Recenzja Cherry MX Black (retooled, black housing)

Przy okazji testowania białego Durgoda (którego recenzja pojawi się niebawem) miałem okazję przetestować umieszczone w nim przełączniki Cherry MX Black. Wybraliśmy z dziewczyną je z dwóch względów – odrzuciliśmy warianty Blue i Brown, bo nie są to moim zdaniem warte uwagi przełączniki z oferty Cherry, z kolei Red już posiada na moim blogu recenzję. Chciałem czegoś nowego, więc padło właśnie na Blacki. Są to przełączniki liniowe, które na papierze od Redów różnią się wyłącznie sprężyną. Red jest lekki, a Black ciężki. Tę zasadę skopiowało wiele firm przy okazji wygaśnięcia patentu Cherry. Z tego powodu po dziś dzień uznawana jest ona za poprawną i w podstawowej ofercie większości firm Red jest tym lekkim, a Black ciężkim. Jednak jak ciężkim? Według Cherry aktywacja tego przełącznika odbywa się przy użyciu 60 centyNewtonów siły, zaś aby doprowadzić trzon do samego dołu musimy użyć już 80cN. CentyNewton jest bardzo bliski gramom, więc można spokojnie powiedzieć, że sprężyna tutaj użyta ma około 80g. Czy jest zatem jeszcze jakaś różnica w porównaniu do lekkich Redów?

Cherry MX Black otoczony został przez szeroką konkurencję. Czy podoła?

Gładkość

Otóż, jak ja to nazywam, Blacki mają mniejszy współczynnik szansy bycia beznadziejnym przełącznikiem. Jak możecie już wiedzieć, w liniowcach znaczącą uwagę zwracam na gładkość. Jeżeli tarcie pomiędzy trzonem, a metalowymi kontaktami i prowadnicami w obudowie jest wysokie, to przełącznik jest szorstki. Wynikać może to z kilku czynników, takich jak przestarzałe formy (tooling). Formy naturalnie się zużywają, a firmy chcące cokolwiek ugrać na rynku odświeżają je aby utrzymać jakość swoich przełączników. Tak postępuje chociażby Gateron. Cherry jednak nie przepada za tym i woli produkować coraz gorsze przełączniki, bo i tak przecież ludzie je kupią. Oczywistym jest, że im więcej z danej formy wychodzi przełączników tym szybciej ta się zużyje. A skoro czerwone Cherry MX są produkowane w większej ilości niż ich czarny odpowiednik, to wychodzi na to, że większą szansę na bycie szorstkim ma Red. I w przypadku tych Blacków, które mam w Durgodzie zasada ta jak najbardziej się zgadza. Obawiałem się, że mogą nie być one najlepsze na świecie, ale są zdecydowanie na poziomie używalności. Mogę spokojnie porównać je do najlepszych Gateronów Yellow i Black, których miałem okazję dotykać. Nie jest to rzecz jasna gładkość na poziomie Tangerine V2 czy Original Aspiration, ale przy szybszym pisaniu znacząco trudniej jest odczuć jakiekolwiek tarcie niż w Cherry MX Red, które recenzowałem niedawno. Gratulacje Cherry.

MX Blacki są, według mnie, częściej przyjemne niż MX Redy.

Trochę historii

Gładkość w Blackach nie wynika jednak wyłącznie z bycia rzadziej produkowanymi. Jak wcześniej wspominałem, firmy odświeżają swoje formy po to aby utrzymać jakość swoich produktów na jak najwyższym poziomie. Cherry mimo bycia strasznie leniwą firmą mimo wszystko również tego dokonuje. Rzadko, ale jednak. W 2016 roku doszło do najbardziej popularnego odświeżenia, które jest nazywane „retoolingiem”. W wyniku tego podstawowe przełączniki Cherry zmieniły kilka charakterystyk fizycznych, ale przede wszystkim stały się znacząco gładsze. Te przełączniki, które mam w Durgodzie są oczywiście tymi powstałymi po roku 2016 więc noszą miano Retooled Blacks. Niestety odświeżenie nie starczyło na długo, bo Cherry produkuje naprawdę masowo swoje przełączniki i formy prędko się zużyły. Z tego powodu niedawno wyprodukowane Retooled Blacki nie są już tak gładkie jak świeżo po zmianie.

Od lewej: Vintage Black, pre-retooled MX Black, retooled MX Black, retooled MX Black RGB.

Na szczęście Cherry nie jest aż tak ignoranckie jak mogłoby się wydawać i w 2020 roku ogłosiło, że ponownie odświeżają formy i wszystkie przełączniki pochodzące z odświeżonych form noszą miano Hyperglide. Myślicie, że to koniec? Oczywiście nic bardziej mylnego. Historia Blacków od Cherry jest o wiele bardziej rozbudowana. Poza wariantami Retooled, Pre-Retooled oraz Hyperglide istnieje wariant RGB, który widnieje na powyższym zdjęciu i jest również z form po 2016 roku, ale oferuje inną obudowę. Gdy zwykłe przełączniki o czarnej obudowie mają ją wykonaną z tworzywa nylon, to wersja RGB ma jakąś dziwaczną mieszankę, która niestety nie zapewnia bardzo przyjemnego głębokiego dźwięku, z którego to Cherry jest lubiane wśród entuzjastów. Dodatkowo egzemplarz, który posiadam jest okropnie szorstki. Ale to nie koniec, bo największą popularnością cieszy się zdecydowanie Vintage Black, o których to pisałem już dwa artykuły. (na powyższym zdjęciu kolejno od lewej Vintage Black z lekko złotą sprężyną, wariant Vintage Black ze srebrną sprężyną, Retooled MX Black oraz RGB Retooled MX Black)

Tęsknię za czasami gdy Cherry MX Black był wspaniałym liniowcem. Może jeszcze wrócą?

Vintage Blacki to Cherry MX Black wyprodukowane przed rokiem 1994. Posiadają one jeszcze różne stare charakterystyki, ale przede wszystkim pochodzą z czasów gdy Cherry dbało o jakość swoich produktów. Vintage Blacki są znane głównie ze swojej gładkości i dźwięku, który wśród entuzjastów jest bardzo pożądany. Ja miałem z nimi kontakt przy okazji obcowania z klawiaturą vintage, którą zakupiłem właśnie po to aby wyjąć z niej te przełączniki. Naprawdę charakteryzują się one przyjemnym stuknięciem, a w dodatku są bardzo gładkie. Moje Vintage Blacki nie były najgładszymi przełącznikami z jakimi kiedykolwiek obcowałem, ale z pewnością był to poziom gładkości, który byłbym w stanie zaakceptować. Ale cóż, umysł Polaka jednak wygrał i zostały sprzedane.

Kupka Vintage Blacków.

Dźwięk

Koniec historii na dziś, przejdźmy z powrotem do MX Blacków wykonanych po roku 2016. Pod względem akustycznym jest to coś co mogę nazwać miodem dla moich uszu. Bardzo podoba mi się ich pełny i głęboki dźwięk. Spokojnie można te przełączniki nazwać wysoko-brzmiącymi, ponieważ częstotliwość ich dźwięku jest bliższa górze niż basowi. Niestety całe to piękno naruszyć może nikła dbałość o szczegóły Cherry. Poza cichym dźwiękiem tarcia (warto dodać, że więcej w tych przełącznikach tego tarcia słychać niż czuć) pojawia się istna orkiestra złożona z samych sprężyn. To one naruszają tutaj całą równowagę wydając z siebie słyszalny metaliczny pogłos. Jednym to nie będzie przeszkadzać, drugich jednak mocno zirytuje. Ja należę do tej drugiej grupy i niestety muszę ponownie przyznać, że gigantyczny potencjał tych nylonowych przełączników został zmarnowany – przez metaliczny pogłos sprężyn, zwany pingiem. Mam jednak dobre wieści: można go wyeliminować smarując sprężyny w tych przełącznikach. Z tym, że mało kto rozlutowuje klawiaturę za 300zł żeby nasmarować sprężyny.

MX Blacki miałem okazję przetestować w Durgodzie K320.

Nacisk

Jednym z głównych aspektów, na które zwraca uwagę znaczna większość konsumentów to ciężkość tych przełączników. Niejednokrotnie spotkałem się z opinią, że Blacki to przełączniki bardzo ciężkie i z tego powodu beznadziejne do jakichkolwiek celów, a już szczególnie do gier. Ja uważam jednak odwrotnie – przełącznik ciężki będzie wypychał palec więc nie będzie dochodzić do niechcianych wciśnięć, a gracz będzie mógł precyzyjnie zarządzać który klawisz ma być w którym momencie wciśnięty. Nie neguję tutaj zalet lekkich przełączników, ale to moja recenzja, więc wyrażam tutaj swoją opinię. Przy pisaniu przełączniki te sprawują się wręcz perfekcyjnie, chociaż nie kocham aż tak bardzo ciężkich przełączników, o czym szczególnie przekonałem się przy użytkowaniu Kailh Box Jade. Gdyby Blacki te były lżejsze o jakieś pięć czy dziesięć gramów to powiedziałbym, że są w tym względzie idealne, jednak niestety mimo wszystko potrafią nieco zmęczyć moje palce.

Po rozłożeniu widać, że sprężyna ma rzadziej rozłożone zwoje, a więc jest cięższa.

Moje odczucia w grach

W grach sytuacja jest o tyle inna, że nie macham paluchami po całej klawiaturze i nie wciskam co chwila kolejnych i kolejnych klawiszy. W osu! naprzemiennie wciskam dwa klawisze, więc przy szybszych piosenkach zdecydowanie pomaga mi ciężkość – jak wspomniałem wcześniej, palce są wypychane, więc mogę szybciej dezaktywować klawisz. Z kolei w CS:GO mam pełną kontrolę używając ciężkich przełączników i nie ma szans na wciśnięcie czegoś przypadkowo bez zamierzenia. Ciężka sprężyna doskonale pomaga ograniczyć dociskanie klawisza do samego dołu, a to nie tylko przyspiesza nasze akcje, ale również ogranicza głośność przełącznika. A jak wspominałem na początku, są to przełączniki liniowe, a zatem nie mają na swojej drodze żadnych przeszkód. Nasze palce nie dostają żadnego wyczuwalnego sygnału, że klawisz został aktywowany, zaś jedyny odgłos jaki usłyszymy to stuknięcie trzonu o spód i górę obudowy. Liniowość jest przez graczy pożądana, jednak ja lubię raczej poczuć, że aktywowałem przełącznik, choćby sygnał ten był maleńki.

Podobają mi się te przełączniki nawet pod względem wyglądu.

Ocena końcowa

Kończąc już dzisiejszą recenzję i reasumując: przełączniki Cherry MX Black to zdecydowanie jedne z najlepszych, które firma ta produkuje. Brzmią dobrze, mają prawie idealne sprężyny, oferują dostateczny poziom gładkości, ale w tym samym czasie mają nieprzyjemny metaliczny pogłos sprężyny, oferowane są głównie w drogich klawiaturach, a kupując je osobno istnieją po prostu lepsze opcje. Ja osobiście uważam, że Cherry nie jest tak straszne na jakie jest kreowane. Gdybym miał do wyboru klawiaturę na Gateron Black albo na Cherry MX Black to wybrałbym wisienki, bo brzmią one według mnie o wiele przyjemniej od wytworu Gaterona, a gładkością są do siebie bardzo podobne (i w skrajnych przypadkach Cherry potrafi pokonać ów Gaterona). Jeżeli miałbym natomiast nieograniczone pole do wyboru, to póki nie szukałbym dokładnie takiego głosu jaki mają liniowce od Cherry to wybrałbym po prostu coś dla mnie ciekawszego, jak na przykład Creamy czy JWK, ale to już kompletnie inny świat i nie ma tu co porównywać.