Recenzja Razer Huntsman Mini (Razer Optical Purple)

Nieczęsto spotyka się produkty Razera w kolorze białym. Jedną z niewielu oferowanych przez nich klawiatur w tej barwie jest Huntsman Mini, czyli pomniejszona wersja ich optycznego podejścia do klawiatur mechanicznych. Na blogu mam już recenzję protoplasty tego produktu, czyli Huntsmana V2 TKL, a więc jeśli zastanawiacie się nad nieco większą klawiaturą to odsyłam do niej. Jeśli natomiast poszukujecie jak najmniejszego urządzenia, to ten artykuł jest dla Was. Razer Huntsman Mini występuje w dwóch opcjach koloru: standardowy czarny i Mercury White, a także w dwóch opcjach przełączników: optyczne Red V2 i optyczne Purple. Ja na testy wybrałem, jak już mogliście się zorientować, biały wariant na przełącznikach fioletowych, gdyż moją opinię o czerwonych liniowców również można znaleźć w recenzji większego wariantu tej klawiatury. Czy zatem „Mały Łowca” jest w stanie konkurować z innymi „sześćdziesiątkami” na rynku klawiatur, a co więcej: czy jest równie dobry co swój większy brat? Tego dowiecie się w tej recenzji!

Razer Huntsman Mini
Dawno nie miałem okazji korzytać z takiego maleństwa.

Opakowanie

Klawiaturę otrzymujemy w równie małym pudełku, które utrzymuje jasną kolorystykę z każdej strony poza odwrotem. Na froncie znalazł się render produktu, a na lewo od niego trzy cechy, które producent prawdopodobnie uważa za najważniejsze: optyczne przełączniki, keycapy double-shot PBT i odpinany kabel USB-C. W lewym górnym rogu poinformowani jesteśmy, że to klawiatura 60%, w lewym dolnym widnieje napis informujący o modelu, zaś w prawym dolnym określony jest typ przełączników, które zamontowane ma ten konkretny egzemplarz. Z tyłu opakowania znajdziemy właściwie takie same informacje z tym, że zostały one dodatkowo krótko opisane, a na dodatek otrzymujemy tu kilka skrótów klawiszowych służących do zmiany trybu podświetlenia bez użycia oprogramowania.

Akcesoria

Wewnątrz poza klawiaturą nie otrzymujemy wielu akcesoriów, gdyż są to jedynie dopasowany kolorystycznie przewód USB-A do USB-C, zestaw naklejek, instrukcja obsługi i krótkie podziękowanie od CEO firmy za wybranie ich produktu. Końcówki kabla zakryte zostały plastikowymi ochraniaczami, zaś sam kabel zwinięty jest za pomocą gumowego organizera. Dodatkowo przewód został opleciony co zwiększa jego wytrzymałość, ale moim zdaniem biały oplot wygląda nieco kiczowato.

Brakuje mi tu chociażby drucianego keycap pullera.

Od góry

Razer Huntsman Mini to klawiatura 60%, a więc nie posiada ani sekcji numerycznej, ani sekcji nawigacyjnej, ani rzędu klawiszy funkcyjnych. Jest to wycięta sama sekcja alfanumeryczna, która spełnia absolutne minimum funkcjonalności klawiatury. Nie znajdziemy tu co prawda strzałek, ale możemy użyć ich, jak i zresztą każdego innego brakującego tu klawisza, za pomocą warstw dostępnych po przytrzymaniu klawisza FN. Bardzo miłym ruchem ze strony Razera jest podświetlenie na biało wyłącznie klawiszy, które spełniają jakąkolwiek funkcję na drugiej warstwie gdy trzymamy ten przycisk. Klawiatura prezentuje się bardzo schludnie i nie znajdziemy tutaj żadnych udziwnień, gdyż poniekąd nie pozwala na to jej rozmiar. Ot, po prostu malutka klawiaturka.

Nie uraczymy tu nawet indykatorów informujących o włączeniu CapsLocka itp.

Od boku

Niewiele więcej dzieje się gdy spojrzymy na klawiaturę od boku. W oczy rzuca się obecny tu floating-key design, który oznacza wysunięcie przełączników ponad korpus. Nie jestem fanem tego rozwiązania, bo takie klawiatury wyglądają w mojej opinii niezbyt ładnie, a na dodatek taka budowa wpływa negatywnie na akustykę, gdyż dźwięk może swobodnie rozlewać się w każdym kierunku. Fani uważają natomiast, że klawiatury tak zaprojektowane łatwiej czyścić, bo ścianki obudowy nie blokują brudu. Warto natomiast zaznaczyć, że działa to też w drugą stronę, gdyż odsłonięta z każdej strony płytka montownicza wpuszcza więcej kurzu. W tej sytuacji płytka ta stanowi też siłą rzeczy górę obudowy klawiatury i jest ona wykonana z aluminium, natomiast nie jest to nic specjalnego, gdyż praktycznie każda klawiatura pre-built posiada tę część z metalu, a po prostu klawiatury z floating-key designem eksponują ją tak jakby była częścią obudowy. Widoczne są tu również wszystkie śrubki, co wygląda moim zdaniem paskudnie i tanio.

Z profilu widać jak zaprojektowana została obudowa i moim zdaniem takie warstwowe zwężanie wygląda ładnie.

Od spodu

Standardowo już dla klawiatur od kalifornijskiego producenta na spodzie otrzymujemy dwustopniową regulację kąta nachylenia za pomocą rozkładanych nóżek, których końce są ogumione. We wszystkich czterech rogach również znalazły się gumki antypoślizgowe, dzięki którym klawiatura nie powinna ruszać się po biurku podczas normalnego użytkowania. Cała spodnia powierzchnia pokryta została dodatkowo wygrawerowanym hasłem Razera, czyli „FROM GAMERS. FOR GAMERS.”. Widoczne jest również wcięcie, w którym znajduje się port USB-C. Jest on osadzony dosyć głęboko, co może kolidować z używaniem niektórych kabli, natomiast ja nie miałem żadnych problemów z żadnym z posiadanych przeze mnie przewodów. Warto zaznaczyć też, że cała obudowa została wykonana z tworzywa sztucznego, a jedynie płytka montownicza jest z metalu. To przekłada się na bardzo niską wagę, która wynosi jedynie 460 gramów. Szkoda, że producent nie skorzystał z tej okazji i nie zaoferował łączności bezprzewodowej, która mogłaby sprawić, że niska waga byłaby ogromnym atutem.

Mniejsze stopki zwiększają kąt nachylenia do 6 stopni, zaś większe do 9.

Keycapy

Zaskakująco dobrze wykonane zostały nakładki. Do ich produkcji użyto tworzywa PBT, które znane jest ze swojej lepszej wytrzymałości na ścieranie faktury powierzchni, ale ma też tendencję do wyginania się podczas procesu chłodzenia w trakcie produkcji. Z przyjemnością oznajmiam, że mimo to wszystkie keycapy są w tej klawiaturze perfekcyjnie proste i nie cierpią na warping. Ich powierzchnia jest wyraźnie szorstka, ale przyjemna w dotyku. Metoda użyta do produkcji tych nakładek to double-shot, czyli w tym przypadku prześwitujące znaki wykonane zostały z osobnego kawałka tworzywa niż biała struktura nakładki. Dzięki temu literki są fizycznie niemożliwe do zdarcia, bo są częścią powierzchni keycapa. Na boku wybranych nakładek umieszczono dodatkowe szare funkcje, które działają po wciśnięciu klawisza z ówczesnym przytrzymaniem FN. Nadrukowano je prawdopodobnie metodą pad-printing, a więc tą niezbyt wytrzymałą, natomiast nasze palce nie wchodzą w kontakt z boczną powierzchnią keycapa, więc nie ma o co się martwić. Krój pisma jest tu niezwykle przyjemny dla oka i minimalistyczny, nie stosuje żadnych udziwnień, a znaki są wąskie i równe. Umieszczone zostały one w centrum górnej części keycapa aby światło jak najskuteczniej je przebijało. Funkcje modyfikatorów (Enter, Shift itp.) napisane zostały w całości małymi literami, co jest estetycznym rozwiązaniem, natomiast z jakiegoś powodu klawisz Backspace zamiast być reprezentowanym przez słowo posiada strzałkę. Naturalnym problemem, który na ogół pojawia się gdy producent decyduje się na domknięte brzuszki liter w keycapach double-shot jest gorzej penetrujące je światło przez wspieracze, które „utrzymują” nieprześwitujące tworzywo wewnątrz domkniętych wybrzuszeń znaków. Tutaj, co ciekawe, to nie występuje i wszystkie znaki równomiernie przepuszczają światło przez całą swoją powierzchnię. Nie wiem czy spowodowane jest to kolorem białym, czy może Razer zastosował nieco inną metodę „wspierania” plastiku. Bez względu na to jak tego dokonał muszę przyznać, że wykonał kawał dobrej roboty ustanawiając keycapy jedną z większych zalet tej klawiatury.

Grubość tych keycapów przekracza jeden milimetr.

Stabilizatory

Nie mogę niestety pochwalić Razera za skomplikowany do bólu design stabilizatorów. Polega on bowiem na drucikach umieszczonych pod płytką montowniczą, do których keycapy przymocowane zostają przez podłużne elementy z zatrzaskami, w które wsuwa się drucik. Na pierwszy rzut oka wygląda to konstrukcyjnie jak standardowe stabilizatory podobne do tych stosowanych od dziesiątek lat w klawiaturach Cherry, natomiast w praktyce jakiekolwiek próby nasmarowania ich mogą okazać się bezskuteczne. Niestety producent również nie zapewnia żadnego fabrycznego smarowania, w wyniku czego stabilizatory wydają z siebie niepożądane dźwięki, które porównać można do klekotania. Choć w moim przypadku jest to mocno niwelowane przez donośne klikane przełączników, to już z wyciszanymi Redami mogłoby być to wyraźnie słyszalne. Szkoda więc, że amerykański producent postanowił uprzykrzyć nam życie i zamontować w swoim produkcie dziwaczne stabilizatory uniemożliwiające swobodne ich modyfikowanie, a na dodatek nie nasmarować ich fabrycznie.

Podłużne szare trzony stabilizatorów tak mocno siedzą w keycapach, że wychodzą razem z nimi.

Przełączniki

Jak wspomniałem wcześniej, posiadam już na swoim blogu recenzję ich liniowych Red V2, dlatego tym razem wybrałem klikające Purple. Producentem tych przełączników jest Dongguan Mingjian Electronic Technology Co., Ltd., które produkuje również switche do optycznych klawiatur Bloody, a także do niektórych Keychronów. Zastosowany w Huntsmanie Mini model to MJ3.0. Są to przełączniki optyczne, których działanie polega na odsłonięciu wiązki światła podczerwonego poprzez wciśnięcie do odpowiedniego poziomu trzonu przełącznika, co skutkuje odebraniem światła przez fotorezystor, a następnie przekazaniem do komputera informacji o aktywacji. Za sprawą takiej konstrukcji przełączniki optyczne są właściwie niezniszczalne przy normalnej eksploatacji i jedyny limiter ich żywotności to ilość przełączeń nadajnika i odbiornika podczerwieni. Dzięki optyczności można przełączniki te nazwać bezkontaktowymi (brak metalowych kontaktów odpowiadających za przewodzenie prądu), a to z kolei skutkuje zwiększoną płynnością. Razer Purple rzeczywiście można nazwać gładkimi, zarówno podczas ich liniowego skoku, jak i w momencie aktywacji, która sygnalizowany jest przez wyczuwalną górkę, zwaną bumpem. Poza wyczuwalnym sprzężeniem zwrotnym w momencie aktywacji informują nas one o niej także poprzez słyszalny odgłos. Źródłem dźwięku i bumpa jest w tym przypadku tak zwany click-bolt, który jest rozwiązaniem na wytwarzanie przez przełącznik optyczny klikającego dźwięku bezkontaktowo. Polega on na „śrubie”, która w wyniku wciskania trzonu w dół obraca się wokół własnej osi generując zwiększony opór, a po przekroczeniu pewnego progu przeskakuje zwalniając slider i jednocześnie wydając wyraźny odgłos przypominający kliknięcie.

Nawet barwa obudów przełączników została dostosowana do kolorystyki klawiatury.

Przeskoczenie „śruby” zmniejsza nacisk potrzebny do dalszego wciśnięcia, co przez nasze palce interpretowane jest właśnie jako sprzężenie zwrotne. Przełączniki te zostały zaprojektowane tak, że okienko na wiązkę światła otwiera się od razu z przeskoczeniem „śruby”, a więc nie przytrafi nam się nigdy sytuacja gdzie przełącznik aktywuje się bez kliknięcia lub na odwrót. Sam bump nie należy do największych i jest mocno liniowy. Opór rośnie w nim bowiem przez równomierny nacisk na sprężynę, a po stromym zakończeniu bumpa przez zmniejszenie oporu wymagana siła do dalszego wciśnięcia drastycznie spada. To sprawia, że nie jest to dla mnie zbyt przyjemny przełącznik, ale to głównie dlatego, że o wiele bardziej preferuję charakterystykę przełączników klikających opartych o click-bar lub click-leaf. Tutaj charakterystyka jest mocno nijaka i rozmiar bumpa również mnie nie powala, co skutkuje nieciekawymi wrażeniami podczas pisania. Z technicznych informacji dodam jeszcze, że aktywacja odbywa się tutaj tuż po przekroczeniu szczytu bumpa, który sięga 50 gramów, a skok kończy się przy nacisku 65 g. Cały skok wynosi tutaj około 3.4 milimetra, zaś aktywacja ma miejsce tuż przed 1.5 mm.

Powyższy wykres przedstawia charakterystykę Razer Optical Purple.

Brzmienie

Dobrego słowa nie mogę powiedzieć też o brzmieniu użytych w Razer Huntsman Mini przełącznikach. Spodziewałem się czegoś ciekawego, gdyż korzystają one z nietypowego mechanizmu generującego klik i wyczuwalnego bumpa w momencie aktywacji, ale niestety szybko się zawiodłem. Okazuje się, że pomimo innowacyjnej metody jaką jest click-bolt, dźwięk jest niesamowicie nieprzyjemny dla moich uszu i ciężko nazwać mi go klikaniem, a prędzej pękającymi suchymi patykami. Nie jest to grzechoczenie jak w przypadku Cherry MX Blue i ich pochodnych, ale jest równie, jak nie bardziej, nieprzyjemne. Na dodatek sprężyny są tutaj istną orkiestrą, gdyż wydają z siebie donośny metaliczny pogłos, który w połączeniu z koszmarnym „klikaniem” doprowadzał mnie do szału przez cały okres testów. Oficjalnie mogę przyznać, że są to najgorzej brzmiące przełączniki z jakimi miałem do czynienia w swoim życiu. Wcale nie pomaga w tym konstrukcja klawiatury, gdyż ta pozwala niekontrolowanie rozlewać się dźwiękowi w każdym kierunku. Jedyna zaleta to kompletnie zasłonięty przez to niby-klikanie szelest stabilizatorów, natomiast gdybym wybrał wariant liniowy, to nie byłoby już tak kolorowo. Jeśli natomiast podniosę klawiaturę i zacznę nią trząść na boki, to szeleścić zaczną druciki umieszczone w każdym z przełączników, które mają rzekomo stabilizować ich trzony, ale w praktyce nie robią żadnej różnicy. Możecie powiedzieć, że przecież nikt normalny nie macha klawiaturą na boki, ale jak miałem okazję dowiedzieć się przy okazji testowania Huntsmana V2 TKL, szelest ten słyszalny jest także podczas normalnego pisania.

Obstawiam, że na Red V2 brzmi ona podobnie jak Huntsman V2 TKL.

Podświetlenie

Co to za produkt Razera bez kultowego już podświetlenia Chroma, prawda? Umieszczone w przełącznikach przezroczyste soczewki pomagają skutecznie rozprowadzić fale świetlne po całej powierzchni płytki montowniczej i pomóc spenetrować równomiernie znaki na keycapach. Niestety diody RGB nie są tutaj najwyższej jakości, gdyż nie radzą sobie w pełni z reprodukcją barwy białej – widać rozszczepienie na niebieski i czerwony, co skutkuje lekko fioletową poświatą. Z innymi kolorami, w tym żółtym, LEDy radzą sobie perfekcyjnie, a znaki w keycapach idealnie przepuszczają światło nie pozostawiając żadnych nierówności. Z powodu braku miejsca na indykatory CapsLock i ScrollLock, Razer zdecydował się na znane już rozwiązanie: w momencie aktywowania dioda reprezentująca dany klawisz zmienia kolor na biały. W ten sposób jeśli mamy ustawione na całej klawiaturze podświetlenie w kolorze czerwonym i włączymy CapsLocka, to dioda pod nim zmieni kolor na biały. Przyjemne rozwiązanie, ale niestety dla mnie niepraktyczne, bo ja w miejscu CapsLocka mam ustawionego lewego Controla.

Oprogramowanie

Absolutnie najgorszą cechą wszystkich produktów od Razera jest jednak oprogramowanie. Moim zdaniem Synapse 3 można spokojnie porównać do złośliwego oprogramowania, które zajmuje na moim komputerze ponad 800 megabajtów (dla porównania SteelSeries Engine to blisko połowa tego, bo „tylko” 500MB!), a przecież jedyne do czego służy, to konfigurowanie klawiatury. W samym oprogramowaniu jesteśmy w stanie do woli zmieniać funkcje klawiszy z bardzo obszernej listy, jednak jeżeli chcielibyśmy edytować działanie którejkolwiek funkcji na drugiej warstwie, to nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Jest to moim zdaniem absurd, bo niejednokrotnie wcisnąłem przypadkiem kombinację FN+Z i uśpiłem w ten sposób swój komputer, gdyż tak działa ten skrót. Zamiast móc swobodnie wyłączyć tę kombinację w oprogramowaniu, byłem zmuszony do kompletnego wyłączenia klawisza do usypiania komputera. Nie mogę też z tego samego powodu przenieść strzałek na WASD, gdzie przyzwyczaiłem się aby były w klawiaturze 60%. Możemy tu też skonfigurować tryb dla graczy, ustalić po jakim czasie (i czy w ogóle), czy też może po wyłączeniu monitorów, ma gasnąć podświetlenie. Do dyspozycji mamy również bogate Chroma Studio, w którym możemy dowolnie konfigurować efekty i kolory emitowane przez diody RGB. Nie jest to jeszcze poziom SteelSeries Engine, ale tu również byłem w stanie ustawić jednocześnie statyczny kolor niebieski na całą klawiaturę oraz tryb reaktywny na klawisze, które wcisnę.

Wrogiem Synapse 3 byłem już kilka lat temu i niestety nadal nic się nie poprawiło bym mógł zmienić swoje zdanie.

Ocena końcowa

Razer na każdym kroku coraz bardziej zaskakuje. Najpierw udany Huntsman TE, który wprowadził do oferty tego producenta cechy, o które prosili konsumenci, później jego poprawiona wersja, czyli Huntsman V2 TKL, a teraz jego pomniejszony i w dodatku biały odpowiednik. W recenzji dużego brata Huntsmana Mini narzekałem głównie na dwie wady: stabilizatory w przełącznikach, które okropnie szeleszczą, oraz za wysoka cena. 60% od amerykańskiego producenta co prawda nie poprawia pierwszej z nich, ale za to nie kosztuje już tak dużo. Za nowego Razer Huntsman Mini przyjdzie nam zapłacić około 500 złotych bez względu na wybrane przełączniki czy kolor. Nadal nie jest to niska cena, ale na pewno łatwiejsza do zaakceptowania. Uważam, że firma z trzema wężami w logo zmierza w dobrym kierunku i niedługo możemy spodziewać się naprawdę dobrych produktów w stosunkowo niskich cenach sygnowanych właśnie tym logiem. Huntsman Mini nie jest bowiem klawiaturą, w której mógłbym na coś specjalnie narzekać. Jest to naprawdę kompletna 60-tka, której brakuje co prawda nasmarowanych stabilizatorów, a floating-key design wygląda w niej paskudnie, ale poza tym to solidny produkt. Otrzymujemy tu bowiem optyczne przełączniki (których wariant Purple jest moim zdaniem porażką i obrazą dla switchy klikających, ale za to Red V2 sprawują się wyśmienicie), grube i wytrzymałe keycapy z PBT, odpinany kabel na USB-C, podwójną regulację kąta nachylenia, dosyć dobre podświetlenie i działające oprogramowanie, które po skonfigurowaniu klawiatury możemy odinstalować, ale utracimy przy tym ustawienia podświetlenia (tak, Huntsman Mini pamięta nasze ustawienia układu, ale zapomina te podświetlenia i uruchamia podstawowy tryb – porażka). Jest na rynku wiele opcji, które oferują podobne, a nawet i lepsze cechy, często nawet w niższej cenie, ale jeżeli ktoś jest fanem marki to nie widzę przeciwskazań przed zakupem tej klawiatury, gdyż jest to nadal genialny produkt, który zwyczajnie jest wyceniony o jakieś 150 złotych za wysoko.