Recenzja AULA F98X (AULA Magnetic Switches)

Zazwyczaj klawiatury magnetyczne spotykamy w rozmiarach 60%, 65% czy 75% – stricte skierowane do ludzi w większości grających przy komputerze, a tylko okazyjnie zajmujących się innymi czynnościami. Ostatnie lata szczególnie pokazały środowisku graczy, że magnetyzm jest kierunkiem, w którym muszą iść jeżeli chcą rozwijać swoje zdolności i poprawiać wyniki – stąd też taki napływ urządzeń w formatach, które do takich czynności nadają się najbardziej, oszczędzając miejsce na biurku. Było już jednak parę klawiatur, takich jak SteelSeries Apex Pro czy Wooting Two HE, oferujących pełny wymiar pomimo zastosowania przełączników magnetycznych. Osobiście dziwiło mnie, że przez tak długi czas nie dostaliśmy więcej propozycji tego kalibru w wersji Full-size, aż w końcu na AliExpress znalazłem model AULA F98X. To nie byle jaki sprzęt, bowiem korzysta z nieco bardziej kompaktowej wersji formatu pełnowymiarowego, a do tego ma parę innych smaczków do zaoferowania, których próżno szukać nawet u droższej konkurencji. Sprawdźmy zatem czy mamy tu do czynienia z klawką godną polecenia, czy koniec końców nie zdołała mnie ona do siebie przekonać, nawet pomimo pierwotnego zauroczenia. Zapraszam do lektury!

Recenzja AULA F98X

Opakowanie

Mój pierwszy kontakt z przedmiotem dzisiejszej recenzji nie należał do najprzyjemniejszych. Po otworzeniu paczki moim oczom ukazał się bowiem pognieciony karton wyglądający rodem jak ze sklepu z chińskimi zabawkami z lat zerowych XXI wieku. Na jego froncie widnieje render rozświetlonej LED-ami RGB klawiatury, jakieś symbole samurajskie, pełno napisów z kategorii tych krzaczkowych oraz odrobina łamanego angielskiego. Rewers wcale nie raduje mego serca bardziej, bo tam znajdziemy kolejny obrazek prezentujący urządzenie, lecz tym razem w akompaniamencie wybrakowanej specyfikacji w ośmiu językach. Jedyna cenna informacja jaką z niej zyskałem to ciężar AULA F98X wynoszący lekko ponad kilogram oraz wielkość akumulatora określona na 4000 mAh (dużo!). Ale jak to mawiam, pudełko to tylko kawałek kartonu mający ochronić sprzęt w transporcie i nie powinien mieć on żadnego przełożenia na ocenę, bo i tak przecież skończy w koszu.

Akcesoria

Wewnątrz opakowania przywita nas nie tylko sama klawiatura, ale też trochę papierologii, czarny przewód USB-C do USB-A w ogumieniu, narzędzie keycap i switch puller w jednym, mała miotełka, cztery gratisowe przełączniki i chusteczka do wycierania kurzu. To miłe, że AULA daje nam aż tyle akcesoriów, w tym takich niespotykanych u konkurencji. Podoba mi się szczególnie dbałość o klienta, który nie życzy sobie żeby na jego urządzeniu osadzał się kurz. Jak chodzi natomiast o kabel, to ten sensownie układa się na biurku, choć przez wzgląd na jego gumową naturę trzeba go trochę poodginać, gdyż w transporcie przybrał zwinięty kształt. Druciany keycap puller to z kolei zawsze miły gest, albowiem nie uszkodzi on naszych nakładek, zaś switch puller raczej nam się w tym modelu nie przyda, ale jak już jest to warto wspomnieć, że nie należy on do najwygodniejszych, lecz lepszy taki niż plastikowy szajs.

Wygląd

Klawiatury dzielą się dla mnie zazwyczaj na dwie kategorie, gdy tematem jest strona wizualna. Pierwsza to „minimalistyczne”, często wręcz nudne, nieprzesadzone urządzenia, zaś drugą są te szukające uwagi z każdej strony, stawiające na skrajnie wymyślne kształty czy też po prostu „zatłoczony” design. AULA F98X mogłaby spokojnie należeć do tej pierwszej z podanych, lecz napchanie w niej kolorów, ikonek i sublegend na keycapach nie pozwala mi tak na nią spojrzeć. Włączmy do tego podświetlenie i nagle przedmiot dzisiejszej recenzji staje się istną bombą. Dzieje się tu tak dużo, że samo patrzenie na to urządzenie jest dla mnie porównywalne do scrollowania Twittera przed snem – przytłaczające. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że większość młodych odbiorców tego typu sprzętów jest aktualnie przebodźcowana i nie potrafi się skupić na jednej rzeczy dłużej niż kilkanaście sekund, lecz ja na szczęście do tej grupy nie należę – i mnie osobiście F98X po prostu męczy. Używałem jej z tej przyczyny większość czasu z wyłączonym podświetleniem, bo po prostu bym oszalał.

Same w sobie kształty nie zdradzają jeszcze natury recenzowanego modelu, albowiem te są względnie stonowane jak na dzisiejsze czasy. Każdy róg jest lekko zaokrąglony, ramki utrzymano w symetrycznym stylu (poza tą dolną, ale to przez wzgląd na format), a z profilu dostrzeżemy lekkie wcięcia usprawniające chwytanie klawiatury od boków. Na tyle znalazło się miejsce na złącze USB-C, ale też dwa przełączniki – jeden do trybu (kabel, 2,4 GHz i Bluetooth), drugi do układu (Android, Windows i Mac). Obok znajdziemy też slot na odbiornik radiowy. Tekstura obudowy jest w większości satynowa i przy okazji działa na tłuste ślady jak płachta na byka, lecz akurat przestrzeń wydzielona na wspomniane pstryczki i port USB została wykończona na bardziej odbijający światło. Nie zabrakło też podpisów, tak żeby każdy wiedział co do czego służy – niestety zarówno po chińsku, jak i angielsku, co tylko dokłada się do tej busy estetyki. Podobnie jest na górze, a dokładniej w przerwie pomiędzy panelem numerycznym, a główną sekcją, gdzie ukryte zostały cztery lampki informujące chociażby o włączeniu CapsLocka – tam także producent umieścił odpowiednie ikonki, choć niekoniecznie czytelne bez zastanowienia.

Krawędzie manufaktura delikatnie ścięła żeby nie kłuły w palce, a bokami poprowadziła mleczne paski, przez które wydostaje się oświetlenie zwane „side-light”. Z zalet wspomnę, że nigdzie na powierzchni AULA F98X nie skrywa się logo producenta, rzecz jasna poza spodem – tam widnieje ono na naklejce z numerem seryjnym. Kolorystyki, na które postawiono, są trzy: dwie tak paskudne, że ciężko je nazwać ludzkimi słowami (choć jedną określiłbym jako pustynną, a drugą jako zimową) i jedną stosunkowo ładną, którą widzicie na zdjęciach. Wybrałem bowiem ten wariant, który przypomina mi trochę bambusowy klimat, albowiem łączy on czerń z bielą i zielonymi akcentami. Odcień tej zieleni jest pastelowy, co szczególnie przypadło mi do gustu, zaś czarny i biały jawnie odnoszą się do pandy. Brakuje mi tu tylko jakiegoś bonusiku w postaci keycapa z nadrukiem tegoż zwierzęcia wcinającego pędy, ale nawet bez tego będę święcie przekonany, że właśnie to na myśli miał projektant. Nie mogę ogólnie powiedzieć, że AULA F98X mi się nie podoba, bo to co do zasady stosunkowo przyjemny dla oka sprzęt, lecz gdyby tylko wyeliminować trochę tego natłoku pobocznych i kompletnie zbędnych, a wyłącznie wprowadzających zamęt, nadruków…

Wykonanie

Plastik fantastik, chociaż na szczęście nie na każdym kroku. Owszem, obudowa jest tu w pełni wykonana z tworzywa sztucznego i to w dodatku wykończona w takim tanim, przywracającym wspomnienia o zabawkach z chińczyka, stylu, ale już płytka montażowa to metal – bliżej nieokreślony, a jakby inaczej. Na wadze AULA F98X wskazuje 1116 gramów, a więc zaskakująco dobrze, nawet zważywszy na zastosowany format, a już na pewno w opozycji do tego jak na pierwszy rzut oka sprzęt ten się prezentuje. Tak, chcę tym przekazać, że moim zdaniem przedmiot dzisiejszego tekstu wygląda po prostu jak tania zabawka i nie dziwię się, że nie zyskuje jakiejś szczególnej sympatii wśród klientów. Sam raczej nie chciałbym dzierżyć takiego urządzenia na swoim biurku dłużej niż to wymagane. Mam z nią takie love-hate relationship, bo z jednej strony pomysł był serio dobry, a z drugiej ta taniość wręcz od niej bije na lewo i prawo. Da się to przeżyć, oczywiście, ale jeżeli kogoś stać na droższy i lepiej prezentujący się w tym względzie model to raczej odrzuci F98X po krótkim kontakcie przez zdjęcia dostępne w sieci. Warto natomiast przy tym wspomnieć, że na uginanie, skrzypienie, strzelanie czy pękanie nie ma tu miejsca i ściskanie oraz wyginanie go nie skutkuje żadnym z wymienionych.

Otwieranie, jak to niestety bywa z budżetowymi sprzętami, nie należy do najłatwiejszych. Najpierw należy podważyć zatrzaski, na które trzyma się górna część obudowy żeby ją zdjąć, a następnie odkręcić kompletnie losowo rozlokowane śrubki. Dalej jest prosto, bo trzeba odpiąć dwa kabelki łączące akumulator i płytkę-córkę (ang. daughter-board) z PCB i w końcu możemy rozdzielić wszystkie najważniejsze części. Widok jaki nas powita może niektórych zdziwić, bowiem w środku nie znajdziemy ani grama pianki. Ta znajduje się bowiem wyłącznie pomiędzy płytką drukowaną, a tą montażową – jest biała i niskoporowata, co zapewnia obniżenie brzmienia i zredukowanie niepożądanych wibracji mogących zamienić się w rezonowanie. Na samym PCB w zasadzie nie znajdziemy nic szczególnie interesującego, poza jednym samotnym gniazdem hot-swap (o tym więcej w sekcji Przełączniki), natomiast gdybyśmy mieli chęć rozdzielenia dwóch płytek to należałoby odkręcić kolejnych kilka śrub. Spód obudowy też nie jest przesadnie ciekawy, gdyż to po prostu kawał plastiku o standardowej dla tego budulca strukturze. Widać tam natomiast dwa mleczne elementy przykręcone przy bocznych krawędziach, które służą za dyfuzory światła. A, no i warto zaznaczyć, że producent podszedł do tematu lampek kontrolnych w rozsądny sposób, albowiem umieścił w ich miejscu pojedynczy kawałek prześwitującego tworzywa, ale rozdzielił jego cztery punkty czarną pianką, dzięki czemu po włączeniu chociażby CapsLocka dioda nie rozświetli przypadkiem sąsiadujących otworów.

Ergonomia

Większość klawiatur magnetycznych na rynku korzysta z mniejszych formatów, gdyż przystosowane są one do grania, a jak doskonale wszyscy wiemy – gracze preferują małe klawiatury, dzięki którym mogą oszczędzić miejsce na biurku. Nie każdy ma jednak tak zamkniętą głowę lub tak ograniczone miejsce na biurku i realnie istnieje na rynku zapotrzebowanie na magnetyki w nieco większych rozmiarach. Dobrym rozwiązaniem tego problemu były dotychczas Wooting Two HE i SteelSeries Apex Pro, ale oba te produkty były moim zdaniem ograniczone w wielu kwestiach, w wyniku czego nie uznaję ich za optymalny wybór. AULA F98X może jednak takim być, albowiem korzysta ona z formatu zwanego 980. Czasami mylnie daje mu się łatkę 1800, ale to kompletnie inne rozkłady klawiszy. Jeszcze inni potrafią powiedzieć na to po prostu 98% albo 95%, ale z kolei w tej kwestii mam pogląd, że to nadal pełnowymiarowa klawiatura (a więc 100%), lecz po prostu z nieco inaczej rozłożonymi klawiszami. Sama nazwa 980 pochodzi od Leopold FC980, czyli produktu, który wprowadził wspomniany format. Osobiście uważam go za najwybitniejsze co spotkało ludzkość, albowiem mamy tutaj pełną funkcjonalność klawiatury, lecz zamkniętą w odrobinę bardziej kompaktowej formie. Znajdziemy tu zatem NumPad, rząd funkcyjny, sekcję alfanumeryczną, a klaster nawigacyjny występuje w postaci strzałek zbitych pomiędzy sekcjami oraz kilku kluczowych klawiszy ulokowanych nad panelem numerycznym. Dostęp do nawigacji mamy też poprzez wyłączenie NumLocka i korzystanie z dostępnych na NumPadzie klawiszy. Realnie nie widzę wad takiego rozwiązania i dlatego mam w kolekcji kilka klawiatur 980 jak i 1800, bo użytkowanie ich jest dla mnie po prostu szczytem komfortu.

Układ zastosowany przez producenta to ANSI, to znaczy lewy Shift jest pełny, a Enter niski. Bardziej uszczypliwi czytelnicy zauważą jednak, że rząd dolny oraz prawy Shift nie są standardowych rozmiarów (co dla innych nie powinno być szokiem, bo są one do tego zmuszone przez format). Sam mam zarzut co do tego pierwszego, bo o ile lewa strona jest okej, o tyle prawy Alt ma rozmiar 1u, co czyni go po prostu bezużytecznym. Nie zliczę ile razy podczas testów F98X nie trafiłem w niego celem wprowadzenia polskiego znaku. Nadal, po paru tygodniach, mam z tym problem podczas pisania recenzji, którą właśnie czytacie. Jest lepiej, bo pamięć mięśniowa potrafi się przyzwyczaić, ale nie jest to optymalne rozwiązanie dla Polaka czy innego użytkownika języka wykorzystującego AltGr. Można było to rozwiązać dużo lepiej, ale widocznie AULA stawia przede wszystkim na klientów chińskich i amerykańskich. Szkoda. Słów kilka chcę też dorzucić na temat F13, które jest tutaj obecne. W przypadku testowanego dzisiaj sprzętu działa ono jako Delete i ma to nawet sens, jednak osobiście nie przepadam za estetyką upchnięcia rzędu funkcyjnego celem wciśnięcia tam jeszcze jednego klawisza, ale chyba jeszcze bardziej irytuje mnie fakt zrujnowania mojej pamięci mięśniowej – bo przecież żeby trafić dajmy na to F2 muszę uderzyć bardziej na lewo niż w normalnej klawiaturze. Efekt? Przez cały okres testów musiałem zerkać na klawiaturę żeby wcisnąć to, co faktycznie chcę wcisnąć. Szaleństwo!

Regulacja kąta nachylenia, który domyślnie wynosi 6,5°, występuje w recenzowanym dziś modelu w formie rozkładanych nóżek. Te są dwustopniowe, dzięki czemu regulować możemy ów kąt jeszcze lepiej. Małe nóżki dadzą nam 8,5°, a te większe 12°. Ponadto zostały one zakończone ogumieniem, przez co nawet po ich rozłożeniu nie tracimy przyczepności – a ta jest doskonała, albowiem na spodzie obudowy producent umieścił wystarczająco duże gumki skutecznie trzymające klawiaturę w miejscu. Wysokość frontowa wynosi z kolei 21 mm, a ta efektywna (mierzona od spodu do czubka switcha spacji) 27 mm. To spory wynik, lecz należy mieć na uwadze, że przednia ramka jest dosyć szeroka przez co drugi pomiar naturalnie wychodzi ciut wyższy niż u konkurencji z węższymi ramkami. Tak czy inaczej korzystało mi się z AULA F98X bardzo komfortowo bez dokładania żadnych podpórek pod nadgarstki, czy to podczas grania, czy standardowej pracy przed komputerem.

Keycapy

Nie jestem w stanie opisać słowami jak bardzo podoba mi się obecny stan rzeczy odnośnie wykonania nakładek montowanych na klawiaturach, bez względu na budżet. Standardem stało się połączenie PBT i double-shot oraz niezwykle grube ścianki, często sięgające nawet 1,5 mm. Tak samo jest w przypadku testowanego dzisiaj modelu, albowiem spełnia on wszystkie te trzy warunki! Można się zatem spodziewać, że keycapy fabrycznie dzierżone przez AULA F98X posłużą nam długie lata i nie utracą swojej tekstury, która domyślnie jest przyjemnie gładka, choć z wyczuwalnym delikatnym poziomem tarcia. Podwójny wtrysk powoduje też często, że czcionka jest niezwykle ostra – i tego także doświadczymy w tym przypadku. Producent postawił na w miarę minimalistyczny krój pisma z domkniętymi brzuszkami, a krawędzie zaznaczone są niczym żyleta. Po dłuższym przyglądaniu i doszukiwaniu się wad byłem w stanie dostrzec pewne nierówności pomiędzy nakładkami w postaci innej grubości znaków, ale nie jest jakoś tragicznie – szczególnie jak weźmiemy pod uwagę cenę F98X. Najbardziej rzucają się w oczy modyfikatory, które to korzystają z literek na tyle małych, że niektóre ich fragmenty są zwyczajnie grubsze lub cieńsze od reszty. Na szczęście alfanumeryki są perfekcyjne i nie mam się w ich przypadku do czego doczepić.

Wracając jeszcze na moment do modyfikatorów, te wykorzystują system opisowy zwany icon+text, a zatem widnieją na nich ikonki w akompaniamencie napisów. Całe szczęście producent trzyma się tych zasad i nie robi żadnych fikołków w postaci inaczej zaprezentowanego Backspace, jak ma to często miejsce u konkurentów. Personalnie bardzo lubię icon+text i być może dlatego też AULA F98X tak przypadła mi do gustu. Czcionka została wyrównana do lewego górnego rogu, a więc poprawnie, zaś mody są wyrównane do lewego boku i tam wyśrodkowane. Jak chodzi o sublegendy, to te niestety widnieją na sporej części capów i są nałożone metodą pad-print, przez co wyglądają po prostu paskudnie. Może to też po prostu ich szara barwa, lecz w każdym razie irytuje mnie to do tego stopnia, że za każdym zerknięciem na nie urok F98X dla mnie umiera. A szkoda, bo przedstawiają one naprawdę przydatne funkcje multimedialne i nie tylko.

Odnośnie kolorystyki napisałem już parę słów w innej sekcji, ale tutaj też dodam od siebie parę groszy. Podoba mi się to pandowe połączenie bieli i czerni wraz z wyblakłozielonymi akcentami. Wszystkie znaki, literki i ikonki też zostały wykonane w tej barwie, co tylko potęguje tę piękną estetykę. W tym względzie AULA naprawdę się postarała i gratuluję jej tego, bo inne kolorystyki tak bardzo nie przypadły mi do gustu. Nieprawdopodobnie cieszy mnie natomiast profil Cherry, na który postawiono w tym modelu. Stali czytelnicy zapewne zdają sobie sprawę jak wielkim fanem tegoż rozwiązania jestem, albowiem korzystam z wisienkowych keycapów w praktycznie wszystkich swoich klawiaturach i aktualnie chyba nawet nie byłbym w stanie komfortowo przesiąść się na jakikolwiek inny profil. Cieszy mnie także, że w końcu po latach pozbyliśmy się OEM’ów i Cherry powoli je zastępuje w klawiaturach typu pre-built.

Stabilizatory

Bez zaskoczeń w kwestii stabów – AULA postarała się i przesmarowała zamontowane na klipsy do płyty montażowej stabilizatory. Grubego smarowidła jest sporo i to dobrze rozprowadzonego, dzięki czemu druciki nie wydają żadnych klekoczących odgłosów. Robótka wygląda w dodatku na tyle dobrze, że nie spodziewałbym się konieczności poprawiania smarowania we własnym zakresie przez długi okres od zakupu. Cieszy mnie niezmiernie, że tak dopracowane stabilizatory są obecnie standardem i kupując dowolną klawiaturę prawie w ogóle nie musimy martwić się, że dostaniemy suche lub źle przesmarowane staby. I tak, przekopiowałem tę sekcję z innej recenzji, bo do szału doprowadza mnie już parafrazowanie tego samego w praktycznie każdej recenzji klawiatury. Staby stały się po prostu tak dobre w pre-builtach bez względu na budżet, że dopóki coś nie poszło nie tak (jak w Keychronach czy Dark Project Gamma), to w zasadzie nie ma sensu pisać tej sekcji od nowa.

Przełączniki

Zawsze gdy docieram do sekcji opisującej przełączniki w klawiaturach magnetycznych, zwracam uwagę na to jak ważną rolę odgrywają one w całościowym odbiorze produktu. W końcu to na ich barkach spoczywa sprawienie, że potencjał magnetyczności zostanie wykorzystany, gdyż to dzięki zamontowanym w nich magnesach możemy w ogóle mówić, że dany produkt wykorzystuje Efekt Halla do odczytu aktywacji. Oczywiście bez sensorów osadzonych na PCB nici z działania bezstykowego, lecz te naprawdę ciężko jest wykonać niepoprawnie i rzekłbym wręcz, że poza marginalnymi sytuacjami gdzie faktycznie ich żywotność woła o pomstę o nieba nie należy zawracać sobie tym aspektem głowy. Sposób działania switchy HE powinien być Wam już znany, zważywszy na to ile tekstów poświęciłem na w miarę dokładne opisy tego zjawiska – niemniej jednak jeżeli jeszcze nie mieliście okazji dowiedzieć się więcej na temat odkrycia Edwina Halla, to zachęcam do przeczytania sekcji Przełączniki w recenzji chociażby Dark Project Gamma, gdzie poświęcam temu tematowi nieco więcej czasu. Tymczasem chciałbym zwrócić uwagę na zalety płynące z używania magnesów w konstrukcji przełączników klawiaturowych, zanim przejdę do samego konkretnego modelu dzierżonego przez AULA F98X. Głównymi dwoma atutami są rzecz jasna płynność pracy oraz żywotność. Obie te cechy wynikają bezpośrednio z bezstykowości, to znaczy wewnątrz switcha nie znajduje się żaden metalowy element wykorzystywany do aktywacji poprzez zamknięcie obwodu. Jedynymi punktami tarcia w takich przełącznikach są prowadnice, w których ustawiony został trzpień. Tak samo jak na gładkość, bezstykowość wpływa też na wytrzymałość, albowiem w konstrukcji pozbawionej ruchomych elementów innych niż sam trzon skaczący na sprężynce fizycznie nie ma jak się zepsuć. Często żywotność takowych określa się na miliardy przełączeń, lecz realnie jest to nie do zmierzenia żadną sensowną metodą. Niektórzy producenci deklarują po prostu 100 milionów, bo dłużej im się zwyczajnie nie chce testować, a że stówka jest wynikiem w zupełności wystarczającym, to można uznać go także za spełniający wymogi aktualnego klienta.

Testowany dzisiaj na łamach bloga model kryje pod swoimi nakładkami produkt brandowany logiem AULA, co powinno już nakierować nas na ostatnimi czasy popularnego producenta o wdzięcznej nazwie SUOAI Electronics Co.,LTD. Manufaktura ta znana jest chociażby z przełączników LEOBOG, a marka AULA de facto do niej należy. Nie mam zatem żadnych podstaw ażeby wysnuwać wnioski o out-sourcingu tego elementu klawiatury od innych firm, albowiem skoro SUOAI jest zdolne do produkcji swoich własnych switchy, to może bez najmniejszego zawahania montować je we wszystkich swoich sprzętach. Miejcie natomiast na uwadze, że nie mam też żadnego oficjalnego potwierdzenia, które rzuciłoby pozbawione wątpliwości światło na tę hipotezę – jest to zaledwie moje połączenie kropek i trochę leniwa chęć przypisania zamontowanych w AULA F98X przełączników do jakiegokolwiek konkretnego producenta. Chciałbym też jakkolwiek sensownie je nazwać, ale AULA tak bardzo wstydzi się tej klawiatury i tych switchy, że jedyne informacje jakie byłem w stanie znaleźć określają je po prostu jako AULA Magnetic Switches. Dziwi mnie także, że postawiono akurat na takie rozwiązanie zamiast użycia tutaj dużo lepszych i ciekawszych LEOBOG-ów, które miałem okazję pochwalić w ramach recenzji AULA WIN68HE. Cóż, sporo tutaj dziwnych decyzji niepodpartych żadnymi logicznymi argumentami.

No ale powiedzmy słów kilka o tych AULA Magnetic Switches i skąd moja opinia o ich niższości względem choćby magnetycznego wynalazku marki LEOBOG. Otóż zastosowane tutaj przełączniki na pierwszy rzut oka przypominają najzwyklejsze magnetyki z trzpieniem typu dust-proof, a więc zawierającym dwie ścianki po bokach krzyżaka, mające w teorii ochronić wnętrze switcha przed dostaniem się do niego pyłów tudzież wody. Obudowa wykonana z bliżej nieokreślonych tworzyw zamyka się na tak zwany wing-latch, czyli dwa duże zatrzaski, które swoją drogą bardzo łatwo podważyć i w efekcie otworzyć przełącznik – to akurat doceniam. W miejscu na lampkę LED zamocowany został dyfuzor mający na celu rozproszyć podświetlenie dobiegające z powierzchni PCB, co daje stosunkowo dobry efekt. Na spodzie obudowy zauważyć możemy z kolei obecność dwóch plastikowych nóżek w stylu tych znanych z HaiMu – to znaczy przeciętych w taki sposób ażeby mogły one zadziałać jak zatrzaski, trzymające przełącznik stabilniej w płytce drukowanej. Bardzo interesujący jest także poziom wobble, gdyż ten nie wypada wcale tak źle jak bym się spodziewał, ale jednocześnie nie dorównuje wspomnianym już wcześniej LEOBOG Wing Chun, skąd też wynika moja wątpliwość w słuszność wyboru akurat AULA Magnetic Switches jako optymalnej opcji do F98X.

Warto wspomnieć jeszcze kilka słów o samej w sobie gładkości i smarowaniu. Tego drugiego tutaj nie uświadczymy, co osobiście uważam za doskonałą decyzję. Smar w przełącznikach liniowych o bezstykowej charakterystyce działania może wyrządzić dużo więcej szkód niż pożytku. Widzę w nim tylko zalety pod kątem akustyki, albowiem lubrykowanie potrafi poprawić ten aspekt, lecz jak chodzi o samą w sobie płynność pracy, to ta jest tu już na wystarczającym poziomie, a dołożenie smaru mogłoby paradoksalnie ją pogorszyć, powiększając pole styku. Sens miałoby w mojej opinii wyłącznie nałożenie odrobiny oleju. Przy tej okazji muszę przyznać, że AULA Magnetic Switches wypadają naprawdę dobrze jak chodzi o fabryczną pracę – są tak gładkie jak ich najwięksi konkurenci. Nie tego się szczerze spodziewałem, bo testując ostatnio VTER ATO87 miałem okazję zaznać szorstkich magnetyków, które choć i tak wypadały gładziej od contact-based switchy, to wyróżniały się negatywnie na tle innych modeli HE. Tu na szczęście czegoś takiego nie ma i produkt brandowany logiem AULA można spokojnie zaliczyć do grupy idealnie gładkich liniowców, które nie mają sobie równych w konwencjonalnie zwanym „mechanicznym” świecie. Jeśli chodzi z kolei o sprężynki, to te nie są poszerzone jak choćby w Gateron KS-20, co wynika bezpośrednio z dziwacznego designu tych switchy, a ich wyważenie to według specyfikacji 60 gramów siły przy bottom-out’cie. Producent podaje też wartość 40 gf nazywając to „initial force”, co interpretować można jako nacisk na samym początku. Przez wzgląd na to, jak i standardową długość sprężyn, możemy spokojnie wykluczyć występowanie tutaj slow-curve, co akurat dla mnie jest wadą, ale dla Was wcale nie musi.

Sprawne oko zapewne dostrzeże obecność otworu na spodzie obudów, lecz osadzonego w innym miejscu niż to zwykle bywa. Wynika to z dziwnej decyzji producenta o utworzeniu kompletnie innego designu niż znany i lubiany przez ludzi KS-20, gdzie miejsce na magnes zostało zarezerwowane dla środka. Tutaj ów znajduje się tam, gdzie w standardowych MX style kryją się metalowe piny odchodzące od styków i czekające na lutowanie tudzież gniazdo hot-swap. Skąd taki pomysł? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, bowiem skutki są naprawdę nieprzyjemne. Otóż gdybyśmy z jakiegokolwiek powodu chcieli podmienić przełącznik na inny, to pozostaje nam tylko to co pasuje, a więc zaledwie ten konkretny model, który znajdziemy w AULA F98X. Inne designy po prostu nie zadziałają przez ułożenie sensorów Halla na PCB. Przykre, że zostajemy skazani na zamknięty ekosystem, bo o ile zrozumiałbym jeszcze taką decyzję przy idealnym projekcie przełącznika fabrycznie zamontowane w klawiaturze, o tyle AULA Magnetic Switches brakuje sporo do ideału i ktoś komu pasuje sam sprzęt, ale nie odpowiada ten konkretny przełącznik może być zwyczajnie zawiedziony. Podejrzewam natomiast, że produkty marki GLORIOUS mogłyby także tutaj przypasować i zadziałać, choć niestety nie miałem okazji ich w tym scenariuszu przetestować.

Zapewne wielu z Was, czytelników, klawiatury magnetyczne kupuje tylko przez wzgląd na ich wpływ na wyniki w grach. Nie da się bowiem ukryć, że przez ostatnie lata rynek został tak zrewolucjonizowany żeby każdy był święcie przekonany o przewadze HE nad „””mechanikiem„”” w produkcjach kompetytywnych. Spotykam się nawet ze stwierdzeniami, że klawiatury magnetyczne nie nadają się do pisania, bo przecież powstały one po to żeby dać Rapid Triggera graczom! Oczu kąpiel chciałoby się rzec, bo takie bzdury powodują więcej złego niż dobrego, lecz na to przydałoby się napisać jakiś felieton – pomyślę. Niemniej, o ile rzeczywiście AULA F98X zapewnia nam pełne wsparcie kluczowych technologii, czyli konfigurowalnego progu aktywacji czy uwielbianego przez graczy CS2 i osu! Rapid Triggera, to wiele do życzenia pozostawia ich dokładność. Nie mogę narzekać na samą w sobie szybkość tych rozwiązań w pełnowymiarowej klawiaturce AULA, bo reakcja jest pewna i następuje w mgnieniu oka, a ja nie czuję się ciągnięty w dół przez sprzęt. Odczuwam pomimo tego znaczący stopień niedokładności, to znaczy konfiguracja oparta na cyfrach jest na tyle ślamazarna po stronie sprzętu, że 0,1 mm po prostu nie odpowiada prawdziwemu 0,1 mm. Testowałem F98X w wielu scenariuszach i różnych grach, a efekty są dla mnie porażające. Realnie nie byłem w stanie odczuć różnic pomiędzy chociażby 0,1 mm jak i 0,3 mm, gdzie dajmy na to w ostatnio recenzowanej NuPhy Air60 HE nawet minimalne różnice w usatawieniach dawały mi inne efekty w grach. Uważam, że testowany dziś produkt odpowiada w tej kwestii czemuś na styl Redragon K721 Stormhunter, gdzie HE również jest wykorzystane, ale jest to bardziej liźnięcie piękna magnetyczności niż jej pełne zaznanie.

Moje stanowisko w temacie powoływania się na jakiekolwiek cyferki czy inne opóźnienia zapewne znacie z poprzednich tekstów. Niemniej jednak staram się wspominać o pomiarach wykonanych przez ludzi kompetentnych, bo uważam je za dopełnienie recenzji i postawienie Was, czytelników, w pozycji osób bardziej doinformowanych na temat produktu, o którym chcecie czegoś się dowiedzieć, na przykład przed zakupem. Niestety muszę Was zasmucić, moi kochani fanatycy cyferek i opóźnień, albowiem EyeJoker, autor jednej z największych baz danych opiewających w wszelkie dane na ten temat, nie miał okazji pomiaru F98X. Dla osłody mam jednak informację, że arkusz tworzony przez graczy rytmików z kategorii VSRG (osu!mania, quaver, etterna itp.) zawiera krótką opinię w temacie przedmiotu dzisiejszej recenzji i jest ona następująca: z deklarowanego odświeżania 1000 Hz realnie dostajemy zaledwie 443 Hz, co jest nie tylko wartością niższą, ale też bardzo dziwną. Co ciekawe, występuje to zarówno przy połączeniu przewodowym jak i tym bezprzewodowym, co powinno dawać do myślenia, że obcujemy z produktem budżetowym i raczej niespecjalnie nastawionym na osiągi. Warto przy tym napomknąć, że nie ma tutaj zjawiska chordsplittingu, co akurat jest sporą zaletą dla graczy rytmicznych.

Koniec końców AULA F98X jest jednak sprzętem magnetycznym i nie można mu tego odebrać. Wobble może i nie należy do najniższych, gładkość może i nie jest najwybitniejsza, a pomiary sensorów są tak niedokładne, że aż strach się bać – ale mówimy przecież o niedrogim urządzeniu w formacie, którego inni producenci się zwyczajnie boją. To też nie tak, że przez wzgląd na zastosowanie nieco gorszych switchy tracimy na żywotności, bo przecież aspekt bezkontaktowości pozostaje ten sam. Gładkość też przecież nie jest na tyle niska żeby jakieś zwyczajne Cherry MX czy ich klony były w stanie im dorównać. Jeśli ktoś jest zatem takim graczem jak ja, czyli od święta, a głównie przy komputerze pracuje z tekstem, to AULA F98X będzie niewątpliwie sensownym wyborem. Nie istnieje żadna zasada zabraniająca wykorzystywania klawiatur magnetycznych do celów innych niż granie, zatem nie widzę przeciwwskazań żeby ktoś miałbym kupić sobie ten model stricte do biura – a wręcz zalecam, bo zyskacie naprawdę sporo względem standardowego sprzętu, gdyż konfigurowalny próg aktywacji, choć niedokładny, potrafi naprawdę umilić pracę poprzez dostosowanie poziomu nacisku do swoich palców.

Jeszcze jedno w temacie przełączników – w trakcie testowania F98X dostrzegłem bardzo ciekawy element jakim jest inny switch ukryty pod klawiszem Esc. Nie jest on magnetyczny i wykorzystuje standardowe gniazdo hot-swap do działania zamiast lutowania na stałe. Nosi on logo LEOBOG, a więc jest z tej samej fabryki co reszta klawiatury i prawdopodobnie też przełączniki HE, z którymi sąsiaduje. Nie da się go skonfigurować w oprogramowaniu, co jest logiczne – korzysta on bowiem z kompletnie innej technologii. Czemu jednak producent zdecydował się na taki zabieg? Zabrakło mu mocy obliczeniowej i musiał zmniejszyć liczbę sensorów o jeden? Brzmi to absurdalnie, ale nie widzę innego sensownego powodu.

Brzmienie

Gęsta pianka między PCB i mounting plate’m oraz brak pianki na spodzie obudowy – jak może to wpłynąć na brzmienie klawiatury, która ze względu na swój format ma naprawdę sporo przestrzeni w środku? Już przed testami miałem pewne podejrzenia, ale wówczas byłem przekonany, że wypełnień wewnątrz będzie dużo więcej. AULA F98X burzy kompletnie mit, że magnetyczna klawiatura nie może brzmieć basowo, oczywiście jak na produkt oparty o przełączniki konstrukcyjnie podobne do MX style. Stukanie jest czyste, o niskiej częstotliwości, a odrobinka echa niosącego się wewnątrz dużej obudowy dodaje przyjemnego uroku, zapewniając całości głębię. Nie przeszkadzają też staby, bo jak wspomniałem kilka sekcji temu – te są perfekcyjnie przesmarowane i nie hałasują w żadnym stopniu. Bardzo podoba mi się brzmienie oferowane przez testowaną dziś klawiaturę i nie ukrywam, że jest mi trochę wstyd, że takich słów potrafię użyć w kontekście mimo wszystko wygłuszonego pianką produktu. Niemniej jednak wychodzę z założenia, że jeśli chcemy usprawnić ten aspekt budżetowego sprzętu to często nie mamy po prostu innego wyjścia niż wypchać go pianką – i tutaj zrealizowane jest to w taki sposób, że efekt końcowy podoba się nawet mi, klawiaturowemu wyjadaczowi o skrajnych preferencjach akustycznych.

Podświetlenie

Mamy dzisiaj do czynienia ze sprzętem co do zasady gamingowym, więc naturalnie pod klawiszami skrywa się podświetlenie RGB (w orientacji północnej, a więc tej niepoprawnej, choć preferowanej o ile montujemy prześwitujące keycapy). Diody możemy dowolnie konfigurować z poziomu oprogramowania, to znaczy ustalić ich kolor i efekt. Osobiście ustawiłem barwę zieloną i cały okres testów tak korzystałem z AULA F98X (to znaczy przez pewien czas, bo potem wyłączyłem je kompletnie), bo w ten sposób wygląda to moim zdaniem najlepiej, lecz jeżeli wybierzecie inny wariant lub po prostu jarają Was inne kombinacje kolorystyczne, to mam kilka informacji na temat kolorów problematycznych. Biel wypada zaskakująco dobrze, albowiem nie widać w niej nuty czerwieni. Zamiast tego ewidentny staje się niebieski, co nadaje efektu chłodu, ale finalnie wygląda naprawdę dobrze. Żółty jest z kolei tak samo limonkowy jak u konkurencji, ale tutaj wystarczy odjąć kilka punktów zielonemu żeby zredukować ów efekt. Jak chodzi o jasność, to ta jest na najwyższym poziomie, choć na szczęście światło nie przebija się przez górną powierzchnię keycapów, wyłącznie je okalając w przyzwoicie wyglądający sposób. Naprawdę dobra robota ze strony producenta.

Na bokach obudowy znalazło się miejsce na paski mlecznego plastiku, za którym kryją się paski LED. Z tego co rozumiem dostosowują się one do efektu ustawionego na głównych lampkach, ale nie jestem co do tego pewny. Nie znalazłem też sposobu na osobne skonfigurowanie ów pasków. Personalnie nie przepadam za takimi rozwiązaniami, bo psują one estetykę klawiatur jeśli te nie są zaprojektowane z myślą o kiczowatym wyglądzie. Gdyby nie ich obecność w AULA F98X, to klawiatura ta realnie podobałaby mi się bardziej, gdyż nawet jeśli wyłączymy podświetlenie, to mleczny plastik na bokach nie pasuje do reszty, czarnej obudowy.

Oprogramowanie

AULA F98X ma swoje wady i zalety, ale nie podlega wątpliwości, że jej największą bolączką jest software. Kluczowym w przypadku sprzętów magnetycznych stało się już zaoferowanie sensownie działającego oprogramowania, najlepiej dostępnego z poziomu przeglądarki – lecz to co przeżyłem tutaj to jakaś katastrofa. Po pierwsze aplikację musimy pobrać na komputer i to samo w sobie nie jest dla mnie jeszcze problemem, albowiem sam nie mam szczególnej preferencji co do formy softu, gdyż w obu widzę plusy i minusy. Realny problem rodzi się natomiast, gdy installer jest kompletnie nie do odnalezienia w sieci. Strona producenta w zasadzie odrzuca koncept istnienia modelu F98X, w związku z czym tam nie uświadczymy potrzebnych plików. Ja w celu ich znalezienia musiałem przeczesać Reddita i dopiero tam, w jednym z wątków, natrafiłem na niezbyt zaufany, lecz działający program. Po instalacji ukazał mi się jednak taki widok, że nawet trochę żałowałem znalezienia go.

Szata graficzna tego obrzydlistwa jest tak okropna i nieczytelna, że już od pierwszego kontaktu byłem negatywnie nastawiony. Producent napchał masę kompletnie zbędnych funkcji, w moim mniemaniu, takich jak dostosowanie podświetlenia do muzyki, przez co zakładek jest po prostu masa. Co ciekawe, możemy tworzyć profile, ale przełączymy się między nimi wyłącznie z powodu oprogramowania. Ważną cechą AULA F98X jest jednak zapisywanie ustawień w pamięci wbudowanej, dzięki czemu softa nie musimy mieć ciągle włączonego w tle. Ustawimy tu działanie wszystkich klawiszy, choć z jakiejś kompletnie niezrozumiałej dla mnie przyczyny nie byłem w stanie skonfigurować działania CapsLocka jako lewego Controla, czyli tak jak lubię. Przez to musiałem cały okres testów polegać na zewnętrznym oprogramowaniu – ogromny minus. Rapid Trigger da się ustawić w sensownym zakresie, tak samo jak próg aktywacji. Aplikacja pokazuje też dead zone’y, a także pozwala na ich wyłączenie – nie daje nam natomiast opcji ich konfiguracji wedle uznania. Są też makra, a także cała zakładka dedykowana blokadzie klawisza Windows i innych kombinacji czy ustawieniu czasu, po którym klawiatura się usypia. Możemy również pobawić się funkcjami takimi jak Snap Tap czy SOCD, jak w innych sprzętach magnetycznych. Co do zasady jest to zatem kompletny software, ale w praktyce korzystanie z niego nie należy do najprostszych i osobiście starałem się włączać je jak najrzadziej to możliwe.

Bezprzewodowość

Klawki magnetyczne i akumulator pozwalający na pracę bezprzewodową? Kto to słyszał z takim poborem prądu przez sensory Halla? A jednak, AULA F98X jest już kolejnym na rynku modelem, choć drugim po MONSGEEK FUN60 na łamach bloga, który realizuje to egzotyczne połączenie. W przeciwieństwie do Akko tutaj zyskujemy jednak dużo wygodniejszy przełącznik działania oraz znacznie lepszą żywotność baterii. Na jednym ładowaniu przedmiot dzisiejszego tekstu wytrzymał mi 5 dni ciągłego używania po kilka godzin dziennie z włączonym podświetleniem. Niewątpliwie gaśnięcie światełek po paru minutach spoczynku pomaga, ale ja wciąż nie jestem w stanie uwierzyć, że prawie tydzień jest osiągalny przy magnetycznych przełącznikach. Mam natomiast pewne podejrzenia – skoro sensory są tak niedokładne, to co jeżeli zużywają mniej prądu? Jeżeli faktycznie tak jest, to fajnie, że chociaż pod tym względem coś zyskujemy w zamian za mierne działanie Rapid Triggera. A właśnie, bo nie wspomniałem – do wyboru mamy 2,4 GHz i Bluetooth, ale ja jak to zwykle bywa testowałem urządzenie na tym pierwszym, gdyż zapewnia mi to lepsze opóźnienia i nie muszę czekać aż wprowadzony znak pojawi się na ekranie. Szczerze, jako multimedialna klawiatura do wpisywania czegoś podczas wyświetlania obrazu z komputera na telewizorze AULA F98X służyła mi jeszcze długo po zakończeniu testów – i taką rolę też w niej widzę, sprzęt multimedialny i biurowy.

Ocena końcowa

Bardzo chciałbym zakończyć tę recenzję stwierdzeniem, że AULA F98X to jedna z najciekawszych i najfajniejszych klawiatur magnetycznych z jakimi miałem w ostatnich miesiącach styczność. Ba, kupując ją właśnie taką wizję miałem przed oczami – wreszcie jakiś inny format niż te nudne 65% i 75% z wykorzystaniem najwspanialszej technologii jaką przyszło nam widzieć w klawiaturach. Niestety niektóre z decyzji producenta skutecznie sprawiły, że na przedmiot dzisiejszego tekstu patrzę z lekkim przymrużeniem oka. To wciąż dla mnie solidny sprzęt, który z pewnością znajdzie swoich zwolenników, ale ja sam nie byłbym raczej w stanie dłużej z niego korzystać i wolałbym coś jeszcze bardziej stonowanego czy wręcz nudnego. Moimi głównymi argumentami przeciw F98X są oprogramowanie wołające o pomstę do nieba, paski LED na bokach obudowy, brzydkie indykatory, dziwaczne kolorystyki dostępne do zakupu czy te nieszczęsne sub-legendy w obrzydliwym, niepasującym do reszty estetyki szarym odcieniu. Nie podoba mi się też decyzja o zamontowaniu diod o orientacji północnej pomimo zastosowania nieprześwitujących keycapów, a także bardzo przeciętne opóźnienia i dokładność Rapid Triggera, co byłem w stanie realnie odczuć podczas testów, szczególnie przesiadając się z lub na dużo lepszy produkt pokroju NuPhy Air60 HE.

Nie można jednak zapomnieć o wielu zaletach oferowanych przez ten produkt marki AULA. Przede wszystkim jest to pełnowymiarówka w formacie 980, a więc względem konkurencji zyskujemy sporo przydatnych klawiszy. Sam w sobie magnetyzm, choć w praktyce niedokładny w grach, również jest plusem, bowiem znacząco wpływa na żywotność i płynność pracy. Regulacja kąta nachylenia pozwala na dostosowanie klawiatury pod siebie, podświetlenie RGB dodaje jej trochę życia, a estetyka co do zasady nawet mi się podoba (z wyłączeniem wspomnianych wcześniej elementów, rzecz jasna). Brzmienie też wielu na pewno się spodoba, a stabilizatory są przesmarowane perfekcyjnie. Sama w sobie jakość wykonania także stoi na wysokim poziomie, co widać zarówno po korpusie, jak i keycapach.

Jak więc sami widzicie, AULA F98X ma sporo plusów, ale też poważne minusy. Wszystko sprowadza się zatem do tego, co bardziej cenicie w produkcie i czy jesteście w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia. Ważna jest też cena, która na chwilę obecną na AliExpress oscyluje w okolicach 375 złotych i można ją rzecz jasna zredukować kuponami lub innymi promocjami. Zauważyłem też, że model ten pojawia się i znika i wcale nie tak łatwo go dostać – aktualnie wisząca aukcja oferuje tylko jedną kolorystykę, podczas gdy jeszcze dwa tygodnie temu widziałem kilka opcji zakupu. Jeśli zatem bardzo chcecie zdobyć tę klawiaturę, to moją rekomendacją byłoby poczekanie na moment, w którym ponownie pojawią się aukcje z ceną poniżej 300 złotych i większym wyborem kolorów – ja sam kupiłem F98X za kwotę 270 złotych. A czy ją polecam? Cóż, w takiej cenie jak najbardziej, o ile nie zależy Wam na niezawodnym oprogramowaniu, natomiast przy czterech stówkach zastanawiałbym się poważniej nad słusznością takiego zakupu.

Postscriptum

Dziękuję Wam wszystkim za śledzenie mojego bloga, czytanie recenzji i nawet zaglądanie na moje transmisje na żywo na Twitchu. Żeby zbudować trochę lepszą więź pomiędzy mną, a czytelnikami, postanowiłem założyć serwer Discord przeznaczony głównie do dzielenia się opiniami o artykułach, proponowania tematów, informowania o nowych publikacjach i po prostu rozmawiania o klawiaturach. Wiem, że jest w Polsce kilka serwerów o takiej tematyce, ale chciałbym żeby moja społeczność miała jakieś dedykowane miejsce, w którym może bez problemów dostać notyfikację o nowo opublikowanej recenzji i prędko napisać o niej kilka słów krytyki. Jeśli więc chcielibyście dołączyć, to link pozostawiam w tym odnośniku. Dzięki!