Przyznam się przed Wami, że jeszcze niedawno nie wiedziałem nawet, że istnieje taka marka jak MARVO. Nie wiem czy nie robiła ona żadnych wartych mojej uwagi produktów, czy po prostu nie miałem okazji na nią natrafić, ale z jakiegoś powodu nazwa ta w ogóle nie obiła mi się o uszy. Dzisiaj mam jednak okazję sprawdzić jeden ze świeższych produktów spod tego szyldu, albowiem odezwał się do mnie człowiek odpowiedzialny za marketing MARVO i zaproponował mi test modelu TITAN. Do wyboru miałem kilka wersji rozmiarowych, bowiem tytan występuje w aż trzech, ale jak na mnie przystało, mając wybór wziąłem najbliższy mojemu sercu format z tych dostępnych – skompresowany Full-size, nazywany też przez niektórych 98%. Nie jest to co prawda taki sam rozmiar jak uwielbiane przeze mnie 1800 czy 980, ale o tym wspomnę więcej trochę później. Bez zbędnego owijania w bawełnę przejdźmy zatem do faktycznej recenzji MARVO TITAN 98 Wireless, czyli budżetowej propozycji tego chińskiego producenta sprzętów skierowanych do graczy. Zapraszam do lektury!

Opakowanie
Niedrogie produkty kierowane przede wszystkim w gamingowy segment rynku mają zwyczaj korzystać z krzykliwych kolorów i wzorów na swoich kartonach, co widoczne jest również w tym przypadku. MARVO umieściło na awersie obrazek prezentujący skrywaną wewnątrz klawiaturę na tle białego, czerwonego i czarnego pasa, każdego z inną teksturą. W lewym dolnym rogu znajdziemy nazwę modelu wraz z symbolem przydatnym chyba tylko producentowi, a w prawym górnym rogu znalazło się logo producenta i trzy emblematy reprezentujące najważniejsze (według marki) cechy: połączenie przewodowe, BT i 2,4 GHz, mechaniczne przełączniki oraz podświetlenie RGB. Tuż pod nimi jest też jakiś logotyp Scorpion, czyli jak dobrze rozumiem swego rodzaju pobocznego brandu MARVO. Rewers jest już dużo ciekawszy, bo tam ponownie wita nas rzut na klawiaturę TITAN 98, ale tym razem w akompaniamencie krótkiej specyfikacji, opisu w 15 europejskich językach oraz szerszej listy funkcji i cech. Mamy tu wymieniony chociażby gasket mount, NKRO czy obecność pokrętła do regulacji głośności. Ogólnie rzecz biorąc pudełko jak pudełko, ma się rzucać na sklepowej półce w oczy i ma przekazać potencjalnemu klientowi jak najwięcej przed zakupem, tak aby go do tego zachęcić.


Akcesoria
Nic zaskakującego nie wita nas tuż po otworzeniu kartonu, albowiem poza samą klawiaturą znajdziemy tam zaledwie kabel zakończony USB-C z jednej i USB-A z drugiej strony, keycap i switch puller w jednym, naklejki i papierologię. Nie spodziewałem się natomiast nic więcej, bo w końcu najważniejsze jest główne danie, tym bardziej gdy budżet jest mocno ograniczony. Muszę jednak pochwalić producenta, że jak już daje narzędzie do zdejmowania nakładek, to jest ono chociaż druciane, a więc niczego nim nie zepsujemy. Dobrze też, że przewód zamiast być w tandetnym oplocie, to jest gumowy. Jego kolor odpowiada samemu urządzeniu, a ułożenie go na biurku nie należy do najprostszych za sprawą zagięć powstałych w transporcie, ale przez wzgląd na wykonanie go z gumy prostowanie nie jest wymagającym procesem i wymaga jedynie umieszczenia kabla w gorącej wodzie 😉

Wygląd
Tanie klawiaturki gamingowe mają zwyczaj implementowania najdziwniejszych i najpaskudniejszych designów jakie rynek widział. Producenci lubią bowiem z jakiegoś powodu eksperymentować i prawdopodobnie mają nadzieję, że takie udziwnienia wyróżnią ich produkt na tle reszty, czym skuszą potencjalnego klienta. MARVO TITAN 98 na pierwszy rzut oka nie wygląda jak klasyczny sprzęt, bo znajdziemy tu chociażby rozwiązanie polegające na oddzieleniu od siebie dwóch części korpusu tak, aby jeden wystawał ponad ten drugi i odznaczał w ten sposób sekcję klawiszy. Tutaj zrealizowane zostało to jednak naprawdę dobrze i wygląda, przynajmniej na mój gust, akceptowalnie. Szara część obudowy okala bowiem klawiaturę po bokach, a na górze widzimy odstający czarny fragment dookoła przycisków. Dodaje to też całości takiej charakterystycznej masywności, która mi się podoba. Widzieliśmy już coś podobnego w przypadku Royal Kludge R65 VIA i już wtedy pisałem, że o ile jest to język designu raczej wciąż kojarzący się z niedrogim sprzętem chińskiego pochodzenia, to dodaje mimo wszystko urządzeniu nieco charakteru, bo paradoksalnie wciąż niewiele producentów się na takowy decyduje.
Ramki dookoła klawiszy byłyby normalnie równe, gdyby nie format w jakim jest wybrany przeze mnie wariant modelu MARVO TITAN. Na lewo, na prawo i na górze mamy bowiem identyczną szerokość, ale już dolna ramka sięga dalej, gdyż musi zmieścić w swoich objęciach również strzałki. Nie wygląda to jednak źle, a po prostu normalnie, standardowo dla tego typu urządzeń. Spojrzenie na profil ukaże nam swego rodzaju próbę zastosowania prostopadłościanu na klinie (ang. box on wedge), co nie tylko prezentuje się nieźle, ale także usprawnia chwytanie klawiatury w razie chęci jej przeniesienia – palce wsuwają nam się wygodnie po bokach i nie mamy żadnego problemu żeby ją podnieść. Na froncie nie znajdziemy żadnych udziwnień poza logotypem marki MARVO przy prawej krawędzi, które naniesione jest w postaci szarego nadruku i na szczęście nie rzuca się aż tak bardzo w oczy, lecz wolałbym gdyby nie było go w ogóle. Z dwojga złego chyba jednak lepiej mieć je na przodzie niż na górze.. Tył to z kolei klasyczne miejsce na osadzenie złącza USB-C do podpięcia urządzenia do komputera, które znalazło się w specjalnie zaznaczonej sekcji, w dodatku w akompaniamencie dwóch suwaków trybu – jednego do układu (Windows-Mac) i drugiego do sposobu połączenia (BT-kabel-2,4 GHz). Szkoda, że producent nie zdecydował się wycentrować całej tej sekcji albo chociaż portu USB, ale z drugiej strony nie jest to aż tak poważny problem – lepiej tak niż gdyby złącze znalazło się na lewym boku 😉


Rzut oka na spód korpusu odkrywa nam cztery gumki antypoślizgowe w kolorze odpowiadającym obudowie, a także dwie rozkładane nóżki do regulacji kąta nachylenia. Wyśrodkowana jest zaś naklejka z nazwą modelu, choć bez numeru seryjnego. Poza tym obudowa jest w tym miejscu niezwykle nudna, to znaczy płaska i gładka, ale to pewnie dzięki temu producent mógł bardziej skupić się na tym co widzimy podczas normalnego użytkowania i co siedzi w środku urządzenia. Wracając jeszcze na chwilę na górę, w prawym górnym rogu, tuż nad NumPadem, znajdziemy srebrne podkrętło do regulacji głośności. Fajnie, że zawiera ono także akcent w postaci żółtego plastiku po środku, co ładnie wpasowuje się w całą estetykę, choć ja osobiście wolałbym gdyby samo pokrętło było szare, a nie świeciło się jak psu wiadomo co. Sam enkoder chodzi naprawdę przyjemnie i czuć w nim takie przeskakiwanie ze stopnia na stopień, choć klasycznie nie podoba mi się, że po wciśnięciu go wycisza się dźwięk w systemie zamiast pauzować odtwarzany utwór (czego w dodatku nie da się zmienić w oprogramowaniu). Wadzi mi też troszkę umiejscowienie lampek kontrolnych w przerwie między Esc i F1, bo nie dość że świecą w brzydkich kolorach, to jeszcze mają te paskudne szare nadruki obok siebie. Ich obecność w tym miejscu psuje po prostu estetykę całości i lepiej gdyby schowano je pod konkretnymi klawiszami zamiast dedykować im specjalne miejsce, tym bardziej takie.
Wariant kolorystyczny w przypadku MARVO TITAN 98 jest do wyboru tylko jeden, ale za to jaki. Nie jest to klasyczna czerń ani biel, a połączenie ciemnej szarości z czernią i intensywnie żółtymi akcentami. Gdyby nie te ostatnie, powiedziałbym po prostu, że MARVO postawiło na znaną i lubianą wśród entuzjastów gamę barw zwaną Dolch, którą prywatnie uwielbiam do takiego stopnia, że sam posiadam dwa zestawy keycapów korzystające z niej właśnie. Ciemny szary świetnie kontrastuje bowiem z kompletną czernią, a gdy odbywa się to nie tylko na nakładkach, ale również na obudowie, to otrzymujemy coś przewspaniałego. Producent zdecydował się na naprawdę genialne rozwiązanie z nutą powiewu retro, ale jednocześnie z nowoczesnym sznytem. Niektórym naturalnie może się to nie spodobać, ale mi bardzo przypadło do gustu i nie ukrywam, że po odpakowaniu klawiatury byłem bardzo pozytywnie zaskoczony (tak, nie badam produktów, które wysyłają mi producenci, przed testem). Szkoda tylko, że jest to jedyny dostępny do zakupu wariant, bo wiem że część klientów wolałaby coś jasnego, ale z drugiej strony nie ma co oczekiwać cudów po produkcie budżetowym, który i tak daje nam już sporo.

Wykonanie
Piszę o tym ostatnimi czasy często, napiszę więc i dziś – plastik to jedyne czego możemy spodziewać się w tym budżecie, przynajmniej jeśli mówimy o produkcie dostępnym od ręki w polskich sklepach z elektroniką. Wiadomo że chińskie serwisy pokroju AliExpress rządzą się własnymi prawami i tam nawet i za dwie stówki dorwiemy metalową klawiaturę, jeśli rzecz jasna się postaramy, ale tutaj mimo wszystko mówimy o sprzęcie, który dziś zamawiasz, a jutro masz pod drzwiami. MARVO TITAN 98 dzierży korpus w pełni wykonany z tworzywa sztucznego, które co prawda ugina się jeśli mocno naciśniemy je z którejś strony lub celowo zaczniemy nim skręcać w rękach, ale przy standardowym użytkowaniu nie jest nam to w stanie jakkolwiek zaszkodzić, bowiem wówczas plastik w ogóle nie daje o sobie znać. Minusem dla sporej rzeszy osób będzie niewątpliwie obecność plastikowej płytki montażowej, a konkretnie poliwęglanowej, lecz jest to niewątpliwie zabieg mający na celu wyciągnąć z niej trochę inne brzmienie, a także zapewnić nam nieco giętsze doznania z użytkowania. Całkowita masa TITAN-a w testowanej dzisiaj wersji to 986 gramów, czyli rzeczywiście niedużo jak na sprzęt tych rozmiarów, natomiast nie mam mu tego za złe – w końcu mówimy o maksymalnie budżetowej klawiaturze konwencjonalnie zwanej mechaniczną, więc jakieś ustępstwa być muszą.
Sama jakość zastosowanych tworzyw nie pozostawia wiele do życzenia, gdyż osobiście nie byłem w stanie doszukać się jakichś niedoskonałości w teksturze czy nadlewów pozostałych po produkcji. Widać zatem, że choć cena urządzenia została utrzymana na atrakcyjnym poziomie, to sam producent nie przyoszczędził szczególnie na kontroli jakości, a przynajmniej na tej płaszczyźnie. Szkoda więc, że żeby dostać się do środka trzeba się nieźle nakombinować, bowiem na spodzie obudowy nie znajdziemy żadnej śrubki trzymającej konstrukcję w jednej części. Jak zatem ją otworzyć? Cóż, zatrzaski… Na szczęście nie są one jakoś przesadnie trudne do podważenia, wystarczy bowiem popchnąć front obudowy od strony spacji (po zdjęciu keycapa rzecz jasna) żeby wypchnąć pierwszy zatrzask, a reszta pójdzie jak po maśle jeśli mamy coś do wsunięcia między części korpusu (ja korzystam ze zbędnej karty płatniczej). W pierwszej chwili obawiałem się, że bez odczepienia nakładki na pokrętle nie dam rady zdjąć góry obudowy, ale okazuje się, że enkoder osadzony jest na osobnej płytce drukowanej, przykręconej do górnej części korpusu. Jedynym problemem był zatem kabelek, ale po odpięciu go dalsze zwiedzanie wnętrza stanęło przede mną otworem.


Następnym krokiem było wyjęcie PCB skręconego z płytką montażową ze środka, do czego należało odłączyć kolejne dwa kabelki – jeden od płytki-córki (ang. daughterboard) i drugi od akumulatora. Później było już bez żadnych przeciwności, bowiem każdy element swobodnie wychodzi ze swojego miejsca. Znajdziemy tam ogromny kawał silikonu osadzony na samym spodzie obudowy, mocno porowatą piankę w kolorze czarnym z otworami pasującymi do kształtu gniazd hot-swap i cieniutką baterię przyklejoną do spodu, zapewniającą testowanej dziś klawiaturze łączność bezprzewodową. Pomiędzy płytą montażową i PCB znajduje się z kolei kolejna, tym razem gęsta i biała pianka wypełniająca całą pustą przestrzeń, a także położona na powierzchni płytki drukowanej cienka warstwa pianki PE mająca na celu kompletnie zmienić sposób w jaki odbijają się fale dźwiękowe generowane przez przełączniki. Warto też wspomnieć, że w nacięciach pod spacją także ukryty został kawałek pianki, skutecznie zapełniający tamtejszą pustą przestrzeń; choć jak pisałem już w innej recenzji – to raczej zalepianie wady, którą samemu się wywołało, bo nikt przecież nikomu nie każe robić tam szpar w płytce montażowej.
Naturalnie nie jestem wielkim fanem tego typu modyfikowania brzmienia, bo preferuję puste obudowy, tym bardziej gdy jest to plastik, ale obecny klient jest miłośnikiem piankowego wpływu na dźwięk klawiatury, w związku z czym MARVO, jak i każdy inny producent chcący konkurować na rynku, niespecjalnie ma jakikolwiek wybór i po prostu musi pakować do swojego sprzętu te wszystkie wygłuszacze. Szkoda jedynie, że takie wylewanie się pianki i silikonu drzwiami i oknami ogranicza ruch giękiego plastiku jakim jest poliwęglan, z którego producent wykonał tutaj mounting plate – lecz o tym nieco więcej wspomnę w następnej sekcji.


Ergonomia
Podczas zakupu mamy do dyspozycji aż trzy wariacje klawiatury MARVO TITAN, różniące się od siebie przede wszystkim formatem. Najmniejsza jest 65%, czyli sześćdziesiątka z fizycznymi strzałkami po prawej, większa to 75%, czyli taki zbity TKL lub 65% z rzędem funkcyjnym (zależy jak na to spojrzeć), a największa jest 98%. Tę ostatnią dostałem na test, zatem mogę powiedzieć o niej kilka słów więcej, ale jeszcze przed tym muszę pochwalić, że to świetnie widzieć aż tyle opcji tej samej klawiatury, bo dzięki takim rozwiązaniom więcej osób może dopasować dany sprzęt pod siebie i wybrać taki wariant, który sprawdzi się w danym przypadku najlepiej. Wracając do kompaktowego Full-size, na rynku mamy już trochę różnych wersji tego formatu i za każdym razem zdaje się on oferować kompletnie inne rozłożenie klawiszy. Z tych popularniejszych mamy 1800 i 980, ale w ostatnich czasach pojawiają się coraz to kolejne wymysły, często redefiniujące postrzeganie zbitej pełnowymiarówki. Tutaj, w przypadku testowanego dzisiaj modelu, dostajemy sekcję alfanumeryczną ze skróconym prawym Shiftem i wychudzonymi przyciskami osadzonymi na prawo od spacji, kosztem czego tuż obok zajdują się wydzielone strzałki. Nad głównym klastrem producent umieścił naturalnie rząd funkcyjny, na szczęście ze standardowymi przerwami, bez żadnej symetryczności czy F13. Na prawo znalazło się miejsce na pełnoprawny NumPad z trzema klawiszami nawigacyjnymi tuż nad nim oraz pokrętłem do regulacji głośności, zaś pomiędzy główne sekcje producent wcisnął jeszcze kolejne cztery przyciski znane z klastra nawigacyjnego.
Cała idea skompresowanego formatu pełnowymiarowego to zaoszczędzenie odrobiny miejsca na biurku bez tracenia głównej funkcjonalności, czyli panelu numerycznego. Osobiście jestem ogromnym fanem 980 i 1800, bowiem rozmiary te fantastycznie rozwiązują ten problem, kompletnie wymazując klaster nawigacyjny z miejsca gdzie normalnie się on znajduje, i umieszczając pochodzące z niego klawisze w mniej spodziewanych miejscach. Takie zostawienie kolumny pomiędzy NumPadem i alfanumerykami uważam natomiast za niezbyt schludne wyjście, które nieźle miesza w estetyce klawiatury, a jeszcze bardziej w pamięci mięśniowej przeciętnego użytkownika. Można to bowiem bardziej porównać do 75% z dodatkowym panelem na prawo zamiast z pełnoprawnym Full-size, ale skondensowanym. Niemniej jednak uważam, że tworząc coś takiego MARVO i tak wykonało świetny ruch, gdyż w ten sposób więcej klientów doświadczy prawdziwego piękna niestandardowych formatów klawiaturowych i być może przekona się nawet do pełnowymiarówek, rozumiejąc w ten sposób, że wcale nie muszą one zajmować tak dużo miejsca. Bo widzicie, ja w trakcie testów grałem na TITAN 98 i nie czułem się wcale ograniczony przez odstający na prawo NumPad. To prawda, uderzyłem kilkukrotnie myszką w obudowę, a do tego moje ręce były nienaturalnie rozsunięte na boki w trakcie każdej sesji z grami, ale koniec końców grało mi się równie komfortowo co na mniejszych produktach. Codzienne użytkowanie było dla mnie z kolei przyjemne przez dostęp do absolutnie wszystkich przydatnych funkcji klawiatury, bez potrzeby korzystania ze skrótów klawiszowych.




Jak już miałem okazję wspomnieć, prawa część sekcji alfanumerycznej cierpi na skrócony Shift i klawisze osadzone po prawej stronie spacji. O ile nie mam problemu z pomniejszonym Shiftem, bowiem trafiam w niego równie łatwo, o tyle zmniejszenie AltGr do 1u jest dla mnie przestępstwem. Pisząc w języku polskim jest to jeden z najważniejszych przycisków na klawiaturze i o ile rozumiem, że MARVO może celować też w rynki inne niż Europa, to kierując do nas swój produkt powinno przewidzieć, że taka zagrywka może nam przeszkadzać w komfortowym użytkowaniu klawiatury. Wystarczyłoby wyrzucić stamtąd prawy Ctrl, którego i tak nikt nie używa (może poza paroma osobami korzystającymi z wirtualnych maszyn) i powiększyć w ten sposób dwa pozostałe przyciski do 1.5u każdy. Do reszty układu nie mam na szczęście żadnych zastrzeżeń, bo dostajemy tutaj najzwyklejsze ANSI z niskim Enterem i długim lewym Shiftem, zaś spacja ma 6.25u, a klawisze po jej lewej stronie po 1.25u każdy. Jeśli zatem wpadniecie na pomysł podmianki keycapów w MARVO TITAN 98, raczej nie powinniście mieć problemów ze znalezieniem pasującego zestawu.
Na spodzie obudowy znajdziemy cztery gumki antypoślizgowe, które stosunkowo dobrze trzymają się powierzchni i uniemożliwiają w ten sposób klawiaturze swobodne poruszanie się po biurku, lecz z doświadczenia wiem, że mogły być one trochę mocniejsze. Jeśli mocniej popchnę urządzenie, to to jak najbardziej się przesunie, lecz miejmy tu na uwadze, że u mnie klawiatura leży na podkładce, a nie na samym biurku, co też jest czynnikiem negatywnie wpływającym na stabilność. Poza gumkami są tam także rozkładane nóżki, w dodatku podwójne. Ich krańce są zakończone ogumieniem, więc nie utracimy przyczepności po ich rozłożeniu, zaś ich dwustopniowość pozwala nam regulować kąt nachylenia w aż trzech poziomach. Podstawowo TITAN 98 oferuje 4° pochyłu, z mniejszymi nóżkami 7°, a z większymi – 10°. Każdy znajdzie zatem coś dla siebie i dopasuje klawiaturę pod swoje preferencje. Jak z kolei chodzi o wysokość frontową, to ta wynosi 21,5 mm, zaś efektywna (mierzona od samego spodu do czubka przełącznika spacji) – około 26 mm. Nie ma więc potrzeby dokładania tutaj podpórki pod nadgarstki, bowiem wysokość jest standardowa do bólu, a jeśli wydaje Wam się ona spora, to wynika to z grubości ramki przedniej, wywołanej osadzeniem strzałek delikatnie niżej od reszty klawiszy.
No a teraz pora na wisienkę na torcie, którą chwali się MARVO w swojej klawiaturce TITAN 98 – gasket mount. Jak zapewne się spodziewacie, nie jest on zrealizowany najlepiej na świecie, ale jakie błędy zostały popełnione tym razem? Cóż, zaglądając do wnętrza natychmiast zobaczymy odstające od płytki montażowej „skrzydła”, na których krańcach założone zostały silikonowe gumeczki. Te są następnie osadzone w wyznaczonych miejscach spodu obudowy, a finalnie przyciśnięte od drugiej strony przez górną część korpusu. Pod samym względem wykonania systemu montażu uszczelkowego nie mam zastrzeżeń, bowiem jest to najzwyklejsza forma gasketa opartego o kompresję gumek w stylu kanapki. Nie podoba mi się natomiast, że dostajemy w tej klawiaturze taką formę osadzenia mounting plate’a w obudowie oraz plastikową płytkę, a mimo to uginanie wcale nie daje się we znaki podczas pisania. Jedyna różnica jaką dostrzeżemy to równiejszy niż w klasycznym tray mount’cie dźwięk, a także feeling bez hard spotów, lecz próżno szukać tu wyraźnego flexu czy też bounce’u. A to wszystko dlatego, że producent po prostu musiał nawciskać tutaj pianek i silikonów, które skutecznie blokują PCB+plate assembly przed jakimkolwiek ruchem w dół. Oczywiście możemy we własnym zakresie pozbyć się wypełniaczy jeśli preferujemy mocne uginanie, ale osobiście wolałbym żeby marki zajmujące się projektowaniem i produkowaniem takich sprzętów wyciskały jak najwięcej ze stosowanych przez siebie technologii, a nie żebym to ja jako klient musiał jeszcze dokładać coś od siebie.

Keycapy
Piękną normą dzisiejszych czasów w klawiaturach konsumenckich jest stosowanie metody double-shot do produkcji nakładek, nawet w najtańszych modelach. Ponadto producent deklaruje, że użyty materiał to PBT, a więc ten wytrzymalszy. Tekstura keycapów osadzonych na MARVO TITAN 98 jest delikatnie chropowata i charakterystycznie sucha, ale palce nie ślizgają się po niej, co zapewnia w miarę dobry chwyt w trakcie grania jak i podczas pisania. Grubość ścianek bocznych wynosi niemało, bo aż 1,4 mm, czyli prawie tyle co niezwykle popularne wśród entuzjastów GMK. Ponadto sam profil zastosowanych tutaj keycapów jest ładnym ukłonem w stronę osób siedzących nieco głębiej w temacie klawiatur, bowiem jest to Cherry – najpopularniejszy profil w społeczności klawiaturowej. Charakteryzuje się on nieco niższym wzrostem od OEM, ostrzejszymi rogami przy dolnych krawędziach, lekkimi zaokrągleniami przy tych górnych, a także cylindrycznym wyprofilowaniem powierzchni styku z opuszkami palców. Tym samym czyni to profil Cherry moim ulubionym i nie skłamię mówiąc, że korzystało mi się z MARVO TITAN 98 tak dobrze przede wszystkim dzięki zastosowaniu tych fantastycznych nakładek.
Równie ważne w odbiorze keycapów są ich czcionka i kolorystyka. Wcześniej wspominałem już, że MARVO przyjęło tutaj kombinację barw łudząco podobną do popularnego Dolch, z tym że tutaj ciemniejszy odcień szarego jest w zasadzie czarny, podczas gdy powinien wciąż być bardziej zbliżony do grafitu. Żółte akcenty są z kolei czymś kompletnie innym niż w prawdziwym Dolchu, ale równie ładnie dopełniają całość swoją obecnością w miejscu strzałek, Enterów, Esc i nawet spacji (chociaż osobiście wolałbym mieć tę ostatnią w kolorze alfanumeryków). Czcionka zachowana została z kolei na wszystkich nakładkach w kolorze białym, co doskonale kontrastuje z tłem – możemy dzięki temu bez większego problemu rozczytać wszystkie legendy. Krój pisma wybrany przez producenta jest klasyczny i wyrównany do lewego boku, przy czym w sekcji alfabetycznej jest to lewy górny róg – tak jak powinno być! Będę z Wami szczery, było to pierwsze co zauważyłem po odpakowaniu TITAN 98 i już wtedy wiedziałem, że obcuję z dopracowaną klawiaturą. Modyfikatory wykorzystują zaś icon+text, a więc styl łączący napis z ikonką, lecz tylko na wybranych klawiszach. Nie doświadczymy tu jednak żadnych paskudztw jak samotna strzałka na Backspace czy kreska na spacji, bo zamiast tego MARVO faktycznie zadbało o swój produkt i wykonało keycapy tak, jak powinien to robić każdy producent.

Temat równości nadruków jest dla mnie zawsze problematyczny, bo szczerze nie lubię znęcać się nad testowanymi produktami, a jednocześnie czuję potrzebę wskazania nawet najmniejszych, lecz wciąż rzucających mi się w oczy, niedoskonałości. Tutaj mamy przypadek, w którym pole do popisu mam zapewnione wręcz ogromne, bo ilość nierównych legend jest zatrważająca, ale nie zrobię tego w moim stylu – bo wiem ile ta klawiatura kosztuje i że nawet zestawy keycapów droższe od niej całej potrafią mieć podobne problemy. Miejcie zatem na uwadze, że kupując produkt budżetowy musicie iść na pewne ugody i równość nadruków to właśnie jedna z nich, przynajmniej w tym przypadku. Najłatwiej dostrzec te na modyfikatorach, bowiem to tam najtrudniej jest producentowi wyprodukować sensowny napis, co akurat tutaj widać na przykładzie CapsLocka z dziwnymi przerwami i różną grubością poszczególnych literek, ale też Delete czy Home (ten sam problem). Sekcja alfabetyczna na całe szczęście nie wypada jakoś fatalnie, jedynie niektóre literki mogłyby nie być tak wyraźnie grubsze od reszty (np. G, Q czy Z). Nie kręci mnie również napisanie Esc w całości wielkimi literami, ale może producent martwił się o kontrast bieli z żółcią i stąd taka decyzja, ot żeby prościej było rozczytać napis. Tak poza tym? W sumie nie ma tragedii, a już na pewno wypada to lepiej jak na swój budżet niż konkurencja mająca często takie same wtopy, ale w wyższej cenie.

Stabilizatory
Naprawdę chciałbym móc napisać w końcu o stabilizatorach którejś z testowanych przeze mnie klawiatur coś wyłącznie pozytywnego, ale po raz kolejny czuję się zawiedziony. Normą dla mnie w 2025 roku jest bowiem perfekcyjny stabilizator bez jakiegokolwiek szelestu, niezależnie od budżetu, w którym oferowana jest klawiatura. MARVO TITAN 98 jest co prawda budżetową propozycją i można jej wiele wybaczać, natomiast nie zmienia to faktu, że doprowadzenie stabów do perfekcji jest absolutnie najtańszym elementem klawiatury. Nie jest jednak aż tak źle jak może się wydawać po takim wstępie, bowiem Backspace, Enter i wszystkie trzy klawisze stabilizowane w panelu numerycznym brzmią doskonale i pracują równie dobrze. Problemem jest natomiast lewy Shift i spacja, z naciskiem na tę drugą pozycję. LShift zdaje się czasem, tak co kilka wciśnięć, przebudzać w sobie klekotliwą naturę, co objawia się szelestem, lecz stosunkowo cichym. Spacja jest jednak tak niefortunnie hałaśliwa, że przez praktycznie cały okres moich testów brzmiała w ten sam irytujący sposób, to znaczy głośno cykając podczas wciskania jej gdziekolwiek indziej niż w sam środeczek. Wynika to zapewne z echa, albowiem to przez nie pogłos tak się niesie, więc szkoda, że producent nie dorzucił tutaj jakiejś pianki wygłuszającej do samego keycapa (nie wierzę, że to mówię). Możemy to naturalnie poprawić we własnym zakresie za zaledwie kilka złotych, przy czym boję się, że większym winowajcą niż niewstarczająca ilość smaru jest krzywy drucik.

Przełączniki
Tuż pod keycapami skrywają się żółte switche zwane MARVO Banana Crystal. Na ich górnej części obudowy znajdziemy logo marki i w zasadzie na pierwszy rzut oka nic nie wskazuje żeby stała za nimi jakaś inna manufaktura. Siedząc już trochę w temacie klawiatur wiem jednak, że nie ma czegoś takiego jak autorskie przełączniki i praktycznie każdy na rynku korzysta z usług zewnętrznych firm celem wyposażenia swoich produktów w tę część. Tutaj okazuje się być nią popularne Gaote, szerzej znane pod nazwą Outemu. Niech Was natomiast nie zmyli panującą wśród kupujących stygma jakoby były to jedne z najgorszych dostępnych opcji. Minęło już tak wiele lat od czasów gdy producenci robili switche na odwal, że każdy miał czas dostosować się do nowych standardów, a także aby ustanowić swoje własne. Outemu jest tego świetnym przykładem, bowiem produkty tej marki niejednokrotnie zaskakiwały jakością wykonania – między innymi niskim wobble’m czy świetną ciszą w wersjach silent. Tutaj jest podobnie, bo MARVO Banana Crystal oferują bardzo dobry poziom płynności i choć nijak ma się on do opcji magnetycznych, to w swojej kategorii naprawdę wymiatają. Zawdzięczają to rzecz jasna fabrycznemu smarowaniu, które znajdziemy na prowadnicach trzpienia w postaci cienkiej, oleistej warstwy, ale głupio jest zapominać o wpływie świeżych form wtrysku plastiku. To już po prostu nie te czasy żeby tak ogromny gracz jak Gaote mógł sobie pozwolić na tworzenie szorstkich switchy, więc nawet w tak niskim budżecie dostajemy coś świetnego.
Próżno szukać jakiejkolwiek informacji na temat zastosowanych przez producenta tworzyw, więc można po prostu założyć, że przy switchu budżetowym jest to standardowa kombinacja: poliwęglanowy top, nylonowy spód i polioksymetylenowy trzon. Obudowa zamyka się tu z kolei na cztery małe zatrzaski, a więc tak jak na MX style przystało. Wewnątrz znajdziemy jeszcze metalowe styki, dzięki którym dochodzi do aktywacji, jak i wydłużone do 20 mm sprężynki zapewniające wyporność trzpienia. Ich wyważenie to według MARVO 45 gramów siły do osiągnięcia poziomu aktywacji, czyli drugiego milimetra. Można więc bezpiecznie założyć, że przy wydłużonych sprężynach, a więc z efektem slow-curve, jak i ciutkę skróconym skoku (na moje do około 3,7 mm), przy samym dole opór wynosi ~60 gf. Sprawdziłem to przymierzając kryształowe bananki do innych posiadanych przeze mnie switchy i wychodziłoby na to, że moje spekulacje są dosyć celne. Mamy tu zatem do czynienia z średnio wyważonym przełącznikiem, który podpasuje znacznej większości klientów, choć ja sam raczej wolałbym coś z wyższym o te parę gramów oporem. Niemniej jednak pisało i grało mi się na nich naprawdę dobrze, literówki były sporadyczne, zaś w grach nie czułem zmęczenia palców nawet po dłuższych sesjach.

Ważnym czynnikiem wpływającym na mój odbiór Banana Crystal od MARVO był rzecz jasna wobble, który w tym przypadku jest bardziej zauważalny niż w topowych Outemu, ale wciąż utrzymuje sensowny poziom – porównywalny do Cherry MX. Często to powtarzam, ale moim zdaniem brak chybotania trzpienia przełącznika jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na całkowity odbiór klawiatury, bo zupełnie inaczej się z niej korzysta gdy trzpień buja się jak szalony niż gdy stoi twardo i stabilnie w miejscu. A jak już o stabilności mowa, to spód ich obudów został wyposażony w dwie dodatkowe nóżki, tak zwane piny, które czynią MARVO Banana Crystal switchami 5-pinowymi. Co dzięki temu zyskują? No właśnie stabilność, bowiem dzięki temu rozwiązaniu siedzą równiej w PCB i nie obracają się wokół własnej osi. Fajnie też, że producent nie zapomniał posmarować sprężynek, niwelując w ten sposób pingowanie.
Nie wspomniałem o tym wcześniej, choć powinienem, a więc teraz jest na to dobry moment – fabrycznie MARVO zdecydowało się dać nam w TITAN 98 jedynie opcję liniową, a więc taką bez wyczuwalnego punktu aktywacji. Obstawiam że to przez stereotyp jakoby na liniowcach grało się lepiej, bo przecież testowany dziś sprzęt skierowany jest do graczy właśnie. Mi osobiście grałoby się równie dobrze na przełącznika dotykowych, lecz lubię także te liniowe, szczególnie do osu! – zatem nie miałem na co narzekać w trakcie użytkowania tegoż sprzętu. Producent oczywiście zapewnił nam również hot-swap, zatem jeżeli z jakiegokolwiek powodu liniowe Banana Crystal nie przypadłyby nam do gustu, to możemy swobodnie wymienić je bez potrzeby korzystania z lutownicy. Jest to już w zasadzie standard, ale wolę o tym wspomnieć, bo nie recenzuję w ramach bloga jedynie nowych i względnie przystępnych cenowo sprzętów, więc czasem trafi się i taki bez gniazd hot-swap.

Brzmienie
Nie chwaliłem się tym chyba wcześniej, więc zrobię to teraz – jednym z moich postanowień noworocznych na 2025 rok było coś na zasadzie „nie będę brał nudnych, wypchanych pianką klawiatur na testy”. Czas zweryfikował, choć moim zdaniem poradziłem sobie z tym zadaniem nawet nieźle. Trochę inaczej możecie myśleć jednak Wy, czytając tę sekcję, bo powtórzę to samo co robię w zasadzie w większości recenzji w tym roku: MARVO TITAN 98 brzmi jak klawiatura wypchana pianką i silikonem, czyli głośno (przez PE foam), bez charakteru (przez wytłumienie wszelkiego ruchu fal dźwiękowych wewnątrz obudowy) i w mojej skromnej opinii po prostu bez wyrazu. Dla wielu z Was będzie to brzmienie odpowiednie, bo jest ono na pewno inne niż w klawiaturach w tym przedziale cenowym jeszcze 5 lat temu, ale dla mnie to po prostu kolejna klawka, która próbuje udawać coś droższego – przynajmniej na płaszczyźnie dźwiękowej, a jednocześnie robi to fatalnie, bo zamiast oferować jakieś ciekawe rozwiązania akustyczne, jedyne co ma w zanadrzu to wypełniacze. Niemniej jednak nie piszę tego wszystkiego żeby zbesztać ten produkt, bo nie czarujmy się, że sprzęt za taką cenę może brzmieć jakkolwiek lepiej. Producent musi po prostu dokonywać takich zabiegów żeby kupić uwagę klientów, bowiem inaczej wypadnie z obecnej fali trendów i nikt nie kupi jego modelu. A dla mnie, wyjadacza, są po prostu inne klawiatury na rynku i to też jest okej. Nie usprawiedliwię natomiast tych nieszczęsnych stabilizatorów, które dosyć mocno dają o sobie znać, ale o tym bardziej rozpisywałem się już wcześniej, więc teraz pozostawię Was po prostu z nagraniem dźwięku.
Podświetlenie
Kolorowe diody pod klawiszami nikogo już nie dziwią, a ogromna rzesza odbiorców wręcz wymaga ich od swojej klawiatury. Ja nigdy nie byłem specjalnym fanem podświetlenia, bo preferuję mieć eleganckie urządzenie zamiast choinki na biurku, ale w pełni rozumiem osoby chcące trochę ożywić swoje stanowisko kolorowym światłem. MARVO TITAN 98 oferuje konfigurowalne LED-y świecące we wszystkich barwach tęczy, które swobodnie ustawimy z poziomu oprogramowania. Standardowo jak to przy RGB bywa reprodukcja kolorów jest różna. Podstawowe trzy wyglądają super, żywo i intensywnie (zaiste dzięki mlecznej płytce montażowej), ale już przy żółtym pojawia się problem w postaci nutki zielonego wylewającej się spod klawiszy, przez co całość bardziej przypomina limonkę. Dołożenie kilku punktów czerwonemu w oprogramowaniu poprawia jednak sytuację, choć czyni końcowy efekt bardziej pomarańczowym, ale w ten sposób pasuje to nawet lepiej do akcentów dorzuconych przez producenta. Najgorzej jest jednak jak zwykle przy bieli, bowiem ta wygląda jak jasny fioletowy przez fakt składania się ze wszystkich trzech kolorów wymienionych w skrócie RGB. Będąc szczerym jest to jedno z najgorszej prezentujących się białych podświetleń jakie w ostatnim czasie widziałem, ale jednocześnie nie uważam to za poważny problem, bowiem mówimy tu w końcu o niezwykle tanim produkcie, który fizycznie po prostu nie może być idealny.



A ma on w zamian coś jeszcze lepszego, albowiem orientacja opisywanych LED-ów jest tutaj południowa! Tak jest, producent odrobił pracę domową i jest świadom, że dając nam profil Cherry zobligowany jest do obrócenia przełącznika do poprawnej, przewidzianej 40 lat temu przez niemiecką manufakturę, formy. Dioda rozświetla zatem dolną (patrząc od góry) sekcję switcha, dzięki czemu obudowa nie wadzi o spód keycapa, a światło dobiega prosto do naszych oczu. Minusem takiego rozwiązania jest brak wsparcia dla prześwitujących nakładek, ale sam producent takowych tutaj nie dał, więc moim zdaniem nic straconego.

Oprogramowanie
Na temat aplikacji dedykowanych do tanich chińskich klawiatur możnaby napisać książkę. Obskurny interfejs to pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu pobranego ze strony MARVO oprogramowania, ale nie dajmy się oślepić gamingowym designem – znajdziemy tu bowiem wszystko co do szczęścia potrzebne. Podzielony na zakładki software, działający tylko z tym modelem klawiatury, pozwala nam na ustawienie funkcji klawiszy wedle uznania (za wyjątkiem pokrętła i FN, te muszą pozostać zaprogramowane fabrycznie), skonfigurowanie koloru, efektu i prędkości animacji podświetlenia, nagranie makr oraz wybór po jakim czasie bezczynności podświetlenie ma wygasać w trybie bezprzewodowym. Nie sprawdzimy jednak stopnia naładowania baterii, co uważam za spory minus. Tak poza tym jest to w zasadzie kompletna apka, nie dająca nam nic nie z tej ziemi, ale pozwalająca na wszystko co potrzebne. Dodatkowo ustawienia zapisują się w pamięci wbudowanej klawiatury, zatem po konfiguracji możemy bez problemu odinstalować software i nigdy nie patrzeć na jego szatę graficzną ponownie.




Bezprzewodowość
Mam wrażenie, że zaskakująco duża rzesza osób nadal nie do końca rozumie sens montowania w klawiaturach modułu bezprzewodowego, skoro jest to urządzenie spędzające większość swojego żywota na biurku. Istnieją jednak takie ewenementy jak ja, które realnie korzystają z dobrodziejstw połączenia bez kabla – czy to użytkując klawiaturę w podróży, czy na sofie przed telewizorem. Ucieszyło mnie zatem, że MARVO TITAN 98 również należy do grupy sprzętów bezprzewodowych, wspierając zarówno Bluetooth jak i 2,4 GHz. Naturalnie korzystałem z tej drugiej opcji, bowiem preferuję niższe opóźnienia kosztem większego zużycia energii, tym bardziej gdy gram w CS2 albo osu!. Tym razem nawet nie sprawdzałem jak działa BT w tej klawiaturze, co zawsze robię podczas testów choćby na pięć minut, więc nie wypowiem się jak to wygląda. Z doświadczenia wiem jednak, że raczej nie wybierałbym Bluetooth’a do jakichkolwiek innych zadań niż pisanie tekstów lub przeglądanie internetu, bo nawet najmniejsze opóźnienia wynikające z tego typu połączenia spowodują jedynie brak responsywności, a w efekcie frustrację w grach.
Ku mojemu zaskoczeniu, akumulator o pojemności 4000 mAh zamontowany wewnątrz TITAN 98 sprawuje się wybitnie dobrze. Należy pamiętać, że software domyślnie ustawia wygaszanie podświetlenia na 2 minuty bezczynności, a ja tej opcji nie ruszałem – klawiatura gasła mi zatem dosyć często, oszczędzając w ten sposób prąd. Niemniej jednak podczas nieco mniej intensywnego okresu, w którym akurat testowałem to urządzenie, klawiatura wycisnęła mi aż 16 dni działania bez potrzeby podpinania przewodu ładującego. To absurdalnie dobry wynik, jeden z najwyższych w mojej karierze testowania bezprzewodowych urządzeń tej kategorii. Jestem przy tym świadom, że gdybym spędzał przed komputerem więcej czasu i wydłużył bufor na zgaśnięcie kolorowych lampek, to bateria pewnie wyczerpałaby się dużo wcześniej. Wynik tak czy inaczej doskonały i jeżeli celujecie w urządzenie trzymające długo, to TITAN 98 może być dla Was świetną opcją – tym bardziej, że w trakcie grania nie poczułem wyraźnych minusów korzystania z niej bez kabla, to znaczy opóźnienia były w zasadzie niezauważalne i nie ograniczały mnie przy żadnej dynamicznej akcji. Muszę natomiast przyznać, że przydałby się jakiś lepszy sposób sprawdzania stopnia naładowania, gdyż tutaj rozwiązane jest to na zasadzie przytrzymania FN+Backspace, a ilość zapalonych w następstwie diod oznacza procentowy zasób energii. Rzecz w tym, że z 80% naładowania klawiatura spadła do 30% w zaledwie jedną dobę, po 15 dniach działania. Wolałbym szczerze jakiś wskaźnik w oprogramowaniu.

Ocena końcowa
Jeżeli uważnie czytaliście tę recenzję, to nie przyda Wam się to podsumowanie. Łatwo jest bowiem wywnioskować, że MARVO TITAN 98 naprawdę zaskoczyła mnie jako budżetowa klawiatura i nawet pomimo paru niedociągnięć byłbym w stanie polecić ją każdemu kto szuka niedrogiego modelu z NumPadem. Koszt testowanej dzisiaj klawki to bowiem 199,99 złotych w polskich elektromarketach, co za bezprzewodowy sprzęt z gasketem, gładkimi przełącznikami i świetnej jakości keycapami jest kwotą tak absurdalnie niską, że aż trudną do pojęcia. Najlepsze w tym wszystkim jest chyba jednak to, że był moment, gdy ta na promocji wychodziła tylko… 149 złotych! Serio, zastanawiam się czy istnieje w zasadzie jakikolwiek argument żeby wybrać którykolwiek droższy model dostępny w Polsce, skoro i tak aktualnie wszystkie klawiatury w tym, a nawet ciut wyższym, segmencie cenowym oferują w zasadzie to samo. Oczywiście wiem, że są pewne modele z różnicami i takie, które robią wiele rzeczy lepiej od TITAN 98 – broń Boże nie chcę Wam wmówić, że to jakaś anomalia i najlepsza klawka na rynku. Niemniej jednak uważam, że jeżeli szukacie aktualnie czegoś w okolicach dwóch czy nawet do trzech stówek, a propozycja od MARVO podoba Wam się wizualnie i akustycznie, to nie ma większego sensu szukania czegoś innego. Gorąco polecam i wesołych świąt!