Klawiatury pre-built na polskim rynku dzielą się obecnie na dwie grupy: te stonowane, zahaczające nieraz o elegancję, oraz te egzotyczne, kompletnie odbiegające wizualnie od pojęcia „minimalizm”. Dzisiaj przeczytacie recenzję jednego z modeli, który zakwalifikowałbym właśnie do tej drugiej grupy, albowiem wygląda on niecodziennie, ma nietypowe dla klawiatury kolory, a przez jednego z moich znajomych została nawet nazwana „cyrkową”. O jakim modelu mowa? Jak domyślacie się już zapewne po tytule i miniaturce, przedmiotem dzisiejszej recenzji będzie klawiatura Redragon Garen K656 PRO, którą od niedawna można kupić w polskiej dystrybucji.
Nie zagłębiałem się w szczegóły, ale jakiś czas temu widziałem, że produkty tego producenta powoli znikały z półek i katalogów polskich sklepów, co bardzo mnie przejęło – uważam bowiem, że Redragon to jedna z tych marek, która nie boi się innowacji, nawet jeśli oznacza ona niecodzienny, a nieraz nawet kiczowaty wygląd. Na szczęście ostatnio na nasz rynek trafiło wiele nowych urządzeń od „Czerwonego Smoka”, spośród których jeden z nich zostanie dziś przeze mnie zrecenzowany. To co, zaczynamy? Zapraszam do lektury!
Opakowanie
Pudełko w które zapakowana została klawiatura Redragon Garen K656 PRO nie zaskakuje wizualnie pod żadnym względem. Dominuje na nim czerń i biel z czerwonymi akcentami. Na froncie widnieje render prezentujący urządzenie w pełnej okazałości, a towarzyszą mu logo marki, nazwa modelu, tęczowy emblemat z napisem RGB oraz naklejka informująca o zamontowanych wewnątrz przełącznikach (co ciekawe, render przełącznika jest niezgodny z prawdą, gdyż w rzeczywistości ma on inne kolory, a nawet rodzaj zatrzasków). Z tyłu znajdziemy rzut na klawiaturę z góry, a także kilka dodatkowych obrazków prezentujących jej cechy. Obok umieszczona została krótka rozpiska aspektów tego modelu, lecz co ciekawe jedynie po angielsku – w każdym innym języku zapisano jedynie pierwsze zdanie.
Akcesoria
Wraz z klawiaturą otrzymujemy kilka fajnych bonusów. Poza takimi oczywistościami jak kabel USB-C do USB-A czy instrukcją obsługi znajdziemy tu narzędzie 2w1 (keycap puller i switch puller), kilka gratisowych przełączników oraz pakiet naklejek. Przewód wypada tu nawet okej, bo jest bielutki jak śnieg i pokryty gumą, a więc choć z czasem zżółknie, to przynajmniej teraz wygląda ładnie, w przeciwieństwie do białego oplotu. Minusem jest zdecydowanie fakt, że odginanie go nie należy do najłatwiejszych, bo to mimo wszystko guma trzymająca kształt. Ściągaczka nakładek i przełączników jest wysokiej jakości, a korzystanie z niej to czysta przyjemność – dokładnie takie narzędzie powinno być standardem wśród wszystkich producentów. Zapasowe przełączniki mogą z kolei przydać się na wypadek gdyby któryś z zamontowanych w klawiaturze odmówił posłuszeństwa.
Wygląd
Redragon Garen K656 PRO to nietypowa klawiatura pod względem wizualnym. Do jej produkcji zastosowano prześwitujące tworzywo w kolorze ciemnoniebieskim, które zostało uformowane w sposób, który nieco przypomina mi produkty od Corsair’a – nad klawiszami funkcyjnymi znajduje się dosyć wysokie „czoło”, które jest na wyższym poziomie od reszty obudowy, prawie sięgając przy tym czubka keycapów. Na ów wzniesieniu ulokowane zostało białe logo marki, blisko lewej krawędzi, a tuż pod nim cztery lampki świecące na czerwono, sygnalizujące stopień naładowania baterii (każda lampka to dodatkowe 25%). Ramki są zaś średniej grubości, przy czym te boczne są węższe od dolnej.
Prześwitujące tworzywo sprawia, że możemy zajrzeć do wnętrza urządzenia, a także tworzy bardzo interesującą estetykę. Moim zdaniem taki styl nadal jest nie do końca doceniony – klawiatury z tego typu obudowami wyglądają w mojej opinii genialnie, mają jakiś taki vibe starego sprzętu, jak niektóre modele konsolek GameBoy Color. Od spodu widać zaś PCB, co także ma swój urok – pozwala nam na poznanie produktu, z którego na co dzień korzystamy, w bardziej dogłębny sposób.
Powiedziałem o pięknie spodu tej klawiatury, aczkolwiek muszę też wspomnieć o jednym niezbyt ładnych elementach, które się tam znalazły. Mowa oczywiście o gumkach antypoślizgowych i rozkładanych nóżkach, które to są w tym przypadku białe. Jasne, biel pasuje do niebieskiego, ale podejrzewam, że dorobienie ich z tak samo prześwitującego tworzywa i niebieskiej gumy wcale nie byłoby przesadnie drogie, a niewątpliwie poprawiłoby wygląd. Pamiętajmy natomiast, że mowa o spodzie, czyli miejscu gdzie zagląda się bardzo rzadko.
Ogromną zaletą jest z kolei obudowanie przełączników z każdej strony, zamiast korzystania z klasycznego floating-key design’u. Jeszcze niedawno ciężko było dostać dobrej jakości klawiaturę bez wystających ponad korpus przełączników, nawet od znanego z eksperymentów Redragona, ale obecnie aż roi się od nich na rynku. Oczywiście closed design ma swoje zalety przede wszystkim w eleganckim wyglądzie i wyciszaniem części odgłosów wydobywających się z przełączników. Zwolennicy braku ścianek uważają natomiast, że klawiatury z float-key łatwiej się czyści, a podświetlenie wygląda w nich lepiej. A zatem jak zwykle, co osoba to opinia.
Na boku można raz jeszcze zobaczyć ten nietypowy kształt obudowy, ale także świetne gospodarowanie miejscem – na lewej stronie we wcięciu ulokowany został przełącznik trybu, za pomocą którego wybieramy czy chcemy korzystać z klawiatury po kablu, czy bezprzewodowo. Chodzi on dosyć dobrze, ale nieraz miałem problem trafić idealnie w środkowy stopień – jak to zresztą zazwyczaj bywa w trzystopniowych przełącznikach. Pomiędzy sekcją alfanumeryczną, a NumPadem znajdziemy z kolei trzy lampki kontrolne, informujące kolejno o włączeniu NumLocka i CapsLocka oraz o łączeniu bezprzewodowym lub ładowaniu.
Wykonanie
Obudowa to w recenzowanej dziś klawiaturze czysty plastik, a więc nie ma co spodziewać się po niej nie wiadomo jakiej sztywności. Mimo to, głównie dzięki stalowej płycie mocującej, Redragon Garen K656 PRO jest naprawdę solidnym produktem, który praktycznie w ogóle nie wygina się w dłoniach, a tym bardziej podczas standardowego użytkowania. Jakość wykonania widać także po wadze, która wynosi 1033 g, czyli naprawdę ładnie jak na model w tym formacie.
Co natomiast warte zaznaczenia, jeśli zaczniemy naciskać całą dłonią na klawiaturę od frontu i od tyłu to ścianki te zaczną się uginać, a ta tylna dodatkowo trochę poskrzypi. W praktyce oznacza to tyle, że panel przedni ma tendencję do uginania, ale i tak jest na tyle gruby, że bez odpowiednio dużej siły ani drgnie – a przecież nie naciska się na obudowę klawiatury z całych sił podczas normalnego użytkowania, tym bardziej w taki sposób.
Ergonomia
Niezwykle ciekawym aspektem modelu Garen K656 PRO jest niewątpliwie jego rozmiar. W mojej opinii można podpiąć go pod grupę zwaną 96%, w skład której wchodzą właściwie wszystkie wynalazki mające w zamyśle oferować funkcjonalność na poziomie Full-size, ale bardziej skondensowaną, a co za tym idzie – w mniejszym formacie. Testowana przeze mnie klawiatura korzysta z układu 980 (nie mylić z 1800, który wyraźnie się różni), a zatem ma w miarę standardową sekcję alfanumeryczną (z krótkim prawym Shiftem), rząd klawiszy funkcyjnych, wydzielone strzałki oraz panel numeryczny z klawiszami z klastra nawigacyjnego powyżej.
Warto natomiast zaznaczyć, że w przypadku tego modelu nie uświadczymy przerw pomiędzy klawiszami funkcyjnymi. Zamiast tego producent skompresował je do równego rządku i dodał po prawo dwa przyciski – Insert i Delete. Całość składa się natomiast na bardzo nietypowy, ale za to nieprawdopodobnie wygodny w użytkowaniu układ. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych, zaraz po wszelkich wersjach SouthPaw rzecz jasna, wyborów jeżeli chodzi o układy zawierające NumPad. Klawiatura ta zajmuje bowiem wyraźnie mniej miejsca na biurku od standardowych urządzeń pełnowymiarowych (choć i tak z przyzwyczajenia do TKL-i i 60% zdarzało mi się uderzyć myszką w prawy bok klawiatury podczas grania), a funkcjonalność jest praktycznie taka sama – porzucamy zaledwie kilka kompletnie bezużytecznych klawiszy, takich jak Pause/Break czy ScrollLock.
Zastosowany w tym przypadku układ to ANSI, a więc lewy Shift nie jest podzielony, zaś Enter jest niski. Ponadto, jak już wspominałem wcześniej, prawy Shift został skrócony na potrzeby nietypowego układu. Wiąże się z tym także pomniejszenie klawiszy po prawo od Spacji – są ich tutaj trzy sztuki i każdy z nich ma zaledwie 1u szerokości. Powoduje to trudności z pamięcią mięśniową – ja, przyzwyczajony do rzędu dolnego Tsangan, przez pierwszy dzień klikałem Fn zamiast prawego Alta, gdy chciałem pisać polskimi znakami. Nie ma natomiast przyzwyczajeń nie do przezwyciężenia i wszystkiemu winna jest tu pamięć mięśniowa, która jest bardzo elastyczna i banalnie się ją modyfikuje. U mnie był to dzień, więc u Was zapewne wyglądałoby to podobnie.
Mierząc front recenzowanego dzisiaj sprzętu suwmiarka pokazała 19 milimetrów, czyli naprawdę niedużo jak na klawiaturę o standardowym profilu. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie potrzeba dokładać do niej żadnych podpórek, bo korzystanie z niej powinno być dla większości osób komfortowe. Ponadto kąt nachylenia można regulować za pomocą podwójnych rozkładanych nóżek ulokowanych na spodzie obudowy. Mamy tu zatem trzy stopnie nachylenia urządzenia.
Pomimo sporej wagi, warto na spodzie umieścić gumki antypoślizgowe, aby klawiatura nie jeździła swobodnie po biurku. Na szczęście „Czerwony Smok” przemyślał tę kwestię i umieścił bardzo mocne gumeczki w każdym z rogów, a także przy froncie. Dzięki temu Garen K656 PRO praktycznie nie rusza się bez naszej wyraźnej i zamierzonej ingerencji. Mogę brzmieć dziwnie ciesząc się z czegoś tak przyziemnego, ale nadal na rynku są takie klawiatury, którym daleko w tej kwestii do ideału.
Keycapy
Dosyć nietypową cechą recenzowanej dzisiaj klawki Redragon Garen K656 PRO są zastosowane w jej przypadku keycapy. Pierwsze co wyróżnia je na tle nakładek montowanych w innych konstrukcjach to zdecydowanie ich gradientowa kolorystyka. Nigdy nie byłem szczególnym fanem tego typu zabiegu, gdyż preferuję jednolite kolorystycznie nakładki – to znaczy lubię mieć modyfikatory w innym kolorze niż alfanumeryki, ale nie lubię gradientów. Mimo to przejście z jasnego i bladego niebieskiego do granatowego od górnego do dolnego rzędu prezentuje się naprawdę ładnie w połączeniu z bardzo ciemną, ale jeszcze nie czarną, obudową.
Niestety producent nigdzie nie chce pochwalić się z jakiego materiału zostały wkonane te keycapy, ale bazując na fakturze powierzchni skłaniałbym się raczej ku PBT – jest ona gładka, ale w taki charakterystycznie suchy sposób. Gdyby był to ABS, to gładkość byłaby w stylu lustra lub szkła, a nie suchego pudru. Jedno jest natomiast pewne – użyta w tym przypadku technologia produkcyjna to znany i lubiany double-shot. Jeśli zatem dobrze obstawiłem i mamy tu do czynienia z poli(tereftalano butylenowymi) keycapami, to w połączeniu z tą metodą produkcji nadruków czyniłoby je to bardzo wytrzymałymi na eksploatację, a więc też idealnymi do gier i innego intensywnego użytkowania.
Nieco gorzej jest w przypadku czcionki, która na pierwszy rzut oka nie prezentuje się źle – w końcu mamy tu minimalistyczny, ale dosyć ostry, krój pisma, który idealnie wpasowuje się w estetykę reszty urządzenia, a w dodatku perfekcyjnie kontrastuje z niebieskim za sprawą użycia do niego koloru białego. Z drugiej strony po przyjrzeniu dostrzeżemy niestety sporo niespójności. Po pierwsze grubość znaków różni się pomiędzy nakładkami, nawet tymi sąsiadującymi. Szczególnie w oczy rzuciły mi się literki Y i G, gdzie ta pierwsza jest chudziutka, zaś ta druga straszliwie gruba. Drugą niespójnością jest zastosowanie napisu w przypadku Tabulatora, CapsLocka i Shiftów, ale ikonek na Enterze i Backspace (swoją drogą, ta strzałka na Backspace jest absurdalnie gruba!). Poza tym nie mam raczej zbyt wielu zarzutów do czcionki. Najważniejsze, że brzuszki literek i cyferek są podomykane, a sama estetyka nie jest typowo „gamingowa”. Bawi mnie natomiast jeszcze ten napisany wielkimi literami ESC.
Na niektóre nakładki naniesiono dodatkowe nadruki w postaci szarych ikonek i napisów. Użyto do nich mało wytrzymałej metody, jaką jest pad-print. Oznacza to zatem, że wytrzymają one bardzo krótko i zejdą zaledwie po paru miesiącach ciągłego użytkowania, gdyż pad-print niezbyt lubi się z dotykiem opuszków palców. Lepiej byłoby zatem gdyby producent postanowił umieścić je na bokach keycapów, zamiast na ich górnej powierzchni, gdzie będą miały nadmiar kontaktu z palcami. Ponadto na niektórych nakładkach napisy te są ledwie widoczne, na przykład „SCRLK” pod literką O.
Nie tylko kolorystyka zastosowanych w tej klawiaturze keycapów jest nietypowa, bowiem producent postawił również na niecodzienny profil. Obecnie na rynku dominują konstrukcje na nakładkach o profilu OEM i Cherry, natomiast coraz częściej można spotkać się z modelami na czymś znacznie ciekawszym – ASA. Redragon Garen K656 PRO to kolejna taka klawiatura, gdyż jej keycapy do złudzenia przypominają właśnie ten profil. Nawiązują one zatem do kształtu SA (ale nieco mniej agresywnego), jednocześnie oferując znacznie mniejszą wysokość. Jest to zatem swego rodzaju hybryda OEM i SA, która jest zresztą bardzo komfortowa i podobało mi się korzystanie z niej.
Na koniec sekcji o keycapach warto wspomnieć o dwóch ważnych kwestiach. Po pierwsze podświetlenie nie penetruje tutaj literek ani znaków, a co za tym idzie osoby patrzące na klawiaturę w trakcie pisania mogą mieć problem z rozczytaniem legend w środku nocy przy wyłączonym świetle. Po drugie grubość ścianek bocznych wynosi w tym przypadku 1,1 mm, czyli zaskakująco mało jak na tego typu model, ale więcej niż standardowy w tej chwili 1 milimetr. Nie powinny się one zatem połamać przy zdejmowaniu, a ich wpływ na brzmienie i feeling będzie inny niż w przypadku grubych na 1,5 mm keycapów.
Stabilizatory
Z recenzji na recenzję muszę zmieniać swoją narrację w kwestii stabilizatorów, bo producenci w ostatnich latach znacznie się poprawili i wreszcie w większości starają się zadbać o uszy użytkowników ich sprzętu. Obecnie standardem jest już, że klawiatura ma fabrycznie nasmarowane druciki, a co za tym idzie – nie generuje klekotania podczas wciskania dłuższych klawiszy. Podobnie jest w recenzowanym dzisiaj produkcie marki Redragon, którego staby zostały nasmarowane grubym smarowidłem i choć nie jest to robota wykonana idealnie, to podczas pisania nie musimy martwić się głośnymi szelestami.
Raz na parę wciśnięć lub przy mocniejszym uderzaniu klawiszy można doszukać się jakiegoś nieciekawego odgłosu, ale będzie on z reguły bardzo cichy. Jeśli jednak przeszkadza komuś nawet taka ilość klekotania, to zawsze można samodzielnie przesmarować stabilizatory za pomocą smaru, który kupić można chociażby u partnera mojego bloga – TinkerKeys, oczywiście zgodnie z moim poradnikiem. Pomaga w tym obecność w tej klawiaturze hot-swapa.
Przełączniki
Przez cały okres trwania moich testów recenzowanej dzisiaj klawiatury starałem się jak najdokładniej przeanalizować zamontowane w niej przełączniki i ich pochodzenie. Niestety nie byłem w stanie określić, która fabryka je produkuje, bo Redragon umieścił na ich obudowach swoje logo. Do tej pory marka ta aktywnie współpracowała z Gaote, producentem popularnych Outemu, więc moje podejrzenia od razu skierowały się ku tej firmie, aczkolwiek nie mam żadnych innych dowodów potwierdzających taką wersję wydarzeń. Czy ma to jednak w praktyce jakiekolwiek głębsze znaczenie?
Producent postanowił uraczyć nas w modelu Garen K656 PRO czymś innym niż klasyczne Redy, Browny czy Blue. Zamontował w nim bowiem przełączniki Redragon Purple, które są zwyczajnymi klonami Cherry MX, a więc ich obudowa jest nieduża i zamyka się na cztery zatrzaski, zaś trzon zakończony jest krzyżakiem. Pod względem charakterystyki jest to zaś przełącznik tactile, z „rytmicznym” bumpem. Do ich budowy wykorzystano poliwęglanową górę, polioksymetylenowy trzon oraz „solidny” spód z bliżej nieokreślonego materiału (więc można założyć, że to nylon). Na spodzie dostrzec możemy dodatkowe dwie nóżki stabilizujące, które czynią te przełączniki 5-pinowymi.
Redragon zdradza w specyfikacji, że długość skoku wynosi 3,3 mm, a aktywacja odbywa się na wysokości 1,1 mm. Siła potrzebna do aktywacji wynosi z kolei 35 gf, natomiast nie wiemy kompletnie nic o sile potrzebnej do doprowadzenia trzonu do samego dołu, ani o szczycie siły wymaganej do przekroczenia bumpa. Nawet prosty wykres pomógłby w tej kwestii, ale niestety nie znajdziemy takowego na stronie producenta. Bazując jednak na moich testach i odczuciach, są to przełączniki lekkie, natomiast do przejścia przez szczyt bumpa trzeba użyć około 55 gramów siły, zaś wymienione w specyfikacji 35 gf odnosi się do nacisku w samym momencie aktywacji, a zatem już po bumpie.
Warto też nadmienić, że sprężynka ma w Redragon Purple 20,5 mm długości, a zatem jest wyraźnie dłuższa niż w standardowych przełącznikach. Generuje to tak zwany slow-curve, który bardzo przyjemnie wpływa na gigantycznego bumpa odczuwalnego przy pisaniu na tych przełącznikach. Odnoszę wrażenie, że ich producent chciał nawiązać do popularnych Durock T1, bo bump jest duży, gładki, ale nagły i krótki. Nie ma przed nim żadnego pre-travelu, zaś po pierwszym milimetrze pozostaje praktycznie wyłącznie liniowy skok. Niweluje go natomiast skrócony do 3,3 mm skok (standard to 4 mm), a także długie sprężynki, dzięki którym spód osiąga się znacznie prościej i lżej.
Ogólnie rzecz biorąc pisało mi się na tej klawiaturze bardzo komfortowo, co zawdzięczam przede wszystkim przełącznikom. Duży i gładziutki bump wpływa bardzo pozytywnie na moją opinię, bo nieczęsto trafiają się marketowe klawiatury pre-built z przełącznikami o takiej charakterystyce. Ponadto wobble jest w nich praktycznie zerowy, a twarde lądowanie spowodowane krótszym skokiem to coś czego jestem ogromnym fanem. No i ta świetna sprężynka, w dodatku genialnie wyważona. Miód!
Gdyby komuś z jakiegoś powodu nie spodobały się zamontowane fabrycznie w Redragon Garen K656 PRO przełączniki, to z pomocą przychodzą przylutowane do powierzchni PCB gniazda hot-swap, dzięki którym taka modyfikacja jest znacznie prostsza. Wystarczy bowiem wyciągnąć przełącznik za pomocą odpowiedniego (dołączonego zresztą w zestawie) narzędzia, a w jego miejsce włożyć inny, pasujący. Omijamy w ten sposób konieczność korzystania z lutownicy, co jest szczególnie pomocne dla osób niedysponujących specjalistycznym sprzętem. PCB jest w tym modelu kompatybilne zarówno ze switchami 3-pin jak i 5-pin, a więc włożymy tu praktycznie każdy przełącznik MX style.
Brzmienie
Jedną z najważniejszych cech dla typowego konsumenta, wierzcie lub nie, jest z reguły brzmienie. Ludzie w znaczniej większości preferują bowiem, aby ich klawiatury nie hałasowały i jest to jedno z ich głównych wymagań, zaraz po rozmiarze i przełącznikach. Muszę Was wszystkich zawieść zatem informacją, że Redragon Garen K656 PRO jest absurdalnie głośnym modelem, który przy każdym stuknięciu generuje tak intensywny pogłos, że podczas pisania słychać go w calutkim mieszkaniu.
Nie pomogła w tym nawet gęsta pianka, którą producent umieścił pomiędzy metalową płytą mocującą, a PCB. Zazwyczaj korzystając z pianek lub innych wypełniaczy spodziewamy się, że klawiatura stanie się dzięki temu cichsza, aczkolwiek trzeba też dobrze dobrać do tego materiał i lokalizację. Sam fakt, że Redragon nie ulokował pianki na spodzie, a nad PCB sprawił, że wyciszenia nie uświadczymy tu żadnego, a spora część basu jest przez nią redukowana na rzecz dźwięków o wysokich częstotliwościach, które są naturalnie głośniejsze dla ludzkich uszu.
Jeśli jednak nie przeszkadza Wam tak głośna klawiatura, to moim zdaniem Garen K656 PRO brzmi naprawdę nieźle. Stabilizatory w niej nie klekoczą, sprężynki i styki w przełącznikach nie rezonują, a stukanie jest bardzo przyjemne dla ucha za sprawą interesujących switchy i keycapów. W mojej opinii Redragon mógł trochę popracować nad kwestią głośności, ale to właściwie jedyna wada tego modelu pod kątem dźwiękowym. Zresztą, każdy może samodzielnie wsadzić do środka obudowy jakieś materiały wyciszające i na własną rękę wygłuszyć tego potwora.
Podświetlenie
Jak to jest, że przez tyle lat popularności podświetlenia RGB w klawiaturach, producenci nadal nie są w stanie osiągnąć perfekcji w kwestii reprodukcji barw? Wygląda to wręcz tak, jakby każdy z nich z lenistwa nie chciał nawet pofatygować się i cokolwiek zmienić. A jest niemałe pole do popisu, bo o ile LED-y w Redragon Garen K656 PRO emitują bardzo ładną i w miarę jasną tęczę, to w przypadku bieli prędzej można mówić o fiolecie. Wynika to rzecz jasna ze zmieszania się ze sobą różowego światła i niebieskiej obudowy, ale gdyby zamontowano tu diody zdolne do produkcji prawdziwej bieli, to borykalibyśmy się wyłącznie z niebieską poświatą.
Całe szczęście LED-y to nie jest moja broszka i za każdym razem wolę je po prostu kompletnie wyłączyć. W przypadku klawiatur z prześwitującymi obudowami może się to jednak nawet nieźle prezentować, bowiem światło przenika przez ścianki i rozlewa się na biurko. Dla niektórych minusem może być natomiast brak prześwitujących literek na keycapach, przez co podświetlenie traci dla nich aspekt praktyczny, czyli podświetlanie legend. Moim zdaniem obecnie u większości ma ono jednak i tak znaczenie wyłącznie estetyczne – ludzie lubią kolorowe światełka.
Bezprzewodowość
Kluczem do praktyczności od dawna jest opcja połączenia bezprzewodowego, czy to myszki, czy słuchawek, czy nawet klawiatury. Całe szczęście Redragon dołożył ten aspekt do swojej klawiatury w rozmiarze 96%, dzięki czemu jest ona komfortowa nie tylko pod kątem formatu. Możemy połączyć ją z komputerem po kablu przez złącze USB-C albo bez kabla poprzez Bluetooth lub 2,4 GHz. Jak to mam w zwyczaju, większość testów przeprowadziłem na tym ostatnim, gdyż preferuję niskie opóźnienia pozwalające wygodnie grać w kompetytywne FPS-y. Jeśli ktoś chce jednak oszczędzić baterii i nie planuje grać w gry, to Bluetooth jest jak najbardziej dobrą opcją, szczególnie do pisania tekstów.
Działanie klawiatury bezprzewodowo jak i zasięg jej połączenia są na naprawdę dobrym poziomie. Jestem w stanie odejść z nią na parę metrów od biurka, a połączenie nadal jest stabilne i szybkie. Dodatkowo urządzenie ani razu nie zawiodło mnie podczas użytkowania, to znaczy ani razu połączenie nie zostało przerwane. Łączenie przebiega rzecz jasna za sprawą dołączonego w zestawie adaptera, który ma kolor biały i na jego czubku znalazło się logo marki, dzięki czemu nie pomylimy go z innymi donglami (o ile nie mamy żadnego innego sprzętu Redragona).
No i pozostaje kwestia akumulatora, czyli poniekąd jedna z najważniejszych w klawiaturach bezprzewodowych. Producent deklaruje, że jego pojemność wynosi 3000 mAh, co na papierze jest miernym wynikiem jak na klawiaturę takich rozmiarów – w końcu mniejszy IQUNIX ZX75 ma dwa akumulatory po 3 Ah, czyli dwukrotnie więcej niż Garen K656 PRO. Niemniej jednak jestem trochę zaskoczony, bo przy podświetleniu włączonym na maksymalną jasność testowany dzisiaj model wytrzymał mi 5 dni, podczas których użytkowałem klawiaturę po parę godzin dziennie. Nie jest to zatem najlepszy wynik na świecie, ale jak na produkt w tym przedziale cenowym jest naprawdę dobrze.
Oprogramowanie
Jak prawie każda produkowana obecnie klawiatura powyżej stu złotych, Redragon Garen K656 PRO oferuje dedykowane oprogramowanie dostępne do pobrania ze strony producenta. Aplikacja nie powala walorami estetycznymi, ale nie to jest w niej ważne. Możemy w niej bowiem dowolnie przeprogramować wybrane klawisze, nagrać makra i przypisać je do przycisków, a także skonfigurować podświetlenie – efekty, kolor czy jasność. Nie ma tu więc żadnych zaskoczeń – oprogramowanie jak każde inne, trochę brzydkie, ale praktyczne. A w dodatku możemy odinstalować je od razu po konfiguracji, gdyż klawiatura zapisuje ustawienia w pamięci wbudowanej.
Ocena końcowa
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej recenzji mniej osób będzie traktować markę Redragon jako tę gorszą, produkującą szmelc niewarty uwagi. Jak bowiem sami widzicie, Garen K656 PRO jest naprawdę solidną klawiaturą, która w mojej skromnej opinii pożera produkty topowych producentów pokroju RAZER-a, Corsaira czy SteelSeries na wielu płaszczyznach. Wiadomo, że osoby bardziej zaznajomione z tematem mogą preferować produkty od Dark Project, Genesis czy Silver Monkey, ale żadna z nich na chwilę obecną nie ma tego co Redragon – klawiatury 96%.
Jeśli więc poszukujesz modelu o takim właśnie rozmiarze, która w dodatku ma ciekawą kolorystykę opartą na gradiencie złożonym z odcieni niebieskiego, wytrzymałe keycapy i genialne przełączniki, a także jest solidnie wykonany, oferuje hot-swap oraz bezprzewodowe połączenie 2,4 GHz, to weź Redragon Garen K656 PRO pod uwagę. Tym bardziej, że kosztuje on w polskiej dystrybucji zaledwie 349 złotych, czyli absurdalnie mało jak za to co oferuje. Nie zdziwi Was pewnie więc jeśli zakończę tę recenzję jednym słowem – polecam!
Jakby tego było mało, z okazji opublikowania mojej recenzji możecie zakupić dwie klawiatury marki Redragon w promocyjnych cenach. Wystarczy użyć kodu „KRZEW10” w koszyku podczas kupowania recenzowanej dziś Redragon Garen K656 PRO lub Redragon K652GG Pro Azure (której recenzja również może niebawem pojawić się na moim blogu :)). Promocja działa w internetowym sklepie x-kom i obniża cenę produktu o 10%, czyniąc zakup Garen K656 PRO jeszcze opłacalniejszym!
Podziękowania
Na koniec chciałbym podziękować marce Redragon za użyczenie mi egzemplarza tej klawiatury do testów. Dzięki takim współpracom mogę rozwijać swojego bloga i dostarczać Wam, moim czytelnikom, coraz to nowsze i ciekawsze treści o coraz to większej gamie produktów. Czy to nie świetnie?
Dziękuję też mojej czytelniczce mizu, która zakupiła subskrypcję trzeciego stopnia na moim Patronite. W zamian za to zapraszam Was wszystkich do sprawdzenia jej kanału na YouTube o klawiaturach, a także do dołączenia na prowadzony przez nią serwer Discord o nazwie Klawikoty, gdzie można pogadać o klawiaturach i kotkach!