Na początku listopada pochwaliłem Wam się informacją, że kupiłem swoją trzecią klawiaturę. Padło wówczas na stworzonego przez OwLabs Mr. Suita. Jest to klawiatura TKL, która ma wyglądać elegancko i kształtami nawiązywać do garniturów. Spodobała mi się jego estetyka, a także deklarowana charakterystyka – ma on bowiem stawiać na dosyć giętkie uczucie podczas pisania. Kupiłem zatem go w wariancie białym ze srebrną wagą i srebrnymi ścięciami. Był to produkt, który OwLabs miało już u siebie więc wysyłki mogły nastąpić niedługo po kupnie. Jestem natomiast w Europie, a proces wysyłek do Europy wyglądał trochę inaczej, bo najpierw paczka szła wolną metodą do Belgii gdzie paczka była przepakowywana i nadawana do odbiorcy. W ten sposób nikt zamawiający z Unii Europejskiej nie musiał płacić dodatkowych podatków, bo paczka też była z UE. To bardzo przystępne, bo często hobbyści w Europie cierpią musząc płacić 1/4 ceny klawiatury w postaci podatku państwu przez co produkt otrzymują znacznie drożej niż reszta świata.
Jednak w wyniku dostawy bezpodatkowej Europejczycy musieli czekać na swoje Suity o wiele dłużej, bo dojście paczek do Belgii zajmowało około dwóch tygodni. Mój Mr. Suit dotarł do mnie dziesiątego grudnia, a więc wychodzi ciutkę ponad miesiąc czekania na niego. To wybitnie szybko w porównaniu do jakichkolwiek klawiatur dostępnych w zakupach grupowych gdzie trzeba czekać jeszcze na całą produkcję zanim klawiatury będą mogły być wysłane. Dla porównania – moja Rama U80-a Seq2 nadal nie została do mnie wysłana, a kupiłem ją we wrześniu 2020 roku. Suit miażdży konkurencję takim sposobem przeprowadzania sprzedaży, natomiast Frog od GEONWORKS również w taki sposób jest dostarczany – od razu po zakupie. Minusem jest to, że trzeba być strasznie szybkim aby zdążyć kupić klawiaturę przed innymi, bo ilość jest limitowana, a popyt ogromny. Jednak OwLabs pokazało, że można kupić nawet po czasie i dostać klawiaturę.
Jak pisałem w artykule gdzie chwaliłem się tym zakupem, OwLabs sprzedało kilka tysięcy egzemplarzy Suitów więcej niż mieli na stanie. Zamiast jednak anulować te zamówienia to pozwolili wszystkim tym ludziom kupić Suita ponownie w wybranym przez nich kolorze, bez jakichkolwiek limitów. To strasznie nie fair wobec osób, które kupiły klawiaturę w czasie, ale musiały wybrać inny kolor niż pierwotnie chciały – na przykład ja, bo chciałem wariant z niebieską wagą. W dodatku pierwsze egzemplarze tych nad-sprzedanych Suitów zaczęły przychodzić ludziom z USA koło tego samego dnia co mi przyszedł z podstawowego zakupu, więc czas oczekiwania wcale nie był jakiś znacząco dłuższy. Czy jednak bardzo boli mnie to, że mam wariant ze srebrną wagą i ścięciami, który w dodatku kosztował mnie ciut więcej? Nie, a czemu to wytłumaczę później.
No więc klawiatura przyszła w tym wspaniałym szarym pudełku, które ma magnetyczne otwieranie. To przyjemny dodatek, bo często pierwsze wrażenie ma największe znaczenie, a zdecydowanie unboxing wpływa na pierwsze wrażenie. W pierwszej warstwie po otwarciu pudełka leży płytka montownicza (ta, w której osadzone są przełączniki) oraz płytka drukowana (ta, która odpowiada za całą elektronikę) – obie zapakowane w folię. Pod tą warstwą znajdziemy zaś klawiaturę oraz wszelkie dodatki. Mi się poszczęściło i dostałem gratisowo zestaw stabilizatorów, które mają druciki wykonane z płynnego metalu. Dodatkowo dostałem metalowego keycapa służącego jako akcent, ale raczej go nie użyję, bo jest on czarny.
Klawiatura jest przepiękna. Kolor Babypowder to nie taki typowy zimny biały, a raczej wpadający w żółć. Tekstura również jest inna niż w chociażby moim Monstargearze. Jest taka bardziej szorstka. To oczywiście nie są w żadnym wypadku wady, a po prostu fakty. Z koloru jestem nawet zadowolony, bo moje keycapy GMK Hennessey także nieco wpadają w żółć, dzięki czemu ich synergia z klawiaturą będzie o wiele lepsza.
Nie można natomiast zapomnieć o tej przepięknej wadze. Jest ona zabezpieczona folią i z zewnątrz składa się z tego wielkiego kawałka oraz mniejszego trójkąta z napisem Suit. Obie te części są natomiast lekko głębiej przez co nie wchodzą w kontakt z biurkiem gdy klawiatura na nim leży. Wagę widać też od tyłu, a raczej ten wielki jej kawałek. Poza wagą mamy tu także obecny srebrny element oddzielający od siebie spód i górę obudowy. Tworzy to taką bardzo ciekawą i przyjemną dla oka estetykę, która mi osobiście się podoba.
Wisienką na torcie tego wariantu są zaś srebrne ścięcia. Są ona dookoła wszystkich sekcji gdzie umieszczone są klawisze. Tworzą efekt takiego lekkiego wgłębienia, ale odbijają też światło, które później pada na boki keycapów. To wspaniale prezentujący się design. Choć początkowo chciałem wariant z niebieską wagą, który nie posiada tych ścięć, to jednak nie żałuję, że zamiast tego kupiłem ten ze srebrną wagą i ścięciami. Wygląda to bowiem tak obłędnie i tak oryginalnie, że jestem nawet w stanie zaakceptować wyższą cenę. Co prawda niebieska waga też nie jest zbyt często spotykana, ale wagi nie widzi się na co dzień, a te ścięcia już tak.
Mr. Suit jest klawiaturą nastawioną na giętkie uczucie podczas pisania, ale nie można zapomnieć o dźwięku, do którego dąży producent. Osiągnięcie go wymaga użycia wielu różnych pianek, które skutecznie zmieniają brzmienie klawiatury. Najważniejszą z nich jest PE foam, czyli najzwyklejsza pianka pakownicza, która okazuje się być bardzo skuteczna w drastycznym zmienianiu dźwięku klawiatury gdy położy się ja na PCB, pod przełącznikami. Sprawia ona, że klawiatura zamiast brzmieć tak martwo i nudnie zaczyna nagle stukać jak kamienie uderzające o siebie. Jest to dźwięk bardzo głośny, ale również bardzo satysfakcjonujący. Poza tą pianką otrzymujemy też wykonane z poronu pianki akustyczne, jedną przeznaczoną do umieszczenia w obudowie, a drugą pomiędzy płytką montowniczą i płytką drukowaną. One mają dodatkowo wygłuszać niepożądane dźwięki w klawiaturze i wyolbrzymiać jedynie te, których oczekuje projektant.
Wybrana przeze mnie płytka drukowana jest lutowana, zaś płytka montownicza jest wykonana z tworzywa POM (polioksymetylen). Wybrałem tak ponieważ hot-swapa będę miał już w swojej Ramie U80-a Seq2, a lutowanie zawsze sprawia, że przełączniki pewniej siedzą. Z kolei wybór co do materiału płytki montowniczej padł na POM dlatego, żę jest to bardzo giętkie tworzywo, a chciałem osiągnąć jak najgiętsze doświadczenia z pisania. Może to brzmieć dziwnie dla osób niewtajemniczonych w temat, ale uginanie się płytki pod przełacznikami jest pożądane przez wiele osób w tym hobby. Daje to bowiem takie uczucie odbijania się palców od klawiszy. Nigdy nie miałem okazji spróbować klawiatury z takim feelingiem, więc tym razem postawiłem w pełni na niego. Nawet PCB jest tutaj zaprojektowane z myślą o uginaniu, bo każde miejsce na przełącznik w sekcji alfanumerycznej ma swoją wyciętą sekcję przez co każda literka ugina się niezależnie od innych pod naciskiem. Coś wspaniałego.
Wspomniałem wcześniej, że dostałem gratis z klawiaturą zestaw stabilizatorów od OwLabs, który rzekomo ma druciki wykonane z płynnego metalu. Z tego co się dowiedziałem to jest to ten sam materiał, którego używa się do produkcji kart SIM. Oznacza to zatem, że nie da się go zbytnio wygiąć bez złamania całości. Jest to pożądane w przypadku drucików stabilizatorów, gdyż ich odgięcia mogą generować niechciane tykanie czy cykanie. Dlatego też jeżeli te druciki są kompletnie proste po produkcji, to znaczy, że nie wygną się już. Gorzej jeśli przyjdą już krzywe, bo wtedy ich nie odegniemy. Moje na szczęście przyszły prościutkie i użyłem ich do zbudowania swojego Suita. Same stabilizatory nie różnią się bardzo od klasycznych Durocków V2 czy czegokolwiek co teraz jest najczęściej spotykane na rynku. Są przykręcane na śrubki, są dosyć gładkie. Jestem z nich zadowolony, tym bardziej, że były za darmo co zredukowało koszta budowy klawiatury.
Jeśli zastanawiacie się na jakie przełączniki padło, to już spieszę z odpowiedzią. Skoro niedawno wylutowałem wspaniałe PrimeKB Cobalt POM z Monstargeara XO V3 to grzechem byłoby nie użyć ich w Mr. Suitcie. Są to liniowe przełączniki z obudowami wykonanymi z tworzywa POM – tego samego co płytka montownicza – oraz trzonu wykonanego z tajemniczego materiału, którego producent nie chce zdradzić. W dodatku w środku nich znajdują się długie sprężyny o długości 19 milimetrów. To zapewnia bardzo przyjemne uczucie z pisania nazywane „slow curve”, czyli po prostu początek wciśnięcia jest cięższy na długiej sprężynie niż na krótkiej jeśli obie przy maksymalnym wciśnięciu mają 62 gramy. Przełączniki te mają też lekko zredukowaną długość wciśnięcia i zamiast typowych czterech milimetrów osiągają jakieś 3.7mm. To powoduje, że stuknięcie jest o wiele mocniejsze i ma inną barwę dźwięku przez to czym trzon uderza w spód obudowy przełącznika. Uznałem zatem, że przełączniki te będą perfekcyjnie pasować do tego jak giętka ma być ta klawiatura, a także jak ma brzmieć. Cobalty będą tu wisienką na torcie.
Dodam jeszcze kilka słów o sposobie montażu tej klawiatury. Jest to gasket mount, czyli płytka montownicza jest połączona z obudową bez żadnego kontaktu metal-metal, tak jak ma to miejsce w klawiaturach top mount gdzie płytka jest przykręcona śrubkami do góry obudowy. Jednak nie jest to typowy gasket mount gdzie na krańcach płytki naklejane są paski pianki poron. Zamiast tego dostajemy w zestawie gumeczki, które producent nazwał „gasket socks”. Wsuwa się je jedynie na końcówki tych odstających skrzydeł płytki, niczym skarpetki na stopy. Następnie kładzie się płytkę na górnej części obudowy i przygniata środkową częścią obudowy. Po przykręceniu śrubek te gumeczki będą jak szynka w kanapce, a obudowa będzie kromkami chleba. W ten sposób całość trzyma się w miejscu i nie ma kontaktu metalu z metalem.
Lutowanie poszło bardzo sprawnie i zajęło mi jakieś 15 minut. Zdecydowanie dłużej walczyłem z umieszczeniem przełączników w płytce, bo tak się ona ugina, że aż nie chce odskoczyć i zaczepić się dookoła przełącznika. Dlatego trzeba było jej z tym pomagać przy prawie każdym włożonym przełączniku. Jednak finalnie wszystko było za mną i pozostało tylko umieścić całość w klawiaturze. To również było proste, gdyby nie kabelek, który musiałem podłączyć do gniazda w PCB. Widzicie, żeby wycentrować port USB-C w klawiaturze na ogół korzysta się z tak zwanego „daughterboard”, który jest po prostu płytką drukowaną z portem USB-C. Wychodzi z niej kabelek i należy go podłączyć do samego PCB. Niestety kabelek ten w tym przypadku był tak wybitnie krótki, że musiałem nieźle się nagimnastykować żeby w ogóle go wpiąć, a później walczyłem żeby dobrze ułożył się na spodzie obudowy i żebym był w stanie zamknąć klawiaturę.
Ale finalnie się udało! Klawiatura była gotowa. Sprawdziłem szybko czy wszystkie przełączniki działają, a potem założyłem keycapy GMK Hennessey. Gdy tylko zacząłem na niej pisać zorientowałem się jak genialnie brzmi ta klawiatura. Dodam tylko, że użyłem jedynie pianki PE, a obu pianek poron nie użyłem, bo chciałem głośny dźwięk, a nie wytłumiony, jednak nadal z charakterystyką, do której dąży projektant. Stukanie jest bardzo donośne i satysfakcjonujące. Nie oddaje tego niestety żadne nagranie. Sam przejechałem się na słuchaniu testów dźwięku tej klawiatury. Spodziewałem się czegoś mniej ciekawego, ale na żywo to kompletnie inne doświadczenie i Mr. Suit brzmi po prostu fantastycznie. Pomagają przy tym genialne akustycznie przełączniki PrimeKB Cobalt POM. Całość brzmi po prostu jakby ktoś stukał dwoma kawałkami kamenia o siebie. Po angielsku możnaby to nazwać „marbly sound”.
Poniżej przedstawiam Wam jednak nagranie dźwięku mojego egzemplarza. Daje on ogólną wizję jak klawiatura brzmi, ale prawdziwe piękno poznać można dopiero na żywo. Co natomiast z feelingiem? Również jest genialny. Nie spodziewałbym się, że dosłownie każdy klawisz będzie się tak bardzo uginał pod naciskiem, a wracając odbijał mój palec. Po angielsku mówi się na to „bouncy typing experience”. Jestem zachwycony tym jakie wrażenia daje ta klawiatura swoją charakterystyką uczucia podczas pisania. Niektórzy mogliby powiedzieć, że jest to miękkie uczucie, ale moim zdaniem kompletnie nie można tego tak nazwać. Miękka to jest guma, która przyjmuje na siebie nasze stuknięcie w klawisz i nie oddaje żadnego sprzężenia zwrotnego, natomiast tutaj mamy do czynienia z amortyzacją, która ugina się pod naciskiem, ale ten sam nacisk nam oddaje w postaci feedbacku. Może się to po pewnym czasie okazać męczące, ale po coś przecież mam Monstargeara, prawda? Posiadanie kilku klawiatur jest świetne, bo jestem w stanie zmieniać je co da mi swobodę w decyzji jaki feeling chcę danego dnia. To coś co doceni jedynie prawdziwy entuzjasta, który wie czego szuka i czego oczekuje od klawiatury.
Bardzo podoba mi się też ta klawiatura pod względem wyglądu. Choć biały użyty do obudowy jest nieco bardziej żółty niż i tak już dosyć żółte keycapy GMK Hennessey, to mimo to całość wygląda bardzo ładnie. Podobają mi się te srebrne ścięcia, które odbijają światło na keycapy, bo wygląda to dosyć niecodziennie. Jest to też moja pierwsza klawiatura z klawiszem F13, przez co cały rząd klawiszy funkcyjnych jest bardziej zbity. Wygląda to ciekawie, ale czy doceniam taki układ bardziej to przekonamy się dopiero po pewnym czasie. Póki co nie wiem nawet do czego mógłbym użyć F13. Jestem zadowolony z tego zakupu. Dzięki braku potrzeby opłacenia podatku VAT zapłaciłem za całość dokładnie 2936,12 złotych. Skutecznie obniżył cenę też zerowy koszt stabilizatorów, bo te dostałem za darmo. Właściwie jedynie przełączniki (280zł) i keycapy (525zł) musiałem dołożyć do reszty klawiatury. Wychodzi zatem, że jest to teraz moja najtańsza klawiatura! Z jednej strony mnie to cieszy, bo mniej pieniędzy wydanych tutaj to więcej wydanych gdzie indziej, ale z drugiej strony nie mogę się pochwalić, że Mr. Suit to klawiatura za trzy tysiące złotych.