Na polskim rynku klawiatur ma w ostatnich latach miejsce niesamowita rewolucja. Wszystko zaczęło się, gdy w naszym kraju zaczęły być oferowane dobrej jakości klawiatury, które nareszcie zaoferowały coś więcej niż logo z trzema żmijami lub żaglami statku pirackiego na obudowie. Niestety, efektem ubocznym tej pozytywnej zmiany okazała się być stagnacja wśród klawiatur TKL w cenie do 300 złotych.
Zastanówcie się: jakie są obecnie najlepsze TKLe dostępne w Polsce i nie kosztujące powyżej 300 złotych? Wasza odpowiedź z pewnością nie opiewa wyłącznie w jeden model. Jestem wręcz pewien, że gdybym dał Wam minutę na udzielenie odpowiedzi, to bylibyście wymienić co najmniej kilka modeli klawiatur. Czy są to natomiast produkty idealne? Czy nie brakuje im niczego, czy może jest jeszcze miejsce na rozwój?
Choć Krux Atax Pro, Dream Machines DreamKey TKL, Silver Monkey X SMGK1000, Cherry Stream TKL i legendarny Fantech Optilite MK872 są świetnymi opcjami i warto je rozważyć, to nie są one idealne. W żadnej z nich nie uraczymy opcji połączenia bezprzewodowego, tylko dwie wykonane są jak czołg, tylko dwie mają odpinany kabel i tylko jedna oferuje gniazda hot-swap.
Dzisiaj na moim biurku gości Savio Rampage, czyli klawiatura TKL, która jest w stanie zaoferować coś, czego jeszcze wśród modeli o tym rozmiarze do 300 złotych nie byliśmy w stanie znaleźć. Jest to opcja połączenia bezprzewodowego. Jednak samym brakiem kabla producent Rzymu nie zbuduje, więc przekonajmy się czy jest to opcja godna rozważenia, czy mierna próba wstrzelenia się w najpopularniejszą grupę klawiatur w Polsce.
Opakowanie
Klawiatura Savio Rampage przychodzi zapakowana w ciemny karton, na którego froncie znalazł się render produktu oraz kilka przydatnych informacji: naklejka zdradzająca, na których z trzech przełączników jest konkretny egzemplarz, a także cztery główne cechy produktu. Są to:
- trzy opcje połączenia: przewodowo, przez Bluetooth lub 2,4 GHz,
- programowalne podświetlenie RGB,
- przełączniki Outemu,
- pełny Anti-Ghosting.
Dziwi fakt, że producent szczyci się tym ostatnim, gdyż obecnie w praktycznie żadnej klawiaturze na rynku nie występuje zjawisko ghostingu, więc chwalenie się jego brakiem jest trochę jak policjant chwalący się posiadaniem munduru. Poza tym już na tym etapie wiemy, że jest to klawiatura, która oferuje nie tylko Bluetooth, ale też radiowe 2,4 GHz. Możemy więc spodziewać się niskich opóźnień podczas pracy bezprzewodowej, czyli coś z czego ucieszą się przede wszystkim gracze.
Na odwrocie pudełka ponownie widnieje render klawiatury, lecz tym razem z innej perspektywy. Tuż pod nim kolejny raz wymienione zostały główne cechy. Poza tymi, które widnieją też na froncie, producent podał tu dedykowane oprogramowanie. Po lewej stronie znalazły się dokładne specyfikacje urządzenia w sześciu językach, w tym po polsku. Nie będę ich teraz przytaczać, natomiast będę na nich bazował w reszcie recenzji.
Akcesoria
Wewnątrz opakowania, poza samą klawiaturą, znaleźć możemy kilka akcesoriów. Są to:
- przewód USB-C do USB-A w czarnym oplocie,
- plastikowy keycap puller,
- adapter 2,4 GHz,
- instrukcja obsługi.
Kabel jest zabezpieczony z jednej strony plastikową zaślepką. Co ciekawe, jest on dosyć miękki i choć domyślnie jest mocno powyginany, to nie jest jakimś wielkim problemem samodzielnie odgiąć go do prostej formy. Dzięki temu układa się on stosunkowo dobrze na biurku i nie trzeba interesować się zamiennikami.
Muszę jednak wspomnieć o beznadziejności plastikowych keycap pullerów. Jak dobrze wiecie z moich poprzednich recenzji, wolałbym nie dostać w zestawie żadnego narzędzia do zdejmowania nakładek, niż otrzymać takie, które może je uszkodzić. Niestety, wykonane w pełni z plastiku pullery mają tendencję do rysowania powierzchni bocznej keycapów, przez co odradzam komukolwiek korzystania z nich.
Od góry
Savio Rampage to, jak już miałem okazję wspomnieć, klawiatura w rozmiarze TKL. Oznacza to, że mamy tu wszystkie klawisze jak w pełnowymiarowym modelu, za wyjątkiem panelu numerycznego. Znajdziemy tu więc sekcję alfanumeryczną, klaster nawigacyjny oraz rząd klawiszy funkcyjnych. Jeśli chodzi o układ, to zastosowano tu klasyczne ANSI (długi lewy Shift, niski Enter) ze standardowym rzędem dolnym. Nie trzeba więc martwić się o kompatybilność przy ewentualnej wymianie keycapów.
Obudowa została wykonana w pełni z tworzywa sztucznego w kolorze czarnym. Niestety producent nie zdecydował się zaoferować białej wersji, co jest smutną informacją, gdyż na polskim rynku wciąż brakuje wartych uwagi klawiatur TKL w tym kolorze. Całość jest jednak schludna i elegancka, z lekko zaokrąglonymi rogami i stosunkowo wąskimi ramkami. Nad strzałkami umieszczone zostało subtelne logo Savio, naniesione w postaci czarnego nadruku, który widoczny jest wyłącznie w odpowiednich warunkach oświetleniowych. Dzięki temu nie rzuca się w oczy i nie szpeci wyglądu klawiatury. Brawo!
Od spodu
Na odwrocie klawiatury dzieje się niemało. Pierwsze co rzuca się w oczy to cztery gumki antypoślizgowe umieszczone w każdym z czterech rogów. Radzą sobie one dosyć dobrze w utrzymaniu urządzenia w miejscu. Ponadto znalazły się tu dwustopniowe nóżki do podwyższenia kąta nachylenia klawiatury. Jest to świetne rozwiązanie, gdyż w ten sposób mamy do dyspozycji aż trzy stopnie pochylenia. Oczywiście końce nóżek zostały zaopatrzone w gumki, więc nawet po ich rozłożeniu nie trzeba martwić się o ślizganie po biurku.
Nieopodal lewych nóżek jest natomiast przełącznik ON/OFF, dzięki któremu możemy uruchomić klawiaturę w trybie bezprzewodowym. W górnej sekcji można zauważyć z kolei kanały do poprowadzenia przewodu. Są one trzy i pozwalają na wypuszczenie kabla po środku albo bardziej w lewo lub prawo. Osobiście nigdy nie korzystałem z tego rozwiązania, ale lepiej je mieć niż nie mieć.
Tuż obok znalazło się dodatkowe wgłębienie, które służy jako miejsce na adapter 2,4 GHz. Możemy w ten sposób przenosić dongla razem z klawiaturą bez obawy o zgubienie go. Warto natomiast zaznaczyć, że nie jest to magnetyczny schowek, a adapter musimy w niego wcisnąć na siłę. Martwi mnie to dlatego, że może się on po prostu z czasem zużyć i wytrzeć, w wyniku czego przestanie trzymać dongla tak dobrze.
Od boku
Pierwsze co rzuca się w oczy po spojrzeniu na Savio Rampage z boku, to fakt osłonięcia przełączników obudową. Jest to zatem przeciwieństwo tak zwanego floating-key design, za którym osobiście nie przepadam. Uważam bowiem, że klawiatury z wystającymi ponad obudowę przełącznikami są nieeleganckie i brzmią znacznie gorzej od tych ze ściankami bocznymi. Dlatego też cieszę się, że Savio to kolejna firma, która stara się oferować klientom ładne produkty.
Na front obudowy naniesione zostały logo producenta i napis „Rampage” – również czarnym lakierem, który nie rzuca się w oczy, tak jak w przypadku logo nad strzałkami. Ponadto wysokość obudowy na froncie wynosi około 21 milimetrów, a więc jest to klawiatura standardowej wysokości i raczej nie ma potrzeby dokupowania do niej podpórki pod nadgarstki (ale co człowiek to opinia).
Tylna ścianka obudowy nie kryje nic specjalnego, poza trzema wyjściami kanałów do poprowadzenia kabla. Widać natomiast, że za środkowym z nich kryje się głęboko osadzony port USB-C, w który można wpiąć przewód do ładowania lub użytkowania klawiatury w trybie przewodowym. Z profilu Savio Rampage wygląda naprawdę schludnie. Ścianka sięga do samego dołu, stykając się w całości z powierzchnią biurka. Wygląda to świetnie i bardzo mi się podoba. Jest to pewna odskocznia od popularnych w ostatnim czasie ścięć, przez które część obudowy nie sięga biurka (np. w SMGK1000).
Nie można też nie wspomnieć o genialnym wykonaniu – klawiatura nie tylko wygląda jak czołg, ale również praktycznie nie ugina się w rękach. Pomaga w tym fakt użycia bardzo grubego tworzywa, dzięki któremu nawet panel przedni jest solidny i nie gnie się jak u konkurencji. Skądś też musiało się wziąć 940 gramów wagi.
Keycapy
Producent recenzowanej dziś klawiatury nie zdradził niestety z jakiego materiału wykonane są nakładki. Jeśli miałbym natomiast strzelać, to powiedziałbym, że wybór padł na ABS. Czemu tak zakładam? Bo użycie PBT to powód do dumy i Savio z pewnością pochwaliłoby się tym faktem w specyfikacji. Wiemy jednak, że zostały one wykonane w technologii double-shot, a zatem znak jest z osobnej części tworzywa sztucznego niż jego obramówka. Dzięki temu prześwitujące literki, cyferki i ikony się nie zmażą, bo są częścią struktury keycapa.
Czcionka niestety jest w tym przypadku mało elegancka, gdyż literki takie jak O i P i cyferki jak 8 i 9 mają niedomknięte brzuszki. Jest to spowodowane połączeniem użycia metody double-shot i chęci obniżenia kosztów produkcji. Wiadomo bowiem, że da się zrobić domknięte brzuszki w nakładkach double-shot z prześwitującymi znakami, jednak wiąże się to z wyższą ceną, a często skutkuje też gorszą penetracją nadruków przez podświetlenie. Poza tym krój pisma jest tu jednak odpowiedni, to znaczy nie wygląda bardzo kiczowato czy „gejmersko”. Ot standardowa czcionka.
Niektóre nakładki zostały dodatkowo wyposażone w poboczne nadruki w kolorze białym. Wykonane zostały one metodą pad-print, czyli tą mało wytrzymałą. Z pewnością prędko zmażą się one z powierzchni keycapów, gdyż będą często dotykane przez palce użytkownika. Ich rola to z kolei informowanie o pobocznych funkcjach klawiszy. Żeby je wywołać należy przed kliknięciem wybranego przycisku przytrzymać klawisz FN.
Nie podoba mi się użycie słów bez ikon do reprezentowania wszystkich modyfikatorów za wyjątkiem Backspace. O ile jestem fanem tak zwanych „text mods”, o tyle nie jestem w stanie zdzierżyć tej niespójności. Czemu Backspace nie jest opisany słowem? Czemu wybór padł na samotną strzałkę? Nigdy się tego nie dowiem, ale to już kolejna klawiatura na polskim rynku z tą samą wadą. Zanim zaczniecie pisać komentarze, że pewnie wszystkie z nich korzystają po prostu z tego samego źródła – ja doskonale o tym wiem, ale to nie jest powód żeby jako firma wybierać takie paskudztwo do swojej klawiatury na etapie jej projektowania.
Profil nakładek to w tym przypadku popularny OEM, który spotkać możemy w praktycznie każdej klawiaturze mainstreamowej. Są one lekko zaokrąglone w rogach i mają delikatnie wyprofilowaną powierzchnię. Ponadto są one nieco wyższe od profilu Cherry, który jest preferowany przez entuzjastów. Wspomnieć muszę jeszcze o ich grubości, która jest na odpowiednim poziomie i wynosi około 1 mm.
Stabilizatory
Pod wszystkimi dłuższymi klawiszami znalazły się stabilizatory o standardowej budowie: trzon, obudowa i metalowy drucik. Zostały one w tym przypadku nasmarowane, ale niestety nie w najlepszy sposób. Co prawda Backspace, Enter i lewy Shift brzmią stosunkowo dobrze, ale niestety prawy Shift lubi czasem zaszeleszczeć, a spacja klekocze przy każdym wciśnięciu. Oznacza to, że producent nie przyłożył się do smarowania, co doprowadziło do niepożądanego ruchu drucika generującego nieprzyjemny dźwięk.
Warto też wspomnieć, że nie tylko druciki są tu winne. Okazuje się, że obudowy stabilizatorów umieszczone w aluminiowej płycie montującej siedzą w niej bardzo luźno. Powoduje to niekontrolowane ruchy przy każdym wciśnięciu, a finalnie może skutkować generowaniem kolejnych niechcianych odgłosów.
Przełączniki
Wielu czytelników skrzywi się pewnie na wieść o zamontowanych w recenzowanej dziś klawiaturze przełącznikach. Są to bowiem standardowe Outemu dostępne w wariantach Red, Brown oraz Blue. Do mnie na testy trafił ten drugi, który moim skromnym zdaniem jest najrozsądniejszym wyborem z trojga. Dlaczego?
Outemu Brown to przełączniki typu tactile, czyli po polsku dotykowe. Charakteryzują się wyczuwalną górką w momencie aktywacji, którą fachowo nazywa się „tactile bump”. W przypadku modelu Brown nie jest ona zbyt duża, przez co większość klientów na nią narzeka. Uważają oni, że w przełącznikach dotykowych aktywacja powinna dawać przewagę użytkownikowi i być wyrazista.
Ja jestem zgoła odmiennego zdania. Rzeczywiście, w Outemu Brown aktywacja jest wyczuwalna tak delikatnie, że moje palce i tak pchają trzon do samego dołu. Jest to natomiast przyjemna sensacja, która jest moim zdaniem znacznie ciekawsza niż liniowy skok. Dodatkowo przełączniki te są bardzo szorstkie, co w liniowcu byłoby przekleństwem, aczkolwiek tu ma pewną zaletę – sprawia, że bump jest bardziej agresywny, ostry. Dlatego też uważam, że o ile faktycznie Outemu Red i Outemu Blue mogą być mało optymalnym wyborem w Savio Rampage, jeśli szanujemy swoje palce, o tyle wariant Brown jest godny rozważenia.
Nie kończąc jeszcze tej sekcji, wspomnę o kluczowych danych technicznych tych przełączników. Ich skok ma długość 4 mm, natomiast aktywacja odbywa się na około 2 mm. Sprężyna wymaga z kolei około 60 gramów siły do pełnego wciśnięcia, a do aktywacji wymaga przekroczenia małego bumpa o ciężarze ~53 gf. Są to więc stosunkowo lekkie przełączniki, na których jestem w stanie szybko i wygodnie pisać bez męczenia palców.
Brzmienie
Pod względem brzmienia nie ma niespodzianek. Outemu Brown mają tendencję do brzmienia jak zabawka i podobnie jest i tutaj. Zdecydowanie dokłada się do tego fakt, że keycapy nie należą do najgrubszych. Dźwięk ma zdecydowanie wysokie brzmienie i to przez to Savio Rampage brzmi tak plastikowo. Nie uważam natomiast, że jest to tragiczne i nieakceptowalne brzmienie. Znam po prostu lepsze opcje pod tym względem.
Uwagę muszę zwrócić ponownie stabilizatorom, gdyż te dokładają się do tego nieciekawego dźwięku. Przez całe trwanie testów musiałem bowiem liczyć się z klekoczącą spacją, co kompletnie psuło wrażenia z użytkowania i o wiele chętniej włączałem muzykę na słuchawkach niż w przypadku testów innych klawiatur TKL. Dodatkowo sprężyny zamontowane w Outemu Brown rezonują, co również jest słyszalne i mnie irytowało.
Jeśli natomiast chodzi o głośność, to nie ma tragedii. Wiadomo, że szeleszczące stabilizatory są głośne, a wysokie częstotliwości bardziej niosą się po mieszkaniu, natomiast Savio Rampage nie należy do bardzo głośnych klawiatur. Jest pod tym względem umiarkowana i raczej odradzam użytkowania jej w środku nocy, gdy pozostali domownicy śpią, ale całego bloku nią nie obudzicie.
Podświetlenie
Recenzowany dziś produkt wyposażony został w diody RGB pod każdym z klawiszy. Przełączniki są osadzone w orientacji północnej, a więc LED-y podświetlają znaki na keycapach. Podświetlenie jest równe i radzi sobie z penetracją literek bez większych problemów, natomiast w jaśniejszym pomieszczeniu mogą mieć pewne problemy z wyrazistością. Nie można jednak powiedzieć, że poziom jasności diod jest tu słaby. Mógłby być po prostu trochę lepszy.
Nieciekawie jest natomiast pod względem reprodukcji barw. O ile diody radzą sobie świetnie z podstawowymi kolorami, to biały jest niestety wyraźnie zabarwiony na różowo – trochę jak biała koszulka, którą przypadkiem wypierzemy z czerwonym kocem. Żółty też nie jest idealny, gdyż widać w nim delikatną nutę zieleni. Przez to wygląda on bardziej limonkowo. Nie jest to jednak nic zaskakującego, bo podobnie zachowuje się większość diod RGB SMD montowanych w klawiaturach.
Lampki kontrolne
Typową lokacją na umieszczenie lampek kontrolnych w klawiaturze TKL jest wolna przestrzeń pomiędzy ScrollLockiem i jego sąsiadami, a resztą klastra nawigacyjnego. Podobnie jest tutaj, natomiast wykonanie jest w nieco lepszym stylu niż chociażby w Krux Atax Pro. Dziurki są bowiem nieduże, a w nich ukryte są jasne diody. Niestety nie umieszczono nad nimi żadnego mlecznego plastiku, który rozprowadzałby światło. Zamiast tego jeśli patrzymy na klawiaturę z boku, to nie jest łatwo dostrzec czy dioda się świeci. Jeśli natomiast popatrzymy na diodę bezpośrednio z góry, to do naszego oka trafi skondensowane światło, niczym laser, i nas oślepi.
Pierwsza lampka informuje klasycznie o włączeniu CapsLocka, natomiast ta druga ma bardziej skomplikowaną rolę. Świeci się ona bowiem na biało, gdy bateria została naładowana do pełna, a miga na zielono jeśli ogniwo się rozładowuje. W innych przypadkach jej kolor różni się w zależności od wybranego trybu: fioletowy, jasnoniebieski lub żółty to Bluetooth, czerwony to 2,4 GHz, a zielony to kabel.
Bezprzewodowość
Do dyspozycji użytkownika są trzy tryby pracy. Można używać Savio Rampage po kablu USB-C, a można też bezprzewodowo: przez Bluetooth lub 2,4 GHz. Co jednak ciekawe, tryb wybiera się za pomocą skrótów klawiszowych, a nie fizycznym przyciskiem na spodzie. Ten jedynie włącza klawiaturę w trybie zasilania baterią.
Nie mam w domu żadnego urządzenia, do którego mógłbym podłączyć klawiaturę przez Bluetooth i komfortowo z niej korzystać, więc większość testu spędziłem na radiowym 2,4 GHz. Sprawdziłem jednak jak wygląda kwestia opóźnień po BT i po połączeniu ze smartfonem nie miałem w tej kwestii żadnych problemów.
Dzięki dołączonemu adapterowi możemy te opóźnienia jeszcze bardziej zmniejszyć i być w stanie swobodnie grać nawet w kompetytywne FPS-sy. Działanie klawiatury w tym trybie jest bardzo satysfakcjonujące i dzięki niemu mogłem na długi czas zapomnieć o kablach. Dopiero po dwóch dniach testów zacząłem odczuwać pewne przycinanie połączenia, które mogło być spowodowane wyczerpującym się zapasem energii w akumulatorze. Sytuacja zaistniała jednak ponownie następnego dnia, a pod koniec testów miałem okazję doświadczyć czegoś bardzo nietypowego: klawiatura zaczęła gubić część wpisywanych przeze mnie znaków. Wychodzi więc na to, że połączenie w tym modelu nie należy do najlepszych.
Miłym zaskoczeniem jest natomiast praca na jednym ładowaniu. Po naładowaniu klawiatury Savio Rampage do pełna korzystałem z niej aż 5 pełnych dni, zanim ta zaczęła się samoistnie wyłączać. Ma na to zdecydowanie wpływ fakt, że podświetlenie gaśnie nadzwyczaj szybko – wystarczy niecała minuta nieużytkowania klawiatury, a wszystkie lampki momentalnie gasną, aby oszczędzać baterię. Nie wiadomo jaka jest konkretnie pojemność wbudowanego akumulatora, ale z pewnością jest ona niemała.
Oprogramowanie
Producent zapewnił obsługę dedykowanego oprogramowania, które pozwala na konfigurację klawiatury. W aplikacji można ustawić efekt, szybkość animacji i kolor podświetlenia, zmienić działanie dowolnego z klawiszy, a także nagrać makra i przypisać je do wybranych przycisków. Generalnie software jest funkcjonalny i nie miałem problemów z ustawieniem lewego Controla w miejscu CapsLocka, a nawet multimedialnego Play/Pause w miejscu zbędnego klawisza Pause/Break.
Muszę się natomiast przyczepić do wyglądu aplikacji. Szata graficzna jest ciemna, a funkcje podzielone są na zakładki, natomiast mam wrażenie, że wszystkie przyciski są porozmieszczane kompletnie losowo po całym oknie. Dodatkowo przycisk „Apply” jest tak mało widoczny, że na początku nawet go nie zauważyłem i dziwiłem się, że ustawienia nie zostają wprowadzone. Szkoda też, że do konfiguracji trzeba podpiąć klawiaturę po kablu, bo w trybie bezprzewodowym oprogramowanie jej nie wykryje.
Nie ma jednak co za dużo narzekać – soft ma działać, pozwalać na wprowadzenie zmian i nie wymagać bycia włączonym. W tej kwestii jest on rozwiązany idealnie, gdyż mogłem go swobodnie odinstalować po konfiguracji klawiatury, a pamięć wbudowana wszystko zapisała.
Ocena końcowa
Najnowszy model TKL od Savio zdecydowanie mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się zbyt wiele od produktu na przełącznikach Outemu, a tu okazuje się, że Rampage może faktycznie konkurować na rynku klawiatur turniejowych do 300 złotych, dostępnych od ręki w Polsce.
Mamy tu genialną obudowę wykonaną z solidnego tworzywa sztucznego, której przedni panel nie ugina się pod naciskiem. Keycapy, choć prawdopodobnie z ABSu, wyprodukowane zostały z użyciem metody podwójnego wtrysku. Ponadto istnieje opcja bezprzewodowego połączenia 2,4 GHz, co jest niespotykane u konkurencji w tym przedziale cenowym. Na pochwałę zasługuje też obecność dwustopniowych nóżek do regulacji kąta nachylenia oraz długiego czasu pracy na jednym ładowaniu.
Podświetlenie jest w porządku, to znaczy nie radzi sobie z barwami takimi jak biały i żółty, ale poza tym nie można mu wiele zarzucić. Fajnie też, że oprogramowanie nie wymaga bycia włączonym po konfiguracji, bo pamięć wbudowana klawiatury zapisuje wszystkie ustawienia. Przełączniki to co prawda mierne Outemu, ale tak jak wspominałem w sekcji im poświęconej: wariant Brown wcale nie jest taki tragiczny jak go malują.
Wiele do życzenia pozostawiają natomiast szeleszczące stabilizatory i stabilność połączenia bezprzewodowego, a samo brzmienie klawiatury jest niezbyt przyjemne dla ucha. Czcionka na keycapach mogłaby być ładniejsza, a lampki kontrolne mogłyby nie razić tak po oczach i być lepiej widoczne pod kątem.
Powiem więcej: świetnie byłoby gdyby model ten zaoferował dodatkowo hot-swap (na normalnych gniazdach, a nie tych Outemu) i biały wariant. Wówczas mógłby on kosztować nawet 350 złotych i byłbym w stanie go polecić. Zamiast tego Savio Rampage to po prostu dobra klawiatura, która z pewnością znajdzie swoich zwolenników. Trzeba za nią zapłacić 279 złotych na stronie producenta, ale widywałem ją u innych dystrybutorów nawet za 249 złotych. Jak na to co oferuje, jest to jak najbardziej usprawiedliwiona cena.