Recenzja PrimeKB Cobalt POM

Dużo czasu minęło od mojej ostatniej recenzji przełączników. W styczniu 2020 roku napisałem na blogu artykuł o tym, że sprzedałem Tofu60 i zostałem przez to oświecony, w wyniku czego przerzucam się na korzystanie jedynie z klawiatur TKL. Jednak na końcu tego artykułu napisałem też część o przełącznikach. Mówiłem tam, że recenzje przełączników na blogu nie będą się już raczej pojawiać osobno, a jeśli już to wyłącznie jako część recenzji całej klawiatury. Np. jeśli testowałem Krux Atax Pro, to przy okazji recenzowałem przełączniki Outemu Red i Brown w nim obecne, a nie pisałem osobnych recenzji tych przełączników. Trzymałem się tej zasady bardzo długo, bo prawie rok – aż do dzisiaj. Stwierdziłem bowiem, że powrót do takich recenzji dobrze mi zrobi, odświeży trochę artykuły na blogu. Skoro skończyłem ze zbieraniem przełączników i staram się prywatnie skupiać teraz bardziej na swoich klawiaturach, to dobrze by było przenieść te swoje doświadczenia też na bloga. A zatem jako pierwsza recenzja przełączników po prawie rocznej przerwie będzie o liniowcach od PrimeKB produkowanych przez JWK – PrimeKB Cobalt POM.

PrimeKB Cobalt POM
Nadal jestem zadowolony z tego zdjęcia, ale z samych przełączników również!

Trochę historii i materiał

Cobalty to przełączniki „zaprojektowane” przez PrimeKB, ale nie da się ukryć, że pod względem specyfikacji są praktycznie identyczne do Durock Piano. Ciężko natomiast powiedzieć czy pierwszy był Durock czy PrimeKB, bo jednak takie projekty są robione za naszymi plecami i data wydania przełącznika nic nam nie mówi. Z tego co się dowiedziałem to PrimeKB było pierwsze żeby zainteresować się stworzeniem przełączników z obudową z POMu od JWK, więc z tego wynikałoby, że Durock po prostu sprzedaje to samo, ale w innym kolorze. Cobalty mają szarą nieprzezroczystą obudowę wykonaną z tworzywa POM (poliksymetylen), które lubi pogłębiać dźwięk przełączników, a także trzon w kolorze kobaltowym, nieco prześwitującym, wykonany z mieszanki materiałów, której niestety ani producent, ani PrimeKB nie chcą nam podać, ponieważ jest ona tajna. Również Durock pisze w przypadku swoich przełączników Piano, że trzon jest z „tajemniczego materiału”. Powstały natomiast podejrzenia, że jest to jakaś mieszanka z tworzywem UHMWPE, które jest niezwykle gładkie i zdaje się działać bardzo dobrze w połączeniu z obudową właśnie z POMu. Wskazuje na to nie tylko sama gładkość, ale także to lekkie prześwitywanie, jak i również nieco węższe wymiary samego trzonu przez co jest on nieco pochylony, nieco bardziej buja się pod naciskiem oraz keycapy siedzą na nim nieco luźniej.

Wcześniej testowałem stockowe Cobalty w moim Monstargear XO V3.

Prawda o marketingu tworzywowym

Mieliśmy już w świecie klawiatur kilka trzonów z deklaracją wykonania w pełni z tworzywa UHMWPE i spełniały one te same warunki co te obecne w Cobaltach – były ciut prześwitujące (takie bardzo mocno mętnie mleczne), miały mniejsze wymiary i były pochylone w przełączniku przez popychający je metalowy kontakt w obudowie. Czy to jednak tak ważne żeby koniecznie wiedzieć z jakiego materiału jest trzon w przełączniku? Z jednej strony transparentność jest ważna, bo jeśli spodoba nam się charakterystyka tego przełącznika to będziemy wiedzieli z jakimi materiałami mamy do czynienia i jakie materiały sprawiają, że dany przełącznik konkretnie brzmi czy ma konkretny feeling. Natomiast z drugiej strony jeśli podoba nam się dany przełącznik to ostatnim co nas powinno obchodzić to jakieś materiały. Tylko ciekawscy koniecznie muszą znać detale, ale od praktycznej strony nie ma sensu za wszelką cenę poznawać konkretne materiały, tym bardziej, że producenci też nie wszystko nam mówią i wiele informacji, które znamy to zwykłe ogólniki.

Finalnie skończyły one w moim Mr. Suit.

Trzon i skok

Przechodząc dalej, trzon w Cobaltach jest nieco wydłużony od standardowych wymiarów. Konkretnie jego rdzeń jest dłuższy, co skutkuje we wcześniejszym zatrzymaniu się trzonu, a w efekcie krótszą podróżą. W dodatku zatrzymanie się trzonu na rdzeniu zamiast na prowadnicach skutkuje w odmiennym dźwięku – głośniejszym i twardszym. Ja osobiście bardzo lubię przełączniki, które mają taki wydłużony rdzeń, bo bardzo podoba mi się generowany przez to dźwięk. Poza tym wpływa to na uczucie podczas pisania, gdyż palce są stopowane ciut wcześniej niż zwykle, a czuć to jako taki właśnie wyraźny i twardy koniec wciśnięcia. Z wykresów wynika, że Cobalty mają około 3.5 milimetra podróży maksymalnej, a aktywują się na wysokości około 1.6 milimetra. Jest to zatem nieco krótszy dystans od standardowych 4mm w Cherry MX i około 3.9mm w typowych liniowcach od JWK, a aktywacja odbywa się nieco wcześniej niż na typowych 2mm w Cherry MX i około 1.8mm w innych liniowych JWK. Natomiast relatywność jest tu zachowana i skoro bottom-out (uderzenie trzonu o spód obudowy przełącznika) ma miejsce wcześniej, to i aktywacja powinna być wcześniej, więc nie odczuwa się tego tak bardzo jakby się mogło wydawać. Ja osobiście nie miałem problemów z przypadkowym wprowadzaniem znaków z powodu wyższej aktywacji.

Rdzeń trzonu jest delikatnie dłuższy niż w standardowych przełącznikach.

Sprężyna

Kolejnym bardzo ciekawym elementem tych przełączników jest zastosowana w nich sprężyna. To największa różnica pomiędzy Cobaltami, a Durock Piano, gdyż te drugie mają standardową sprężynę, a Cobalty mają wydłużoną. Ma ona 19 milimetrów długości (standard to koło 15mm), nie jest podzielona na żadne segmenty, oraz ma wagę końcową 63.5g. To zatem dosyć lekka sprężynka, ale za sprawą jej długości zmienia się znacząco jej charakterystyka. Długa sprężyna generuje tak zwany „slow curve”, czyli powolny wzrost wagi potrzebnej do wciśnięcia. W każdej sprężynie im głębiej wciśniemy tym większą wagę sprężyna od nas wymaga do dalszego wciskania, natomiast w długich sprężynach różnica ta jest o wiele mniejsza na milimetr wciśnięcia niż w standardowej, bo w złożonym przełączniku sprężyna jest już częściowo skompresowana. Taki „pre-load” powoduje też, że gdy puścimy trzon to szybciej wraca on do góry, bo więcej sprężyny go pcha. Również z tego powodu stuknięcie przy powrocie będzie głośniejsze, bo trzon mocniej uderza w górę obudowy. Ja nie ukrywam, że jestem ogromnym fanem długich sprężyn, bo ich charakterystyka bardzo odpowiada moim palcom. Również waga tych konkretnych sprężynek w Cobaltach jest praktycznie perfekcyjna dla moich palców, więc nie miałem potrzeby zmiany ich na inne. Niestety sprężynki te lekko rezonują więc przydałoby się je nasmarować.

Z lewej standardowa sprężyna 15mm, z prawej Cobaltowa 19mm.

Fabryczne smarowanie

Jeśli chodzi o smarowanie, to Cobalty posiadają cienką warstwę oleistego smaru nałożonego na trzony. Nałożony jest on w fabrycznie i ma na celu wygładzić nieco wrażenia z korzystania, a także pewnie poprawić nieco przełącznik akustycznie. Niestety jest on bardzo nierówny i losowy – niektóre przełączniki mają go rozłożonego poprawnie, niektóre mają go mniej, a niektóre są prawie kompletnie suche. Szkoda też, że nie udało im się nałożyć odpowiedniej ilości smaru na sprężynki żeby te nie wydawały z siebie metalicznego dźwięku zwanego pingiem. Co do samej gładkości tych przełączników to muszę przyznać, że jestem szczerze zaskoczony. Z początku wydawało mi się, że czuć minimalne tarcie, ale nie na tyle żeby nie móc nazwać przełącznika gładkim. Poużywałem ich w Monstargearze XO V3 przez jakiś czas i po tym czasie moje Cobalty wygładziły się na tyle żeby spokojnie być w stanie powiedzieć, że to bardzo gładkie przełączniki. Pofatygowałem się natomiast aby je dodatkowo nasmarować, głównie z powodu chęci poprawienia ich brzmienia. Wytarłem fabryczny smar i nałożyłem swój Molykote EM-30L i jak się okazało przełączniki te nie benefitują ze zmiany smaru pod kątem płynności. To zwyczajnie zbyt gładkie przełączniki aby jakikolwiek smar mógł je dodatkowo wygładzić.

JWK ostatnimi czasy coraz bardziej zachwyca swoim smarowaniem.

Brzmienie

Dźwiękowo są to zdecydowanie przełączniki o głębszej charakterystyce, niemniej jednak lekko wydłużony rdzeń trzonu skutecznie podgłaśnia dźwięk przełączników co zauważalnie wpływa na odbiór dźwięku. Jest on wyraźny, solidny i pełny. Stuknięcie podczas wciskania jest znacząco głośniejsze niż to gdy trzon wraca z powrotem do góry z powodu wydłużonego rdzenia. Jeśli nie poprawimy smarowania na sprężynie to dodatkowo towarzyszyć będzie nam cichy metaliczny pogłos, jednak po poprawnym ich nasmarowaniu problem ten kompletnie znika. Ponadto smarowanie samych przełączników nie zmienia znacząco charakterystyki ich brzmienia, nieco tylko wycisza niepożądane dźwięki. Warto przy tym jednak pamiętać, że smary i metody smarowania się różnią i Wasze doświadczenia mogą być inne – w Waszym przypadku brzmienie Cobaltów po nasmarowaniu w inny sposób i innym smarem może zaowocować znaczącą zmianą ich dźwięku. Testowałem Cobalty zarówno w XO V3, w którym mam mosiężną płytkę montowniczą, a także w Mr. Suit, w którym płytka ta jest z tworzywa POM. Różnica pomiędzy brzmieniem w jednej i w drugiej klawiaturze jest rzecz jasna wyraźnie zauważalna, ale ogólny zarys charakterystyki się utrzymuje. Monstargear nieco bardziej wystawiał na przód wysokie dźwięki i głośność Cobaltów, gdzie Suit raczej bardziej uwydatnia zdolności Cobaltów do niskiego brzmienia, ale nadal eksponuje przy tym ich głośność i solidność. Jeśli miałbym polecić komuś w jakich warunkach Cobalty złapią najlepszą synergię, to w mojej opinii byłaby to klawiatura stawiająca na niski, głęboki dźwięk, z płytką montowniczą z POMu lub poliwęglanu. Nie wydaje mi się jednak, że pchanie ich do skrajnych warunków będzie równie dobre – nie można przesadzić z niskością dźwięku, bo to kompletnie nie o to chodzi. Mi osobiście ich brzmienie nie podobało się tak bardzo w XO V3, ale pamiętajcie, że Wasza opinia może być kompletnie inna.

Powyższy test dźwięku jest nagrany telefonem, nie jest zatem najlepszej jakości. Weźcie to pod uwagę. Specyfikacja klawiatury dostępna jest w opisie filmu.

Ocena końcowa

Możecie zatem zauważyć, że raczej jestem fanem tych przełączników. Nie da się ukryć, że Cobalty zrobiły na mnie niemałe wrażenie, gdyż są bardzo gładkie, mają wydłużony rdzeń trzonu, długą sprężynę w odpowiednim dla moich palców wyważeniu oraz brzmią wyśmienicie z powodu zastosowanych materiałów. Zdecydowaną wadą są dla mnie mniejsze wymiary trzonu przez co keycapy siedzą na tych przełącznikach o wiele luźniej, a także większe niż standardowe chybotanie się trzonu (wobble). Niemniej jednak wady te są przyćmiewane przez masę zalet, które wymieniłem przed chwilą. Czy są to moje ulubione liniowce MX style (naśladujące budowę i wymiary Cherry MX)? Zdecydowanie tak. Czy jestem w stanie polecić je osobie, która lubi liniowce? Jasne, ale takiej osobie poleciłbym absolutnie każdego liniowca na świecie – po prostu żeby sprawdzić czy go polubi. Bo widzicie, nawet jeśli ja coś lubię nie znaczy, że ktoś inny to polubi, tak samo jeśli ktoś coś lubi, to niekoniecznie mi również musi się to spodobać. Dlatego jeśli Cobalty spełniają Wasze wymagania to nie bójcie się ich kupić, bo to naprawdę wspaniałe przełączniki, jeśli jednak coś Wam w nich nie pasuje to nie ma sensu moim zdaniem pakować się w coś co i tak Wam się nie spodoba.