Recenzja GEON.WORKS W1-AT R2

Pewnego razu z kompletnych nudów podjąłem decyzję o zaplanowaniu sobie harmonogramu publikacji tekstów na blogu. Ustaliłem wówczas pierwotną kolejność w jakiej miały pojawić się recenzje moich prywatnych klawiatur „customowych”. Jak się jednak prędko okazało, cały ten „wysiłek” był na marne, a to wszystko przez moje odczucia wynikające z użytkowania niektórych modeli. Blisko miesiąc temu pisałem, że artykuł o RAZER Blackwidow 2014 TE miał ukazać się później, ale dostałem weny na niego i dlatego wylądował już na blogu. Tak samo jest z gościem dzisiejszej recenzji, a mianowicie GEON.WORKS W1-AT R2. Jest to na chwilę obecną najświeższa klawiaturka w mojej kolekcji, a mimo to tak szybko dostaje ona ode mnie reckę. Dlaczego tak się stało? Wnioski zapewne wyciągniecie sami po reszcie tekstu 🙂

Zacznijmy sobie jednak w klasycznym stylu – dlaczego to urządzenie znalazło się w ogóle w moich rękach? W1-AT to projekt geniusza klawiaturologii o pseudonimie GEON, któremu w projektowaniu pomagał przede wszystkim majestatyczny streamer klawiaturowy BlackSimon. W1-AT jest modelem mającym nawiązywać do bardzo klasycznego formatu, a konkretnie AT. Swoją pierwszą rundę miał on jeszcze w 2021 roku i wówczas mogliśmy kupić ten sprzęt w kilku różnych, anodyzowanych kolorach. Runda druga zmieniła delikatnie ścięcia na krawędziach obudowy (również tych wewnętrznych) i wystartowała w kolorze kremowym. Wiele miesięcy musiało jednak minąć od dnia zapowiedzi do faktycznego wyprodukowania ilości zdatnej do sprzedaży. Okazało się niestety, że przez sposób nanoszenia koloru na obudowę wszystkie egzemplarze muszą zostać oznaczone jako B-stock i w ten sposób sprzedaż otwarta została dopiero w lipcu tego roku.

Początkowo nie byłem pewien czy chcę nabyć ten model, bo miałem akurat trochę inne wydatki. Uznałem jednak, że to może być moja ostatnia szansa żeby kiedykolwiek kupić W1-AT w sensownych pieniądzach, gdyż sam GEON raczej nie planuje już produkować tego modelu, a w Europie mało kto wystawia W1-AT z drugiej ręki. Kolor kremowy pasował z kolei na zdjęciach do keycapów w kolorystyce beżowej, więc konkluzja była prosta – trzeba brać! Spiąłem więc budżet i zamówiłem swój egzemplarz, a do koszyka dorzuciłem jeszcze keycapy Keykobo Jindo. Z recenzowanym dzisiaj produktem obcuję już od 10 tygodni, a że uważam go za jeden z lepszych zakupów klawiaturowych w moim życiu, to potrzeba napisania recenzji nadeszła tak prędko. Co więc przekonało mnie tak bardzo do GEON.WORKS W1-AT R2? Zapraszam do lektury!

GEON.WORKS W1-AT R2

Opakowanie

Naprawdę doceniam sposoby pakowania klawiatur w tym przewspaniałym hobby. Coraz więcej producentów rozumie, że ich piękne pudełeczka i tak skończą na śmietniku i będą przerobione na makulaturę, a jeśli zbyt przesadzą z dodawaniem do nich plastiku, to w dodatku pogorszą stan planety. Dlatego też GEON.WORKS nie wysyła produktów w bzdurnych kartonach, mających wołać do nas z zewnątrz, że dzierżą sprzęt, o którym zawsze marzyliśmy. Tutaj mamy zwykłe pudełko, w którym znajdziemy torbę do przenoszenia naszej nowo nabytej klawiatury, a wszystko spakowane zostało do jej wnętrza. To torba jest prawdziwym opakowaniem, którego w dodatku wielokrotnie użyjemy – do transportu sprzętu na meet-upy, do pracy czy też do kawiarni. Nie ma znaczenia dokąd ją zabierzemy, ale na szczęście dostajemy ją w pakiecie – i to powinno być absolutnym standardem, obowiązkiem dla producentów klawiatur „customowych”.

Akcesoria

GEON.WORKS W1-AT R2 to nie jest klasyczna klawiatura pre-built, a tak zwany „custom”, choć ja wolę określenie „DIY kit”. W każdym razie, otrzymujemy ją w częściach i to my musimy ją złożyć. W dodatku nie dostajemy wraz z nią przełączników, stabilizatorów czy keycapów – te musimy dokupić we własnym zakresie, wedle własnego uznania. Standardowym wyposażeniem W1-AT są wszystkie potrzebne do jej złożenia śrubki, w tym zapasowe, gumowe „kijanki” (ang. tadpole) pełniące rolę substytutu dla śrub potrzebnych do montażu „top-mount”, gumki antypoślizgowe do przymocowania na spodzie obudowy, tymczasowa płyta prostująca mająca na celu pomóc nam ułożyć przełączniki prosto na PCB podczas budowy klawiatury „plateless” oraz sama obudowa. Ja dokupiłem do niej dodatkowy pakiet „tadpole” o innej twardości oraz płytkę drukowaną o grubości 1,2 mm, lutowaną rzecz jasna.

Wygląd

Generalnym konsensusem wśród entuzjastów, z którymi mam najwięcej styczności, jest zamiłowanie do nieprzesadzonych designów. Mowa oczywiście o koreańskich proporcjach, zgrabnym profilu i w miarę stonowanych kształtach. W1-AT spełnia wszystkie te warunki, oferując wspomniane proporcje, a także kompletnie płaskie boki. Dosłownie – każda ścianka obudowy tej klawiatury jest płaska, a jedynie z profilu widzimy minimalne, zaokrąglone wcięcie od spodu, w teorii poprawiające możliwości chwycenia jej i podniesienia. De facto nie ma to dla mnie większego znaczenia, bo osobiście preferuję łapać moją W1-AT jedną dłonią, od góry i od dołu. Pomaga w tym zdecydowanie tekstura wykończenia, która znacznie poprawia przyczepność. Na tyle obudowy znalazło się miejsce na wyśrodkowane wejście USB-C, osadzone delikatnie głębiej niż ścianka – niemniej jednak nie jest to taki hardkor jak w Glare TKL i znaczna większość kabli nam tutaj na luzie wejdzie.

Interesującym aspektem recenzowanego dzisiaj modelu są dostępne kolory. Za pierwszym razem gdy mieliśmy okazję kupić „long boi”, oferowany był on w burgundzie, granacie, czerni, szarości, różu i niewykończonym srebrze. Później do tego doszedł jeszcze ciemny zielony oraz anodyzowane srebro. Jak natomiast doskonale wiecie, znaczna większość klientów marki GEON.WORKS lubuje się w beżu, a do tej barwy najbardziej pasuje kremowa obudowa. Rozpoczęły się zatem prace nad takowym wariantem W1-AT i niestety przez wiele miesięcy mogliśmy wyłącznie pomarzyć o jego wypuszczeniu. GEON chciał użyć bowiem innej metody malowania obudowy niż anodyzacja żeby uzyskać śliczny, pasujący do plastikowych keycapów odcień beżu. Finalnie na szczęście się to udało i na rynek wypuszczonych zostało wiele egzemplarzy, które ku zdziwieniu wszystkich nie wyprzedały się przez wiele dni. Ja sam nabyłem ten właśnie wariant.

Kremowa W1-AT prezentuje się doskonale, szczególnie w połączeniu z „retro” keycapami właśnie. Jedyny mankament to jednak moim zdaniem srebrny spód, jednak domyślam się skąd taka decyzja – prawdopodobnie malowanie go na beż zakończyłby się jeszcze większymi problemami, więc producent po prostu uznał srebrną anodyzację za najlepsze rozwiązanie. Nie przeszkadza mi takie wyjście jakoś szczególnie, bo nie widzę spodu klawiatury zbyt często, niemniej jednak preferuję jednokolorowe obudowy i pozostawia to pewien niesmak. Skoro już zacząłem o spodzie, to wspomnę jeszcze o mosiężnej wadze, którą możemy tam dostrzec. O ile sam spód jest płaski i zawiera jedynie napis W1-AT na środku oraz „Designed and Manufactured in South Korea , Geonworks” przy przedniej krawędzi (swoją drogą GEON dał tam spację przed przecinkiem, co jest błędem), to waga wykończona na mat ma podłużne wycięcia, coś na styl grilla. Wygląda to w porządku i jest mi zupełnie obojętne, ale nie jest to w żadnym stopniu intrygująco wyglądający odważnik, w porównaniu z chociażby tym w Owlabs Mr. Suit (nie żebym narzekał).

Runda druga od pierwszej różni się jednym marginalnym detalem, poza rzecz jasna kolorem. Są to ścięcia od wewnętrznej strony sekcji klawiszowych. W pierwszej edycji testowanego dziś urządzenia były one delikatne, zaś w drugiej GEON zdecydował się na znaczne ich „powiększenie”. Tutaj są one dużo wyraźniejsze i bardziej rzucają się w oczy, co w mojej opinii jest doskonałą charakterystyką tej klawiaturki. Podoba mi się to, nie widziałem jeszcze niczego podobnego w innych modelach.

Ciekawym aspektem są jeszcze otwory na śrubki, które naturalnie znajdują się na spodzie. W ostatnich latach coraz więcej producentów stara się je ukrywać na różne sposoby, ale na szczęście GEON nie bawi się w takie bzdurki i eksponuje je w klasyczny sposób – a przynajmniej połowę z nich. Główki śrubek są na płasko ze spodem obudowy, nie wchodzą głębiej, dzięki czemu nie porysujemy przypadkowo obudowy śrubokrętem. Same wycięcia są zaś ładnie zaokrąglone. Niby mały detal, którego w dodatku nie mamy okazji zbyt często podziwiać, ale doceniam taką dbałość – a jeszcze bardziej doceniam zamykanie obudowy na widoczne śrubki niż chowanie je pod keycapami, zmuszając właściciela sprzętu do zdejmowania ich i potencjalnego uszkodzenia wewnętrznych ścianek – jak na przykład w Vertex Arc60. Cztery śrubki schowane są natomiast sprytnie pod gumkami antypoślizgowymi, które wchodzą w otwory na wcisk, zakrywając co kryje się pod nimi.

Wykonanie

Jak większość obecnie produkowanych klawiatur w tym hobby, W1-AT jest wykonana z aluminium, zaś jej waga z mosiądzu. Dzięki użytym tu materiałom całość waży 2660 gramów po zbudowaniu, co jest stosunkowo dobrym wynikiem jak na format AT. Kolor jest nakładany na obudowę na dwa sposoby – jedną z nich jest anodyzacja, czyli „industry standard” lubiany przez znaczną większość hobbystów, zaś kremowa barwa wykorzystuje jakiegoś rodzaju pokrycie metalu farbą. Ciężko mi powiedzieć czy jest to cerakota, czy elektroforeza, ale na sto procent jest to coś w tym stylu – a co za tym idzie, wystarczy jedno mocniejsze stuknięcie w obudowę i lakier może zwyczajnie odpaść. Oczywiście jeśli nie dopuszczamy do takich sytuacji to nic nam nie grozi, ale w przypadku anodyzowanych obudów nie trzeba się o coś takiego martwić w ogóle. Dla przykładu moja RAMA.WORKS U80-A SEQ2 malowana metodą e-coat ma kilka zarysowań na krawędziach wynikających tylko i wyłącznie z tego, że farba starła się z powierzchni metalu ocierając o… komodę.

Tekstura jest tutaj wyraźnie chropowata, chociaż z każdej strony ma ona nieco inną charakterystykę – na bokach jest gładziutka, zaś od góry mamy do czynienia z czymś w podobie papieru ściernego. Osobiście podejrzewam, że to może być jeden z powodów dlaczego GEON i Glare oznaczyli wszystkie egzemplarze W1-AT R2 jako B-stock – czyli stan dobry, ale nie idealny. Normalnie w klawiaturach A-stock oznacza brak jakichkolwiek zarysowań na zewnętrznej stronie obudowy, zaś B-stock pozwala na minimalne ryski czy inne niedoskonałości. Na stronie GEON.WORKS znajdziemy nawet listę dokładnych wad na jakie pozwala się u nich w egzemplarzach B-stock. Ale wiecie co Wam powiem? Opinia na temat tego, że klawiatury tego producenta są nieskazitelne nawet przy tym oznaczeniu ma swoje przełożenie na rzeczywistość, gdyż nie byłem w stanie dostrzec jakichkolwiek obić, rys czy innego rodzaju wad na mojej W1-AT. Dlatego też strzelam, że albo Panowie z Korei postanowili zakwalifikować nierówną teksturę jako wadę wystarczającą na zakwalifikowanie tej klawiatury do B-stock, albo oznaczyli tak wszystkie egzemplarze w obawie, że w niektórych mogą pojawić się wady wynikające z zastosowania tej metody malowania, podatnej na występowanie niedoskonałości. Moje zdanie jest tu jednak jasne – jeśli chcecie ją kupić, to bierzcie B-stock bez obaw, bo serio nie ma czym się martwić.

Wnętrze

Urządzenie zamyka się na normalną ilość śrubek, a mianowicie osiem – po cztery na stronę. Cztery z nich, te w narożnikach, zostały ukryte pod gumkami antypoślizgowymi, które nie są przymocowane na klej, a na wcisk – dzięki temu możemy swobodnie wyciągnąć je w każdej chwili, otworzyć klawiaturę, a po złożeniu umieścić gumki na swoim miejscu jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Śruby korzystają ze standardu hex, co uważam za zaletę. Po odkręceniu jesteśmy w stanie zdjąć górną część obudowy, zachodzącą na spód w sposób bezszwowy (seamless design) i dostać się do środka. Tam powita nas przede wszystkim PCB przymocowane na gumeczki tadpole do góry obudowy, natomiast wyciągnięcie jej jest banalne – wystarczy mocniej pociągnąć. Należy także odłączyć kabel JST od złącza żeby go nie urwać lub zniekształcić.

Na spodzie obudowy znajdziemy wygrawerowaną nazwę klawiatury w prawym dolnym rogu wraz z informacją, że została ona zaprojektowana we współpracy z BlackSimonem oraz Yiancar. Na środku znajduje się grawer „GEON”, a tuż nad nim wycięte wgłębienie, w którym docelowo powinniśmy upchnąć cały kabel JST. Tu pojawia się pierwsza wada, a mianowicie trudność z jaką przychodzi ta operacja. Generalnie możemy oszczędzić sobie nerwów i po prostu zamknąć klawiaturę z kabelkiem ułożonym częściowo poza wgłębieniem, ale w mojej opinii nie wykorzystamy w ten sposób pełni potencjału klawiatury – feeling będzie bowiem nierówny w tej, środkowej sekcji klawiszy przez przewód blokujący uginanie. Osobiście przy składaniu W1-AT za każdym razem poświęcam te kilka dodatkowych minut na poprawne ułożenie kabla i choć finalnie jest on tam strasznie powyginany, to tak najwidoczniej powinno być. Wolałbym co prawda gdyby GEON zaprojektował spód troszkę inaczej i dał nam tam kanał do poprowadzenia przewodu, ale skoro nie podjął takiego działania, to musiało mieć to coś wspólnego z akustyką obudowy.

Spód opiewa jeszcze w sześć widocznych śrub, na które przykręcony jest mosiężny dociążnik. Widzimy także, że jego fragmenty są widoczne przez dziury w obudowie. Taki zabieg ma na celu odsłonić fale dźwiękowe wydobywające się ze switchy i przechodzące przez PCB do mosiądzu, który nieco inaczej odbija je w porównaniu do aluminium. W ten sposób klawiatura jest w stanie osiągnąć docelową charakterystykę brzmienia. Nie wiem natomiast dlaczego wystawione na takie działanie są tylko fragmenty dociążnika – niemniej jednak ufam GEON-owi w tym co robi i wierzę, że skoro tak to wykonał, to taki był zamiar i tak ma po prostu być. Co prawda w innych jego klawiaturach nie znajdziemy takiego samego działania, bo nawet we Frog TKL waga jest rozprowadzona po całości spodu, a nie tylko po trapezowych kawałkach, ale tak jak mówię – wierzę, że to wszystko ma swój cel.

Przyjrzyjcie się jeszcze krawędziom spodu obudowy – widzicie te wycięcia? To w nich ukrywają się główki gumek tadpole i dzięki nim nie wadzą reszcie konstrukcji, a także nie zmuszają projektanta do wykonania cieńszych ścianek, co miałoby katastrofalny wpływ na brzmienie. Nie znalazły się tu żadne elementy zahaczające górę obudowy celem utrzymania jej w docelowym miejscu, ale to z prostego powodu – nie istnieje taka potrzeba, gdyż góra obudowy okala w pełni spód, zaczepiając się o niego od boków. Muszę w ogóle przyznać, że jak na wnętrze klawiatury mamy tu do czynienia z naprawdę dobrze wykonanym sprzętem. Nie znajdziemy ani jednej ryski czy niedoskonałości, nawet pomimo oznaczenia egzemplarza jako B-stock. A warto mieć na uwadze, że GEON akceptuje rysy od środka nawet w A-stock’ach, zatem daje nam to niezłą perspektywę na to jak ogromne znaczenie ma dla tego człowieka produkowanie urządzeń bez jakichkolwiek skaz.

Ergonomia

W czasach gdy standaryzacja układów jeszcze nie istniała, różni producenci decydowali się na różne rozłożenie klawiszy w swoich produktach. Takimi, które najlepiej zapisały się w historii są niewątpliwie XT oraz AT. Ten pierwszy ma wielu wyznawców, zapewne nawet więcej niż AT, ale nie można powiedzieć, że ten drugi nie jest przez nikogo lubiany. W końcu jest to doskonała forma rozszerzenia klawiatury 60-procentowej do formatu oferującego zarówno NumPad (po prawo od sekcji alfanumerycznej) oraz klawisze funkcyjne (po lewo). Co prawda rozkład tych drugich jest nieco inny niż ten, do którego większość z nas przywykła, lecz wciąż uważam go za naprawdę komfortowy w użyciu. Nie mamy tutaj dedykowanego klastra nawigacyjnego, ale wystarczy w tym przypadku po prostu wyłączyć NumLocka, aby to panel numeryczny stał się naszym nawigatorem.

Niektórzy mogą powiedzieć, że W1-AT to dokładne przeciwieństwo tego, do czego każdy od lat dąży – pomniejszenia formy, przy jednoczesnym zaoferowaniu jak największej ilości klawiszy. Ja na szczęście nie należę do obozu lubiącego maksymalizację produktywności, bo dla mnie liczy się także wizualny aspekt klawiatury – rzekłbym wręcz, że jest on dla mnie kluczowy. Nie mógłbym zatem dopuścić do sytuacji, w której posiadany przeze mnie i użytkowany egzemplarz nie spełniałby moich oczekiwań w tym temacie. To głównie stąd wynika moja nienawiść do 65% oraz 75%, które pod kątem estetyki uważam za najgorsze co hobby klawiaturowe jest nam w stanie zaoferować. Wracając jednak do bohatera tego tekstu, jest on niewątpliwie bardzo długi (często nazywany przez entuzjastów „long boi”), co znacząco wpływa na granie. Otóż podczas pykania w jakieś FPS-y czy inne gry wymagające od nas dynamicznych ruchów myszką, często dochodzi do sytuacji, w której nieumyślnie uderzamy myszą w bok klawiatury. Zdarzyło mi się to podczas grania na W1-AT wielokrotnie i raczej nie rekomendowałbym tego sprzętu do tego celu.

Niemniej jednak jeśli chodzi o jakiekolwiek inne użytkowanie tego peryferium, to wytwór GEON.WORKS jest po prostu niesamowity. Dostęp do fizycznego panelu numerycznego, który możemy szybko zamienić też w klaster nawigacyjny, to istne zbawienie. Dziesięć klawiszy po lewo od głównej sekcji możemy z kolei ustawić jako zwykłe F-ki, ale możemy wrzucić tam też jakieś makra czy inne skróty. Moim zdaniem nie ma obecnie na rynku innego formatu, który tak by mi się podobał, zarówno wizualnie, jak i praktycznie. Nic też nie sprawiało mi takiej radości jak korzystanie z W1-AT, ale do tego przyczynił się nie tylko sam rozkład klawiszy, ale również sposób montażu PCB w środku obudowy. Samo PCB wspiera w pełni VIA, VIAL oraz QMK, a zatem możemy w dowolny sposób ustawić wszystko pod siebie. Montaż to z kolei tak zwany tadpole mount, ale swoją charakterystyką w zasadzie niczym nie odbiega od klasycznego top mount’a. No, prawie niczym.

Wyznaczone otwory przy krawędziach PCB są przeznaczone do wsunięcia w nie gumeczek tadpole, których twardość możemy sobie wybrać – domyślnie dostajemy 80A, ale za 6 dolarów możemy dokupić dodatkowy pakiet o wybranej twardości, począwszy od 50A, na 90A kończąc. Różnią się one od siebie kolorami, więc nie ma opcji, że pomylimy się przy składaniu. Po umieszczeniu gumeczek w odpowiednich miejscach wystarczy położyć PCB do góry nogami w górnej części obudowy, dociskając je i tym samym wpychając końcówki gumeczek w dziurki w obudowie. Taki sam proces zachodzi przy top-mount’cie, ale tam po prostu przykręcamy śrubki zamiast wpychania gumek. Moim zdaniem zamiana metalowych śrub na gumowe tadpole ma tu swój spory pozytyw w postaci łatwości przeprowadzenia całego procesu budowania klawiatury – zamiast kręcić każdą śrubką wystarczy złożyć wszystko ze sobą na ścisk. Co prawda pozostają nam śruby od obudowy, ale kilkadziesiąt sekund mimo wszystko oszczędzimy, a i nie musimy szukać specjalnie odpowiedniego śrubokręta.

Po złożeniu klawiatury do kupy, PCB spoczywa na gumeczkach na spodzie obudowy, jednocześnie trzymając się sprawnie góry. Tu zatem pojawia się główna i jedyna różnica względem zwykłego top mount’a, gdyż tam PCB lub płyta montażowa trzymają się wyłącznie góry. Dlatego też w W1-AT i każdej innej klawiaturze wykorzystującej tadpole mount tak ważny jest odpowiedni dobór twardości gumek pod siebie. Ja pierwotnie złożyłem swój egzemplarz na fabrycznych 80A, ale niekoniecznie przypadł mi do gustu feeling. Zamieniłem je na dokupione 50A i przyznam szczerze, że to chyba najlepsza forma w jakiej można zbudować ten model. Oczywiście wszystko zależy od preferencji, ale jako że GEON.WORKS W1-AT jest klawiaturą przystosowaną specjalnie do uginania, to składając ją na miękkich gumkach sprawiamy, że osiąga ona na tej płaszczyźnie najlepszy możliwy poziom.

Nie samym sposobem montażu klawiatura żyje, a szczególnie jeśli mowa o takiej opartej o montaż bezpłytowy (wiem jak absurdalnie to brzmi, ale mam jakieś zboczenie tłumaczenia nazw w tym hobby; mowa oczywiście o plateless). Nie dość, że cała konstrukcja jest przystosowana do uginania się pod naciskiem naszych palców, to jeszcze pozbywając się elementu usztywniającego jakim jest płyta montażowa pozwalamy całości PCB na swobodne gięcie się podczas pisania. Wisienką na torcie jest grubość płytki drukowanej, która wynosi tu 1,2 mm zamiast standardowego 1,6 mm. To także przyczynia się do mocniejszego flexu, choć wpływa nieco negatywnie na brzmienie – ale o tym później. Zdecydowałem się na 1,2 mm ze względu na wierność oryginałowi, albo raczej projektowi – skoro GEON uznał, że W1-AT powinno być budowane na 1,2 mm, to tak należy to zrobić. Pewnie, jest opcja modyfikacji w postaci podmianki PCB na grubsze, ale po co? Takie zabiegi mają moim zdaniem sens wyłącznie gdy chcemy osiągnąć bardzo konkretne efekty, a ja jestem szczęśliwy z tym jak zachowuje się mój egzemplarz – tak jak chciał tego jej autor.

Korzystanie z W1-AT to obecnie moja ulubiona czynność. Nie ma drugiej klawiatury w mojej kolekcji, która sprawiałaby mi tyle frajdy. Ani Glare TKL, ani Derivative, ani Keebox M0110 – wszystkie wymiękają przy tym jak wyśmienicie pisze mi się na tym długaśnym wytworze koreańskiego producenta. Wynika to z doskonałego rozłożenia uginania po całej długości klawiatury, a także samego faktu jak przyjemnie całość gnie się pod palcami. Pisząc na niej prawą dłonią czuję pod lewą wibracje, ale ugina się ona wyłącznie pod tą pierwszą – i vice versa. Jest to generalnie doświadczenie nie do opisania ludzkimi słowami, bo to trzeba po prostu poczuć. Jeśli jednak nie macie okazji nigdzie przetestować tego klawensa, a chcecie się w niego wyposażyć, to szczerze wątpię w jakiekolwiek niezadowolenie z zakupu. Jeśli lubicie najwyższej jakości uginanie i miękki feeling płynący z korzystania z takiej klawiatury, to nie widzę ani jednego powodu żeby się zawieść. To jest dosłowny szczyt hobby jeśli chodzi o kategorię flexy wrażeń z pisania.

Keycapy

Kupując od koreańskiego sklepu, albo dowolnego innego znajdującego się poza Unią Europejską, warto rozważyć kupno jak największej ilości rzeczy, aby koszta wysyłki były dla nas jak najmniej odczuwalne. Dlatego też do W1-AT dobrałem od razu kilka pakietów zestawu keycapów Keykobo Jindo, który jest bardzo atrakcyjnym cenowo podejściem do tematu beżowych nakładek z ABS-u. Base kit składa się tu bowiem tylko i wyłącznie z klawiszy potrzebnych do TKL-a, w dodatku wyłącznie w układzie WKL lub Tsangan. Dzięki takiemu zagraniu GEON był w stanie zachować dobrą cenę, bo przecież i tak nikt kupujący takie nakładki nie skorzysta nigdy z tych wszystkich keycapów wspierających rząd dolny ANSI. Ja dokupiłem dodatkowo pakiet akcentów R5 oraz NumPad celem wsparcia klawiatury W1-AT. Końcowo, po rozłożeniu kosztów wysyłki procentowo do wartości i doliczeniu do całości VAT-u, taki zestaw Keykobo wyniósł mnie 620 złotych.

Moją opinię na temat jakości nakładek od tego producenta znacie już z dedykowanej recenzji KKB WOB, ale pozwólcie, że się powtórzę – jest to obecnie najlepszy na rynku producent keycapów z tworzywa ABS, a to za sprawą genialnej jakości wykonania, równości nadruków, produkowania nakładek z okienkami metodą potrójnego wtrysku oraz wspaniałej, gładkiej tekstury. Ponadto są one wykonane w profilu Cherry, czyli tym zdecydowanie najpopularniejszym wśród entuzjastów, i to z dobrego powodu. Jeśli zaś chodzi o sam zestaw Jindo, to uważam go za doskonały wybór do kremowego W1-AT R2, gdyż kolor beżowy nakładek świetnie komponuje się z odcieniem obudowy. Wisienką na torcie są akcenty CMYK oraz kształt rzędu dolnego R5, co plasuje te nakładki na podium moich ulubionych zestawów w całej mojej kolekcji. A sublegendy w alfabecie hangul? Coś pięknego, uwielbiam takie dodatki! Niech wszyscy wkoło wiedzą, że ta klawiatura powstała dzięki koreańskiej myśli technicznej 🙂

Stabilizatory

Jako że mój wybór padł na PCB o grubości 1,2 mm miałem do wyboru dwie opcje: albo zamontuję zwykłe stabilizatory i użyję do nich tak zwanych „shimsów”, które pozwolą im się poprawnie zakotwiczyć w cieńszej płytce, albo nabędę model dedykowany do 1,2 mm PCB. Dobrze się złożyło, że akurat miałem w szufladzie zestaw takich stabów, które przypadkiem kupiłem podczas którejś promocji na AliExpress. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że są one tylko do cienkich płytek drukowanych i z tego powodu leżały i kwitły sobie w moim składziku akcesoriów klawiaturkowych. Podczas składania W1-AT okazało się, że może to i lepiej… Ale od początku.

Już na samym wstępie miałem pewne problemy. Otóż wybrane przeze mnie M-ONE V2 POM w kolorze czarnym nie miały wystarczającej ilości stabilizatorów żeby pokryć całą klawiaturę „pełnowymiarową”. Musiałem więc wykombinować skądś dokładnie dwa dodatkowe staby, które umieściłbym w panelu numerycznym. Na szczęście zgrało się to w czasie z dojściem do mnie Julie60, z której akurat musiałem usunąć dwa stabilizatory zwane Knight Stabilizer. Ten problem zatem rozwiązał się ekspresowo. Drugi powstał dopiero podczas składania, gdy po założeniu keycapa klawisz po prostu nie wracał! Co ciekawe, nie miało to miejsca na klawiszach, pod którymi znalazły się Knight-y, a wyłącznie pod tymi wyposażonymi w M-ONE. Czy wspomniałem, że są one dokręcane na śrubki, a nie na zatrzaski? No właśnie, to okazało się źródłem problemu.

Widocznie rozchodzi się o jakieś tolerancje, ale niestety przy maksymalnym dokręceniu stabów M-ONE V2 są one zbyt wyprostowane i z tego powodu ich trzony nie chcą swobodnie iść do góry. Na szczęście po poluzowaniu śrubek wszystko wraca do normy i możemy cieszyć się poprawnie działającą klawiaturą. Jestem ponadto uradowany, że mogę przekazać Wam pozytywne wieści odnośnie brzmienia. Po standardowym, zgodnym z moim poradnikiem, przesmarowaniu drucików grubym smarowidłem nie jestem w stanie usłyszeć jakiegokolwiek klekotania czy nawet szelestu spod klawiszy stabilizowanych. Tego oczekiwałbym od wszystkich producentów stabów na świecie!

Przełączniki

O ile recenzowany dzisiaj sprzęt jest przystosowany do wielu różnych przełączników, to moim zdaniem reprezentowana przez niego charakterystyka zasługuje na dobrego liniowca i nic innego. Mój wybór był zatem prosty i logiczny – Cherry MX Black, w wersji HyperGlide, ze sprężynkami podmienionymi na takie wydłużone do 24,5 mm i o sile wymaganej do maksymalnego wciśnięcia wynoszącej 53 gf. Miałem je akurat po wylutowaniu z NCR80, którą sprzedałem od razu po skończeniu jej recenzji, więc mogłem pozwolić sobie na wrzucenie ich to W1-AT. Zanim się tego jednak podjąłem, postanowiłem oddzielić te idealne od mlaszczących. Widzicie, podczas smarowania troszkę za dużo smaru dostało mi się do dziurek w spodach obudowy, przez co te zaczęły wydawać odgłosy podobne do mlaszczącego człowieka. Jest to rzecz jasna łatwe do naprawienia, ale nieco czasochłonne. Nie miałem natomiast wyboru, bo nie chciałem montować w takim majstersztyku byle jakich switchy.

Po poprawieniu wszystkich „wadliwych” sztuk i dosmarowaniu jeszcze kilku żeby mieć odpowiednią ilość wsadziłem je w PCB i zlutowałem, wyrównując je po drodze żeby żaden klawisz nie był krzywo. Po założeniu na całość keycapów zostałem powitany przez doskonały dźwięk i jeszcze lepszy feeling. Powiem Wam, że choć martwiłem się trochę o te switche, bo nie pamiętałem jak dokładnie się na nich pisze, to wszystkie moje wątpliwości zostały w tamtym momencie rozwiane. Jasne, Cherry MX Black nawet po nasmarowaniu nie są idealne i pozostawiają wiele do życzenia pod kątem płynności, ale delikatne ocieranie w nich obecne jest swego rodzaju dodatkiem, a nie wadą. Ja co prawda jestem wrogiem tarcia numer jeden i nienawidzę, gdy w liniowcu mi coś szura, natomiast pisząc na W1-AT z MX Blackami wszystko idzie w zapomnienie i tonę w ideale tej klawiatury, nawet pomimo niedoskonałości. Może to dzięki pewnej ideologii zawierającej w nazwie wulgarny wyraz na literę W.

Ten fioletowy gagatek był tam tylko na chwilę, później zmieniłem zdanie co do układu 😉

Brzmienie

Nastały niefortunne czasy dla akustycznej strefy świata klawiatur. Przez wiele lat dźwięk nie odgrywał tak znaczącej roli i ludzie zwyczajnie lubili albo nie lubili brzmienia ich sprzętu. Niemniej jednak w ostatnim czasie coraz więcej entuzjastów jak i nowicjuszy zaczęło przykładać nadmierną uwagę do tego aspektu, w wyniku czego pojawiło się całe grono ludzi tworzących najróżniejsze modyfikacje mające na celu zmianę dźwięku wydawanego przez ich urządzenie peryferyjne do wprowadzania znaków do komputera. Zaczynało się niewinnie, od dobierania odpowiednich switchy i keycapów do danej klawiatury, a skończyło się na wypychaniu obudowy bzdurami pokroju pianki czy innego silikonu. Sam pierwotnie byłem ofiarą tej ideologii i w pewnym momencie dorzuciłem do mojego Tofu60 dwie warstwy pianki, lecz z czasem zrozumiałem jak bezsensowna jest to zagrywka gdy mówimy o high-endowych klawiaturach.

Widzicie, sprzęty z najwyższej półki to nie tylko ładna estetyka i fajne wrażenia z użytkowania, ale także przemyślany pod kątem brzmienia design. GEON jest osobą, która w świecie klawiatur już trochę siedzi i zdaje sobie doskonale sprawę z tego co trzeba zrobić żeby jego obudowy brzmiały doskonale. Podejmuje on działania takie jak odpowiednie rozłożenie dociążników z mosiądzu lub nawet umieszczenie nacięć w spodzie obudowy, aby fale dźwiękowe były przenoszone w odpowiedni sposób. Nie inaczej jest w przypadku W1-AT. Model ten na papierze może wyglądać jak katastrofa akustyczna, gdyż sam designer stworzył ją z PCB o grubości 1,2 mm z tyłu głowy. Jak wielu z Was zapewne już wie, takie płytki drukowane z reguły nie mogą pochwalić się dobrym brzmieniem, gdyż odjęcie 0,4 mm grubości od normy odejmuje pełnię i głębię z dźwięku, pozostawiając suche, płaskie stukanie.

Koreański producent jest jednak mastermindem jeśli chodzi o klawiatury i doskonale wie co robi, dlatego też GEON.WORKS W1-AT R2 pomimo złożenia jej na cienkim PCB brzmi tak wyśmienicie. Stukanie w połączeniu plateless z MX Blackami i keycapami z ABS-u jest wysokie, ale ma też wyważającą nutkę basiku. Stukanie jest paradoksalnie nie tak głośne jak moglibyśmy się spodziewać po bezpłytowym montażu przełączników, lecz nie można powiedzieć, że jest ono ciche. Uwielbiam pisać na W1-AT bez założonych słuchawek, bo jest to kolejna w mojej kolekcji klawiatura, która generuje przewspaniałą melodię, przenosząc tak wspaniałe wibracje nie tylko na moje palce, ale także do moich uszu. Podoba mi się szczególnie spacja, która jest chyba najwyżej brzmiącym i najgłośniejszym klawiszem w tej klawiaturze, lecz na szczęście nie zagłusza ona reszty i możemy cieszyć się stukaniem całości.

GEON.WORKS W1-AT R2 na Cherry MX Black Hyperglide i Keykobo Jindo.

Podświetlenie

GEON.WORKS W1-AT R2 nie ma żadnego podświetlenia klawiszy, dzięki Bogu, ale za to oferuje kilka sztuk LED-ów przylutowanych do powierzchni PCB – jeden pod CapsLockiem i cztery w górnym rzędzie NumPada. Służą one jako lampki kontrolne, między innymi NumLocka i CapsLocka. Przez to, że znajdują się one tak nisko, nie świecą zbyt jasnym światłem (w kolorze białym), a ja skorzystałem z przełączników niewspierających podświetlenia SMD, występuje niestety pewien problem – są one dla mnie praktycznie bezużyteczne. Goryczy dodaje brak innej opcji rozwiązania tego aspektu – nie mogę po prostu ich wylutować i dać w ich miejsce normalnych, through-hole LED-ów, które pozwoliłyby mi na korzystanie tutaj z keycapów z okienkami. Szkoda, że GEON tego nie przemyślał.

Ocena końcowa

Jestem zakochany. Wiem, że piszę to bardzo często, ale co poradzić gdy podoba mi się tak wiele klawiatur? Nie oznacza to też przecież, że wszystko przypada mi do gustu – ja po prostu celowo nie kupuję sprzętów, które wiem, że mi się nie spodobają. Takimi są wszystkie bzdurne, wypchane pianką wytwory, szczególnie te w rozmiarach 65% i 75% – gdyby takie coś wpadło mi w ręce, bez wątpienia otrzymalibyście bardzo negatywną recenzję. Ale co złego ja jestem w stanie powiedzieć o W1-AT, która jest po prostu małym ideałem, w dodatku od najlepszego designera w całym hobby?

Nie kupiła mnie ona żadną konkretną cechą, a połączeniem wszystkich jej aspektów i symbiozą między nimi. Nietypowy format świetnie zgrywa się z beżową kolorystyką, montaż plateless oparty o gumki tadpole zapewnia wyśmienitą kompatybilność z liniowcami, a doskonale zaprojektowane wnętrze akustycznie nadrabia cienkie PCB, konieczne ze względu na chęć osiągnięcia maksymalnego uginania. Całościowo W1-AT jest po prostu genialnie przemyślanym produktem, przystosowanym pod konkretną charakterystykę i przeznaczonym dla stosunkowo wąskiego grona odbiorców. Jeśli więc przypada Ci do gustu taki nietypowy format oraz lubisz uginanie, to W1-AT jest perfekcyjnym wyborem.

A najlepsze jest to, że wariant kremowy jest wciąż dostępny w sprzedaży, przynajmniej w dniu pisania tej recenzji. Kupicie go bezpośrednio w sklepie geon.works za niemałą sumkę, wynoszącą 360 dolarów. Do tego trzeba doliczyć wysyłkę i VAT, co w moim przypadku zsumowało się do kwoty około 2350 złotych, nie licząc keycapów będących w tej samej paczce co obudowa. Niby jest to sporo jak na klawiaturę jako taką, ale bądźmy szczerzy – to bardzo dobra cena jak za taki produkt. Nie pozostaje mi nic więcej jak po prostu ją polecić – każdemu!