Coraz więcej osób decyduje się na zakup klawiatury niskoprofilowej, tłumacząc swój wybór zwiększoną wygodą i kompaktowością samego peryferium. Specjalnie dla takich konsumentów wiele firm produkujących przełączniki mechaniczne zdecydowało się na wprowadzenie do swojej oferty opcji niskoprofilowych. Jedną z takich firm jest Kaihua, która oferuje swoje switche Kailh Choc w wielu różnych wariantach. Korzysta z nich kilku producentów klawiatur, ale zdecydowanie najpopularniejszym modelem opartym o nie jest Logitech G915, w którym znajdziemy nieco zmodyfikowaną przez samego Logitecha wersję tych switchy. Model ten występuje w dwóch wariantach kolorystycznych, jak i w dwóch wariantach rozmiarowych. Ja zdecydowałem się zakupić na testy model Logitech G915 TKL w kolorze białym na przełącznikach Kailh Choc Brown. Czy uważam tę klawiaturę za sprzęt warty uwagi? Zapraszam do lektury!
Opakowanie
Produkt przychodzi do nas w pudełku o grafitowej barwie, na którego froncie umieszczony został render klawiatury oraz niebieski napis informujący o nazwie modelu. W prawym górnym rogu znalazło się miejsce na informacje o obecności podświetlenia RGB i połączenia bezprzewodowego, a także o konkretnym wariancie przełączników oraz układzie, jaki posiada nasz egzemplarz. Co jednak ciekawe, na moim pudełku znalazł się render klawiatury w wariancie ANSI, zaś naklejka mówi o układzie US INT’L (czyli US INTERNATIONAL, czyli ANSI). Mimo to wewnątrz pudełka znalazła się klawiatura z Enterem ISO. Czyżby błąd przy pakowaniu? Na tyle pudełka umieszczone zostało zbliżenie na rolkę do sterowania głośnością i klawisze multimedialne, a także krótki opis czterech najważniejszych, okiem producenta, cech: bezprzewodowe połączenie Lightspeed, podświetlenie RGB, przełączniki Kailh Choc Brown (przez Logitecha nazywane GL Tactile) i wykonanie płytki montowniczej z aluminium.
Akcesoria
Wewnątrz pudełka, poza klawiaturą, znajdziemy naklejkę z logiem Logitecha, papierową instrukcję obsługi, czarny ogumowany kabel USB-A do USB-B Micro 2.0, dongiel do połączenia klawiatury bezprzewodowo przez 2.4GHz oraz małą przejściówkę USB-A na USB-B Micro 2.0 dla dongla – gdybyśmy chcieli mieć go tuż obok klawiatury, a nie wpiętego bezpośrednio do komputera. Nie otrzymujemy tutaj żadnego keycap pullera, a sam kabel nie jest nawet dopasowany kolorystycznie do klawiatury. Możecie powiedzieć, że się czepiam, ale w takiej kwocie powinniśmy spodziewać się nieco bogatszego zestawu akcesoriów.
Od góry
Jak wspomniałem wcześniej, mój egzemplarz modelu G915 jest w rozmiarze TKL, a zatem nie posiada bloku numerycznego. Taki rozmiar jest moim ulubionym, bo, w mojej opinii, posiada idealną ilość klawiszy, ma perfekcyjne wymiary i wygląda przyjemnie dla oka. Cała góra klawiatury jest pokryta wykonaną z aluminium płytką montowniczą, która wykończona została na szczotkowane srebro. Wygląda to moim zdaniem tandetnie i wolałbym, żeby cała klawiatura była biała. Szwajcarski producent zdecydował się na bardzo wysokie „czoło” klawiatury, w którym umieścił podświetlane logo, cztery przyciski do sterowania połączeniem, włączenia „Game Mode” i zmieniania jasności podświetlenia, odznakę (?) LIGHTSPEED, diody indykacyjne, cztery przyciski multimedialne oraz rolkę do sterowania głośnością. Omawiana klawiatura posiada układ US ISO, czyli Enter jest wysoki, ale lewy Shift nie jest podzielony na dwa osobne klawisze. Rząd dolny jest niestandardowy, bo oba Controle mają długość 1.5u zamiast 1.25u, co w efekcie skraca spację, natomiast nie jest to wielką wadą, gdyż keycapy korzystają z niestandardowego montażu, więc ich wymiana i tak nie należy do najłatwiejszych.
Od boku
Z powodu niskoprofilowości Logitech G915 TKL jest klawiaturą bardzo płaską. Przyczynia się do tego również zastosowanie floating-key designu, czyli przełączników wystających ponad poziom korpusu. Pogarsza to w mojej opinii walory estetyczne produktu i negatywnie wpływa na jej akustykę, ale według zwolenników taki design ułatwia czyszczenie klawiatury. Metalowa płytka jest wyraźnie zaoblona na bokach co wraz z obudową tworzy kształt zaokrąglonego prostokąta. Prawy bok przyozdobiony został czarnym napisem „G915 TKL”. Na tyle umieszczony został przełącznik ON/OFF, a także port USB-B Micro 2.0. Rozumiem, że klawiatura ta miała swoją premierę w 2020 roku, ale to nie na tyle odległe czasy, żeby nie umieścić portu USB-C w produkcie za blisko tysiąc złotych.
Od spodu
Na odwrocie znalazło się miejsce na aż sześć szarych gumek antypoślizgowych oraz dwustopniowych stopek do regulowania kąta nachylenia. Mają one w dodatku wygrawerowaną wartość kąta, pod jakim klawiatura będzie nachylona po ich zastosowaniu. Cała tylna część spodu jest delikatnie podwyższona, przez co sprzęt leżący na biurku płasko będzie minimalnie pochylony w naszą stronę. Tam też umieszczony został specjalny slot na dongiel służący do bezprzewodowego podłączenia klawiatury. To świetne rozwiązanie, bo pozwala w łatwy sposób zabrać ze sobą klawiaturę w podróż bez przypadkowego zgubienia adaptera.
Rolka i multimedia
W prawym górnym rogu umieszczona została srebrna rolka, za pomocą której możemy regulować głośność w naszym komputerze. Niestety brak w niej jakiegokolwiek wyczuwalnego przeskoku, przez co sprawia ona wrażenie taniej lub nawet popsutej. W dodatku głośność przeskakuje w stopniach o dwa punkty, przez co znaczne przyciszenie lub podgłośnienie zajmuje trochę czasu. Na lewo od rolki umieszczone zostały cztery gumowe klawisze multimedialne, które służą do przełączania o jedną piosenkę do przodu lub do tyłu, zapauzowanie i odpauzowanie, a także kompletne wyciszenie dźwięku systemowego. Bliżej lewego rogu ulokowane zostały kolejne cztery gumowe przyciski, które odpowiadają za wybór połączenia z komputerem przez 2.4GHz lub Bluetooth, uruchomienie „Game Mode” i zmianę jasności podświetlenia (można ustawić ją też na zero). Nie jestem fanem tego typu przycisków, gdyż pomimo tego, że są one całkiem przyjemne w dotyku, wciskają się bardzo nierówno. Działają natomiast bardzo szybko i łapią sygnał nawet przy lekkim wciśnięciu, więc wielokrotnie miałem okazję z nich skorzystać. Wszystkie z tych przycisków są dodatkowo podświetlanie na ten sam kolor, co reszta klawiatury, natomiast te od trybu połączenia i włączenia trybu gracza zapalają się dopiero wtedy, gdy je aktywujemy.
Keycapy
Niestety, użyte w omawianej dziś klawiaturze nakładki wykonane zostały z prześwitującego tworzywa ABS, które następnie pokryte zostało lakierem, w którym za pomocą lasera wycięte zostały znaki i ikony. O czym wspominałem wiele razy, ta metoda nazywa się „laser etching” i uznawana jest za jedną z najgorszych i najmniej trwałych technik produkcji keycapów. Efektem jej użycia jest bardzo niska wytrzymałość nakładek z powodu wysokiej szansy na zdarcie się lakieru pod wpływem dotykania go palcami. Dodatkowo ich faktura jest gładka, choć palce delikatnie „lepią” się do powierzchni tych keycapów. Co jednak ciekawe, z powodu użycia białego lakieru nie palcują się one tak, jak mają to w zwyczaju nakładki lakierowane na czarno. Ogromną zaletą nakładek w tym modelu jest natomiast fakt, że gdy wyłączymy podświetlenie, litery wydają się być kompletnie czarne, co wygląda niezwykle elegancko i można bez większych problemów korzystać z klawiatury w taki sposób (co zresztą robiłem przez większość czasu trwania testów). Wszystkie legendy są wycentrowane w indeksie górnym, a krój pisma jest elegancki i prosty. Ponownie jednak spotykam się z niezwykle dziwną niespójnością: wszystkie modyfikatory mają tutaj napis (Tab, Shift itp.), ale Enter i Backspace reprezentowane są przez ikonki strzałek. Jaki jest tego sens, kto na to wpadł i dlaczego? Tego nie wiem, wiem natomiast, że takie rozwiązanie zaburza spójność i estetykę konstrukcji. Jeśli chodzi o sublegendy, czyli dodatkowe nadruki drugiej funkcji (np. dolar przy użyciu 4+Shift), to te najprawdopodobniej naniesione zostały na powierzchnię białego lakieru metodą „pad-printing”. Oznacza to więc, że nie są to zbyt wytrzymałe nadruki, jednak biorąc pod uwagę, że właściwie z całej powierzchni tych keycapów może zejść lakier, pojedyncze nadruki są najmniejszym problemem. Łatwo zepsuć również ząbki, którymi nakładki mocowane są do przełączników. Te zaprojektowane są tak beznadziejnie, że wystarczy mieć trochę mniej szczęścia przy zdejmowaniu keycapa i ząbek się urwie, a znalezienie zastępczych nakładek w tym kolorze graniczy z cudem.
Stabilizatory
Jak przystało na klawiaturę, klawisze stabilizowane to te, które mają co najmniej 2 unity długości. Tutaj jednak znaleźć je można dodatkowo pod oboma Controlami, Tabem i CapsLockiem. Stabilizatory dzielą się jednak w Logitechu G915 TKL na dwa rodzaje: te z montażem na krzyżyk i te z samym drucikiem, który wsuwa się w szparki w keycapie. Kompletnie nie rozumiem takiego rozwiązania i czemu służyć ma stabilizowanie krótszych klawiszy, a tym bardziej w taki sposób. Nie pomaga to w żaden sposób w stabilności, a dodaje tylko kolejne przyciski, pod którymi szeleścić będą metalowe druciki. Tak, Logitech nie zaaplikował nawet grama smaru na żaden z obecnych tu stabilizatorów, przez co te klekoczą. Na szczęście nie jest to tak głośny odgłos jak w stabilizatorach normalnych klawiatur, ale i tak lepiej byłoby, gdyby nie wydawały one z siebie żadnego dźwięku.
Przełączniki
W G915 TKL zamontowane zostały przełączniki Kailh Choc, ale na potrzeby klawiatur Logitecha zostały one nieco zmodyfikowane. Klasyczne Choc’i mają mocowanie keycapów na dwa prostokąty, które wsuwają się po prostu w dziurki w trzonie. Producent ze Szwajcarii uznał jednak, że o wiele lepszym rozwiązaniem będzie przerobienie tego mocowania tak, aby keycapy zatrzaskiwały się na małe ząbki. Problem w tym, że takie rozwiązanie zwiększa szansę na połamanie mocowań keycapów. Poza tym aspektem przełączniki od Kaihua w tej klawiaturze nie powinny różnić się zbytnio od tych, które kupimy bezpośrednio od niej na AliExpress. Do wyboru mamy trzy warianty: Red, Brown i White. Ja polowałem na tego ostatniego, ale niestety jedyne dostępne do zakupu białe TKLe były tylko na Brownach, więc finalnie padło na nie. Nie jestem jednak zawiedziony swoim wyborem, bo wypadają one naprawdę dobrze.
Kailh Choc Brown to przełączniki dotykowe, a zatem w momencie aktywacji występuje wyczuwalna górka, którą zwie się bumpem. To ona informuje nasze palce o aktywacji. Z powodu swojej niskoprofilowości dystans pokonywany przez trzon został zredukowany do około 2.5 mm, a aktywacja następuje na wysokości 1.6 mm. Nacisk potrzebny do pełnego wciśnięcia to około 65 gramów, zaś bump swój szczyt osiąga blisko 55 gramów. Jego charakterystyka przypomina okrągłą. Gdy wciskam klawisze, mam wrażenie, że muszę pokonać mały próg zwalniający abym został dopuszczony do dalszego liniowego skoku. Przez tak krótkie spektrum wcisku czuję się trochę jak na klawiaturze opartej o gumowe kopuły, bo przy szybszym pisaniu mam wrażenie, że są to przełączniki zero-jedynkowe: wciskam, przekraczam bumpa i jestem na dole, nic poza tym. Niemniej jednak podoba mi się pisanie na nich i jestem pozytywnie zaskoczony tym, jak przyjemne one są. Bump nie jest zbyt duży, ale może to i lepiej, bo tylko delikatnie nas informuje o aktywacji zamiast zalewać cały skok swoją obecnością.
Brzmienie
Omawiana dziś klawiatura zdecydowanie nie należy do grona głośnych. Zawdzięcza to przede wszystkim przełącznikom, które za sprawą swojej budowy nie wydają głośnych odgłosów stukania. Nie byłem też w stanie zarejestrować swoimi uszami żadnego niepożądanego pogłosu sprężynek. Gdyby jednak Logitech połasił się zabudować przełączniki w swojej klawiaturze, to uzyskalibyśmy jeszcze niższy poziom głośności. Samo brzmienie oscyluje na spektrum w okolicach niższych częstotliwości. Stabilizatory wbrew pozorom nie hałasują tak bardzo, jak można by się tego spodziewać, ale wciąż uważam, że nawet odrobina smaru znacząco uwydatniłaby zdolności akustyczne tej klawiatury.
Podświetlenie
W klawiaturze skierowanej głównie do graczy nie mogło się oczywiście obyć bez podświetlenia. Nadal czekam na czasy, gdy producenci zaczną rezygnować ze światełek i w zamian zaoferują dobrej jakości keycapy. W przypadku Logitech G915 TKL diody radzą sobie z reprodukcją kolorów dość dobrze, bowiem z ustawionym kolorem białym zaskakująco dobrze odzwierciedlają tę barwę, chociaż żółtemu radziłbym odjąć nieco zielonego w ustawieniach, żeby wyglądał prawdziwie żółto. Co ciekawe białe podświetlenie sprawia wrażenie nieco ciemniejszego od pozostałych kolorów. Na dodatek, niezależnie od wybranej barwy, gdy popatrzymy na literki wycięte w keycapach pod kątem, to ujrzymy nieco ciemniejszy odcień. Domyślam się, że spowodowane jest to penetracją literek światłem jedynie na wprost. Niemniej jednak jest to przyzwoite podświetlenie i chętnie z niego korzystałem, choć irytowała mnie nikła jasność. Podświetlone jest też logo Logitecha w lewym górnym rogu i gumowe przyciski nad sekcją funkcyjną, co dodaje uroku całej klawiaturze.
Z jakiegoś powodu, za każdym włączeniem klawiatury lub komputera klawisz F1 podświetlony był na żółto. Jeśli dobrze rozumiem, to jest to jakaś forma poinformowania mnie o aktualnie wybranej warstwie, ale klawisz ten świecił się w ten sposób przez dobre kilka minut, dopóki nie zmienił koloru na skonfigurowany przeze mnie. Dziwna sprawa. Był to jeden z powodów, dla których zrezygnowałem z używania podświetlenia.
Indykatory
Na wysokim „czole” nad klawiszami znalazło się też miejsce na dwie diody informujące nas o stanie naładowania baterii i włączeniu CapsLocka. Ta pierwsza świeci się na zielono, dopóki naładowanie baterii przekracza 18%, a gdy spadnie poniżej tej wartości, zaczyna pulsować na czerwono. Indykator CapsLock świeci się natomiast na biało wtedy, kiedy zostanie on włączony. Diody świecą się jasno i równo, ale mi osobiście brakuje jeszcze jednej, świecącej się, gdy włączony zostanie ScrollLock.
Oprogramowanie
Do konfiguracji klawiatury służy program Logitech G Hub, którego nigdy nie byłem fanem. Możemy w nim ustawić podświetlenie na wiele sposobów, nagrać makra czy edytować „Game Mode” i dobrać klawisze, które zostaną w nim dezaktywowane. Znajdziemy w nim też informację o procentowym stopniu naładowania baterii. Niestety na tym jakakolwiek funkcjonalność się kończy, bo nie jesteśmy w stanie nawet zmienić działania poszczególnych klawiszy. Do dyspozycji mamy wyłącznie rząd klawiszy funkcyjnych, których działanie zmieniać możemy do woli, ale jeżeli spróbujemy zrobić to samo na przykład z CapsLockiem, to się zawiedziemy. Uważam to za karygodne, bo moim zdaniem żadna klawiatura kosztująca więcej niż 200 złotych nie powinna mieć prawa nie oferować pełnej konfiguracji działania wszystkich klawiszy. Nie mogę nawet swobodnie korzystać z klawiatury kosztującej tyle pieniędzy bez użycia zewnętrznego oprogramowania, które pozwoliłoby mi ustawić lewy Control w miejsce CapsLocka. Jakby tego było mało, to od razu po wyłączeniu oprogramowania klawiatura zapomina moje ustawienia podświetlenia i włącza tryb podstawowy. No po prostu śmiech na sali.
Bezprzewodowość
Wewnątrz recenzowanej klawiatury umieszczona została bateria, która rzekomo pozwala na pracę przez 40 godzin przy podświetleniu ustawionym na pełną jasność. Nie testowałem jej na tyle długo, by być to w stanie potwierdzić, natomiast przez tydzień testów nie udało mi się zejść poniżej 15%, a w momencie odpakowania klawiatura była naładowana w czterdziestu pięciu procentach. Model ten łączyć może się z urządzeniem za pomocą adaptera 2.4GHz, przez Bluetooth lub po kablu. To w połączeniu z jej gabarytami pozwala na wysoką mobilność. Jesteśmy w stanie na przykład wrzucić klawiaturę do plecaka z donglem ukrytym na spodzie i jechać w podróż. W dodatku nie dołoży nam ona znacznego ciężaru, bo waży jedyne 817 gramów bez przewodu i dongla. Połączenie radiowe jest bardzo szybkie i osobiście nie czułem jakiegokolwiek opóźnienia. Dodatkowo klawiatura automatycznie przygasza podświetlenie po kilku minutach nieaktywności, a po jeszcze dłuższym czasie zupełnie je wyłącza, aby zaoszczędzić trochę baterii.
Ocena końcowa
Muszę z bólem serca przyznać, że to jedna z gorszych klawiatur, z jakimi miałem do czynienia. Pisało mi się na niej przyjemnie, a stabilizatory nie szeleściły tak, jak bym się spodziewał. Ogromną zaletą jest też dla mnie bezprzewodowość, bo byłem w stanie usiąść kilka metrów od biurka, zabrać ze sobą klawiaturę i być w stanie korzystać z komputera bez żadnych problemów. Na tym właściwie kończą się zalety tego produktu, bo keycapy są wykonane jedną z najgorszych metod, a w dodatku ich mocowania są zaprojektowane po prostu beznadziejnie. Podświetlenie jest dziwnie ciemne i średnio radzi sobie z penetrowaniem znaków w keycapach, aczkolwiek po jego wyłączeniu literki wyglądają troche jakby były jednolicie czarne, więc korzystałem większość czasu z klawiatury bez włączonych LEDów. Rolka chodzi jak zepsuta, bo nie ma wyczuwalnego przeskoku, a przyciski multimedialne wciskają się bardzo nierówno. Złącze USB to przestarzałe Micro 2.0 typu B, a oprogramowanie nie pozwala nawet przeprogramować działania klawiszy innych niż rząd funkcyjny. To wszystko otrzymujemy za ogromną kwotę, jaką jest 769 złotych. Producent klawiatury, umieszczając ją w takiej półce cenowej, zdecydowanie nie powinien popełniać tego typu gaf. Nie jestem więc w stanie polecić Logitech G915 TKL nikomu, kto szanuje swoje pieniądze i wymaga od klawiatury podstawowej funkcjonalności. Zresztą, według mnie jest ona po prostu paskudna, więc nie wiem, kto chciałby ją mieć.