Jestem ogromnym fanem jasnej kolorystyki peryferiów i nudzi mnie już zalewanie rynku czarnymi produktami, które niczym nie wyróżniają się na biurku i w dodatku wyglądają niezwykle smutno. Dlatego też zawsze cieszy mnie gdy producenci wypuszczają klawiatury w wariancie białym, albo nawet jeszcze bardziej niestandardowym jak niebieski czy różowy. Niestety często takie egzotyczne wersje kolorystyczne kosztują więcej, a przy tym tracimy wiele ciekawych funkcji, które są obecne w tańszych, ale czarnych klawiaturach. Przykładem jest niestety recenzowany dzisiaj Genesis Thor 303 TKL, który pomimo jasnej kolorystyki traci w naszych oczach, gdy tylko poznajemy kolejne punkty jego specyfikacji. Zapraszam Was zatem do lektury!
Opakowanie
Pudełko nosi typową dla Genesis szatę graficzną, czyli szary przód i tył oraz czerwone boki. Na froncie znajdziemy render przedstawiający wygląd klawiatury, jej nazwę, wariant przełączników oraz wzmiankę o obecności „prismo effect”, czyli jak później się dowiecie – podświetlenia RGB z samymi problemami. Z tyłu zaś znajdziemy dokładną specyfikację produktu: informacje o switchach (poziom aktywacji, całkowity skok i siła nacisku wymagana do aktywacji), wadze i wymiarach sprzętu. Poza nią na tyle opakowania wypisane są najważniejsze, okiem producenta, cechy klawiatury. Należą do nich obecność: N-Key Rollover, blokady klawisza Windows, podświetlenia RGB czy keycapów double-shot. Obrazek i linia od napisu „aluminium body” mogłyby sugerować, iż produkt jest wykonany w całości z tego metalu, co oczywiście nie jest prawdą.
Akcesoria
Wewnątrz, poza klawiaturą, znajdziemy kilka dodatkowych akcesoriów. Są to instrukcja obsługi i pakiet naklejek Genesis, a w woreczku strunowym umieszczone zostały: dwa dodatkowe przełączniki Outemu Brown, keycap puller służący do zdejmowania nakładek z klawiatury, a także switch puller, za pomocą którego jesteśmy w stanie wyciągnąć z klawiatury przełączniki. Wskazuje to zatem na obecność hot-swapa w Thorze 303 TKL. Niestety oba te narzędzia są miernej jakości, gdyż keycap puller jest plastikowy i może porysować nakładki podczas ich zdejmowania, z kolei switch puller jest tak malutki i nieporęczny, że nie wyobrażam sobie korzystania z niego na dłuższą metę. Jeżeli planujecie często ich używać, zalecam zakupienie drucianego keycap pullera i większego, wygodniejszego switch pullera.
Góra
Patrząc na omawianą klawiaturę z góry ciężko nie dostrzec prostoty w jej wykonaniu. Całość jest mało charakterna, a jedyne logo Genesis, jakie znajdziemy na obudowie zostało umieszczone nad strzałkami. Diody informujące o włączeniu CapsLocka i ScrollLocka są położone między klawiszami w sekcji nawigacyjnej, nieco głębiej niż zwykle ze względu na budowę floating-key design. Produkt ten posiada rozmiar TKL (czasem nazywany też 80%), czyli od klawiatury pełnowymiarowej różni się brakiem sekcji numerycznej. Jest to moim zdaniem najlepszy rozmiar klawiatury, bo ani nie zabiera nam miejsca do manewrowania myszką z prawej strony, ani nie tracimy na funkcjonalności, gdyż znaki z NumPada bezproblemowo wprowadzimy za pomocą klawiszy obecnych w sekcji alfanumerycznej. Sprawne oko dostrzeże, że mamy tu do czynienia z nieco innym układem niż typowe ANSI. Jest to bowiem US ISO, czyli layout, w którym Enter jest wysoki na dwa rzędy i ma kształt litery L, a lewy Shift nie jest podzielony na dwa przyciski. To chyba najlepsze rozwiązanie dla fanów wysokiego Entera, ponieważ osobiście nigdy nie widziałem zastosowania dla dodatkowego klawisza przy rozciętym Shifcie.
Od boku
Jak wspomniałem przed chwilą, w nowej klawiaturze od Genesis użyty został tak zwany floating-key design, który charakteryzuje się przełącznikami wystającami ponad korpus klawiatury. Oznacza to więc, że obudowa zakrywa jedynie wnętrzności klawiatury od dołu i boków, a od góry widzimy płytę montowniczą – tę wykonano z aluminium i zagięto na froncie i z tyłu w taki sposób, żeby klawiatura sprawiała wrażenie solidniejszej. Na bokach i spodzie znajdziemy jednak zwyczajny biały plastik. Nie chcę stygmatyzować tworzyw sztucznych, bo uważam je za genialny materiał do obudów klawiatur, ale jeśli producent na pudełku określa plastikową część obudowy mianem „aluminium body”, to aż nóż się w kieszeni otwiera. Jeśli chodzi o sam floating-key design to jestem jego antyfanem, gdyż w żadnym stopniu nie podobają mi się klawiatury wykonane w takim stylu. Jak dla mnie Thor 303 TKL wygląda przez to goło, tanio i nieprzyjemnie. W dodatku brak osłony przełączników ma, w mojej opinii, negatywny wpływ na brzmienie klawiatury, gdyż dźwięk niekontrolowanie rozlewa się w każdym kierunku. Dodam jeszcze, że na prawym boku obudowy umieszczona została nazwa modelu klawiatury, co jest akceptowalnym rozwiązaniem, bo nie rzuca się inwazyjnie w oczy dzięki czemu nie psuje estetyki produktu.
Spód
Na spodzie wykonanym w pełni z białego tworzywa sztucznego znajdziemy cztery gumki antypoślizgowe oraz dwie rozkładane nóżki podwyższające kąt nachylenia klawiatury. Mają one na szczęście ogumowane końcówki, więc klawiatura nie będzie się ślizgać po ich rozłożeniu, natomiast są one tylko jednostopniowe. Znaleźć możemy tutaj trzy kanały do poprowadzenia kabla – prosto, na lewo lub na prawo. Jest to zawsze mile widziany dodatek, aczkolwiek tutaj nie spełnia swojej roli, bo żeby wepchnąć przewód w te kanaliki wyprowadzające go na lewo i prawo trzeba się nieźle nasiłować i przy okazji znacząco go powgniatać. To przypadłość znana już z bardzo starych sprzętów firmy Razer i dziwi mnie, że nadal dopuszcza się do produkcji klawiatur z tak nieprzemyślanymi kanałami na kabel. Szkoda też, że jest on tutaj przymocowany na stałe, a nie odpinany. W produkcie za ponad dwieście złotych już raczej standardem powinna być obecność portu USB, ale tak jak mówiłem – często decydując się na inną niż czarną kolorystykę produktu tracimy na funkcjonalności. Czekam zatem nadal na białą klawiaturę TKL z Polski z odpinanym kablem i bez floating-key designu.
Jakość wykonania
Z tyłu pudełka widnieje informacja drobnym druczkiem, że produkt waży 865 gramów. Domyślam się, że jest to masa całego zestawu wraz z opakowaniem, gdyż moja waga określiła ciężar klawiatury na około 800g. To niedużo jak na TKLa, ale biorąc pod uwagę zastosowany design jest to w pełni zrozumiałe. Klawiatura jest całkiem solidnie wykonana, dopiero pod sporym naciskiem zaczyna się lekko uginać. Nie napotkamy tu też żadnego skrzypienia czy trzaskania. Szkoda tylko, że przez floating-key design od frontu widać co najmniej trzy śrubki, co tylko pogarsza, w mojej opinii, odbiór tej klawiatury i sprawia wrażenie bardzo taniej. Spasowanie części też mogłoby być lepsze, ponieważ na bokach plastikowa część obudowy nieco odstaje od metalowej płytki.
Keycapy
Użyte tutaj keycapy są wykonane z tworzywa ABS z użyciem technologii zwanej double-shot. Polega ona na wykonaniu znaków z osobnego kawałka plastiku niż resztę nakładki. W ten sposób legendy nigdy nie znikną z powierzchni keycapa, ponieważ same są jej częścią. Dodatkowo niektóre z nakładek posiadają nadruki informujące o pobocznej funkcji danego klawisza, gdy wciśniemy go w kombinacji z FN. Są one jednak wykonane mniej wytrzymałą technologią, najprawdopodobniej pad-print, więc z czasem mogą przestać być tak wyraźne za sprawą czynników zewnętrznych, takich jak pot na naszych palcach. Profil nakładek to popularny OEM, który spotkać można w większości klawiatur marketowych. Ich powierzchnia nie jest ani przesadnie chropowata, ani przesadnie gładka (jak np. w MAXKEY SA). Nie miałem żadnych problemów z pisaniem na tych keycapach. Palce dobrze się ich trzymają, a wysokość jest komfortowa. Nie pasuje mi natomiast jakość wykonania prześwitujących znaków, gdyż występują w nich pewne nierówności psujące estetykę. Idealnym tego przykładem są widniejące poniżej keycapy z cyframi 3 i 5, gdzie ten pierwszy ma cieniutkie znaki, natomiast ten drugi co najmniej dwukrotnie grubsze. Nie spotkałem się z takim rozstrzałem w grubości znaków jeszcze w żadnej klawiaturze, więc niestety cena nie jest tu żadnym wytłumaczeniem. Objawia się tu też ta sama wada co w innych klawiaturach z tego przedziału cenowego, a mianowicie niespójności w modyfikatorach. Jedne, takie jak Backspace i Enter, mają same ikonki, gdy drugie, takie jak Shifty i Control, mają wyłącznie napis. Taki brak logiki jest moim zdaniem niewytłumaczalny i ukazuje tylko niechlujność projektantów. Ostatecznie muszę jeszcze zwrócić uwagę na niedomknięte brzuszki liter, do których co prawda producent jest zmuszony wybierając metodę double-shot, ale da się to rozwiązać oferując nieprzezroczyste znaki. Tutaj są one prześwitujące, przez co litery takie jak O czy B, a także cyfry takie jak 9 i 0 muszą mieć rozcięte brzuszki, co wygląda brzydko, ale jest wymagane żeby wewnętrzny kawałek plastiku się trzymał i po prostu nie odpadł. Znam wiele prób wykonania prześwitujących liter metodą double-shot z domkniętymi brzuszkami i zawsze kończyło się to beznadziejnie przechodzącym przez nie światłem, więc uznajmy niedomknięcie ich za mniejsze zło. Poza tymi trzema kwestiami są to, moim zdaniem, całkiem dobre nakładki o ściankach odpowiedniej grubości.
Stabilizatory
Zastosowane w Thorze 303 TKL stabilizatory to istna porażka. Są one standardowo umieszczone w płytce montowniczej (tak zwane plate-mounted), ale niestety nie siedzą tam zbyt stabilnie i wydają niepożądane dźwięki podczas luźnego latania w płytce. Dodatkowo na drucikach nie ma ani grama smaru, w wyniku czego te klekoczą jak szalone. Dziwi mnie, że w 2022 roku nadal znajdują się producenci, którzy nie dbają o stabilizatory w swoich klawiaturach. Na szczęście obecność hot-swapa pozwala nam na samodzielne ich nasmarowanie z łatwością, gdyż za sprawą braku potrzeby wylutowywania przełączników możemy je banalnie zdemontować bez większego wysiłku. Niestety smar kosztuje dodatkowe pieniądze, więc szkoda, że Genesis nie spróbował chociaż zredukować klekotania stabilizatorów w swojej klawiaturze.
Nie uwierzycie natomiast, co zauważyłem po zdjęciu kilku keycapów z klawiatury. Pod lewym Shiftem moim oczom ukazał się wadliwy stabilizator, który posiada ułamany krzyżyk w swoim prawym trzonie. To już drugi raz, gdy recenzowana przeze mnie klawiatura ma jakąś dziwną wadę ze stabilizatorem pod lewym Shiftem. W tym przypadku krzyżyka nie było tu prawdopodobnie od kiedy produkt został do mnie wysłany, bowiem pozostałości po nim nie ma w dziurce keycapa, a zatem to na pewno nie efekt wyjmowania go. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z firmą Genesis i przekazali mi oni informację, że przyjęliby klawiaturę z taką wadą na gwarancję bez żadnego problemu. Martwi mnie mimo wszystko, że kontrola jakości dopuściła taki produkt do obiegu. Jak to powiedział kiedyś znany recenzent: oddając niepełny egzamin nauczycielowi nie możesz go sobie cofnąć i poprawić, tylko dostaniesz ocenę – dlatego też wystawiam niższą ocenę za wysłanie mi wadliwego egzemplarza. Wierzę mimo wszystko, że polska marka poprawi swoją kontrolę jakości i nikomu więcej nie trafi się klawiatura z takim stabilizatorem, bo choć nie jest to bardzo inwazyjna wada, to jest to tak czy siak brakujący element klawiatury, który powinien się tam znaleźć.
Przełączniki
Interesującym wyborem jest zaoferowanie owej klawiatury wyłącznie z jednym typem przełączników. Thora 303 TKL kupić możemy jedynie na Outemu Brown, i o ile zrozumiałe jest wybranie Outemu ze względu na obecność ich socketów hot-swap, o tyle decyzja o dostępności tylko koloru brązowego jest co najmniej dziwna. Co do samych przełączników mam wyrobioną już opinię i nie zmieniła się ona od dawna, więc powiem pokrótce, że są to w zamyśle dotykowe (eng. tactile) przełączniki, czyli mają one informować nasze palce podczas wciskania, że się aktywowały – poprzez zaznaczoną grudkę na pewnym poziomie skoku. Nie jest to niestety zaznaczenie znane z T1 czy innych tactile’i z wielkim bumpem. Outemu Brown starają się udawać Cherry MX Brown, których wyczuwalna grudka jest tak maleńka, że właściwie przestaje być postrzegana jako bump przy szybszym pisaniu. Przełączniki te są jednak tak szorstkie, że wyczuwalność bumpa aż wzrasta. Pomaga w tym też zdecydowanie obecność dosyć lekkich sprężyn, gdyż do doprowadzenia trzonu do samego dołu potrzebujemy około 60 gramów siły. W żadnym wypadku nie są to według mnie tragiczne switche. Lepiej jest bowiem pisać na szorstkich tactile niż na szorstkich liniowcach. Bump może i jest mały, ale jednak dodaje tym przełącznikom jakiegoś charakteru.
Brzmienie
Akustycznie jest zdecydowanie lepiej niż mogłem się spodziewać, ale wciąż nie jest to szczyt możliwości. Dźwięk nie jest kontrolowany przez ścianki obudowy i przez to roznosi się w każdym kierunku jak mu się tylko podoba, przez co klawiatura ta brzmi niestety wybitnie nierówno. Odgłos wydawany przez Outemu Brown pozostawia normalnie wiele do życzenia, ale w konfiguracji z tą klawiaturą i tymi keycapami nie ma tragedii. Brzmią one lekko w kierunku wysokich częstotliwości. Nie jest to jednak dźwięk, który mógłbym nazwać przyjemnym dla ucha. Na dodatek przez brak nasmarowania sprężyn w tych przełącznikach wydobywa się z nich donośny metaliczny pogłos, który skutecznie psuje wrażenia dźwiękowe. Na szczęście dzięki obecności hot-swapa możemy wyciągnąć je w kilka chwil i nasmarować ich sprężynki bez potrzeby odlutowywania i lutowania z powrotem. Dodam też, że szczerze zaskoczyło mnie, jak cicha jest ta klawiatura. Spodziewałem się, że przez obecność floating-key designu będzie ona nieużywalna w nocy, a jednak okazuje się, że Outemu Brown i/lub konstrukcja Thora 303 TKL potrafią skontrolować głośność całości.
Hot-swap
Producent opisywanej klawiatury deklaruje obecność w niej hot-swapa, ale dopiero w specyfikacji umieszczonej z tyłu pudełka znajdziemy informację, że użyte tutaj sockety są kompatybilne z przełącznikami od firmy Outemu. To powinno zapalić już w głowie czerwoną lampkę. Widzicie, hot-swap może być zaimplementowany w klawiaturze za pomocą różnego typu gniazd. Zdecydowanie najpopularniejsze są te produkowane przez Kaihua oraz ich klony, czyli duże gniazda, w które są wsuwane piny przełączników, w wyniku czego dochodzi do kontaktu metalu z metalem i możemy korzystać z przełącznika bez potrzeby lutowania. Istnieją jednak też spotykane rzadziej, ale głównie w najtańszych klawiaturach, gniazda od Outemu. Ich działanie opiera się na dwóch niezależnych od siebie kawałkach metalu wlutowanych w miejsca dla pinów przełącznika, wyglądających trochę jak mill-maxy (czyli gniazda używane głównie przez entuzjastów w drogich klawiaturach). Niestety rozwiązanie to zostało zaprojektowane tak aby w gniazda te wcisnęły się wyłącznie przełączniki o inaczej zaprojektowanych pinach, a są to między innymi właśnie Outemu, ale też (czego nie mówi nam specyfikacja) KTT. Nie włożymy tutaj natomiast żadnych Cherry, Gateronów czy Kailh’i, bo zwyczajnie się nie zmieszczą. W dodatku PCB akceptuje jedynie przełączniki 3-pin, więc jeśli macie dwie dodatkowe nóżki w przełączniku to również go tutaj nie włożycie. Uważam zatem, że tego typu hot-swap to bardziej ciekawostka niż praktyczne rozwiązanie. Pozwala ono co prawda na szybkie naprawienie klawiatury w wypadku zepsucia się pojedynczego przełącznika, albo też na wyjęcie wszystkich i przesmarowanie ich (a także stabilizatorów, gdyż są one blokowane przez przełącznik, a jeśli ten drugi można łatwo wyjąć to i te pierwsze możemy łatwiej zdemontować). Nie jesteśmy jednak w stanie wymienić obecnych tu przełączników na coś spoza ograniczonego grona, w którym jest co prawda genialne KTT, ale to trochę tak, jakby kupić mieszkanie i móc włożyć do niego meble tylko dwóch firm, które niekoniecznie mogą nam pasować – takie obejście się ze smakiem prawdziwej kustomizacji.
Podświetlenie
Informację o obecności podświetlenia RGB znajdziemy wyróżnioną tak wiele razy na pudełku, że można by się spodziewać czegoś niesamowitego, jak na przykład diody RGBW. Niestety Thor 303 TKL posiada najzwyczajniejsze podświetlenie generowane przez standardowe diody RGB mające poważne problemy z kolorem białym. Nie ma on bowiem nic wspólnego z bielą, sprawia wrażenie różowego, ale widać też rozlewające się z niego pozostałe dwie podstawowe barwy – niebieską i zieloną. Z żółtym też niestety obecne tu diody nie radzą sobie zbyt dobrze, bo wyraźnie widoczna jest wylewająca się z niego zieleń. Dobrze wyglądają natomiast kolory podstawowe, czyli czerwony, niebieski i zielony – one reprodukowane są perfekcyjnie. Zauważyłem jeszcze, że gdy ustawiam kolor biały, to każdy rząd od góry do dołu ma nieco inny odcień. Te na samej górze są bardziej różowe, a ten na samym dole chłodniejsze. To wiele mówi o jakości obecnego tu podświetlenia.
Jakby tego było mało, podczas robienia zdjęć do tej recenzji zauważyłem kolejną wadę obecnych tu ledów. Gdy tylko włączyłem podświetlenie moje uszy zaczęły rejestrować dziwne skwierczenie. Myślałem na początku, że to coś za oknem, ale po chwili przypomniałem sobie, że przecież ledy w mojej myszce brzmiały podobnie. Gdy zbliżyłem ucho do klawiatury wszystko było jasne – Thor 303 TKL skwierczy gdy włączone jest w nim podświetlenie. Sprawdziłem to przy wielu kolorach i jedyne co się zmienia to częstotliwość wydawanego dźwięku, ale za każdym razem jest on okropnie irytujący i strasznie głośny. Gdyby był słyszalny tylko po przyłożeniu ucha, to pominąłbym tę wadę i nie poświęcał jej więcej niż jednego zdania w tej recenzji, ale fakt, że byłem w stanie usłyszeć go mając głowę co najmniej metr od klawiatury wskazuje, że może być to poważna niedogodność dla wielu z Was, z resztą dla mnie również. Poniższe wideo zostało nagrane poprzez przyłożenie mikrofonu bardzo blisko klawiatury, żeby na pewno zarejestrował on dźwięk.
Oprogramowanie
Genesis pozwala konfigurować nam Thora 303 TKL w stworzonym specjalnie dla niej oprogramowaniu. U mnie nie obyło się bez aktualizacji firmware’u, natomiast po niej software zaczął normalnie „widzieć” klawiaturę. Program pozwala nam zmienić funkcjonalność poszczególnych klawiszy (nie byłem jednak w stanie ustawić żadnych funkcji multimedialnych, a szkoda, bo na ogół pod Pause/Break umieszczam Pause/Play – tu jest to niestety niemożliwe), nagrać makra czy wybrać tryb podświetlenia. Niestety, to ostatnie jest rozwiązane tak samo beznadziejnie jak w przypadku Thora 420 od tej samej firmy. Jedyny sposób na uzyskanie dowolnego koloru za pomocą wartości RGB to wybranie trybu Custom lub Steady, ale te pozwalają jedynie na stałe uruchomienie podświetlenia. Gdy zatem chcemy w trybie reaktywnym ustawić inny kolor niż jeden z sześciu predefiniowanych, to oprogramowanie „pokazuje nam środkowy palec” i po prostu nie możemy tego zrobić. Jedyny plus tego oprogramowania to obecność pamięci wewnętrznej w klawiaturze, a co za tym idzie fakt, że od razu po skonfigurowaniu wszystkiego możemy go odinstalować i nigdy więcej nie włączać.
Indykatory
Wspomniałem wcześniej, że diody informujące o włączeniu CapsLocka i ScrollLocka musiały zostać umieszczone głębiej niż normalnie, bo zmusza do tego design klawiatury. Przez to też gdy włączymy CapsLocka to z perspektywy od frontu właściwie nie widać co włączyliśmy, ale mamy za to rozlewającą się we wszystkie strony czerwoną kropkę światła. Co natomiast ciekawe to użyty do niej kolor. Na ogół widuję diody w kolorze niebieskim, a tutaj użyto barwy czerwonej. Moim zdaniem średnio pasuje to do białej klawiatury i lepiej spisałoby się w przypadku czarnej, natomiast mały plusik za coś odbiegającego od przyjętego standardu. Dodam jeszcze, że podpisy obok tych diód tak ciężko dostrzec, że zauważyłem je dopiero kilka dni po rozpoczęciu testów, gdyż za każdym razem chowały mi się za keycapami.
Ocena końcowa
Po raz kolejny zawiodłem się na firmie Genesis. Miałem nadzieję, że jakkolwiek wybronią oni Thora 303 TKL od zmieszania go z błotem, ale niestety nie jestem w stanie powiedzieć żadnego dobrego słowa o tej klawiaturze. Jasne, korzystało mi się z niej na tyle akceptowalnie, że wytrzymałem tydzień, ale to nie zrobi z niej jeszcze dobrej klawiatury. Istnieje bowiem rożnica pomiędzy dobrym, a używalnym produktem. Nie podoba mi się design tej klawiatury, który nie dość, że wygląda dla mnie najzwyczajniej w świecie brzydko, to jeszcze psuje akustykę. Użycie przełączników Outemu Brown w klawiaturze za ponad 200 złotych to niemałe faux pas, z kolei obecność hot-swapa jest przyjemnym dodatkiem, ale przez użycie gniazd Outemu mocno ograniczonym pod względem kompatybilności. Keycapy są całkiem w porządku, jednakże mają wiele nierówności w nadrukach. Stabilizatory to istna porażka, ale na szczęście banalnie można je zmodyfikować dzięki hot-swapowi. Podświetlenie RGB, jak wcześniej wspomniałem, nie radzi sobie z białym i żółtym kolorem, a w dodatku bardzo głośno piszczy. Oprogramowanie jest ograniczone praktycznie do minimum, bo nie możemy przypisać do klawiszy funkcji multimedialnych ani wybrać dowolnego koloru w większości trybów podświetlenia, ale na szczęście klawiatura zapamiętuje nasze ustawienia i możemy odinstalować ten nieszczęsny program z naszego komputera od razu po konfiguracji. Brakuje też odpinanego kabla, a kanały do jego poprowadzenia są niestety bardziej ozdobą niż przydatnym dodatkiem. I mówię to wszystko w kontekście ceny, czyli 229 złotych w większości sklepów. Za takie pieniądze powinniśmy dostać co najmniej lepsze przełączniki, nasmarowane stabilizatory i brak floating-key designu. Widocznie na czymś Genesis musiał uciąć koszta chcąc zaoferować biały kolor. Szkoda, że cierpią na tym tak podstawowe funkcje, ale im więcej będzie białych klawiatur na rynku, tym bardziej producenci będą musieli się starać, więc może to i dobrze, że ta polska firma wypuściła tak słaby produkt, bo zachęci w ten sposób konkurencję do zaoferowania klientom czegoś znacznie lepszego. Podsumowując, nie jestem w stanie polecić tej klawiatury nikomu, bo moim zdaniem biała kolorystyka nie wynagradza braku porządnych przełączników, solidnych stabilizatorów i odpinanego kabla.