Spróbowałem klawiatury na Alpsach!

Choć jeszcze niedawno byłem kolekcjonerem przełączników i miałem w swojej kolekcji niejeden przełącznik od firmy Alps Electric, to nigdy nie miałem okazji wypróbować ich w klawiaturze. Kilka dni temu dostałem ofertę dotknięcia klawiatury Ligza posiadającej przełączniki Alps SKCM Bamboo White, które są klikające. Zgodziłem się więc na taki krótki kilkudniowy test, który pozwoliłby mi poznać jak zachowują się te przełączniki, ale także samą klawiaturę. Efektem tego jest ten właśnie artykuł, który nie jest recenzją, a po prostu krótką opinią po krótkim używaniu.

Dziwnie czuję się trzymając takiego giganta w jednej dłoni.

Co to za model?

Klawiatura ta to Northgate OmniKey/101p i pierwsze co rzuca się w oczy to jej gigantyczny rozmiar. W obecnych czasach ludzie dążą do pomniejszania klawiatur, ale w latach gdy ten model był produkowany nikogo nie obchodziło oszczędzanie miejsca na biurku. Dlatego też mamy tu bardzo grube krawędzie oraz ogromne czoło gdzie możemy nawet umieścić długopis. Pod logiem OmniKey/101 powinno coś się kryć, ale nic a nic tam nie ma – jest ono bowiem otwierane.

Ciekawe co miało się kryć pod logiem.

Układ i keycapy

Jest to rzecz jasna klawiatura pełnowymiarowa, a więc ma wszystkie sekcje – numeryczną, nawigacyjną, klawisze funkcyjne jak i główną sekcję – alfanumeryczną. Keycapy tutaj obecne wykonane są z tworzywa ABS metodą double-shot, a więc literki są osobnym kawałkiem plastiku dzięki czemu nigdy nie zejdą. Dodatkowo niektóre modyfikatory, a konkretnie Shifty, Controle, Alty i ESC mają legendy w kolorach RGB co dodaje takiego przyjemnego akcentu. Cała klawiatura jest bieżowa, keycapy są w dwóch odcieniach, a całość z takimi dodatkowymi kolorkami po prostu lepiej się komponuje. Layout jest dosyć nietypowy, bo mamy tu prawego Shifta podzielonego na dwa klawisze, tuż pod nim cztery klawisze są o wiele mniejsze niż w typowej klawiaturze ANSI, a Enter jest wielki. Na taki Enter mawia się Big-Ass Enter, w skrócie BAE, a jego kosztem tracimy typowe ulokowanie klawisza |, dlatego często w starych klawiaturach z BAE dzielony był Backspace aby umieścić tam | lub wsadzano go pomiędzy prawego Alta i Controla. Tu natomiast podejście było nieco inne i klawisz ten znalazł swoje miejsce obok prawego Shifta. Dobry wybór!

Retro vibe czuć od razu od tej beżowej kolorystyki.

Przewód, indykatory i spód

Dodatkowo mogę wspomnieć, że kabel tutaj obecny ma bardzo długą sekcję zakręconą, która może przypominać trochę te kable ze starych telefonów. Ma to na celu zmieszczenie większej ilości kabla w mniejszej ilości miejsca, bo kabel ten rozciąga się gdy potrzeba. Klawiatura ta ma też nóżki podwyższające kąt pochylenia, zaś diody informujące o włączeniu CapsLocka, ScrollLocka czy NumLocka znajdują się nad NumPadem w takich wielkich okienkach i świecą na zielono. Nie można też zapomnieć, że cały spód obudowy tej klawiatury wykonany jest z metalu, a całość waży około dwa kilogramy. Oznacza to, że można tą klawiaturą kogoś bezproblemowo zabić.

Już killkadziesiąt lat temu wiedzieli jakie kable są najlepsze.

Przełączniki

No ale przejdźmy już do najważniejszego, czyli do przełączników Alps. Najpierw rozkoduję co znaczy SKCM i Bamboo, a potem przejdziemy do moich wrażeń. A więc SKCM to seria przełączników od producenta Alps, które były albo klikające albo dotykowe, a design ich metalowych kontaktów był skomplikowany. Dlatego na Alpsy z serii SKCM i SKCL mówi się complicated, a na SKBM i SKBL simplified, bo te miały prostszy design. Z kolei Bamboo to rodzina rozpoznawana przez obecność w górze obudowy takich małych dzyndzelków. Bamboo to te na ogół uznawane za gorsze, bo są nowsze i produkowane po 1993 roku.

Powyższe obrazki pożyczyłem z najlepszej wikipedii klawiatur vintage – deskthority.com.

Może to być powodem dlaczego przełączniki te kompletnie mi się nie spodobały. Przede wszystkim brzmią bardzo nieciekawie, tak nierówno i na odwal. W dodatku gdy wciska się je nie w samym centrum to trzony blokują się jakby o ścianki obudowy, co nazywa się „binding”. Przez to przełącznik wydaje się cięższy i gorzej się go wciska. Sam feeling tych białych Alpsów nie jest taki tragiczny, grudka w momencie aktywacji jest lekko wyczuwalna, ale nie jakoś przesadnie, a waga wymagana do ich aktywacji nie jest zbyt wysoka, choć męczą mi palce przez to bindowanie. Głównie dlatego testy te trwały dosłownie kilka godzin, bo na więcej nie byłbym w stanie sobie pozwolić. To po prostu klawiatura kompletnie nie dla mnie, nie pasująca do moich preferencji. Ale ciekawym doświadczeniem było na niej pisać! Warto próbować nowych rzeczy.

Pomimo swojej renomy, białe Alpsy nie przypadły mi do gustu.