Recenzja Dark Project KD83A (Gateron Cap Teal)

Rzadko się zdarza żeby na polskim rynku pojawiła się nowa marka sprzedająca dobrej jakości klawiatury. Jakiś czas temu Dark Project postanowił jednak wkroczyć do naszego kraju i oferować swoje produkty. Nie miałem wówczas niestety okazji przetestować żadnego z modeli tego producenta, jednak ostatnio trafiła do mnie na testy Dark Project KD83A – klawiatura 75% za niemałą kwotę, oferująca wiele naprawdę ciekawych cech.

Moi stali czytelnicy mogli się już zorientować, że coraz częściej na testy trafiają do mnie klawiatury w rozmiarze 75%. Co jednak ciekawe, to wcale nie mój wybór żeby testować ten konkretny format, którego fanem nie jestem, a po prostu producenci coraz częściej wypuszczają bardzo ciekawe modele w takim, a nie innym rozmiarze. Dlatego też dzisiaj przedstawiam Wam już trzecią pod rząd „siedemdziesiątkę piątkę”, tym razem od operującej na Cyprze marki – Dark Project.

Opakowanie

Urządzenie przychodzi zapakowane w karton wsunięty w papierową koszulkę o ciemnej kolorystyce. Na jej froncie znalazł się połyskujący obrazek krawędziowy wizualizujący fragment klawiatury, a także mała tabelka z wypisanymi podstawowymi informacjami, takimi jak nazwa modelu, kolor keycapów czy zamontowane wewnątrz przełączniki.

Na odwrocie również widnieje rysunek, jednak tym razem pokazujący klawiaturę w całości. Dookoła niego wymienione są kluczowe cechy, zaś przy lewej krawędzi widnieje specyfikacja techniczna. Gdzieniegdzie porozrzucane są też inne aspekty urządzenia, natomiast nie widzę większego sensu w wymienianiu ich tutaj – możecie przybliżyć sobie poniższe zdjęcie.

Akcesoria

Wewnątrz pudełka znajdziemy nie tylko owiniętą w piankę klawiaturę, ale też papierologię, czarny kabel USB-A do USB-C, druciany keycap puller z plastikową rękojeścią, mały metalowy switch puller oraz 4 gratisowe przełączniki marki Gateron: Red, Black, Brown i Blue.

Dołączony w zestawie przewód jasno oznajmia, że mamy do czynienia z klawiaturą z odpinanym kablem. Jest on w czarnym oplocie i pasuje kolorystycznie do urządzenia. Niestety ciężko jest go wyprostować, a fabrycznie przychodzi on pozaginany. Cieszę się natomiat niezmiernie, że dorzucony w pakiecie keycap puller jest z drucików, gdyż moim zdaniem to znacznie lepsza opcja niż badziewne plastikowe narzędzia, rysujące ścianki keycapów.

Tego samego nie mogę powiedzieć o dołączonym switch pullerze, który jest zdecydowanie za mały żeby nazwać go funkcjonalnym. Jasne, damy radę z jego użyciem wyciągnąć przełączniki z klawiatury, ale jest to strasznie niewygodne i frustrujące. Warto nadmienić, że narzędzie to wraz z czterema bonusowymi przełącznikami wskazują na obecność hot-swapa w tym modelu.

Od góry

Dark Project KD83A występuje w dwóch wersjach, które różnią się od siebie znacząco wyglądem i kolorem. Do mnie trafił wariant Black/Grey, który charakteryzuje się kompletnie czarną obudową wykonaną z tworzywa sztucznego. Jest ono jednak bardzo dobrej jakości, co zapewnia klawiaturze pokaźny ciężar, wynoszący 1170 gramów. Trzeba natomiast liczyć się z faktem, że plastik, bez względu na to jak solidny, będzie się uginał i nie inaczej jest w tym przypadku – najbardziej ugina się frontowa ścianka przy spacji. W trakcie standardowego użytkowania nie jest to natomiast w żaden sposób odczuwalne, między innymi dzięki metalowej płycie mocującej.

Jak wspominałem, goszczący dziś na moim biurku model oferuje rozmiar 75%, jednak jest on skompresowany (w przeciwieństwie do „exploded”, spotykanego chociażby w Keychron Q1). Wiąże się to z koniecznością przyzwyczajenia palców do tego układu bez żadnych ułatwień w postaci przerw pomiędzy poszczególnymi sekcjami. Dla osób na co dzień korzystających z tego typu klawiatur nie będzie to problemem, ale ja zazwyczaj nie używam formatu 75% i niejednokrotnie musiałem zerkać na keycapy żeby trafić w odpowiedni klawisz.

Zaletą takiego rozkładu jest natomiast niewątpliwie rozmiar – modele 75% „exploded” i tak są relatywnie kompaktowe, jednak skompresowany rozkład przenosi funkcjonalność klawiatury na kompletnie inny poziom. Mamy tu bowiem prawie tyle samo klawiszy co w typowym TKL-u, ale urządzenie zajmuje na biurku o jedną kolumnę mniej miejsca.

Cała konstrukcja z tej perspektywy wygląda schludnie i minimalistycznie, do czego przyczyniają się między innymi równie ramki dookoła klawiszy. Pomiędzy klawiszami Esc i F1 dostrzec można wcięcie, w miejscu którego umieszczone zostały lampki kontrolne. Zza lewej krawędzi wystaje z kolei pokrętło do regulacji głośności.

Od spodu

Odwracając klawiaturę do góry nogami uzyskujemy dostęp do bardzo ważnego elementu: rozkładanych nóżek służących do regulacji kąta nachylenia. Są one w tym przypadku dwustopniowe, a więc mamy do dyspozycji aż trzy różne kąty. Staje się to powoli standardem i spotkać możemy się z podwójnymi nóżkami w coraz tańszych klawiaturach, aczkolwiek nadal cieszy mnie ich obecność zamiast tych zwykłych, pojedynczych – nawet jeśli sam korzystam z maksymalnego kąta nachylenia.

Poza nóżkami, na spodzie znaleźć można też gumki antypoślizgowe, a dokładnie cztery sztuki – po jednej na każdy róg. Ponadto wszystkie rozkładane nóżki są zakończone ogumieniem, które także niweluje niepożądane ruchy klawiatury po biurku. Działanie gumek jest świetne – nie pozwalają one nawet drgnąć urządzeniu bez naszej wyraźnej intencji.

Osobiście kilka razy podczas testów chciałem przesunąć KD83A do tyłu z rozłożonymi nóżkami, ale opór gumek był na tyle duży, że te się po prostu złożyły. Nie uważam, że to jakakolwiek wada, bo przecież wystarczy klawiaturę podnieść na czas przesuwania, aczkolwiek wspominam o tym żeby przedstawić Wam poziom w jakim gumki te radzą sobie ze ślizganiem.

Od boku

Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się styl w jakim wykonana została obudowa klawiatury Dark Project KD83A. Przednia i tylna ścianka schodzą maksymalnie do dołu, prawie stykając się z biurkiem. Wyłącznie boczne ściany mają wcięcia, które pomagają złapać klawiaturę w ręce, na przykład w celu przeniesienia jej z miejsca na miejsce. Takiej estetyki potrzeba moim zdaniem jak najwięcej w świecie tańszych klawiatur, bo powoli rynek zaczyna być dominowany przez strasznie nudne designy.

Na frontowej ściance, tuż przy prawej krawędzi, widoczne jest logo marki – biały napis DARK PROJECT. Fajnie, że ulokowano go w takim miejscu, bo w ten sposób nie rzuca się on jakoś szczególnie w oczy. Wolałbym jednak gdyby znalazło się ono na którymś z boków, bo mamy tu mimo wszystko do czynienia z białymi literami na czarnym tle, więc tak czy siak kontrastują one dosyć mocno ze sobą. Wysokość frontowa to z kolei około 21 milimetrów, czyli moim zdaniem maksymalna wartość przy jakiej możemy mówić o standardowej wysokości.

Tylna część klawiatury nie charakteryzuje się właściwie niczym poza wyśrodkowanym złączem USB-C. Jest ono osadzone nieco głębiej, ale moje wtyczki pasowały do owalnego otworu perfekcyjnie. Nie podoba mi się natomiast, że port jest skierowany do góry jeśli rozłożymy nóżki na spodzie, przez co kabel również wychodzi w tym kierunku i utrzymuje się nad powierzchnią biurka. W tym budżecie już było można pomyśleć o osobnej płytce drukowanej ze złączem USB-C.

Na lewym boku producent znalazł miejsce na przejściówkę USB-A 2.0, w którą możemy wpiąć na przykład myszkę lub bezprzewodowy adapter do dowolnego urządzenia. Jest to świetne rozwiązanie dla osób z ograniczoną ilością złącz USB w komputerze. Można jej też oczywiście użyć do przesyłu plików, na przykład z nośnika Pendrive, aczkolwiek prędkości nie będą rzecz jasna tak wysokie jak w przypadku szybszych standardów.

Tuż obok osadzona jest też rolka do sterowania głośnością dźwięku systemowego z powierzchnią wykończoną tak, aby przyczepność do opuszków palców była zwiększona. Jest ona w takim miejscu, że łatwo używać jej małym palcem lewej dłoni, a opór jest na tyle niski, że zmniejszenie głośności o znaczne wartości nie sprawia problemu. Szkoda natomiast, że nie mamy żadnej opcji wyciszenia dźwięku wciśnięciem, gdyż rolka ta nie oferuje dodatkowego przycisku. Co natomiast ciekawe, jej wewnętrzna część jest z mlecznego plastiku, który równo rozprowadza światło z dodatkowego LED-a. Po co? Nie mam szczerze pojęcia.

Wnętrze

Jeśli zdejmiemy górną część obudowy, poluzowując ówcześnie zatrzaski, dostaniemy dostęp do środka klawiatury. Po odkręceniu pięciu śrubek i swobodnym wyjęciu PCB oraz płyty mocującej, naszym oczom ukaże się spód obudowy wypełniony grubym silikonem, znacząco wpływającym na akustykę konstrukcji. Widać też, że w niektórych miejscach silikon ten nachodzi na boki obudowy i na gwinty, co ma imitować montaż uszczelkowy (ang. gasket mount).

W praktyce taka implementacja tego sposobu montażu nie wpływa praktycznie w ogóle na wrażenia z pisania. Ciężko zweryfikować jego wpływ na brzmienie, aczkolwiek pod względem „feelingu” mamy tu do czynienia z bardzo twardym uderzeniem, głównie za sprawą stalowej (albo aluminiowej?) płyty mocującej. Fajnie, że producenci eksperymentują ze sposobami montażu płyty mocującej w tańszych klawiaturach, aczkolwiek nie tędy droga, marko Dark Project. Lepszym wyjściem byłby klasyczny gasket mount i pozbycie się śrubek z konstrukcji, a także zastosowanie miękkszego materiału do wykonania płyty mocującej. Tylko wtedy montaż uszczelkowy jest w stanie dać realnie giętki „feeling”.

Keycapy

Na pochwałę zasługują też zamontowane na recenzowanej dziś klawiaturze nakładki. Wykonano je z lubianego i wytrzymałego tworzywa PBT, które jest o wiele bardziej odporne na wycieranie niż popularniejszy ABS. Dzięki temu tekstura tych keycapów nie wygładzi się zbyt prędko, choć i tak domyślnie należy ona zdecydowanie to tych gładszych, do których aż kleją się palce.

Metoda zastosowana do produkcji tych nakładek to podwójny wtrysk, lub jak wolą zwolennicy stosowania języka angielskiego w tym hobby – double-shot. Polega ona na osobnym wtryskiwaniu do form dwóch kawałków tworzywa, które następnie utworzą spójną całość. Jedna z nich to cała bryła, a druga – same znaki. To czyni nadruki dosłownie niezmazywalnymi, gdyż są one częścią struktury keycapa. Dzięki temu, jak i materiałowi PBT, mamy tu do czynienia z najtrwalszymi nakładkami jakie można obecnie umieścić na klawiaturze.

Na szczęście producent zdecydował się na zastosowanie czytelnej i prostej czcionki. Literki i cyferki mają domknięte brzuszki, a wszystkie nadruki są wycentrowane w górnej części powierzchni keycapów. Tworzy to schludną estetykę, której spójność jest jednak nieco naruszona przez znienawidzony przeze mnie element: strzałkę reprezentującą Backspace. Mimo, że wszystkie pozostałe modyfikatory oznaczone są napisami, producent postawił na samotną strzałkę na klawiszu usuwającym tekst.

Ciekawostką jest umieszczenie w keycapie spacji cienkiej warstwy pianki, która docelowo ma eliminować nadmiarowe echo generowane przez pustą przestrzeń. W praktyce różnica jest mała, ale słyszalna – moim zdaniem na korzyść pianki. Dla lepszego efektu dobrze byłoby jednak zastosować nieco grubszy materiał akustyczny, który pochłaniałby więcej fal dźwiękowych.

Nie do przeoczenia jest kolorystyka nakładek – połączenie czerni i szarości. Na klawiaturze tworzy to estetykę podobną do GMK Dolch. Mam jednak pewien zarzut co do ciemnoszarych keycapów. Otóż nadruki są na nich kompletnie niewidoczne jeśli zgasimy podświetlenie. Jestem świadom, że mało który posiadacz tej klawiatury zdecyduje się na wyłączenie LED-ów, ale warto o tym pamiętać jeśli należycie do tej nielicznej grupy hejterów świecidełek.

Grubość użytych keycapów jest naprawdę zaskakująca, gdyż wynosi około 1,5 mm. To tyle samo co GMK, czyli nakładki uznawane za Święty Graal (oczywiście nie przeze mnie, o czym piszę w recenzji GMK Hennessey) w świecie entuzjastów. W praktyce wysoka grubość sprawia, że nakładki są solidniejsze, a ich brzmienie jest zazwyczaj bardziej wytłumione.

Jeśli chodzi o profil, to Dark Project zdecydował się na bardzo lubiany wśród hobbystów Cherry, stworzony przez niemiecką firmę o tej samej nazwie i stosowany w oryginalnych klawiaturach na przełącznikach Cherry MX. Obecnie z profilu tego korzystają takie marki jak GMK, Shenpo, XMI czy Domikey. Nakładki w Dark Project KD83A są bardzo kanciaste u dołu i zaokrąglone u góry, ich powierzchnia jest delikatnie wyprofilowana, zaś wysokość znacznie mniejsza niż w bardziej spopularyzowanych keycapach o profilu OEM.

Stabilizatory

Bardzo ciekawy widok powitał mnie wraz ze zdjęciem nakładek z dłuższych klawiszy. Moim oczom ukazały się wówczas cyjanowe prześwitujące stabilizatory, które… są przykręcone do PCB! Tak jest, nie spotkamy tu stabów montowanych do płyty mocującej na zatrzaski, a zamiast tego mamy do czynienia z o wiele bardziej lubianymi i znacznie podatniejszymi na modyfikacje „PCB-mountami”.

Producent nie zapomniał również o pokaźnym nasmarowaniu drucików białym smarowidłem o odpowiedniej gęstości, aczkolwiek moim zdaniem zrobił to bardzo nieudolnie. Otóż smar powinien znaleźć się przede wszystkim na końcówkach drucików, wewnątrz trzonów stabilizatora. Zamiast tego w KD83A smar znalazł się bliżej zagięć drucików, co niestety nie eliminuje odpowienio dużo niepożądanego klekotu i grzechotu.

Warto przy tym zaznaczyć, że własnoręczne nasmarowanie takich stabilizatorów nie powinno stanowić żadnego problemu. Wystarczy strzykawką umieścić smar w odpowiednim miejscu lub otworzyć klawiaturę, rozmontować stabilizatory i wykonać na nich dodatkowe poprawki. Paradoksalnie modyfikowanie stabów przykręcanych do PCB jest bardziej czasochłonne od tych montowanych w płycie mocującej, ale efekt końcowy jest znacznie lepszy.

Przełączniki

Gateron to producent kojarzony ze swoich gładkich przełączników w bardzo niskich cenach. Zdarza się jednak, że zdecyduje się on na zaprezentowanie nieco droższych modeli. Jednym z nich była seria Cap, sygnowana numerem modelu KS-25. Wyróżnia się ona na tle konkurencji odwróconym designem trzonu – zamiast w spodzie obudowy, dziurka umieszczona została w rdzeniu trzonu. Ma to na celu rzekome wypychanie powietrza, co według chińskiego producenta zmniejsza opór.

Dark Project KD83A w testowanej przeze mnie wersji korzysta właśnie z przełączników Gateron Cap, a konkretnie z modelu Teal. Jest on spotykany wyłącznie w klawiaturach tego producenta, co może wskazywać na ich ekskluzywność. Nie zauważyłem natomiast żadnych większych różnic między nimi, a Capami dostępnymi powszechnie na rynku (pod względem designu oczywiście).

Gateron Cap Teal to liniowce, a zatem w momencie aktywacji nie czuć żadnego sprzężenia zwrotnego. Jedyny opór przez cały skok stawia sprężyna, która w tym przypadku wymaga od naszych palców 50 gramów siły do osiągnięcia progu aktywacji. Niestety producent nie zdradza wiele więcej informacji, natomiast domyślić można się, że aktywacja odbywa się na wysokości 2 mm, a skok ma długość 4 mm. Siła wymagana do doprowadzenia trzonu do samego dołu powinna wynosić z kolei około 60 gf, co zdają się potwierdzać moje testy.

Na powyższym zdjęciu możecie zauważyć, że sprężynki są nieco dłuższe niż standardowo. Mają one bowiem 19 mm długości, czyli o 4 mm więcej niż w standardowym przełączniku Cherry MX. Sprawia to, że różnica pomiędzy oporem na początku wciśnięcia i na jego końcu jest mniejsza, przez co pisanie na tych przełącznikach sprawia wrażenie łatwiejszego. Trochę tak jakby klawisze zapadały się pod palcami. Nie jest to jednak tak bardzo wyczuwalne jak przy sprężynkach 22 mm, takich jak w Huano HolyTom V1.

Kluczowa w liniowcach jest ich gładkość. Z przyjemnością oznajmiam, że Gateron Cap Teal mogą pochwalić się bardzo dobrym poziomem płynności, nawet mimo słabego fabrycznego smarowania. Olej naniesiony został w nich na ścianki boczne trzonów, ale jest go na tyle mało, że moim zdaniem nie ma on większego wpływu na ilość wyczuwalnego tarcia. Uważam też, że samodzielne przesmarowanie tych przełączników to świetny pomysł, gdyż jest to banalne zadanie, a znacząco poprawi walory akustyczne, przy okazji jeszcze bardziej wygładzając wrażenia z pisania.

Przełączniki marki Gateron nigdy nie słynęły z dobrego poziomu wobble, czyli chybotania się trzonu na boki. Seria Cap nie stara się tego znacząco poprawić, ale moim zdaniem i tak jest dobrze. Trzon co prawda rusza się przy nacisku, ale nie na tyle żeby przeszkadzać podczas korzystania z klawiatury.

Hot-swap

Gdyby ktoś zdecydował się na wymianę przełączników w Dark Project KD83A, to ma ułatwioną robotę dzięki gniazdom hot-swap przylutowanym pod każdym z klawiszy. Producent wybrał w tym przypadku model bliżej nieokreślonej marki, który nie wyróżnia się absolutnie niczym na tle konkurencji. Sprawuje się on zatem idealnie, gdyż wystarczy pociągnąć dołączonym w zestawie narzędziem przełącznik do góry, a ten wyjdzie – bez korzystania z lutownicy.

Wadą jest zdecydowanie fakt, że przełączniki są w orientacji północnej, co może powodować interferencję z niższymi keycapami (na szczęście nie dochodzi do tego z tymi domyślnymi). Fajnie natomiast, że PCB wspiera nie tylko przełączniki 3-pinowe, ale również te z dwoma dodatkowymi nóżkami do stabilizacji.

Poza łatwą wymianą przełączników, hot-swap pozwala na łatwe wyjęcie tych domyślnych i samodzielne przesmarowanie ich. Polecam takie przedsięwzięcie każdemu, bo zajmuje ono raptem kilka godzin, a efekt końcowy jest genialny. Smar, taki jak Krytox 205g0, możecie kupić od Zaksina, czyli godnego polecenia członka polskiej społeczności hobbystów klawiaturowych.

Brzmienie

Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, to klawiatura Dark Project KD83A zawiodła mnie w kwestii dźwięku. Za sprawą solidnej plastikowej obudowy wypełnionej silikonem powinniśmy otrzymać tu bardzo przyjemne dla ucha brzmienie, a w połączeniu z Gateron Cap Teal i grubymi keycapami PBT dźwięk powinien być basowej tonacji. Rzeczywiście tak jest i pisanie na tym modelu generuje głębokie i satysfakcjonujące stukanie, ale…

No właśnie, ale stabilizatory. Jak wspinałem wcześniej, producent umieścił na drucikach stabilizatorów zdecydowanie za mało smaru w strategicznych miejscach, co poskutkowało bardzo nieprzyjemnym klekotaniem i szeleszczeniem wydobywającym się spod każdego z klawiszy stabilizowanych. Oczywiście można to naprawić, ale moim zdaniem klawiatura tego kalibru i w tej cenie nie powinna popełniać takiego błędu i fabrycznie zaoferować chociaż dobry poziom smarowania. Już nawet dwukrotnie tańszy Krux Atax 65% Pro Wireless ma lepsze stabilizatory.

Muszę natomiast wspomnieć, że Dark Project zdecydował się na umieszczenie na powierzchni PCB czegoś w stylu popularnego w ostatnim czasie „PE foam”, czyli pianki używanej często do pakowania produktów. Choć jej warstwa jest cieniutka, to skutkuje ona uwydatnieniem stukania przełączników i znacznym podgłośnieniem brzmienia. Co jednak ciekawe, i najważniejsze w recenzji tego modelu, nie sądzę żeby obecność tej pianki znacząco wpływała na dźwięk KD83A. Co prawda nie porównywałem jej z i bez pianki, ale klawiatura ta po prostu nie ma tego charakterystycznego brzmienia kojarzonego z pianką PE. Nie jest to aczkolwiek w żadnym wypadku wada, a jedynie moja obserwacja.

Podświetlenie

Pod każdym z klawiszy umieszczone zostały diody RGB przylutowane do powierzchni PCB (SMD). Często wiąże się to ze słabą reprodukcją barw takich jak biały i żółty. Podobnie jest w przypadku recenzowanego dziś modelu, w którym biel jest wyraźnie przebarwiona przez dominującą czerwień i bardziej przypomina róż. Żółć jest z kolei wyjątkowo adekwatna, choć widać w niej odrobinę zieleni próbującą zmienić kolor w limonkę.

Jasność jest na dobrym poziomie, natomiast moim zdaniem mogła być jeszcze lepsza. Przez domknięte brzuszki w literkach i cyferkach na keycapach widać ciemniejsze punkty w niektórych miejscach, gdyż ciemne wsporniki utrzymują plastik w miejscu. Niestety nie wygląda to najlepiej i ciężko coś na to zaradzić, chociaż moim zdaniem i tak lepiej mieć ładną czcionkę, która gorzej prześwituje, niż paskudny krój pisma z dobrym przenikaniem podświetlenia, tak jak to niektórzy producenci lubią robić.

Lampki kontrolne

Wspominałem wcześniej, że pomiędzy klawiszami Esc i F1 znalazła się pusta przestrzeń, którą producent wypełnił trzema lampkami kontrolnymi. Świecą one dosyć ciemno na kolor biały, a ich oznaczenia to pojedyncze literki – również białe, nadrukowane obok mlecznego plastiku. Z moich analiz wynika, że górna lampka odpowiada za CapsLock, środkowa za WinLock, a roli dolnej nie dałem rady zweryfikować (choć podejrzewam jakiś tryb nagrywania makr).

Uważam, że tego typu lampki kontrolne są przydatne w klawiaturach, bo pozwalają na czytelną reprezentację chociażby CapsLocka. Normalnie w klawiaturach tego typu stosuje się zmianę koloru LED-a pod danym klawiszem, jednak przy diodach RGB biel wygląda brzydko. Stąd moja miłość do dedykowanych indykatorów, również tych w KD83A.

Oprogramowanie

Dark Project zapewnia swoim klientom sterownik, w którym możemy skonfigurować klawiaturę. Warto zaznaczyć, że nie musimy pobierać konkretnego, dedykowanego programu, gdyż jeden wspiera wszystkie klawiatury tego producenta. Po instalacji pojawia się aplikacja o nazwie „Dark Project”, a w niej wybieramy model (spośród wykrytych), który chcemy konfigurować.

Pierwsza zakładka pozwala na zmianę działania dowolnych klawiszy. Mnogość funkcji jest oszałamiająca, bo możemy ustawić nie tylko inny klawisz (np. Control w miejscu CapsLocka), ale także przycisk myszy, funkcje multimedialne czy nawet włączanie konkretnej aplikacji. W ostatniej zakładce możemy z kolei nagrywać makra, które później możemy przypisać do wybranego klawisza.

Druga zakładka to podświetlenie, któremu możemy nadać jeden z efektów, ustawić jego kierunek, jasność oraz kolor. Istnieje nawet opcja stworzenia swojego własnego stylu. Ponadto jesteśmy w stanie zmienić kolor diody ukrytej w rolce, która domyślnie świeci na czerwono.

Ocena końcowa

Gdybym został zapytany, czy Dark Project KD83A w wersji Black/Grey jest klawiaturą wartą uwagi, to bez zawahania odpowiedziałbym twierdząco. Należy jednak wziąć pod uwagę, że nie jest to tani produkt – w Polsce możemy go kupić za 649 złotych, co plasuje KD83A pośród modeli oferujących już naprawdę wiele pozytywnych cech, takich jak Keychron V1.

Dark Project KD83A również od nich nie stroni. Mamy tu bowiem do czynienia z dobrą jakością wykonania, w której co prawda dominuje plastik, ale jest on solidny i ugina się praktycznie wyłącznie na przodzie. Wagi dodaje też metalowa płyta mocująca, a także silikon stanowiący wypełnienie obudowy.

Użyte keycapy charakteryzują się doskonałą wytrzymałością za sprawą zastosowania materiału PBT i metody double-shot. Pod nimi ukryte są z kolei bardzo interesujące przełączniki Gateron Cap Teal, oferujące wysoką gładkość i przyjemne sprężynki. Podświetlenie jest jasne i kolorowe, natomiast nie najlepiej radzi sobie z barwą białą.

Właściwie jedyną wadą jakiej doszukałem się w tej klawiaturze są stabilizatory. Są one świetne, bo mocowane do PCB na śrubki, ale niestety producent miernie je nasmarował, przez co osadzone w nich druciki strasznie hałasują. Wpływa to negatywnie akustykę, która przy lepszych stabilizatorach byłaby moim zdaniem genialna – głównie za sprawą plastikowej obudowy, sprzyjającej pełnemu brzmieniu.

Koniec końców jest to solidny produkt, który z pewnością znajdzie wielu fanów. Trzeba się jednak najpierw zastanowić, czy lepszą opcją nie jest tańszy wariant na przełącznikach g3ms Sapphire i z innymi keycapami. W grę wchodzi także konkurencja, na tle której KD83A wcale nie wypada jakoś niesamowicie, ale jest równie poprawnym i kompletnym produktem.

Ja osobiście rekomenduję Dark Project KD83A każdemu, kto poszukuje solidnej klawiatury 75% i jest gotowy samodzielnie dosmarować stabilizatory. Ta jedna modyfikacja zmienia bowiem kompletnie postrzeganie urządzenia i czyni je wspaniałym narzędziem do pracy przed komputerem.

Podziękowania

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że egzemplarz do testów otrzymałem od marki Dark Project, za co bardzo jej dziękuję. Od dawna chciałem przetestować którąś z jej klawiatur, ale nigdy nie miałem okazji tego zrobić. Na szczęście firma ta chętnie podesłała mi swój produkt na testy i nie wpływała przy tym w żaden sposób na moją opinię. Takich producentów się ceni!

Co prawda zarówno Chrupek jak i Talzy nie kupili subskrypcji 3-go poziomu na moim Patronite, ale oboje nabyli za jednym zamachem 5 miesięcy 1-go poziomu. Z tego powodu serdecznie im dziękuję i zapraszam na ich serwer Discord – Klawikoty, na którym możecie spędzić miło czas pisząc i rozmawiając o klawiaturach i kotach!