Firma SteelSeries w gronie entuzjastów klawiaturowych nigdy nie była kojarzona zbyt dobrze. Świadomi konsumenci zwracają bowiem ogromną uwagę na jakość wykonania produktu i jego cenę, a nie na podświetlenie i rzekome udogodnienia dla graczy. Duński producent z uporem montuje w swoich klawiaturach laserowo wypalane nakładki ABS, stosuje design floating-key oraz stawia głównie na LEDy. Z tego też powodu produkty SteelSeries nigdy nie były przeze mnie nadzwyczaj dobrze postrzegane, jednak osobiście nigdy nie miałem żadnej klawiatury w dłoniach, więc moja niechęć oparta była wyłącznie na specyfikacji i zdjęciach. Wiem natomiast, że jeżeli chcę faktycznie uświadomić sobie, czy klawiatura mi się podoba, to koniecznością jest poużywanie jej co najmniej kilka dni. Pewnego dnia, będąc w sklepie z elektroniką, napotkałem na wystawie model Apex 5 i z czystej ciekawości napisałem na nim kilka zdań. To wtedy właśnie postanowiłem, że koniecznie muszę przetestować tę klawiaturę, a to za sprawą zamontowanych w niej przełączników. Zakupiłem więc nowy egzemplarz z Allegro i rozpocząłem swoje testy, które limitowane były czternastoma dniami na przepisowy zwrot. O tym, czy SteelSeries Apex 5 jest produktem, w mojej opinii, wartym rozważenia, dowiecie się, czytając tę recenzję. Zapraszam zatem do lektury.
Opakowanie
Klawiaturę otrzymujemy w schludnym pudełku, na którego froncie widnieje wizualizacja zakupionego modelu z włączonym podświetleniem i przymocowaną podpórką pod nadgarstki. Znalazło się tu też miejsce na informację o zamontowanych przełącznikach, które rzekomo są hybrydowe, a także na rozpiskę urządzeń, które Apex 5 wspiera (PC, MAC, XBOX ONE i PS4). W prawym górnym rogu producent pochwalił się się, że gracze e-sportowi, korzystający z produktów SteelSeries, wygrali najwięcej turniejów e-sportowych. W złotym pasku po lewej stronie widnieje informacja o obecności ekranu OLED, będącym częścią klawiatury. Z tyłu pudełka znajdziemy krótkie opisy najważniejszych funkcji i aspektów klawiatury, takich jak magnetyczna podpórka pod nadgarstki, podświetlenie per-key RGB, aluminiowa płytka montownicza czy dedykowane sterowanie multimediami za pomocą rolki i jednego przycisku. W prawym górnym rogu widnieje też informacja o przełącznikach, których żywotność, według producenta, wynosi 20 milionów wciśnięć.
Podpórka pod nadgarstki
Wewnątrz pudełka nie znajdziemy nic poza klawiaturą, podpórką pod nadgarstki oraz papierologią. Zajmę się więc tą drugą już teraz. Jest ona wykonana w całości z plastiku, a jej powierzchnia pokryta została jakby delikatną gumą. Porównałbym ją do użytych tutaj keycapów, gdyż ręka delikatnie się do niej klei, ale przez zastosowaną fakturę strasznie się ona brudzi. Na środku umieszczone zostało logo SteelSeries, które dla niektórych może być nieco za bardzo rzucające się w oczy. Mnie przeszkadza jednak rozmiar tej podpórki, gdyż jest ona zbyt wąska i niska, by miała dla mnie jakiekolwiek zastosowanie. Ten dodatek służy do oparcia na nim rąk w czasie, gdy nie piszemy na klawiaturze. Jeżeli ktoś dociska do niego nadgarstki podczas pisania, to robi sobie zwyczajnie krzywdę. Ja, gdy próbowałem poprawnie z tejże podpórki korzystać, musiałem wysilać się, żeby moje dłonie w ogóle do niej sięgnęły. Gdyby była o jakiś centymetr czy dwa szersza, to być może byłbym w stanie jej użyć. Łączy się ona z klawiaturą za pomocą dwóch magnesów i trzyma się bardzo dobrze, więc raczej nie odczepi się bez użycia odpowiedniej do tego siły. Jej spód pokryty został gumkami antypoślizgowymi, także nie powinna też ślizgać się po biurku.
Od góry
SteelSeries Apex 5 występuje wyłącznie w czarnej wersji kolorystycznej. Jest ona pełnowymiarowa i niestety nie mamy opcji zakupu jej w wersji TKL, czyli bez panelu numerycznego. Zastosowany układ to ANSI, czyli ten z pełnym lewym Shiftem i niskim Enterem. Poza tym dolny rząd ma standardowe wymiary, a więc nie powinniśmy mieć problemów z ewentualną wymianą keycapów, gdyby zaszła taka potrzeba. Nad NumPadem wydzielone zostało miejsce na ekran OLED, rolkę oraz przycisk multimedialny. Nie znajdziemy natomiast nigdzie osobnych diód informujących o włączeniu CapsLocka, ScrollLocka lub NumLocka, gdyż te są umieszczone bezpośrednio pod wymienionymi klawiszami. W oprogramowaniu ustawić możemy na jaki kolor zapalą się one, gdy je aktywujemy. To świetne rozwiązanie, natomiast brakuje mi opcji wybrania klawisza, który zaświeci się, gdy włączymy CapsLocka, bowiem ja ustawiam go w innym miejscu, i gdy zostaje on włączony, to podświetla się miejsce, gdzie CapsLock jest standardowo, ale dla mnie jest to lewy Control.
Od boku
Z profilu zauważyć można, że producent zdecydował się na floating-key design, czyli przełączniki wystające ponad korpus. Osobiście jestem ogromnym przeciwnikiem takiej konstrukcji, gdyż moim zdaniem wpływa ona negatywnie na akustykę klawiatury, pozwalając rozlewać się dźwiękom niekontrolowanie w każdym kierunku, a w dodatku wygląda to nieelegancko. Jego fani uważają jednak, że klawiaturę taką jest łatwiej wyczyścić, gdyż ścianki obudowy nie blokują brudu w środku i można się go z łatwością pozbyć z użyciem pędzelka czy sprężonego powietrza. Nie oszukujmy się, wystarczy myć ręce przed używaniem klawiatury i nie jeść w miejscu pracy, a nie będzie potrzeby czyszczenia klawiatury. Dodatkowym następstwem użycia wspomnianego designu jest znaczące odjęcie masy klawiaturze z powodu użycia mniejszej ilości budulca. SteelSeries Apex 5 waży jedynie 937 g bez podpórki pod nadgarstki i z kablem, co jest bardzo słabym wynikiem na klawiaturę pełnowymiarową. Z tej perspektywy widać też, że obudowa na bokach zagięta jest do wewnątrz pod kątem ostrym, co może usprawnić chwytanie klawiatury, gdybyśmy chcieli ją przenieść. Kształt obudowy jest wyraźnie zaoblony na froncie i z tyłu, co tworzy dość atrakcyjny wygląd.
Od spodu
Gdy odwrócimy klawiaturę, naszym oczom ukaże się widok kosmicznie zaprojektowanej obudowy wykonanej z plastiku. Tak, należy pamiętać, że aluminiowa jest tutaj wyłącznie płytka montownicza, która zdaje się być częścią obudowy ze względu na floating-key design, ale w rzeczywistości jest po prostu płytką przykręconą do plastikowej obudowy. Na spodzie znajdziemy kilka gumek antypoślizgowych oraz dwie jednostopniowe rozkładane nóżki, za pomocą których możemy podwyższyć kąt nachylenia klawiatury. One również są ogumowane, więc nie ma co się martwić o stabilność klawiatury. Znalazło się tu też miejsce na trzy kanały do wyprowadzenia kabla, które są zaprojektowane bardzo dobrze i działają tak jak powinny, a więc nie uszkadzają przewodu. Niestety, kabel jest tutaj przymocowany na stałe i nie jesteśmy go w stanie odpiąć. Szkoda, że w produkcie za tyle pieniędzy nie ma tak podstawowych funkcji. W dodatku nie jest on w oplocie, a w zwyczajnej gumie, przez co łatwiej się zagina, ale też lepiej układa na biurku. Osobiście wolę takie gumowe kable, bo łatwo manipulować ich kształtem i nie będą się plątać, jak te w tanim oplocie.
Ekran i rolka
Jak wspominałem wcześniej, nad NumPadem zamiast diód indykacyjnych czy logo producenta znalazł się ekran OLED, rolka oraz jeden podświetlony na biało przycisk. Ekranik jest w pełni programowalny i możemy na nim narysować cokolwiek tylko zechcemy, jak i ustawić na nim dowolny gif, który przekonwertowany zostanie na czarno-biały. Ja znalazłem biegnącego kotka i to jego ustawiłem na ekraniku. W oprogramowaniu mamy opcję ustawienia tu też informacji o powiadomieniach z Discorda, aktualnie odtwarzanej piosence w Spotify, czy nawet temperatury komponentów naszego komputera. Niestety, ekran jest zasłonięty przez klawisze z sekcji numerycznej, i żeby dosięgnąć go wzrokiem, musiałem nieco podnosić się z fotela, więc nie widzę praktycznego zastosowania tego elementu. Przydatna jest natomiast rolka pełniąca funkcję potencjometru do zmiany głośności, która ma wyczuwalny przeskok. Co ważne, jeden przeskok to zmiana o 2 punkty głośności, a więc żeby zjechać ze stu do zera musimy się nieźle nakręcić. Z pomocą przychodzi jednak ukryty w niej przycisk – gdy wciśniemy rolkę, wyciszony zostanie cały dźwięk z komputera. Jeśli natomiast potrzebujemy więcej funkcji multimedialnych, to przydać może się przycisk pod rolką. Jedno jego kliknięcie zatrzymuje lub włącza piosenkę, podwójne wciśnięcie pomija utwór, zaś potrójne cofa do poprzedniego. Jeśli zaś go przytrzymamy, to na ekraniku OLED ukaże się menu, którym możemy sterować za pomocą rolki, przycisku w niej i klawisza poniżej. Przyjemna opcja jeśli ktoś nie chce instalować oprogramowania.
Keycapy
Jednym z najgorszych aspektów SteelSeries Apex 5 są nakładki. Wykonane zostały z prześwitującego tworzywa ABS, na które następnie został nałożony czarny lakier, aby wreszcie za pomocą laserów wyciąć w nim znaki. To metoda zwana „laser etching” i uznaje się ją za jedną z najmniej wytrzymałych technik produkowania keycapów. Tak wykonane nakładki mogą bowiem w wyniku użytkowania zacząć tracić lakier, który zrywać będzie się od dotykania go palcami. Niektórzy producenci walczą z tym, nakładając dodatkowo na wszystko przezroczystą warstwę ochronną, natomiast jest ona niewidoczna i ciężko ocenić, czy w tym przypadku również ona występuje. Ta metoda ma jednak całkiem sporą zaletę – podświetlenie przedziera się przez znaki bez żadnych problemów. Również czcionki na tym zyskują, bo wycinając je laserowo producent ma pełną dowolność co do kształtów. Dzięki temu użyty tutaj krój pisma jest bardzo elegancki, choć litery są dość duże. Modyfikatory korzystają z kolei z ikonek zamiast z tekstowego opisania ich funkcji (poza Controlem i Altem). Nie podobają mi się użyte na Shiftach i CapsLocku strzałki, nie pasują moim zdaniem do tej czcionki. Powierzchnia nakładek jest gładka, ale jednocześnie zdaje się być delikatnie lepka. W dotyku są one dosłownie jak lakier. Powoduje to, że zbierają one wszelkie odciski palców i inny brud. Czuć też niestety, jak wklęsłe są literki, więc obawiam się, że mimo wszystko lakier dookoła nich bardzo prędko się zedrze.
Stabilizatory
Kolejnym elementem, o który SteelSeries nie zadbało, są stabilizatory. Przymocowane zostały one do płytki montowniczej, aczkolwiek nie trzymają się w niej zbyt stabilnie i ich obudowy chyboczą się we wszystkie strony, generując niepożądane odgłosy. Na dodatek druciki są zupełnie suche, producent nawet ich nie nasmarował, a, jak każdy doskonale wie, nienasmarowane stabilizatory nieprzyjemnie grzechoczą. Czysto teoretycznie przełączniki powinno dać się wyjąć w tej klawiaturze bez potrzeby lutowania, więc powinniśmy być w stanie bez większych problemów samodzielnie nasmarować stabilizatory, aczkolwiek ja pomimo wielu prób nie byłem w stanie wyciągnąć mocno trzymających się w płytce montowniczej switchy. Zresztą klekotanie stabilizatorów jest w tym przypadku słabo słyszalne, a to przez brzmienie użytych tu przełączników, które są klikające. Mimo wszystko zadziwia mnie, że duzi producenci nadal nie potrafią zadbać o coś tak banalnego jak stabilizatory.
Przełączniki
W omawianej dziś klawiaturze zamontowane zostały przełączniki od TTC, które sam ich producent nazywa „TTC MT Hybrid Blue”. Próżno szukać tu jednak jakiejkolwiek hybrydy, gdyż nic nie zostało w nich połączone aby móc mówić o hybrydzie. Działanie tych przełączników jest identyczne, jak tych w Genesis Thor 210, a przedstawia się następująco: trzon ma wewnątrz rdzenia wsuwany dzyndzel, który przy wciskaniu klawisza naciska na membranę i zamyka obwód. Żeby jednak nie przebić membrany na wylot dzyndzel wsuwa się do wnętrza rdzenia trzonu. Oczywiście SteelSeries powiela mit o hybrydowych klawiaturach, czyli takich opartych o membranę, jednak z przełącznikami przypominającymi te od Cherry MX. Ta propaganda ma na celu chyba tylko przynosić większe zyski firmom, bo przecież kupując produkt hybrydowy nie dostajemy pełnego mechanika, więc musimy dopłacić do tego, co według producenta jest mechaniczne. Ja osobiście nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy nie nazwać modelu Apex 5 mechanicznym. Najważniejsze jest jednak to, by nie zwracać uwagi na nazewnictwo i zwyczajnie cieszyć się z klawiatury.
Zamontowane tu przełączniki są typu klikającego, a więc w momencie aktywacji informują nas o niej wyczuwalną górką, zwaną bumpem, oraz donośnym dźwiękiem. Do generowania go wykorzystują metalowy drucik niczym klikające Kailh BOX. Z tego też powodu bump jest w nich bardzo podobny do tego, który spotkać można przykładowo w Kailh BOX White. Skok zaczyna się krótkim liniowym dystansem (około pół milimetra), a zaraz po tym zaczyna budować się wyczuwalna górka, którą można nazwać zaokrągloną. Długość bumpa to trochę ponad milimetr, a kończy się on nagłym, stromym spadkiem siły potrzebnej do wciśnięcia, aby po chwili powrócić do tego samego poziomu. Reszta skoku jest również liniowa. Do doprowadzenia trzonu do samego dołu potrzebujemy około 75 gramów nacisku, zaś aktywacja odbywa się tuż po bumpie, który do pokonania go wymaga około 55 gramów siły. Cały skok ma niecałe 4 milimetry. Rozmiar bumpa nie jest powalający, siła potrzebna do pokonania go wynosi tylko kilka gramów więcej, niż liniowy skok przed i po nim. Przez to ma się wrażenie, że bump jest niezwykle delikatny i nie chce przeszkadzać nam on swoją obecnością.
Brzmienie
Jak wspomniałem, TTC MT Hybrid Blue korzystają z metalowego drucika do generowania kliku. Ze względu na to, ich dźwięk jest bardzo charakterystyczny i łatwo odróżnić je od wszelkich klonów MX Blue, które brzmią jak grzechotka dla dziecka. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwym klikaniem, które słyszymy nie tylko przy wciśnięciu, ale też po puszczeniu klawisza. Dźwięk jest o wysokiej częstotliwości, czyli tak jak w większości przełączników opartych o metalowy drucik. Konstrukcja klawiatury nie jest sprzyjająca jeśli chodzi o dźwięk, gdyż brak obudowania dookoła przełączników pozwala klikaniu rozlewać się we wszystkie strony. Ten fakt czyni ów sprzęt bardzo głośnym i raczej nie polecam używać go w nocy, jeśli mieszkacie z kimś, kto może chcieć spać. Szelest stabilizatorów jest skutecznie tłumiony przez donośny klik, aczkolwiek nadal jest słyszalny i osobiście wolałbym, żeby były one fabrycznie nasmarowane.
Niestety, aktywacja w tych przełącznikach odbywa się nie w momencie bumpa, a tuż po jego zakończeniu. Z tego powodu niektóre klawisze w moim egzemplarzu dało się aktywować bez usłyszenia kliknięcia. Najczęściej taki problem występował z literą A, gdyż jest ona często używana w polskich słowach. Co jakiś czas zdarzyło mi się wcisnąć ten klawisz zbyt lekko i mimo że się aktywował, to nie słyszałem z niego dźwięku kliknięcia. Jednak najgorzej okazało się być z klawiszem Tab, gdyż tam znalazł się prawdopodobnie wadliwy przełącznik, który nie klikał prawie w ogóle. Jeśli wcisnąłem go na samym środku, to działał poprawnie, aczkolwiek wystarczyło przycisnąć go w innym miejscu i już brakowało zarówno bumpa, jak i donośnego odgłosu.
Podświetlenie
Nie można nazwać gamingową klawiatury bez podświetlenia – pomyślało prawdopodobnie SteelSeries. Model Apex 5 oferuje programowalne, niezależne podświetlenie RGB pod każdym klawiszem. Diody, ze względu na oczywiste ograniczenia spowodowane wyborem membrany zamiast PCB w konstrukcji klawiatury, znalazły się w środku obudowy, a nie tuż pod keycapem, przez co niektóre keycapy są nierównomiernie podświetlone: na przykład strzałki i klawisze nad nimi (Insert, Delete itp.). LEDy możemy dowolnie konfigurować w bardzo rozbudowanym oprogramowaniu, które pozwala nam nawet ustawić dwa efekty jednocześnie: wszystkie klawisze mogą być na przykład falą tęczy, ale gdy wciśniemy któryś klawisz, to z niego rozlewać będzie się poziomy biały pasek. Ja osobiście przez cały czas trwania testów miałem ustawione niebieskie podświetlenie z wyżej wymienionym efektem. Dodatkowo podświetlenie perfekcyjnie radzi sobie z dowolną barwą na spektrum, gdyż zastosowane tutaj diody to prawdopodobnie wysokiej jakości RGBW, a więc oddają kolor biały tak, jak powinien on wyglądać, gdyż nie jest on połączeniem LEDów świecących w trzech podstawowych barwach. Również w przypadku pozostałych kolorów, takich jak żółty, nie widać żadnego rozdzielania się kolorów na podstawowe trzy (lub dwa), choć wspomniany kolor żółty przypomina nieco zielony.
Niestety, jak dobre LEDy by to nie były, to nie byłem w stanie używać tej klawiatury z nimi włączonymi bez słuchawek. Ma tu bowiem miejsce sytuacja podobna jak w przypadku Genesis Thor 303 TKL, gdzie diody RGB okropnie skwierczały. Tutaj pisk jest cichszy, ale nadal dostrzegalny pomimo oddalenia uszu od klawiatury o pół metra. Osobiście problem ten dostrzegłem drugiego dnia testów, gdy usiadłem bez słuchawek na głowie i chciałem coś napisać. Momentalnie po zapaleniu się diód (bo mam włączony tryb gaśnięcia lampek po kilku minutach nieużywania klawiatury) usłyszałem irytujący pisk, przez który zmuszony byłem z powrotem założyć słuchawki.
Oprogramowanie
Mogę sobie narzekać na fizyczne aspekty tej klawiatury, ale jedno muszę przyznać – oprogramowanie, które SteelSeries stworzyło, jest najlepszym, z jakim miałem dotychczas do czynienia. Jesteśmy w nim w stanie przeprogramować wszystkie klawisze na dowolnie wybraną przez nas z obszernej listy funkcję, a klawiatura po odinstalowaniu oprogramowania zapamięta naszą konfigurację. Szkoda, że nie możemy zmienić działania rolki czy przycisku pod nią, ale to szczegół. Jesteśmy też w stanie nagrać tutaj makra, dowolnie ustawić podświetlenie oraz ekran OLED. Przyznam szczerze, że dopóki nie włączyłem tego programu, to nie wiedziałem nawet, że takie możliwości konfiguracji podświetlenia mogą istnieć. Nie tylko jestem w stanie ustawić dwa efekty jednocześnie (tj. warstwa bazowa i warstwa reaktywna), ale mogę również ustalić, co stanie się z podświetleniem po wybranym przeze mnie z listy czasie nieużytkowania klawiatury. Nie musi być to tylko i wyłącznie zgaśnięcie LEDów, bo mogę równie dobrze ustawić kolor, na jaki zapalą się diody po tym czasie. Wisienką na torcie jest możliwość wybrania koloru na jaki zapali się dioda pod klawiszem CapsLock, ScrollLock lub NumLock gdy włączony zostanie jeden z nich. Szkoda, że nie mogę przy okazji ustalić, pod którym klawiszem zapali się dioda, o czym wcześniej wspominałem, ale to drobny detal. O ekranie OLED i jego ustawieniach pisałem już w osobnym akapicie, więc tutaj dodam tylko, że w oprogramowaniu możemy narysować co tylko zechcemy, a także wgrać gif’a z naszego komputera. Klawiatura zapamięta nasze ustawienia, aczkolwiek jeśli wyłączymy oprogramowanie, to ekranik przestanie wyświetlać ustaloną animację, a zamiast tego powróci do poprzednio narysowanego przez nas obrazka. Gdyby komuś było jeszcze mało, to może dobrać odpowiedni plugin z długiej listy oferowanej przez SteelSeries, który pozwoli pokazywać na ekranie na przykład aktualnie odtwarzaną piosenkę w serwisie Tidal i dokładny czas jej trwania. Konfiguracja podświetlenia, podobnie jak działanie klawiszy i rysunek na ekranie, zostaje zapamiętana przez klawiaturę i pomimo odinstalowania software’u byłem w stanie cieszyć się ustalonymi przeze mnie efektami.
Ocena końcowa
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że klawiatura od SteelSeries kiedykolwiek mnie zaskoczy. Zawsze traktowałem je jako niezbyt ciekawe opcje dla bogatych graczy, którzy wierzą w marketing. Model Apex 5 sprawił jednak, że mam teraz nieco inne podejście do tej marki. Oferuje on bowiem genialne przełączniki i fantastyczne oprogramowanie, którego próżno szukać w tańszych alternatywach. Podświetlenie i możliwości jego konfigurowania są tutaj, można by rzec, nieograniczone, a ekran OLED oraz rolka do sterowania głośnością stanowią ciekawy dodatek. Podpórka pod nadgarstki jest według mnie zbędnym akcesorium, gdyż moim zdaniem nie spełnia ona swojej roli. Design klawiatury jest w mojej opinii paskudny i o wiele lepiej wyglądałaby ona z zabudowanymi przełącznikami. Keycapy są co prawda ładne, ale z powodu użytej na nich metody nadruku nie będą zbyt wytrzymałym aspektem tego modelu i prędko zedrze się z nich lakier. W dodatku ich faktura nie należy do najprzyjemniejszych, a także zbiera każdy brud i odciski palców. Dziwi mnie też brak odpinanego kabla w klawiaturze za tyle pieniędzy, bo o ile mogę zrozumieć niechęć do dołączenia keycap pullera (który i tak pewnie byłby plastikowy, a więc beznadziejny), o tyle możliwość odpięcia przewodu od klawiatury to najbardziej podstawowa funkcja, którą mieć powinien każdy model na rynku kosztujący powyżej dwustu złotych. No właśnie, a ile kosztuje SteelSeries Apex 5? Najtaniej byłem go w stanie znaleźć za 399,99 złotych, aczkolwiek mój egzemplarz z oficjalnego polskiego sklepu SteelSeries kosztował 458,99 złotych. Czy to dużo za klawiaturę? Nie. Czy to dużo za TAKĄ klawiaturę? Zdecydowanie tak. Gdyby producent bardziej się postarał i zaoferował odpinany kabel, wytrzymalsze nakładki, a także przesmarował stabilizatory, to byłbym skłonny zrozumieć tę cenę, chociażby ze względu na bogaty software i jakościowe podświetlenie. Ale ponad czterysta złotych za klawiaturę opartą o membranę, a więc tańszą w produkcji i w zamyśle budżetową? Tego nie wytłumaczy nawet obecność doskonałego oprogramowania.