Zazwyczaj gdy mówimy o klawiaturze budżetowej, to mamy na myśli produkt dzierżący obudowę z plastiku. Rynek zmienia się jednak z każdym dniem i coraz więcej producentów decyduje się na rozbudowanie swojego asortymentu o warianty zamknięte w aluminiowym korpusie. Doskonałym tego przykładem jest przedmiot dzisiejszej recenzji, czyli MONSGEEK FUN60 – najnowsza sześćdziesiątka tej marki, która poza wersjami w plastiku oferuje też wersję Ultra, wykonaną z metalu. Mamy tu także do czynienia z produktem magnetycznym, a więc wliczającym się do obecnie trendującej kategorii sprzętowej niedrogich klawiatur HE, konkurujących z dużo droższymi braćmi pokroju Wooting 60HE. Standardowo, jak przy wszystkich testach tego typu, do recenzji wybrałem wersję najbardziej rozbudowaną i najbogatszą specyfikacyjnie, więc zapraszam Was do przebycia trzeci raz drogi przez magnetyczną klawkę za śmieszne pieniądze, celem sprawdzenia co ciekawego ma ona do zaoferowania 🙂
MONSGEEK to marka, za którą stoi bardzo popularny producent – Akko. Kojarzycie go zapewne z różnego rodzaju klawiatur i przełączników, w tym tych, które miałem już okazję sprawdzać na łamach bloga. Do tej pory moje podejście do Akko było naprawdę pozytywne, bo prawie za każdym razem ich produkty spełniały swoją rolę i w jakiś sposób przypadły mi do gustu. Podczas gdy jednak główna filia tej firmy zajmuje się tworzeniem sprzętów pre-built skierowanych do przeciętnego klienta, MONSGEEK stara się wypuszczać produkty w większym stopniu imitujące poziom modeli skierowanych do entuzjastów. Ba, na stronie „About” znajdziemy wzmiankę, że idea marki to uczynić hobbystyczne klawiatury bardziej dostępne dla zwykłych śmiertelników. Gdzie w takim razie stoi w tym wszystkim FUN60, a więc urządzenie ewidentnie kierowane do graczy? Kto by to wiedział, ale może podczas testów znajdę jakieś elementy zaczerpnięte z cenionych wśród hobbystów modeli.

Opakowanie
Wow, wreszcie pudełko, które nie jest zerżnięte jeden do jeden od Wootinga! Główny karton skrywa się w papierowej koszulce noszącej wyłącznie konturowy rysunek prezentujący klawiaturę z włączonym podświetleniem RGB, logo producenta oraz nazwę modelu. Na rewersie znajdziemy dokładnie to samo, lecz zamiast kolorowego obrazka wita nas tam jego monochromatyczna wersja. Pod koszulką nie ma z kolei nic poza logotypem marki MONSGEEK. Nigdzie nie znalazło się miejsce na specyfikację, nawet taką krótką. Widać, że jest to obecny trend i kierunek, w którym podąża rynek chińskich klawiatur – przeznaczyć jak najmniej na opakowanie, żeby móc zaoferować więcej w środku. I to mi się podoba!


Akcesoria
W środku pudełka wita nas prześwitujący arkusz papieru z logiem, warstwa pianki przykrywająca klawiaturę oraz sam sprzęt opakowany tak dobrze, że absolutnie nic nie stanie mu się w transporcie. W osobnym kartoniku znajdziemy wszystkie akcesoria, a są nimi:
- kabel USB-C do USB-A z zaślepkami chroniącymi złącza,
- druciany keycap puller z plastikową rączką,
- metalowy switch puller,
- papierologia.
Jak więc widzicie, zestaw nie jest tutaj zbytnio bogaty, ale przynajmniej MONSGEEK nie zasypuje nas miernej jakości złomem. Przewód, choć gumowy, łatwo poodginać i ułożyć na biurku wedle uznania, a w dodatku odpowiada on kolorowi klawiatury. Jedyna obawa jaką bym wobec niego miał to podatność na żółknięcie, ale w takim wypadku można łatwo podmienić kabel na dowolny inny, bo obcujemy przecież ze sprzętem kompatybilnym z najpopularniejszym obecnie standardem USB typu C. Drucianego narzędzia do zdejmowania nakładek używa się wygodnie i nie uszkodzi ono ścianek keycapów, a narzędzie do wyciągania przełączników z klawiatury (zdradzające obecność hot-swap’a) jest z cienkiej blaszki, więc nie trzeba używać przesadnie dużo siły do korzystania z niego. Miło zresztą zobaczyć rozdzielenie tych dwóch elementów na dwa osobne narzędzia – pewna forma odetchnięcia od pchania wszędzie tego wariantu 2w1.

Wygląd
Lubię gdy producenci nie kombinują na siłę i oferują produkty schludne, eleganckie. MONSGEEK FUN60 Ultra spełnia ten wymóg, albowiem mamy tu najzwyklejszą obudowę z cieniutkimi ramkami dookoła klawiszy, bez żadnych rzucających się w oczy kombinacji. Rogi nie są zaokrąglone, a zamiast tego dwukrotnie zagięte pod kątem 45 stopni. Ciekawe rozwiązanie, nie powiem – mi przypada do gustu. Przy krawędziach widać też delikatne ścięcia, tak zwane „chamfery”, lub na polski – fazy. Jedyne co mi się realnie nie podoba to ten nieszczęsny uchwyt na pasek, zaczerpnięty od Wootinga. Odstaje on brzydko przy lewej krawędzi i nie dodaje sprzętowi żadnej realnej funkcji, ani nie podoba mi się wizualnie. Wiecie co jest jednak dużo gorsze? W zestawie nawet nie dostajemy paska do przymocowania w tym miejscu! O ile jestem w stanie zrozumieć, że niektórym to absurdalne akcesorium może się podobać, to wyposażenie obudowy w uchwyt na niego, ale brak samego elementu do przymocowania w jego miejscu, jest jakimś nieśmiesznym żartem. Jasne, za parę złotych na AliExpress kupimy takie paski z dowolnymi nadrukami, pasujące do FUN60, ale na Boga – dajcie chociaż jakiś prosty wariant w pakiecie, bo na taki osamotniony uchwyt aż słabo się patrzy.
Od spodu dostrzeżemy, że górna sekcja obudowy wyjeżdża trochę poza obrys tej dolnej – a mówimy tu o jednoczęściowym korpusie. Dodaje to całości odrobinę uroku i sprawia wrażenie jakby faktyczna część klawiatury lewitowała nad biurkiem, o ile patrzymy na nią z góry, pod odpowiednim kątem. Z profilu zauważymy z kolei, że całość w pewnym stopniu imituje design zwany box on wedge, bardzo popularny wśród entuzjastów. Na tyle ulokowane zostało z kolei złącze USB-C, przesunięte do lewej krawędzi i osadzone we wcięciu pozwalającym na stosowanie różnych kabli z różnej wielkości końcówkami. Spód zawiera zaś białe gumki antypoślizgowe, swego rodzaju grawer tworzący delikatne wgłębienie w całej powierzchni, którego sensu kompletnie nie rozumiem, a także szarą naklejkę z numerem seryjnym. Co ciekawe, nigdzie na FUN60 nie znajdziemy jakiegokolwiek brandingu marki. To dopiero zaleta!
MONSGEEK FUN60 występuje w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i białej. Wybrać można też różne kolorki nakładek, ale żadne mi się za specjalnie nie podobały – wolę klasyczną prezencję, bez żadnych gradientów. Na testy wybrałem wariant w bieli, bo choć w prywatnej kolekcji nie mam żadnej klawiatury w tym kolorze, to jednak podczas testowania sprzętów na bloga wolę coś innego niż nudna czerń. Pierwsze co rzuca się w oczy to lekka różnica między kolorem nakładek i obudowy – te pierwsze ewidentnie oferują cieplejszy odcień, podczas gdy obudowa jest zimna jak śnieg. Na szczęście nie widać tego tak bardzo jak mogłoby się wydawać, a ponadto potrzeba do tego pomieszczenia oświetlonego chłodnym światłem. Wystarczy zatem korzystać z klawki pod ciepłymi żarówkami i problem zanika.


Wykonanie
Aluminium w żadnym wypadku nie jest metalem ciężkim, drogim ani pożądanym. Można nawet powiedzieć, że produkcja przedmiotów z tego materiału jest przedsięwzięciem wyjątkowo tanim, choć wciąż droższym niż przy tworzywach sztucznych. Entuzjaści klawiaturowi jak i cała branża zajmująca się tworzeniem peryferiów z tej kategorii sprzętowej zauważyła przewagę aluminium nad plastikiem już lata temu, lecz potrzeba było naprawdę sporo czasu żeby dwudziestopierwszowieczne marki gamingowe podłapały temat i przerzuciły się na ten doskonały metal. Widzicie, zamknięcie klawiatury w aluminiowej obudowy nadaje jej wiele cech pożądanych przy tym rodzaju produktu – z reguły nie rusza się on bowiem z biurka, a więc nie wymaga redukcji ciężaru w celu zyskania na mobilności, a nie da się ukryć, że nic tak nie działa na wyobraźnię jak ciężki kawał metalu, na którym można polegać. Ponadto aluminium skutecznie uchroni wnętrze przed jakimikolwiek uszkodzeniami, w tym przy ewentualnych upadkach czy po prostu wieloletnim wpływie czynników zewnętrznych – w przeciwieństwie do taniego plastiku.
Oczywiście nie należy patrzeć na temat zero-jedynkowo, bo przecież jest grono ludzi chcących żeby ich klawiatura oferowała jak najniższą masę, właśnie po to żeby być w stanie wygodnie przewozić ją na imprezy LAN-owe czy do pracy – w zależności od klienta. Niemniej jednak nie da się ukryć, że znaczna większość osób preferuje sytuację, w której ich klawiatura oferuje metalowy, a nie plastikowy korpus. Nadaje jej to bowiem swoistego feelingu premium, za sprawą którego postrzeganie sprzętu kompletnie się zmienia. Nie dziwi więc fakt, że coraz więcej klawiatur na rynku oferuje już nie tylko wersje zamknięte w plastiku, ale również takie z teoretycznie wyższej jakości materiałów. Dobrze widoczne jest to na przykładzie Dark Project Gamma, która mnie osobiście kupiła między innymi swoim wykonaniem właśnie. Do tego grona doliczyć można też recenzowaną dzisiaj MONSGEEK FUN60 Ultra, zresztą nie będącą pierwszym niedrogim magnetykiem na rynku z taką opcją. Producent wykonał jej obudowę z jednego kawałka aluminium wycinanego maszynami CNC, w który chowa się płytka montażowa (również aluminiowa) i PCB. Dzięki takiemu zabiegowi FUN60 Ultra pokazuje na wadze 1030 gramów, czyli naprawdę sporo jak na 60% tego kalibru.

Moje podejście do metalowych obudów jest bardzo proste. Wychodzę z założenia, że to rynek decyduje co jest dla niego najlepsze, lecz nie jestem ślepy na fatalne decyzje. Choć większa część konsumentów uważa plastik za materiał wyraźnie gorszy od metalu, to ja zauważam w nim ogromny potencjał – szczególnie w przypadku klawiatur. Oczywiście, zaoferuje on gorszą żywotność i wytrzymałość, lecz w dobie wydawania nowego produktu przez marki co tydzień ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek kupi FUN60 z myślą o korzystaniu z niej przez dziesiątki lat – nawet jeśli bardzo bym tego chciał, bo przecież jest ona zdolna tyle wytrzymać. Niemniej jednak akurat w kwestii urządzeń jakimi są klawiatury większe znaczenie niż waga ciążąca na biurku ma dla mnie akustyka oraz wykończenie. O tym pierwszym wypowiem się trochę więcej później, ale już teraz mogę Wam powiedzieć, że tak jak wiele aluminiowych klawiatur potrafi brzmieć doskonale, to zoptymalizowanie ich pod tym kątem nie jest łatwo – i zdecydowanie nie jest to priorytet dla marki wypuszczającej na rynek w pełni gotową do działania klawiaturę za 400 złotych.
Jeśli zaś chodzi o wykończenie, to przy takim pułapie cenowym trudno jest utrzymać sensowną jakość, szczególnie gdy mówimy o anodyzacji. O ile faktycznie przy czarnej wersji mamy do czynienia z tą metodą, to MONSGEEK postawił na elektroforezę przy tej białej. Osobiście bałbym się brać anodyzowaną klawkę w takich pieniądzach, ale z drugiej strony popsuć czarną anodyzację też trzeba umieć. W przypadku e-coating’u utrzymanie równej tekstury i jednolitego koloru jest jednak znacznie prostsze, co widać na przykładzie mojego egzemplarza. Na przestrzeni kilkutygodniowych testów nie dostrzegłem jakichkolwiek niedoskonałości, to znaczy faktura jest idealnie gładka na całej powierzchni klawiatury, zaś kolor nie odbarwia się ani nie zmienia odcienia w żadnym miejscu. Jedyne czego bym się obawiał to żywotność takiego rozwiązania, bowiem wszelkiego rodzaju niezamierzony kontakt z innym twardym przedmiotem może skończyć się źle dla pokrytego farbą metalu – wówczas warstwa zewnętrzna może po prostu odpaść, pozostawiając po sobie brzydki, srebrny ślad. Wiadomo, takiej bieli nie osiągnie się przy zastosowaniu wytrzymalszej w tej kwestii anodyzacji, lecz warto mieć na uwadze, że jeżeli chcemy utrzymać FUN60 Ultra w pięknym stanie, to raczej trzeba na nią chuchać i dmuchać – czyli zupełnie na odwrót niż pisałem we wstępie tej sekcji, wspominając o plusach metalu.

Wnętrze
Dostanie się do środka obudowy recenzowanego dzisiaj sprzętu okazuje się wyzwaniem tak samo trudnym jak przy poprzednich gościach. Śrubki są bowiem rozlokowane zgodnie ze standardem Pok3r, czyli kompletnie losowo. Żeby je znaleźć należy zdjąć kilka keycapów, a następne odkręcić je za pomocą śrubokręta z końcówką Phillips. Plate+PCB assembly wysunie się samo po odwróceniu klawiatury do góry nogami, lecz trzeba uważać żeby nie pociągnąć za mocno kabelków od baterii i płytki-córki (ang. daughter-board), zamiast tego ówcześnie je odpinając. Od razu po wykonaniu tej czynności w oczy powinna rzucić się czarna pianka wyłożona na całej spodniej powierzchni korpusu. Po jej wyciągnięciu zauważymy z kolei, że choć na pierwszy rzut oka jest ona matowa i niskoporowata, to rewers odbija całe światło. Widzę coś takiego już któryś raz i obstawiam, że mamy tu do czynienia z folią połączoną z pianką – tylko po co? Żeby zapobiegać zwarciom?
Jeżeli zdecydujemy się odseparować PCB i aluminiową płytkę montażową, to naszym oczom ukaże się kolejna warstwa wygłuszenia. Tutaj mamy do czynienia z identyczną pianką, tak samo matową z jednej strony i świecącą z drugiej. Producent nie zaaplikował natomiast pianki PE na powierzchni płytki drukowanej – dzięki Bogu. Niektórzy zapewne uznają to za wadę, ale w mojej opinii im mniej różnorakich wygłuszeń w środku klawiatury, tym lepiej. Szkoda natomiast, że MONSGEEK idzie tym samym trendem co pozostali producenci i pcha na siłę pianki wszelkiej maści do FUN60. Kompletnie niszczy to brzmienie i eliminuje dla mnie jakąkolwiek frajdę ze słuchania klawiatury. Prawda, podczas grania raczej nie powinno zwracać się na to uwagi i maksymalne wygłuszenie dźwięków wydobywających się z tego urządzenia powinno być priorytetem, lecz osobiście mam pewnego rodzaju syndrom, przez który nie potrafię dobrze grać w osu! jeżeli nie słyszę walenia przełączników do rytmu.


Ergonomia
Rozmiar na jaki stawia znaczna większość producentów klawiatur magnetycznych to 60% i tak samo jest w przypadku MONSGEEK FUN60, co zresztą zdradza nam już sama nazwa. Format ten charakteryzuje się obcięciem absolutnie wszystkich sekcji poza tą alfanumeryczną. Nie znajdziemy tu zatem fizycznych klawiszy nawigacyjnych, rzędu funkcyjnego czy NumPada – wszystko skrywa się pod warstwami, dostępnymi przy wciśnięciu klawisza FN. Dla niektórych taki rozmiar może wydawać się niewygodny, bo przecież jak można odrzucić ~40% klawiszy, ale będąc szczerym nie odczuwam takiej różnicy podczas użytkowania sześćdziesiątek, nawet po przerzuceniu się z czegoś dużo większego. Oczywiście doceniam gdy klawiatura daje mi fizyczne klawisze, których tutaj brakuje, ale jestem w stanie komfortowo korzystać z 60% – moje palce są już bowiem nauczone wszystkich najważniejszych dla mnie skrótów klawiszowych, dających mi dostęp do brakujących przycisków. Poza tym taki format może realnie poprawić wygodę, albowiem nie musimy sięgać po potrzebne klawisze, zamiast tego wywołując je odpowiednimi sekwencjami. Wiem, że 60% (a nawet mniejsze formaty, jak 40%) są lubiane wśród programistów właśnie z tego powodu, zaś przy gierkach kompetytywnych oszczędzanie miejsca na biurku zdaje się być jednym z głównych motywów stojących za zakupem takiego, a nie innego rozmiaru.
Układ klawiszy to w FUN60 najzwyklejsze ANSI, bez żadnych udziwnień. Enter jest zatem niski i długi, a lewy Shift pełny. Dolny rząd oferuje z kolei spację 6,25u i pozostałe klawisze w wymiarze 1,25u. Widziałem już takie dziwadła, które wciskają w prawym dolnym rogu strzałki, co kompletnie rujnuje wrażenia z użytkowania, więc cieszy mnie standardowe podejście do tematu w tym modelu. Nie kupimy jednak FUN60 w wersji ISO, więc część Europejczyków może być zawiedzionych. Ponadto osobiście w swoich prywatnych sprzętach 60% wolę mieć Backspace podzielony na dwa klawisze 1u, podobnie jak prawy Shift – na 1,75u i 1u. Dodaje mi to dwa bardzo przydatne przyciski w wygodnych dla mnie miejscach – ale nie ma co się łudzić, że rynek prędko pójdzie w takim kierunku, żeby oferować taki układ klawiszowy w modelach pre-built, kierowanych do użytkownika przyzwyczajonego do zwykłego ANSI.


Tray mount nie oferuje jakichkolwiek interesujących doznań z użytkowania, co każdy powinien już wiedzieć. Wynika to rzecz jasna z beznadziejnego rozwiązania kwestii przymocowania PCB do spodu obudowy, losowo rozłożonymi śrubkami generującymi tak zwane hard-spoty. Nie ma natomiast zbyt wielu prostych rozwiązań, tym bardziej w tym budżecie. Można dla przykładu zastosować w klawiaturze tego typu tak zwany o-ring gasket mount, ale to dołożyłoby tylko roboty producentowi, a w efekcie zwiększyło koszta. Wolę więc pozostać już przy tym nieszczęsnym tray-u niż gdyby chińska marka zajmująca się przede wszystkim budżetowym sprzętem zaczęła kombinować jak maksymalnie udziwnić montaż w obudowie celem wyciśnięcia większych pieniędzy z klienta. Może i pisanie na FUN60 staje się przez to ubogie w jakiekolwiek przyjemne doznania haptyczne, lecz w kontekście klawiatury takiego kalibru najważniejsza jest niska cena, a nie kombinowanie – które w efekcie i tak pewnie nie zaoferowałoby dużo innego feelingu – bo przecież pianki i tak zablokują jakikolwiek ruch i uginanie.
Na spodzie obudowy znalazło się miejsce dla czterech gumek antypoślizgowych, które w połączeniu ze stosunkowo dużym ciężarem spełniają swoją rolę perfekcyjnie – klawiatura ani drgnie podczas użytkowania. Zabrakło jednak nóżek do regulacji kąta nachylenia, przez co jesteśmy skazani na domyślne 6°. Osobiście wolę modele o wyższym profilu, na przykład 10°, ale ja jestem wyjątkiem – raczej większość ludzi nie będzie mieć powodów do narzekania, gdyż na sześciu stopniach da się jak najbardziej komfortowo grać oraz pisać. Wysokość frontowa obudowy wynosi 23,5 mm (razem z dosyć grubą gumką antypoślizgową), zaś efektywna wysokość (mierzona do czubka przełącznika spacji – 27 mm. Można zatem powiedzieć, że obcujemy tu ze sprzętem stosunkowo wysokim, stojącym już na granicy, po której przekroczeniu przydałoby się dołożyć podpórkę pod nadgarstki. Takowej nie dostajemy jednak w zestawie, więc trzeba by ją sobie ogarnąć we własnym zakresie.
Ogólnie przyznam Wam, że korzystanie z MONSGEEK FUN60 Ultra było dla mnie do tej pory najmniej przyjemne ze wszystkich trzech niedrogich magnetyków. Wynika to niewątpliwie w jakimś stopniu z zastosowania tray mount’a, który jedyne co oferuje to twardy i nierówny impakt przy zderzeniu się trzpienia przełącznika ze spodem obudowy, lecz znacznie większe znaczenie ma tu właśnie ten kąt nachylenia połączony z wysokością na froncie. Gdyby zastosować niższy front, to byłoby okej. W drugą stronę, gdyby pozostawić taki front, ale zwiększyć kąt nachylenia, to również wrażenia z użytkowania by się poprawiły. Niestety mamy w tym temacie mocno związane ręce. Nie chcę odradzać klawiatury tylko z tego powodu, ale nie będę ukrywał, że do tej pory wypada ona najgorzej w tej materii, a nie czarujmy się – komfort użytkowania jest najważniejszą cechą tej kategorii sprzętowej, bo nie ma nic gorszego niż nieprzyjemna w użytku klawiatura.


Keycapy
Jarałem się jak dziecko zarówno przy MADLIONS MAD68 R jak i AULA WIN68HE, że producenci zdecydowali się na implementację nakładek o profilu Cherry lub chociaż czegoś w podobie, więc pojaram się i dziś. MONSGEEK FUN60 Ultra oferuje bowiem keycapy wyprofilowane identycznie jak oryginalne wisienki z niemieckiej produkcji. Jeśli jednak martwicie się o interferencję w środkowym rzędzie (home row, ten zawierający FGHJ itd.), wynikającą ze zderzenia się wnętrza nakładki z obudową przełącznika, to spieszę z wyjaśnieniem – pomimo północnej orientacji środek keycapa jest zaprojektowany tak, aby górna ścianka nie wadziła. To rozwiązanie znane ze znacznej większości keycapów od Akko, więc można spać spokojnie – home row będzie brzmiał tak, jak ma brzmieć. Skąd w ogóle u mnie takie zamiłowanie do Cherry, ktoś mógłby zapytać. Otóż jest to najpopularniejszy profil wśród entuzjastów, z którego mi osobiście korzysta się najprzyjemniej ze wszystkich na rynku. Cylindryczne wyprofilowanie powierzchni wraz z niskim wzrostem nakładek oraz innym kształtem dla każdego rzędu daje doświadczenia tak nieprawdopodobnie przyjemne, że osobiście jestem w szoku tak niskiego nakładu nakładek o profilu Cherry w klawiaturach pre-built. OEM-ów też da się używać i faktycznie jestem w stanie z nimi wytrzymać, ale jednak wisienki to kompletnie inna liga i nic ich w moich oczach nie przebije.
Grubość ścianek bocznych w zamontowanych na FUN60 nakładkach wynosi zatrważające 1,5 mm, co stawia je na równi z GMK czy JC Studio – jednymi z najlepszych keycapów na świecie. Zastosowana metoda produkcyjna to z kolei double-shot, zaś materiał – PBT. Taka kombinacja daje nam nakładki odporne na każde warunki i wieloletnią eksploatację. Cieszy mnie niezmiernie, że producenci poszli po rozum do głowy i obecnie ciężko znaleźć klawiaturę pre-built bez tak wykonanych nakładek. Powierzchnia wypada bardzo podobnie do większości capów z PBT, czyli jest gładka, ale charakterystycznie sucha pod palcem. Opuszki trzymają się jej bardzo dobrze, dzięki czemu nie trzeba martwić się, że podczas ważnej akcji w CS2 palec przypadkiem zjedzie nam z klawisza i nie wygramy rundy.


W zależności od wybranego wariantu możemy otrzymać nakładki z literkami osadzonymi na górnej powierzchni lub na ich froncie. Podejrzewam, że w tym drugim LED-y są osadzone w orientacji południowej żeby efektywnie rozświetlić literki, ale nie jestem w stanie tego zweryfikować – sam wybrałem bowiem ten klasyczny. Literki zostały wyrównane do lewego górnego rogu, czyli tak jak być powinno – nie żadne centrowanie. Dla kontrastu, modyfikatory są jednak wyśrodkowane, podobnie jak znaki specjalne czy cyferki. MONSGEEK postawił na bardzo elegancki krój pisma, z domkniętymi wszystkimi brzuszkami i bez żadnych gamingowych zakrętów czy wygięć. Chciałbym żeby każdy producent tak podchodził do tematu nakładek, może wówczas na rynku byłyby same klawiatury z ładną estetyką – ale wiadomo, jaki popyt, taka podaż.
Modyfikatory reprezentują naprzemiennie ikony, słowa lub słowa w połączeniu z ikonami. Nie wiem skąd pomysł na takie rozwiązanie, ale bardzo mierzi mnie takie coś. Na Backspace widnieje sama strzałka, na Enterze sam napis, a na Shiftach jedno i drugie? Absurd. Serio nie dało się zrobić tego lepiej, na przykład icon+text na wszystkich modach? Żeby nie było zbyt kolorowo, to zarzut mam też wobec równości wszelkich nadruków. Jeśli przyjrzymy się niektórym z modyfikatorów, to łatwo dostrzeżemy zmienną grubość w zależności od literki. Dla przykładu na Tabulatorze „a” jest dużo chudsze od sąsiadujących „T” i „b”, zaś na Shiftach rolę tych grubszych spełnia „ft”. Na całe szczęście literki w sekcji alfabetycznej nie mają takiego problemu i co do zasady wszystkie są równe. Nie mogę mieć też nie wiadomo jakich wymagań, bo mówimy przecież o niedrogim sprzęcie, lecz moim zdaniem takie krzywe nadruki wyglądają na tyle zabawnie, że muszę o nich wspomnieć.
Żadna nakładka nie dzierży dodatkowych nadruków, nawet na powierzchni frontowej. Oznacza to, że jeśli nie znamy wszystkich skrótów klawiszowych, albo nie zaprogramujemy ich samodzielnie wedle uznania, to czeka nas częste zaglądanie do instrukcji. Z drugiej strony ich brak czyni FUN60 dużo czyściej, eleganciej wyglądającą klawiaturą – a to zasługuje na pochwałę. Czy jest to wada, czy zaleta, to zależy już zatem od naszego podejścia do tematu. Wolisz funkcjonalność? Będzie to dla Ciebie wada. Wolisz estetykę? Będzie to zaleta. Ja należę do tej drugiej grupy.

Stabilizatory
Bez zaskoczeń w kwestii stabów – MONSGEEK postarał się i przesmarował zamontowane na klipsy do płyty montażowej stabilizatory. Grubego smarowidła jest sporo i to dobrze rozprowadzonego, dzięki czemu druciki nie wydają żadnych klekoczących odgłosów. Robótka wygląda w dodatku na tyle dobrze, że nie spodziewałbym się konieczności poprawiania smarowania we własnym zakresie przez długi okres od zakupu. Cieszy mnie niezmiernie, że tak dopracowane stabilizatory są obecnie standardem i kupując dowolną klawiaturę prawie w ogóle nie musimy martwić się, że dostaniemy suche lub źle przesmarowane staby. I tak, przekopiowałem tę sekcję z innej recenzji, bo do szału doprowadza mnie już parafrazowanie tego samego w praktycznie każdej recenzji klawiatury. Staby stały się po prostu tak dobre w pre-builtach bez względu na budżet, że dopóki coś nie poszło nie tak (jak w Keychronach czy Dark Project Gamma), to w zasadzie nie ma sensu pisać tej sekcji od nowa.

Przełączniki
W przypadku klawiatur magnetycznych kluczową rolę odgrywają przełączniki, które kryją się pod nakładkami – to w końcu one odpowiadają za aktywację klawisza. Choć liczę na to, że wkrótce magnetyzm w klawiaturach stanie się na tyle powszechny, że przestaniemy go postrzegać jako odrębną zaletę, to obecnie wciąż nie mogę powstrzymać się od zachwytu nad tą fascynującą technologią. To właśnie Edwin Hall odkrył, że przepływający przez obwód prąd można zagiąć za pomocą pola magnetycznego generowanego przez magnes – zjawisko, które później nazwano efektem Halla. Zmierzona wartość odgięcia elektronów w tym zjawisku pozwala za pomocą odpowiedniego sensora określić napięcie Halla, które jest niezbędne do działania switchy w klawiaturze. Dzięki niemu kontroler decyduje, kiedy aktywować odpowiednią funkcję, śledząc, jak głęboko nacisnęliśmy klawisz.

Efekt Halla pozwala na pełną regulację punktu aktywacji w ustalonym przez producenta zakresie. MONSGEEK ustalił go od 0,1 mm do 3,4 mm, co może wydawać się dość ograniczone w porównaniu do niektórych konkurencyjnych produktów, które oferują ustawienia aż do 3,9 mm. Zawężenie zakresu wynika jednak z użytych przełączników, które mają skok skrócony właśnie do 3,4 mm. Oznacza to zatem, że w tym modelu cały skok jest w pełni do wykorzystania, a my jako użytkownicy niczego nie tracimy! Ale co w zasadzie daje nam możliwość dostosowania progu aktywacji? Otóż, możemy idealnie dopasować działanie przełączników do naszych potrzeb. Jeśli podczas pisania czujesz, że przełączniki reagują zbyt łatwo, wręcz za szybko, wystarczy obniżyć próg aktywacji do np. 3 mm. Natomiast, jeśli w grach zależy ci na szybszej reakcji, punkt aktywacji ustawiony na 0,3 mm będzie strzałem w dziesiątkę. Choć większość osób przyzwyczaiła się do standardowych 2 mm i nie szuka zmiany, zapewniam, że po kilku dniach korzystania z tego typu klawiatury na pewno docenisz tę funkcjonalność. Co więcej, każdy klawisz można ustawić indywidualnie, więc jeśli zauważysz, że przyciski, które naciskasz małym palcem, nie aktywują odpowiednich funkcji, w klawiaturze magnetycznej ten problem zniknie natychmiast!
Aby dodatkowo podnieść komfort podczas grania, marka Wooting opracowała technologię, która całkowicie eliminuje punkt aktywacji, zastępując go systemem zależnym od kierunku ruchu trzpienia przełącznika. W tej technologii każdy ruch w dół uznawany jest za aktywację, a do góry za deaktywację. Nazwano to Rapid Trigger, a funkcja ta stała się bardzo pożądana wśród użytkowników klawiatur magnetycznych. MONSGEEK FUN60 Ultra również ją oferuje, zapewniając przy tym wysoką precyzję. Oprogramowanie umożliwia perfekcyjne dopasowanie parametrów pod siebie, dzięki dokładności do 0,01 mm – zarówno przy punkcie aktytwacji, jak i obu ustawieniach RT (choć podczas gry nie zauważyłem dużej różnicy między ustawieniami 0,01 mm a 0,1 mm). Nie muszę chyba nikomu mówić w 2025 roku, że Rapid Trigger kompletnie zmienia postrzeganie możliwości klawiatury w grach – po uruchomieniu go i skonfigurowaniu pod moje preferencje, wrażenia z użytkowania zdecydowanie poprawiły się w porównaniu do tradycyjnych klawiatur, zwłaszcza w takich grach jak osu! czy CS2, gdzie poprawiłem swoją celność i szybkość reakcji. Dla ciekawskich, moje ustawienia to próg aktywacji na 0,2 mm i czułość RT na poziomie 0,01 mm w dół i 0,1 mm do góry.


Oprócz tej zaawansowanej funkcjonalności warto zwrócić uwagę na dwie inne istotne zalety magnetycznych przełączników. Pierwsza to ich niesamowita żywotność, którą większość producentów ustala na co najmniej 100 milionów aktywacji na każdy przełącznik. Z mojej perspektywy to i tak niedoszacowanie – w magnetycznym przełączniku nie ma części, które mogłyby się zużyć. Aktywacja jest wywoływana przez magnes zbliżający się do sensora, eliminując metalowe styki i ograniczając elementy ruchome do jednego – trzpienia. W efekcie taki przełącznik nie ulegnie uszkodzeniu w tradycyjny sposób, przynajmniej nie za naszego życia. Pierwsze na świecie firmy zajmujące się produkcją klawiatur magnetycznych deklarowały 10 miliardów aktywacji, a nie widzę powodu, by w przypadku MONSGEEK FUN60 było inaczej. Oczywiście, jedynym elementem, który może się zepsuć, jest elektronika klawiatury, ale to i tak wydaje się mało prawdopodobne w najbliższej przyszłości. Klawiatury z magnetycznymi przełącznikami są więc idealnym wyborem na długie lata eksploatacji.
Kolejną zaletą jest poprawiona płynność działania switchy, wynikająca z braku fizycznych styków. W magnetykach trzpień porusza się wyłącznie po prowadnicach, a więc kontakt odbywa się między dwoma tworzywami sztucznymi, co eliminuje problem tarcia metalowych styków, z którym spotykamy się w tradycyjnych przełącznikach. Jasne, płynność może różnić się w zależności od modelu – w przypadku MONSGEEK FUN60, a raczej zamontowanych w niej Akko Glare, wszystko działa idealnie gładko, bez jakiegokolwiek tarcia, nawet przy bardzo wolnym naciskaniu klawiszy. Ponadto producent zastosował cieniutką warstwę ledwie widocznego smaru, co tylko poprawia ich pracę. Dobrze, że padło na taką aplikację, gdyż znam przypadki pogarszającej się gładkości wraz z użyciem grubego smarowidła. Sukces tkwi bowiem w bezkontaktowości, odpowiednich materiałach i precyzyjnych formach, a źle zaaplikowany smar może tę sprawę pogorszyć – tu na szczęście tego nie doświadczymy.
Z reguły zastosowanie przełączników opartych na Efekcie Halla daje jeszcze więcej funkcji, ale tutaj ewidentnie producent przyoszczędził. Nie uświadczymy ani działania analogowego, imitującego gałki w padzie, ani MPT (czyli dwóch, do trzech akcji na jednym klawiszu, w zależności od głębokości wciśnięcia). Jest natomiast Dynamic Keystroke (aka DKS), pozwalający przypisać nawet cztery różne akcje do tego samego klawisza, w zależności od kierunku, w którym porusza się trzpień, oraz głębokości naciśnięcia. W teorii to tę funkcję można wykorzystać jak MPT, bindując chociażby celowanie umiejętnością w League of Legends na 1 mm oraz natychmiastowe jej użycie na 3 mm. Albo powolny chód z Shiftem w CS2 na 0,5 mm, a sprint na 2,5 mm. Serio, ogranicza nas tutaj tylko wyobraźnia, bo możliwości są, a dostosowanie klawiatury maksymalnie pod siebie daje niezwykłą satysfakcję, wręcz spełnienie.
Konkretne switche skrywające się pod nakładkami FUN60 Ultra to Akko Glare. Sprzęt ten występuje także na Akko Windy, ale wyłącznie w najniższym, najtańszym wariancie. Ich producent jest mi nieznany, nie byłem też w stanie znaleźć jakichkolwiek informacji na ten temat, lecz moje podejrzenia są skierowane w stronę Outemu i Kailh. Niemniej jednak bazuję je wyłącznie na podstawie dyfuzora LED i poprzednich współpracach Akko z tymi markami, niczym więcej – nie traktujcie tego zatem jako pewnik. Wiadomo natomiast, że skok został tu zredukowany do 3,4 mm, a zamontowana w środku sprężynka wymaga 25 gramów siły nacisku na samym starcie, 40 gf na drugim milimetrze i 48 gf do dociśnięcia klawisza do samego dołu. Switche są liniowe, a więc nie poczujemy w momencie aktywacji żadnego bump-a, lecz tego raczej można się było spodziewać – wciąż jest niewiele modeli tactile i clicky wykorzystujących technologię HE, głównie ze względu na utratę części atutów z niej płynących.
Polioksymetylenowy trzpień osadzony w środku obudowy wykonanej w całości z poliwęglanu zawiera magnes wtopiony w rdzeń, na którym ląduje przy dociskaniu do samego dołu. Można zatem powiedzieć, że obcujemy tutaj z przełącznikiem long-pole. Nie płyną z tego jednak żadne poważne konsekwencje dźwiękowe, a pod kątem feelingu czuć standardowo twarde lądowanie, jak na aluminiową płytkę montażową połączoną z tray mount’em przystało. Po bokach krzyżakowego montażu dla keycapa znalazły się dwie ścianki, czyniące Akko Glare switchami Dust-proof. W teorii ich rolą jest chronić wnętrze przed dostawaniem się płynów i pyłów, ale w praktyce takie rozwiązanie nie ma prawa zadziałać. Niektórzy sądzą też, że takie rozwiązanie poprawia wobble, ale to kolejna nadinterpretacja – poziom chybotania się trzonu zależny jest tylko i wyłącznie od tolerancji między nim, a obudową. Tutaj czuć, że wiele dałoby się poprawić, albowiem wobble na lewo i prawo jest gigantyczny. Przypomina mi on trochę pierwszą iterację Wooting 60HE i siedzące tam Gateron KS-20 Lekker.
Spód obudowy nie dzierży otworu kojarzonego z magnetycznymi przełącznikami, co jest pozytywnym znakiem. Wpływa to niewątpliwie pozytywnie na akustykę, bowiem taka dziurka jedynie narusza fale dźwiękowe i pozwala im uciekać tam, gdzie nie powinny. Widać tam też dwa plastikowe piny, które stabilizują przełącznik w PCB, uniemożliwiając mimowolne przechylenie czy też obrót – wszystko siedzi stabilnie. Tak samo jest ze spasowaniem części obudowy, których zamykanie to znany z Kailh winglatch. Ostatnim elementem wartym uwagi okazuje się dyfuzor LED, zamontowany wewnątrz przełącznika. Jego rolą jest wyciągać podświetlenie z diod osadzonych na PCB i wypluwać je prosto na płytkę montażową i do literki, która ma być podświetlona. Efekty są widoczne gołym okiem, bowiem dzięki tym dyfuzorom światło rozlewa się naprawdę przyjemnie dla oka.

MONSGEEK deklaruje, że w najwyższym wariancie FUN60, nazwanym Ultra, zamontował sensory TMR zamiast klasycznych HE. W teorii ma to wpłynąć na dokładność i pobór energii, ale w praktyce nie jest tak kolorowo. Osobiście nie byłem w stanie poczuć jakiejkolwiek różnicy w użytkowaniu FUN60 względem innych magnetyków, oczywiście w kwestii dokładności, a jeżeli takowe nawet by się pojawiły, to zapewne nie przypisałbym ich od razu sensorom. Ponadto znajomy padziarz powiedział mi, że w jego dziedzinie też trendują zmiany z HE na TMR i tam także nie da się odczuć żadnej różnicy, również pod kątem oszczędzania energii. A to dosyć ważne, gdyż FUN60 oferowana jest w wersji bezprzewodowej, która szczególnie mogłaby z takiego atutu skorzystać.
Wiem co opóźnieniowe świry lubią najbardziej, więc i dla nich mam słów kilka. MONSGEEK deklaruje obsługę odświeżania na poziomie 8000 Hz w FUN60 nawet przy pracy bezprzewodowej, co zdaje się potwierdzać test przeprowadzony w aplikacji Keyboard Inspector. Koreański twórca pseudonimem EyeJoker rzuca nieco inne światło, lecz w kontekście innych klawiatur bardzo pozytywne – polling rate według jego testów wynosi dokładnie 6970 Hz (choć w modelu PRO), co jest trzynastym pod tym względem wynikiem w jego bazie danych. Opóźnienia też wypadają naprawdę nieźle, o ile ufać jego metodologii – z tym, że w zasadzie nie wiem na co patrzę widząc poszczególne dane w tabelce. Widzę, że wynik jest niski (czyli dobry), ale co konkretnie oznacza? Pojęcia nie mam. Jeżeli jednak cenisz sobie cyferki i lubisz chwalić się innym, że Twoja klawiatura jest szybka na papierze, to FUN60 zdaje się idealnym wyborem dla Ciebie.
Jak to wszystko przekłada się na praktykę? Czy wszystkie te opóźnienia mają w ogóle jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość? Moją opinię w tym temacie już powinniście znać – opóźnienia mogą być ważne jeżeli grasz na najwyższym poziomie, światowym wręcz. Jeśli jednak jesteś takim casualem jak ja, to nie ma powodów żeby traktować te wszystkie wyniki jakkolwiek poważnie. Dlatego też podzielę się z Wami moimi doświadczeniami praktycznymi. Podczas grania ustawiłem raz aktywację na 0,1 mm, a dead zone zredukowałem do zera. Sprawiło to, że przełącznik aktywował się nawet od pochylenia go w lewo, o poziom wobble! To chyba nie powinno tak działać, prawda? Niemniej jednak dowodzi, że dead zone tu nie istnieje i nie jest narzucony odgórnie, co osobiście uznaję za zaletę. Ponadto zauważyłem, że podczas pracy bez kabla klawiatura sprawia wrażenie mniej dokładnej, nawet trochę wolniejszej. Może to być placebo, ale z reguły gram na testowanym sprzęcie z czystą głową, więc szczerze w to wątpię.
Czułość to z kolei inny temat. W trakcie grania w osu! czy też CS2 zmieniałem swoje ustawienia Rapid Triggera wielokrotnie, a po dwóch tygodniach testów doszedłem do wniosku, że pod kątem dokładności mamy tu do czynienia z naprawdę dobrze zrealizowaną klawiaturą. RT nie zawiódł mnie na żadnym kroku, za każdym razem dając realną poprawę wyników. Counter-strafing był równie banalny co na innych klawiaturach magnetycznych, zaś szybkie streamowanie w osu! wychodziło mi skrajnie lepiej niż na standardowej klawiaturze z przełącznikami MX style czy też z po prostu wyłączonym Rapid Triggerem. Nie mam specjalistycznego sprzętu żeby sprawdzić czy faktycznie deklarowana dokładność do 0,01 mm jest zgodna z prawdą, ani czy próg ustawiony na 0,1 mm rzeczywiście odbywa się na tym poziomie, ale organoleptycznie mogę ocenić tę klawiaturę bardzo pozytywnie.
Pozostaje natomiast jedno ważne ale. Dla mnie klawiatura do grania (zresztą do pisania też) to nie tylko kwestia technologii czy niewidocznych dla mnie opóźnień, ale też samego komfortu użytkowania. Pod tym względem MONSGEEK FUN60 Ultra wypada dużo gorzej niż konkurencja. Przede wszystkim wynika to z zastosowania absurdalnie lekkich przełączników, na których co chwila popełniałem jakieś miss-clicki, nawet gdy próg aktywacji był na 0,3 mm. Ponadto duży wobble powodował masę sytuacji, w których po prostu nie czułem tej pewności kliku, bo klawisz chybotał mi się pod palcem jak oszalały. Dołożyć do tego jeszcze absurdalnie wysoką obudowę i niski kąt nachylenia (choć te aspekty akurat nie należą do tej sekcji), a klawiatura maluje nam się fatalnie na tle chociażby ostatnio testowanej AULA WIN68HE (choć i tam miałem problemy z lekkimi switchami, to odkupił je niewątpliwie niski wobble). O ile zatem mówimy tu o dokładnej pracy, to wybaczcie, ale mnie FUN60 nie zadowolił w pełni swoimi możliwościami technologicznymi ani przełącznikami.

Hot-swap
MONSGEEK już od swoich pierwszych modeli magnetycznych stara się redefiniować znaczenie hot-swap’u. Sama w sobie możliwość wyciągania przełączników z klawiatury HE jest po prostu efektem ubocznym zastosowanej technologii, albowiem przez brak metalowych styków żaden element switcha nie musi być przylutowany do PCB. Niemniej jednak na płytce drukowanej FUN60 Ultra znajdziemy gniazda hot-swap, takie same jak w zwykłych klawiaturach. Producent zaimplementował tutaj bowiem rozwiązanie rzadko jeszcze spotykane i moim zdaniem bezsensowne, lecz wciąż interesujące. Poza magnetykami możemy tu bowiem włożyć najzwyklejsze switche MX style i wszystko wciąż będzie działać! PCB ma nawiercone dziurki na dodatkowe piny, więc nie jesteśmy też ograniczeni do 3-pin. Na papierze brzmi to świetnie, bo dostajemy szeroką możliwość wyboru na jakich przełącznikach chcemy operować, ale w praktyce nie widzę żadnego logicznego powodu dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć wymienić Akko Glare na nie-magnetyki. To nie lepiej już kupić dużo tańszy produkt obsługujący tylko zwykłe switche?
Jeśli zaś chodzi o kompatybilność z innymi magnetykami, to MONSGEEK przygotował nawet domyślnie wgrane w klawiaturę profile, które wybieramy z poziomu oprogramowania, do najpopularniejszych (w teorii) opcji. Mimo to włożymy tu absolutnie każdy przełącznik opierający swój design na Gateron KS-20, a więc z magnesem po środku. Sam sprawdziłem FUN60 na GEON Raw HE, TTC Uranus i LEOBOG Wing Chun – wszystkie działały poprawnie, choć mam pewną obserwację. Widzicie, software pozwala nam ustawić próg aktywacji w przedziale od 0,1 mm do 3,4 mm. Co jeśli jednak włożymy przełącznik z dłuższym skokiem? Cóż, zakres się nie zwiększy, a zamiast tego oprogramowanie zawęży sobie dane przekazywane przez przełącznik do sensora i będzie traktować bottom-out na 3,8 mm tak jakby obcował ze switchem kończącym skok na 3,4 mm – dzięki kalibracji, którą musimy wykonać ręcznie. Dziwne rozwiązanie, ale moim zdaniem mało ważne, bo i tak przecież mało kto korzysta ze skrajnych wartości.

Brzmienie
Przetestowałem do tej pory naprawdę sporo klawiatur pre-built, czyli takich gotowych do użytku prosto z pudełka, składanych w fabryce przez maszyny, a w dodatku mam pewne doświadczenie z różnego rodzaju modelami magnetycznymi. Nie słyszałem natomiast do tej pory tak fatalnie brzmiącej klawiatury HE jak MONSGEEK FUN60 Ultra. Nawet nie chodzi tu o zastosowanie switchy, wydających niezbyt przyjemne brzmienie, a o użycie metalowej obudowy wypchanej wszelkiego rodzaju wygłuszeniem. Widzicie, jestem jedną z niewielu osób, które szczerze uważają, że klawiatury magnetyczne są w stanie brzmieć dobrze – wystarczy po prostu chcieć. Nie zgadzam się kompletnie, że przełącznik z magnesem w środku automatycznie oznacza gorszy dźwięk, albowiem jest masa sposobów na zrównanie ich z tymi nie-magnetycznymi. Ba, powszechnie panująca opinia o gorszym brzmieniu jako domenie magnetyków to prawdopodobnie skutek osłuchania się przez ludzi z Wooting 60HE oraz Gateronami KS-20, które nie oszukujmy się, nie są w żadnym stopniu przystosowane do sensownego brzmienia. Tutaj jednak producent podjął pewne działania, więc dlaczego w mojej opinii poległ?
Pisanie na FUN60 Ultra bez słuchawek na uszach realnie wprowadza mnie w konsternację. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to „ona brzmi jak Wooting w metalowej obudowie”, nawet pomimo zastosowania switchy z płaskim, nieprzedziurawionym spodem. Po podmiance kilku przełączników na inne magnetyczne jak i te niemagnetyczne wita nas podobny skutek, choć nie będę ukrywał – trochę mniej ewidentny. Całość brzmi bowiem nijako, stosunkowo cicho jak na tę kategorię sprzętową, a także po prostu pusto – ale nie w znaczeniu pustego wnętrza obudowy, a wręcz przeciwnie – tak bez wyrazu i charakteru. W mojej opinii wynika to wszystko z trzech elementów. Po pierwsze metalowy korpus przy tak małym rozmiarze i braku jakichkolwiek działań w kierunku optymalizacji akustyki skutkuje już domyślnie skazanym na porażkę brzmieniem. Oliwy do ognia dokłada wyłożenie całego jej spodu wygłuszeniem, które zamiast dodać klawiaturze tego uderzenia, którego tak potrzebuje, to wycisza ją do granic możliwości. Gwoździem do trumny są jednak te nieszczęsne switche Akko Glare, których sprężyny dają o sobie znać w formie słyszalnego rezonowania (albo raczej skrzypienia).
Nie ma jednak rzeczy niemożliwych do naprawienia. Z problemem pogłosu wydobywającego się z wnętrza switchy można łatwo poradzić sobie za pomocą odrobiny smaru, na przykład takiego kupionego od partnera bloga TinkerKeys. Wystarczy przesmarować ten element zgodnie z moim poradnikiem i magicznie klawiatura zaczyna brzmieć dużo lepiej. Poniżej załączam plik dźwiękowy z porównaniem przełącznika suchego oraz takiego po modyfikacji. Jeśli zaś chodzi o nudne, suche i płaskie brzmienie całości konstrukcji, to tu sprawa jest jeszcze prostsza – usunięcie wszystkich wypełniaczy, albo chociaż tego ze spodu obudowy, skutecznie radzi sobie z uwydatnieniem, podgłośnieniem i ożywieniem stukania. Moim zdaniem w takiej formie sprzęt oferuje dużo ciekawsze brzmienie, ale mam pełen szacunek dla ludzi, którym odpowiada ono w fabrycznym stanie. Każdy ma wolność wyboru i nawet jeśli ja pałam nienawiścią do pianki, to Wy wcale nie musicie. Choć i tak uważam, że sposób radzenia sobie z mierną akustyką wybrany przez MONSGEEK jest naklejaniem plasterka na cieknącą rurę.
Podświetlenie
Tak jest, produkt gamingowy musi mieć światełka – nie będę powtarzał kolejny raz tego nacechowanego pejoratywnie zdania, które załączam w każdej recenzji klawiatury z tej kategorii. FUN60 Ultra oferuje diody SMD, czyli przylutowane bezpośrednio do powierzchni PCB. Emitują one kolorowe światło z możliwością konfiguracji wedle uznania, a ich orientacja jest północna – tak żeby podświetlić mleczne literki umiejscowione w górnej części powierzchni keycapa. Osobiście wolałbym rozwiązanie podobne do tego w AULA WIN68HE, gdzie diody są w dolnej sekcji przełącznika (south facing) i nie podświetlają keycapów, bo te nie mają prześwitujących znaków. Niestety MONSGEEK ma trochę inne podejście i ewidentnie celuje w standardowego klienta, który z hobby nie ma nic wspólnego – i nic w tym złego, tylko ponownie rodzi się pytanie po co wydawać taki produkt pod szyldem marki zajmującej się bardziej entuzjastycznym sprzętem niż tym przystępnym dla zwykłego klienta.
Podświetlenie jest jasne, głównie za sprawą jasnej płyty montażowej doskonale odbijającej światło. Literki podświetlają się równo, bez większych problemów nawet przy modyfikatorach, a w znakach pokroju O czy D nie widać żadnych ciemniejszych punktów. Podejrzewam natomiast, że w wariancie z czarnymi keycapami może nie być tak kolorowo, bo tutaj intensywność światła po prostu daje radę przebić się przez biały plastik, gdzie przy tym czarnym, pochłaniającym wszystkie fale świetlne, po prostu będzie wyglądać to słabo. Kolorów do dyspozycji są miliony, lecz klasycznie, jak to przy LED-ach RGB bywa, biel nie do końca odpowiada rzeczywistości. Mam na myśli, że wydobywa się z niego ewidentnie niebieska poświata, która z bielą nie ma nic wspólnego. Podobnie jest przy kolorze żółtym, bardziej przypominającym limonkę. Ale to już raczej znacie – kolorowe diody SMD są zwyczajnie w świecie problematycznym tematem jeśli chodzi o reprezentację barw i o ile nie korzystacie z podstawowej palety kolorów (czerwony, zielony, niebieski), to możecie nieźle się zawieść – szczególnie przy modelu w bieli, do którego w teorii powinien pasować praktycznie każdy odcień.

Oprogramowanie
Dostęp do softa przez przeglądarkę jest naprawdę dużym kamieniem milowym w świecie klawiatur i cieszę się, że coraz więcej producentów oferuje zaoferować się taką opcję. Gorzej jednak jeżeli z jakiegoś powodu nie mamy wyboru i jesteśmy zmuszeni do korzystania z aplikacji przez przeglądarkę. Problem ten miałem z WIN68HE i MAD68 R, lecz na całe szczęście MONSGEEK nie popełnił tego błędu. Tutaj dostajemy pełną dowolność i jeśli nie chcemy zaśmiecać pamięci komputera programem, to korzystamy z oprogramowania przez stronę internetową, a jeżeli z jakiegokolwiek powodu wolimy zainstalowaną na urządzeniu apkę, to też mamy taką możliwość. Ponadto software marki jest jeden, to znaczy nie trzeba wybierać dedykowanego programu do danego modelu – wystarczy pobrać jedno jedyne oprogramowanie dostępne na stronie.
Aplikacja jest przejrzysta, wszystkie funkcje zostały dobrze porozdzielane, a w dodatku do dyspozycji są zakładki z publikowanymi przez innych użytkowników ustawieniami podświetlenia i aktywacji klawiszy. Z poziomu oprogramowania skonfigurujemy kolor, jasność, efekt i prędkość animacji podświetlenia, ustawimy działanie dowolnych klawiszy (w tym FN) na kilku warstwach, zmienimy punkt aktywacji oraz dostosujemy działanie Rapid Triggera i dead zone. W osobnych zakładkach istnieje też opcja dodania funkcji takich jak Dynamic Kestroke, Mod-Tap, Toggle czy SOCD. Do dyspozycji jest także nagrywanie i przypisywanie makr.
Schody zaczynają się natomiast w momencie, gdy chcemy skorzystać z softa bezprzewodowo. Fajnie, że w ogóle mamy taką możliwość, bo przecież mało klawiatur na rynku na to pozwala, lecz skoro tutaj takowa opcja istnieje, to fajnie byłoby z niej korzystać – ale wiąże się to z poważnym problemem, jakim jest absurdalnie długie ładowanie się aplikacji. Było to dla mnie do tego stopnia irytujące, że po jednorazowym rozładowaniu akumulatora zrezygnowałem z używania FUN60 bez kabla. Ponadto dostrzegłem poważny problem z zapamiętywaniem przez oprogramowanie naszych ustawień. To znaczy te zapisują się w pamięci wbudowanej klawiatury, ale sama aplikacja nie wyświetla ich poprawnie. W momencie gdy przerzuciłem się z apki przeglądarkowej na tę instalowaną na komputerze, to interfejs zaczął wyświetlać mi kompletnie błędne ustawienia – na przykład takie, że połowa klawiszy jest ustawiona jako wyłączona z jakiejkolwiek funkcjonalności (Disabled).
Jakby tego było mało, to pewnego dnia po odpaleniu oprogramowania sprzęt na moment zapomniał moich ustawień! Na moment, bo po chwili ustawiłem je z powrotem wedle moich preferencji. Takie zachowania są tym bardziej irytujące, że FUN60 na żadnym etapie nie pozwala nam na tworzenie osobnych profili, pomiędzy którymi możemy przełączać się skrótem klawiszowym. Z tego też powodu każdorazowo gdy chciałem pograć w CS-a albo osu! musiałem uruchomić software i zmienić działanie RT pod gierki, a po zakończonej sesji zrobić ponownie to samo, lecz w drugą stronę. Powiedziałbym, że da się to wybaczyć budżetowemu produktowi, ale wariant Ultra wcale nie jest taki tani żeby mógł pozwalać sobie na takie błędy.












Bezprzewodowość
Wiecie, technologia magnetyczna w klawiaturach wymaga absurdalnych ilości prądu i od początku nie spodziewałem się zbyt dobrych wyników, ale jakoś tak miałem cichą nadzieję na mityczne możliwości obniżenia zużycia przez sensory TMR. Jak bardzo się myliłem! Zamknięty w obudowie FUN60 Ultra akumulator ma 4000 mAh (niektóre warianty tylko 3000 mAh, warto patrzeć na specyfikację przed zakupem), co samo w sobie powinno pozwolić na kilka dni pracy bez kabla. Tyczy się to jednak zwykłych, a nie magnetycznych klawiatur. Tryb wybieramy w przedmiocie dzisiejszej recenzji za pomocą przełącznika ukrytego pod CapsLockiem. Żeby go przestawić należy zdjąć keycap i paznokciem przestawić w dół (Windows) albo w górę (Mac) – co za absurdalne, niepraktyczne rozwiązanie! Do testu postanowiłem używać wyłącznie 2,4 GHz przez lepsze opóźnienia, a także rozkręcić podświetlenie na maksymalną jasność z gaśnięciem ustawionym na 5 minut nieużywania. Wyniki mnie przeraziły.
MONSGEEK FUN60 Ultra wytrzymała dwie doby, tyle samo co mój smartwatch Samsung Galaxy Watch4 Classic. To fatalny wynik, wynikający z wielu czynników. Po pierwsze zdaję sobie sprawę, że pozostawienie włączonego oświetlenia przyczyniło się do skrajnie wyższego drenażu baterii, ale przecież każdy test realizuję w ten sposób i zdarzały mi się sprzęty trzymające nie dni, a tygodnie na jednym ładowaniu. Po drugie wciąż mówimy tu o absurdalnym poborze prądu przez sensory badające czy przełącznik został aktywowany, więc nikogo nie powinien dziwić taki obrót spraw. Jedno jest dla mnie teraz pewne – wstrzymajcie się z zakupem bezprzewodowej wersji FUN60, bo oszczędzicie parę złotych, a nie stracicie absolutnie nic. No chyba, że lubicie w środku ważnej rundy doświadczyć wyłączenia klawiatury, co w efekcie prawie przegra Wam mecz (mówię z doświadczenia).

Ocena końcowa
Ostatnimi czasy rynek zalało wiele ciekawych propozycji klawiatur magnetycznych w niedużych pieniądzach. MONSGEEK FUN60 Ultra nie jest jednak jedną z nich. To solidnie wykonany produkt, bo zamknięty w aluminiowej obudowie, wypchany tym co docelowy klient uwielbia, czyli pianką, wyposażony w nakładki PBT double-shot i gładkie przełączniki magnetyczne, a także oferujący ładnie wyglądający software i tryb bezprzewodowy. Brakuje mu jednak naprawdę wiele żebym był w stanie z czystym sumieniem komukolwiek go polecić. Na początku byłem pozytywnie zaskoczony, bo staby pracowały równie dobrze co u konkurencji, a switche chodziły gładziutko i przyjemnie, zaś estetyka cieszyła oko swoją prostotą. Szybko zamieniło się to jednak w linię pochyłą.
Zaczęło się od wobble, który przeszkadzał mi na każdym kroku – zarówno w grach, jak i podczas pisania. Fizycznie nie jestem w stanie czerpać przyjemności z klawiatury, w której klawisze tak gibią się na boki. Zdarzy się sytuacja, że przymknę na to oko, ale kurczę, nie w tak relatywnie drogim, choć wciąż budżetowym, produkcie – tym bardziej, że konkurencja dosłownie pożera go w tym względzie jednocześnie kosztując ułamek tego co woła za FUN60 producent. Potem oprogramowanie pokazało swoje prawdziwe oblicze i absurdalną zawodność – każda próba zmiany ustawień kończyła się czekaniem na załadowanie paska, potrafiącego stanąć w miejscu na kilka minut, a gdy już dostałem do niego dostęp, to witała mnie niezwykle ograniczona funkcjonalność. Gwoździem do trumny był śmiesznie krótki czas pracy na jednym ładowaniu.
Nie kręci mnie kompatybilność ze zwykłymi przełącznikami kontaktowymi MX style, bo nie po to kupuję magnetyka żeby zaraz go down-grade’ować. Nie kręcą mnie też pianki, które w mojej opinii rujnują brzmienie, szczególnie w FUN60, gdzie wygłuszenie jest tak ewidentne, że aż przeszkadzało mi w efektywnym graniu swoją ciszą. Nie obchodzą mnie także opóźnienia i to czy MONSGEEK FUN60 Ultra wypada pod tym względem lepiej czy gorzej od konkurencji. Aluminiowa obudowa jest fajna, dodaje masy, wygląda spoko, ale nie jest dla mnie też jakimś deal-breaker’em z powodu którego mógłbym polecić klawiaturę bardziej od takiej zamkniętej w tworzywie sztucznym. No i miło byłoby gdyby producent nie dodawał uchwytu na pasek przy lewej krawędzi jeśli nie ma zamiaru dorzucać samego paska w zestawie…
Koniec końców, jak wiadomo, wszystko sprowadza się do ceny. Kupując tak wiele różnych klawiatur magnetycznych miałem w głowie tylko jedno – lecę na budżecie i oceniam możliwości w kontekście niedużej ceny. FUN60 łamie jednak trochę tę zasadę, albowiem najdroższy wariant (ten z testu) wyjdzie nas ponad 400 złotych, czasem nawet bardzo blisko 500 zł. To wciąż niedużo jak na klawiaturę magnetyczną, w dodatku metalową, ale trochę wykraczamy poza ramy budżetowości. Dobrze wypadają natomiast najniższe warianty, oparte na innych przełącznikach, bez sensorów TMR, bez akumulatora w środku i z korpusem z plastiku – wówczas cena oscyluje w okolicach 150 złotych, czyli podobnie do konkurencji. Jeśli miałbym się zatem decydować na zakup tego modelu, to w żadnym wypadku nie tego najbardziej dopakowanego. Lepiej oszczędzić i wybrać coś w teorii słabszego, a w rzeczywistości sensowniejszego. Nie zawsze dopłata oznacza korzyść. Choć i tak ja wybrałbym po prostu WIN60HE, ACE60 albo MAD60HE.
Postscriptum
Dziękuję Wam wszystkim za śledzenie mojego bloga, czytanie recenzji i nawet zaglądanie na moje transmisje na żywo na Twitchu. Żeby zbudować trochę lepszą więź pomiędzy mną, a czytelnikami, postanowiłem założyć serwer Discord przeznaczony głównie do dzielenia się opiniami o artykułach, proponowania tematów, informowania o nowych publikacjach i po prostu rozmawiania o klawiaturach. Wiem, że jest w Polsce kilka serwerów o takiej tematyce, ale chciałbym żeby moja społeczność miała jakieś dedykowane miejsce, w którym może bez problemów dostać notyfikację o nowo opublikowanej recenzji i prędko napisać o niej kilka słów krytyki. Jeśli więc chcielibyście dołączyć, to link pozostawiam w tym odnośniku. Dzięki!
Wpadłem też na pomysł zrobienia Q&A, w którym możecie mi zadać pytania na wszelkie tematy – zarówno o klawiaturach, jak i o czymkolwiek innym, kompletnie niezwiązanym z tematem tych urządzeń peryferyjnych. Miejsce do pytań zostało wyznaczone na podlinkowanym wyżej serwerze Discord, ale jeśli zadacie mi je w komentarzach pod artykułem to też na nie odpowiem 🙂