzji. Do wyboru mamy wariant na zwyczajnych keycapach w jednym kolorze (tylko w czerni) z nieprześwitującą czcionką (tylko w bieli), nieco ciekawiej prezentujący się monochrom z czarnymi modyfikatorami i białymi alfanumerykami, jeszcze bardziej ożywiony z nakładkami w trzech odcieniach (występują dwie wersje kolorystyczne), a także ewidentny hit tego sezonu, czyli wersja z nakładkami topograficznymi. Ja celowo nie wybrałem tej ostatniej, bo już ostatnio miałem okazję testować klawiaturę z takowymi, więc tym razem padło na trzykolorowy zestaw, jeden z dwóch dostępnych.
Jako że akurat chciałem białą obudowę, to byłem na swój sposób zmuszony do wyboru keycapów z szarymi modyfikatorami, białymi alfanumerykami i fioletowymi akcentami, gdyż drugi wariant kolorystyczny (ten z żółtymi akcentami) dostępny jest tylko przy czarnej obudowie. Nie ubolewam jednak nad tym, gdyż to co mam na testach uważam za naprawdę pięknie prezentującą się kombinację, o czym zresztą wspominałem już na wcześniejszym etapie recenzji. Warto natomiast zwrócić uwagę na fakt, że AULA w żadnym przypadku nie oferuje nakładek z prześwitującymi nadrukami, a zamiast tego koloruje je na pasujący do reszty odcień. Akurat w moim wariancie jest to ten sam fiolet co użyty do akcentów, ale tylko na alfanumerykach – modyfikatory korzystają z białej czcionki, rzecz jasna dla zapewnienia kontrastu. Nie ukrywam, że jestem fanem takiego rozwiązania, bo prześwitujące literki zawsze kojarzyły mi się z kiczem. Fanem podświetlenia nie jestem, zatem i tak nie widziałem w nich praktycznego zastosowania, a klawiatura niewątpliwie prezentuje się lepiej w moich oczach jeśli literki ma w jednolitym kolorze.


Zastosowana przez producenta technologia produkcyjna to double-shot, zaś materiał – PBT. Podobnie jest w przypadku pozostałych wariantów, poza tym z liniami topograficznymi – tam metoda została zastąpiona dye-sublimation. Grubość ścianek bocznych wynosi z kolei około 1,5 mm, czyli podobnie jak w najlepszych na rynku nakładkach pokroju GMK czy JC Studio. Takie połączenie powoduje, że mamy tu do czynienia z niezwykle wytrzymałymi keycapami, które przetrwają naprawdę wiele i nie dadzą po sobie znać w żaden widoczny sposób. Podoba mi się też tekstura powierzchni, na jaką postawił producent. Jest ona gładka, ale wyraźnie sucha, jak to zazwyczaj przy PBT bywa. Dzięki temu palec się nie ślizga, co zapewnia nam pewność podczas grania, ale jako że tak bardzo lubię gładziutkie nakładki, to w dodatku podczas pisania odczuwam kojący wręcz komfort wynikający z dotykania opuszkami tej wspaniałej faktury.
Ostatnio zachwycałem się wykonaniem keycapów w MAD68 R w profilu Cherry i po cichu miałem nadzieję, że AULA WIN68HE MAX też mnie pod tym względem zaskoczy. Było blisko, bo to co mamy tutaj założone na klawiaturę rzeczywiście na pierwszy rzut oka przypomina wisienkowy profil, ale nie do końca nim jest. Wystarczy bowiem bliżej się przyjrzeć żeby dostrzec, że wszystkie rzędy klawiszy są delikatnie wyższe niż prawdziwe, oryginalne Cherry. Nie sprawia to jednak, że pisało i grało mi się na nich gorzej. Subtelne wyprofilowanie cylindryczne w akompaniamencie wciąż niewysokiego wzrostu i ostrych rogów zapewnia bowiem prawie identyczny poziom wygody. W zasadzie jedyne co mnie mierzi, to wygląd, bo patrząc na klawiaturę pod kątem od razu widzę, że nie jest to prawdziwe Cherry. Ale to już moje zboczenie entuzjasty.
O ile ostrość nadruków zapewnia sama w sobie metoda ich wykonania, gdyż podwójny wtrysk jest gwarantem najostrzejszych znaków jakie jesteśmy w stanie znaleźć na rynku keycapów, to już ich równość zależy stricte od weny producenta. Mówiąc o sprzęcie niedrogim, przy którym konieczne było optymalizowanie wszelkich kosztów celem zaoferowania końcowej formy w akceptowalnej dla konsumenta cenie, nie możemy oczekiwać zbyt wiele od jakości znaków. Niemniej jednak AULA wykonała dosyć dobrą robotę w tej materii, albowiem żeby dostrzec jakiekolwiek nierówności trzeba nieźle się przyjrzeć. Najlepiej rzucające się w oczy nierówności to choćby absurdalnie grube A, odstający od reszty prawy Control, cieniutki jak nitka Escape i niknący w tle Delete. Ogólnie większość niedoskonałości skumulowana jest wśród modyfikatorów, gdyż to ich nadruki są z reguły najtrudniejsze do wykonania. Niektórzy producenci, jak Aifei, starają się ukryć swoją niemoc za stosowaniem ikon zamiast napisów, ale bądźmy szczerzy – icon+text jest najładniejszym stylem.

Stabilizatory
Znajdujące się pod każdym dłuższym klawiszem i wsadzone do płyty montażowej na klipsy (plate mount) stabilizatory zostały przez producenta hojnie przesmarowane. Smarowidła nie zobaczymy jednak na żadnym z drucików, ponieważ znajduje się ono dokładnie tam, gdzie powinno – czyli głęboko w trzonie stabilizatora. Skutkuje to doskonałym brzmieniem, wolnym od jakiegokolwiek klekotania czy grzechoczenia. Nie uświadczymy tu także cykania, na które cierpią chociażby produkty Keychrona. Cóż więcej rzec, AULA to kolejny producent, który szkołę smarowania stabów zdał wzorowo, dzięki czemu klienci nie muszą przeprowadzać tej modyfikacji we własnym zakresie, zamiast tego ciesząc się czystym brzmieniem od samego wyjęcia z pudełka.

Przełączniki
Najważniejsze w klawiaturze magnetycznej pozostają jednak kryjące się pod nakładkami przełączniki. Czekam na moment, w którym magnetyzm stanie się tak powszechny w klawiaturach, że nie będziemy zwracać na niego uwagi, ale póki co jeszcze mogę pozachwycać się trochę tą genialną technologią. Zawdzięczamy ją Edwinowi Hallowi, który to odkrył niegdyś, że prąd przepływający przez obwód można odgiąć za pomocą pola magnetycznego emitowanego przez magnes – zjawisko nazwane później jako Efekt Halla. Ilość odgiętych w ten sposób elektronów można zmierzyć za pomocą odpowiedniego sensora, który w efekcie poda konkretną wartość – zmierzy on zatem Napięcie Halla, czyli element kluczowy do poprawnego działania przełączników w klawiaturze chociażby. Na podstawie ów napięcia kontroler może bowiem stwierdzić czy to już moment aby aktywować daną funkcję, czy jeszcze nie. Widzi on więc wszystkie ruchy jakie wykonujemy i wie jak głęboko wcisnęliśmy klawisz.

Skutkuje to opcją dowolnego ustawienia punktu aktywacji w zapewnionym przez producenta przedziale. AULA ustawiła go od 0,1 mm do 3,4 mm, co może sprawiać wrażenie niekompletnego gdy spojrzymy na konkurencyjne produkty oferujące maksymalne ustawienie nawet na 3,9 mm. Wynika to natomiast z zastosowania konkretnych switchy, których skok sięga 3,4 mm właśnie. Jak więc się prędko okazuje, calusieńki skok jest w tym modelu pokryty i my jako użytkownicy wcale nic nie tracimy! Co jednak daje ta konfigurowalność progu aktywacji? A no to, że możemy dopasować przełączniki pod siebie. Jeśli podczas pisania masz wrażenie, że switche aktywują się za lekko, to wystarczy obniżyć punkt aktywacji do chociażby 3 mm. Jeśli zaś w grach potrzebujesz nieco lepszej responsywność i szybkości aktywacji, to próg ustawiony na poziomie 0,3 mm będzie dla Ciebie doskonałym rozwiązaniem. Wiem że większość osób jest przyzwyczajona do standardowych 2 mm i nie odczuwa potrzeby zmiany, ale zaufajcie mi – wystarczy raz spróbować pokorzystać z tego typu klawiatury przez dłuższy czas żeby docenić tę funkcjonalność. Tym bardziej, że każdy przełącznik mamy opcję ustawić inaczej, więc jeśli pisząc małym palcem odczuwasz, że nie dociskasz Backspace wystarczająco głęboko, to z klawiaturą magnetyczną problem ten zniknie w mig!
Żeby jednak jeszcze bardziej usprawnić rozgrywkę, holenderska marka Wooting wpadła niegdyś na pomysł kompletnego zlikwidowania punktu aktywacji i uczynienia go na swój sposób ruchomym, zależnym wyłącznie od kierunku, w którym zmierza trzpień przełącznika. Każdy ruch w dół ma być więc interpretowany przez klawiaturę jako aktywacja, a każdy do góry jako deaktywacja. Funkcja ta nazwana została Rapid Trigger i jest obecnie najbardziej pożądaną w modelach magnetycznych. AULA WIN68HE jak najbardziej ją oferuje, w dodatku z niezłą dokładnością. W oprogramowaniu możemy nie tylko ustawić próg od którego klawisz ma rejestrować aktywację (np. 0,5 mm, lecz maksymalnie 0,1 mm), a także o ile milimetrów trzon musi się ruszyć w danym kierunku żeby kontroler uznał to za zmianę stanu (np. 0,01 mm i 0,2 mm). Obie te opcje możemy ustawić z dokładnością do 0,01 mm i producent deklaruje, że będzie to w ten sposób odczytywane. Śmiem natomiast wątpić w tę dokładność, albowiem podczas grania nie czułem szczególnej różnicy pomiędzy ustawieniem czułości RT na 0,01 i na 0,1. Mimo to zarówno w osu! jak i CS2 moje wrażenia z użytkowania wyraźnie poprawiły się względem standardowej klawiatury nie-magnetycznej, w efekcie poprawiając moje możliwości trafiania szybkich streamów i burstów w tej pierwszej oraz counter-strafe’ów w tej drugiej produkcji.


Odsuńmy jednak funkcjonalność na chwilę na bok i spójrzmy na jeszcze inne dwie zalety, które płyną ze stosowania magnetycznych przełączników. Pierwsza z nich to nieprawdopodobna wręcz żywotność, którą można liczyć w miliardach, ale nie ma to większego sensu. Większość obecnych producentów switchy HE deklaruje 100 milionów aktywacji, lecz w mojej opinii jest to niedoszacowanie wynikające z braku potrzeby dalszego pomiaru. Standardem jest bowiem obecnie ten magiczny próg 100 milionów, więc firmom szkoda pieniędzy na liczenie czy ich switch wytrzyma więcej – klienci i tak go przecież kupią. A prawda jest taka, że w magnetycznym przełączniku fizycznie nie ma elementu, który od eksploatacji potrafi się zepsuć. Przez wywołanie aktywacji zbliżeniem magnesu do sensora porzucamy bowiem metalowe styki i ograniczamy części ruchome do jednej (trzpień). W takim bezkontaktowym switchu nie umrze nam zatem nic, a przynajmniej za naszego życia. Jedni z pierwszych producentów klawiatur wykorzystujących tę technologię deklarowali 10 miliardów aktywacji i nie mam powodów by wątpić, że w takiej AULA WIN68HE jest jakkolwiek inaczej. Jedyne co może nam bowiem wysiąść, to elektronika w samej klawiaturze, a konkretnie sensory, lecz tego momentu nie spodziewałbym się zbyt prędko. Klawiatury HE są więc sprzętem idealnym na bardzo długie lata.
Po drugie, dzięki bezkontaktowości ograniczona zostaje ilość punktów styku, a co za tym idzie poprawia się płynność pracy samego przełącznika. Trzpień ociera bowiem wyłącznie o prowadnice w obudowie, a więc do kontaktu dochodzi między dwoma tworzywami sztucznymi – a nie tak jak w przełącznikach niemagnetycznych, gdzie dochodzi do tego jeszcze szuranie plastikowych nóżek o metalowe styki. Gładkość magnetyków rzecz jasna różni się w zależności od modelu i osobiście doświadczyłem takich nieidealnych (np. Outemu Pink), lecz akurat zamontowane w AULA WIN68HE MAX switche wykazują doskonały poziom w tej materii. Porównując je do najlepszej konkurencji wypadają praktycznie identycznie, to znaczy nie czuć w nich jakiegokolwiek tarcia nawet przy bardzo powolnym wciskaniu. Co ciekawsze, producent nawet nie naniósł na nie żadnego smaru, więc wszystko zawdzięczamy tutaj bezkontaktowości, materiałom i świeżym formom. Zresztą, osobiście nie rekomendowałbym smarowania ich nawet we własnym zakresie, bo możemy w ten sposób paradoksalnie pogorszyć sprawę, gdyż gruby smar może zwiększyć pole styku, w efekcie zmniejszając poziom płynności.
Funkcji i zalet wynikających z zastosowania przełączników opartych o Efekt Halla jest więcej w recenzowanej dziś klawiaturze, lecz nie mam zamiaru przesadnie się na ich temat rozwodzić. Zamiast tego wspomnę, że z poziomu oprogramowania możemy ustawić DKS, pozwalający na zaprogramowanie nawet czterech akcji wywoływanych w zależności od tego czy klawisz porusza się do góry czy do dołu oraz zależne od głębokości, do której dociśniemy klawisz, a także MPT dające opcję zaprogramowania do trzech akcji pod jednym klawiszem, wszystkich na innej głębokości wcisku. O ile nie mam pojęcia jak można praktycznie wykorzystać tę pierwszą, o tyle tę drugą da się wykorzystać w takich grach jak League of Legends, gdzie lekkie wciśnięcie uruchomi celowanie zdolnością, a mocniejsze od razu ją aktywuje. Albo nawet w FPS-ach, gdzie wciśnięcie klawisza do, przykładowo 1 mm, wywoła powolny chód postaci, a dociśnięcie do np. 3 mm uruchomi sprint. Na pierwszy rzut oka funkcje te mogą wydawać się sztuką dla sztuki, ale w praktyce tylko nasz umysł ogranicza nas w kreatywnym wykorzystywaniu serwowanych nam przez producenta opcji. Dla przykładu jeden z graczy osu! użył nie tak dawno temu DKS do znacznie szybszego streamowania. Został za to co prawda ukarany banicją, bo zarząd uznał to za macro (akcja wywoływana przez klawiaturę, której w rzeczywistości nasze palce nie wykonują), lecz ja osobiście doceniam, że wpadł w ogóle na taki pomysł.

Zastanawia Was na pewno jak zwą się przełączniki ukryte pod nakładkami WIN68HE, więc pędzę z odpowiedzią. W zależności od wybranego wariantu klawiatury mogą być to Ash Magnetic, Magnet lub Wing Chun Magnetic, wszystkie produkowane przez LEOBOG, czyli jednego z najciekawszych producentów ostatnich miesięcy (albo i lat?) na rynku przełącznikowym (a żeby było jeszcze ciekawiej, za markami AULA i LEOBOG stoi ten sam podmiot, czyli SUOAI Electronics Co.,LTD. Mamy więc od czynienia z bardzo rzadkim przypadkiem, gdy to producent klawiatury sam produkuje sobie switche – a przynajmniej wszystko na to wskazuje). Nie występuje pomiędzy nimi żadna różnica w długości skoku, lecz łatwo zidentyfikować je po kolorach, a także wyważeniu. Ponadto AULA sugeruje, że tylko Wing Chun oferuje dokładność na poziomie 0,02 mm, gdzie pozostałe dwa switche jedynie 0,04 mm. Przede wszystkim nie widzę z jakiego powodu przełącznik miałby na to wpływać, ale bądźmy szczerzy – nikogo i tak nie obchodzi tak marginalna różnica, bo są w klawiaturach dużo ważniejsze kwestie do dopracowania. Niemniej jednak ja na testach mam wariant na LEOBOG Wing Chun, czyli tych najdokładniejszych, zbudowanych z różowych części switchach. Bardzo chciałbym dopowodzieć w tym zdaniu z jakich konkretnie materiałów wykonano poszczególne elementy, ale niestety próżno szukać jakichkolwiek informacji na ten temat.
Pierwsze co zapewne rzuciło Wam się w oczy to nietypowa budowa tych przełączników. O ile wykorzystują one ustanowiony lata temu przez niemieckie Cherry wymiar, to znaczy są kompatybilne z płytkami montażowymi o wycięciach dostosowanych do MX style, a także oferują MX mount (czyli wejdą na nie te same keycapy, co na zwykłe wisienki i ich klony), to praktycznie nic więcej ich nie łączy. Obudowa i trzon są kompletnie inaczej skonstruowane i choć działanie jest co do zasady takie samo, to nie da się przejść obojętnie przy tak dziwacznie wyglądającym przełączniku. Góra łączy się z dołem na dwa duże zatrzaski, które niezwykle ciężko od siebie odseparować, choć przy odrobinie starań poradzimy sobie z tym wing-latch’em za pomocą otwieracza do przełączników typu Kailh, zaś w środku znajdziemy sprężynę stawiającą opór 49 gramów siły przy maksymalnym wciśnięciu i 33 gf na samym początku.
Nietypowo prezentuje się prostokątny, bardzo kanciasty trzpień. Zawiera on podobne do Kailh BOX obudowanie wokół krzyżaka, prawdopodobnie w celu ochrony wnętrza przed dostawaniem się do niego pyłów i płynów, a na spodzie ulokowany został magnes odpowiadający za aktywację. To również na tym magnesiku ląduje trzpień przy dociskaniu go do samego końca, więc co do zasady można powiedzieć, że obcujemy tu z przełącznikiem long-pole. Czuć to w postaci twardego lądowania, które zapewnia nam nagłe zderzenie ze spodem obudowy. Fakt ten potęguje metalowa płyta montażowa i tray mount, które dodatkowo przyczyniają się do solidności impaktu jaki generuje takie dociśnięcie klawisza do samego końca. Porównałbym to do uderzania w twardy blat palcami. Nie zapominajmy jednak o braku otworu w spodzie, który tak ochoczo wielu producentów stosuje w swoich switchach magnetycznych. Widzieliśmy taką zagrywkę u Gaterona jak i u Grain Gold i osobiście traktuję to jako największy absurd nowoczesnych produktów HE, bowiem takie nawiercenie w obudowie jedynie rujnuje akustykę. Cieszy więc tak miły i przemyślany gest ze strony LEOBOG.
Dużo mniej przemyślane było jednak skomplikowanie nieco designu trzpienia poprzez uformowanie na jego spodzie dwóch amortyzatorów, takich samych jak w produktach kategorii silent od HaiMu. W teorii mają one niwelować odgłos powstały przy zderzeniu trzpienia ze spodem, a także delikatnie zmiękczyć impakt, jednocześnie nie wystawiając nas na przesadnie miękkie i gumiaste doznania jakie znamy z klasycznego podejścia do tematu, gwarantowanego przez silenty pokroju Cherry MX Silent Red czy Outemu Silent Lemon. Praktyka okazuje się jednak zupełnie odwrotna, albowiem żeby taka metoda wyciszenia działała, to musi dojść do kontaktu ów amortyzatorów ze spodem, a w LEOBOG Wing Chun nie ma to miejsca. Wychodzi więc na to, że producent miał tu jakiś plan delikatnego zniwelowania hałasu, ale zapomniał o tym, że przecież tak wystający z rdzenia trzonu magnes będzie po prostu pierwszy na dole i amortyzatory nawet nie dadzą rady sięgnąć do dna. Podejrzewam natomiast, że wystarczy w takim switchu wywiercić otwór w spodzie i nagle mechanizm wyciszający zacznie działać. Kto wie, może LEOBOG ma taki właśnie plan i chciał przyoszczędzić na ilości form do wtryskiwania tworzywa?
Pierwsze co kojarzy mi się z nowoczesnymi przełącznikami magnetycznymi to ogromny wobble. Cierpią na niego chociażby Gaterony z serii KS-20. AULA wraz z LEOBOG dowodzą jednak, że da się stworzyć model, w którym trzpień ani drgnie. Wing Chun to pierwsze tak stabilne przełączniki, jakich miałem okazję dotykać. Myślałem że Kunlun Magnetic i g3ms Magnetite ledwie się chybotają, ale tutaj to jest jakiś kosmiczny poziom równości pracy. Oczywiście da się dostrzec delikatny ruch na osi N/S, ale w porównaniu z pozostałymi propozycjami na rynku mogę swobodnie rzec, że mamy tu do czynienia z absolutną topką. Producent zadbał też o stabilizację samego switcha w klawiaturze, gdyż na jego spodzie zawarł dwie plastikowe nóżki wsuwane w otwory w PCB, dzięki czemu ruchy są znacznie ograniczone i switch siedzi tak, jak powinien. Ostatnim dodatkiem jest dyfuzor podświetlenia, osadzony bezpośrednio w przełączniku. Ma on mleczne zabarwienie i naprawdę skutecznie przenosi światło z diod, wyprowadzając je z głębokiego dna bezpośrednio do naszych oczu, gwarantując w ten sposób żywe i intensywne kolory, którymi fani świecidełek mogą się cieszyć.


Tematem grzejącym ludzi w przypadku niedrogich propozycji klawiatur HE pozostaje dead zone i odświeżanie. Obie te wartości możemy skonfigurować w oprogramowaniu AULA WIN68HE, ale wciąż pozostaje kwestia wiarygodności takich ustawień. Sprawdziłem zatem w programie Keyboard Inspector jak maluje się kwestia polling rate’u i wygląda to w porządku. Wynika bowiem z niego, że choć producent deklaruje 8000 Hz, to według testu klawiatura ta zbliżona jest bardziej do 4000 Hz. Może i zatem jest to wartość niezgodna ze specyfikacją, ale wciąż ogromna. Zresztą, podobno da się to zmierzyć jeszcze inaczej i wówczas wyniki będą jeszcze dokładniejsze, ale niestety ja nie znam metodologii ani nie dysponuję sprzętem pozwalającym na to. Zrobił to za mnie na szczęście koreański twórca o pseudonimie EyeJoker, a wiedzą podzielił się na swojej stronie. Dowiadujemy się stamtąd, że odświeżanie wynosi w rzeczywistości 2700 Hz – czyli nadal więcej niż potrzebujecie. Jeśli zaś chodzi o dead zone, to po ustawieniu go na poziomie 0,00 mm klawiatura jest nieprawdopodobnie czuła i wystarczy naprawdę delikatne wciśnięcie przy progu aktywacji na 0,1 mm żeby wprowadzić znak. Nie występuje tu jednak zjawisko podobne do MAD68 R, gdzie klawisz potrafił się aktywować nawet od przechylenia trzonu w lewo, czyli o poziom wobble. Patrząc zaś na dane EyeJoker’a, jego testy wykazały 0,18 mm dead zone u góry i 0,04 mm u dołu – absurdalnie mało. Opóźnienia też w jego tabelce prezentują się dobrze, nawet jeśli nie rozumiem co drugiego słowa w niej zawartego – są na fioletowo i niebiesko, czyli że klawiatura jest szybka! 😉
Zastanówmy się jednak poważnie nad tym jakie znaczenie mają w ogóle te wszystkie wartości i czy realne znaczenie w praktyce ma to czy nasz sprzęt oferuje 1000 Hz czy 8000 Hz odświeżania, czy ma znaczenie opóźnienie na poziomie 0,21 ms czy 0,76 ms i czy dead zone faktycznie wpływa na praktyczny odbiór urządzenia, zarówno w grach jak i podczas pisania. Osobiście nie widzę powodów żeby tak myśleć. Jestem raczej okazyjnym graczem, który parę razy w tygodniu lubi sobie rozegrać kilka meczy w CS2 i spędzić godzinkę na trafianiu kółek w osu!. Mój czas reakcji według popularnego testu wynosi jakieś 210 ms. Podejrzewam, że wielu z Was, moich czytelników, też nie zajmuje się zawodowo graniem w gry kompetytywne, więc realnie nie jesteście nawet fizycznie w stanie odczuć tak marginalnych różnic pomiędzy klawiaturami. Zdaję sobie sprawę w jakim kierunku dąży obecnie świat graczy i jak każdemu zależy na maksymalnym obniżeniu wszelkich opóźnień żeby sprzęt na sto procent nie ograniczał ich możliwości, lecz uważam to za lekką paranoję. Dla mnie AULA WIN68HE MAX nie jest produktem w żaden sposób powolnym, nie odczuwałem podczas testów żadnego ciągnięcia w dół przez jej niedopracowanie. Grało mi się doskonale, osiągałem wyniki porównywalne do tych na innych konstrukcjach magnetycznych. To powinno być wystarczające świadectwo dla większości z Was, że mówimy tu o narzędziu kompletnym jeśli chodzi o przystosowanie do gier kompetytywnych. Pro-gracze pewnie mają co do tego odmienne zdanie, ale ile takowych jest wśród nas? Zresztą, moim zdaniem większe znaczenie mają umiejętności.
Kluczowe jest dla mnie w przełączniku, nie tylko magnetycznym, samo wyważenie i poziom wobble, bo to te dwa czynniki wpływają najbardziej na moje odczucia z użytkowania. LEOBOG Wing Chun zapewniają mi komfort na najwyższym poziomie swoim marginalnym wręcz wobble’m, ale tak lekkie sprężyny to dla moich palców lekka przesada. Podczas pisania tekstów miałem nieraz problem z literówkami, bo omyłkowo wciskałem sąsiadujące klawisze. Grając, spoczywające na klawiszach palce nie aktywowały ich jednak bez mojej świadomej komendy, nawet gdy aktywacja była ustawiona na najwyższym progu. Muszę też wspomnieć, że przy Rapid Triggerze ustawionym najczulej jak się fizycznie da nie miałem problemów z przypadkowymi deaktywacjami, na przykład Shifta podczas skradania. Co prawda puszczałem czasami za wcześnie slidery w osu!, ale to bardziej kwestia przyzwyczajenia. Poza tym mogę po prostu przestawić czułość na chociażby 0,2 mm i wówczas problem ten kompletnie zanika. Wszystko zależy od dostosowania klawiatury do siebie, bo to klawiatura jest dla nas, a nie my dla niej. I to jest właśnie piękne w magnetykach, że nad wszystkim mamy kontrolę i to my decydujemy jak responsywny ma być klawisz.
Jestem przekonany, że każdy aktualnie zdaje sobie sprawę z wynikającego z designu switchy magnetycznych hot-swap’a, lecz zapewne część z Was zastanawia się jak wygląda to w kwestii kompatybilności AULA WIN68HE z innymi przełącznikami. Sprawdziłem to na przykładzie Akko Glare Magnetic, GEON Raw HE i Kunlun Magnetic – wszystkie z nich bez problemu wchodzą do testowanej dziś klawiatury i w dodatku działają poprawnie bez konieczności ręcznej kalibracji. To znaczy z tym działaniem to w sumie sporo powiedziane, bo jeżeli chcielibyśmy przestawić punkt aktywacji, koniecznym będzie co najmniej dwukrotne skalibrowanie klawiszy, pod którymi zmieniliśmy przełączniki – inaczej sensory zaczną wariować, bo są nauczone nieco innego umiejscowienia magnesu. Warto też wspomnieć, że nawet jeżeli podmienimy switche na takie ze skokiem dłuższym niż 3,4 mm, to progu aktywacji i tak nie ustawimy niżej, bo ograniczą nas możliwości oprogramowania. Myślę jednak, że mamy tutaj fabrycznie tak dobre przełączniki, że nikomu i tak nawet przez myśl nie przeszłaby podmianka na cokolwiek innego.

Brzmienie
Męczy mnie już powoli to traktowanie klawiatur magnetycznych jak akustycznie gorszych tylko dlatego, że wykorzystują przełączniki HE. Mam wrażenie, że opinia ta powstała przez popularność Wooting 60HE, która faktycznie domyślnie generuje niezbyt przyjemny dla ucha pogłos, jakby klekoczący. Konkurencja stara się jednak poprawić tę kwestię i dobrze słychać to na przykładzie AULA WIN68HE. Osiąga to za pomocą znajdujących się we wnętrzu obudowy pianek, tłumiąc w ten sposób część niepożądanego pogłosu, lecz efektem ubocznym jest też kompletne pozbycie się brzmienia samej obudowy. Pamiętajmy jednak, że mówimy o produkcie naprawdę budżetowym, którego dźwięk trzeba w jakiś sposób ratować, a jak inaczej zrobić to przy ograniczonych funduszach niż po prostu wypchać całość pianką. Z reguły narzekam na stosowanie tak taniej zagrywki przez różnego rodzaju marki, ale akurat tutaj muszę przyznać, że po wyjęciu pianek ze środka całość brzmi wyraźnie gorzej, to znaczy bardziej we znaki daje się ten charakterystyczny klekot switchy magnetycznych. Nie jest natomiast jakoś bardzo źle, bo w końcu obcujemy z przełącznikami bez wywierconych otworów w spodach.
Myślę, że gdyby trochę przesmarować prowadnice trzonów, a także wykąpać w oleju sprężynki, to WIN68HE zaczęłaby stukać znacznie przyjemniej dla ucha, bez konieczności stosowania wygłuszaczy. Wiem przy tym, że większość klientów docelowych tego typu sprzętu chętnie kupi go sobie widząc wytłuszczoną w opisie wzmiankę o tłumieniu i będzie zaskoczona w ich mniemaniu atrakcyjnym brzmieniem, gdyż standardowe, puste w środku klawiatury po prostu tak nie brzmią – i nie chcę nikogo za to winić, bo rynek po prostu poszedł taką drogą, a mi nic do tego. Każdy ma prawo wybierać produkty takie, jakie odpowiadają mu najbardziej. Jeżeli więc piankowe brzmienie jest melodią dla Twojego ucha, to przy AULA WIN68HE poczujesz się jak w raju. Chociaż spodziewam się, że niektórym do gustu może nie przypaść spacja – i nie chodzi tu o staby, bo te przesmarowane są perfekcyjnie i nie wydają z siebie żadnych klekoczących odgłosów, a o absurdalnie głośny pogłos powstający przy jej wciśnięciu. Podejrzewam, że dałoby się to zredukować wkładkami z pianki umieszczanymi w środku keycapa (bo te w płytce montażowej nie wystarczyły, mimo zastosowania ich przez producenta), choć sam tego nie sprawdzałem, bo mnie osobiście takie walenie spacji kręci.
Podświetlenie
Nie jestem wielkim fanem świecidełek, ale lubię chwalić dobrze zrealizowane LED-y. Akurat tutaj zamontowane są one poprawnie, a więc w orientacji południowej. Co za tym idzie, dioda nie rozświetli nam prześwitujących keycapów z literkami ulokowanymi w górnej części powierzchni nakładki. Niemniej jednak to żaden problem, gdyż AULA nie zdecydowała się na zestaw tej kategorii, zamiast tego montując na WIN68HE MAX keycapy z nadrukami nieprześwitującymi. Plusy południowej orientacji to natomiast kompatybilność ze wszelkimi nakładkami, również tymi o profilu Cherry, które w przeciwnym wypadku kolidowałyby z górną częścią obudowy przełącznika. Przypomnę jednak, że obcujemy przecież z produktem, którego switche oferują skrócony skok, a więc i ta zaleta jest nietrafiona. Czy można zatem rzec, że south facing jest w tym przypadku zbędny, a może nawet sztuką dla sztuki? Ciężko się nie zgodzić, choć ja osobiście wychodzę z założenia, że jeżeli Cherry ustanowiło taki standard dziesiątki lat temu, to producenci obecnie powinni się do niego stosować, albo zmienić fundamentalny design stosowanych przez siebie switchy.
Reprodukcja barw wypada naprawdę nieźle, to znaczy podstawowe kolory wyglądają żywo i poprawnie, a biel skręca wyraźnie w stronę niebieskiego. Nie wiem na ile spowodowane jest to kolorem obudowy przełącznika, lecz osobiście wolę taki niebieski niż spotykany często u konkurencji róż – po prostu lepiej komponuje się to z resztą estetyki klawiatury. Na upartego da się w sofcie odjąć kilka punktów barwie niebieskiej żeby uzyskać kolor bardziej zbliżony do prawdziwej bieli, ale i tak w mojej opinii posiadany przeze mnie wariant najlepiej pasuje do fioletu, który to przez zamontowane tutaj LED-y wygląda doskonale. Na pochwałę zasługuje również sama jasność podświetlenia, która na maksymalnym poziomie aż wali w nas światłem. Warto natomiast zwrócić uwagę na dyfuzory, które kumulują emitowane przez diody oświetlenie w dosyć zamkniętych punktach i choć oddają je na powierzchnię białej płytki montażowej, to główna część światła pozostaje w nich samych. Z tego powodu siedząc przy biurku i patrząc na klawiaturę pod kątem, podświetlenie nie będzie wydawać się odpowiednio równe, a raczej dostrzeżemy 61 punktów jaśniejszych od przestrzeni, która nie została wystarczająco doświetlona. A, no i żółty jak to żółty bardziej przypomina limonkę, więc jeśli zdecydujecie się na ten kolor, to ustawcie lepiej coś zbliżonego do pomarańczu.

Oprogramowanie
Ostatnimi czasy aplikacje w przeglądarce zamiast takich klasycznych, pobieranych na komputer, dominują rynek klawiatur. Podobnie jest i tutaj, gdyż do testowanego dziś sprzętu nie da się pobrać żadnego oprogramowania, a zamiast tego zmuszeni jesteśmy do korzystania z tego na stronie marki. Czy to dobrze czy źle to pozostawiam do Waszej oceny, chociaż ja uważam, że wolę już takie rozwiązanie niż zaśmiecanie mi pamięci dyskowej jakimś kompletnie zbędnym softem, który i tak odinstaluję po skonfigurowaniu wszystkiego na czym mi zależy. Rodzą się natomiast słuszne uwagi, że co użytkownik takiej klawiatury zrobi w momencie, gdy strona zostanie wyłączona. Po pierwsze raczej bym się o to nie martwił, bo AULA to nie jest byle marka, która z dnia na dzień upadnie. Po drugie jestem przekonany, że strony tego typu da się emulować z poziomu komputera i nawet jeżeli nie potraficie wykonać takiego procesu we własnym zakresie, to w razie potrzeby mądre głowy z Reddita na pewno podjęłyby działania w tym kierunku.
Jeśli czytaliście recenzję lub sami posiadacie Dark Project ALU87B Gamma, to prezencja oprogramowania dedykowanego do AULA WIN68HE zapewne wyda Wam się znajoma. Ewidentnie klawiatury te korzystają z podobnego firmware’u czy tam jądra, co na początku mocno mnie zaniepokoiło. Nie wspominam bowiem zbyt pozytywnie tego softa, gdyż o ile szata graficzna jest w porządku, cała funkcjonalność jest przejrzysta, to korzystanie z niego jest nieco upierdliwe. Ustawimy tu działanie wszystkich klawiszy do woli, zaprogramujemy podświetlenie i nagramy makra, zaś w odpowiednich zakładkach poustawiamy wszelkie wspomniane w sekcji o przełącznikach funkcje, z dodatkiem kilku kolejnych (o nich zaraz), ale jeśli chodzi konkretnie o Rapid Trigger, to mam pewne zastrzeżenia. Otóż konfigurując go musimy włączyć apkę, zaznaczyć wszystkie klawisze, poustawiać wedle uznania wszystkie wartości i choć to na tyle, to w momencie zakończenia rozgrywki i chęci przełączenia się w tryb do pisania jesteśmy zmuszeni do ponownego przejścia przez cały ten proces, z tym że po zaznaczeniu klawiszy musimy zresetować ich ustawienia i na nowo ustawić próg aktywacji. Brzmi to irracjonalnie, ale niestety taka jest rzeczywistość.
Producent nie oferuje żadnej formy przełącznika uruchamiającego RT i zapamiętania naszych ustawień, a zamiast tego wymusza na nas każdorazowe robienie wszystkiego od nowa. Nie utworzymy tu także profili, a co za tym idzie nie przypiszemy przełączania się między ustawieniami do pisania i do grania z poziomu klawiatury. Wszystko należy robić przez tę nieszczęsną stronę internetową. Zupełnie szczerze jestem w stanie zrozumieć dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć kupić Wooting 60HE, bo tam chociaż software jest dopracowany w każdym calu i daje nam takie możliwości, jakich nie znajdziemy w żadnym tanim chińczyku. O ile więc sama klawiatura zapisuje nasze ostatnie ustawienia w pamięci wbudowanej i nie rodzi problemów gdy korzystamy z niej ciągle w takiej samej konfiguracji, to wystarczy chcieć wycisnąć z niej odrobinę więcej i staje przed nami ściana. No szkoda, straszna szkoda. Ale dla odmiany, teraz pozytywnych słów kilka, czyli omówienie funkcji niewynikających z dopisku HE w nazwie produktu.
Dorzucić do RT można tak zwane SOCD (kojarzone również jako Snap Tap), pozwalające na perfekcyjne counter-strafe’owanie w FPS-sach. Problem jest jednak taki, że w CS2 zostaniemy za używanie tego ułatwienia wyrzuceni z serwera, choć podobno w mniej relewantnych grach wciąż można z tego, nie bójmy się tego słowa, oszustwa korzystać. Software daje także opcję zaprogramowania wybranych klawiszy jako MT lub Toggle, gdzie ten pierwszy zachowa się inaczej przy szybkim wciśnięciu niż przy przytrzymaniu (użytkownicy klawiatur z QMK znają to pewnie pod nazwą Tap Dance), zaś drugi po kliknięciu pozostanie aktywowany do ponownego wciśnięcia, niczym CapsLock czy NumLock. Jak więc widać, oprogramowanie AULA WIN68HE jest jak najbardziej kompletne pod kątem funkcjonalności i daje nam, użytkownikom, pełne pole do popisu, nie tylko w kwestii wykorzystania funkcji magnetycznych, ale również tych, do których działania Efekt Halla jest kompletnie zbędny, a mogą po prostu ułatwić nam życie.








Ocena końcowa
No i w ten oto sposób mam zaliczoną drugą już na blogu niedrogą propozycję klawiatury magnetycznej z AliExpress. AULA WIN68HE MAX zachwyciła mnie pod wieloma względami, pod kilkoma także zawiodła, ale przede wszystkim pokazała (zresztą jak jej niedrogie koleżanki), że nie mając budżetu tysiąca złotych też można sprawić sobie solidny produkt wykorzystujący najnowsze technologie, a przy tym nie odstający od reszty pod kątem możliwości. Szczerze zastanawiam się nadal gdzie rzeczywiście leży problem w optymalizacji kosztów holenderskiej marki, która w zasadzie wywołała tak wielkie zainteresowanie Efektem Halla wśród graczy swoimi produktami, skoro kolejny raz mam okazję testować sprzęt kilkukrotnie tańszy od jej najpopularniejszego modelu, a w użytkowaniu w zasadzie nie czuję żadnych różnic na minus.
WIN68HE jest klawiaturą wykonaną z naprawdę solidnego plastiku, bez żadnej szansy na ugięcie, w akompaniamencie metalowej płyty montażowej i taniego montażu typu tray. Można się kłócić, że tworzywo jest gorsze od aluminium, a gasket lepszy od tray’a, ale przy produkcie tak budżetowym nie widzę żadnego powodu żeby traktować to jako wady, tym bardziej, że gwarantują nam one niespotykaną w wielu konkurencyjnych opcjach sztywność. Keycapy to kawał dobrej roboty, z lekkimi problemami jeśli chodzi o równość nadruku, ale z profilem imitującym niezwykle wygodne Cherry, wykonane z PBT metodą podwójnego wtrysku, w ładnych kolorkach i co dla mnie ważne – bez prześwitujących literek. Stabilizatory są perfekcyjnie stuningowane, a podświetlenie oferuje doskonałą jasność wraz z naprawdę dobrą reprodukcją barw. Estetyka całej klawiatury bardzo przypadła mi do gustu, rozmiar 65% pozwala na wygodną pracę jak i grę, a akustyka nawet trafia w moje gusta – choć osobiście pozbyłbym się wypełnień z wnętrza obudowy i delikatnie przesmarował switche olejem gdybym rozważał pozostawienie sobie tego sprzętu na dłużej.
Główną rolę niewątpliwie odgrywają jednak przełączniki i stojąca za nimi technologia magnetyczna. To one są powodem, dla którego ktokolwiek w ogóle spojrzy na WIN68HE i stwierdzi, że jest to dobry wybór. Switche HE da się jednak zrobić dobrze albo bardzo dobrze, a AULA wraz z LEOBOG podjęli działania, skutkujące genialnymi Wing Chun. Absurdalnie niski wobble jak na magnetyka, perfekcyjna płynność pracy, lekko skrócony dystans pokonywany przez trzpień i atrakcyjne dla ucha brzmienie – to za te cechy je pokochałem. Jedyne co bym zmienił to sprężynki, bo są trochę za lekkie żeby korzystało mi się z nich wystarczająco dobrze, ale i tak nie mogę jakoś szczególnie narzekać. O technologii się już z kolei wystarczająco rozpisałem, więc podsumuję tylko tym, że nie obchodzą mnie jakieś opóźnienia czy inne polling rate’y – ważne jest dla mnie to, że grając na tej klawiaturce czułem się pewnie, trafiałem to co powinienem w osu!, a mój movement w CS2 nie był przez nic ograniczany i zależał wyłącznie od moich predyspozycji.
Jeżeli więc szukacie aktualnie dobrego sprzętu magnetycznego, a jednocześnie nie macie zbyt wiele do wydania, to AULA WIN68HE MAX powinna być na liście Waszych typów do rozważenia. Nie wątpię, że jest na rynku wiele porównywalnych propozycji, bo sam planuję przetestować wszystkie z tych najpopularniejszych, lecz już teraz mogę rzec, że mało co zaskoczy mnie u konkurencji, bo AULA zaoferowała już wszystko. No, za wyjątkiem oprogramowania, z którym pracowało mi się fatalnie i gdybym miał wyznaczyć najsłabszy punkt recenzowanego dzisiaj produktu, to byłby to właśnie software. To jednak nie tak, że nie działa, a po prostu opisane przeze mnie wcześniej w treści recenzji problemy za wszelką cenę starały się żebym miał jak najmniej frajdy z użytkowania WIN68HE. Ale ja się nie dałem! Pamiętam bowiem, że obcuję z klawiaturą za śmieszne wręcz pieniądze, więc jakieś wady tutaj być muszą.
No właśnie, tyle o tej cenie i budżetowości, a ile to w zasadzie kosztuje? Wszystko zależy od wybranego przez nas wariantu, gdyż ten najtańszy w rozmiarze 60% wyniesie nas jakieś 170 złotych, za podstawową 65% trzeba zapłacić 190 złotych, zaś testowany dzisiaj wariant MAX kosztuje obecnie 240 złotych. Najdroższy jest model z nakładkami topograficznymi i jego koszt to już 255 złotych, czyli tylko trochę więcej od tego, który mam ja. Osobiście nie zwracałbym uwagi na podstawowe warianty i od razu brał ten z dopiskiem MAX, chociaż nie da się ukryć, że na papierze nie ma jakichś gigantycznych różnic między nimi. Jeśli zaś chodzi o rozmiar, to ten dopasujcie pod siebie – przecież nie dostaniecie kompletnie innego produktu wybierając inną ilość klawiszy. No i pamiętajcie, że na AliExpress co chwila jest jakaś promocja z kuponami, które mogą skutecznie obniżyć cenę o dodatkowe paręnaście czy może nawet parędziesiąt złotych. Cierpliwość to klucz!
Postscriptum
Dziękuję Wam wszystkim za śledzenie mojego bloga, czytanie recenzji i nawet zaglądanie na moje transmisje na żywo na Twitchu. Żeby zbudować trochę lepszą więź pomiędzy mną, a czytelnikami, postanowiłem założyć serwer Discord przeznaczony głównie do dzielenia się opiniami o artykułach, proponowania tematów, informowania o nowych publikacjach i po prostu rozmawiania o klawiaturach. Wiem, że jest w Polsce kilka serwerów o takiej tematyce, ale chciałbym żeby moja społeczność miała jakieś dedykowane miejsce, w którym może bez problemów dostać notyfikację o nowo opublikowanej recenzji i prędko napisać o niej kilka słów krytyki. Jeśli więc chcielibyście dołączyć, to link pozostawiam w tym odnośniku. Dzięki!