Będąc zupełnie szczerym, mojej opinii na temat marki GLORIOUS nigdy nie można było nazwać pozytywną. To prawda, że firma ta jako jedna z pierwszych zaoferowała szeroko dostępne modele hot-swap, czyli najprostsze wejście do świata ciekawszych klawiatur „mechanicznych” dla nowicjuszy. To prawda, że odświeżyli oni popularne przełączniki Holy Panda i wypuścili je pod nazwą GLORIOUS Panda. Ale prawdą jest także to, że od zawsze produkty spod szyldu tego amerykańskiego przedsiębiorstwa były w Polsce nieopłacalne do zakupu, a przez lata nawet nie mogliśmy ich dostać u polskich dystrybutorów. Niestety ciemne chmury pojawiły się również w momencie, gdy GLORIOUS chciał zawłaszczyć sobie nazwę „Holy Panda” i zarejestrować ją jako patent, gdy w rzeczywistości nigdy nie miał nic wspólnego z tą kreacją.
Nie da się natomiast ukryć, że produkty z linii Glorious Modular Mechanical Keyboard, zazwyczaj skracane do GMMK, są w świecie klawiatur bardzo popularne – szczególnie za sprawą GMMK PRO, które w dniu premiery zdawało się dosyć sensowną propozycją za niewygórowaną cenę (co później okazało się jednak nieprawdą). Kontynuacja w postaci GMMK 2 nie spotkała się z tak ciepłym przyjęciem przez społeczność ani technologicznych twórców treści na platformie YouTube, podobnie zresztą jak przełączniki GLORIOUS Lynx mające wyraźny problem z równym działaniem (ThereminGoat, lubiany człowiek w społeczności fanatyków przełącznikowych, mówił swego czasu, że Lynx zdają się być kompletnie innymi switchami pokolorowanymi w ten sam sposób, a mówił tylko i wyłącznie o testowanej przez siebie partii kilkudziesięciu sztuk – skala problemów z QC musiała być zatem ogromna).
Czasy się zmieniają, a producenci zdają się to dostrzegać. Coraz więcej marek gamingowych decyduje się na wypuszczenie swoich propozycji mających przypominać coś, co mógłby własnoręcznie złożyć entuzjasta. Nie powinno zatem dziwić, że mimo wszystko osiągająca sukcesy w branży peryferiów komputerowych firma GLORIOUS postanowiła wydać trzecią wersję swojej klawiatury – GMMK 3. Tym razem postawili przede wszystkim na opcję dostosowania wszystkiego pod siebie, tworząc wiele wariantów obudowy, kolorów, oferując różne przełączniki czy nawet keycapy. To jest jednak zarezerwowane dla wariantu PRO, która w mojej skromnej opinii mimo pięknych obietnic kosztuje po prostu o jakieś dwa razy za dużo. Spójrzmy dzisiaj zatem na GLORIOUS GMMK 3 HE 75%, czyli podstawowy wariant tej klawiatury w wersji magnetycznej, która na papierze prezentuje się, przynajmniej według mnie, zdecydowanie przystępniej. Zapraszam do lektury!
Opakowanie
Przedmiot dzisiejszej recenzji zapakowany jest w gruby karton, który zdobi nie tylko logo producenta, nazwa modelu i obrazek prezentujący urządzenie – znajdziemy tutaj także wiele przydatnych informacji. Z reguły tak bogate w ilustracje i opisy pudełka dostajemy w przypadku sprzętów dostępnych w sklepach stacjonarnych. GLORIOUS ewidentnie do takowej aspiruje, gdyż coraz więcej polskich sieci elektro-marketów oferuje ich produkty w sprzedaży. Z ciekawszych informacji dowiadujemy się o wsparciu systemu Mac, odświeżaniu 8 kHz, modularności montażu uszczelkowego czy działaniu zarówno z przełącznikami magnetycznymi jak i tymi zwykłymi. Najbardziej podoba mi się chyba jednak obrazek na rewersie, czytelnie prezentujący wszystkie warstwy klawiatury znajdującej się w środku opakowania.
Akcesoria
Wewnątrz kartonu, którego otworzenie jest przyjemnym doświadczeniem, znajdziemy zabezpieczone urządzenie oraz ładnie posortowane dodatki. Wśród nich znajdują się:
- plastikowy keycap puller,
- metalowy, nieduży switch puller,
- cztery dodatkowe nakładki z nadrukami na użytkowników macOS,
- opleciony, czarny przewód USB-C do USB-A,
- śrubokręt,
- zapasowe gaskety,
- zapasowe śrubki,
- dwa o-ringi (???),
- cztery, każdy inny, przełączniki,
- papierologia.
Podoba mi się dorzucenie w zestawie śrubokręta, bo przecież mówimy o klawiaturze, którą sam producent reklamuje jako modularną. Dziwi natomiast, że w 2024 dostajemy narzędzie do zdejmowania nakładek wykonane z plastiku zamiast drucików, przez co możemy porysować keycapy, albo po prostu złamać sam puller. Doskonałym bonusem są dla mnie gratisowe switche, dzięki którym możemy sprawdzić inne warianty, na których recenzowana dziś klawiatura jest dostępna do zakupu. Przewód wygląda z kolei najzwyczajniej na świecie, ciężko go odgiąć przez gruby oplot i generalnie sprawia wrażenie takiego typowego, najtańszego kabla dorzucanego wyłącznie z obowiązku.
Wygląd
Ostatnimi czasy coraz więcej testowanych przeze mnie na łamach bloga klawiatur zdaje się oferować bardzo podobny styl wykonania obudowy. Mam konkretnie na myśli to, jak masywna wydaje się konstrukcja i jak szerokie producent zastosował ramki dookoła klawiszy. GLORIOUS GMMK 3 ewidentnie stara się pokazać jako dobrze wykonany sprzęt, który już na pierwszy rzut oka przywołuje same dobre skojarzenia. Oczywiście kwestia czy Wam się takie wzornictwo spodoba to już osobny temat do dyskusji, ale jestem przekonany, że dla znacznej większości klientów będzie to porządnie wyglądająca klawiatura, której nie powstydziliby się używać. Ja mam nieco odmienne zdanie i uważam szerokie ramki za ładne, ale tylko w konkretnych sytuacjach. Niegdyś byłem fanem stylu oferowanego przez RAMA.WORKS, ale z czasem mi to przeszło i teraz zdecydowanie wolę koreańskie proporcje, zamiast równej ramki wokół wszystkich klawiszy. Ale tak jak mówię, to rzecz jasna tylko moja opinia.
GMMK 3 występuje w dwóch wariantach kolorystycznych: czarnym i białym. Nieco inaczej jest w wariancie PRO, który jest tak modularny, że dostępnych kolorów jest masa – ale ja testuję dziś „zwyklaka”, a nie „prosiaka”, w dodatku w wersji czarnej. Ogólnie mam swego rodzaju awersję do ciemnych klawiatur i preferuję gdy coś ciekawszego się na nich dzieje, tak jak na przykład w G4M3R x Keychron K2 PRO, lecz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dla większej części odbiorców kompletnie czarna klawiatura będzie zawsze opcją domyślną, na którą się zdecydują. Całe szczęście producent pomyślał o tej garstce osób z odmienną opinią i to specjalnie dla nich oferuje wersję białą.
Prawy górny róg przyozdobiony został wymienną, magnetyczną odznaką z logiem GLORIOUS, która w przypadku modeli z dopiskiem HE jest pomarańczowa, zaś tych na zwykłych przełącznikach odpowiada barwie obudowy. To dosyć interesujący zabieg, a w dodatku można ją wymienić na inne kolorki dostępne w sklepie marki. Sprawuje ona także rolę dodatkowej lampki (ale co ciekawe nie indykatora), bowiem tuż pod nią kryje się dioda emitująca światło, którą można dowolnie przeprogramować. Obok umiejscowione zostało pokrętło do regulacji głośności, które można dodatkowo wcisnąć. Jego praca jest przyjemna i w wielu sytuacjach może się ono naprawdę przydać, choć ja sam preferuję regulować dźwięk za pomocą mojego DAC/AMP-a.
Przód nie oferuje nic ciekawego, ale za to z profilu zobaczyć możemy dyfuzory światła – po jednym na stronę. Pełnią one rolę rozprowadzenia światła, którego kolor możemy ustawić w oprogramowaniu, ale co ciekawe klawiatura jest również zaprogramowana w taki sposób, aby to właśnie LED-y na bokach migały na ustawiony przez nas kolor gdy włączymy CapsLocka. To szczególnie ciekawa zagrywka, bowiem normalnie spodziewałbym się indykatora w miejscu wspomnianej wcześniej odznaki. Minus jest taki, że gdy w pomieszczeniu jest jasno, to diody na bokach nie świecą wystarczająco mocno żeby dostrzec ich migotanie. Funkcja ta jest zatem w mojej opinii nieprzydatna za dnia, choć pomysł, muszę przyznać, bardzo ciekawy.
Tył obudowy to prawie zupełnie płaska powierzchnia, tak jak z każdej innej strony, poza wyśrodkowanym wcięciem. Kryje się w nim złącze USB-C oraz dwa przełączniki: jeden systemowy, do ustawienia Mac albo Windows, zaś drugi do przełączania się między trzema zaprogramowanymi trybami. To doskonały dodatek, bowiem klawiatura tego kalibru, w dodatku magnetyczna, pozwala nam na ustawienia zoptymalizowane zarówno pod codzienną pracę jak i gaming. Ja sam wykorzystałem wszystkie trzy dostępne warstwy i pod jedną zaprogramowałem tryb sprzyjający moim nawykom podczas pisania, drugi ustawiłem pod grę osu!, zaś trzeci pod gry FPS – w każdym przypadku tak, aby korzystanie było jak najbardziej komfortowe i żeby wykorzystać pełen potencjał sprzętu. Oczywiście można zaoferować to rozwiązanie w formie skrótów klawiszowych, ale fizyczny przełącznik trybu zawsze będzie, w mojej opinii, lepszym i wygodniejszym rozwiązaniem.
Spód nie skrywa nic nadzwyczaj ciekawego, poza jednym detalem. Przede wszystkim dostrzec można tam ogromne, wytłoczone w plastiku logo marki GLORIOUS, otoczone ośmioma czarnymi gumkami antypoślizgowymi. Są tam także rozkładane nóżki. Najważniejsze w tym miejscu jest jednak to, że w przeciwieństwie do czarnej góry, tutaj uświadczymy wyłącznie pomarańczowe tworzywo. To w końcu kolor rozpoznawczy marki, więc nie mogli sobie go darować – a moim zdaniem prezentuje się to obłędnie. Rzecz jasna nasz wzrok prawie nigdy nie dosięgnie spodu, ale gdy już obrócimy klawiaturę żeby na przykład ją otworzyć albo zmienić kąt nachylenia, wówczas uderzy nas ta piękna pomarańczka.
Warto jeszcze wspomnieć, że choć obudowa nachodzi na pomarańczowy spód w sposób bezszwowy, tak z każdej strony mimo wszystko widać przedzielenie w połowie. Spowodowane jest to zastosowaniem nie dwóch części, a trzech do złożenia obudowy. Dla mnie to trochę dziwne rozwiązanie, bo nie tylko negatywnie wpływa na konstrukcję, ale też generalny konsensus jest jasny: bezszwowość prezentuje się lepiej. Nie przeczę, że w niektórych legendarnych konstrukcjach pokroju TGR Jane widoczne przedzielenie dwóch części obudowy jest swego rodzaju urokiem, ale bądźmy szczerzy – w nowych produktach mało kto to chce i mało komu się to podoba.
Wykonanie
Plastik jest super, no chyba że w klawiaturze za prawie tysiąc złotych. To znaczy tak uważa opinia publiczna, która za wszelką cenę próbuje wmówić niektórym, że klawiatura powyżej czterech stówek bez aluminiowego korpusu to herezja. Ja na całe szczęście mam jeszcze trochę rozumu i doskonale zdaję sobie sprawę, że plastik zawsze będzie lepszym rozwiązaniem w klawiaturach pre-built, bo zwyczajnie w świecie nie da się przy takiej ilości produkowanych egzemplarzy utrzymać jakkolwiek sensowny poziom QC, a do tego producenci kompletnie nie dbają o akustykę swoich sprzętów, więc tym bardziej nie daliby rady zaoferować optymalnie brzmiącego modelu w tak trudnym materiale jak metal. Trochę brzmię teraz tak, jakbym kompletnie nie akceptował aluminiowych klawiatur poniżej kilku tysięcy złotych, ale zrozumcie proszę moje stanowisko – masówka to masówka i tworzywo sztuczne jest po prostu bezpieczniejszym materiałem. Odbiór metalu będzie wśród klientów lepszy, bo nie wymagają oni nic więcej niż większa waga, ale mnie w oczy kole gdy widzę niezgodność koloru anodyzacji spodu i góry obudowy w tanich sprzętach.
Wracając więc do przedmiotu dzisiejszego testu, najnowsza propozycja marki GLORIOUS występuje w dwóch wersjach: plastikowej i metalowej właśnie (płyta montażowa jest w obu przypadkach aluminiowa). Ta pierwsza trafiła do mnie, zaś ta druga występuje pod dopiskiem PRO oraz znacznie wyższą ceną. Osobiście nie widzę żadnych przeciwwskazań żeby produkować ten sam model klawiatury w wersji tańszej i droższej, więc to rzecz jasna na plus dla producenta. Samo tworzywo sztuczne zastosowane w GMMK 3 jest dosyć solidne, lecz jeśli chwycimy obudowę dłonią pod spacją i nad rzędem funkcyjnym, a następnie ściśniemy, to niestety czuć bardzo wyraźnie uginanie. Wynika to natomiast bardziej z oddzielenia górnej, cieniutkiej części obudowy od znacznie grubszego spodu, niż z samego faktu użycia plastiku. Poza tym nie odczułem żadnego poważnego gięcia czy też skrzypienia żadnej części obudowy, co jest pozytywnym sygnałem.
Wnętrze
W świecie klawiatur „customowych” znaleźć możemy trzy warianty chowania śrubek, na które zamknięta jest obudowa. Albo producent nie chowa ich w ogóle i znajdziemy je odkryte na spodzie (RAMA.WORKS U80-A SEQ2), albo ukrywa je tylko połowicznie, bo zasłaniając je keycapami (Vertex Arc60), albo idzie o krok dalej i zakrywa je gumkami antypoślizgowymi (GEON.WORKS W1-AT). Ten ostatni zabieg widocznie bardzo spodobał się projektantom w siedzibie GLORIOUS, bo właśnie na takie rozwiązanie zdecydowali się w swojej najnowszej klawiaturze. Gumki są tu zamocowane na wcisk i wystarczy lekko je podważyć paznokciem żeby się ich pozbyć, a w efekcie zyskać dostęp do śrubek koniecznych do usunięcia celem otworzenia konstrukcji. Wykorzystać do tego możemy na przykład dołączony w zestawie śrubokręt, ale otwory są na tyle szerokie, że zmieści się tam większość narzędzi posiadanych przez każdego z nas w domu.
Środek wita nas podpiętym po grubym kablu PCB do płytki-córki (ang. daughter board), który należy odpiąć w celu dalszego badania wnętrza. Od razu w oczy rzucają się także niebieskie uszczelki, które służą tu jako gaskety do montażu zwanego gasket mount. O ile są one jednak wyjmowalne, a co za tym idzie możemy dostosować ich ilość, a po części też umiejscowienie, do swoich preferencji, to tych osadzonych w górnej części obudowy nie możemy już ruszać – są przyklejone na stałe. Wykonano je także z innych materiałów, ponieważ te dolne to silikon, zaś górne – pianka, prawdopodobnie poron. Płyta montażowa spoczywa na tych niebieskich, a po zamknięciu obudowy zostaje ściśnięta z obu stron przez wszystkie uszczelki. W ten sposób pracuje tutaj gasket mount, oddzielając płytę montażową i PCB od reszty obudowy, dając nam zupełnie inne odczucia z użytkowania oraz brzmienie niż klasyczny tray mount.
Pod PCB znajdziemy pokaźną ilość białej pianki, która w dodatku ma wycięcia na gniazda hot-swap – tak żeby sobie wzajemnie nie wadziły. Pomiędzy PCB i płytą montażową także umieszczono piankę, ale na całe szczęście producent nie zdecydował się tutaj na zastosowanie jakiegokolwiek rodzaju pianki PE na powierzchni płytki drukowanej. Zabawniej od kilogramów pianki rujnującej brzmienie całej konstrukcji wygląda jednak ta blaszka przykręcona do spodu obudowy. Do czego ona służy i po co producent zdecydował się na jej osadzenie w takim miejscu? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Jeśli miał być to odważnik podwyższający ciężar całości, to chyba nie wyszło – całość waży zaledwie 870 gramów.
Ergonomia
Seria GMMK zawsze miała tradycję występowania w różnych formatach. Teraz, w przypadku trzeciej generacji, modularną klawiaturę GLORIOUS możemy zakupić w wersji 65%, 75% oraz Full-size. Przyznam z bólem serca, że wolałbym testować tę ostatnią, bo nienawidzę pozostałych dwóch z wymienionych rozmiarów, a poza tym niewiele jest na rynku pełnowymiarowych klawiatur magnetycznych – ale „es como es” i na test dostałem siedemdziesiątkę-piątkę. Mamy tu zatem do czynienia z formatem kompaktowym, mającym na celu oszczędzić jedną kolumnę względem standardowego TKL-a, oferując jednocześnie prawie identyczną funkcjonalność. Normalnie 75% występuje natomiast na wersjach exploded oraz takiej zbitej, bez oddzielonych od siebie klastrów. GLORIOUS postawił na swego rodzaju hybrydę, gdyż rząd klawiszy funkcyjnych faktycznie odseparował od reszty, natomiast strzałki i klawisze nawigacyjne ulokowane przy prawej krawędzi są zbite z sekcją alfanumeryczną, identycznie jak w większości modeli 65%. Moim zdaniem takie rozwiązanie jest najwygodniejsze w użytkowaniu i w dodatku nie wygląda aż tak źle, dzięki czemu jakoś tak milej korzystało mi się z GLORIOUS GMMK 3 HE 75% przez cały okres testów.
Miłym dodatkiem jest oddzielenie strzałek od FN za pomocą tak zwanego blockera, bowiem dodaje to całości uroku. Szkoda natomiast, że przez odznakę umiejscowioną na prawo od F12 cały rząd funkcyjny jest przesunięty lekko w lewo, a co za tym idzie inaczej niż w TKL-ach czy też klawiaturach pełnowymiarowych. To zła informacja dla wszystkich, którzy przerzucają się na ten model z czegoś standardowego, bo trzeba na nowo uczyć się pamięci mięśniowej żeby trafiać w poprawne klawisze. Jest to jednak dużo lepsze wyjście niż w upakowanych modelach pokroju NuPhy Air75 V2, gdzie wciskanie klawiszy funkcyjnych jest zadaniem naprawdę trudnym przez kompletnie irracjonalne ich rozłożenie.
Sporo dzisiaj o tych gumkach antypoślizgowych, ale wspomnieć o nich muszę raz jeszcze. Jest ich na spodzie osiem i doskonale radzą sobie z trzymaniem GLORIOUS GMMK 3 HE 75% w miejscu, nawet podczas najgorętszych momentów na de_mirage. Istnieje także opcja podwyższenia kąta nachylenia za pomocą rozkładanych nóżek, które niestety są tylko pojedyncze, a co za tym idzie regulacja odbywa się wyłącznie dwustopniowo – domyślnie (6°) i z rozłożonymi (9°). Szkoda, bo obecnym standardem są już podwójne nóżki, pozwalające na jeszcze dokładniejsze spersonalizowanie doznań z użytkowania klawiaturki.
Ważną cechą dla wielu jest również efektywna wysokość frontowa, która w tym przypadku wynosi około 24 mm, zaś sama obudowa na froncie ma niecałe 20 milimetrów wysokości. To niedużo jak na klawiaturę o standardowym profilu, a co za tym idzie stosowanie jakichkolwiek podpórek pod nadgarstki nie jest w mojej opinii konieczne. Możecie rzecz jasna dokupić sobie takową jeśli macie taki kaprys, lecz osobiście bym tego odradzał – poprawne korzystanie z klawiatury i tak zakłada unoszenie nadgarstków do góry podczas pisania, więc podpórka nie jest w tak niskim względem konkurencji modelu przydatna. Z drugiej strony może się ona przydać podczas grania, bowiem wtedy z reguły nasz nadgarstek spoczywa na biurku, ale wciąż – ja nie odczułem dyskomfortu podczas grania. Nikt nie zabroni Wam jednak postępować tak jak Wy uważacie za stosowne, więc jeśli potrzebujesz podpórki, z pewnością znajdziesz coś dobrze pasującego do GMMK 3.
Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy zastosowanym w GMMK 3 montażu uszczelkowym. Zauważyłem, że im dalej w 2024 rok tym więcej marek decyduje się na wypuszczenie swojej propozycji klawiatury na gasket mount’cie i zdecydowana większość z nich ponosi sromotną porażkę. Zastanówmy się po co stosuje się w klawiaturach ten typ montażu: głównie rozchodzi się o brzmienie, a konkretnie odseparowanie go od obudowy tak, aby fale dźwiękowe nie niosły się po niej, a wyłącznie odbijały od jej wnętrza. Efektem ubocznym montażu uszczelkowego jest jeszcze uginanie się całości podczas pisania, co niesie doznania przez wielu uznane za pozytywne. Jeśli natomiast chodzi o GMMK 3, ale też konkurencję, całość jest skonstruowana w taki sposób żeby uginania tu po prostu nie było. Począwszy od zastosowania twardego silikonu jako uszczelek, przez ściskanie płytki montażowej z obu stron przez uszczelki zamiast dużo lepszego rozwiązania opartego o dużego o-ringa spoczywającego pomiędzy PCB i plate’m, na wypchaniu całości pianką kończąc. Ponadto dobrze byłoby w gasketowej klawiaturze użyć plastikową płytkę montażową, która będzie uginać się wraz z naciskaniem.
Nie pomaga w przypadku testowanego dziś GLORIOUS GMMK 3 nawet modularność. Po pierwszym otworzeniu obudowy wyrzuciłem wszystkie sześć uszczelek ze środka i zostawiłem tylko te skrajne. W teorii powinno zapewnić to nieco giętsze doznania, ale tak się nie stało – pianka na spodzie nadal blokuje całość przed „flexem”. Po jej usunięciu zyskujemy odrobinę giętkości, ale tym razem z kolei aluminiowa płyta montażowa rujnuje nasze plany. Moim zdaniem kombinowanie w takiej klawiaturze, tym bardziej że magnetycznej, nad flexem jest jednak mimo wszystko bez sensu. Konstrukcja ta tak czy inaczej powinna działać sztywno żeby zapewnić równą pracę magnetycznych switchy. O ile zatem jak najbardziej rekomenduję wszystkim posiadaczom GMMK 3 pozbycie się środkowych gasketów i pianki z wnętrza w celu osiągnięcia choć trochę przyjemniejszego (moim zdaniem!) feelingu, to nie ma co spodziewać się tutaj gruszek na wierzbie.
Keycapy
Nie zgadniecie z czego i w jakiej technologii zostały wykonane nakładki zastosowane w GMMK 3. Oczywiście jest to kolejno PBT i double-shot, czyli obecnie standard wśród klawiatur pre-built. Nie dziwi to ze względu na presję jaką konsumenci wywarli na producentach w ostatnich latach, chcąc otrzymywać wytrzymalsze sprzęty. PBT to w końcu dużo odporniejszy od ABS-u plastik, zarówno pod względem wycierania, jak i pękania. Grubość wynosi w tym przypadku 1,5 mm, czyli odrobinę powyżej standardu spotykanego w większości modeli. To dobra informacja, bo im grubszy keycap, tym lepiej radzi on sobie z wytrzymaniem wielu lat intensywnej eksploatacji. Jeśli zaś chodzi o metodę produkcyjną, to podwójny wtrysk został tu wykorzystany nie tylko w celu osiągnięcia maksymalnej odporności na wycieranie nadruków, ale również żeby czcionka była prześwitująca. O ile zatem bryła jest kompletnie czarna, to już same literki i ikonki zostały wykonane z prześwitującego tworzywa. Moim zdaniem nie wygląda to zbyt ładnie, ale ja generalnie nie jestem fanem shine-through – wolę osobiście dobrze kontrastującą czcionkę, w tym przypadku chociażby białą. Rozumiem jednak, że wielu klientów preferuje podświetlane klawisze, bo według nich prezentują się one lepiej.
Użyty w tym przypadku profil to klasyczny OEM, co moim zdaniem jest błędem. Powinniśmy oczekiwać obecnie od marek zmian w kierunku oferowania Cherry, tak samo jak kilka lat temu wymagaliśmy stosowania double-shot’a. OEM jest po prostu nudny i choć pisze oraz gra się na nim w porządku, za sprawą cylindrycznego wyprofilowania powierzchni i nieprzesadzonej wysokości, to moim skromnym zdaniem wisienkowy profil bije go na głowę zarówno wygodą jak i wyglądem. Poza tym istnieje też wiele innych, egzotyczniejszych profili, na które różni producenci powoli zamieniają przestarzałe OEM-y. Spójrzmy choćby na Keychrona, który obecnie nie oferuje innych nakładek niż OSA. To też dobry kierunek, bo przynajmniej coś się zmienia, a klawiatura oferuje nam coś ciekawego zamiast totalnej nudy.
Ciekawą kwestią jest tekstura nakładek. Niegdyś popularnym stwierdzeniem było, że ABS jest gładki, zaś PBT chropowate. Z czasem teoria ta mocno się jednak rozjechała, bo im więcej marek zaczęło decydować się na to drugie, wytrzymalsze tworzywo, tym częściej przyszło nam obcować z gładkimi nakładkami z niego wykonanymi. Ja co do zasady preferuję taki stan rzeczy, bowiem gładkość pod palcem nie jest dla mnie ważna tylko w kwestii przełącznika, ale również nakładki. Nigdy szczególnie nie przepadałem za szorstką fakturą i cieszę się, że w GLORIOUS GMMK 3 HE 75% dostaliśmy taką tylko delikatnie chropowatą.
Warto wspomnieć kilka słów o czcionce samej w sobie, bo o ile przerobiliśmy już temat jej prześwitywania, to ważna jest również jej prezentacja. Producent postawił tu na wycentrowany, lecz przy górnej krawędzi, w miarę elegancki krój pisma. Niektóre keycapy dostały też poboczne działanie, które fabryka oznaczyła białymi nadrukami pad-print na froncie. Modyfikatory są zaś reprezentowane przez ikony, bez obecności jakichkolwiek napisów – za wyjątkiem Entera, który dzierży słowo „ASCEND”. Jest to swego rodzaju wyraz kojarzony z GLORIOUS-em, bo od lat marka ta występuje pod sloganami promującymi granie na komputerach. Sama nazwa marki wywodzi się przecież z popularnego mema „PC master race”, skąd pochodzi również umieszczane na pudełkach hasło „PC gaming race”. Szkoda natomiast, że nie znajdziemy w zestawie nakładki zastępczej, z normalną ikonką Entera, gdybyśmy jednak nie chcieli obnosić się ze swoim wyniesieniem do rangi gracza komputerowego.
Wracając do samej czcionki, to przy odpaleniu podświetlenia możemy dostrzec pewien mankament. O ile wszelkie brzuszki zostały domknięte, to specyfika produkcji nakładek double-shot zmusiła producenta do pójścia na pewien kompromis – w literkach takich jak B i O czy też cyfrach 8 lub 9 widać wyraźnie ciemniejsze punkty, które wynikają z użytych we wnętrzu nakładki wspornikach, koniecznych przy procesie produkcyjnym. Nie jest to jakoś szczególnie widoczne, a więc przy codziennym użytkowaniu nie przeszkadza, ale jednak gdy popatrzymy na klawiaturę coś jest ewidentnie nie tak. To kolejny argument za tym żeby przerzucić się na nieprześwitujące nadruki. Dodam przy tym, że w wariancie białym wada ta nie powinna być w ogóle ewidentna, bo tam światło zamaskuje biały plastik i ciemniejsze punkty po prostu nie wystąpią.
Stabilizatory
Fabryczne smarowanie stabilizatorów wciąż mnie zaskakuje. GLORIOUS postawił w przypadku GMMK 3 na stabilizatory montowane do płyty montażowej na zatrzaski, lecz przesmarował je tak doskonale, że nie wydobywa się z nich absolutnie żaden szelest czy klekot. Na szczęście w obecnych czasach jest to już standard, lecz wciąż czuję się zobligowany żeby o tym wspomnieć – zdarzają się bowiem tacy producenci jak Keychron, którzy nie dają rady podołać temu zadaniu i staby w ich klawiaturach nieprzyjemnie hałasują. Dodam też, że korzystam z GMMK 3 już koło miesiąca i żaden z klawiszy stabilizowanych nie zaczął wydawać niepożądanych odgłosów, więc raczej nie będzie potrzeby prędkiego poprawiania smarowania. Doskonale!
Przełączniki
Nie czarujmy się, że kupowanie klawiatury kalibru GMMK 3 jest podyktowane czymś innym niż magnetycznymi przełącznikami. Co prawda jesteśmy obecnie w swego rodzaju etapie przejściowym, gdzie magnetyki nie są już tak rzadkim widokiem jak jeszcze 2 lata temu, ale wciąż nie są standardem. Z tego też powodu praktycznie każda osoba decydująca się na zakup modelu na takowych switchach wybiera go przede wszystkim ze względu na ich działanie, a nie, dajmy na to, oferowane dodatkowe funkcje czy keycapy. Mam najszczerszą nadzieję, że za kolejne dwa lata obudzę się w świecie, w którym nie ma już klawiatur na zwykłych przełącznikach, a jeśli są, to tylko i wyłącznie jakieś niedobitki w świecie „customów”. Technologia rozwija się bowiem w zatrważającym tempie, a korzystanie z magnetycznej klawiatury jest pod każdym względem po prostu lepsze, nawet jeśli niekoniecznie podoba Wam się ich brzmienie.
Ale dlaczego tak właściwie wychwalam pod niebiosa te switche? A no dlatego, że mają wiele kluczowych zalet. Ich budowa opiera się co prawda na przestarzałym i nudnym designie zwanym MX style, ale zastępuje metalowe styki umieszczone w obudowie magnesem wtopionym w spód trzpienia. Ów magnes służy tu jako element aktywujący, gdyż przylutowany pod każdym z klawiszy sensor Halla zbiera informacje na temat przepływających przez obwód elektronów i wyraźnie „widzi” każde odgięcie. Zjawisko to nazywamy Zjawiskiem Halla, od nazwiska naukowca, który je odkrył. Jeśli brzmi to dla Was ciut zbyt skomplikowanie, to nie lękajcie się – w klawiaturowym świecie nie ma tu nic trudnego do zrozumienia. Im więcej bowiem odgiętych elektronów przez pole magnetyczne tym głębiej jest wciśnięty klawisz, a przynajmniej tak interpretuje to kontroler na PCB. Dzięki temu możemy chociażby dowolnie ustawiać punkt aktywacji, gdyż klawiatura doskonale wie na jakim poziomie wciśnięcia znajduje się przełącznik.
To jednak jedna z wielu zalet tego wspaniałego wynalazku, datującego swoje powstanie dekady temu. Wiedzieliście, że przełączniki korzystające z magnetyzmu wykorzystywane są od bardzo dawna przez wojsko? Wynika to z ich wytrzymałości, albowiem jedyny element ruchomy to trzon poruszający się do dołu i do góry za sprawą osadzonej pod nim sprężyny. Co za tym idzie, nie ma się w nim co popsuć, a przynajmniej nie przez setki lat. Można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że switche HE (od Hall Effect) lepiej wytrzymują wpływ intruzów takich jak ciecz czy kurz, co jeszcze bardziej wydłuża ich żywotność. W zasadzie jedyne co może nas po latach zawieść, to samo PCB lub osadzone na nim sensory, ale to także nie jest taki prosty temat – przecież wciąż wiele osób korzysta ze sprzętów (czy to klawiatur, czy choćby konsol) z zeszłego stulecia, zupełnie tak jakby były one nowe – elektronika tego typu nie umiera sama z siebie.
Kolejnym atutem jest rzecz jasna płynność działania. Skoro nie mamy metalowych styków we wnętrzu switcha, to eliminujemy w ten sposób aż dwa punkty styku. Pozostają nam zatem prowadnice w spodniej i górnej części obudowy, które trzymają trzpień równo. Jeśli połączymy to ze smarowaniem, to otrzymamy przełącznik tak gładki, jakiego fizycznie nie da się osiągnąć w przypadku tradycyjnych propozycji mechanicznych. Co prawda model modelowi nierówny i zdarzają się wpadki, ale zamontowane w GMMK 3 „autorskie” GLORIOUS Fox HE oferują najdoskonalszy poziom, w którym kompletnie niewyczuwalne pod palcem są jakiekolwiek otarcia (co zawdzięczają zarówno bezstykowości jak i dobremu, w miarę równemu smarowaniu fabrycznemu), no chyba że wciskacie klawisze powoli i dociskacie je w kierunku którejś ze ścianek, w efekcie zwiększając tarcie.
Odwiecznym problemem podbijających w ostatnich latach przełączników magnetycznych był niezbyt dobry poziom wobble. Co do zasady switche takie jak Gateron KS-20 (montowane w Wooting 60HE) powinny zapewniać równą, prostą pracę przez precyzyjne pomiary odbywające się tuż pod nimi, a mimo to gibały się jak galareta. Fox HE zdają się w delikatnym stopniu poprawiać tę płaszczyznę, lecz to wciąż nie jest poziom znany z topowych Outemu (o ironio nie-magnetycznych). Osobiście jestem wyczulony na tę kwestię i nie potrafię pisać na klawiaturze z bujającymi się klawiszami, z czego zapewne wynika ilość literówek popełnianych przeze mnie w trakcie pisania tego tekstu na recenzowanym dziś sprzęcie. Nie dajcie się jednak zrazić przez moją nadgorliwość – dla większości użytkowników taki poziom wobble nie będzie żadnym problemem i nawet nie zwrócicie na niego uwagi podczas standardowego użytkowania.
Im dłuższy skok, tym większe pole do popisu, prawda? Obecne w GMMK 3 liniowce oferują pełne 4 milimetry, a co za tym idzie możemy konfigurować aktywację w naprawdę szerokim zakresie. Jeśli zaś chodzi o sprężynę obecną wewnątrz, odpowiadającą za odbijanie klawisza, to wymaga ona od naszych palców zaledwie 45 gramów siły do osiągnięcia drugiego milimetra, a co za tym idzie przy samym dole stawia opór wynoszący około 55 gf. Jest to wartość nieco poniżej średniej, do której moje palce są przyzwyczajone, oscylującej w okolicach 65 gf. Jakby tego było jednak mało, to zastosowane sprężynki o paradoksalnie niedużej długości generują przy wciskaniu tak zwany slow-curve. To powoduje, że klawisze zapadają się praktycznie same pod naciskiem palców, a co za tym idzie kompletnie rujnowana jest precyzja. Mówię natomiast tutaj wyłącznie o swoim własnym doświadczeniu, z perspektywy osoby o dosyć ciężkich palcach, której coraz częściej odpowiadają switche wyważone na poziomie 75 gramów siły wymaganej do doprowadzenia trzonu do samego dołu. Fox HE wcale nie muszą zatem być złym wyborem dla Was – są po prostu takim dla mnie.
Muszę jednak rozwinąć jeszcze trochę tę myśl, bo nie da mi to spokoju. Jeśli zastanawiacie się co mam na myśli pisząc o precyzji, to mówię zarówno o pisaniu jak i graniu. W tym pierwszym przypadku popełniałem podczas testów sporo literówek, bo wciskając klawisze momentami aktywowałem je drugi raz albo wciskałem sąsiadujący klawisz. O ile zjawisko to nie występowało na tak dużą skalę przy odpowiednim ustawieniu progu aktywacji, o tyle przy włączeniu Rapid Triggera nie byłem w stanie skleić zdania bez jakiegoś błędu. W trakcie grania pojawiały się z kolei sytuacje, w których przypadkowo nacisnąłem przycisk, bo jest on tak lekki, albo cofnąłem palec (i na przykład dezaktywował mi się Shift podczas skradania w CS2 albo puszczał slider w osu!) przez brak wyraźnego oporu dającemu moim palcom jasny sygnał, że trzeba używać sporej siły. O ile zatem kocham przełączniki magnetyczne do obu tych zadań, o tyle Fox HE ewidentnie mi nie podpasowały przez swoje wyważenie. Gdyby tylko zaoferowano je na cięższych sprężynkach…
Podoba mi się natomiast eksperymentowanie przez GLORIOUS-a i towarzyszącej im w tej podróży firmie stojącej za przełącznikami (której nie byłem w stanie zidentyfikować, choć główni podejrzani to Outemu i Leobog), bo w ofercie mają oni nie tylko liniowce, ale też switche klikające (Raptor HE) oraz tactile (Panda HE, w tym w wariancie silent Panda Silent HE!), wykorzystujące naprawdę świetny mechanizm generowania sprzężenia zwrotnego i klikającego odgłosu. Opiera się on bowiem na odpowiednio powyginanej, cieniutkiej blaszce, o którą haczy wystający z trzonu element. Nie mamy tu zatem zagrywki znanej z optycznych Gateronów, gdzie montowane były metalowe kontakty eliminujące cały ich sens, bo tworzące zupełnie zbędne punkty styku i tarcia. Tutaj mamy profesjonalne podejście do tematu, dzięki czemu możemy cieszyć się zaletami magnetycznych switchy, jednocześnie nie będąc skazanymi na liniowość. I zanim zapytacie po co komu tactile czy clicky w HE, to już tłumaczę: nie każdy klient kupuje przełączniki magnetyczne tylko i wyłącznie do grania. Niektórym po prostu odpowiada wręcz nielimitowana żywotność i niedościgniony poziom gładkości, a atuty w grach schodzą na drugi plan.
Kilka słów należałoby powiedzieć też o zastosowanych materiałach. Ogólnie obudowa jest w przypadku Fox HE kompletnie przezroczysta, dzięki czemu lepiej przepuszcza światło, a jedynie trzon ma kolor czerwony. Do ich produkcji wykorzystano polioksymetylen w przypadku trzpienia oraz poliwęglan do obudów. Zamykanie obudowy to z kolei klasyczny winglatch, czyli dwa duże zatrzaski, które w dodatku są tak ciasne, że ich podważenie jest nie lada wyzwaniem – osobiście udało mi się to wyłącznie za pomocą cieniutkiej pęsety, a i tak nie było to proste zadanie. Nie są to natomiast switche, które trzeba będzie otwierać, bo przecież fabryczne smarowanie już tu jest i to w dodatku naprawdę dobre, jak na przełączniki w klawiaturze pre-built.
Hot-swap
Zazwyczaj technologia zwana hot-swapem nie wywołuje we mnie żadnych nadzwyczajnych emocji, bo nie ma przecież nic dziwnego w możliwości wymiany przełączników bez potrzeby korzystania z lutownicy w 2024 roku, ale GLORIOUS zaskoczył mnie implementacją ów funkcjonalności w przypadku GMMK 3. Jak zapewne doskonale zdajecie sobie sprawę, przełączniki wykorzystujące Zjawisko Halla nie wymagają żadnego lutowania (o ile pomiar pola magnetycznego nie odbywa się w ich wnętrzu, ale tutaj wkraczamy w bardzo niszowy świat, który jest nieobecny wśród obecnie produkowanych sprzętów), a co za tym idzie automatycznie są one wymienialne – czyli hot-swap. W większości tego typu klawiatur możemy jednak wymienić fabrycznie zamontowane switche wyłącznie na inne magnetyki, takie jak chociażby inne modele z oferty GLORIOUS, których sample producent dorzuca do zestawu. Co jeśli jednak powiem Wam, że w przypadku GMMK 3 możemy skorzystać nie tylko ze switchy HE, ale również tych zwykłych?
Dokładnie, to nie żaden błąd w specyfikacji! Marka stojąca za wyprodukowaniem przedmiotu tego testu postawiła na implementację gniazd hot-swap na zwyczajne przełączniki, w dodatku w kolorze pomarańczowym. Jeśli zatem z jakiegokolwiek mniej lub bardziej logicznego powodu postanowilibyście wymienić domyślnie oferowane magnetyki na coś innego, a akurat spodoba Wam się, no nie wiem, dajmy na to GLORIOUS Panda, to jeszcze nic straconego. Wystarczy bowiem wyciągnąć Fox HE z płyty montażowej za pomocą dołączonego w zestawie narzędzia, a następnie umieszczenie w jego miejscu zastępczego „zwyklaka”. Klawiatura będzie śmigać bez żadnych problemów, nawet bez jakiegokolwiek zmieniania ustawień (wystarczy szybka kalibracja w oprogramowaniu). Można nawet pozostawić kilka klawiszy ze switchami magnetycznymi, a resztę zmienić na te „mechaniczne”. Kosmos!
Brzmienie
Zauważyłem wśród znajomych mi recenzentów przekonanie, że wszystkie klawiatury na przełącznikach magnetycznych brzmią tak samo, to znaczy słychać w nich taki sam, negatywny według nich, pogłos. Zasada ta jest prawdziwa w przypadku modeli korzystających ze switchy z otwartym spodem, to znaczy takim z dziurką, lecz nie wszystkie z nich są tak zbudowane. Niestety, dla brzmienia, GLORIOUS postawił na przełączniki z otworami w spodzie, a co za tym idzie ich najnowsza GMMK 3 nie oferuje zbyt wybitnego dźwięku. Jest on ewidentnie skierowany w stronę basu, w dodatku wytłumionego (poniekąd za sprawą fabrycznego smarowania), ale między tym wszystkim wydobywa się to charakterystyczne, jakby szeleszczące echo.
Sytuację zdecydowanie ratują stabilizatory, z których nie wydobywa się ani odrobina niepożądanych odgłosów, co jest doskonałą informacją, ale też swego rodzaju nauczką na konkurencji, która nie była jeszcze w stanie opanować tej kwestii do perfekcji. Coraz więcej producentów wkracza na szczęście na poziom bliski ideału lub nawet w pełni idealny, dzięki czemu klienci nie muszą martwić się o samodzielne smarowanie. Kolejną kwestią jest pogłos, który może wydobywać się z wnętrza obudowy. Ja co do zasady lubię to zjawisko i celowo nie zbudowałem żadnej ze swoich klawiatur z wypełnieniem, gdyż rajcuje mnie tego typu echo, tym bardziej gdy generowany on jest w plastikowej obudowie (patrz RAZER Blackwidow 2014 TE). O ile zatem dla Was zapewne dobrą informacją będzie wypchanie GMMK 3 po brzegi piankami (zarówno pod PCB jak i nad nim), o tyle dla mnie jest to swego rodzaju nalepianie plasterka na dziurawą rurę – słabego brzmienia nie uratujemy piankami, do tego potrzeba przeprojektowania klawiatury i zoptymalizowania jej pod konkretny dźwięk.
Podświetlenie
Świecidełka, ah świecidełka. Jak pewnie wiecie, moje podejście do tej sekcji jest trywialne i szczerze nawet niespecjalnie mnie, jako użytkownika, obchodzi podświetlenie klawiatury. Nigdy z niego nie korzystam, jak już odpalam to do testów, ale na pewno nie czerpię z niego żadnej frajdy. Mogę natomiast ocenić, że GLORIOUS GMMK 3 nie oferuje zbyt dobrych lampek. Świecą one stosunkowo ciemnym światłem, przez co we znaki dają się wspominane kilka sekcji temu ciemne spoty w domkniętych literkach. Do tego na klawiszu Enter nadruk jest ewidentnie niedoświetlony na bokach. Ogólnie nie wygląda to za dobrze i o ile podoba mi się dorzucenie pasków LED po bokach, o tyle zarówno pod kątem praktyczności jak i całościowej estetyki podświetlenie kompletnie w przypadku recenzowanego dzisiaj sprzętu leży. Fajnie też, że biały kolor jest skierowany nieco w stronę niebieskiego, a nie różowego – tak wygląda lepiej dla oka, ale wciąż nie w pełni neutralnie.
Oprogramowanie
O diable, jakież było moje zaskoczenie gdy próbowałem pobrać pierwszy raz dedykowaną aplikację GLORIOUS CORE, dedykowaną GMMK 3. Pierwszym krokiem było rzecz jasna wyszukanie jej na stronie producenta, a kolejnym wciśnięcie przycisku Download. Niestety, to nie takie proste, gdyż serwery marki stojącej za recenzowaną dziś klawiaturą widocznie nie są zbyt dobre i maksymalna prędkość pobierania jaką mi zaoferowały to 13 kilobajtów na sekundę. Tym tempem, ważąca prawie 500 MB apka pobierałaby mi się ponad 7 godzin. Na szczęście znalazłem ją wrzuconą gdzieś na dysk Google przez kompletnie losową osobę i zaufałem, że tym razem nie zawirusuję sobie komputera – pobrałem w kilka sekund i mogłem operować tym jakże.. zwyczajnym oprogramowaniem.
Widzicie, ogólnie rzecz biorąc jestem wielkim przeciwnikiem dedykowanego software’u, a już tym bardziej takiego, który trzeba pobierać na komputer. Zdecydowanie wolę wejść na stronę jak w przypadku coraz większej ilości modeli i to z poziomu przeglądarki wszystko sobie poustawiać, albo włączyć zaufaną VIAL i to tam skonfigurować sprzęt. Niestety, GLORIOUS jest w tyle za konkurencją i nie dał rady zaoferować oprogramowania w przeglądarce, więc trzeba męczyć się w ciężkiej dla pamięci komputera aplikacji. Co do zasady działanie oceniam pozytywnie, bo ani razu podczas testów nie wystąpiły u mnie jakiekolwiek błędy. Ustawienia zapisują się w klawiaturze dosyć długo, ale to w zasadzie tyle. Czytałem natomiast na Reddicie masę opinii niezadowolonych osób, którym aż tak się nie poszczęściło i GLORIOUS CORE nie śmigał tak sprawnie.
Z poziomu dedykowanego oprogramowania możemy w przypadku GMMK 3 ustawić Polling Rate, działanie wszystkich klawiszy (poza FN), z zastrzeżeniem, że programowana przez nas funkcja klawiatury występuje normalnie w danym rozmiarze. Co mam na myśli? Otóż chcąc ustawić ScrollLock, którego używam do wyciszania się na Discordzie, w modelu o rozmiarze 75% możemy mieć zdziwko – zabrakło takiej opcji w oknie wyboru! Nie rozumiem jak ktokolwiek mógł wpaść w siedzibie GLORIOUS na taki pomysł. Na szczęście jest też masa funkcji multimedialnych, więc możemy chociażby zmienić absurdalne Mute pod wciśnięciem pokrętła na znacznie logiczniejsze Play/Pause. Skonfigurujemy tu także podświetlenie, w tym paski LED-owe po bokach, a także nagramy i przypiszemy do wybranych klawiszy makra. Wisienką na torcie jest logiczne dla modelu HE ustawienie progu aktywacji w przedziale od 0,1 mm do 3,9 mm, wciąż zyskującej popularność wśród graczy funkcji Rapid Trigger, ale także nieoczywistych Dynamic Keystroke, Mod Tap czy Toggle Key, ewidentnie zaczerpniętych od konkurencyjnej marki Wooting.
O ile ustawianie tych trzech ostatnich funkcjonalności jest w miarę proste i logiczne, bo wszystko mamy podane na tacy, o tyle Rapid Trigger może u niektórych wywołać zdziwienie. Mamy bowiem trzy suwaki: pierwszy do ustalenia progu aktywacji, drugi do czułości aktywowania Rapid Trigger, zaś trzeci… do czułości jego deaktywacji? Mam nadzieję, że dobrze rozumiem nazewnictwo GLORIOUS-a, ale z moich testów wynika, że jak najbardziej. Jeśli zatem ustawimy wszystko na 0,1 mm, to wciskanie i deaktywowanie klawiszy będzie wręcz momentalne, a co za tym idzie klawiatura stanie się strasznie ciężka w użytkowaniu. Ja sam mając je na takim poziomie potrafiłem przypadkiem puścić klawisz, bo po prostu zachwiał mi się palec. Rekomenduję więc pokombinowanie we własnym zakresie z czym jest Wam najwygodniej, zamiast przyzwyczajania się do takich ustawień jakie poleci Wam jakiś pro-gracz na kiju.
Fajnie że oprogramowanie nie jest wymagane do poprawnego działania sprzętu i po skonfigurowaniu możemy je po prostu wyłączyć, a klawiatura zapisze wszystkie ustawienia w pamięci wbudowanej. To wciąż nie jest tak oczywista kwestia, bo producenci pokroju RAZER-a potrafią wymagać od nas ciągle odpalonej apki w tle dla poprawnego działania naszej konfiguracji. Sam soft jest ułożony w miarę sensownie, u mnie nie występują w nim żadne błędy, więc nie mam co do zasady żadnych zastrzeżeń.
Ocena końcowa
Jestem w pełni świadom, że rozpocząłem ten artykuł narracją nastawiającą Was na negatywny werdykt, bo w recenzji sprzętu kompletnie niepowiązanego z przełącznikami powstałymi kilka lat temu wspomniałem o kompletnie irrelewantnej aferze. Nie ukrywam, że chciałem dać ujście wszystkim negatywnym emocjom jakie powstają w mojej głowie na samą myśl o marce GLORIOUS już na wstępie, żeby później podejść do tematu w sposób nieco luźniejszy, a na pewno pozbawiony uprzedzeń. I w ten sposób witam Was w podsumowaniu, które rozpocznę prostymi słowami: jeśli nie przeszkadza Wam trochę wygórowana jak na dzisiejsze standardy klawiatur magnetycznych cena, to nie ma powodów żeby nie kupić sobie GLORIOUS GMMK 3 w dowolnym, pasującym Wam rozmiarze. Osobiście raczej rekomendowałbym Full-size dla pełnego doświadczenia, ale jeśli nie pozwala na to miejsce na biurku, to producent oferuje jeszcze 75% i 65% – jest zatem w czym wybierać i każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie.
Głównym powodem, dla którego uważam GMMK 3 za dobry wybór jest czysty performance płynący z zastosowania genialnych przełączników opartych o topową technologię, na której prześcignięcie jeszcze długo poczekamy, a będzie nim wszczepienie czipa do mózgu, za pomocą którego znaki do komputera wprowadzimy myślami. Tak, uważam Hall Effect za ostateczną formę klawiatur, po której nie będzie już nic lepszego. Może spopularyzują się jeszcze w przyszłości inne metody odbijania klawiszy, na przykład oparte o magnesy zamiast sprężyn, ale zasada działania aktywacji się nie zmieni. Magnetyzm jest bowiem perfekcyjnym rozwiązaniem jeśli chodzi o informowanie klawiatury o wciśnięciu klawisza, bowiem nie ma żadnych wad, a niesie za sobą masę zalet – takich jak doskonała, niemożliwa wręcz do zmierzenia żywotność, czy niedościgniony poziom płynności pracy.
Dodatkowe funkcje oferowane przez GMMK 3, które mi osobiście przypadły do gustu, to choćby pokrętło do regulacji głośności, ciekawa forma zaimplementowania lampek kontrolnych informujących o uruchomieniu CapsLocka w postaci mrugających pasków LED po bokach czy obecność, może i przeciętnie zaimplementowanego, ale wciąż lepszego niż zwyczajny tray, gasket mount’a. Nie można nie wspomnieć o perfekcyjnych stabilizatorach czy wytrzymałych nakładkach, a wisienką na torcie jest kompetentne wykorzystanie potencjału magnetycznej natury działania switchy HE w postaci zaoferowania alternatywnych form wprowadzania sygnałów do komputera, takich jak Rapid Trigger i Dynamic Keystroke, przydatne w grach, czy Mod Tap przydatny podczas codziennego korzystania z klawiatury.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to brak podwójnych nóżek do regulacji kąta nachylenia i mierne podświetlenie, ale z tym drugim aż tak bym nie szarżował – wybieranie klawiatury przez pryzmat kwestii emitowanego przez zamontowane w niej diody światła jest zbyt irracjonalne żeby miało miejsce i naprawdę nie chcę wierzyć, że ktoś byłby w stanie skreślić z tego powodu jakikolwiek model. Plastikowa obudowa też może być dla niektórych problemem, ale jak dla mnie to żadna wada – tworzywo ma po prostu inną charakterystykę, a wykonane w dobry sposób jest w stanie spokojnie pokonać mierne aluminium kojarzone z pseudo-customami. Jasne, w przypadku GMMK 3 nie mówimy o idealnym wykonaniu, takim jak chociażby w Leopold FC750RBT, ale to wciąż nie jest w żadnym wypadku zły plastik – po prostu zabrakło trochę solidności do ideału. Fajnie byłoby też dostać w tym budżecie bezprzewodowość, bo GLORIOUS jest do tego zdolny – dorzuca je w GMMK 3 PRO za dodatkową opłatą.
Koniec końców zapewne mądre głowy z różnych polskich serwerów Discord zaoferują Wam wiele alternatyw w dużo niższych cenach, a podobnym działaniem, ale jeżeli boicie się kupowania na AliExpress czy też po prostu chcecie wesprzeć markę GLORIOUS, to w kwocie oscylującej w okolicach 950 złotych GMMK 3 HE 75% naprawdę nie jest złym wyborem. Absurdem jest co prawda wybieranie wersji PRO, kosztującej chore wręcz 1699 złotych, ale jeśli Was stać, to w sumie czemu nie. Złego produktu nie dostaniecie, to jestem Wam w stanie zagwarantować, a za pomocą konfiguratora na stronie producenta będziecie w stanie stworzyć coś, co może przypaść Wam do gustu bardziej niż szeroko dostępne propozycje konkurencyjnych marek.