Recenzja NovelKeys x Kailh Blueberry

Do pewnego momentu uważałem, że przełączniki liniowe to jedyne co może mi się podobać, i to nie z powodu ich mitycznej gejmingowości. Klikające irytowały domowników, zaś dotykowe nie przekonywały mnie swoją wyczuwalną grudką w momencie aktywacji, ponieważ doprowadzając przełącznik do samego dołu swoimi ciężkimi paluchami nie czułem w ogóle tejże grudki. Wszystko zmieniło się jednak kiedy zorientowałem się, że liniowce mi się znudziły. Po prostu, przestałem widzieć w nich cokolwiek interesującego. Dźwięk na ogół mnie irytował, a kliknięcia były zwyczajnie nudne. Dodatkowo nie miałem żadnych alternatyw, bo mimo różnic w plastiku liniowce wcale się tak bardzo od siebie nie różnią i dodając trzon z ultra gładkiego UHMWPE osiągniemy lekko wyczuwalną różnicę w feelingu i nieco inny dźwięk. Dlatego postanowiłem zainteresować się tymi znienawidzonymi tactile (eng. dotykowy) i pierwszy wybór padł na… Kailh Blueberry.

Kailh Blueberry
Tak prezentują się nowe przełączniki Kailh.

Ten jakże popularny przełącznik, wypuszczony na początku roku przez NovelKeys – autorów równie popularnego Kailh Cream – zainteresował mnie głównie dlatego, że był alternatywny wśród swoich konkurentów. Oferował grudkę o takim kształcie, jakiego nie spotkacie nigdzie indziej. Zamiast jednostopniowego przeskoku otrzymujemy tu dwa stopnie, zaś na powrocie czuć ogromną grudkę. Gdy klikałem dziesięć sztuk tych przełączników poczułem, że to jest właśnie ten dobry wybór. Obawiałem się tylko o dźwięk, bowiem wykonane są one w pełni z tworzywa POM (podobnie jak Cream), które mimo swoich ciekawych właściwości nie ma zbyt przyjemnego dla mego ucha dźwięku. Albo raczej tak mi się wydawało dopóki nie wsadziłem swoich Blueberry do klawiatury.

Z lewej Kailh Cream, z prawej Kailh Blueberry

Dźwięk

Proces kompletowania tych przełączników był o tyle trudny, że kupowałem je po dziesięć sztuk z kuponami aby zaoszczędzić jak najwięcej się tylko dało. W efekcie zamiast 260zł zapłaciłem tylko 160zł za siedemdziesiąt sztuk. Gdy jednak wsyzstkie były już u mnie i w końcu mogłem sprawdzić jak sprawują się w klawiaturze to momentalnie zmieniłem swoje zdanie. Dźwięk to pierwsze co wręcz urzekło mnie w tych przełącznikach. Basowe stuknięcie o głębokim wyrazie to naprawdę coś przepysznego. Wpływ na to z pewnością miały keycapy o profilu SA, ale mimo wszystko spodziewałem się czegoś o wiele bardziej wysokiego, a nie absolutnego basu. Warto jednak zaznaczyć, że sprężyny to nie jest mocna strona tych przełączników, bowiem wydają w miarę słyszalny metaliczny pogłos (który łatwo wyeliminować lubrykantem).

Wewnątrz nie znajdziemy nic nadzwyczajnego.

Wygląd, wobble

Zgrzeszyłbym natomiast gdybym nie wspomniał o wykonaniu. Od kiedy pierwszy raz poznałem Kailh Cream to jestem wręcz zakochany w tym gładziutkim, odbijającym światło kremowym kolorze obudowy. Tutaj dodatkowo mamy idealny odcień niebieskiego w postaci trzonu. Wizualnie to jeden z najładniejszych moim zdaniem przełączników jakie posiadam w swojej kolekcji. Natomiast w kwestiach technicznych jest nieco gorzej, albowiem górna część obudowy nieco chybocze się względem tej dolnej. Widać tu słabe spasowanie części, ale wydaje mi się, że w przypadku tego przełącznika wiele nie zmienia ta „wada”, a zastosowanie uszczelki nieznacząco zmienia dźwięk (o ile w ogóle na lepsze, moim zdaniem nie). Niestety trzon buja się pod naciskiem na boki, ale dla większości to i tak żaden problem i ja zaliczam się do tej grupy.

Mimo, że to Kailh, to mamy tutaj standardowe cztery zatrzaski obudowy.

Bump

Przejdźmy jednak do najważniejszego, a więc do aktywacji. Większość przełączników dotykowych na rynku charakteryzuje się bumpem w postaci ostrego spadku lub okrągłej górki (wizualizacja poniżej). Tutaj mamy jednak do czynienia z czymś absolutnie innym, bo zamiast odwróconego V lub leżącego na boku D dostajemy coś kompletnie odmiennego (również zawarte na obrazku). Powodem jest tu ukształtowanie nóżek na trzonie, które są skrajnie odmienne od wszystkiego co znam. To powoduje, że na początku od wciśnięcia musimy przejść przez pierwszy skok, a następnie po chwili płaskiej trasy trafiamy na następną przeszkodę, a dopiero po niej docieramy do samego dołu przełącznika. Jest to naprawdę dziwne doświadczenie.

Powyższa wizualizacja, choć prosta, to moim zdaniem robi swoją robotę.

Czy mi się podoba? Tak. Bawiłem się dobrze pisząc na tych przełącznikach, ale niezwykle przeszkadzały mi dwie rzeczy – po pierwsze zastosowana jest tu sprężyna 80 gramowa, a więc jest to przełącznik ciężki. Nie jestem przyzwyczajony do takiej wagi i moje palce czasami potrafiły nieźle mnie rozboleć po dłuższej sesji, czy to pisania czy grania. Drugą kwestią jest ten skok powrotny. Trzon podczas wracania z dna przełącznika musi pokonać raz jeszcze metalowe kontakty, a że nóżki są wyprofilowane w specyficzny sposób to przy wracaniu skok jest pojedynczy i w dodatku ogromny. To właśnie powoduje, że przy znacząco lżejszych sprężynach może wystąpić problem i trzon po prostu nie będzie wracał do swojej pierwotnej pozycji. Dlatego nawet nie próbowałem rozwiązać pierwszego problemu, bo bym pogorszył ten drugi.

Kailh Blueberry został otoczony przez topowe przełączniki tactile.

Ocena końcowa

Czy jestem w stanie polecić ten przełącznik komukolwiek? Tak, ale tylko komuś komu naprawdę się spodobał. To nie jest przełącznik dla każdego, a świeżakom poszukujących wrażeń wśród dotykowców poleciłbym raczej konkurencję, natomiast da się go lubić. Jeśli ktoś lubi taki specyficzny skoks przełącznika to gorąco polecam, bo jest to naprawdę solidny wybór. Dodam jeszcze, że słyszałem wiele legend o tym, że jest to przełącznik szorstki. Osobiście nie odczułem żadnego tarcia, ale być może przyćmił je ten dziwaczny podwójny bump. Nie lubrykowałem tych przełączników i nie mam zamiaru ich w takim stanie testować, albowiem sprzedałem je w lepsze ręce. Te dwie wady to coś co skutecznie odstraszyło mnie od jagódek. A szkoda, bo to naprawdę interesujący przełącznik.