Recenzja Gateron Luciola

Pamiętam jak dziś czasy, kiedy zachwycałem się pierwszym na świecie przełącznikiem świecącym w ciemności. Był to zwyczajny liniowiec od Gaterona, a z plastiku fluorescencyjnego był wykonany jego top housing i trzpień. Nieco później na rynek wkroczyły switche od JWK, które także świeciły w ciemności – jeden model miał fluorescencyjną obudowę, a drugi tylko trzon. Od tego czasu minęło jednak parę lat i nie kojarzę żeby producenci tworzyli jakiekolwiek kolejne przełączniki świecące w ciemności. Cóż, do teraz, gdyż Gateron ponownie uznał, że pilnie potrzebuje takowego switcha w swojej ofercie. Poznajcie zatem Gateron Luciola, czyli następcę NovelKeys x Gateron Glow.

Zastanówmy się na wstępie, zanim przejdziemy do faktycznej części recenzji, nad jedną ważną kwestią: po co komu świecące w ciemności przełączniki? Jest to niewątpliwie fajna cecha, ale realnie po włożeniu switchy do klawiatury nigdy ich już nie ujrzymy, no chyba że przez przezroczyste keycapy pokroju Akko ASA Clear. Nie traktowałbym zatem fluorescencji jako najważniejszego aspektu Gateron Luciola, bo w rzeczywistości jest to jedynie dodatek, a same przełączniki należałoby ocenić przez pryzmat zwykłego modelu.

Gateron Luciola

Budowa

Gateron Luciola to przełączniki o bardzo ładnym, limonkowym kolorze. Ich obudowy wykonano z tego samego blendu tworzyw co popularne Ink V2, a także zastosowano do nich te same formy. Można się zatem spodziewać, że pod kątem performance’u będą to bardzo podobne switche. Obudowa prześwituje, natomiast polioksymetylenowy trzon nie – ponadto nie świeci on w ciemności. Dobrą informacją dla wszystkich fanów długich trzonów (w tym mnie) będzie natomiast długość rdzenia trzonu Gateron Luciola wynosząca 13,1 mm. Mowa tu zatem o przełącznikach long pole, których skok został delikatnie zredukowany względem standardu.

Na spodzie obudowy znajdziemy dwie dodatkowe nóżki, czyniące te switche 5-pinowymi. Można je zatem swobodnie umieścić w klawiaturach hot-swap oraz plateless bez obaw o jakiekolwiek nierówności czy chybotanie. Tolerancje są z kolei na najwyższym poziomie – spasowanie obu części obudowy jest tak doskonałe, że kompletnie nie czuć ruchu pomiędzy nimi, więc stosowanie filmów jest tu zbędne. Trzon nie buja się zaś na boki prawie w ogóle, a zatem wobble jest tutaj niebywale niski. To świetna informacja, gdyż Gateron uchodził niegdyś za producenta, który nie potrafi poradzić sobie z tym problemem.

Skok

Recenzowane dzisiaj przełączniki są liniowe, a zatem nie odczujemy w nich w żaden sposób punktu aktywacji. Skok jest płaski, od początku aż do samego dołu. Za sprawą wydłużonego rdzenia trzonu został on natomiast zredukowany do około 3,5 mm, czyli wyraźnie mniej niż standardowe 4 mm, zaś aktywacja ma miejsce na drugim milimetrze. Niektórym się to spodoba, a innym wręcz przeciwnie, natomiast ja należę do tej pierwszej grupy i to właśnie dzięki skróconej podróży trzonu korzystało mi się z Gateron Luciola bardzo komfortowo przez cały okres testów. Niemniej jednak zauważyłem, że pomimo dosyć mocnego zderzenia czubka trzonu ze spodem obudowy, przekazany do palca impakt nie jest wcale taki twardy. Obstawiam, że wynika to z użycia tego samego materiału co do modeli z serii Ink V2, który podejrzewa się, że jest blendem UHMWPE z jakimś innym polimerem.

Autorem tego wykresu jest ThereminGoat.

Sprężyny

Bardzo ciekawym elementem testowanych przeze mnie dzisiaj przełączników marki Gateron jest sprężyna. Z pozoru wygląda ona niezwykle normalnie jak na dzisiejsze standardy – ot dwustopniowa sprężynka o długości wynoszącej prawie 22 mm, nic nadzwyczajnego. No, co najwyżej w oczy rzuca się jej nietypowy, kompletnie czarny kolor – wygląda to trochę jakby coś się zwęgliło na powierzchni metalu i miał się on zaraz pokruszyć, jednak nie jest to pierwszy przypadek kiedy Gateron stosuje sprężynki w takim kolorze. Prawdziwie nietypowa cecha tych sprężyn to jednak ich wpływ na wrażenia z użytkowania przełączników o nazwie takiej samej jak imię jednego z bohaterów Last Exile.

Widzicie, w normalnej sytuacji nadzwyczaj długa sprężyna generuje po prostu zjawisko slow-curve, które przy liniowcach powoduje jedynie niższą różnicę wymaganego nacisku pomiędzy początkiem, a końcem skoku. W tym przypadku warto jednak rzucić okiem na powyższy wykres, który wyraźnie prezentuje, że skok nie jest idealnie płaski, a lekko zaokrąglony przez całą swoją długość. Niewątpliwie wynika to ze struktury sprężyny, natomiast nie byłem w stanie dojść do tego, który konkretnie fragment ma na to wpływ. Wygląda ona bowiem identycznie co większość dostępnych na rynku sprężyn 2-stage, a przecież podobne zjawisko nie występuje w każdej z nich.

Jak jednak przekłada się to na wrażenia z użytkowania, te realne, a nie na wykresie? A no powiem Wam, że niezwykle ciekawie. Czuć bowiem, że wymagany nacisk na samym początku jest wyższy niż parę dzisiątych części milimetra niżej. Oczywiście przy szybkim pisaniu bardziej daje się tu we znaki sam efekt slow-curve, niemniej jednak czuć, że jest to trochę inne doświadczenie niż w przypadku standardowego przełącznika z długą sprężynką.

Brzmienie

Przez wiele lat próbowania różnych klawiatur i przełączników doszedłem do wniosku, że moje uszy preferują głośne i wyraźne przełączniki, które mają swój charakter, a nie są tłumione, ani przez miękkie materiały, ani przez wypełniacze obudowy. Gateron Luciola są zatem w dosyć niefortunnej pozycji, gdyż zastosowany do ich produkcji blend polimerów jest niewątpliwie miększy niż zazwyczaj wybierany nylon, przez co stuknięcie trzonu o spód obudowy jest wyraźnie wytłumione. Normalnie w przełącznikach long pole powinniśmy usłyszeć donośne uderzenie, a tutaj spotkamy zwyczajne, niegłośne puknięcie. Nie jest to co prawda poziom takich SP-Star Meteor (których recenzja ukaże się niebawem), ale i tak mowa tu o cichszych niż powszechnie przyjmowany standard switchach z wydłużonym rdzeniem trzonu.

Jeśli chodzi zaś o barwę brzmienia, to jest ona wyraźnie basowa, czego raczej można się było spodziewać – Gateron Ink V2 były bowiem od zawsze kojarzone z basem i to głównie dlatego przez tyle czasu były tak popularnym wyborem wśród entuzjastów. Jestem pewien, że gdyby wymienić tutejsze trzony na takie o standardowej długości to bas zostałby jeszcze bardziej zaznaczony, ale w parze z dodatkowym wytłumieniem. Zalecam zatem stosowanie tych przełączników do klawiatur o pustych obudowach, najlepiej takich z niosącym się echem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), gdyż uwydatni to jakże przyjemne dla ucha brzmienie oferowane przez te interesujące przełączniki.

Gateron Luciola w Keychron Q1 Max.
Gateron Luciola w RAMA U80-A SEQ2 i z JTK Royal Alpha.

Gładkość

Co to by były za switche od Gaterona bez wyśmienitego fabrycznego smarowania? No właśnie okazuje się, że wcale nie jest to taki prosty temat. O ile po Gateron X R2 można było spodziewać się braku smaru, o tyle widok suchych trzonów Gateron Luciola bardzo mnie zdziwił. Ciężko jest mi bowiem zrozumieć dlaczego producent, którego smarowanie można nazwać jednym z najlepszych na rynku, zdecydował się nie zastosować go w tak drogich przełącznikach liniowych. Tym bardziej, że przecież w obecnych czasach mało kto decyduje się na własnoręczne smarowanie.

Całe szczęście Luciola i tak są bardzo gładkie, co zawdzięczają bardzo dobrym formom i materiałom zastosowanym do ich produkcji. Podczas pisania na nich kompletnie nie czuć ocierania trzonu o prowadnice, a nawet jeśli zaczniemy je wciskać bardzo powoli, to i tak bardzo ciężko będzie nam odczuć jakiekolwiek tarcie. Nie są to najgładsze przełączniki MX style jakich kiedykolwiek używałem, ale gdyby istniał jakiś ranking tego parametru, to bez cienia wątpliwości plasowałyby się one bardzo wysoko.

Ocena końcowa

Jak więc sami widzicie, Gateron Luciola wypadły dosyć pozytywnie w moich testach. Są to bowiem gładkie liniowce o lekkim i atrakcyjnym dla ucha brzmieniu, z niskim wobble, 5-pin oraz wydłużonym trzonem. Brakuje im fabrycznego smarowania (które jest deklarowane przez producenta, lecz ja się go nigdzie nie doszukałem), ale mimo to brzmią i pracują one naprawdę świetnie. Ponadto oferują coś czego mało na rynku – świecące w ciemności obudowy! Wiadomo, to jedynie smaczek, który jest fajny przez pierwsze 5 minut i później się nudzi, natomiast nie jest to coś co spotyka się na co dzień.

Jest niestety jedno ale – cena. Zestaw 110 sztuk przełączników Gateron Luciola kupicie u partnera mojego bloga, Shelter.pl, za 449 złotych. Wyjdzie nas to zatem około 4 złotych za jedną sztukę (choć z kodem KRZEW taniej o 10%). Winny oczywiście nie jest tu sam sprzedawca, a producent, który ustanawia absurdalne marże na produktach brandowanych lub choćby wspominających linię Ink V2. Szkoda, bo Gateron jest w stanie tworzyć naprawdę świetne przełączniki w atrakcyjnych cenach – chociażby Gateron Milky Yellow Pro, albo ostatnio wydane Gateron Smoothie (recka soon™), które także kupicie u wspomnianego partnera bloga, w dodatku za znacznie lepsze pieniądze niż recenzowane dziś Luciola.

Czy jestem zatem w stanie polecić te przełączniki? Zależy od Waszych oczekiwań. Jeśli nie obchodzi Was cena, a podoba Wam się koncept fluorescencyjnych switchy, to nikt nie broni Wam kupić Gateron Luciola – poza świeceniem w ciemności dostaniecie bowiem zwyczajnie dobre przełączniki liniowe, których użytkowanie przyniesie Wam wiele frajdy. Dla kogokolwiek innego są jednak na rynku znacznie lepsze opcje, które radzą sobie nawet lepiej niż Luciola. Takim osobom odradzałbym zakup tych limonkowych Gateronów i wybór czegoś opłacalniejszego.

Podziękowania

Śliczne dzięki partnerowi bloga, polskiemu sklepowi z peryferiami biurowymi i nie tylko – Shelter.pl, za użyczenie tych przełączników na testy. Dzięki tego typu współpracom jestem w stanie jeszcze bardziej rozwijać bloga i zapewnić moim czytelnikom jeszcze więcej ciekawych tekstów! ^^ Polecam więc wpaść na stronę Shelter i sprawdzić czy nie oferują czegoś co może się Wam przydać – znajdziecie tam bowiem masę fajnych klawiatur i przełączników, a te drugie możecie kupić z kodem KRZEW obniżającym cenę o 10%!