Recenzja Wuque Studio WS Morandi

Dwa tygodnie miałem okazję napisać recenzję stosunkowo interesujących przełączników Wuque Studio WS Jade, które korzystają z metalowych elementów wtopionych w trzon oraz spód obudowy. Okazuje się jednak, że jest na rynku jeszcze jeden liniowiec tej marki, który przez niektórych hobbystów jest uznawany za kandydata do tytułu najlepszego przełącznika liniowego na rynku. Mowa o Wuque Studio WS Morandi, które do testu podarował mi polski sklep TypeBuilders, a dziś nadeszła pora na ich recenzję. Czy rzeczywiście są to liniowce warte uwagi i przede wszystkim nieco wygórowanej ceny, czy może są już na rynku inne modele, które radzą sobie w tej kwestii znacznie lepiej? Sprawdźmy to!

Wuque Studio WS Morandi

Budowa

Nie wiem do czego konkretnie ma nawiązywać nazwa Morandi, a podejrzewam wręcz, że jest to kompletnie losowe słowo w ogóle niepowiązane z którąkolwiek cechą recenzowanych dzisiaj przełączników. Ich barwa jest biała, choć nieco brudnawa w odcieniu, a trzon ma w dodatku nutę fioletową. Całą obudowę producent wykonał z tworzywa POM, zaś trzon to w tym przypadku UPE, czyli jakaś tam mieszanka super-gładkich plastików. Ponadto długość rdzenia trzonu wynosi 13,1 mm, czyniąc przełącznik ten „long-pole” – ze skróconym skokiem.

Na spodzie obudowy znajdziemy dwie dodatkowe nóżki stabilizujące, dzęki którym bez większego problemu umieścimy Wuque Studio WS Morandi w klawiaturze hot-swap oraz plateless, zaś ich obudowa zamyka się na cztery małe zatrzaski, kojarzone przede wszystkim z przełącznikami Cherry MX. Poza tym WS Morandi nie dzierżą w zasadzie żadnych cech tożsamych z oryginalnością, albowiem są to po prostu kolejne klony MX style. Z jednej strony to dobrze, bo zapewnia nam to maksymalną kompatybilność, ale z drugiej czy na pewno dobrym rozwiązaniem jest wydawanie wszystkich nowych przełączników w przestarzałym designie, który w dodatku ogranicza producentów?

Skok

Jak wspomniałem w poprzedniej sekcji, WS Morandi są switchami long-pole, a zatem ich skok jest zredukowany – w tym przypadku do 3,5 mm, a przynajmniej na to wskazywałaby specyfikacja podawana przez producenta. Jeśli jednak spojrzeć na wykres zapewniony przez znanego w społeczności fanatyka przełącznikowego, ThereminGoat, to okaże się, że switche będące przedmiotem dzisiejszej recenzji mają ten skok jeszcze krótszy, a konkretnie 3,2-milimetrowy. Która wersja jest zatem prawdziwa? Podobny dylemat miałem w przypadku WS Jade, które również miały podobną rozbieżność. Zaufałem wówczas moim palcom i to samo zrobię teraz, jednocześnie stwierdzając, że WS Morandi są moim zdaniem bardziej zbliżone do deklarowanych przez HaiMu trzech i pół milimetra.

Podobnie jak recenzowane ostatnio „Żady”, WS Morandi są przełącznikami liniowymi, a zatem przez cały skok nie odczujemy w nich żadnego sprzężenia zwrotnego w formie bump-a. Dla jednych to spora zaleta, a dla drugich poważna wada. Osobiście lubię jednak liniowce, a tym bardziej takie ze zredukowanym skokiem – dlatego też pisanie na Wuque Studio WS Morandi było dla mnie doświadczeniem jak najbardziej pozytywnym. Niby wolałbym pokorzystać wreszcie z czegoś innego, ciekawszego, ale z drugiej strony liniowców nigdy za wiele, a dobry liniowiec nikogo jeszcze nie zabił.

Źródło: ThereminGoat

Sprężyny

Zamontowane wewnątrz WS Morandi sprężynki niewątpliwie należą do tych krótszych jak na dzisiejsze czasy, ale patrząc na temat ogólnikowo są one wydłużone względem standardu. Mają one bowiem długość prawie 18 mm, czyli 3 mm więcej niż chociażby takie Cherry MX Black. Dzięki takiej długości możemy odczuć już w nich zjawisko slow-curve, które personalnie uwielbiam, chociaż moim zdaniem najlepiej pasuje ono do switchy typu tactile. W liniowcu też jednak jest ono fajnym dodatkiem, który zawsze doceniam.

Wyważenie zastosowanych tu sprężyn wcale mnie nie zaskoczyło. Mamy do czynienia z około 60-gramowym oporem przy samym dole, a do aktywacji potrzebujemy około 50 gramów siły. Swoją drogą, próg aktywacyjny ma tu miejsce w połowie skoku, w okolicach drugiego milimetra. Pisząc na takich switchach nasze palce nie powinny odczuwać zmęczenia nawet po dugich sesjach, a sam opór 60 gf jest niewątpliwie tym najpopularniejszym wśród entuzjastów – choć sporo z nich, w tym ja, woli okolice 65 gramów siły, gdyż te 5 gramów daje realny wzrost kontroli nad klawiszem.

Brzmienie

Zawsze to kwestie dźwiękowe pozostają najmocniejszym punktem przełącznika liniowego, choć nieco złudnym jest w mojej opinii kierowanie się wyłącznie akustyką przy wyborze tego elementu klawiatury. Zazwyczaj przełącznik wpływa bowiem w najmniejszym stopniu na efekt końcowy, a co za tym idzie te same switche mogą w dwóch różnych klawiaturach i z innymi keycapami brzmieć kompletnie inaczej. W przypadku Wuque Studio WS Morandi można powiedzieć jednak o kilku cechach charakterystycznych. Przede wszystkim są to przełączniki ewidentnie należące do grupy głośnych, a to za sprawą skróconego skoku – długi rdzeń trzonu zderza się ze spodem obudowy w tak potężny sposób, że emituje donośny odgłos stuknięcia.

Zabarwienie jest z kolei typowe dla liniowego przełącznika z polioksymetylenową obudową – pełne, ale wyraźnie zwrócone w kierunku sopranu. Szczególnie dobrze uwydatniają to grube keycapy z ABS-u i to one są moją rekomendacją jeśli chodzi o nakładki pasujące do tych przełączników. Grube PBT też brzmi w porządku, ale moim zdaniem ciutkę za bardzo ukrywa ich wysokość. Sprężyny w nich zamontowane są z kolei przesmarowane na tyle dobrze, że nie musimy martwić się o wydawanie przez nie jakichkolwiek niepożądanych metalicznych odgłosów, słyszalnych dla ludzkiego ucha.

Vertex Arc60 na JTK Royal Green.
Vertex Arc60 na JC Studio Tulip.
Vertex Arc60 na DCS Sleeper.
RAMA.WORKS U80-A SEQ2 na AlephKey Zhuyin Side-Print.
RAMA.WORKS U80-A SEQ2 na JTK Royal Green.

Gładkość

Przełączniki marki HaiMu od samych początków na rynku kojarzyły się nie tylko z innowacją, ale także z dosyć dobrym poziomem płynności. O ile ta pierwsza kwestia leży i kwiczy w przypadku recenzowanych dzisiaj WS Morandi, o tyle pod kątem gładkości nie ma na co narzekać. Są to naprawdę solidne przełączniki, w których fabryczne smarowanie robi tak dobrą robotę, że nie czuć w nich praktycznie żadnego tarcia trzonu o prowadnice. Oczywiście gdy zaczniemy wciskać je bardzo powolutku to takowe się pojawi, ale w naprawdę minimalnym stopniu. Nie uważam natomiast, że taki poziom gładkości to coś nowego – podobny oferują już od lat popularne Gateron Milky Yellow Pro, które są w dodatku dużo tańsze. Warto też napomknąć, że o ile efekty są bardzo dobre, o tyle sama jakość wykonania smarowania na to nie wskazuje – olej nałożony na trzony jest bowiem rozmieszczony nierówno i zdarzyły mi się egzemplarze, które miały go znacząco mniej od drugich. Warto o tym pamiętać, bo po pewnym czasie eksploatacji może okazać się to ważną cechą, przekładającą się na malejący stopień płynności.

Ocena końcowa

Nie zdziwi Was pewnie jak powiem, że nie porwały mnie te switche i szczerze powiedziawszy mogłyby one dla mnie w ogóle nie istnieć. Nie oferują one bowiem absolutnie nic czego jeszcze nie widzieliśmy, a gdyby było tego mało – od dawna jest na rynku bezpośredni konkurent o prawie identycznych specyfikacjach, który bije opłacalnością na głowę recenzowane dziś WS Morandi – mowa rzecz jasna o Gateron Smoothie. Niemniej jednak należy przyznać rację, że bielutkie przełączniki liniowe od Wuque Studio są dobrym produktem, to znaczy korzysta się z nich komfortowo, a ich gładkość przebija poziomem naprawdę wiele modeli.

Zabija je w zasadzie tylko cena, która jak na tak prosty model jest grzecznie mówiąc wygórowana. Wuque Studio WS Morandi kupicie w polskim sklepie TypeBuilders za 239,90 złotych za 90 sztuk, co daje nam ponad 2,66 za sztukę. Jasne, cenę tę da się jeszcze obniżyć o 10% za pomocą kodu KRZEW, ale no nie czarujmy się – podejścia do Smoothie od Gaterona tu nie ma, bo to ponad 150% ich ceny. Uważam więc, że jeżeli poszukujecie gładkich liniowców o zredukowanym skoku i z POM-ową obudową, to nie tyle powinniście omijać WS Morandi, co rekomendowałbym Wam skierować wzrok w kierunku innych, opłacalniejszych opcji.

Podziękowania

Dzisiejsza recenzja powstała dzięki uprzejmości polskiego sklepu TypeBuilders, który to podesłał mi WS Morandi do testów. Jestem za to bardzo wdzięczny i cieszę się, że mogę poszerzać katalog recenzji o kolejne modele przełączników za sprawą współprac z polskimi dystrybutorami zamiast sprowadzać je z zagranicy. Dodatkowo TypeBuilders oferuje kod KRZEW dla Was, moich czytelników, za pomocą którego możecie pomniejszyć cenę koszyka o 10%, nie tylko z recenzowanymi dziś switchami. Polecam!