Recenzja „Holy Burgundy”

Już trochę czasu temu pisałem o przełącznikach, które chcę posiadać w swojej klawiaturze. Miały być to tak zwane Holy Burgundy, które składały się z trzonów Kailh Pro Burgundy oraz housingów YOK Trash Panda. Oczywiście wyposażyłem się we wszystkie części do tego projektu potrzebne i dodatkowo zlubrykowałem wszystkie przełączniki grubą warstwą Tribosys 3204 aby poprawić ich gładkość. Niestety, była to nieudana modyfikacja. Przełączniki te są bowiem bardzo szorstkie, przez co nawet lubrykant nie jest w stanie ich uratować. Poziom gładkości jest nieco wyższy niż bez lubrykantu, ale nadal są one szorstkie. W recenzji Pro Burgundy opisywałem ich szorstkość jako przyjemną i tutaj jest podobnie. Ale nie do końca.

Holy Burgundy to trzon Kailh Pro Burgundy w obudowie YOK Panda.

Moje wrażenia

Korzystam z tych przełączników już sporo czasu, więc ta przyjemna szorstkość zdążyła mi się już znudzić. Teraz mi ona tylko przeszkadza, ale to pewnie tylko dlatego, że jestem człowiekiem, któremu szybko nudzą się rzeczy i nadal potrzebuje jakichś nowości. Przez pierwszy tydzień używania ich w klawiaturze naprawdę dobrze się bawiłem dzięki temu chmurkowemu uczuciu. Ale teraz chciałbym czegoś gładkiego. Natomiast przełączniki te oferują coś w zamian za szorstkość. Jest to naprawdę przyjemny dźwięk, takie dosyć donośne stukanie, którego nie spotkałem jeszcze w żadnym przełączniku. Spowodowane jest to tym, że trzony Kailh są nieco dłuższe, przez co z większym impetem uderzają w dół obudowy switcha.

Trzony nasmarowałem grubą warstwą smaru Tribosys 3204.

Nacisk i awarie

Zdecydowałem się na sprężyny od Pro Burgundy, a zatem 70 gramowe. Sa one dosyć dobre, ale moje palce mówią mi, że mogło być nieco lepiej – lżej. Zapamiętam to i następnym razem nie popełnię tego błędu. Poza tym przełączniki te są naprawdę fajne. Sprawują się super w grach, a także przy pisaniu. Jednak co jakiś czas zdarza mi się wpisać dwa razy literę przy jednym wciśnięciu. Nie wiem czy powoduje to nadmiar lubrykantu, czy te przełączniki mają potencjał do szybkiego umierania. Dodatkowo piny są węższe niż w innych przełącznikach, przez co co jakiś czas socket nie wyłapie sygnału i muszę poprawiać przełącznik. Ale o tym w innym artykule.

Tak prezentują się Holy Burgundy w mojej klawiaturze.

Smar nie czyni cudów

Okazuje się zatem, że jednak nie jestem najmądrzejszy i nie wiem co jest najlepsze. Kierowałem się dźwiękiem, bo wiedziałem, że przełączniki te będą brzmieć świetnie. Nie zwróciłem jednak uwagi na to, że może mi przeszkadzać żałosny poziom gładkości. Oczekiwałem od lubrykantu magii, a realność mnie dobiła. Na szczęście rekompensuje mi wszystko średnio wysoki odgłos, który jest muzyką dla moich uszu. Ale czy było to warte swojej ceny? Przełączniki te wyniosły mnie bowiem 250zł, przy czym nie liczę lubrykantu i spędzonego nad nimi czasu, bo lubrykant miałem za darmo.

Ocena końcowa

Moim zdaniem był to słaby deal, ale kto nie ryzykuje ten nie ma szorstkich switchy, czy coś. Poza tym wcale nie straciłem, bo równie dobrze mogę w każdej chwili rozebrać te przełączniki na części, wyczyścić z lubrykantu, Burgundy sprzedać, a obudowy od YOKów wykorzystać do Holy Trash Pand, które i tak planowałem kiedyś wypróbować. Tak pewnie kiedyś pocznę, ale póki co się na to nie zabiera. Aktualnie wyczekuję przybycia do mnie Gateronów Yellow, które zastąpią mi nieudane święte burgundy. Może gładsze przełączniki dadzą moim palcom zbawienie. No i lżejsze sprężyny.