Recenzja VTER ATO87 (HaiMu Aurora HE)

Testując tak wiele różnych klawiatur budżetowych, opartych na przełącznikach magnetycznych, brakuje mi opcji w rozmiarach innych niż 60% lub 65%. Na szczęście pojawia się coraz więcej modeli, które wykraczają poza te normy i nie musimy wybierać bardzo drogich modeli pokroju Wooting 80HE żeby zasmakować obecności większej ilości klawiszy. Z oczywistych dla moich stałych czytelników powodów nie przepadam jednak za wszelkimi klawiaturami 75%, więc naturalnie podczas zakupów magnetycznych pomijałem wszelkie sprzęty oferowane w tym formacie. Mój wzrok przykuły jednak dwie klawki, których rozmiar to najklasyczniejszy TKL. Jedną z nich jest VTER ATO87 i to nią się dzisiaj zajmiemy. Przyznam szczerze, że nie byłem do niej szczególnie przekonany, albowiem w sieci nie znajdziemy zbyt wiele informacji na jej temat – zakup ten był zatem kompletną ruletką i mogło się okazać, że trafiłem na ukryty ideał, albo kompletny złom. Przekonajmy się więc która z tych opcji jest zgodna z rzeczywistością. Zapraszam do lektury!

Opakowanie

Zacznijmy może od tego, że choć fabryczne pudełko nie przekazuje nam zbyt wiele informacji o skrywanym w nim sprzęcie, to poza logiem producenta i nazwą modelu widnieje na nim naklejka z kodem kreskowym i wybranym przez nas wariantem. Jak się okazuje, sprzedawca to niezły ancymon i zamiast wysłać mi wybraną przeze mnie wersję, oszukał mnie na zatrważające 40 złotych wrzucając do paczki tańszą, prawie w ogóle niezwiązaną z tą na którą padł mój wybór. Widzicie, podczas zakupów wciąż kręcił mnie temat tych topograficznych nakładek, więc przy podejmowaniu decyzji i zakupie ATO87 chciałem wziąć coś, co najbardziej odstaje od reszty. Kupiłem zatem najdroższy wariant, w kolorze białym i z konturowymi keycapami. Po otworzeniu kartonu okazało się jednak, że znajduje się w nim wersja z trzykolorowymi nakładkami, które choć osadzone są na białej klawiaturze, to nie są topograficzne. Uznałem to rzecz jasna za zwyczajną pomyłkę i chciałem dogadać się ze sprzedawcą, ale na marne.

Dla wielu osób zakupy na AliExpress to wciąż ryzyko, że otrzymają coś zupełnie innego niż zamówili. W 2025 roku obawy te w głównej mierze są nieuzasadnione, gdyż standard obsługi na tej platformie urósł do naprawdę wysokiego poziomu. Jak natomiast widać na moim przykładzie, wciąż zdarzają się sytuacje na granicy oszustwa. Przecież gdybym chciał z tej klawiatury rzeczywiście korzystać na co dzień, to byłbym sfrustrowany. Chińczyk nie tylko bowiem zapierał się, że on błędu nie popełnił i klawiatura została wysłana poprawnie, ale w dodatku odmówił uiszczenia zwrotu w wysokości 40 złotych – czyli różnicy pomiędzy wariantami. Argumentował, że jako pracownik firmy musiałby oddać ze swojej kieszeni. Rzecz w tym, że co mnie to obchodzi? Trzeba było nie popełniać błędu. Teoretycznie wybrnął zwycięską ręką, bo finalnie nie kontynuowałem dialogu i nie naciskałem dalej na zwrot, ale zamiast tego po zakończeniu testów zwrócę klawiaturę. Może nie zaboli to firmy tak bardzo, ale klienta straci. A jeżeli zastanawiacie się dlaczego piszę o tym w segmencie o opakowaniu, to powód jest bardzo prosty – ja realnie nie mam nic ciekawego do napisania o tym czarnym pudełku z białymi i czerwonymi napisami. Sami je sobie oceńcie na podstawie zdjęć 🙂

Akcesoria

Mocną stroną nie są również dodatki, albowiem tych praktycznie nie uświadczymy w przypadku VTER ATO87. Poza papierologią i białym kablem USB-C do USB-A dostajemy jeszcze dwa gratisowe przełączniki. Nie ma tu ani switch pullera, ani keycap pullera. Może i jest to lepsze rozwiązanie niż dorzucanie plastikowego badziewia jak w MADLIONS MAD68 R, ale przecież druciane pullery nie kosztują tak dużo żeby nie dołączyć jednego w zestawie nawet tak budżetowej klawki. Warto też wspomnieć, że przewód tu dorzucony jest gumowy, a więc choć banalnie go wyprostować i ułożyć na biurku, to przez naturę tego materiału prędko on zżółknie i przestanie tak ładnie wyglądać. Z drugiej strony gdyby wykonać go w oplocie, to kompletnie nie pasowałby do białej obudowy, bo materiałowy oplot w tym kolorze świeci się z reguły jak psu wiadomo co i wygląda kiczowato.

Wygląd

Monotonia aspektów wizualnych klawiatury może zarówno być jej zbawieniem, jak i poważnym problemem. Zazwyczaj jednak w przypadku produktów typu pre-built, a więc tych gotowych do używania prosto po wyjęciu z pudełka, prosty wygląd zdaje się osiągać większy sukces niż przesadne kombinowanie ze strony producenta. VTER ATO87 to idealny przykład nudnej wręcz klawiatury, albowiem jej kształt to najprostszy „box on wedge”, w dodatku bez ukrycia w żaden sposób miejsca łączenia spodu z górą korpusu. Ramki dookoła klawiszy są równe i średnio grube, zaś rogi w miarę łagodnie zaokrąglone. Wszystko to nadaje ATO87 tej wspominanej przeze mnie prostoty, która akurat w tym przypadku zdaje się być strzałem w dziesiątkę. Nie potrzeba nam bowiem zbędnych udziwnień w formacie jakim jest TKL, a zdecydowanie lepiej jest gdy producent nie przesadzi do stopnia osiągnięcia poziomu nieprzyzwoitości i zamiast tego zaoferuje nam po prostu ładny, banalny sprzęt.

Jedyne co rzuca się w oczy i odbiega trochę od normy oraz łatki eleganckiej klawiatury, to diody osadzone w przerwie tuż nad strzałkami. Zamiast wykonać w tym miejscu kilka malutkich nacięć pozwalających światłu przedostać się na zewnątrz, producent wolał opatulić wszystkie cztery z nich ogromną ramką, która w moich oczach kompletnie rujnuje wygląd ATO87. Diody te informują nas o włączeniu CapsLocka czy ScrollLocka, a obok nich jest też logo marki VTER – po co to komu? Nie dało się zrobić tego lepiej, na przykład darując sobie dedykowane LED-y i zamiast tego programując lampki pod klawiszami tak, aby te zmieniały kolor w przypadku włączeniu danej funkcji? Wiele klawiatur rozwiązuje to w ten sposób, na przykład podświetlając klawisz Windows na biało w momencie uruchomienia jego blokady. Tyle dobrego, że kolor ramki został utrzymany w zgodności z samą obudową, a więc w wersji czarnej jest czarna, a w białej – srebrna.

No właśnie, warianty kolorystyczne. VTER ATO87 możemy kupić albo w czerni, albo w bieli, natomiast sprowadza się to nie tylko do koloru obudowy, lecz również samych keycapów. Tam mamy większe pole do popisu, gdyż nakładki mogą albo być takiej samej barwy jak korpus, albo oferować trochę ciekawszy wygląd. Do wyboru są wspominane wcześniej topograficzne nadruki jak i takie trzykolorowe jak mam tutaj. Choć wbrew mojej woli, na testy dostałem wariant z białą obudową i keycapami łączącymi brudną biel z bladymi odcieniami niebieskiego. Brudną, bo jej kolor w ogóle nie pasuje do reszty, gdyż jest cieplejszy niż korpus, co niesamowicie rzuca się w oczy. Niebieski mi się natomiast podoba, choć moim zdaniem Backspace w kolorze akcentu zamiast modyfikatora trochę psuje estetykę. Niemniej taki ciemny granatowy z nutką zieleni nadaje ATO87 uroku i bardzo przypada mi do gustu.

Wykonanie

Korpus to w całości plastik i to w dodatku nie taki solidny jak u konkurencji, gdyż ugina się w niesamowitym stopniu. Zazwyczaj staram się wspominać o zaletach tworzywa sztucznego, lecz tutaj nie mam zbyt szerokiego pola do popisu. Zapewnia on co prawda charakterystyczne brzmienie nieobecne w klawiaturach metalowych, ale jeśli produkt traci z tego powodu tak wiele na jakości wykonania, to moim zdaniem nie warto. Z drugiej strony można usprawiedliwić takie zagranie ceną – ATO87 jest klawiaturą tak absurdalnie tanią, że za żadne skarby nie dałoby się jej zaoferować w metalu nawet za kilkukrotność ceny. Mamy tu przecież produkt trzy razy tańszy od Dark Project Gamma, więc na czymś ta oszczędność musiała po prostu być. Ponadto płyta montażowa to także plastik, przez co magnetyczny TKL od VTER traci znacząco na sztywności i pokazuje na wadze zaledwie 675 gramów, czyli śmieszną wartość jak na ten format.

Powiem Wam natomiast szczerze, że gdy pierwszy raz podszedłem do pisania tej recenzji to myślałem, że plate jest tutaj metalowy. Nie była to jednak asumpcja poparta jakimkolwiek testem, bo ani ciężar na to nie wskazuje, ani nie stukałem w płytkę niczym metalowym żeby ocenić materiał po wydawanym przez niego dźwięku. Do informacji tej dotarłem otwierając obudowę VTER ATO87 i przyznam, że było to chyba moje najmniej przyjemne doświadczenie w całym okresie testów tej klawiatury. Żeby bowiem dostać się do jej środka należy nie tylko odkręcić sześć śrubek znajdujących się pod keycapami i rozlokowanych kompletnie losowo, ale do tego trzeba oddzielić górną część obudowy od dolnej za pomocą karty płatniczej celem zmuszenia zatrzasków do puszczenia. Ten drugi krok przysporzył mi najwięcej problemów, bo szparka pomiędzy częściami korpusu jest widoczna, ale jednocześnie nie jest wystarczająco szeroka żeby z łatwością wsunąć w nią grubszy przedmiot. Próbowałem więc na początku śrubokrętem z płaską końcówką, czym skutecznie porysowałem i powykrzywiałem fragmenty obudowy, ale zatrzaski nie puściły. Dopiero po podważeniu góry korpusu i głębszym wsunięciu karty jakiegoś banku, w którym nawet nie mam już konta, osiągnąłem sukces. Jeśli planujecie często grzebać we wnętrzu swojej klawiatury, to szczerze odradzam Wam zakup tego produktu.

Środek opiewa w sporo pustej przestrzeni, którą manufaktura stojąca za testowanym dziś sprzętem usilnie chciała wyciszyć i napchała do niej czarnej pianki o wysokiej porowatości. Wysiliła się ona nawet na tyle żeby wrzucić tam nie pojedynczy jej arkusz, a specjalnie docięte paski pasujące do kształtu podłoża. Płytka-córka (ang. daughter-board) jest połączona z głównym PCB za pomocą króciutkiego kabla, który łatwo jednak odłączyć od złącza JST, a na jej powierzchni widnieje napis Fighting87, podobnie zresztą jak na samej płytce drukowanej, w której osadzone są przełączniki. Chciałbym powiedzieć, że coś to oznacza, bo nazwa ta kojarzy mi się z jakąś istniejącą już klawiaturą, ale po szybkim jej wygooglowaniu niestety nie byłem w stanie nic znaleźć. Może to po prostu fałszywe wspomnienie albo inne déjà vu. Płytka drukowana przymocowana jest do tej montażowej za pomocą kilku śrubek, a między nimi znalazła się kolejna warstwa czarnej pianki, tym razem trochę mniej porowatej. Po jej zdjęciu zauważyć można, że górna ramka i element, w którym siedzą przełączniki są ze sobą połączone i pochodzą z jednego odlewu – mamy tu zatem integrated plate.

Ergonomia

Spód VTER ATO87 jest jednym z najnudniejszych jakie widziałem w ostatnim czasie, bowiem poza płaską powierzchnią i naklejką (w dodatku bez numeru seryjnego!) nie skrywa on w zasadzie nic – poza rzecz jasna obowiązkowymi gumkami antypoślizgowymi, których są tu dwie sztuki przy przedniej krawędzi, oraz rozkładanymi nóżkami, również wyposażonymi w gumki, przy tylnej. Ogumienie radzi sobie w porządku w tym modelu, przy czym niska waga sprawia, że mają trudniejsze zadanie. Podczas testów klawiatura ani razu nie przesunęła mi się na podkładce z cordury mimowolnie, natomiast gdy chciałem to zrobić celowo, śmigała bez większego oporu. Nóżki pozwalają z kolei na regulację kąta nachylenia, lecz są wyłącznie pojedyncze, a zatem regulacja jest dwustopniowa. Dziwny ruch zważając na wszechobecność podwójnych nóżek, ale zapewne wynika z chęci utrzymania ceny atrakcyjną. Domyślny kąt wynosi 5°, a po rozłożeniu nóżek wzrasta do 10,5°. Wysokość frontowa to z kolei 20,5 mm, a ta efektywna (mierzona od samego spodu do czubka przełącznika spacji) 25,5 mm. Oznacza to, że VTER ATO87 nie wymaga podpórki pod nadgarstki, której i tak nie ma w pakiecie z klawiaturą.

Nazwa modelu zdradza nam już z jakim rozmiarem obcujemy, albowiem liczba 87 odnosi się do ilości klawiszy. Mamy tu zatem klasycznego TKL-a w układzie ANSI, czyli lewy Shift jest pełny, a Enter niski. Dolny rząd klawiszy opiewa z kolei w spację 6,25u i wszystkie pozostałe przyciski 1,25u. Podmianka keycapów na inne jest więc zadaniem banalnym, gdyż znaczna większość zestawów na rynku wspiera taki układ. Sam format, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, charakteryzuje się dokładnie takim samym rozkładem klawiszy jak w pełnowymiarówce, z tym że brakuje panelu numerycznego. TKL często wybierany jest przez graczy, bo brak NumPada daje więcej miejsca na ruchy myszką, choć w ostatnich czasach sporo ludzi stawia na jeszcze mniejsze produkty pokroju 60% czy 65%, a 80% wygryzane jest powoli przez 75%. Mnie natomiast raduje, że VTER wybrał taki, a nie inny format, bowiem mało jest obecnie na rynku magnetycznych TKL-i i szkoda byłoby gdyby wydali po prostu kolejną paskudną siedemdziesiątkę-piątkę, której przez wzgląd na rozłożenie przycisków pewnie nawet bym nie chciał dotknąć.

Producent nie zdecydował się na implementację żadnej formy wymyślnego montażu w stylu gasket mount’a, ale nie oznacza to od razu postawienia na tray mount. Jak wspomniałem we wcześniejszej sekcji, montaż zastosowany przez VTER w modelu ATO87 to nic innego jak integrated plate, a więc płyta montażowa i górna część obudowy stanowią jedną, spójną część. Zazwyczaj wiąże się to z bardzo twardymi i nieprzyjemnymi wrażeniami z użytkowania, lecz w większości przypadków wynika to z użycia aluminium jako materiału do wykonania tego fragmentu klawiatury. Jak jednak już pisałem, całość recenzowanego dzisiaj sprzętu, a konkretnie jego korpusu, jest z tworzywa sztucznego. Naturalnym jest zatem, że skoro obcujemy ze zintegrowaną płytą montażową, to ta też jest plastikowa – a więc przy użytkowaniu nie oferuje tak opornego feelingu, zamiast tego zapewniając nam tę odrobinę miękkości i giętkości. Nie nastawiajcie się natomiast na nic zaskakująco komfortowego, bo integrated plate to integrated plate i wrażenia płynące z korzystania z ATO87 tak czy inaczej porównałbym do standardowego tray mount’a.

Keycapy

Często testując niedrogie sprzęty zauważam, że najmocniej na tej budżetowości cierpią nakładki. Producenci zdają się w ogóle nie zwracać na nie uwagi jeżeli nie mają wystarczająco dużo pieniędzy na ich dopracowanie, poświęcając wręcz ten aspekt klawiatury na rzecz pozostałych. VTER ATO87 nie jest odstępstwem od normy, albowiem zamontowane w niej keycapy to w zależności od wybranego wariantu kolorystycznego ABS lub PBT, lecz co ciekawe – producent nigdzie nie zdradza w których wersjach użył którego tworzywa. Można natomiast założyć, że te droższe wykorzystują PBT, co oznaczałoby, że ABS trafił wyłącznie do tych najtańszych, najprostszych – bez wymyślnej kolorystyki. Nadruki wykonane zostały metodą double-shot, a więc są w zasadzie niezniszczalne, a grubość ścianek bocznych wynosi 1,4 mm, czyli sporo (prawie tyle co GMK, same w sobie kosztujące kilka razy więcej niż cała testowana klawiatura). Profil w moim egzemplarzu to Cherry, co naturalnie jest dla mnie ogromną zaletą i cieszę się, że to kolejna już klawiatura magnetyczna z AliExpress, która porzuca nudny i niezbyt wygodny OEM na rzecz dużo fajniej zaprojektowanych Wisienek o cylindrycznym wyprofilowaniu powierzchni i stosunkowo niskim wzroście.

Do tej pory keycapy zastosowane w ATO87 zdają się być naprawdę solidne, lecz gdy rzucimy okiem na same w sobie nadruki, przekonamy się na czym VTER oszczędził. Znaczna większość napisów i ikonek ma jakąś niedoskonałość lub nierówność. Najlepiej trzyma się sekcja alfanumeryczna, w której to ciężko coś zepsuć, lecz modyfikatory to istna masakra. „En” w Enterze jest grubsze od reszty, podobnie jak „ft” w Shiftach (a w dodatku pomiędzy f i t jest szeroka przerwa), zaś Caps Lock w całości odstaje od wszystkich pozostałych klawiszy przez niewyraźność. Cieszy mnie natomiast, że brzuszki są tu domknięte, literki nieprześwitujące, a modyfikatory reprezentuje połączenie ikon i napisów, przy czym również Backspace zawiera oba te elementy, a nie jak często bywa to u konkurencji – samą strzałkę. Co do zasady nierówności te można przeżyć jeśli weźmiemy pod uwagę jak budżetowy jest to produkt, lecz nie ukrywam, że na co dzień mając do czynienia ze znacznie lepiej prezentującymi się keycapami kłuło mnie w oczy każde spoglądnięcie na VTER ATO87.

Kolorystycznie także jest nie najlepiej, bo jak pisałem kilka sekcji temu, choć na testach mam wersję z białą obudową, to same nakładki są żółtawe i kompletnie nie pasują do reszty. Podoba mi się wybór dwóch skrajnych odcieni bladego niebieskiego, które w akompaniamencie bieli prezentują się wręcz doskonale, ale nie da się ukryć jak ogromny wpływ na prezencję całej klawiatury ma ta dosłowna niekompatybilność odcieni korpusu i sekcji alfanumerycznej. Uważam natomiast, że mogło być jeszcze gorzej – producent zamiast pokolorować nadruki na biało i ciemnoniebiesko mógł na przykład stwierdzić, że zrobi je z prześwitującego tworzywa, co kompletnie zrujnowałoby estetykę tego urządzenia.

Stabilizatory

Przymocowane na klipsy do płytki montażowej, znajdujące się pod każdym dłuższym niż 2u klawiszem, bielutkie stabilizatory są na szczęście fabrycznie przesmarowane. Grubego smarowidła jest sporo i to dobrze rozprowadzonego, dzięki czemu druciki nie wydają żadnych klekoczących odgłosów. Robótka wygląda w dodatku na tyle dobrze, że nie spodziewałbym się konieczności poprawiania smarowania we własnym zakresie przez długi okres od zakupu. Cieszy mnie niezmiernie, że tak dopracowane stabilizatory są obecnie standardem i kupując dowolną klawiaturę prawie w ogóle nie musimy martwić się, że dostaniemy suche lub źle przesmarowane staby. I tak, przekopiowałem tę sekcję z innej recenzji, bo do szału doprowadza mnie już parafrazowanie tego samego w praktycznie każdej recenzji klawiatury. Staby stały się po prostu tak dobre w pre-builtach bez względu na budżet, że dopóki coś nie poszło nie tak (jak w Keychronach czy Redragon K721 Stormhunter), to w zasadzie nie ma sensu pisać tej sekcji od nowa.

Przełączniki

Na chwilę obecną rynek przełączników magnetycznych zdominowany jest przez trzech producentów: Gateron, Grain Gold i TTC. Inne manufaktury próbują ugryźć swój kawałek ciasta i robią to za pomocą różnorakich modeli montowanych do gotowych klawiatur – pod tym względem niewątpliwie przeważa Outemu, którego switche znajdziemy w sporej części sprzętów wykorzystujących Efekt Halla, ale próby podejmuje także Kaihua i LEOBOG. Zdarzają się jednak firmy, które trochę się spóźniły i raczej nie odniosą prędko większego sukcesu w świecie magnetyków, lecz mimo to nie chcą odstawać od reszty i swoje modele w asortymencie także posiadają. Testowana dzisiaj VTER ATO87 korzysta z przełączników jednej z takich marek – HaiMu. Możecie kojarzyć ją ze standardowych switchy kontaktowych, wykorzystujących jednak bardzo nietypowy sposób wygłuszania odgłosu zderzenia trzpienia ze spodem obudowy. Miałem okazję recenzować dwa takie produkty na łamach bloga, spośród których lepszym okazał się zdecydowanie HaiMu x Skyloong Glacier Silent CuCl2. Czy zatem HaiMu wkroczyło w magnetyczny świat od razu proponując nam swoją opcję silent? Otóż nie.

HaiMu Aurora HE, bo tak brzmi nazwa użytych tutaj switchy (choć do wyboru jest też tańszy wariant na Outemu), to nic innego jak najzwyklejsze liniowce. Ich trzon nie wyróżnia się niczym na tle konkurencji, ale za to na spodzie obudowy dostrzeżemy nietypowe rozwiązanie kwestii dodatkowych pinów stabilizujących. Nie są one bowiem jednolite, a zamiast tego producent postanowił rozdzielić je w połowie, a ich krańce ukształtował tak, aby funkcjonowały one jak zatrzaski mocowane na wcisk. Rozwiązanie to spotkać można było już lata temu w innych switchach marki HaiMu i co do zasady nie miało ono wówczas żadnego konkretnego zastosowania. Obecnie jedyne co jest mi w stanie wpaść do głowy to możliwość stosowania takich przełączników w klawiaturach hot-swap bez płyty montażowej. W przypadku ATO87 nie ma jednak montażu plateless, więc w zasadzie atut ten nie przekłada się tu na nic pozytywnego i jest właściwie obojętny. Teoretycznie takie dodatkowe wsparcie dla PCB może mieć swoje zalety w klawiaturze magnetycznej, gdzie w sumie nic poza kilkoma śrubkami nie trzyma go sztywno względem płyty montażowej, ale z testów nie wynikła żadna przewaga produktu VTER nad konkurencyjnymi klawiaturami, które takiego rozwiązania nie stosują.

Jak to niestety zazwyczaj bywa, materiały zastosowane przez fabrykę do wyprodukowania HaiMu Aurora HE nie są nam znane, podobnie zresztą jak wyważenie sprężyny. To znaczy jesteśmy w stanie znaleźć specyfikację mówiącą o ciężarze wymaganym do aktywacji wynoszącym 37 gramów siły, lecz w przełącznikach z modyfikowalnym progiem aktywacji nie ma ta informacja żadnego sensu. Niby można to interpretować jako nacisk w połowie skoku, ale moim zdaniem chodzi tu o opór stawiany na samym początku wciśnięcia, co przekładałoby się na około 57 gf wymaganych na samym dole. Tylko że wtedy byłyby to średnio wyważone switche, prawie wstrzeliwujące się w moje preferencje, a jednak po kilku tygodniach testów dochodzę do wniosku, że są one zdecydowanie za lekkie, do takiego stopnia, że granie nie sprawia mi tyle przyjemności, a pisanie jest niezwykle trudne. Ba, przyrównując je do TTC Uranus czy LEOBOG Wing Chun widzę jak na dłoni, że HaiMu Aurora HE są lżejsze.

Wiemy natomiast dosyć dobrze, że skok kończy się na 3,4 mm i do takiej też wartości oprogramowanie pozwala nam na konfigurację wszelkich aspektów związanych z progiem aktywacji. Jeśli zastanawia Was co gdybyśmy zmienili fabryczną propozycję na coś z dłuższym skokiem – wówczas niestety wciąż jesteśmy ograniczeni do tej samej wartości, co zdaje się być scenariuszem identycznym jak u konkurencji. Tanie klawiatury magnetyczne są po prostu jeszcze niegotowe na montowanie w nich switchy o skoku dłuższym niż te magiczne 3,4 milimetra. Warto nadmienić, że spód obudowy w Aurora HE nie jest dziurawy po środku, a zamiast tego przy nóżkach stabilizujących znalazło się po jednym malutkim otworze – brak wielkiego dziurska z pewnością pozytywnie wpływa na akustykę. Nie tak kolorowo jest jednak w kwestii wobble, który to wypada naprawdę słabo i trzpień gibie się na boki jak szalony. Nie tak bardzo żeby realnie przeszkodziło to większości klientów w rozgrywce, ale dla mnie wystarczająco żebym czuł się na tej klawiaturze niepewnie i nie był w stanie osiągać podobnych wyników co na chociażby MCHOSE Ace 68 Pro.

Rozpisuję się tak o samych przełącznikach tu użytych, a niektórzy z Was pewnie zadają sobie pytanie czym w ogóle objawia się w nich ten magnetyzm i co takiego daje, że ludzie ochoczo płacą za niego często niemałe kwoty. Efekt Halla występujący w klawiaturach magnetycznych opisywałem już nieraz we wcześniejszych recenzjach, więc jeżeli chcielibyście poznać dokładniejszy opis – zapraszam chociażby do recki Dark Project Gamma. Dziś chętnie przypomnę jednak, że dzięki zastosowaniu magnesów w trzpieniach przełączników wyeliminowany zostaje element ruchomy jakim są metalowe styki, a co za tym idzie awaryjność skrajnie maleje, zaś gładkość pracy wyraźnie rośnie. To głównie dla tych czynników warto wybrać magnetyka zamiast standardowej klawiatury, choć na tym ich zalety się nie kończą.

Magnesy oraz sensory odczytujące poziom wcisku pozwalają na uczynienie switchy HE analogowymi, a efekt ten wykorzystywany jest w bardzo prosty sposób – choć czasami zdarza się klawiatura pozwalająca na pracę klawiszy w stylu zbliżonym do triggerów w kontrolerze konsolowym, to znacznie częściej napotkać można konfigurowalny próg aktywacji. Skoro bowiem klawiatura świetnie zdaje sobie sprawę z tego jak głęboko wciśnięty jest klawisz, to czemu by nie wykorzystać tego i dać użytkownikowi pełną dowolność w decydowaniu o tym jak nisko musi wcisnąć klawisz? W przypadku VTER ATO87 przedział konfiguracji rozpościera się na calutki skok, a więc od 0,1 mm do 3,4 mm, zaś stopniowanie jest co 0,1 mm. Poza takim zwyczajnym ustawieniem twardego progu możemy aktywować też jednak Rapid Trigger, który eliminuje konwencjonalny próg i sprawia, że każdy ruch w dół jest aktywacją, a każdy w górę deaktywacją. Tu też do wykorzystania mamy cały skok i stopniowanie to także 0,1 mm. Trochę gorzej od konkurencji, ale moim zdaniem w zupełności wystarczająco. Do dyspozycji jest jeszcze zbanowany w każdym szanującym się FPS-ie system do oszukiwania zwany SOCD, a także kilka mniej ważnych dodatków jak DKS, MT czy Toggle (choć ten ostatni nie wynika z magnetyczności).

Nigdzie w sofcie nie ustawimy natomiast dead-zone’ów, a więc ciężko powiedzieć czy są one ustanowione na jakimś domyślnym poziomie, czy też może nie ma ich wcale. Podczas moich testów nie odczułem nieprzyjemności wiążących się z ich obecnością, natomiast należy pamiętać, że moje palce nie są jakoś szczególnie wyczulone na niuanse dotyczące opóźnień i tego typu aspektów, a ja sam jestem tylko okazyjnym grajkiem osu! i CS2. Jeśli zaś chodzi o wspomniane już opóźnienia, to VTER deklaruje odświeżanie na poziomie 8000 Hz, lecz test przeprowadzony przez koreańskiego YouTubera pseudonimem EyeJoker wykazały 1090 Hz. Jeszcze inna tabelka z testami użytkowników zaangażowanych w gry rytmiczne w których występowanie tak zwanego chordsplittingu jest zjawiskiem niepożądanym, a więc przykładających uwagę do częstotliwości próbkowania, wyczytałem opinię, że choć oprogramowanie do sprawdzania tego parametru wykazuje dziwnie wysokie wartości na poziomie 1975 Hz i 500 Hz, to raczej ATO87 oferuje „prawdziwe” 8000 Hz (cudzysłów nie mój, a opiniodawcy z tabelki).

Nie będę natomiast kolejny raz wyrażał swojej wątpliwości w temacie opóźnień, bo niczego to nie osiągnie. Jeśli chcecie wierzyć w ich prawdziwość albo realnie odczuwacie różnicę między klawiaturami ze słabymi i dobrymi osiągami, to kim ja jestem żeby to kwestionować? Dla mnie ważniejsze są jednak inne aspekty i to właśnie przez wzgląd na nie granie z VTER ATO87 na biurku było dla mnie komfortowym doświadczeniem, lecz nie wybitnym. Kilka tygodni temu pisałem w recenzji MCHOSE Ace 68 Pro, że klawiatura ta daje mi ogromną frajdę i rzeczywiście poprawia moje wyniki, jednak w przypadku testowanego dzisiaj sprzętu nie mogę tego powiedzieć. To po prostu kolejna magnetyczna klawiatura, która choć jest dla moich palców lepszą opcją od MONSGEEK FUN60 Ultra, to nie wychodzi przed szereg. Switche są głośne, dzięki czemu w osu! trafiam naprawdę sporo różnych patternów, a dokładność RT utrzymuje wystarczający poziom żebym nie musiał narzekać na counter-strafing w CS2, bo ten za każdym razem wchodzi mi doskonale. Wobble jest ciutkę za duży i przez to momentami nie czułem pełni kontroli, ale nie było tragedii. Dobrym porównaniem byłaby w sumie Gamma od Dark Project, na której grało mi się bardzo podobnie do VTER ATO87.

Hot-swap, tak, on też tu jest. Jak w każdej klawiaturze magnetycznej wynika on po prostu z tego, że budowa przełącznika nie jest w żaden sposób przytwierdzona do PCB, zatem bez problemu możemy ów switch wyciągnąć odpowiednim narzędziem. Jeśli się na to zdecydujemy i zastąpimy fabryczne HaiMu Aurora HE czymś innym, warto zrobić od razu kalibrację, lecz ta nie jest konieczna. Ponadto producent sam zapewnił nam trzy gotowe tryby dla kilku opcji, przełączane w zakładce do ustawienia progu aktywacji, lecz tylko tych najpopularniejszych (czyli domyślne, Jade Pro i Magneto). Z moich testów wynika, że wrzucenie do ATO87 modeli takich jak LEOBOG Wing Chun, TTC Uranus e-sports czy GEON Raw HE nie powoduje żadnych problemów z działaniem i możemy śmigać na nich od razu jak tylko umieścimy je w klawiaturze. Czy ma to jednak sens, skoro domyślne przełączniki są naprawdę dobre, a wszystkie lepsze opcje kosztują sporo w kontekście tego ile trzeba dać za samą klawiaturę?

Brzmienie

Lekka, cienka i prawie pusta w środku obudowa w akompaniamencie magnetycznych switchy ze skróconym skokiem oraz zamkniętym spodem, a także plastikowej płyty montażowej, poskutkować może tylko jednym – głośnym stukaniem. O ile więc stabilizatory pracują perfekcyjnie i nie wydają z siebie niepożądanych odgłosów, to już same przełączniki słychać naprawdę wyraźnie. Odrobina wygłuszenia pomaga utrzymać całość w ryzach, podobnie zresztą jak design okalający switche z każdej strony, ale nawet mimo to VTER ATO87 należy do grupy klawiatur, które nazwałbym raczej głośnymi. Nie oznacza to natomiast, że nie da się jej używać w towarzystwie innych domowników. Otóż poziom hałasu jest w jej przypadku tak idealnie zbalansowany, że choć w pomieszczeniu jej stacjonowania słychać ją głośno, to już w innym pokoju, za zamkniętymi drzwiami, nie daje się ona tak we znaki. To nazywam z kolei idealnym brzmieniem, które ponadto w tym przypadku jest naprawdę przyjemnie pełne i głębokie, choć niekoniecznie skierowane w całości w stronę basu. Serio, pisanie na ATO87 sprawiało mi ogrom frajdy przede wszystkim dzięki jej dźwiękowi, co pomagało i zresztą też w grach!

Podświetlenie

Każdy klawisz w recenzowanym dzisiaj modelu ma swoją własną diodę emitującą kolorowe podświetlenie, które możemy dowolnie konfigurować w oprogramowaniu. Inaczej jest w przypadku podświetlanego logo nad strzałkami, mieniące się we wszystkich barwach tęczy i niestety nie pozwalające na jakąkolwiek konfigurację. LED-y osadzone są w orientacji południowej, a więc tej poprawnej – przełączniki nie wadzą zatem keycapom o profilu Cherry. Jasność jest na fatalnym poziomie przez co praktycznie nie widać, że cokolwiek się pali, jeśli pokój jest dobrze rozświetlony. Wynika to głównie z faktu zastosowania nieprześwitujących literek, w wyniku czego oświetlenie przedostaje się do naszych oczu wyłącznie przez szparki między nakładkami, co swoją drogą też ma swój urok. Biel wygląda zaskakująco dobrze, choć wpada trochę w niebieski (ale to lepiej niż róż), a do żółtego dochodzi lekka nutka zieleni, co na szczęście banalnie poprawić w sofcie żeby uzyskać prawdziwą żółć. Reszta kolorków wygląda z kolei w porządku, więc pole do popisu jest szerokie, lecz osobiście po prostu zgasiłbym te lampki kompletnie.

Oprogramowanie

Praktycznie wszystkie klawiatury magnetyczne, których w ostatnim czasie miałem okazję dotknąć, oferują software dostępny wyłącznie przez przeglądarkę. Niektóre z nich mają też opcję pobrania aplikacji na komputer, ale zazwyczaj ciężko ją znaleźć. W przypadku testowanej dzisiaj VTER ATO87 jest podobnie, to znaczy osobiście nigdzie nie byłem w stanie odnaleźć pobieralnej apki i byłem skazany przez cały okres testów na tę dostępną na stronie producenta, operowanej stricte przez przeglądarkę. Męczy mnie to trochę, albowiem Firefox nie wspiera takich softów i muszę specjalnie odpalać w tym celu Brave albo Edge, a częste uruchamianie oprogramowania jest konieczne, gdyż producent nie zapewnił tutaj profili pomiędzy którymi przełączalibyśmy się skrótami klawiszowymi. Oznacza to, że każdorazowa chęć zmiany ustawień Rapid Trigger’a wiąże się z włączeniem aplikacji i skonfigurowaniem go od nowa.

Na szczęście sama apka jest naprawdę dobrze zaprojektowana, bo każda zakładka jest przejrzysta i pozwala na skuteczne ustawienie klawiatury pod siebie. Skonfigurujemy zarówno podświetlenie jak i działanie wszystkich klawiszy (poza nieszczęsnym FN), nagramy makra oraz rzecz jasna ustawimy wszystkie funkcje wynikające z magnetyczności ATO87. Tak jak wspominałem wcześniej, nie mamy nigdzie ustawienia od dead zone’ów, ale za to bezproblemowo skalibrujemy przełączniki po ewentualnej ich zmianie.

Ocena końcowa

Kończąc już dzisiejszy wywód, VTER ATO87 jest niewątpliwie jedną z klawiatur, ale niczym więcej. Jej dosyć atrakcyjna cena może przyciągać uwagę i sprawić, że sporo osób zdecyduje się na zakup tylko i wyłącznie dlatego, że oferuje ona przecież najwybitniejszą technologię dostępną w przełącznikach, czyli Efekt Halla, lecz potencjalny klient powinien przygotować się na zderzenie z rzeczywistością, gdy dostrzeże wszelkie wady wynikające bezpośrednio z niskiego budżetu producenta. Przede wszystkim objawia się to wykonaniem, które krótko mówiąc jest po prostu fatalne, to znaczy obudowa jest z cienkiego plastiku, w dodatku wskakuje na jakieś badziewne zatrzaski, a jej górny fragment służy w tym modelu również za płytę montażową. Skutkuje to kompletnym brakiem sztywności i niskim ciężarem, choć raczej patrząc realistycznie nie martwiłbym się o pękanie czy skrzypienie po pewnym czasie użytkowania. No chyba, że bijecie swoją klawiaturę, ale na to z pewnością znajdą się jacyś lekarze.

Keycapy czysto teoretycznie są wykonane dobrze, to znaczy oferują double-shot i umiarkowanie grube ścianki, ale niektórych zrazić może materiał ABS w tańszym wariancie, a jeszcze innych krzywa czcionka. Staby są naprawdę dobre, zaś całościowa ergonomia klawiatury stoi na dobrym poziomie przez wzgląd na kąt nachylenia i profil nakładek Cherry. Same w sobie przełączniki HaiMu Aurora HE pracują porządnie i poza lekkim szuraniem nie mam do nich większych zastrzeżeń. Wizualnie też podoba mi się recenzowany dzisiaj model, lecz osobiście wyrzuciłbym tę paskudną obramówkę wokół diod indykacyjnych i podświetlonego logo producenta, a także rozjaśnił trochę LED-y pod klawiszami.

Cenowo VTER ATO87 stoi nieźle, albowiem za najtańszy wariant przyjdzie nam zapłacić 150 złotych, za ten z recenzji 175 złotych, a najwyższy aktualnie kosztuje 230 złotych. W tej kasie nie dostaniemy żadnego innego TKL-a magnetycznego, zatem wydaje się być to banalna decyzja – kupować. Jeśli jednak możecie pozwolić sobie na inny format, to poważnie rozważyłbym konkurencję w postaci MADLIONS czy MCHOSE, a do TKL-a dopłacił po prostu jakiegoś lepszego, rzędu Dark Poject Gamma. W każdym razie jeśli przymkniecie oko na wszelkie niedociągnięcia, to w tej kasie jaką wyniesie nas propozycja VTER powinniście być naprawdę zadowoleni z zakupu. Ale spokojnie, niedługo będzie jeszcze jedna klawiatura magnetyczna 80% na blogu – wyczekujcie 🙂

Postscriptum

Dziękuję Wam wszystkim za śledzenie mojego bloga, czytanie recenzji i nawet zaglądanie na moje transmisje na żywo na Twitchu. Żeby zbudować trochę lepszą więź pomiędzy mną, a czytelnikami, postanowiłem założyć serwer Discord przeznaczony głównie do dzielenia się opiniami o artykułach, proponowania tematów, informowania o nowych publikacjach i po prostu rozmawiania o klawiaturach. Wiem, że jest w Polsce kilka serwerów o takiej tematyce, ale chciałbym żeby moja społeczność miała jakieś dedykowane miejsce, w którym może bez problemów dostać notyfikację o nowo opublikowanej recenzji i prędko napisać o niej kilka słów krytyki. Jeśli więc chcielibyście dołączyć, to link pozostawiam w tym odnośniku. Dzięki!