Czasami mam wrażenie, że nie nadążam za trendami w świecie przełączników i moje recenzje powstają długo po premierze danego modelu, a zatem po osiągnięciu przez niego szczytowej popularności. Mimo to staram się wybierać takie przełączniki, które są ponadczasowe i nie przestaną mieć znaczenia na rynku jeśli są naprawdę dobre. Dziś na celownik wziąłem sobie jedne z pierwszych przełączników brandowanych logiem Akko i produkowanych przez KTT – Akko CS Matcha Green. Są to liniowce z pierwszej serii przełączników Akko CS. Czy nadal są jednak warte uwagi, pomimo upłynięcia już ponad roku od ich wydania?
Budowa
Pod względem konstrukcji jest to dosyć standardowy przełącznik, natomiast warto zaznaczyć, że obudowa zamyka się na dwa duże zatrzaski zwane „winglatch” zamiast standardowych czterech małych, do których przyzwyczaiło nas Cherry. Spód obudowy jest zielony i wykonany najprawdopodobniej z nylonu, natomiast góra jest prześwitująca i delikatnie zabarwiona na zielono, co tworzy interesujący efekt. Materiał do niej użyty to prawdopodobnie poliwęglan. Trzon również jest zielony, ma standardową długość i prawdopodobnie użyto do jego produkcji polioksymetylenu. Na spodzie nie znajdziemy dodatkowych nóżek stabilizujących, więc są to przełączniki 3-pin.
Skok
Akko CS Matcha Green to przełączniki liniowe, a zatem nie posiadają w żaden sposób zaznaczonej aktywacji, a opór stawia w nich wyłącznie sprężyna. Ta wymaga 63 gramy siły do doprowadzenia trzonu do samego dołu oraz 50 gf do aktywacji. Skok ma w nich długość 4 mm, zaś aktywacja ma miejsce już na wysokości 1.9 mm.
Sprężyny
Zastosowane w Matcha Green sprężynki mają długość 15 milimetrów i rzekomo oferują tak zwany progresywny skok. Mimo to zarówno wykres jak i moje doznania zaprzeczają temu stwierdzeniu. Pod palcami przełączniki te sprawiają wrażenie absolutnie standardowych i nie czuć w nich nic specjalnego co mogłoby być spowodowane przez sprężynę. Mam wrażenie, że wiele osób odczuwa tu po prostu placebo, bo producent wmówił im, że użyte tu sprężyny mają jakiekolwiek nadzwyczajne zdolności. Co prawda wyglądają one rzeczywiście w pewnym stopniu jak sprężyny progresywne, natomiast prawdziwie progresywne sprężynki powinny wyglądać jeszcze inaczej. Podejrzewam natomiast, że za sprawą długości osiągającej 15 mm, sprężyny te są w stanie w minimalnym stopniu generować efekt slow-curve, gdyż taka długość odbiega delikatnie od standardu jakim jest 14 mm. Pamiętajmy jednak, że każdy standardowy Gateron również ma sprężyny 15 mm i w nich nikt nigdy nie poczuł żadnej zmiany we wrażeniach podczas pisania.
Brzmienie
Mocno przeciętnym i nudnym aspektem Akko CS Matcha Green jest wydawany przez nie dźwięk. Choć można mu przyznać, że ma delikatną barwę skierowaną lekko w kierunku basu, a w dodatku nie jest przesadnie głośny, to należy pamiętać, że tak brzmiących przełączników mieliśmy już masę na rynku. Matcha Green nie robią zatem nic oryginalnego i brzmią po prostu miło dla ucha. Wpływ ma na to z pewnością fakt, że ich trzon jest standardowej długości. Chociaż sprężynki są tu kompletnie suche, to bardzo ciężko było mi znaleźć jakikolwiek przełącznik, w którym byłby słyszalny jakikolwiek metaliczny pogłos. Oznacza to więc, że pomimo braku smaru, sprężyny w Matcha Green nie rezonują i nie musimy martwić się o ich brzydkie brzmienie.
Gładkość
Producent zdecydował się nie nakładać żadnego smaru na trzony tych przełączników, więc skazane są one wyłącznie na jakość form. Ta widocznie nie jest najlepsza, gdyż czuć wyraźne tarcie w Matcha Green, natomiast nie jest ono tak silne żebym ich nienawidził. Nie jest to poziom, który lubię, ale nie jest też jakiś paskudny. Nasmarowanie byłoby natomiast świetnym ruchem i przełączniki te mogą wiele zyskać za sprawą dobrego smarowania odpowiednim lubrykantem.
Ocena końcowa
Wychodzi więc na to, że niewiele mnie ominęło nie recenzując Akko CS Matcha Green od razu. Są to bowiem nudne do bólu liniowce, które nie oferują absolutnie nic specjalnego, czym mogłyby wyróżnić się na tle konkurencji. Jasne, w momencie premiery były niebywale tanie w porównaniu do alternatyw i to był wystarczający powód dla wielu by w nie zainwestować, natomiast aktualnie nie widzę większego sensu kupowania ich, gdyż ich koszt wcale nie różni się znacząco od Gateronów Milky Yellow Pro, które przecież miażdżą Matcha Green pod każdym możliwym względem. Za te drugie zapłacimy bowiem aż 170 złotych za 90 sztuk, a za Gaterony tylko 130 złotych za tę samą ilość. Wybór jest więc oczywisty.