Jakby tak się zastanowić, to bardzo dawno nie testowałem na łamach bloga żadnej klawiatury w formacie 65%. Niedawno do oferty polskiego sklepu Keyspace.Store, swoją drogą partnera Klawiaturowego Bloga, wróciła jednak R65 w odsłonie wspierającej oprogramowanie VIA. Postanowiłem zatem, że będzie to ciekawa propozycja do sprawdzenia, tym bardziej że cena w której jest oferowana nie zwala z nóg. Sprawdźmy sobie zatem co ciekawego ma do zaoferowania nieduża klawiaturka od producenta, niegdyś uchodzącego za jednego z tych gorszych, którego model RK61 kupowało się wyłącznie mając prawdziwie ograniczony budżet. Zapraszam do lektury!
Opakowanie
Zazwyczaj producenci starają się przelać na papier, albo raczej na karton, jakieś ważne informacje albo ideologię stojącą za danym produktem. Zupełnie inaczej jest w przypadku recenzowanego dzisiaj sprzętu, który to zapakowany został w kompletnie bazowe pudełko w kolorze pomarańczowym z czarnymi elementami. Znajdziemy na nim zaledwie nazwę modelu, logo marki i konturowy rysunek urządzenia. Tyle!
Akcesoria
W środku jest jednak zupełnie inaczej. Tam poza samą klawiaturą dostajemy zaskakująco bogaty zestaw akcesoriów, gdyż są to:
- gumowy przewód USB-A do USB-C,
- keycap i switch puller w jednym,
- cztery gratisowe przełączniki,
- jedna zamienna nakładka,
- switch opener w kształcie kostki do gitary,
- papierologia.
Podoba mi się, że Royal Kludge postarało się w kwestii barw i dopasowało wszystkie akcesoria do wariantu kolorystycznego, który nabyliśmy. Narzędzie do zdejmowania keycapów i wyciągania switchy jest wygodne w użytkowaniu i nie ryzykujemy uszkodzeniem czegokolwiek korzystając z niego, zaś otwieracz do przełączników to zaskakujący dodatek – nigdy wcześniej nie widziałem żeby jakakolwiek marka oferująca klawiatury dorzucała takie narzędzie do zestawu. Może i nie jest to tak wygodny otwieracz jak te dostępne do zakupu osobno, ale taką kosteczką też jesteśmy w stanie bez problemu i szybko otworzyć zamontowane tu przełączniki. W końcu kabel, który jest gumowy, układa się na biurku stosunkowo dobrze, chociaż trzeba trochę postarać się z wyprostowaniem zagięć powstałych w transporcie. Niemniej jednak mamy tu do czynienia z giętką gumą, która chętnie przyjmie docelowy kształt, więc nie jest to aż tak problematycznie jak przy grubym i sztywnym oplocie. No i zawsze można wspomóc się gorącą wodą 😉
Wygląd
Royal Kludge R65 występuje w dwóch wariantach kolorystycznych: ciemnym i jasnym. Ten pierwszy wygląda moim zdaniem kiczowato, więc poprosiłem o wysłanie mi na testy tego drugiego. Wzoruje się on ewidentnie na popularnym zestawie keycapów GMK Camping, gdyż łączy ze sobą beż, pastelową zieleń oraz intensywne bordo. Zwróćcie natomiast uwagę na to, że odcień zielonego różni się między obudową i keycapami – może i to mały detal, ale osobiście nie mogłem go nie zauważyć – jestem idealistą i gryzie mi się takie coś. Sama obudowa zaprojektowana została w taki sposób, aby beżowy fragment wystawał delikatnie ponad ten zielony, co moim zdaniem jest genialnym rozwiązaniem i dodaje całości fajnego charakteru. Prawy górny róg został z kolei zagospodarowany przez pokrętło do regulacji głośności, które wykonano z plastikowego rdzenia i prawdopodobnie metalowego pierścienia – choć tutaj mogę się mylić i może być to równie dobrze tworzywo pokryte metalicznym lakierem. Całość prezentuje się naprawdę schludnie i uważam, że dla wielu osób taka klawiaturka może być doskonałym dodatkiem do klimatycznego stanowiska.
Jedyne co odpycha mnie w wyglądzie R65, to front. O ile sam kształt jest okej, bo to po prostu płaska ściana, o tyle przy prawej krawędzi producent umieścił swego rodzaju emblemat z logiem i nazwą modelu. Nie pasuje on tam w żadnym stopniu i chociaż utrzymany został w tej samej kolorystyce, to w moim egzemplarzu nie tylko naklejony został krzywo, to jeszcze psuje tę spokojną aurę i dodaje zbędnego zamieszania. Na szczęście po bokach mamy kontynuację płaskiej i nienaruszonej powierzchni, zaś od tyłu widoczne jest jedynie beżowe wcięcie, w którym osadzono złącze USB-C. Uważam przy tym, że ów fragment powinien być mniejszy, ale producent ewidentnie chciał przyoszczędzić korzystając z tego samego OEM-a obudowy co jakiś inny model – jak na dłoni widoczne są tam bowiem zarysy dodatkowych dwóch wycięć, prawdopodobnie na adapter 2,4 GHz oraz przełącznik trybu. Royal Kludge R65 nie jest jednak sprzętem bezprzewodowym, więc tutaj są one zbędne – szkoda więc, że zamiast zalepienia producent nie usunął beżowego prostokąta stamtąd kompletnie, pozostawiając zaledwie małe wycięcie na port USB.
Kilka słów jeszcze o spodzie obudowy, który to w pełni jest beżowy, a jego płaszczyznę naruszają wyłącznie rozkładane nóżki oraz gumki antypoślizgowe – w tym samym kolorze co reszta. W samym centrum znalazła się z kolei srebrna blaszka z informacjami takimi jak numer seryjny. Szkoda, że producent nie ograniczył się do niej, tylko musiał dorzucać jeszcze to paskudztwo na froncie. I na sam koniec tej sekcji wróćmy jeszcze raz do góry. Tam widoczny jest mały blocker między FN i lewą strzałką, w którym osadzone zostały diody informujące chociażby o włączeniu CapsLocka, okraszone korespondującymi ikonami. Zagranie mało minimalistyczne, ale jakże praktyczne.
Wykonanie
Plastik to fantastyczny materiał, szczególnie gdy mowa o niedrogich propozycjach klawiatur. Wyobrażacie sobie aluminiową obudowę w klawce za 300 złotych? Niezła musiałaby być to patologia, z zerową kontrolą jakości. Nic więc dziwnego, że Royal Kludge zastosował w R65 tworzywo sztuczne. Jak opisałem już w poprzedniej sekcji, część plastiku jest tu beżowa, a część zielona. Nie znajdziemy natomiast ani jednego elementu metalowego – nawet płytka montażowa jest z tworzywa! Zauważyłem jednak, że spora część klientów wybierających rozmiary pokroju 65% decyduje się na nie za sprawą ich mobilności, a co za tym idzie przenoszenia chociażby w plecaku. W takim przypadku niska waga jest dodatkowym atutem, albowiem nie musimy dźwigać potężnego kawałka aluminium do pracy czy na LAN-a.
Minusem będzie zdecydowanie fakt, że biorąc R65 do rąk i wyginając ją ujrzymy piękną elastyczność plastiku ABS niewspartego metalową płytą, która wcale nie napawa optymizmem – ale nie lękajcie się! Pomimo tej strasznej giętkości nic nie strzela w środku, zaś podczas standardowego użytkowania w zasadzie nie czuć żadnych minusów płynących z gięcia się obudowy – bo używamy po prostu za małej siły żeby ta w trakcie standardowej eksploatacji się wyginała. Całość na mojej wadze kuchennej pokazuje 645 gramów, co jest zrozumiałym wynikiem jak na plastikową 65%, ale przeciętnym w szerszym kontekście. Jeśli zatem preferujecie ciężary, to nie będzie opcja dla Was.
Wnętrze
Dostać się do środka R65 to nie lada wyzwanie, a to za sprawą sposobu zamykania się obudowy. Nie mamy tu bowiem standardowego przykręcania śrubek widocznych od spodu, a plastikowe zatrzaski, dzięki którym górna część łączy się z dolną. Jeśli jednak podejdziemy do tematu bardzo delikatnie i za pomocą karty bankowej odseparujemy jedną od drugiej, reszta powinna pójść sprawnie. Trzeba tylko uważać żeby nie złamać któregoś z elementów, a o to wcale nietrudno. Po udanej operacji naszym oczom ukaże się ogromna ilość wszelkiej maści wypełniaczy, stanowiących główne narzędzie do strojenia brzmienia recenzowanego w tym tekście sprzętu.
Spód obudowy po brzegi wypchany jest silikonową wkładką, która mam wrażenie waży więcej niż sama obudowa, a także czarną, porowatą pianką osadzoną tuż pod PCB. Między płytką drukowaną, a tą montażową widoczne są z kolei pianka o niskiej porowatości oraz coś na styl pianki PE położonej bezpośrednio na powierzchni PCB. Wszystkie te elementy wpływają na swój sposób na końcowy dźwięk wydawany przez klawiaturę, ale również na zapewniany przez nią feeling. O jednym i drugim więcej napiszę jednak w odpowiednich, dedykowanych temu sekcjach. Tymczasem wspomnę jeszcze, że przy otwieraniu warto zwrócić uwagę na odpięcie obu przewodów JST – jednego łączącego PCB z płytką-córką, drugiego z pokrętłem. Jeśli zapomnimy to zrobić i szarpniemy za mocno któryś z elementów, możemy przypadkowo popsuć klawiaturę.
Ergonomia
Co to by była za klawiatura z 2024 roku bez gasket mounta, czyż nie? Martwi mnie trochę ten trend przerzucania się we wszystkich możliwych modelach z powszechnego niegdyś tray mount’a na lubiany przez część entuzjastów montaż uszczelkowy. Uważam bowiem, że jest masa innych, znacznie lepszych metod montażu płytki w obudowie niż ten nieszczęsny gasket. Nie podoba mi się również implementacja gasket mount’a w wielu klawiaturach, które bardziej udają ten montaż, niż faktycznie go oferują. Royal Kludge R65 ma zdrowe podejście do samego sposobu zamontowania płytki montażowej, bowiem na jej krańcach wystają „skrzydełka”, na które producent nałożył nieduże gumeczki, a następnie osadził w obudowie tak, aby te zostały uwięzione w wyznaczonych miejscach na ścisk – niczym kanapka. Wiecie w czym jednak leży problem? W tym nieszczęsnym silikonie na spodzie obudowy.
Widzicie, żeby gasket mount niósł za sobą połowę swoich zalet (czyli uginanie podczas pisania), to PCB musi mieć pod sobą wolną przestrzeń – w przeciwnym wypadku będzie po prostu blokowane przez osadzony poniżej element wypełnienia. Tak jest właśnie w przypadku gościa dzisiejszej recenzji, we wnętrzu którego pianka i silikon znacząco zmniejszają miejsce na wszelkie ruchy płyty montażowej wraz z PCB. O ile zatem samo podejście jest w porządku i implementacja uszczelek zasługuje na pochwałę, o tyle dokładanie za wszelką cenę jak największej możliwej ilości kompletnie zbędnych wypełniaczy niszczy całą ideę i pozostawia nas z niezbyt angażującym feelingiem.
Uginanie jest tu bowiem praktycznie niewyczuwalne, nawet pomimo zastosowania plastikowej płyty montażowej. To chore żeby w klawiaturze ewidentnie nastawionej na flex nie dało się wyczuć nawet minimalnego gięcia. Istnieje jednak lekarstwo – usunięcie wypełnienia we własnym zakresie. Dzięki temu nie tylko zyskamy miększe wrażenia z użytkowania, ale także odrobinę ciekawsze zabarwienie dźwiękowe. Rekomenduję taki zabieg każdemu posiadaczowi tej klawiatury, bo jeśli podoba Wam się domyślna charakterystyka brzmienia, to wiele się w niej nie zmieni od pozbycia się tego silikonu ze środka, a jeśli nawet, to otrzymacie więcej głębi, co dla każdego powinno być zaletą.
Jak już nawet sama nazwa klawiatury podpowiada, mamy tu do czynienia z formatem 65%. Z moich obserwacji wynika, że jest to jeden z popularniejszych rozmiarów, choć zdecydowanie ustępuje dominującemu obecnie 75%. Czym jednak charakteryzuje się sześćdziesiątkapiątka? Kolumną więcej od klasycznej 60%, dzięki czemu producent ma wystarczająco miejsca przy prawej krawędzi na dołożenie strzałek w dolnym rogu, kilku klawiszy nawigacyjnych obok Entera oraz pokrętła w górnym rogu, jeśli tak sobie zażyczy. Lewa strzałka w przypadku testowanego dziś modelu jest z kolei odseparowana od FN tak zwanym blockerem, dzięki czemu nie musimy martwić się przypadkowym wciśnięciem jednego z nich, mając zamiar wcisnąć ten drugi. Prawy Shift został w efekcie dodania strzałek pomniejszony, ale mimo to klikanie go nie jest żadnym problemem – a przynajmniej mamy jeden stabilizator mniej. Sam układ to z kolei popularne ANSI, ze spacją w rozmiarze 6,25u.
Domyślnie obudowa R65 oferuje około 5° kąta nachylenia, jednak na jej spodzie znajdują się podwójne nóżki do regulacji. Niższy poziom to 7,5°, zaś wyższy 10°. Dzięki takiej trzystopniowej regulacji kąta nachylenia możemy dostosować klawiaturę do własnych potrzeb, a w efekcie korzystać z niej z jeszcze lepszym zachowaniem komfortu. Jeśli natomiast martwicie się o przesuwanie klawiatury na biurku, to z pomocą idą cztery gumki antypoślizgowe trzymające sprzęt skutecznie w miejscu. Nóżki także są ogumowane na krańcach, więc po ich rozłożeniu nie tracimy przyczepności. Frontowa wysokość obudowy to z kolei 21 mm, zaś efektywna wysokość (mierzona od spodu obudowy do czubka przełącznika spacji) wynosi 26 mm. Wniosek? Nie potrzeba tutaj dokładać jakichkolwiek podpórek pod nadgarstki, bo nawet bez nich użytkowanie jest wygodne.
Keycapy
Który element klawiatury odgrywa najważniejszą rolę w zapewnieniu nam pozytywnych wrażeń z użytkowania? Każda zapytana osoba udzieliłaby zapewne innej odpowiedzi, natomiast w mojej opinii rację mieliby wszyscy – dla każdego bowiem inna cecha będzie tą ważną. Nie można natomiast zapomnieć jak przeogromne znaczenie mają nakładki, albowiem to z nimi wchodzą w bezpośredni kontakt nasze palce. Gdybym to ja miał odpowiadać na pytanie z początku tego akapitu, to zdecydowanie postawiłbym właśnie na nie. Jak zatem wypadają keycapy w recenzowanej dzisiaj Royal Kludge R65?
Otóż naprawdę dobrze, choć z jedną ważną wadą. Metoda wykorzystana do ich wyprodukowania to znany i lubiany double-shot, będący obecnie standardem w branży. Materiał na który postawił producent to z kolei popularne PBT, lubiane przede wszystkim za swoją odporność na wszelkie czynniki zewnętrzne. Maluje nam się zatem obraz doskonałych keycapów, które z pewnością wytrzymają wieloletnią eksploatację bez okazywania tego w żaden widoczny sposób. Ale nie tylko wytrzymałość się liczy – ważna jest też ergonomia i wzornictwo.
Zaczynając od tej pierwszej cechy, producent postawił na profil MDA, który ewidentnie czerpie z obecnie panujących trendów montowania w każdej klawiaturze nakładek o sferycznej powierzchni, zamiast cylindrycznej. Jeszcze nie tak dawno temu najpopularniejszym profilem był OEM, ale aktualnie wszystko wskazuje na to, że przewagę zyskają niebawem wszelkie profile wzorowane na SA i przystosowane do preferowanej przez większość użytkowników wygody. SA są bowiem niezwykle wysokie i przez to niekoniecznie komfortowe w użytkowaniu; z drugiej strony użyte tutaj MDA mają wzrost bliższy popularnym wśród entuzjastów Cherry, jednocześnie utrzymując obłe kształty i tę przyjemną, sferyczną powierzchnię. À propos powierzchni, ta jest gładziutka, chociaż pod palcami wyraźnie wyczuwalne są wypukłe nadruki. Mimo użycia metody podwójnego wtrysku nie mamy tu zatem idealnie gładkiej tekstury, a zamiast tego musimy pogodzić się z anomalią wyczuwalną pod każdym opuszkiem. Szkoda, bo szczerze powiedziawszy jest to jedyna przeszkoda przed nazwaniem przeze mnie Royal Kludge R65 wygodną klawiaturą.
Na tym problemy się jednak nie kończą. Chociaż chiński producent postawił w przypadku R65 na bardzo ładną estetykę, rozszerzoną również na keycapy, dzięki czemu alfanumeryki są kremowe z zielonymi nadrukami, a modyfikatory zielone z kremowymi nadrukami, to sama czcionka nie wypada perfekcyjnie. W zamyśle miała być ona podobna do tego co znamy ze zdecydowanej większości sferycznych keycapów, czyli literki są ogromne i wyśrodkowane, zaś na modyfikatorach dużym napisom nie towarzyszą żadne ikony. Niestety jeśli zaczniemy przyglądać się poszczególnym nadrukom, to ukaże nam się absurdalny poziom nierówności pomiędzy nimi. Spójrzcie dla przykładu na sąsiadujące ze sobą kwadratowe nawiasy – ten po prawo jest zdecydowanie grubszy od lewego. Taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku chociażby klawisza 1 oraz Q, gdzie w obu przypadkach znak wygląda jakby bardziej się najadł od reszty – z tym, że tutaj nieco mniej rzuca się to w oczy.
Na tym nie koniec, bo o ile takie delikatne różnice w grubości jestem w stanie przeżyć, o tyle krzywizn już nie. Wystarczy popatrzeć na znak większości żeby dostrzec co mam na myśli – kropka tuż pod nim wygląda jakby odjechała sobie w prawo. Siódemka też zdaje się być na jakichś dragach, tak ją wygina. Klawisz Delete sprawia z kolei wrażenie, jakby zabrakło mu kontynuacji w postaci jednej litery, bowiem „Del” nie jest wyśrodkowane, a przesunięte w lewo. Im dłużej spoglądam na klawisze R65 tym więcej takich przypadków widzę i choć niektóre z nich to doczepianie się na siłę do niedrogiego sprzętu, to te dwa wspomniane przeze mnie są niedopuszczalne bez względu na budżet. Po prostu nie przystoi tak ładnej klawiaturce psuć swojej estetyki nierównościami.
Żeby móc pochwalić jednak producenta na sam koniec tej sekcji, to postanowiłem obrócić nakładkę i zmierzyć jej grubość. Jest dobrze, bo ścianki boczne mają tutaj szalone wręcz 1,6 mm, co wykracza nawet ponad standard ustanowiony przez drogie GMK, lubiane przez hobbystów. Tak grube nakładki nie tylko nie mogą się fizycznie złamać podczas normalnej eksploatacji, ale przede wszystkim charakterystycznie wpływają na brzmienie. Na feeling swoją drogą też, ale nie mamy tutaj opcji przełączników tactile żeby rozważać takie scenariusze. Chociaż nie, możliwa jest przecież szybka wymiana switchy za sprawą hot-swap’a – wiedzcie zatem, że tak absurdalnie grube nakładki tłumią wyczuwalność bump-a w przełącznikach dotykowych.
Stabilizatory
Bez zaskoczeń w kwestii stabów – Royal Kludge postarał się i przesmarował zamontowane na klipsy do płyty montażowej stabilizatory. Grubego smarowidła jest sporo i to dobrze rozprowadzonego, dzięki czemu druciki nie wydają żadnych klekoczących odgłosów. Robótka wygląda w dodatku na tyle dobrze, że nie spodziewałbym się konieczności poprawiania smarowania we własnym zakresie przez długi czas od zakupu. Cieszy mnie niezmiernie, że tak dopracowane stabilizatory są obecnie standardem i kupując dowolną klawiaturę prawie w ogóle nie musimy martwić się, że dostaniemy suche lub źle przesmarowane staby.
Przełączniki
Domyślnie zamontowane w klawiaturze pre-built switche mogą być albo tematem do interesujących dywagacji, albo kompletnie nieciekawym aspektem, któremu nie należy poświęcać zbyt wiele uwagi. Od jakiegoś czasu doświadczamy czegoś w stylu inflacji dobrych liniowców, które swoją formą nie robią nic nadzwyczaj wyjątkowego co mogłoby zakwalifikować je jako bardzo dobre lub wyjątkowe, ale nie popełniają też żadnych karygodnych błędów. Royal Kludge R65 jest tego doskonałym przykładem, gdyż pod keycapami znajdziemy w niej Royal Kludge Cream – liniowce tak banalne, że aż nie chciało mi się robić w ich temacie jakiegokolwiek szerszego rozeznania. Nie mam nawet pojęcia kto je produkuje, ale obstawiam jakiegoś świeżego gracza na rynku przełącznikowym, dla którego fanatycy mają już cztery nazwy, a jego modele są dostępne w absurdalnie niskich cenach na Taobao. Ale to tylko taka moja spekulacja, może być zupełnie inaczej.
Royal Kludge Cream charakteryzują się brakiem wyczuwalnego punktu aktywacji w formie bump-a, a więc podczas pisania praktycznie zawsze będziemy dociskać klawisz do samego dołu, czyli do 3,4 mm. Aktywacja odbywa się z kolei w okolicach drugiego milimetra, czyli standardowo. Największym problemem zdają się być dla mnie sprężyny, które wymagają zaledwie 40 gramów siły do aktywowania klawisza oraz około 55 gf do doprowadzenia trzonu do samego dołu. Są one wydłużone do 13,6 mm, przez co powstaje zjawisko zwane slow-curve, które osobiście lubię. Mamy tu natomiast do czynienia z przełącznikiem na tyle lekkim, że podczas pisania popełniałem sporo literówek, których uniknąłbym przy cięższych sprężynach. Należy jednak zaznaczyć, że dla wielu osób będzie to w porządku wybór, który docenią szczególnie w grach – tam przy dłuższych sesjach palce nie będą się tak bardzo męczyć, choć precyzja może trochę leżeć przez łatwość wciśnięcia przycisków.
Pod kątem gładkości Cream’y od Royal Kludge wypadają bardzo dobrze. Producent nie zdradza zastosowanych materiałów, lecz przy nazwie „Cream” spodziewałbym się polioksymetylenu (POM) użytego do każdej z części plastikowych. Smarowanie jest obecne na prowadnicach trzonów, co jest dobrym znakiem. Podczas użytkowania realnie nie czuć jakiegokolwiek ocierania, co jest naprawdę doskonałą informacją. Wobble także nie daje się we znaki, albowiem trzpień nie buja się praktycznie w ogóle na boki, a tylko delikatnie do góry i na dół (tj. na osi N/S). Spód obudowy „zdobią” dodatkowe nóżki stabilizujące, które przy obecności hot-swap’u są prawdziwym zbawieniem – switch nie będzie bowiem kiwał się w klawiaturze.
Hot-swap
Jeśli mielibyście takie życzenie, bo na przykład nie spodobały Wam się domyślnie zamontowane w R65 przełączniki, to producent zapewnił opcję szybkiej podmiany switchy dzięki fioletowym gniazdom hot-swap osadzonym na rewersie PCB. Wspierają one dosłownie wszystkie przełączniki MX style, gdyż płytka drukowana ma dodatkowe dziurki na wsporniki występujące w modelach 5-pin. Jeśli więc z jakiegoś powodu Royal Kludge Cream nie przypadły Wam do gustu, albo na przykład któryś z przełączników przestał działać, to wymiana jest w tym modelu banalna – wystarczy pociągnąć switcha do góry za pomocą dedykowanego narzędzia, a w jego miejsce wsadzić dowolny inny. Prościzna!
Brzmienie
Klawiatury wypchane piankami i silikonem mają to do siebie, że brzmią dokładnie tak samo. Wpływ na to ma także obecność pianki PE na powierzchni PCB, która to w Royal Kludge R65 odgrywa najważniejszą rolę akustyczną. Powoduje ona, że całość brzmi „marmurkowo”, a spacja jest głośna do granic możliwości. Stukanie to można uznać za przyjemne dla ucha, ale osobiście tak już się obyłem z podobnym brzmieniem, że kompletnie nie robi ono na mnie wrażenia. Zdecydowanie wolę surowo brzmiące, puste w środku klawiaturki. Dodam jeszcze, że dzięki zastosowaniu silikonu jako wygłuszenia zyskujemy trochę więcej basu niż gdyby producent zdecydował się na porowatą piankę na spodzie obudowy. Grube keycapy z PBT też odegrały w tym znaczącą rolę, skutecznie przechylając ten balans na korzyść niskich częstotliwości. Największym plusem i tak jest to, że za sprawą świetnego przesmarowania stabilizatorów nie wydają one z siebie żadnych niepożądanych odgłosów, co pozwala cieszyć się brzmieniem samej klawiatury – o ile to rzecz jasna przypada Wam do gustu. Inaczej z cieszeniem nie ma to nic wspólnego.
Podświetlenie
Nadruki w zamontowanych tutaj keycapach nie prześwitują, więc po co właściwie montować diody emitujące światło? A no po to żeby podświetlenie okalało nakładki, sprawiając trochę wrażenie jakby te pływały w świetle. Takie rozwiązanie jest moim zdaniem bardzo w porządku zagrywką estetyczną dla osób lubiących elementy świetlne w swoim stanowisku, więc nie powiem złego słowa na implementację LED-ów w Royal Kludge R65 (choć za niepoprawną orientację, bo północną, producentowi należy się reprymenda). Muszę natomiast wspomnieć o emitowanych kolorach, a raczej ich dokładności. Jak zapewne dobrze wiecie, w diodach RGB ogromnym problemem jest reprodukcja barwy białej i żółtej. Tutaj problem ten nie jest tak ewidentny, gdyż ostateczny kolor delikatnie zmieniają zamontowane nad diodami przełączniki i ich kremowe obudowy. Jeśli bowiem ustawimy biel, to choć LED będzie emitował wyraźnie zimną, niebieskawą barwę, to kremowy przełącznik doda jej ciepła i końcowym efektem będzie kremowe podświetlenie. Podobnie jest w przypadku żółtego, gdzie jakakolwiek zielona nuta jest skutecznie eliminowana przez górną obudowę switchy, a my możemy cieszyć się idealną żółcią.
Oprogramowanie
Nic tak nie cieszy jak wsparcie najlepszego w świecie klawiatur oprogramowania, zwanego VIA. Opiera się ono na QMK, czyli najpopularniejszym firmware pozwalającym na programowanie dowolnych akcji do wszystkich klawiszy w naprawdę prosty sposób. Sama aplikacja VIA to doskonały, graficzny konfigurator, którego używanie jest nie tylko wygodne, ale też proste – wystarczy wejść na stronę internetową caniusevia i to z poziomu aplikacji webowej wszystko sobie skonfigurować. Jedyny haczyk w przypadku wsparcia VIA przez Royal Kludge R65 to konieczność wgrania odpowiedniego pliku .json po wykryciu klawiatury, bo w innym przypadku nie będziemy w stanie nic zrobić. Jest to co prawda dodatkowy krok, przez który powiedziałbym nawet, że nie można tu mówić o pełnym wsparciu, ale z czasem trochę do tego przywykłem – skoro bowiem twórcy VIA nie są tak chętni żeby wgrywać do swojej aplikacji map wszystkich nowych klawiatur, to trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i wymusić na apce wyświetlanie danego modelu.
Ocena końcowa
Pamiętam dzień, gdy recenzowałem Zuoya GMK67. Zachwycałem się wtedy, że w tak niedużych pieniądzach możemy kupić zestaw do samodzielnego złożenia, który oferuje naprawdę fajne cechy. Royal Kludge R65 to kolejna klawiatura tego typu, z tym że tutaj mamy ją złożoną już w fabryce. Nic nie broni nas jednak przed zmodyfikowaniem jej pod nasze preferencje, na przykład poprzez szybką zmianę przełączników za sprawą obecności hot-swap’a. Innych części bym raczej nie ruszał, bo wybrane przez producenta keycapy świetnie komponują się z całością i poza minimalnymi nierównościami prezentują się doskonale. Same switche też nie wypadają przecież źle, są po prostu kompletnymi i gładkimi liniowcami, w których nie potrzeba dłubania żeby dobrze pracowały.
To samo tyczy się stabów, które swoim brzmieniem szokują nawet mnie. Jedyne do czego mogę się przyczepić w tej przepięknej klawiaturce to gasket mount, który jest mocno ograniczony przez masę wypełnienia w środku obudowy, a także nudny dźwięk całej konstrukcji wynikający z zastosowania pianki PE. Irytowały mnie także wyczuwalne pod palcami wypukłości na keycapach oraz nie do końca równa czcionka. Poza tym nie mogę powiedzieć złego słowa o gościu dzisiejszej recenzji, bo po prostu bym skłamał (no może dorzuciłbym bezprzewodowość). Wiem że taka specyfika jest przez wielu pożądana, a rozmiar 65% (czyli dla mnie katorga do używania) jest przez większość preferowana ponad 60%. Jeśli zatem macie niedużo do wydania, a konkretne 299 złotych, to kupcie sobie R65 u partnera mojego bloga – Keyspace.Store. Pewnie znajdziecie w tych samych pieniądzach inne klawiaturki o podobnym kalibrze, ale warto wziąć ten model pod uwagę, bo ciężko być z niego niezadowolonym.